Od dłuższego czasu głośno jest w naszym kraju o mniejszości polskiej na Litwie i jej problemach. To nowość, bo wcześniej niektórzy nie zdawali sobie nawet sprawy, że na Litwie mieszkają jacyś Polacy.
Od dłuższego czasu głośno jest w naszym kraju o mniejszości polskiej na Litwie i jej problemach. To nowość, bo wcześniej niektórzy nie zdawali sobie nawet sprawy, że na Litwie mieszkają jacyś Polacy. Teraz wiedzą. Wiedzą nawet, że nie mają tam raju, że co chwilę wybuchają konflikty z państwem litewskim, a to o polskie szkolnictwo, a to o pisownię nazwisk, a to o tabliczki z nazwami ulic i o dziesiątki, czy setki innych spraw. To budzi w Polsce zdziwienie, biorące się głównie stąd, że przeciętny Polak wie na temat Litwy tyle, że “ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie”, więc skoro mieliśmy wspólne państwo i wspólnego Mickiewicza, to nie wiadomo dlaczego teraz nas tam nie lubią.
Niektórzy ten brak sympatii tłumaczą sobie geopolityką. Zerkają na mapę i widzą, że Litwa jest małym krajem, a Polska jest jej większym i silniejszym sąsiadem, innymi słowy, że jesteśmy dla Litwy czymś takim jak Niemcy dla nas. A czym przez wieki były dla nas Niemcy? Były państwem, z którym mieliśmy na pieńku i od którego zbieraliśmy bęcki, były zaborcą i okupantem, który niewolił, germanizował, a niekiedy także mordował Polaków, który budził w nas niechęć, a jednocześnie zawiść. Jeśli więc Litwini analogicznie postrzegają Polskę, to nie ma się co dziwić, że nie żywią do niej zbyt ciepłych uczuć. Trzeba ich zatem zrozumieć. Tak przynajmniej twierdzą niektórzy, ale ja do nich nie należę. Owszem, to prawda, że wielu Litwinów widzi Polskę w ten sposób, że jesteśmy z ich punktu widzenia “Niemcami” Litwy. Ale jeśli przyjrzymy się historii stosunków polsko-litewskich, to zauważymy, że jest w niej parę rzeczy, które zdecydowanie odróżniają je od stosunków niemiecko-polskich.
Po pierwsze, Polska nigdy nie podbiła Litwy, nie okupowała jej, nie podzieliła się nią w traktacie rozbiorowym z Rosją. Unia zawarta między naszymi państwami była dobrowolna i wynikała z posiadania wspólnego wroga, jakim byli krzyżacy. Obie strony wyciągnęły z niej korzyści, nie tylko Polska. Dzięki unii Litwa zyskała sprzymierzeńca w walce z Zakonem i z Moskwą, a litewscy i ruscy bojarzy uzyskali prawa i przywileje polskiej szlachty.
Po drugie, Polacy nigdy nie próbowali spolonizować Litwinów. Nie było polskiej Hakaty, nie było nacisków administracyjnych, nie było nagród za porzucenie starego języka, ani kar za trwanie przy nim. Polonizacja litewskiej szlachty i mieszczaństwa ( a w XIX wieku także części chłopstwa ) odbywała się dobrowolnie. Co więcej, zanim do niej doszło, litewskie elity uległy rutenizacji. Językiem urzędowym Wielkiego Księstwa do 1697 roku nie był litewski, lecz starobiałoruski. I tak jak w przypadku polonizacji był to proces dobrowolny, zwłaszcza, że to nie Ruś podbiła Litwę, lecz Litwa zajęła większe, ludniejsze i lepiej rozwinięte od samej siebie ziemie ruskie.
W tym miejscu warto zresztą uporządkować pewne pojęcia i wyjaśnić sobie co w dawnych czasach znaczyły słowa “Litwa” i “Litwin”, a nie znaczyły one wcale tego samego, co dzisiaj. Litwa to było Wielkie Księstwo Litewskie, wielonarodowe państwo, które oprócz ziem dzisiejszej Litwy obejmowało także ziemie dzisiejszej Białorusi, a przez pewien czas także część Ukrainy i w którym było więcej Słowian niż Bałtów. Bałtyjskie elity uległy zresztą slawizacji, przyjmując najpierw język Rusinów, których podbiły, a następnie język polski. “Litwinami” natomiast nazywano wszystkich szlachciców zamieszkujących Litwę. I tych mówiących po litewsku i tych zruszczonych i tych spolonizowanych. Tych, którzy pochodzili w prostej linii od Giedymina, tych, którzy wywodzili się z ruskich bojarów i tych, którzy w XVII wieku przyjechali na wyludnioną wskutek rosyjskiego najazdu Litwę z przeludnionego Mazowsza lub z Wielkopolski. “Litwinem” nie był natomiast wówczas chłop mieszkający pod Wilnem i mówiący po litewsku, tak samo jak chłop mówiący po polsku i mieszkający pod Krakowem nie był “Polakiem”. W tamtych czasach o tym, czy ktoś należy do jakiegoś narodu, czy nie, decydowały bowiem kryteria stanowe i terytorialne, a język i pochodzenie nie miały znaczenia. Zmieniło się to dopiero w XIX wieku, gdy dawne podziały stanowe zaczęły tracić na znaczeniu i gdy narodził się nacjonalizm. Dopiero wtedy pojawiło się pojęcie “Litwina” jako osoby mówiącej po litewsku i “Polaka” jako osoby mówiącej po polsku.
W XIX wieku po polsku mówiły na Litwie szlachta i mieszczaństwo ( nie wszędzie, bo na Żmudzi wielu przedstawicieli tych warstw mówiło po litewsku, a w całym kraju wśród mieszczan było wielu Żydów, mówiących w jidysz ). Litewski był natomiast językiem chłopów ( też nie wszędzie, bo w białoruskiej części Wielkiego Księstwa chłopi mówili po białorusku, a na Wileńszczyźnie i Laudzie zaczęli mówić po polsku ). Grupa litewskich intelektualistów ( wywodzących się w dużej części z polskojęzycznych rodzin szlacheckich ) uznała to za dowód ucisku Litwinów przez “polskich panów” ( choć “polscy panowie” też uważali się za Litwinów, myśląc jeszcze dawnymi kategoriami ). Polacy zostali obwinieni o to, że język litewski stał się językiem chłopów, choć nie mieli na to większego wpływu. Zostali obwinieni też o to, że wciąż im mało i że nawet chłopstwo chcą spolonizować, choć procesy polonizacyjne, faktycznie zachodzące w tej warstwie, były zupełnie dobrowolne, oddolne i spontaniczne. Dlatego właśnie litewski nacjonalizm przybrał u swoich źródeł antypolski charakter. Tak zostało mu zresztą do dziś.
Niektórzy w tym miejscu powiedzą pewnie, że zostało, bo Polacy uwzięli się na Litwinów, chcieli ich na siłę zatrzymać przy Polsce i zabrali im Wilno. Z tym również trudno się zgodzić, ale sprawa jest skomplikowana, więc trzeba omówić ją dokładniej. Otóż w 1918 roku Polska i Litwa odzyskały niepodległość. Pojawił się wówczas problem przynależności państwowej Wilna. Polacy twierdzili, że Wilno należy się im, bo są w tym mieście większością ( według danych pochodzących z niemieckiego spisu ludności, przeprowadzonego na Litwie w 1916 roku, Polacy stanowili w Wilnie 53,3% mieszkańców, podczas gdy Litwini tylko 1,9% ). Zresztą nie tylko w mieście, bo w większości wiejskich gmin Wileńszczyzny również. Litwini argumentowali natomiast, że Wilno to historyczna stolica ich kraju, więc nie można im jej odbierać. Argument mocny, ale chybiony. Litwini nie wznosili bowiem swojego nowego państwa na fundamentach historycznych, tylko na etnicznych. Republika Litewska nie była kontynuacją WKL, bo gdyby była, to byłaby wielokulturowym państwem w unii z Polską, oprócz Litwy etnicznej obejmującym także Białoruś, w którym oficjalny status przysługiwałby nie tylko językowi litewskiemu, ale też polskiemu i białoruskiemu. Litwini wybrali jednak inną drogę, postanowili nie upodabniać się do WKL i stworzyć “Litwę dla Litwinów”. Litwinów w znaczeniu etnicznym, nie historycznym. Nie twierdzę, że było to coś złego. Było to zgodne z powszechną tendecją, panującą na początku XX wieku w naszej części świata. Litwini mieli prawo wybrać własną drogę i nikt nie może ich za to potępiać. Jeśli jednak zdecydowali się na budowę państwa etnicznego, to powinni być konsekwentni i sięgać tylko po te tereny, które były w większości litewskie, zapominając o tych, które kiedyś należały do Litwy, ale których mieszkańcy za Litwinów już się nie uważali. Zamiast tego chcieli zjeść ciastko i je mieć. Oczywiście inne narody, w tym Polacy, nie były wcale lepsze i też chciały włączać do swoich państw narodowych tereny, które z etnicznego i językowego punktu widzenia pasowały do nich jak pięść do nosa. Wszyscy kierowali się podobną hipokryzją, używając ( w zależności od tego co było w danym wypadku wygodniejsze ) raz argumentów etnicznych, a raz historycznych. Ale dziś nikt już sobie tamtych spraw nie wypomina. Niemcy nie mają do nas pretensji o powstanie wielkopolskie, my nie mamy pretensji do Ukraińców o próbę zajęcia Galicji Wschodniej. A Litwini pretensje o “bunt Żeligowskiego” będą mieli już chyba zawsze.
Na początku tego tekstu stwierdziłem, że w oczach Litwinów jesteśmy ich “Niemcami”. W Polsce było, a i chyba jest nadal, sporo osób obawiających się rewanżyzmu i żądań zmian terytorialnych ze strony Niemiec. Na Litwie jest podobnie, tylko bardziej, tam istnieje autentyczny strach przed tym, że Polacy zabiorą Litwie Wileńszczyznę. Strach irracjonalny, bo w Polsce nie ma żadnej liczącej się siły politycznej, która wysuwałaby pod adresem Litwy jakieś roszczenia terytorialne. Zwykli ludzie, nie mający pojęcia o polskiej polityce mogą tego nie wiedzieć, ale litewscy politycy powinni mieć tego świadomość. Zresztą skoro już mówimy o Niemcach, to trzeba powiedzieć, że Litwini też są w oczach litewskich Polaków “Niemcami”. Wiele razy spotkałem się z porównywaniem polityki władz litewskich wobec mniejszości polskiej do działań władz pruskich w Prowincji Poznańskiej podczas Kulturkampfu. Coś w tym zresztą jest. Prusacy, jak wiemy, prowadzili w Wielkopolsce akcję kolonizacyjną. Dziś Litwini chętnie osiedlają się na Wileńszczyźnie. I choć ma to charakter spontaniczny ( rząd do tego w żaden sposób nie zachęca ), to kilkanaście lat temu istniała możliwość “przeniesienia ziemi” spod np. Kowna pod Wilno. Polegało to na tym, że ktoś zasłużony dla Litwy, komu bolszewicy zabrali ziemię pod Kownem, mógł “odzyskać” ją pod Wilnem. Innym podobieństwem między Litwą a Prusami jest status języka polskiego w życiu publicznym. Prusacy usiłowali Polaków zgermanizować. Litwini Polaków nie lituanizują, ale starają się ograniczać obecność języka polskiego w przestrzeni publicznej. W prywatnej zresztą też. Chodzi tu o słynną sprawę polskich tablic i szyldów. Rozumiem, że władze Litwy nie zgadzają się, by polskich napisów używały instytucje publiczne, nawet w miejscowościach zamieszkiwanych w ponad 80% przez Polaków. Ale dlaczego nie pozwalają, by ktoś wywiesił tabliczkę z polską nazwą ulicy lub szyld z polskim napisem “Sklep spożywczy” na swoim własnym domu?
Konflikt na Litwie trwa nadal i będzie trwał jeszcze długo. Obie jego strony – Litwini i litewscy Polacy – uważają się za gospodarzy Wileńszczyzny i za spadkobierców Wielkiego Księstwa Litewskiego. I obie strony mają do tego podstawy oraz pełne prawo. Ważne jest, by ani jedni, ani drudzy nie przypisywali sobie wyłączności, bo bez tego zakończenie sporu nie będzie możliwe.
bardzo dobry tekst, moim
bardzo dobry tekst, moim zdaniem celnie oddający istotę sporu polsko – litewskiego.
co do dzisiejszej wizyty Tuska – lepiej późno niż wcale. Nie przepadam za nim ani za Sikorskim, ale ich działanie w tym przypadku bardzo mi się podoba, szczególnie przemówienie tego pierwszego dzisiaj po mszy w Wilnie. Mam nadzieje że nie jest to tylko zagranie pod publiczkę w Polsce przed zbliżającymi się wyborami. I że w końcu, po wielu latach i wielu rządach totalnej ignorancji, Macierz zainteresuje się coraz trudniejszym położeniem litewskiej Polonii.
twardziel
Tusk starał się zrobić wrażenie jakoby zdrowo opieprzył premiera Litwy w prywatnej rozmowie. Stwierdził też że jeśli Litwini będą grzeczni to Polska jakoś tam im się odwdzięczy.
może i sprawiał wrażenie a
może i sprawiał wrażenie a może i go opieprzył? Kto wie?
Nareszcie polski rząd na poważnie zajął się kłopotami litewskich Polaków. Nawet jeżeli to zrobił to przede wszystkim dla PR w Polsce. Jestem przekonany że na litewskich politykach dzisiejsza wizyta wywarła duże wrażenie.
bardzo dobry tekst, moim
bardzo dobry tekst, moim zdaniem celnie oddający istotę sporu polsko – litewskiego.
co do dzisiejszej wizyty Tuska – lepiej późno niż wcale. Nie przepadam za nim ani za Sikorskim, ale ich działanie w tym przypadku bardzo mi się podoba, szczególnie przemówienie tego pierwszego dzisiaj po mszy w Wilnie. Mam nadzieje że nie jest to tylko zagranie pod publiczkę w Polsce przed zbliżającymi się wyborami. I że w końcu, po wielu latach i wielu rządach totalnej ignorancji, Macierz zainteresuje się coraz trudniejszym położeniem litewskiej Polonii.
twardziel
Tusk starał się zrobić wrażenie jakoby zdrowo opieprzył premiera Litwy w prywatnej rozmowie. Stwierdził też że jeśli Litwini będą grzeczni to Polska jakoś tam im się odwdzięczy.
może i sprawiał wrażenie a
może i sprawiał wrażenie a może i go opieprzył? Kto wie?
Nareszcie polski rząd na poważnie zajął się kłopotami litewskich Polaków. Nawet jeżeli to zrobił to przede wszystkim dla PR w Polsce. Jestem przekonany że na litewskich politykach dzisiejsza wizyta wywarła duże wrażenie.
bardzo dobry tekst, moim
bardzo dobry tekst, moim zdaniem celnie oddający istotę sporu polsko – litewskiego.
co do dzisiejszej wizyty Tuska – lepiej późno niż wcale. Nie przepadam za nim ani za Sikorskim, ale ich działanie w tym przypadku bardzo mi się podoba, szczególnie przemówienie tego pierwszego dzisiaj po mszy w Wilnie. Mam nadzieje że nie jest to tylko zagranie pod publiczkę w Polsce przed zbliżającymi się wyborami. I że w końcu, po wielu latach i wielu rządach totalnej ignorancji, Macierz zainteresuje się coraz trudniejszym położeniem litewskiej Polonii.
twardziel
Tusk starał się zrobić wrażenie jakoby zdrowo opieprzył premiera Litwy w prywatnej rozmowie. Stwierdził też że jeśli Litwini będą grzeczni to Polska jakoś tam im się odwdzięczy.
może i sprawiał wrażenie a
może i sprawiał wrażenie a może i go opieprzył? Kto wie?
Nareszcie polski rząd na poważnie zajął się kłopotami litewskich Polaków. Nawet jeżeli to zrobił to przede wszystkim dla PR w Polsce. Jestem przekonany że na litewskich politykach dzisiejsza wizyta wywarła duże wrażenie.
boją się piątej kolumny
Solidny tekst i zgrabnie napisany, jak zwykle zresztą.
Litwini często pokazują przykład Białorusi, gdzie ich zdaniem Polska “dostała zlecenie” od mocarstw na pomoc w uwaleniu Łukaszenki przy użyciu polskiej mniejszości.
Boją się podobnej zmowy i jakiegoś zakulisowego przehandlowania Litwy w imię interesów Rosji, Niemiec, USA, i samego czarta Unijnego.
Tak to odebrałem po rozmowie z Litwinami miesiąc temu.
Dzięki. Tak, na Litwie są
Dzięki. Tak, na Litwie są osoby, które widzą w polskiej mniejszości “piątą kolumnę”, ale z zarzutem “dostaliście na nas białoruskie zlecenie” jeszcze się nie spotkałem. A jeśli chodzi o Białoruś, to tamtejsi Polacy nie mieli najmniejszego zamiaru uwalać Łukaszenki, dopóki nie zaczął się on wtrącać w działalność ZPB i decydować o tym kto może być prezesem Związku, a komu nie wolno. W ten sposób sam wepchnął znaczną część polskiej mniejszości w ramiona opozycji.
boją się piątej kolumny
Solidny tekst i zgrabnie napisany, jak zwykle zresztą.
Litwini często pokazują przykład Białorusi, gdzie ich zdaniem Polska “dostała zlecenie” od mocarstw na pomoc w uwaleniu Łukaszenki przy użyciu polskiej mniejszości.
Boją się podobnej zmowy i jakiegoś zakulisowego przehandlowania Litwy w imię interesów Rosji, Niemiec, USA, i samego czarta Unijnego.
Tak to odebrałem po rozmowie z Litwinami miesiąc temu.
Dzięki. Tak, na Litwie są
Dzięki. Tak, na Litwie są osoby, które widzą w polskiej mniejszości “piątą kolumnę”, ale z zarzutem “dostaliście na nas białoruskie zlecenie” jeszcze się nie spotkałem. A jeśli chodzi o Białoruś, to tamtejsi Polacy nie mieli najmniejszego zamiaru uwalać Łukaszenki, dopóki nie zaczął się on wtrącać w działalność ZPB i decydować o tym kto może być prezesem Związku, a komu nie wolno. W ten sposób sam wepchnął znaczną część polskiej mniejszości w ramiona opozycji.
boją się piątej kolumny
Solidny tekst i zgrabnie napisany, jak zwykle zresztą.
Litwini często pokazują przykład Białorusi, gdzie ich zdaniem Polska “dostała zlecenie” od mocarstw na pomoc w uwaleniu Łukaszenki przy użyciu polskiej mniejszości.
Boją się podobnej zmowy i jakiegoś zakulisowego przehandlowania Litwy w imię interesów Rosji, Niemiec, USA, i samego czarta Unijnego.
Tak to odebrałem po rozmowie z Litwinami miesiąc temu.
Dzięki. Tak, na Litwie są
Dzięki. Tak, na Litwie są osoby, które widzą w polskiej mniejszości “piątą kolumnę”, ale z zarzutem “dostaliście na nas białoruskie zlecenie” jeszcze się nie spotkałem. A jeśli chodzi o Białoruś, to tamtejsi Polacy nie mieli najmniejszego zamiaru uwalać Łukaszenki, dopóki nie zaczął się on wtrącać w działalność ZPB i decydować o tym kto może być prezesem Związku, a komu nie wolno. W ten sposób sam wepchnął znaczną część polskiej mniejszości w ramiona opozycji.