Ewa Kopacz przygotowywuje "plan B" dla polskiej służby zdrowia.
Ewa Kopacz przygotowywuje "plan B" dla polskiej służby zdrowia. Tym razem jest to plan "ratowania", nie "reformy", co nawet mnie cieszy, bo od dawna powtarzam, że polska służba zdrowia jest niereformowalna i nie warto nawet udawać, że jest inaczej. Z drugiej strony nie warto też jednak bawić się w jej "ratowanie", tu niczego się już uratować nie da, zresztą nawet gdyby się dało, to i tak nie warto. Tu można tylko zmienić cały system.
Obecnie system wygląda tak, że Kowalski z Nowakową płacą składki, które pobiera ZUS. ZUS bierze sobie 3% z tego, co przez niego przepłynie, a resztę wysyła do NFZ. Tam składki Kowalskiego i Nowakowej zostają zebrane do kupy ze składkami Wiśniewskich, Malinowskich, Kwiatkowskich i paru milionów innych ludzi, po czym idą na to, na co urzędnik da prikaz. A na co da, to już tylko odpowiednie urzędy wiedzą. Pieniądze podatników można przeznaczyć na leki i sprzęt, ale równie dobrze można je wtopić w oddłużanie jakiegoś nieudolnie zarządzanego szpitalika. Oczywiście nikt Kowalskiego z Nowakową nie pyta o zgodę na takie, a nie inne wykorzystywanie ich forsy, mało tego, Kowalski i Nowakowa nie mogą nawet w razie czego wybrać dowolnie szpitala, w którym chcą się leczyć. Nie ma żadnych wyborów, są wolne miejsca w szpitalu X i co mnie durna babo obchodzi, że ty wolisz się leczyć w szpitalu Y. Tam wszystko zajęte, karetka wiezie cię do X, a jak coś ci się nie podoba, to możesz skorzystać z usług drogiej, prywatnej, zagramanicznej kliniki. Oczywiście tylko wtedy, gdy masz pieniądze i to w dużych ilościach. Jeśli takowych nie posiadasz, albo po prostu nie chcesz płacić dwa razy ( składek nikt ci nie zwróci ), to możesz zawsze skorzystać z innych usług. Z usług pogrzebowych.
Tak wygląda polska służba zdrowia. Reformować się tego nie da, ratować nie warto, jedynym rozsądnym wyjściem jest zbudowanie wszystkiego od nowa. Jak? Zwyczajnie, trzeba dać pacjentom władzę nad ich składkami i odebrać szpitalom poczucie finansowej bezkarności. Mówiąc szczegółowiej, trzeba zrobić tak, by składki pobierał NFZ, bez "pośrednictwa" ZUS i bez potrącania "kosztów usługi". Pieniądze nie powinny wędrować jednak do kołchozowego wora kartofli NFZ, lecz powinny zostać ulokowane na prywatnym koncie każdego płatnika sładek w NFZ. Na takie konto wędrowałoby 80 – 90% składki, pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać. Na tym kończy się rola NFZ i zaczyna się rola pacjenta. Pacjent sam będzie decydował gdzie się chce leczyć i wybrany przez niego szpital/klinika/przychodnia, otrzyma odpowiednią sumę z jego konta składkowego. W ten sposób pieniądze dostaną tylko te szpitale, które będą potrafiły przyciągnąć do siebie pacjentów szybkością i jakością świadczonych usług. Pozostałe zbankrutują, ale nie oznacza to pozbawienia milionów ludzi dostępu do usług lekarskich. Oznacza to, że upadną tylko te szpitale, które będą nieudolnie zarządzane, niekonkurencyjne i nikomu niepotrzebne. Pozostałe będą miały się świetnie.
Dokładnie to samo trzeba zrobić z systemem edukacyjnym. Tu wprawdzie podatnik ma większą swobodę, bo może posłać swoje dziecko do jakiej szkoły chce, ale system i tak jest do dupy, bo o rozdziale wpływów podatkowych nie decyduje ani poziom szkoły, ani warunki nauczania, lecz budżet ustalony przez samorządowców. Co zrobić, żeby było inaczej, lepiej? Trzeba finansować szkoły za pomocą bonu edukacyjnego. Wtedy sytuacja jest jasna i normalna: rodzic płaci podatki, w zamian za co dostaje bon. Bon przekazuje szkole, do której chce posłać swoje dziecko. Pieniądze dostaną wtedy tylko te szkoły, które potrafią przyciągnąć nowych uczniów, a kontrola nad całym systemem edukacyjnym zostanie odebrana urzędnikom i przekazana rodzicom. Zanim usłyszę, że ten doktrynersko liberalny pomysł z klapkami na oczach spowoduje gwałtowny wzrost nierówności społecznych i zniszczy nasz cudowny system, wyjaśnię, że jednym z pierwszych krajów europejskich, które wprowadziły bon, była ultrasocjalna Szwecja. I co, kopara opadła? W takim razie powiem więcej, powiem, że Szwedzi są z tego systemu tak zadowoleni, że żaden kolejny rząd nie odważył się go zmienić i funkcjonuje on świetnie po dziś dzień, nie powodując przy tym, że jedne dzieci są traktowane i uczone lepiej od innych. Nic z tych rzeczy, pełna równosć, a przy tym wolność i rozsądek.
Dzisiaj, gdy wszyscy kłócą się o interwencjonizmy, o rolę rządu, o to, ile państwa powinno być w państwie, nikt nie chce zauważyć rzeczy prostych, a przy tym absurdalnych. Absurdem jest, że przeciętny Nowak może decydować o najważniejszych sprawach kraju, może wybierać rządzących i w referendum przyjmować lub odrzucać międzynarodowe traktaty, a nie ma prawa decydować o tym, na co zostaną przeznaczone podatki, które płaci. Szarej Kowalskiej daje się możliwość kreowania ustroju państwa i kształtu zjednoczonej Europy, a gdy chce zdecydować na co wyda własne pieniądze, zabrania się jej tego. To nie tylko absurd, to, cytując klasyka, mord na demokracji, bo nie ma i nie będzie prawdziwie demokratycznego systemu, dopóki państwo będzie odbierało ludziom kontrolę nad ich własnymi finansami, nawet wtedy, gdy nie jest to konieczne, mało tego, nawet wtedy, gdy jest to, jak w przypadku obecnego systemu zdrowotnego, szkodliwe. Powtórzę po raz kolejny, że ludziom trzeba dać wolność i pozwolić im działać, trzeba przestać traktować ich jak naiwne i niesamodzielne dzieci, które trzeba chronić na wszelkie możliwe sposoby i które można w ramach zapłaty za "ochronę" byle przekrętem oszwabić. Jeśli ludzie nie będą wolni i jeśli nie będą odpowiadać za swoje czyny, to żadnej demokracji nie będzie, będzie fasada, ustrój bandycko – pańszczyźniany. Ja się na taki ustrój nie zgadzam, Ty również musisz podjąć decyzję: jesteś za Wolnością, czy za niewolnictwem?
W Szwecji bon został
W Szwecji bon został wprowadzony w całym kraju. Owszem, nierówności między regionami są tam dużo mniejsze niż w Polsce, ale i tak taka Laponia musi się skryć w porównaniu do takiego Sztokholmu.
Piszesz, że po wprowadzeniu bonów będą równi i równiejsi, a to nieprawda. W Szwecji wprowadzono zasadę "bon plus zakaz pobierania opłat dodatkowych". W ten sposób po pierwsze uniknięto segregacji majątkowej w szkołach, a po drugie stworzono system, w którym uczniowie z biedniejszych rodzin mogą zdobywać edukację w lepszych niż poprzednio szkołach. Nikt nie powiedział przecież, że jeśli ktoś mieszka w małej wiejskiej gminie, to nie może udać się po naukę do niedalekiego miasta, gdzie i perspektywy są trochę szersze i poziom wyższy ( zresztą są i wiejskie szkoły o całkiem przyzwoitym poziomie ). Można ewentualnie wprowadzić w najbiedniejszych gminach szkolnictwo w pełni subsydiowane, jako uzupełnienie do krajowego systemu bonów, ale system taki, jak pokazał chociażby przykład Szwecji ( czy przykład brytyjskich przedszkoli ) jest systemem lepszym, niż to, co mamy obecnie.
W Szwecji bon został
W Szwecji bon został wprowadzony w całym kraju. Owszem, nierówności między regionami są tam dużo mniejsze niż w Polsce, ale i tak taka Laponia musi się skryć w porównaniu do takiego Sztokholmu.
Piszesz, że po wprowadzeniu bonów będą równi i równiejsi, a to nieprawda. W Szwecji wprowadzono zasadę "bon plus zakaz pobierania opłat dodatkowych". W ten sposób po pierwsze uniknięto segregacji majątkowej w szkołach, a po drugie stworzono system, w którym uczniowie z biedniejszych rodzin mogą zdobywać edukację w lepszych niż poprzednio szkołach. Nikt nie powiedział przecież, że jeśli ktoś mieszka w małej wiejskiej gminie, to nie może udać się po naukę do niedalekiego miasta, gdzie i perspektywy są trochę szersze i poziom wyższy ( zresztą są i wiejskie szkoły o całkiem przyzwoitym poziomie ). Można ewentualnie wprowadzić w najbiedniejszych gminach szkolnictwo w pełni subsydiowane, jako uzupełnienie do krajowego systemu bonów, ale system taki, jak pokazał chociażby przykład Szwecji ( czy przykład brytyjskich przedszkoli ) jest systemem lepszym, niż to, co mamy obecnie.
W Szwecji bon został
W Szwecji bon został wprowadzony w całym kraju. Owszem, nierówności między regionami są tam dużo mniejsze niż w Polsce, ale i tak taka Laponia musi się skryć w porównaniu do takiego Sztokholmu.
Piszesz, że po wprowadzeniu bonów będą równi i równiejsi, a to nieprawda. W Szwecji wprowadzono zasadę "bon plus zakaz pobierania opłat dodatkowych". W ten sposób po pierwsze uniknięto segregacji majątkowej w szkołach, a po drugie stworzono system, w którym uczniowie z biedniejszych rodzin mogą zdobywać edukację w lepszych niż poprzednio szkołach. Nikt nie powiedział przecież, że jeśli ktoś mieszka w małej wiejskiej gminie, to nie może udać się po naukę do niedalekiego miasta, gdzie i perspektywy są trochę szersze i poziom wyższy ( zresztą są i wiejskie szkoły o całkiem przyzwoitym poziomie ). Można ewentualnie wprowadzić w najbiedniejszych gminach szkolnictwo w pełni subsydiowane, jako uzupełnienie do krajowego systemu bonów, ale system taki, jak pokazał chociażby przykład Szwecji ( czy przykład brytyjskich przedszkoli ) jest systemem lepszym, niż to, co mamy obecnie.
W Szwecji bon został
W Szwecji bon został wprowadzony w całym kraju. Owszem, nierówności między regionami są tam dużo mniejsze niż w Polsce, ale i tak taka Laponia musi się skryć w porównaniu do takiego Sztokholmu.
Piszesz, że po wprowadzeniu bonów będą równi i równiejsi, a to nieprawda. W Szwecji wprowadzono zasadę "bon plus zakaz pobierania opłat dodatkowych". W ten sposób po pierwsze uniknięto segregacji majątkowej w szkołach, a po drugie stworzono system, w którym uczniowie z biedniejszych rodzin mogą zdobywać edukację w lepszych niż poprzednio szkołach. Nikt nie powiedział przecież, że jeśli ktoś mieszka w małej wiejskiej gminie, to nie może udać się po naukę do niedalekiego miasta, gdzie i perspektywy są trochę szersze i poziom wyższy ( zresztą są i wiejskie szkoły o całkiem przyzwoitym poziomie ). Można ewentualnie wprowadzić w najbiedniejszych gminach szkolnictwo w pełni subsydiowane, jako uzupełnienie do krajowego systemu bonów, ale system taki, jak pokazał chociażby przykład Szwecji ( czy przykład brytyjskich przedszkoli ) jest systemem lepszym, niż to, co mamy obecnie.
W Szwecji bon został
W Szwecji bon został wprowadzony w całym kraju. Owszem, nierówności między regionami są tam dużo mniejsze niż w Polsce, ale i tak taka Laponia musi się skryć w porównaniu do takiego Sztokholmu.
Piszesz, że po wprowadzeniu bonów będą równi i równiejsi, a to nieprawda. W Szwecji wprowadzono zasadę "bon plus zakaz pobierania opłat dodatkowych". W ten sposób po pierwsze uniknięto segregacji majątkowej w szkołach, a po drugie stworzono system, w którym uczniowie z biedniejszych rodzin mogą zdobywać edukację w lepszych niż poprzednio szkołach. Nikt nie powiedział przecież, że jeśli ktoś mieszka w małej wiejskiej gminie, to nie może udać się po naukę do niedalekiego miasta, gdzie i perspektywy są trochę szersze i poziom wyższy ( zresztą są i wiejskie szkoły o całkiem przyzwoitym poziomie ). Można ewentualnie wprowadzić w najbiedniejszych gminach szkolnictwo w pełni subsydiowane, jako uzupełnienie do krajowego systemu bonów, ale system taki, jak pokazał chociażby przykład Szwecji ( czy przykład brytyjskich przedszkoli ) jest systemem lepszym, niż to, co mamy obecnie.
W Szwecji bon został
W Szwecji bon został wprowadzony w całym kraju. Owszem, nierówności między regionami są tam dużo mniejsze niż w Polsce, ale i tak taka Laponia musi się skryć w porównaniu do takiego Sztokholmu.
Piszesz, że po wprowadzeniu bonów będą równi i równiejsi, a to nieprawda. W Szwecji wprowadzono zasadę "bon plus zakaz pobierania opłat dodatkowych". W ten sposób po pierwsze uniknięto segregacji majątkowej w szkołach, a po drugie stworzono system, w którym uczniowie z biedniejszych rodzin mogą zdobywać edukację w lepszych niż poprzednio szkołach. Nikt nie powiedział przecież, że jeśli ktoś mieszka w małej wiejskiej gminie, to nie może udać się po naukę do niedalekiego miasta, gdzie i perspektywy są trochę szersze i poziom wyższy ( zresztą są i wiejskie szkoły o całkiem przyzwoitym poziomie ). Można ewentualnie wprowadzić w najbiedniejszych gminach szkolnictwo w pełni subsydiowane, jako uzupełnienie do krajowego systemu bonów, ale system taki, jak pokazał chociażby przykład Szwecji ( czy przykład brytyjskich przedszkoli ) jest systemem lepszym, niż to, co mamy obecnie.
W Szwecji bon został
W Szwecji bon został wprowadzony w całym kraju. Owszem, nierówności między regionami są tam dużo mniejsze niż w Polsce, ale i tak taka Laponia musi się skryć w porównaniu do takiego Sztokholmu.
Piszesz, że po wprowadzeniu bonów będą równi i równiejsi, a to nieprawda. W Szwecji wprowadzono zasadę "bon plus zakaz pobierania opłat dodatkowych". W ten sposób po pierwsze uniknięto segregacji majątkowej w szkołach, a po drugie stworzono system, w którym uczniowie z biedniejszych rodzin mogą zdobywać edukację w lepszych niż poprzednio szkołach. Nikt nie powiedział przecież, że jeśli ktoś mieszka w małej wiejskiej gminie, to nie może udać się po naukę do niedalekiego miasta, gdzie i perspektywy są trochę szersze i poziom wyższy ( zresztą są i wiejskie szkoły o całkiem przyzwoitym poziomie ). Można ewentualnie wprowadzić w najbiedniejszych gminach szkolnictwo w pełni subsydiowane, jako uzupełnienie do krajowego systemu bonów, ale system taki, jak pokazał chociażby przykład Szwecji ( czy przykład brytyjskich przedszkoli ) jest systemem lepszym, niż to, co mamy obecnie.
W Szwecji bon został
W Szwecji bon został wprowadzony w całym kraju. Owszem, nierówności między regionami są tam dużo mniejsze niż w Polsce, ale i tak taka Laponia musi się skryć w porównaniu do takiego Sztokholmu.
Piszesz, że po wprowadzeniu bonów będą równi i równiejsi, a to nieprawda. W Szwecji wprowadzono zasadę "bon plus zakaz pobierania opłat dodatkowych". W ten sposób po pierwsze uniknięto segregacji majątkowej w szkołach, a po drugie stworzono system, w którym uczniowie z biedniejszych rodzin mogą zdobywać edukację w lepszych niż poprzednio szkołach. Nikt nie powiedział przecież, że jeśli ktoś mieszka w małej wiejskiej gminie, to nie może udać się po naukę do niedalekiego miasta, gdzie i perspektywy są trochę szersze i poziom wyższy ( zresztą są i wiejskie szkoły o całkiem przyzwoitym poziomie ). Można ewentualnie wprowadzić w najbiedniejszych gminach szkolnictwo w pełni subsydiowane, jako uzupełnienie do krajowego systemu bonów, ale system taki, jak pokazał chociażby przykład Szwecji ( czy przykład brytyjskich przedszkoli ) jest systemem lepszym, niż to, co mamy obecnie.
W Szwecji bon został
W Szwecji bon został wprowadzony w całym kraju. Owszem, nierówności między regionami są tam dużo mniejsze niż w Polsce, ale i tak taka Laponia musi się skryć w porównaniu do takiego Sztokholmu.
Piszesz, że po wprowadzeniu bonów będą równi i równiejsi, a to nieprawda. W Szwecji wprowadzono zasadę "bon plus zakaz pobierania opłat dodatkowych". W ten sposób po pierwsze uniknięto segregacji majątkowej w szkołach, a po drugie stworzono system, w którym uczniowie z biedniejszych rodzin mogą zdobywać edukację w lepszych niż poprzednio szkołach. Nikt nie powiedział przecież, że jeśli ktoś mieszka w małej wiejskiej gminie, to nie może udać się po naukę do niedalekiego miasta, gdzie i perspektywy są trochę szersze i poziom wyższy ( zresztą są i wiejskie szkoły o całkiem przyzwoitym poziomie ). Można ewentualnie wprowadzić w najbiedniejszych gminach szkolnictwo w pełni subsydiowane, jako uzupełnienie do krajowego systemu bonów, ale system taki, jak pokazał chociażby przykład Szwecji ( czy przykład brytyjskich przedszkoli ) jest systemem lepszym, niż to, co mamy obecnie.
No dobr4ze ale co zrobić np z
No dobr4ze ale co zrobić np z trzydziestolatkiem który nagle zaczyna chorowac on nie ma na koncie wiele uskładane bo pracuje dopiero trzy lata. A dzieci rodza ludzie których kontasa jeszcze prawie puste.
Ja przeca napisał
“pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać.”
Taki jest sens ubezpieczeń reasekuracyjnych. Ubezpieczają się wszyscy ale chorują i wymagają operacji tylko niektórzy. System się sprawdza dopóki nie dojdzie do epidemii. Ale wtedy ogłasza się stan wyjątkowy i nie ma problemu.
No dobr4ze ale co zrobić np z
No dobr4ze ale co zrobić np z trzydziestolatkiem który nagle zaczyna chorowac on nie ma na koncie wiele uskładane bo pracuje dopiero trzy lata. A dzieci rodza ludzie których kontasa jeszcze prawie puste.
Ja przeca napisał
“pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać.”
Taki jest sens ubezpieczeń reasekuracyjnych. Ubezpieczają się wszyscy ale chorują i wymagają operacji tylko niektórzy. System się sprawdza dopóki nie dojdzie do epidemii. Ale wtedy ogłasza się stan wyjątkowy i nie ma problemu.
No dobr4ze ale co zrobić np z
No dobr4ze ale co zrobić np z trzydziestolatkiem który nagle zaczyna chorowac on nie ma na koncie wiele uskładane bo pracuje dopiero trzy lata. A dzieci rodza ludzie których kontasa jeszcze prawie puste.
Ja przeca napisał
“pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać.”
Taki jest sens ubezpieczeń reasekuracyjnych. Ubezpieczają się wszyscy ale chorują i wymagają operacji tylko niektórzy. System się sprawdza dopóki nie dojdzie do epidemii. Ale wtedy ogłasza się stan wyjątkowy i nie ma problemu.
No dobr4ze ale co zrobić np z
No dobr4ze ale co zrobić np z trzydziestolatkiem który nagle zaczyna chorowac on nie ma na koncie wiele uskładane bo pracuje dopiero trzy lata. A dzieci rodza ludzie których kontasa jeszcze prawie puste.
Ja przeca napisał
“pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać.”
Taki jest sens ubezpieczeń reasekuracyjnych. Ubezpieczają się wszyscy ale chorują i wymagają operacji tylko niektórzy. System się sprawdza dopóki nie dojdzie do epidemii. Ale wtedy ogłasza się stan wyjątkowy i nie ma problemu.
No dobr4ze ale co zrobić np z
No dobr4ze ale co zrobić np z trzydziestolatkiem który nagle zaczyna chorowac on nie ma na koncie wiele uskładane bo pracuje dopiero trzy lata. A dzieci rodza ludzie których kontasa jeszcze prawie puste.
Ja przeca napisał
“pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać.”
Taki jest sens ubezpieczeń reasekuracyjnych. Ubezpieczają się wszyscy ale chorują i wymagają operacji tylko niektórzy. System się sprawdza dopóki nie dojdzie do epidemii. Ale wtedy ogłasza się stan wyjątkowy i nie ma problemu.
No dobr4ze ale co zrobić np z
No dobr4ze ale co zrobić np z trzydziestolatkiem który nagle zaczyna chorowac on nie ma na koncie wiele uskładane bo pracuje dopiero trzy lata. A dzieci rodza ludzie których kontasa jeszcze prawie puste.
Ja przeca napisał
“pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać.”
Taki jest sens ubezpieczeń reasekuracyjnych. Ubezpieczają się wszyscy ale chorują i wymagają operacji tylko niektórzy. System się sprawdza dopóki nie dojdzie do epidemii. Ale wtedy ogłasza się stan wyjątkowy i nie ma problemu.
No dobr4ze ale co zrobić np z
No dobr4ze ale co zrobić np z trzydziestolatkiem który nagle zaczyna chorowac on nie ma na koncie wiele uskładane bo pracuje dopiero trzy lata. A dzieci rodza ludzie których kontasa jeszcze prawie puste.
Ja przeca napisał
“pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać.”
Taki jest sens ubezpieczeń reasekuracyjnych. Ubezpieczają się wszyscy ale chorują i wymagają operacji tylko niektórzy. System się sprawdza dopóki nie dojdzie do epidemii. Ale wtedy ogłasza się stan wyjątkowy i nie ma problemu.
No dobr4ze ale co zrobić np z
No dobr4ze ale co zrobić np z trzydziestolatkiem który nagle zaczyna chorowac on nie ma na koncie wiele uskładane bo pracuje dopiero trzy lata. A dzieci rodza ludzie których kontasa jeszcze prawie puste.
Ja przeca napisał
“pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać.”
Taki jest sens ubezpieczeń reasekuracyjnych. Ubezpieczają się wszyscy ale chorują i wymagają operacji tylko niektórzy. System się sprawdza dopóki nie dojdzie do epidemii. Ale wtedy ogłasza się stan wyjątkowy i nie ma problemu.
No dobr4ze ale co zrobić np z
No dobr4ze ale co zrobić np z trzydziestolatkiem który nagle zaczyna chorowac on nie ma na koncie wiele uskładane bo pracuje dopiero trzy lata. A dzieci rodza ludzie których kontasa jeszcze prawie puste.
Ja przeca napisał
“pozostałe 10 – 20% ( co dałoby roczny zysk rzędu od 4,5 do 9 miliardów ) byłoby w ramach solidarności społecznej przekazywane na fundusz wspólny, z którego byłyby finansowane drogie terapie, zabiegi i operacje dla osób, które tych terapii, zabiegów i operacji potrzebują i których na ich samodzielne sfinansowanie nie stać.”
Taki jest sens ubezpieczeń reasekuracyjnych. Ubezpieczają się wszyscy ale chorują i wymagają operacji tylko niektórzy. System się sprawdza dopóki nie dojdzie do epidemii. Ale wtedy ogłasza się stan wyjątkowy i nie ma problemu.
Cóż, lepiej wprowadzać to
Cóż, lepiej wprowadzać to oddolnie niż wcale. A jeśli chodzi o "wywrócenie rządu", to w Szwecji też były takie obawy. Była wielka histeria, że Jezusie Nazareński, powstaną zaraz potężne nierówności, segregacja socjalna, a prywaciarze kierowani prymitywną żądzą zysku stworzą szkoły dla bogatych, olewające biedotę. Mimo to czarne proroctwa nie sprawdziły się, a bony zdobyły dużą popularność, która utrzymuje się zresztą do dziś. Moim zdaniem problemem nie jest to, że nie da się wprowadzić zmian, problemem jest przekonanie o tym, że się nie da. Jeśli ktoś się uprze, że coś jest niemożliwe, to faktycznie, to coś niemożliwe się staje.
Cóż, lepiej wprowadzać to
Cóż, lepiej wprowadzać to oddolnie niż wcale. A jeśli chodzi o "wywrócenie rządu", to w Szwecji też były takie obawy. Była wielka histeria, że Jezusie Nazareński, powstaną zaraz potężne nierówności, segregacja socjalna, a prywaciarze kierowani prymitywną żądzą zysku stworzą szkoły dla bogatych, olewające biedotę. Mimo to czarne proroctwa nie sprawdziły się, a bony zdobyły dużą popularność, która utrzymuje się zresztą do dziś. Moim zdaniem problemem nie jest to, że nie da się wprowadzić zmian, problemem jest przekonanie o tym, że się nie da. Jeśli ktoś się uprze, że coś jest niemożliwe, to faktycznie, to coś niemożliwe się staje.
Cóż, lepiej wprowadzać to
Cóż, lepiej wprowadzać to oddolnie niż wcale. A jeśli chodzi o "wywrócenie rządu", to w Szwecji też były takie obawy. Była wielka histeria, że Jezusie Nazareński, powstaną zaraz potężne nierówności, segregacja socjalna, a prywaciarze kierowani prymitywną żądzą zysku stworzą szkoły dla bogatych, olewające biedotę. Mimo to czarne proroctwa nie sprawdziły się, a bony zdobyły dużą popularność, która utrzymuje się zresztą do dziś. Moim zdaniem problemem nie jest to, że nie da się wprowadzić zmian, problemem jest przekonanie o tym, że się nie da. Jeśli ktoś się uprze, że coś jest niemożliwe, to faktycznie, to coś niemożliwe się staje.
Cóż, lepiej wprowadzać to
Cóż, lepiej wprowadzać to oddolnie niż wcale. A jeśli chodzi o "wywrócenie rządu", to w Szwecji też były takie obawy. Była wielka histeria, że Jezusie Nazareński, powstaną zaraz potężne nierówności, segregacja socjalna, a prywaciarze kierowani prymitywną żądzą zysku stworzą szkoły dla bogatych, olewające biedotę. Mimo to czarne proroctwa nie sprawdziły się, a bony zdobyły dużą popularność, która utrzymuje się zresztą do dziś. Moim zdaniem problemem nie jest to, że nie da się wprowadzić zmian, problemem jest przekonanie o tym, że się nie da. Jeśli ktoś się uprze, że coś jest niemożliwe, to faktycznie, to coś niemożliwe się staje.
Cóż, lepiej wprowadzać to
Cóż, lepiej wprowadzać to oddolnie niż wcale. A jeśli chodzi o "wywrócenie rządu", to w Szwecji też były takie obawy. Była wielka histeria, że Jezusie Nazareński, powstaną zaraz potężne nierówności, segregacja socjalna, a prywaciarze kierowani prymitywną żądzą zysku stworzą szkoły dla bogatych, olewające biedotę. Mimo to czarne proroctwa nie sprawdziły się, a bony zdobyły dużą popularność, która utrzymuje się zresztą do dziś. Moim zdaniem problemem nie jest to, że nie da się wprowadzić zmian, problemem jest przekonanie o tym, że się nie da. Jeśli ktoś się uprze, że coś jest niemożliwe, to faktycznie, to coś niemożliwe się staje.
Cóż, lepiej wprowadzać to
Cóż, lepiej wprowadzać to oddolnie niż wcale. A jeśli chodzi o "wywrócenie rządu", to w Szwecji też były takie obawy. Była wielka histeria, że Jezusie Nazareński, powstaną zaraz potężne nierówności, segregacja socjalna, a prywaciarze kierowani prymitywną żądzą zysku stworzą szkoły dla bogatych, olewające biedotę. Mimo to czarne proroctwa nie sprawdziły się, a bony zdobyły dużą popularność, która utrzymuje się zresztą do dziś. Moim zdaniem problemem nie jest to, że nie da się wprowadzić zmian, problemem jest przekonanie o tym, że się nie da. Jeśli ktoś się uprze, że coś jest niemożliwe, to faktycznie, to coś niemożliwe się staje.
Cóż, lepiej wprowadzać to
Cóż, lepiej wprowadzać to oddolnie niż wcale. A jeśli chodzi o "wywrócenie rządu", to w Szwecji też były takie obawy. Była wielka histeria, że Jezusie Nazareński, powstaną zaraz potężne nierówności, segregacja socjalna, a prywaciarze kierowani prymitywną żądzą zysku stworzą szkoły dla bogatych, olewające biedotę. Mimo to czarne proroctwa nie sprawdziły się, a bony zdobyły dużą popularność, która utrzymuje się zresztą do dziś. Moim zdaniem problemem nie jest to, że nie da się wprowadzić zmian, problemem jest przekonanie o tym, że się nie da. Jeśli ktoś się uprze, że coś jest niemożliwe, to faktycznie, to coś niemożliwe się staje.
Cóż, lepiej wprowadzać to
Cóż, lepiej wprowadzać to oddolnie niż wcale. A jeśli chodzi o "wywrócenie rządu", to w Szwecji też były takie obawy. Była wielka histeria, że Jezusie Nazareński, powstaną zaraz potężne nierówności, segregacja socjalna, a prywaciarze kierowani prymitywną żądzą zysku stworzą szkoły dla bogatych, olewające biedotę. Mimo to czarne proroctwa nie sprawdziły się, a bony zdobyły dużą popularność, która utrzymuje się zresztą do dziś. Moim zdaniem problemem nie jest to, że nie da się wprowadzić zmian, problemem jest przekonanie o tym, że się nie da. Jeśli ktoś się uprze, że coś jest niemożliwe, to faktycznie, to coś niemożliwe się staje.
Cóż, lepiej wprowadzać to
Cóż, lepiej wprowadzać to oddolnie niż wcale. A jeśli chodzi o "wywrócenie rządu", to w Szwecji też były takie obawy. Była wielka histeria, że Jezusie Nazareński, powstaną zaraz potężne nierówności, segregacja socjalna, a prywaciarze kierowani prymitywną żądzą zysku stworzą szkoły dla bogatych, olewające biedotę. Mimo to czarne proroctwa nie sprawdziły się, a bony zdobyły dużą popularność, która utrzymuje się zresztą do dziś. Moim zdaniem problemem nie jest to, że nie da się wprowadzić zmian, problemem jest przekonanie o tym, że się nie da. Jeśli ktoś się uprze, że coś jest niemożliwe, to faktycznie, to coś niemożliwe się staje.
Dziękuję.
I pozdrawiam.
Dziękuję.
I pozdrawiam.
Dziękuję.
I pozdrawiam.
Dziękuję.
I pozdrawiam.
Dziękuję.
I pozdrawiam.
Dziękuję.
I pozdrawiam.
Dziękuję.
I pozdrawiam.
Dziękuję.
I pozdrawiam.
Dziękuję.
I pozdrawiam.
Dlatego mój pomysł przewiduje
Dlatego mój pomysł przewiduje istnienie NFZ. Różnica polega na tym, że przestanie on być kołchozem. Do wspólnego worka pójdzie 10 – 20% z każdej składki, co pozwoli na finansowanie leczenia tych, którzy z różnych powodów kasy na leczenie nie mają, a pozostałe 80 – 90% pozostanie na osobistym koncie pacjenta, z którego będzie korzystał tylko sam pacjent ( z rodziną ) i tylko wtedy, gdy będzie mu to potrzebne. Jeśli w tym roku się nie rozchoruje, to pieniądze przejdą mu na następny rok i w razie czego będzie miał dwa razy więcej na leczenie.
Canned Head: dziękuję, że wyręczyłeś mnie w odpowiedzi. Pozdrawiam.
Dlatego mój pomysł przewiduje
Dlatego mój pomysł przewiduje istnienie NFZ. Różnica polega na tym, że przestanie on być kołchozem. Do wspólnego worka pójdzie 10 – 20% z każdej składki, co pozwoli na finansowanie leczenia tych, którzy z różnych powodów kasy na leczenie nie mają, a pozostałe 80 – 90% pozostanie na osobistym koncie pacjenta, z którego będzie korzystał tylko sam pacjent ( z rodziną ) i tylko wtedy, gdy będzie mu to potrzebne. Jeśli w tym roku się nie rozchoruje, to pieniądze przejdą mu na następny rok i w razie czego będzie miał dwa razy więcej na leczenie.
Canned Head: dziękuję, że wyręczyłeś mnie w odpowiedzi. Pozdrawiam.
Dlatego mój pomysł przewiduje
Dlatego mój pomysł przewiduje istnienie NFZ. Różnica polega na tym, że przestanie on być kołchozem. Do wspólnego worka pójdzie 10 – 20% z każdej składki, co pozwoli na finansowanie leczenia tych, którzy z różnych powodów kasy na leczenie nie mają, a pozostałe 80 – 90% pozostanie na osobistym koncie pacjenta, z którego będzie korzystał tylko sam pacjent ( z rodziną ) i tylko wtedy, gdy będzie mu to potrzebne. Jeśli w tym roku się nie rozchoruje, to pieniądze przejdą mu na następny rok i w razie czego będzie miał dwa razy więcej na leczenie.
Canned Head: dziękuję, że wyręczyłeś mnie w odpowiedzi. Pozdrawiam.
Dlatego mój pomysł przewiduje
Dlatego mój pomysł przewiduje istnienie NFZ. Różnica polega na tym, że przestanie on być kołchozem. Do wspólnego worka pójdzie 10 – 20% z każdej składki, co pozwoli na finansowanie leczenia tych, którzy z różnych powodów kasy na leczenie nie mają, a pozostałe 80 – 90% pozostanie na osobistym koncie pacjenta, z którego będzie korzystał tylko sam pacjent ( z rodziną ) i tylko wtedy, gdy będzie mu to potrzebne. Jeśli w tym roku się nie rozchoruje, to pieniądze przejdą mu na następny rok i w razie czego będzie miał dwa razy więcej na leczenie.
Canned Head: dziękuję, że wyręczyłeś mnie w odpowiedzi. Pozdrawiam.
Dlatego mój pomysł przewiduje
Dlatego mój pomysł przewiduje istnienie NFZ. Różnica polega na tym, że przestanie on być kołchozem. Do wspólnego worka pójdzie 10 – 20% z każdej składki, co pozwoli na finansowanie leczenia tych, którzy z różnych powodów kasy na leczenie nie mają, a pozostałe 80 – 90% pozostanie na osobistym koncie pacjenta, z którego będzie korzystał tylko sam pacjent ( z rodziną ) i tylko wtedy, gdy będzie mu to potrzebne. Jeśli w tym roku się nie rozchoruje, to pieniądze przejdą mu na następny rok i w razie czego będzie miał dwa razy więcej na leczenie.
Canned Head: dziękuję, że wyręczyłeś mnie w odpowiedzi. Pozdrawiam.
Dlatego mój pomysł przewiduje
Dlatego mój pomysł przewiduje istnienie NFZ. Różnica polega na tym, że przestanie on być kołchozem. Do wspólnego worka pójdzie 10 – 20% z każdej składki, co pozwoli na finansowanie leczenia tych, którzy z różnych powodów kasy na leczenie nie mają, a pozostałe 80 – 90% pozostanie na osobistym koncie pacjenta, z którego będzie korzystał tylko sam pacjent ( z rodziną ) i tylko wtedy, gdy będzie mu to potrzebne. Jeśli w tym roku się nie rozchoruje, to pieniądze przejdą mu na następny rok i w razie czego będzie miał dwa razy więcej na leczenie.
Canned Head: dziękuję, że wyręczyłeś mnie w odpowiedzi. Pozdrawiam.
Dlatego mój pomysł przewiduje
Dlatego mój pomysł przewiduje istnienie NFZ. Różnica polega na tym, że przestanie on być kołchozem. Do wspólnego worka pójdzie 10 – 20% z każdej składki, co pozwoli na finansowanie leczenia tych, którzy z różnych powodów kasy na leczenie nie mają, a pozostałe 80 – 90% pozostanie na osobistym koncie pacjenta, z którego będzie korzystał tylko sam pacjent ( z rodziną ) i tylko wtedy, gdy będzie mu to potrzebne. Jeśli w tym roku się nie rozchoruje, to pieniądze przejdą mu na następny rok i w razie czego będzie miał dwa razy więcej na leczenie.
Canned Head: dziękuję, że wyręczyłeś mnie w odpowiedzi. Pozdrawiam.
Dlatego mój pomysł przewiduje
Dlatego mój pomysł przewiduje istnienie NFZ. Różnica polega na tym, że przestanie on być kołchozem. Do wspólnego worka pójdzie 10 – 20% z każdej składki, co pozwoli na finansowanie leczenia tych, którzy z różnych powodów kasy na leczenie nie mają, a pozostałe 80 – 90% pozostanie na osobistym koncie pacjenta, z którego będzie korzystał tylko sam pacjent ( z rodziną ) i tylko wtedy, gdy będzie mu to potrzebne. Jeśli w tym roku się nie rozchoruje, to pieniądze przejdą mu na następny rok i w razie czego będzie miał dwa razy więcej na leczenie.
Canned Head: dziękuję, że wyręczyłeś mnie w odpowiedzi. Pozdrawiam.
Dlatego mój pomysł przewiduje
Dlatego mój pomysł przewiduje istnienie NFZ. Różnica polega na tym, że przestanie on być kołchozem. Do wspólnego worka pójdzie 10 – 20% z każdej składki, co pozwoli na finansowanie leczenia tych, którzy z różnych powodów kasy na leczenie nie mają, a pozostałe 80 – 90% pozostanie na osobistym koncie pacjenta, z którego będzie korzystał tylko sam pacjent ( z rodziną ) i tylko wtedy, gdy będzie mu to potrzebne. Jeśli w tym roku się nie rozchoruje, to pieniądze przejdą mu na następny rok i w razie czego będzie miał dwa razy więcej na leczenie.
Canned Head: dziękuję, że wyręczyłeś mnie w odpowiedzi. Pozdrawiam.
Słabo znam się finansach zdrowia, ale sobie popiszę
Ostatnio sporo osób wypowiada się w tematach, o których ma średnie lub nikłe pojęcie. Mógłbym, co prawda, poczekać na powrót żony, która się na tym zna, ale ponieważ wraca dopiero w niedziele to czekał nie będę. Do niedzieli temat mógłby zniknąć w czeluściach archiwum.
Ostatnio w szpitalu nie bywam, ale pewnie niewiele się zmieniło od czasu, gdy odwiedziłem tych szpitali w ciągu pół roku aż trzy. Pamiętam dobrze – łóżek tam wolnych nigdy nie było, a na przyjęcie pacjent czekał od kilku tygodni do kilku miesięcy. Z tego co słyszę to jest tak niestety nadal. Tak więc finansowanie ochrony zdrowia … no dobrze, nie znam się na finansach w opiece zdrowotnej tak dobrze jak Posłanka Mucha (nie, nie to nie moja żona, chociaż … no dobrze, przyznam się Kuraku – poznałem Panią Muchę osobiście i głosowałem na nią ufff), więc napiszę o samochodach, bo na tym zna się każdy.
Wyobraźmy sobie, że w warsztatach samochodowych brakuje stanowisk obsługi, a na naprawę czy przegląd czeka się miesiącami. Rynek reguluje to w sposób oczywisty. Obecne na rynku warsztaty podnoszą ceny aż do momentu zrównania popytu z podażą (no drogo się robi, a usługa byle jaka), a wysoka marża, którą taka nierównowaga generuje przyciąga nowych chętnych na “warsztatowy” interes. Po pewnym czasie, potrzebnym na budowę i organizację nowego warsztatu, konkurencja spowodowana wejściem na rynek nowych zakładów wymusza spadek cen na naprawę, remont czy też przegląd. Pojawiają się pierwsze bankructwa warsztatów, o których w czasach niedoboru nie mogło nawet być mowy.
No dobrze, a teraz niech ktoś to opisze na przykładzie szpitali, bo ja nie potrafię. Może po niedzieli skonfrontuję to z tym co mi powie żona. Powodzenia.
Na przykładzie szpitali to
Na przykładzie szpitali to wygląda tak: funkcjonują różne typy szpitali, prywatne, państwowe, do wyboru do koloru. Te szpitale konkurują ze sobą we wszelkich możliwych konfiguracjach ( państwowe – prywatne, państwowe – państwowe, prywatne – prywatne, itd. ) i na wszelkie możliwe sposoby ( jakość usług oraz szybkość obsługi, w tym czas oczekiwania na operację, czy wolne miejsce ). Cennik usług może być nawet jednolity dla całego kraju, czy regionu, wtedy decyduje tylko jakość i szybkość. Szpitale, które potrafią przekonać do siebie pacjentów zarabiają ( pieniądze ze składek ), pozostałe okazują się niepotrzebne i bankrutują. Z czasem, gdy system okrzepnie, można wprowadzić konkurencję cenową. Na początek wystarczy jakakolwiek konkurencja, obecnie nie ma żadnej.
Ja, napisałem, że brakuje łóżek,
a w wielu przypadkach nie da się tych pacjentów szybciej “przez kanał” przepuścić. Startujemy od przewagi popytu.
Więc trzeba zwiększyć podaż.
Tu istnieje wielkie pole do popisu dla komisji "Przyjazne Państwo", która powinna wprowadzić takie zmiany w prawie, by podjęcie działalnosci, również w branży leczniczej, było nieobciążone milionami opłat, pozwoleń i koncesji, co niestety ma miejsce. W ten sposób powstaną nowe szpitale i ośrodki zdrowia. Lekarze będą pracować bardziej wydajnie ( bo będą wiedzieli, że w razie czego pacjent – teraz już klient, a nie petent – pójdzie do konkurencji ), a jeśli leczenie będzie przynosiło zyski ( będzie, bo składki zostaną przeznaczone właśnie na leczenie, a nie na tysięczne oddłużanie bankrutów ), to na studiach medycznych pojawią się nowi chętni do zdobycia zawodu.
Poza tym nie przesadzajmy tak z tą przewagą popytu. Zdarza się nierzadko, że jeśli zrobisz lekarzowi "prezent", to łóżko się znajdzie. Wprowadzenie do służby zdrowia mechanizmów rynkowych rozwiąże ten problem, bo lecznictwo będzie mniej zbiurokratyzowane, poza tym będzie musiało walczyć o klientów, a korupcją ich nie przyciągnie.
Co do komisji Palikota zgoda Ja,
jednak jesteśmy tu i teraz i nowych szpitali tak szybko nie wybudujemy. Mój wpis motoryzacyjny był lekką prowokacją, gdyż chciałem tylko zasygnalizować, że czystego liberalizmu w służbie zdrowia w chwili obecnej być nie może i pewnie raczej nie możliwy jest on również w nieodległej przyszłości. Proponujesz dać pieniądze klientowi do dyspozycji, aby sam decydował na co i gdzie je wydać. OK, ale tak jak napisałem łóżko jest w tej chwili dobrem rzadkim, więc jak sobie wyobrażasz wolny wybór? Zróżnicować dostępność od oferowanej przez Ciebie za usługę leczenia kwoty? Ograniczenie kwoty za daną procedurę jednak być musi, gdyż szybko by się okazało, że z Twojego jak mniemam nie biednego bonu szybko by Ci na waciki w tym szpitalu zabrakło, bo z ceną dyrektor szpitala pewnie by się nie samoograniczał. Można by było co prawda wprowadzić system gwiazdek podobny do hotelowego, który kontrolowałby regulator (NFZ), gdzie za pięć gwiazdek świadczących o ponadprzeciętnej usłudze płaciłbyś więcej i był lepiej obsłużony, ale czy to by rozwiązało problem dostępności służby zdrowia? Pomijam oczywiście problem społecznej akceptacji dla takiej kategoryzacji szpitali.
PS
Ten pacjent za “prezent” niemal na 100% wydłużył oczekiwanie jna łóżko jakiegoś innego.
PS2
Nie znam się na systemach ochrony zdrowia, ale kilka lat temu pomagałem żonie tłumacząc teksty zagraniczne na temat różnych systemów na świecie. Niewiele z tego pamiętam, ale dobrego systemu za małą kasę raczej bym nie zapomniał.
W “moim” systemie problemy
W "moim" systemie problemy nie znikną oczywiście w dwa dni. Na początku będzie, jak zauważyłeś, przewaga popytu nad podażą i choć ta przewaga zniknie, to proces jej zanikania będzie niezbyt szybki. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę i nie mówię, że będą się działy "cudy". "Mój" system ma jednak tę zaletę, że jest logiczny. Jest oparty na pragmatyźmie ( służba zdrowia będzie urynkowiona, ale nie będzie poddana regułom czysto liberalnym; będzie istniał fundusz społeczny, czyli te 10 – 20% każdej składki, poza tym będzie jednolity cennik, przynajmniej na początku, a jeśli będzie się sprawdzał, to i później ) i na zdrowym rozsądku, dlatego rozwiązywanie problemów takich jak zbyt mała podaż będzie w nim możliwe ( wspomniane ułatwienia w zakładaniu nowych placówek, konkurencja, przeznaczanie pieniędzy na konkretne i potrzebne cele i działania ). W obecnym systemie żaden problem nie może być rozwiązany, bo obecny system opiera się na oddłużaniu publicznymi pieniędzmi szpitali nieudolnie zarządzanych i przynoszących straty, co prowadzi do braku pieniędzy na nowy sprzęt, nowych lekarzy, nowe łóżka. Takiego systemu nie można zreformować, bo ten system to błędne koło, które trzeba po prostu przeciąć, a przeciąć nie da się inaczej jak tylko w sposób proponowany przeze mnie. Chyba, że chcesz, by zarówno szpitale, jak i ubezpieczalnie zostały natychmiast sprywatyzowane, ceny uwolnione, a biedota pozostawiona samej sobie i "znachorom", ale wydaje mi się, że mój pomysł jest bardziej realistyczny i ma większe szanse na akceptację społeczną.
Chyba się Ja nie rozumiemy
No dobrze, więc jeszcze raz wytłumacz mi, proszę. Zakładamy, że ilość szpitali i łóżek mamy taką jaką mamy, tak? Dostaję z Twojego systemu bon i idę z nim do szpitala, który uważam za najlepszy, tak? W szpitalu tym dowiaduję się, że ponieważ są nalepsi to na zbieg muszę czekać dwa lata, bo takie wzięcie u pacjentów mają. Co mi odpowiedzą, gdy zapytam, że nie chcę czekać i chciałby zapłacić?
a) że nie ma takiej możliwości
b) że mogę zapłacić dodatkowym bonem
c) że mogę zapłacić gtówką swoją lub mojego prywatnego ubezpieczyciela
Jeżeli a to pójdę do pierwszego lepszego szpitala, gdzie są wolne łóżka, bo pewnie nie będę mógł czekać. Wartość bonów jaką tam zostawię będzie identyczna z wartością bonów zostawianych przez pacjentów w szpitalu najlepszym.
PS
Nie jestem pewien, ale pieniądze z NFZ, czyli ze składek zdrowotnych nie idą na odłużenie. Pieniądze na to mają pochodzić z budżetu.
Nie rozumiemy się.
Bon ma być oświatowy. No, to akurat szczegół. Obecnie, jak sam zauważasz, brakuje "łóżek". Dlaczego ich brakuje? Bo brakuje kasy. Szpital ma tyle pieniędzy, ile ma i nie stać go na zatrudnienie nowych lekarzy, zakup nowego sprzętu, czy choćby na kupno nowych łóżek. Skąd się bierze brak kasy? Z wielu źródeł. A to ZUS weźmie sobie 3% składkowych pieniędzy, a to rząd oddłuży jakiś podupadający kołchoz. Czy oddłuży ze składek, czy z podatków, to nie ma znaczenia i tak za wszystko płacą pacjenci. Brak kasy jest też często winą złego zarządzania, zdarza się, że dyrektorami szpitali zostają ludzie bez odpowiednich kompetencji, potrafiący łatwo wydawać pieniądze ( często na rzeczy średnio potrzebne ) i jednocześnie nie mający talentu do ich zarabiania. Gdyby zmienić ten system, postawić na czele szpitali speców od zarządzania, pozbyć się ZUSowskich "pośredników" i zrezygnować z oddłużania ( a pieniądze przeznaczane dotąd na ten cel przesunąć z podatku na składki ), to pieniądze by się znalazły. Oczywiście początkowo nie byłoby to jakieś bógwico, ale lepsze coś, niż paromiliardowy dług. Gdyby do tego pobudzić konkurencję poprzez ułatwienia w zakładaniu nowych szpitali, to wzrosłaby i liczba łóżek i motywacja do dalszego zarabiania, a wiadomo, że więcej pieniędzy = więcej łóżek. To wszystko nie dokonałoby się oczywiście w ciągu jednego dnia i ani przez sekundę tak nie twierdziłem, to proces na parę kwartałów, jeśli nie na parę lat, ale doprowadziłoby to do stopniowej, zauważalnej poprawy. Wdrożenie takiego systemu byłoby wskazane, nie mamy zresztą nic do stracenia, to co mamy teraz to jeden wielki żal.
Czyli na początku zoptymalizować i uszczelnić
system, a potem dać pieniądze tak jak proponuje Minister Kopacz? Bon czy też konto indywidualne później?
A po co czekać? Nie mamy
A po co czekać? Nie mamy niczego do stracenia. W proponowanym przeze mnie systemie nie będzie gorzej ( szpitale nie stracą nagle funduszy, po prostu decyzje o dawaniu szpitalowi pieniędzy będą podejmować pacjenci, a nie urzędnicy ), może być tylko tak samo źle, albo lepiej. Skoro jest więc szansa na poprawę, nieobciążona praktycznie żadnym ryzykiem, to po co zwlekać i trzymać się kurczowo tego, co jest?
Słabo znam się finansach zdrowia, ale sobie popiszę
Ostatnio sporo osób wypowiada się w tematach, o których ma średnie lub nikłe pojęcie. Mógłbym, co prawda, poczekać na powrót żony, która się na tym zna, ale ponieważ wraca dopiero w niedziele to czekał nie będę. Do niedzieli temat mógłby zniknąć w czeluściach archiwum.
Ostatnio w szpitalu nie bywam, ale pewnie niewiele się zmieniło od czasu, gdy odwiedziłem tych szpitali w ciągu pół roku aż trzy. Pamiętam dobrze – łóżek tam wolnych nigdy nie było, a na przyjęcie pacjent czekał od kilku tygodni do kilku miesięcy. Z tego co słyszę to jest tak niestety nadal. Tak więc finansowanie ochrony zdrowia … no dobrze, nie znam się na finansach w opiece zdrowotnej tak dobrze jak Posłanka Mucha (nie, nie to nie moja żona, chociaż … no dobrze, przyznam się Kuraku – poznałem Panią Muchę osobiście i głosowałem na nią ufff), więc napiszę o samochodach, bo na tym zna się każdy.
Wyobraźmy sobie, że w warsztatach samochodowych brakuje stanowisk obsługi, a na naprawę czy przegląd czeka się miesiącami. Rynek reguluje to w sposób oczywisty. Obecne na rynku warsztaty podnoszą ceny aż do momentu zrównania popytu z podażą (no drogo się robi, a usługa byle jaka), a wysoka marża, którą taka nierównowaga generuje przyciąga nowych chętnych na “warsztatowy” interes. Po pewnym czasie, potrzebnym na budowę i organizację nowego warsztatu, konkurencja spowodowana wejściem na rynek nowych zakładów wymusza spadek cen na naprawę, remont czy też przegląd. Pojawiają się pierwsze bankructwa warsztatów, o których w czasach niedoboru nie mogło nawet być mowy.
No dobrze, a teraz niech ktoś to opisze na przykładzie szpitali, bo ja nie potrafię. Może po niedzieli skonfrontuję to z tym co mi powie żona. Powodzenia.
Na przykładzie szpitali to
Na przykładzie szpitali to wygląda tak: funkcjonują różne typy szpitali, prywatne, państwowe, do wyboru do koloru. Te szpitale konkurują ze sobą we wszelkich możliwych konfiguracjach ( państwowe – prywatne, państwowe – państwowe, prywatne – prywatne, itd. ) i na wszelkie możliwe sposoby ( jakość usług oraz szybkość obsługi, w tym czas oczekiwania na operację, czy wolne miejsce ). Cennik usług może być nawet jednolity dla całego kraju, czy regionu, wtedy decyduje tylko jakość i szybkość. Szpitale, które potrafią przekonać do siebie pacjentów zarabiają ( pieniądze ze składek ), pozostałe okazują się niepotrzebne i bankrutują. Z czasem, gdy system okrzepnie, można wprowadzić konkurencję cenową. Na początek wystarczy jakakolwiek konkurencja, obecnie nie ma żadnej.
Ja, napisałem, że brakuje łóżek,
a w wielu przypadkach nie da się tych pacjentów szybciej “przez kanał” przepuścić. Startujemy od przewagi popytu.
Więc trzeba zwiększyć podaż.
Tu istnieje wielkie pole do popisu dla komisji "Przyjazne Państwo", która powinna wprowadzić takie zmiany w prawie, by podjęcie działalnosci, również w branży leczniczej, było nieobciążone milionami opłat, pozwoleń i koncesji, co niestety ma miejsce. W ten sposób powstaną nowe szpitale i ośrodki zdrowia. Lekarze będą pracować bardziej wydajnie ( bo będą wiedzieli, że w razie czego pacjent – teraz już klient, a nie petent – pójdzie do konkurencji ), a jeśli leczenie będzie przynosiło zyski ( będzie, bo składki zostaną przeznaczone właśnie na leczenie, a nie na tysięczne oddłużanie bankrutów ), to na studiach medycznych pojawią się nowi chętni do zdobycia zawodu.
Poza tym nie przesadzajmy tak z tą przewagą popytu. Zdarza się nierzadko, że jeśli zrobisz lekarzowi "prezent", to łóżko się znajdzie. Wprowadzenie do służby zdrowia mechanizmów rynkowych rozwiąże ten problem, bo lecznictwo będzie mniej zbiurokratyzowane, poza tym będzie musiało walczyć o klientów, a korupcją ich nie przyciągnie.
Co do komisji Palikota zgoda Ja,
jednak jesteśmy tu i teraz i nowych szpitali tak szybko nie wybudujemy. Mój wpis motoryzacyjny był lekką prowokacją, gdyż chciałem tylko zasygnalizować, że czystego liberalizmu w służbie zdrowia w chwili obecnej być nie może i pewnie raczej nie możliwy jest on również w nieodległej przyszłości. Proponujesz dać pieniądze klientowi do dyspozycji, aby sam decydował na co i gdzie je wydać. OK, ale tak jak napisałem łóżko jest w tej chwili dobrem rzadkim, więc jak sobie wyobrażasz wolny wybór? Zróżnicować dostępność od oferowanej przez Ciebie za usługę leczenia kwoty? Ograniczenie kwoty za daną procedurę jednak być musi, gdyż szybko by się okazało, że z Twojego jak mniemam nie biednego bonu szybko by Ci na waciki w tym szpitalu zabrakło, bo z ceną dyrektor szpitala pewnie by się nie samoograniczał. Można by było co prawda wprowadzić system gwiazdek podobny do hotelowego, który kontrolowałby regulator (NFZ), gdzie za pięć gwiazdek świadczących o ponadprzeciętnej usłudze płaciłbyś więcej i był lepiej obsłużony, ale czy to by rozwiązało problem dostępności służby zdrowia? Pomijam oczywiście problem społecznej akceptacji dla takiej kategoryzacji szpitali.
PS
Ten pacjent za “prezent” niemal na 100% wydłużył oczekiwanie jna łóżko jakiegoś innego.
PS2
Nie znam się na systemach ochrony zdrowia, ale kilka lat temu pomagałem żonie tłumacząc teksty zagraniczne na temat różnych systemów na świecie. Niewiele z tego pamiętam, ale dobrego systemu za małą kasę raczej bym nie zapomniał.
W “moim” systemie problemy
W "moim" systemie problemy nie znikną oczywiście w dwa dni. Na początku będzie, jak zauważyłeś, przewaga popytu nad podażą i choć ta przewaga zniknie, to proces jej zanikania będzie niezbyt szybki. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę i nie mówię, że będą się działy "cudy". "Mój" system ma jednak tę zaletę, że jest logiczny. Jest oparty na pragmatyźmie ( służba zdrowia będzie urynkowiona, ale nie będzie poddana regułom czysto liberalnym; będzie istniał fundusz społeczny, czyli te 10 – 20% każdej składki, poza tym będzie jednolity cennik, przynajmniej na początku, a jeśli będzie się sprawdzał, to i później ) i na zdrowym rozsądku, dlatego rozwiązywanie problemów takich jak zbyt mała podaż będzie w nim możliwe ( wspomniane ułatwienia w zakładaniu nowych placówek, konkurencja, przeznaczanie pieniędzy na konkretne i potrzebne cele i działania ). W obecnym systemie żaden problem nie może być rozwiązany, bo obecny system opiera się na oddłużaniu publicznymi pieniędzmi szpitali nieudolnie zarządzanych i przynoszących straty, co prowadzi do braku pieniędzy na nowy sprzęt, nowych lekarzy, nowe łóżka. Takiego systemu nie można zreformować, bo ten system to błędne koło, które trzeba po prostu przeciąć, a przeciąć nie da się inaczej jak tylko w sposób proponowany przeze mnie. Chyba, że chcesz, by zarówno szpitale, jak i ubezpieczalnie zostały natychmiast sprywatyzowane, ceny uwolnione, a biedota pozostawiona samej sobie i "znachorom", ale wydaje mi się, że mój pomysł jest bardziej realistyczny i ma większe szanse na akceptację społeczną.
Chyba się Ja nie rozumiemy
No dobrze, więc jeszcze raz wytłumacz mi, proszę. Zakładamy, że ilość szpitali i łóżek mamy taką jaką mamy, tak? Dostaję z Twojego systemu bon i idę z nim do szpitala, który uważam za najlepszy, tak? W szpitalu tym dowiaduję się, że ponieważ są nalepsi to na zbieg muszę czekać dwa lata, bo takie wzięcie u pacjentów mają. Co mi odpowiedzą, gdy zapytam, że nie chcę czekać i chciałby zapłacić?
a) że nie ma takiej możliwości
b) że mogę zapłacić dodatkowym bonem
c) że mogę zapłacić gtówką swoją lub mojego prywatnego ubezpieczyciela
Jeżeli a to pójdę do pierwszego lepszego szpitala, gdzie są wolne łóżka, bo pewnie nie będę mógł czekać. Wartość bonów jaką tam zostawię będzie identyczna z wartością bonów zostawianych przez pacjentów w szpitalu najlepszym.
PS
Nie jestem pewien, ale pieniądze z NFZ, czyli ze składek zdrowotnych nie idą na odłużenie. Pieniądze na to mają pochodzić z budżetu.
Nie rozumiemy się.
Bon ma być oświatowy. No, to akurat szczegół. Obecnie, jak sam zauważasz, brakuje "łóżek". Dlaczego ich brakuje? Bo brakuje kasy. Szpital ma tyle pieniędzy, ile ma i nie stać go na zatrudnienie nowych lekarzy, zakup nowego sprzętu, czy choćby na kupno nowych łóżek. Skąd się bierze brak kasy? Z wielu źródeł. A to ZUS weźmie sobie 3% składkowych pieniędzy, a to rząd oddłuży jakiś podupadający kołchoz. Czy oddłuży ze składek, czy z podatków, to nie ma znaczenia i tak za wszystko płacą pacjenci. Brak kasy jest też często winą złego zarządzania, zdarza się, że dyrektorami szpitali zostają ludzie bez odpowiednich kompetencji, potrafiący łatwo wydawać pieniądze ( często na rzeczy średnio potrzebne ) i jednocześnie nie mający talentu do ich zarabiania. Gdyby zmienić ten system, postawić na czele szpitali speców od zarządzania, pozbyć się ZUSowskich "pośredników" i zrezygnować z oddłużania ( a pieniądze przeznaczane dotąd na ten cel przesunąć z podatku na składki ), to pieniądze by się znalazły. Oczywiście początkowo nie byłoby to jakieś bógwico, ale lepsze coś, niż paromiliardowy dług. Gdyby do tego pobudzić konkurencję poprzez ułatwienia w zakładaniu nowych szpitali, to wzrosłaby i liczba łóżek i motywacja do dalszego zarabiania, a wiadomo, że więcej pieniędzy = więcej łóżek. To wszystko nie dokonałoby się oczywiście w ciągu jednego dnia i ani przez sekundę tak nie twierdziłem, to proces na parę kwartałów, jeśli nie na parę lat, ale doprowadziłoby to do stopniowej, zauważalnej poprawy. Wdrożenie takiego systemu byłoby wskazane, nie mamy zresztą nic do stracenia, to co mamy teraz to jeden wielki żal.
Czyli na początku zoptymalizować i uszczelnić
system, a potem dać pieniądze tak jak proponuje Minister Kopacz? Bon czy też konto indywidualne później?
A po co czekać? Nie mamy
A po co czekać? Nie mamy niczego do stracenia. W proponowanym przeze mnie systemie nie będzie gorzej ( szpitale nie stracą nagle funduszy, po prostu decyzje o dawaniu szpitalowi pieniędzy będą podejmować pacjenci, a nie urzędnicy ), może być tylko tak samo źle, albo lepiej. Skoro jest więc szansa na poprawę, nieobciążona praktycznie żadnym ryzykiem, to po co zwlekać i trzymać się kurczowo tego, co jest?
Słabo znam się finansach zdrowia, ale sobie popiszę
Ostatnio sporo osób wypowiada się w tematach, o których ma średnie lub nikłe pojęcie. Mógłbym, co prawda, poczekać na powrót żony, która się na tym zna, ale ponieważ wraca dopiero w niedziele to czekał nie będę. Do niedzieli temat mógłby zniknąć w czeluściach archiwum.
Ostatnio w szpitalu nie bywam, ale pewnie niewiele się zmieniło od czasu, gdy odwiedziłem tych szpitali w ciągu pół roku aż trzy. Pamiętam dobrze – łóżek tam wolnych nigdy nie było, a na przyjęcie pacjent czekał od kilku tygodni do kilku miesięcy. Z tego co słyszę to jest tak niestety nadal. Tak więc finansowanie ochrony zdrowia … no dobrze, nie znam się na finansach w opiece zdrowotnej tak dobrze jak Posłanka Mucha (nie, nie to nie moja żona, chociaż … no dobrze, przyznam się Kuraku – poznałem Panią Muchę osobiście i głosowałem na nią ufff), więc napiszę o samochodach, bo na tym zna się każdy.
Wyobraźmy sobie, że w warsztatach samochodowych brakuje stanowisk obsługi, a na naprawę czy przegląd czeka się miesiącami. Rynek reguluje to w sposób oczywisty. Obecne na rynku warsztaty podnoszą ceny aż do momentu zrównania popytu z podażą (no drogo się robi, a usługa byle jaka), a wysoka marża, którą taka nierównowaga generuje przyciąga nowych chętnych na “warsztatowy” interes. Po pewnym czasie, potrzebnym na budowę i organizację nowego warsztatu, konkurencja spowodowana wejściem na rynek nowych zakładów wymusza spadek cen na naprawę, remont czy też przegląd. Pojawiają się pierwsze bankructwa warsztatów, o których w czasach niedoboru nie mogło nawet być mowy.
No dobrze, a teraz niech ktoś to opisze na przykładzie szpitali, bo ja nie potrafię. Może po niedzieli skonfrontuję to z tym co mi powie żona. Powodzenia.
Na przykładzie szpitali to
Na przykładzie szpitali to wygląda tak: funkcjonują różne typy szpitali, prywatne, państwowe, do wyboru do koloru. Te szpitale konkurują ze sobą we wszelkich możliwych konfiguracjach ( państwowe – prywatne, państwowe – państwowe, prywatne – prywatne, itd. ) i na wszelkie możliwe sposoby ( jakość usług oraz szybkość obsługi, w tym czas oczekiwania na operację, czy wolne miejsce ). Cennik usług może być nawet jednolity dla całego kraju, czy regionu, wtedy decyduje tylko jakość i szybkość. Szpitale, które potrafią przekonać do siebie pacjentów zarabiają ( pieniądze ze składek ), pozostałe okazują się niepotrzebne i bankrutują. Z czasem, gdy system okrzepnie, można wprowadzić konkurencję cenową. Na początek wystarczy jakakolwiek konkurencja, obecnie nie ma żadnej.
Ja, napisałem, że brakuje łóżek,
a w wielu przypadkach nie da się tych pacjentów szybciej “przez kanał” przepuścić. Startujemy od przewagi popytu.
Więc trzeba zwiększyć podaż.
Tu istnieje wielkie pole do popisu dla komisji "Przyjazne Państwo", która powinna wprowadzić takie zmiany w prawie, by podjęcie działalnosci, również w branży leczniczej, było nieobciążone milionami opłat, pozwoleń i koncesji, co niestety ma miejsce. W ten sposób powstaną nowe szpitale i ośrodki zdrowia. Lekarze będą pracować bardziej wydajnie ( bo będą wiedzieli, że w razie czego pacjent – teraz już klient, a nie petent – pójdzie do konkurencji ), a jeśli leczenie będzie przynosiło zyski ( będzie, bo składki zostaną przeznaczone właśnie na leczenie, a nie na tysięczne oddłużanie bankrutów ), to na studiach medycznych pojawią się nowi chętni do zdobycia zawodu.
Poza tym nie przesadzajmy tak z tą przewagą popytu. Zdarza się nierzadko, że jeśli zrobisz lekarzowi "prezent", to łóżko się znajdzie. Wprowadzenie do służby zdrowia mechanizmów rynkowych rozwiąże ten problem, bo lecznictwo będzie mniej zbiurokratyzowane, poza tym będzie musiało walczyć o klientów, a korupcją ich nie przyciągnie.
Co do komisji Palikota zgoda Ja,
jednak jesteśmy tu i teraz i nowych szpitali tak szybko nie wybudujemy. Mój wpis motoryzacyjny był lekką prowokacją, gdyż chciałem tylko zasygnalizować, że czystego liberalizmu w służbie zdrowia w chwili obecnej być nie może i pewnie raczej nie możliwy jest on również w nieodległej przyszłości. Proponujesz dać pieniądze klientowi do dyspozycji, aby sam decydował na co i gdzie je wydać. OK, ale tak jak napisałem łóżko jest w tej chwili dobrem rzadkim, więc jak sobie wyobrażasz wolny wybór? Zróżnicować dostępność od oferowanej przez Ciebie za usługę leczenia kwoty? Ograniczenie kwoty za daną procedurę jednak być musi, gdyż szybko by się okazało, że z Twojego jak mniemam nie biednego bonu szybko by Ci na waciki w tym szpitalu zabrakło, bo z ceną dyrektor szpitala pewnie by się nie samoograniczał. Można by było co prawda wprowadzić system gwiazdek podobny do hotelowego, który kontrolowałby regulator (NFZ), gdzie za pięć gwiazdek świadczących o ponadprzeciętnej usłudze płaciłbyś więcej i był lepiej obsłużony, ale czy to by rozwiązało problem dostępności służby zdrowia? Pomijam oczywiście problem społecznej akceptacji dla takiej kategoryzacji szpitali.
PS
Ten pacjent za “prezent” niemal na 100% wydłużył oczekiwanie jna łóżko jakiegoś innego.
PS2
Nie znam się na systemach ochrony zdrowia, ale kilka lat temu pomagałem żonie tłumacząc teksty zagraniczne na temat różnych systemów na świecie. Niewiele z tego pamiętam, ale dobrego systemu za małą kasę raczej bym nie zapomniał.
W “moim” systemie problemy
W "moim" systemie problemy nie znikną oczywiście w dwa dni. Na początku będzie, jak zauważyłeś, przewaga popytu nad podażą i choć ta przewaga zniknie, to proces jej zanikania będzie niezbyt szybki. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę i nie mówię, że będą się działy "cudy". "Mój" system ma jednak tę zaletę, że jest logiczny. Jest oparty na pragmatyźmie ( służba zdrowia będzie urynkowiona, ale nie będzie poddana regułom czysto liberalnym; będzie istniał fundusz społeczny, czyli te 10 – 20% każdej składki, poza tym będzie jednolity cennik, przynajmniej na początku, a jeśli będzie się sprawdzał, to i później ) i na zdrowym rozsądku, dlatego rozwiązywanie problemów takich jak zbyt mała podaż będzie w nim możliwe ( wspomniane ułatwienia w zakładaniu nowych placówek, konkurencja, przeznaczanie pieniędzy na konkretne i potrzebne cele i działania ). W obecnym systemie żaden problem nie może być rozwiązany, bo obecny system opiera się na oddłużaniu publicznymi pieniędzmi szpitali nieudolnie zarządzanych i przynoszących straty, co prowadzi do braku pieniędzy na nowy sprzęt, nowych lekarzy, nowe łóżka. Takiego systemu nie można zreformować, bo ten system to błędne koło, które trzeba po prostu przeciąć, a przeciąć nie da się inaczej jak tylko w sposób proponowany przeze mnie. Chyba, że chcesz, by zarówno szpitale, jak i ubezpieczalnie zostały natychmiast sprywatyzowane, ceny uwolnione, a biedota pozostawiona samej sobie i "znachorom", ale wydaje mi się, że mój pomysł jest bardziej realistyczny i ma większe szanse na akceptację społeczną.
Chyba się Ja nie rozumiemy
No dobrze, więc jeszcze raz wytłumacz mi, proszę. Zakładamy, że ilość szpitali i łóżek mamy taką jaką mamy, tak? Dostaję z Twojego systemu bon i idę z nim do szpitala, który uważam za najlepszy, tak? W szpitalu tym dowiaduję się, że ponieważ są nalepsi to na zbieg muszę czekać dwa lata, bo takie wzięcie u pacjentów mają. Co mi odpowiedzą, gdy zapytam, że nie chcę czekać i chciałby zapłacić?
a) że nie ma takiej możliwości
b) że mogę zapłacić dodatkowym bonem
c) że mogę zapłacić gtówką swoją lub mojego prywatnego ubezpieczyciela
Jeżeli a to pójdę do pierwszego lepszego szpitala, gdzie są wolne łóżka, bo pewnie nie będę mógł czekać. Wartość bonów jaką tam zostawię będzie identyczna z wartością bonów zostawianych przez pacjentów w szpitalu najlepszym.
PS
Nie jestem pewien, ale pieniądze z NFZ, czyli ze składek zdrowotnych nie idą na odłużenie. Pieniądze na to mają pochodzić z budżetu.
Nie rozumiemy się.
Bon ma być oświatowy. No, to akurat szczegół. Obecnie, jak sam zauważasz, brakuje "łóżek". Dlaczego ich brakuje? Bo brakuje kasy. Szpital ma tyle pieniędzy, ile ma i nie stać go na zatrudnienie nowych lekarzy, zakup nowego sprzętu, czy choćby na kupno nowych łóżek. Skąd się bierze brak kasy? Z wielu źródeł. A to ZUS weźmie sobie 3% składkowych pieniędzy, a to rząd oddłuży jakiś podupadający kołchoz. Czy oddłuży ze składek, czy z podatków, to nie ma znaczenia i tak za wszystko płacą pacjenci. Brak kasy jest też często winą złego zarządzania, zdarza się, że dyrektorami szpitali zostają ludzie bez odpowiednich kompetencji, potrafiący łatwo wydawać pieniądze ( często na rzeczy średnio potrzebne ) i jednocześnie nie mający talentu do ich zarabiania. Gdyby zmienić ten system, postawić na czele szpitali speców od zarządzania, pozbyć się ZUSowskich "pośredników" i zrezygnować z oddłużania ( a pieniądze przeznaczane dotąd na ten cel przesunąć z podatku na składki ), to pieniądze by się znalazły. Oczywiście początkowo nie byłoby to jakieś bógwico, ale lepsze coś, niż paromiliardowy dług. Gdyby do tego pobudzić konkurencję poprzez ułatwienia w zakładaniu nowych szpitali, to wzrosłaby i liczba łóżek i motywacja do dalszego zarabiania, a wiadomo, że więcej pieniędzy = więcej łóżek. To wszystko nie dokonałoby się oczywiście w ciągu jednego dnia i ani przez sekundę tak nie twierdziłem, to proces na parę kwartałów, jeśli nie na parę lat, ale doprowadziłoby to do stopniowej, zauważalnej poprawy. Wdrożenie takiego systemu byłoby wskazane, nie mamy zresztą nic do stracenia, to co mamy teraz to jeden wielki żal.
Czyli na początku zoptymalizować i uszczelnić
system, a potem dać pieniądze tak jak proponuje Minister Kopacz? Bon czy też konto indywidualne później?
A po co czekać? Nie mamy
A po co czekać? Nie mamy niczego do stracenia. W proponowanym przeze mnie systemie nie będzie gorzej ( szpitale nie stracą nagle funduszy, po prostu decyzje o dawaniu szpitalowi pieniędzy będą podejmować pacjenci, a nie urzędnicy ), może być tylko tak samo źle, albo lepiej. Skoro jest więc szansa na poprawę, nieobciążona praktycznie żadnym ryzykiem, to po co zwlekać i trzymać się kurczowo tego, co jest?
Słabo znam się finansach zdrowia, ale sobie popiszę
Ostatnio sporo osób wypowiada się w tematach, o których ma średnie lub nikłe pojęcie. Mógłbym, co prawda, poczekać na powrót żony, która się na tym zna, ale ponieważ wraca dopiero w niedziele to czekał nie będę. Do niedzieli temat mógłby zniknąć w czeluściach archiwum.
Ostatnio w szpitalu nie bywam, ale pewnie niewiele się zmieniło od czasu, gdy odwiedziłem tych szpitali w ciągu pół roku aż trzy. Pamiętam dobrze – łóżek tam wolnych nigdy nie było, a na przyjęcie pacjent czekał od kilku tygodni do kilku miesięcy. Z tego co słyszę to jest tak niestety nadal. Tak więc finansowanie ochrony zdrowia … no dobrze, nie znam się na finansach w opiece zdrowotnej tak dobrze jak Posłanka Mucha (nie, nie to nie moja żona, chociaż … no dobrze, przyznam się Kuraku – poznałem Panią Muchę osobiście i głosowałem na nią ufff), więc napiszę o samochodach, bo na tym zna się każdy.
Wyobraźmy sobie, że w warsztatach samochodowych brakuje stanowisk obsługi, a na naprawę czy przegląd czeka się miesiącami. Rynek reguluje to w sposób oczywisty. Obecne na rynku warsztaty podnoszą ceny aż do momentu zrównania popytu z podażą (no drogo się robi, a usługa byle jaka), a wysoka marża, którą taka nierównowaga generuje przyciąga nowych chętnych na “warsztatowy” interes. Po pewnym czasie, potrzebnym na budowę i organizację nowego warsztatu, konkurencja spowodowana wejściem na rynek nowych zakładów wymusza spadek cen na naprawę, remont czy też przegląd. Pojawiają się pierwsze bankructwa warsztatów, o których w czasach niedoboru nie mogło nawet być mowy.
No dobrze, a teraz niech ktoś to opisze na przykładzie szpitali, bo ja nie potrafię. Może po niedzieli skonfrontuję to z tym co mi powie żona. Powodzenia.
Na przykładzie szpitali to
Na przykładzie szpitali to wygląda tak: funkcjonują różne typy szpitali, prywatne, państwowe, do wyboru do koloru. Te szpitale konkurują ze sobą we wszelkich możliwych konfiguracjach ( państwowe – prywatne, państwowe – państwowe, prywatne – prywatne, itd. ) i na wszelkie możliwe sposoby ( jakość usług oraz szybkość obsługi, w tym czas oczekiwania na operację, czy wolne miejsce ). Cennik usług może być nawet jednolity dla całego kraju, czy regionu, wtedy decyduje tylko jakość i szybkość. Szpitale, które potrafią przekonać do siebie pacjentów zarabiają ( pieniądze ze składek ), pozostałe okazują się niepotrzebne i bankrutują. Z czasem, gdy system okrzepnie, można wprowadzić konkurencję cenową. Na początek wystarczy jakakolwiek konkurencja, obecnie nie ma żadnej.
Ja, napisałem, że brakuje łóżek,
a w wielu przypadkach nie da się tych pacjentów szybciej “przez kanał” przepuścić. Startujemy od przewagi popytu.
Więc trzeba zwiększyć podaż.
Tu istnieje wielkie pole do popisu dla komisji "Przyjazne Państwo", która powinna wprowadzić takie zmiany w prawie, by podjęcie działalnosci, również w branży leczniczej, było nieobciążone milionami opłat, pozwoleń i koncesji, co niestety ma miejsce. W ten sposób powstaną nowe szpitale i ośrodki zdrowia. Lekarze będą pracować bardziej wydajnie ( bo będą wiedzieli, że w razie czego pacjent – teraz już klient, a nie petent – pójdzie do konkurencji ), a jeśli leczenie będzie przynosiło zyski ( będzie, bo składki zostaną przeznaczone właśnie na leczenie, a nie na tysięczne oddłużanie bankrutów ), to na studiach medycznych pojawią się nowi chętni do zdobycia zawodu.
Poza tym nie przesadzajmy tak z tą przewagą popytu. Zdarza się nierzadko, że jeśli zrobisz lekarzowi "prezent", to łóżko się znajdzie. Wprowadzenie do służby zdrowia mechanizmów rynkowych rozwiąże ten problem, bo lecznictwo będzie mniej zbiurokratyzowane, poza tym będzie musiało walczyć o klientów, a korupcją ich nie przyciągnie.
Co do komisji Palikota zgoda Ja,
jednak jesteśmy tu i teraz i nowych szpitali tak szybko nie wybudujemy. Mój wpis motoryzacyjny był lekką prowokacją, gdyż chciałem tylko zasygnalizować, że czystego liberalizmu w służbie zdrowia w chwili obecnej być nie może i pewnie raczej nie możliwy jest on również w nieodległej przyszłości. Proponujesz dać pieniądze klientowi do dyspozycji, aby sam decydował na co i gdzie je wydać. OK, ale tak jak napisałem łóżko jest w tej chwili dobrem rzadkim, więc jak sobie wyobrażasz wolny wybór? Zróżnicować dostępność od oferowanej przez Ciebie za usługę leczenia kwoty? Ograniczenie kwoty za daną procedurę jednak być musi, gdyż szybko by się okazało, że z Twojego jak mniemam nie biednego bonu szybko by Ci na waciki w tym szpitalu zabrakło, bo z ceną dyrektor szpitala pewnie by się nie samoograniczał. Można by było co prawda wprowadzić system gwiazdek podobny do hotelowego, który kontrolowałby regulator (NFZ), gdzie za pięć gwiazdek świadczących o ponadprzeciętnej usłudze płaciłbyś więcej i był lepiej obsłużony, ale czy to by rozwiązało problem dostępności służby zdrowia? Pomijam oczywiście problem społecznej akceptacji dla takiej kategoryzacji szpitali.
PS
Ten pacjent za “prezent” niemal na 100% wydłużył oczekiwanie jna łóżko jakiegoś innego.
PS2
Nie znam się na systemach ochrony zdrowia, ale kilka lat temu pomagałem żonie tłumacząc teksty zagraniczne na temat różnych systemów na świecie. Niewiele z tego pamiętam, ale dobrego systemu za małą kasę raczej bym nie zapomniał.
W “moim” systemie problemy
W "moim" systemie problemy nie znikną oczywiście w dwa dni. Na początku będzie, jak zauważyłeś, przewaga popytu nad podażą i choć ta przewaga zniknie, to proces jej zanikania będzie niezbyt szybki. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę i nie mówię, że będą się działy "cudy". "Mój" system ma jednak tę zaletę, że jest logiczny. Jest oparty na pragmatyźmie ( służba zdrowia będzie urynkowiona, ale nie będzie poddana regułom czysto liberalnym; będzie istniał fundusz społeczny, czyli te 10 – 20% każdej składki, poza tym będzie jednolity cennik, przynajmniej na początku, a jeśli będzie się sprawdzał, to i później ) i na zdrowym rozsądku, dlatego rozwiązywanie problemów takich jak zbyt mała podaż będzie w nim możliwe ( wspomniane ułatwienia w zakładaniu nowych placówek, konkurencja, przeznaczanie pieniędzy na konkretne i potrzebne cele i działania ). W obecnym systemie żaden problem nie może być rozwiązany, bo obecny system opiera się na oddłużaniu publicznymi pieniędzmi szpitali nieudolnie zarządzanych i przynoszących straty, co prowadzi do braku pieniędzy na nowy sprzęt, nowych lekarzy, nowe łóżka. Takiego systemu nie można zreformować, bo ten system to błędne koło, które trzeba po prostu przeciąć, a przeciąć nie da się inaczej jak tylko w sposób proponowany przeze mnie. Chyba, że chcesz, by zarówno szpitale, jak i ubezpieczalnie zostały natychmiast sprywatyzowane, ceny uwolnione, a biedota pozostawiona samej sobie i "znachorom", ale wydaje mi się, że mój pomysł jest bardziej realistyczny i ma większe szanse na akceptację społeczną.
Chyba się Ja nie rozumiemy
No dobrze, więc jeszcze raz wytłumacz mi, proszę. Zakładamy, że ilość szpitali i łóżek mamy taką jaką mamy, tak? Dostaję z Twojego systemu bon i idę z nim do szpitala, który uważam za najlepszy, tak? W szpitalu tym dowiaduję się, że ponieważ są nalepsi to na zbieg muszę czekać dwa lata, bo takie wzięcie u pacjentów mają. Co mi odpowiedzą, gdy zapytam, że nie chcę czekać i chciałby zapłacić?
a) że nie ma takiej możliwości
b) że mogę zapłacić dodatkowym bonem
c) że mogę zapłacić gtówką swoją lub mojego prywatnego ubezpieczyciela
Jeżeli a to pójdę do pierwszego lepszego szpitala, gdzie są wolne łóżka, bo pewnie nie będę mógł czekać. Wartość bonów jaką tam zostawię będzie identyczna z wartością bonów zostawianych przez pacjentów w szpitalu najlepszym.
PS
Nie jestem pewien, ale pieniądze z NFZ, czyli ze składek zdrowotnych nie idą na odłużenie. Pieniądze na to mają pochodzić z budżetu.
Nie rozumiemy się.
Bon ma być oświatowy. No, to akurat szczegół. Obecnie, jak sam zauważasz, brakuje "łóżek". Dlaczego ich brakuje? Bo brakuje kasy. Szpital ma tyle pieniędzy, ile ma i nie stać go na zatrudnienie nowych lekarzy, zakup nowego sprzętu, czy choćby na kupno nowych łóżek. Skąd się bierze brak kasy? Z wielu źródeł. A to ZUS weźmie sobie 3% składkowych pieniędzy, a to rząd oddłuży jakiś podupadający kołchoz. Czy oddłuży ze składek, czy z podatków, to nie ma znaczenia i tak za wszystko płacą pacjenci. Brak kasy jest też często winą złego zarządzania, zdarza się, że dyrektorami szpitali zostają ludzie bez odpowiednich kompetencji, potrafiący łatwo wydawać pieniądze ( często na rzeczy średnio potrzebne ) i jednocześnie nie mający talentu do ich zarabiania. Gdyby zmienić ten system, postawić na czele szpitali speców od zarządzania, pozbyć się ZUSowskich "pośredników" i zrezygnować z oddłużania ( a pieniądze przeznaczane dotąd na ten cel przesunąć z podatku na składki ), to pieniądze by się znalazły. Oczywiście początkowo nie byłoby to jakieś bógwico, ale lepsze coś, niż paromiliardowy dług. Gdyby do tego pobudzić konkurencję poprzez ułatwienia w zakładaniu nowych szpitali, to wzrosłaby i liczba łóżek i motywacja do dalszego zarabiania, a wiadomo, że więcej pieniędzy = więcej łóżek. To wszystko nie dokonałoby się oczywiście w ciągu jednego dnia i ani przez sekundę tak nie twierdziłem, to proces na parę kwartałów, jeśli nie na parę lat, ale doprowadziłoby to do stopniowej, zauważalnej poprawy. Wdrożenie takiego systemu byłoby wskazane, nie mamy zresztą nic do stracenia, to co mamy teraz to jeden wielki żal.
Czyli na początku zoptymalizować i uszczelnić
system, a potem dać pieniądze tak jak proponuje Minister Kopacz? Bon czy też konto indywidualne później?
A po co czekać? Nie mamy
A po co czekać? Nie mamy niczego do stracenia. W proponowanym przeze mnie systemie nie będzie gorzej ( szpitale nie stracą nagle funduszy, po prostu decyzje o dawaniu szpitalowi pieniędzy będą podejmować pacjenci, a nie urzędnicy ), może być tylko tak samo źle, albo lepiej. Skoro jest więc szansa na poprawę, nieobciążona praktycznie żadnym ryzykiem, to po co zwlekać i trzymać się kurczowo tego, co jest?
Słabo znam się finansach zdrowia, ale sobie popiszę
Ostatnio sporo osób wypowiada się w tematach, o których ma średnie lub nikłe pojęcie. Mógłbym, co prawda, poczekać na powrót żony, która się na tym zna, ale ponieważ wraca dopiero w niedziele to czekał nie będę. Do niedzieli temat mógłby zniknąć w czeluściach archiwum.
Ostatnio w szpitalu nie bywam, ale pewnie niewiele się zmieniło od czasu, gdy odwiedziłem tych szpitali w ciągu pół roku aż trzy. Pamiętam dobrze – łóżek tam wolnych nigdy nie było, a na przyjęcie pacjent czekał od kilku tygodni do kilku miesięcy. Z tego co słyszę to jest tak niestety nadal. Tak więc finansowanie ochrony zdrowia … no dobrze, nie znam się na finansach w opiece zdrowotnej tak dobrze jak Posłanka Mucha (nie, nie to nie moja żona, chociaż … no dobrze, przyznam się Kuraku – poznałem Panią Muchę osobiście i głosowałem na nią ufff), więc napiszę o samochodach, bo na tym zna się każdy.
Wyobraźmy sobie, że w warsztatach samochodowych brakuje stanowisk obsługi, a na naprawę czy przegląd czeka się miesiącami. Rynek reguluje to w sposób oczywisty. Obecne na rynku warsztaty podnoszą ceny aż do momentu zrównania popytu z podażą (no drogo się robi, a usługa byle jaka), a wysoka marża, którą taka nierównowaga generuje przyciąga nowych chętnych na “warsztatowy” interes. Po pewnym czasie, potrzebnym na budowę i organizację nowego warsztatu, konkurencja spowodowana wejściem na rynek nowych zakładów wymusza spadek cen na naprawę, remont czy też przegląd. Pojawiają się pierwsze bankructwa warsztatów, o których w czasach niedoboru nie mogło nawet być mowy.
No dobrze, a teraz niech ktoś to opisze na przykładzie szpitali, bo ja nie potrafię. Może po niedzieli skonfrontuję to z tym co mi powie żona. Powodzenia.
Na przykładzie szpitali to
Na przykładzie szpitali to wygląda tak: funkcjonują różne typy szpitali, prywatne, państwowe, do wyboru do koloru. Te szpitale konkurują ze sobą we wszelkich możliwych konfiguracjach ( państwowe – prywatne, państwowe – państwowe, prywatne – prywatne, itd. ) i na wszelkie możliwe sposoby ( jakość usług oraz szybkość obsługi, w tym czas oczekiwania na operację, czy wolne miejsce ). Cennik usług może być nawet jednolity dla całego kraju, czy regionu, wtedy decyduje tylko jakość i szybkość. Szpitale, które potrafią przekonać do siebie pacjentów zarabiają ( pieniądze ze składek ), pozostałe okazują się niepotrzebne i bankrutują. Z czasem, gdy system okrzepnie, można wprowadzić konkurencję cenową. Na początek wystarczy jakakolwiek konkurencja, obecnie nie ma żadnej.
Ja, napisałem, że brakuje łóżek,
a w wielu przypadkach nie da się tych pacjentów szybciej “przez kanał” przepuścić. Startujemy od przewagi popytu.
Więc trzeba zwiększyć podaż.
Tu istnieje wielkie pole do popisu dla komisji "Przyjazne Państwo", która powinna wprowadzić takie zmiany w prawie, by podjęcie działalnosci, również w branży leczniczej, było nieobciążone milionami opłat, pozwoleń i koncesji, co niestety ma miejsce. W ten sposób powstaną nowe szpitale i ośrodki zdrowia. Lekarze będą pracować bardziej wydajnie ( bo będą wiedzieli, że w razie czego pacjent – teraz już klient, a nie petent – pójdzie do konkurencji ), a jeśli leczenie będzie przynosiło zyski ( będzie, bo składki zostaną przeznaczone właśnie na leczenie, a nie na tysięczne oddłużanie bankrutów ), to na studiach medycznych pojawią się nowi chętni do zdobycia zawodu.
Poza tym nie przesadzajmy tak z tą przewagą popytu. Zdarza się nierzadko, że jeśli zrobisz lekarzowi "prezent", to łóżko się znajdzie. Wprowadzenie do służby zdrowia mechanizmów rynkowych rozwiąże ten problem, bo lecznictwo będzie mniej zbiurokratyzowane, poza tym będzie musiało walczyć o klientów, a korupcją ich nie przyciągnie.
Co do komisji Palikota zgoda Ja,
jednak jesteśmy tu i teraz i nowych szpitali tak szybko nie wybudujemy. Mój wpis motoryzacyjny był lekką prowokacją, gdyż chciałem tylko zasygnalizować, że czystego liberalizmu w służbie zdrowia w chwili obecnej być nie może i pewnie raczej nie możliwy jest on również w nieodległej przyszłości. Proponujesz dać pieniądze klientowi do dyspozycji, aby sam decydował na co i gdzie je wydać. OK, ale tak jak napisałem łóżko jest w tej chwili dobrem rzadkim, więc jak sobie wyobrażasz wolny wybór? Zróżnicować dostępność od oferowanej przez Ciebie za usługę leczenia kwoty? Ograniczenie kwoty za daną procedurę jednak być musi, gdyż szybko by się okazało, że z Twojego jak mniemam nie biednego bonu szybko by Ci na waciki w tym szpitalu zabrakło, bo z ceną dyrektor szpitala pewnie by się nie samoograniczał. Można by było co prawda wprowadzić system gwiazdek podobny do hotelowego, który kontrolowałby regulator (NFZ), gdzie za pięć gwiazdek świadczących o ponadprzeciętnej usłudze płaciłbyś więcej i był lepiej obsłużony, ale czy to by rozwiązało problem dostępności służby zdrowia? Pomijam oczywiście problem społecznej akceptacji dla takiej kategoryzacji szpitali.
PS
Ten pacjent za “prezent” niemal na 100% wydłużył oczekiwanie jna łóżko jakiegoś innego.
PS2
Nie znam się na systemach ochrony zdrowia, ale kilka lat temu pomagałem żonie tłumacząc teksty zagraniczne na temat różnych systemów na świecie. Niewiele z tego pamiętam, ale dobrego systemu za małą kasę raczej bym nie zapomniał.
W “moim” systemie problemy
W "moim" systemie problemy nie znikną oczywiście w dwa dni. Na początku będzie, jak zauważyłeś, przewaga popytu nad podażą i choć ta przewaga zniknie, to proces jej zanikania będzie niezbyt szybki. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę i nie mówię, że będą się działy "cudy". "Mój" system ma jednak tę zaletę, że jest logiczny. Jest oparty na pragmatyźmie ( służba zdrowia będzie urynkowiona, ale nie będzie poddana regułom czysto liberalnym; będzie istniał fundusz społeczny, czyli te 10 – 20% każdej składki, poza tym będzie jednolity cennik, przynajmniej na początku, a jeśli będzie się sprawdzał, to i później ) i na zdrowym rozsądku, dlatego rozwiązywanie problemów takich jak zbyt mała podaż będzie w nim możliwe ( wspomniane ułatwienia w zakładaniu nowych placówek, konkurencja, przeznaczanie pieniędzy na konkretne i potrzebne cele i działania ). W obecnym systemie żaden problem nie może być rozwiązany, bo obecny system opiera się na oddłużaniu publicznymi pieniędzmi szpitali nieudolnie zarządzanych i przynoszących straty, co prowadzi do braku pieniędzy na nowy sprzęt, nowych lekarzy, nowe łóżka. Takiego systemu nie można zreformować, bo ten system to błędne koło, które trzeba po prostu przeciąć, a przeciąć nie da się inaczej jak tylko w sposób proponowany przeze mnie. Chyba, że chcesz, by zarówno szpitale, jak i ubezpieczalnie zostały natychmiast sprywatyzowane, ceny uwolnione, a biedota pozostawiona samej sobie i "znachorom", ale wydaje mi się, że mój pomysł jest bardziej realistyczny i ma większe szanse na akceptację społeczną.
Chyba się Ja nie rozumiemy
No dobrze, więc jeszcze raz wytłumacz mi, proszę. Zakładamy, że ilość szpitali i łóżek mamy taką jaką mamy, tak? Dostaję z Twojego systemu bon i idę z nim do szpitala, który uważam za najlepszy, tak? W szpitalu tym dowiaduję się, że ponieważ są nalepsi to na zbieg muszę czekać dwa lata, bo takie wzięcie u pacjentów mają. Co mi odpowiedzą, gdy zapytam, że nie chcę czekać i chciałby zapłacić?
a) że nie ma takiej możliwości
b) że mogę zapłacić dodatkowym bonem
c) że mogę zapłacić gtówką swoją lub mojego prywatnego ubezpieczyciela
Jeżeli a to pójdę do pierwszego lepszego szpitala, gdzie są wolne łóżka, bo pewnie nie będę mógł czekać. Wartość bonów jaką tam zostawię będzie identyczna z wartością bonów zostawianych przez pacjentów w szpitalu najlepszym.
PS
Nie jestem pewien, ale pieniądze z NFZ, czyli ze składek zdrowotnych nie idą na odłużenie. Pieniądze na to mają pochodzić z budżetu.
Nie rozumiemy się.
Bon ma być oświatowy. No, to akurat szczegół. Obecnie, jak sam zauważasz, brakuje "łóżek". Dlaczego ich brakuje? Bo brakuje kasy. Szpital ma tyle pieniędzy, ile ma i nie stać go na zatrudnienie nowych lekarzy, zakup nowego sprzętu, czy choćby na kupno nowych łóżek. Skąd się bierze brak kasy? Z wielu źródeł. A to ZUS weźmie sobie 3% składkowych pieniędzy, a to rząd oddłuży jakiś podupadający kołchoz. Czy oddłuży ze składek, czy z podatków, to nie ma znaczenia i tak za wszystko płacą pacjenci. Brak kasy jest też często winą złego zarządzania, zdarza się, że dyrektorami szpitali zostają ludzie bez odpowiednich kompetencji, potrafiący łatwo wydawać pieniądze ( często na rzeczy średnio potrzebne ) i jednocześnie nie mający talentu do ich zarabiania. Gdyby zmienić ten system, postawić na czele szpitali speców od zarządzania, pozbyć się ZUSowskich "pośredników" i zrezygnować z oddłużania ( a pieniądze przeznaczane dotąd na ten cel przesunąć z podatku na składki ), to pieniądze by się znalazły. Oczywiście początkowo nie byłoby to jakieś bógwico, ale lepsze coś, niż paromiliardowy dług. Gdyby do tego pobudzić konkurencję poprzez ułatwienia w zakładaniu nowych szpitali, to wzrosłaby i liczba łóżek i motywacja do dalszego zarabiania, a wiadomo, że więcej pieniędzy = więcej łóżek. To wszystko nie dokonałoby się oczywiście w ciągu jednego dnia i ani przez sekundę tak nie twierdziłem, to proces na parę kwartałów, jeśli nie na parę lat, ale doprowadziłoby to do stopniowej, zauważalnej poprawy. Wdrożenie takiego systemu byłoby wskazane, nie mamy zresztą nic do stracenia, to co mamy teraz to jeden wielki żal.
Czyli na początku zoptymalizować i uszczelnić
system, a potem dać pieniądze tak jak proponuje Minister Kopacz? Bon czy też konto indywidualne później?
A po co czekać? Nie mamy
A po co czekać? Nie mamy niczego do stracenia. W proponowanym przeze mnie systemie nie będzie gorzej ( szpitale nie stracą nagle funduszy, po prostu decyzje o dawaniu szpitalowi pieniędzy będą podejmować pacjenci, a nie urzędnicy ), może być tylko tak samo źle, albo lepiej. Skoro jest więc szansa na poprawę, nieobciążona praktycznie żadnym ryzykiem, to po co zwlekać i trzymać się kurczowo tego, co jest?
Słabo znam się finansach zdrowia, ale sobie popiszę
Ostatnio sporo osób wypowiada się w tematach, o których ma średnie lub nikłe pojęcie. Mógłbym, co prawda, poczekać na powrót żony, która się na tym zna, ale ponieważ wraca dopiero w niedziele to czekał nie będę. Do niedzieli temat mógłby zniknąć w czeluściach archiwum.
Ostatnio w szpitalu nie bywam, ale pewnie niewiele się zmieniło od czasu, gdy odwiedziłem tych szpitali w ciągu pół roku aż trzy. Pamiętam dobrze – łóżek tam wolnych nigdy nie było, a na przyjęcie pacjent czekał od kilku tygodni do kilku miesięcy. Z tego co słyszę to jest tak niestety nadal. Tak więc finansowanie ochrony zdrowia … no dobrze, nie znam się na finansach w opiece zdrowotnej tak dobrze jak Posłanka Mucha (nie, nie to nie moja żona, chociaż … no dobrze, przyznam się Kuraku – poznałem Panią Muchę osobiście i głosowałem na nią ufff), więc napiszę o samochodach, bo na tym zna się każdy.
Wyobraźmy sobie, że w warsztatach samochodowych brakuje stanowisk obsługi, a na naprawę czy przegląd czeka się miesiącami. Rynek reguluje to w sposób oczywisty. Obecne na rynku warsztaty podnoszą ceny aż do momentu zrównania popytu z podażą (no drogo się robi, a usługa byle jaka), a wysoka marża, którą taka nierównowaga generuje przyciąga nowych chętnych na “warsztatowy” interes. Po pewnym czasie, potrzebnym na budowę i organizację nowego warsztatu, konkurencja spowodowana wejściem na rynek nowych zakładów wymusza spadek cen na naprawę, remont czy też przegląd. Pojawiają się pierwsze bankructwa warsztatów, o których w czasach niedoboru nie mogło nawet być mowy.
No dobrze, a teraz niech ktoś to opisze na przykładzie szpitali, bo ja nie potrafię. Może po niedzieli skonfrontuję to z tym co mi powie żona. Powodzenia.
Słabo znam się finansach zdrowia, ale sobie popiszę
Ostatnio sporo osób wypowiada się w tematach, o których ma średnie lub nikłe pojęcie. Mógłbym, co prawda, poczekać na powrót żony, która się na tym zna, ale ponieważ wraca dopiero w niedziele to czekał nie będę. Do niedzieli temat mógłby zniknąć w czeluściach archiwum.
Ostatnio w szpitalu nie bywam, ale pewnie niewiele się zmieniło od czasu, gdy odwiedziłem tych szpitali w ciągu pół roku aż trzy. Pamiętam dobrze – łóżek tam wolnych nigdy nie było, a na przyjęcie pacjent czekał od kilku tygodni do kilku miesięcy. Z tego co słyszę to jest tak niestety nadal. Tak więc finansowanie ochrony zdrowia … no dobrze, nie znam się na finansach w opiece zdrowotnej tak dobrze jak Posłanka Mucha (nie, nie to nie moja żona, chociaż … no dobrze, przyznam się Kuraku – poznałem Panią Muchę osobiście i głosowałem na nią ufff), więc napiszę o samochodach, bo na tym zna się każdy.
Wyobraźmy sobie, że w warsztatach samochodowych brakuje stanowisk obsługi, a na naprawę czy przegląd czeka się miesiącami. Rynek reguluje to w sposób oczywisty. Obecne na rynku warsztaty podnoszą ceny aż do momentu zrównania popytu z podażą (no drogo się robi, a usługa byle jaka), a wysoka marża, którą taka nierównowaga generuje przyciąga nowych chętnych na “warsztatowy” interes. Po pewnym czasie, potrzebnym na budowę i organizację nowego warsztatu, konkurencja spowodowana wejściem na rynek nowych zakładów wymusza spadek cen na naprawę, remont czy też przegląd. Pojawiają się pierwsze bankructwa warsztatów, o których w czasach niedoboru nie mogło nawet być mowy.
No dobrze, a teraz niech ktoś to opisze na przykładzie szpitali, bo ja nie potrafię. Może po niedzieli skonfrontuję to z tym co mi powie żona. Powodzenia.
Na przykładzie szpitali to
Na przykładzie szpitali to wygląda tak: funkcjonują różne typy szpitali, prywatne, państwowe, do wyboru do koloru. Te szpitale konkurują ze sobą we wszelkich możliwych konfiguracjach ( państwowe – prywatne, państwowe – państwowe, prywatne – prywatne, itd. ) i na wszelkie możliwe sposoby ( jakość usług oraz szybkość obsługi, w tym czas oczekiwania na operację, czy wolne miejsce ). Cennik usług może być nawet jednolity dla całego kraju, czy regionu, wtedy decyduje tylko jakość i szybkość. Szpitale, które potrafią przekonać do siebie pacjentów zarabiają ( pieniądze ze składek ), pozostałe okazują się niepotrzebne i bankrutują. Z czasem, gdy system okrzepnie, można wprowadzić konkurencję cenową. Na początek wystarczy jakakolwiek konkurencja, obecnie nie ma żadnej.
Ja, napisałem, że brakuje łóżek,
a w wielu przypadkach nie da się tych pacjentów szybciej “przez kanał” przepuścić. Startujemy od przewagi popytu.
Więc trzeba zwiększyć podaż.
Tu istnieje wielkie pole do popisu dla komisji "Przyjazne Państwo", która powinna wprowadzić takie zmiany w prawie, by podjęcie działalnosci, również w branży leczniczej, było nieobciążone milionami opłat, pozwoleń i koncesji, co niestety ma miejsce. W ten sposób powstaną nowe szpitale i ośrodki zdrowia. Lekarze będą pracować bardziej wydajnie ( bo będą wiedzieli, że w razie czego pacjent – teraz już klient, a nie petent – pójdzie do konkurencji ), a jeśli leczenie będzie przynosiło zyski ( będzie, bo składki zostaną przeznaczone właśnie na leczenie, a nie na tysięczne oddłużanie bankrutów ), to na studiach medycznych pojawią się nowi chętni do zdobycia zawodu.
Poza tym nie przesadzajmy tak z tą przewagą popytu. Zdarza się nierzadko, że jeśli zrobisz lekarzowi "prezent", to łóżko się znajdzie. Wprowadzenie do służby zdrowia mechanizmów rynkowych rozwiąże ten problem, bo lecznictwo będzie mniej zbiurokratyzowane, poza tym będzie musiało walczyć o klientów, a korupcją ich nie przyciągnie.
Co do komisji Palikota zgoda Ja,
jednak jesteśmy tu i teraz i nowych szpitali tak szybko nie wybudujemy. Mój wpis motoryzacyjny był lekką prowokacją, gdyż chciałem tylko zasygnalizować, że czystego liberalizmu w służbie zdrowia w chwili obecnej być nie może i pewnie raczej nie możliwy jest on również w nieodległej przyszłości. Proponujesz dać pieniądze klientowi do dyspozycji, aby sam decydował na co i gdzie je wydać. OK, ale tak jak napisałem łóżko jest w tej chwili dobrem rzadkim, więc jak sobie wyobrażasz wolny wybór? Zróżnicować dostępność od oferowanej przez Ciebie za usługę leczenia kwoty? Ograniczenie kwoty za daną procedurę jednak być musi, gdyż szybko by się okazało, że z Twojego jak mniemam nie biednego bonu szybko by Ci na waciki w tym szpitalu zabrakło, bo z ceną dyrektor szpitala pewnie by się nie samoograniczał. Można by było co prawda wprowadzić system gwiazdek podobny do hotelowego, który kontrolowałby regulator (NFZ), gdzie za pięć gwiazdek świadczących o ponadprzeciętnej usłudze płaciłbyś więcej i był lepiej obsłużony, ale czy to by rozwiązało problem dostępności służby zdrowia? Pomijam oczywiście problem społecznej akceptacji dla takiej kategoryzacji szpitali.
PS
Ten pacjent za “prezent” niemal na 100% wydłużył oczekiwanie jna łóżko jakiegoś innego.
PS2
Nie znam się na systemach ochrony zdrowia, ale kilka lat temu pomagałem żonie tłumacząc teksty zagraniczne na temat różnych systemów na świecie. Niewiele z tego pamiętam, ale dobrego systemu za małą kasę raczej bym nie zapomniał.
W “moim” systemie problemy
W "moim" systemie problemy nie znikną oczywiście w dwa dni. Na początku będzie, jak zauważyłeś, przewaga popytu nad podażą i choć ta przewaga zniknie, to proces jej zanikania będzie niezbyt szybki. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę i nie mówię, że będą się działy "cudy". "Mój" system ma jednak tę zaletę, że jest logiczny. Jest oparty na pragmatyźmie ( służba zdrowia będzie urynkowiona, ale nie będzie poddana regułom czysto liberalnym; będzie istniał fundusz społeczny, czyli te 10 – 20% każdej składki, poza tym będzie jednolity cennik, przynajmniej na początku, a jeśli będzie się sprawdzał, to i później ) i na zdrowym rozsądku, dlatego rozwiązywanie problemów takich jak zbyt mała podaż będzie w nim możliwe ( wspomniane ułatwienia w zakładaniu nowych placówek, konkurencja, przeznaczanie pieniędzy na konkretne i potrzebne cele i działania ). W obecnym systemie żaden problem nie może być rozwiązany, bo obecny system opiera się na oddłużaniu publicznymi pieniędzmi szpitali nieudolnie zarządzanych i przynoszących straty, co prowadzi do braku pieniędzy na nowy sprzęt, nowych lekarzy, nowe łóżka. Takiego systemu nie można zreformować, bo ten system to błędne koło, które trzeba po prostu przeciąć, a przeciąć nie da się inaczej jak tylko w sposób proponowany przeze mnie. Chyba, że chcesz, by zarówno szpitale, jak i ubezpieczalnie zostały natychmiast sprywatyzowane, ceny uwolnione, a biedota pozostawiona samej sobie i "znachorom", ale wydaje mi się, że mój pomysł jest bardziej realistyczny i ma większe szanse na akceptację społeczną.
Chyba się Ja nie rozumiemy
No dobrze, więc jeszcze raz wytłumacz mi, proszę. Zakładamy, że ilość szpitali i łóżek mamy taką jaką mamy, tak? Dostaję z Twojego systemu bon i idę z nim do szpitala, który uważam za najlepszy, tak? W szpitalu tym dowiaduję się, że ponieważ są nalepsi to na zbieg muszę czekać dwa lata, bo takie wzięcie u pacjentów mają. Co mi odpowiedzą, gdy zapytam, że nie chcę czekać i chciałby zapłacić?
a) że nie ma takiej możliwości
b) że mogę zapłacić dodatkowym bonem
c) że mogę zapłacić gtówką swoją lub mojego prywatnego ubezpieczyciela
Jeżeli a to pójdę do pierwszego lepszego szpitala, gdzie są wolne łóżka, bo pewnie nie będę mógł czekać. Wartość bonów jaką tam zostawię będzie identyczna z wartością bonów zostawianych przez pacjentów w szpitalu najlepszym.
PS
Nie jestem pewien, ale pieniądze z NFZ, czyli ze składek zdrowotnych nie idą na odłużenie. Pieniądze na to mają pochodzić z budżetu.
Nie rozumiemy się.
Bon ma być oświatowy. No, to akurat szczegół. Obecnie, jak sam zauważasz, brakuje "łóżek". Dlaczego ich brakuje? Bo brakuje kasy. Szpital ma tyle pieniędzy, ile ma i nie stać go na zatrudnienie nowych lekarzy, zakup nowego sprzętu, czy choćby na kupno nowych łóżek. Skąd się bierze brak kasy? Z wielu źródeł. A to ZUS weźmie sobie 3% składkowych pieniędzy, a to rząd oddłuży jakiś podupadający kołchoz. Czy oddłuży ze składek, czy z podatków, to nie ma znaczenia i tak za wszystko płacą pacjenci. Brak kasy jest też często winą złego zarządzania, zdarza się, że dyrektorami szpitali zostają ludzie bez odpowiednich kompetencji, potrafiący łatwo wydawać pieniądze ( często na rzeczy średnio potrzebne ) i jednocześnie nie mający talentu do ich zarabiania. Gdyby zmienić ten system, postawić na czele szpitali speców od zarządzania, pozbyć się ZUSowskich "pośredników" i zrezygnować z oddłużania ( a pieniądze przeznaczane dotąd na ten cel przesunąć z podatku na składki ), to pieniądze by się znalazły. Oczywiście początkowo nie byłoby to jakieś bógwico, ale lepsze coś, niż paromiliardowy dług. Gdyby do tego pobudzić konkurencję poprzez ułatwienia w zakładaniu nowych szpitali, to wzrosłaby i liczba łóżek i motywacja do dalszego zarabiania, a wiadomo, że więcej pieniędzy = więcej łóżek. To wszystko nie dokonałoby się oczywiście w ciągu jednego dnia i ani przez sekundę tak nie twierdziłem, to proces na parę kwartałów, jeśli nie na parę lat, ale doprowadziłoby to do stopniowej, zauważalnej poprawy. Wdrożenie takiego systemu byłoby wskazane, nie mamy zresztą nic do stracenia, to co mamy teraz to jeden wielki żal.
Czyli na początku zoptymalizować i uszczelnić
system, a potem dać pieniądze tak jak proponuje Minister Kopacz? Bon czy też konto indywidualne później?
A po co czekać? Nie mamy
A po co czekać? Nie mamy niczego do stracenia. W proponowanym przeze mnie systemie nie będzie gorzej ( szpitale nie stracą nagle funduszy, po prostu decyzje o dawaniu szpitalowi pieniędzy będą podejmować pacjenci, a nie urzędnicy ), może być tylko tak samo źle, albo lepiej. Skoro jest więc szansa na poprawę, nieobciążona praktycznie żadnym ryzykiem, to po co zwlekać i trzymać się kurczowo tego, co jest?
Słabo znam się finansach zdrowia, ale sobie popiszę
Ostatnio sporo osób wypowiada się w tematach, o których ma średnie lub nikłe pojęcie. Mógłbym, co prawda, poczekać na powrót żony, która się na tym zna, ale ponieważ wraca dopiero w niedziele to czekał nie będę. Do niedzieli temat mógłby zniknąć w czeluściach archiwum.
Ostatnio w szpitalu nie bywam, ale pewnie niewiele się zmieniło od czasu, gdy odwiedziłem tych szpitali w ciągu pół roku aż trzy. Pamiętam dobrze – łóżek tam wolnych nigdy nie było, a na przyjęcie pacjent czekał od kilku tygodni do kilku miesięcy. Z tego co słyszę to jest tak niestety nadal. Tak więc finansowanie ochrony zdrowia … no dobrze, nie znam się na finansach w opiece zdrowotnej tak dobrze jak Posłanka Mucha (nie, nie to nie moja żona, chociaż … no dobrze, przyznam się Kuraku – poznałem Panią Muchę osobiście i głosowałem na nią ufff), więc napiszę o samochodach, bo na tym zna się każdy.
Wyobraźmy sobie, że w warsztatach samochodowych brakuje stanowisk obsługi, a na naprawę czy przegląd czeka się miesiącami. Rynek reguluje to w sposób oczywisty. Obecne na rynku warsztaty podnoszą ceny aż do momentu zrównania popytu z podażą (no drogo się robi, a usługa byle jaka), a wysoka marża, którą taka nierównowaga generuje przyciąga nowych chętnych na “warsztatowy” interes. Po pewnym czasie, potrzebnym na budowę i organizację nowego warsztatu, konkurencja spowodowana wejściem na rynek nowych zakładów wymusza spadek cen na naprawę, remont czy też przegląd. Pojawiają się pierwsze bankructwa warsztatów, o których w czasach niedoboru nie mogło nawet być mowy.
No dobrze, a teraz niech ktoś to opisze na przykładzie szpitali, bo ja nie potrafię. Może po niedzieli skonfrontuję to z tym co mi powie żona. Powodzenia.
Na przykładzie szpitali to
Na przykładzie szpitali to wygląda tak: funkcjonują różne typy szpitali, prywatne, państwowe, do wyboru do koloru. Te szpitale konkurują ze sobą we wszelkich możliwych konfiguracjach ( państwowe – prywatne, państwowe – państwowe, prywatne – prywatne, itd. ) i na wszelkie możliwe sposoby ( jakość usług oraz szybkość obsługi, w tym czas oczekiwania na operację, czy wolne miejsce ). Cennik usług może być nawet jednolity dla całego kraju, czy regionu, wtedy decyduje tylko jakość i szybkość. Szpitale, które potrafią przekonać do siebie pacjentów zarabiają ( pieniądze ze składek ), pozostałe okazują się niepotrzebne i bankrutują. Z czasem, gdy system okrzepnie, można wprowadzić konkurencję cenową. Na początek wystarczy jakakolwiek konkurencja, obecnie nie ma żadnej.
Ja, napisałem, że brakuje łóżek,
a w wielu przypadkach nie da się tych pacjentów szybciej “przez kanał” przepuścić. Startujemy od przewagi popytu.
Więc trzeba zwiększyć podaż.
Tu istnieje wielkie pole do popisu dla komisji "Przyjazne Państwo", która powinna wprowadzić takie zmiany w prawie, by podjęcie działalnosci, również w branży leczniczej, było nieobciążone milionami opłat, pozwoleń i koncesji, co niestety ma miejsce. W ten sposób powstaną nowe szpitale i ośrodki zdrowia. Lekarze będą pracować bardziej wydajnie ( bo będą wiedzieli, że w razie czego pacjent – teraz już klient, a nie petent – pójdzie do konkurencji ), a jeśli leczenie będzie przynosiło zyski ( będzie, bo składki zostaną przeznaczone właśnie na leczenie, a nie na tysięczne oddłużanie bankrutów ), to na studiach medycznych pojawią się nowi chętni do zdobycia zawodu.
Poza tym nie przesadzajmy tak z tą przewagą popytu. Zdarza się nierzadko, że jeśli zrobisz lekarzowi "prezent", to łóżko się znajdzie. Wprowadzenie do służby zdrowia mechanizmów rynkowych rozwiąże ten problem, bo lecznictwo będzie mniej zbiurokratyzowane, poza tym będzie musiało walczyć o klientów, a korupcją ich nie przyciągnie.
Co do komisji Palikota zgoda Ja,
jednak jesteśmy tu i teraz i nowych szpitali tak szybko nie wybudujemy. Mój wpis motoryzacyjny był lekką prowokacją, gdyż chciałem tylko zasygnalizować, że czystego liberalizmu w służbie zdrowia w chwili obecnej być nie może i pewnie raczej nie możliwy jest on również w nieodległej przyszłości. Proponujesz dać pieniądze klientowi do dyspozycji, aby sam decydował na co i gdzie je wydać. OK, ale tak jak napisałem łóżko jest w tej chwili dobrem rzadkim, więc jak sobie wyobrażasz wolny wybór? Zróżnicować dostępność od oferowanej przez Ciebie za usługę leczenia kwoty? Ograniczenie kwoty za daną procedurę jednak być musi, gdyż szybko by się okazało, że z Twojego jak mniemam nie biednego bonu szybko by Ci na waciki w tym szpitalu zabrakło, bo z ceną dyrektor szpitala pewnie by się nie samoograniczał. Można by było co prawda wprowadzić system gwiazdek podobny do hotelowego, który kontrolowałby regulator (NFZ), gdzie za pięć gwiazdek świadczących o ponadprzeciętnej usłudze płaciłbyś więcej i był lepiej obsłużony, ale czy to by rozwiązało problem dostępności służby zdrowia? Pomijam oczywiście problem społecznej akceptacji dla takiej kategoryzacji szpitali.
PS
Ten pacjent za “prezent” niemal na 100% wydłużył oczekiwanie jna łóżko jakiegoś innego.
PS2
Nie znam się na systemach ochrony zdrowia, ale kilka lat temu pomagałem żonie tłumacząc teksty zagraniczne na temat różnych systemów na świecie. Niewiele z tego pamiętam, ale dobrego systemu za małą kasę raczej bym nie zapomniał.
W “moim” systemie problemy
W "moim" systemie problemy nie znikną oczywiście w dwa dni. Na początku będzie, jak zauważyłeś, przewaga popytu nad podażą i choć ta przewaga zniknie, to proces jej zanikania będzie niezbyt szybki. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę i nie mówię, że będą się działy "cudy". "Mój" system ma jednak tę zaletę, że jest logiczny. Jest oparty na pragmatyźmie ( służba zdrowia będzie urynkowiona, ale nie będzie poddana regułom czysto liberalnym; będzie istniał fundusz społeczny, czyli te 10 – 20% każdej składki, poza tym będzie jednolity cennik, przynajmniej na początku, a jeśli będzie się sprawdzał, to i później ) i na zdrowym rozsądku, dlatego rozwiązywanie problemów takich jak zbyt mała podaż będzie w nim możliwe ( wspomniane ułatwienia w zakładaniu nowych placówek, konkurencja, przeznaczanie pieniędzy na konkretne i potrzebne cele i działania ). W obecnym systemie żaden problem nie może być rozwiązany, bo obecny system opiera się na oddłużaniu publicznymi pieniędzmi szpitali nieudolnie zarządzanych i przynoszących straty, co prowadzi do braku pieniędzy na nowy sprzęt, nowych lekarzy, nowe łóżka. Takiego systemu nie można zreformować, bo ten system to błędne koło, które trzeba po prostu przeciąć, a przeciąć nie da się inaczej jak tylko w sposób proponowany przeze mnie. Chyba, że chcesz, by zarówno szpitale, jak i ubezpieczalnie zostały natychmiast sprywatyzowane, ceny uwolnione, a biedota pozostawiona samej sobie i "znachorom", ale wydaje mi się, że mój pomysł jest bardziej realistyczny i ma większe szanse na akceptację społeczną.
Chyba się Ja nie rozumiemy
No dobrze, więc jeszcze raz wytłumacz mi, proszę. Zakładamy, że ilość szpitali i łóżek mamy taką jaką mamy, tak? Dostaję z Twojego systemu bon i idę z nim do szpitala, który uważam za najlepszy, tak? W szpitalu tym dowiaduję się, że ponieważ są nalepsi to na zbieg muszę czekać dwa lata, bo takie wzięcie u pacjentów mają. Co mi odpowiedzą, gdy zapytam, że nie chcę czekać i chciałby zapłacić?
a) że nie ma takiej możliwości
b) że mogę zapłacić dodatkowym bonem
c) że mogę zapłacić gtówką swoją lub mojego prywatnego ubezpieczyciela
Jeżeli a to pójdę do pierwszego lepszego szpitala, gdzie są wolne łóżka, bo pewnie nie będę mógł czekać. Wartość bonów jaką tam zostawię będzie identyczna z wartością bonów zostawianych przez pacjentów w szpitalu najlepszym.
PS
Nie jestem pewien, ale pieniądze z NFZ, czyli ze składek zdrowotnych nie idą na odłużenie. Pieniądze na to mają pochodzić z budżetu.
Nie rozumiemy się.
Bon ma być oświatowy. No, to akurat szczegół. Obecnie, jak sam zauważasz, brakuje "łóżek". Dlaczego ich brakuje? Bo brakuje kasy. Szpital ma tyle pieniędzy, ile ma i nie stać go na zatrudnienie nowych lekarzy, zakup nowego sprzętu, czy choćby na kupno nowych łóżek. Skąd się bierze brak kasy? Z wielu źródeł. A to ZUS weźmie sobie 3% składkowych pieniędzy, a to rząd oddłuży jakiś podupadający kołchoz. Czy oddłuży ze składek, czy z podatków, to nie ma znaczenia i tak za wszystko płacą pacjenci. Brak kasy jest też często winą złego zarządzania, zdarza się, że dyrektorami szpitali zostają ludzie bez odpowiednich kompetencji, potrafiący łatwo wydawać pieniądze ( często na rzeczy średnio potrzebne ) i jednocześnie nie mający talentu do ich zarabiania. Gdyby zmienić ten system, postawić na czele szpitali speców od zarządzania, pozbyć się ZUSowskich "pośredników" i zrezygnować z oddłużania ( a pieniądze przeznaczane dotąd na ten cel przesunąć z podatku na składki ), to pieniądze by się znalazły. Oczywiście początkowo nie byłoby to jakieś bógwico, ale lepsze coś, niż paromiliardowy dług. Gdyby do tego pobudzić konkurencję poprzez ułatwienia w zakładaniu nowych szpitali, to wzrosłaby i liczba łóżek i motywacja do dalszego zarabiania, a wiadomo, że więcej pieniędzy = więcej łóżek. To wszystko nie dokonałoby się oczywiście w ciągu jednego dnia i ani przez sekundę tak nie twierdziłem, to proces na parę kwartałów, jeśli nie na parę lat, ale doprowadziłoby to do stopniowej, zauważalnej poprawy. Wdrożenie takiego systemu byłoby wskazane, nie mamy zresztą nic do stracenia, to co mamy teraz to jeden wielki żal.
Czyli na początku zoptymalizować i uszczelnić
system, a potem dać pieniądze tak jak proponuje Minister Kopacz? Bon czy też konto indywidualne później?
A po co czekać? Nie mamy
A po co czekać? Nie mamy niczego do stracenia. W proponowanym przeze mnie systemie nie będzie gorzej ( szpitale nie stracą nagle funduszy, po prostu decyzje o dawaniu szpitalowi pieniędzy będą podejmować pacjenci, a nie urzędnicy ), może być tylko tak samo źle, albo lepiej. Skoro jest więc szansa na poprawę, nieobciążona praktycznie żadnym ryzykiem, to po co zwlekać i trzymać się kurczowo tego, co jest?
Słabo znam się finansach zdrowia, ale sobie popiszę
Ostatnio sporo osób wypowiada się w tematach, o których ma średnie lub nikłe pojęcie. Mógłbym, co prawda, poczekać na powrót żony, która się na tym zna, ale ponieważ wraca dopiero w niedziele to czekał nie będę. Do niedzieli temat mógłby zniknąć w czeluściach archiwum.
Ostatnio w szpitalu nie bywam, ale pewnie niewiele się zmieniło od czasu, gdy odwiedziłem tych szpitali w ciągu pół roku aż trzy. Pamiętam dobrze – łóżek tam wolnych nigdy nie było, a na przyjęcie pacjent czekał od kilku tygodni do kilku miesięcy. Z tego co słyszę to jest tak niestety nadal. Tak więc finansowanie ochrony zdrowia … no dobrze, nie znam się na finansach w opiece zdrowotnej tak dobrze jak Posłanka Mucha (nie, nie to nie moja żona, chociaż … no dobrze, przyznam się Kuraku – poznałem Panią Muchę osobiście i głosowałem na nią ufff), więc napiszę o samochodach, bo na tym zna się każdy.
Wyobraźmy sobie, że w warsztatach samochodowych brakuje stanowisk obsługi, a na naprawę czy przegląd czeka się miesiącami. Rynek reguluje to w sposób oczywisty. Obecne na rynku warsztaty podnoszą ceny aż do momentu zrównania popytu z podażą (no drogo się robi, a usługa byle jaka), a wysoka marża, którą taka nierównowaga generuje przyciąga nowych chętnych na “warsztatowy” interes. Po pewnym czasie, potrzebnym na budowę i organizację nowego warsztatu, konkurencja spowodowana wejściem na rynek nowych zakładów wymusza spadek cen na naprawę, remont czy też przegląd. Pojawiają się pierwsze bankructwa warsztatów, o których w czasach niedoboru nie mogło nawet być mowy.
No dobrze, a teraz niech ktoś to opisze na przykładzie szpitali, bo ja nie potrafię. Może po niedzieli skonfrontuję to z tym co mi powie żona. Powodzenia.
Na przykładzie szpitali to
Na przykładzie szpitali to wygląda tak: funkcjonują różne typy szpitali, prywatne, państwowe, do wyboru do koloru. Te szpitale konkurują ze sobą we wszelkich możliwych konfiguracjach ( państwowe – prywatne, państwowe – państwowe, prywatne – prywatne, itd. ) i na wszelkie możliwe sposoby ( jakość usług oraz szybkość obsługi, w tym czas oczekiwania na operację, czy wolne miejsce ). Cennik usług może być nawet jednolity dla całego kraju, czy regionu, wtedy decyduje tylko jakość i szybkość. Szpitale, które potrafią przekonać do siebie pacjentów zarabiają ( pieniądze ze składek ), pozostałe okazują się niepotrzebne i bankrutują. Z czasem, gdy system okrzepnie, można wprowadzić konkurencję cenową. Na początek wystarczy jakakolwiek konkurencja, obecnie nie ma żadnej.
Ja, napisałem, że brakuje łóżek,
a w wielu przypadkach nie da się tych pacjentów szybciej “przez kanał” przepuścić. Startujemy od przewagi popytu.
Więc trzeba zwiększyć podaż.
Tu istnieje wielkie pole do popisu dla komisji "Przyjazne Państwo", która powinna wprowadzić takie zmiany w prawie, by podjęcie działalnosci, również w branży leczniczej, było nieobciążone milionami opłat, pozwoleń i koncesji, co niestety ma miejsce. W ten sposób powstaną nowe szpitale i ośrodki zdrowia. Lekarze będą pracować bardziej wydajnie ( bo będą wiedzieli, że w razie czego pacjent – teraz już klient, a nie petent – pójdzie do konkurencji ), a jeśli leczenie będzie przynosiło zyski ( będzie, bo składki zostaną przeznaczone właśnie na leczenie, a nie na tysięczne oddłużanie bankrutów ), to na studiach medycznych pojawią się nowi chętni do zdobycia zawodu.
Poza tym nie przesadzajmy tak z tą przewagą popytu. Zdarza się nierzadko, że jeśli zrobisz lekarzowi "prezent", to łóżko się znajdzie. Wprowadzenie do służby zdrowia mechanizmów rynkowych rozwiąże ten problem, bo lecznictwo będzie mniej zbiurokratyzowane, poza tym będzie musiało walczyć o klientów, a korupcją ich nie przyciągnie.
Co do komisji Palikota zgoda Ja,
jednak jesteśmy tu i teraz i nowych szpitali tak szybko nie wybudujemy. Mój wpis motoryzacyjny był lekką prowokacją, gdyż chciałem tylko zasygnalizować, że czystego liberalizmu w służbie zdrowia w chwili obecnej być nie może i pewnie raczej nie możliwy jest on również w nieodległej przyszłości. Proponujesz dać pieniądze klientowi do dyspozycji, aby sam decydował na co i gdzie je wydać. OK, ale tak jak napisałem łóżko jest w tej chwili dobrem rzadkim, więc jak sobie wyobrażasz wolny wybór? Zróżnicować dostępność od oferowanej przez Ciebie za usługę leczenia kwoty? Ograniczenie kwoty za daną procedurę jednak być musi, gdyż szybko by się okazało, że z Twojego jak mniemam nie biednego bonu szybko by Ci na waciki w tym szpitalu zabrakło, bo z ceną dyrektor szpitala pewnie by się nie samoograniczał. Można by było co prawda wprowadzić system gwiazdek podobny do hotelowego, który kontrolowałby regulator (NFZ), gdzie za pięć gwiazdek świadczących o ponadprzeciętnej usłudze płaciłbyś więcej i był lepiej obsłużony, ale czy to by rozwiązało problem dostępności służby zdrowia? Pomijam oczywiście problem społecznej akceptacji dla takiej kategoryzacji szpitali.
PS
Ten pacjent za “prezent” niemal na 100% wydłużył oczekiwanie jna łóżko jakiegoś innego.
PS2
Nie znam się na systemach ochrony zdrowia, ale kilka lat temu pomagałem żonie tłumacząc teksty zagraniczne na temat różnych systemów na świecie. Niewiele z tego pamiętam, ale dobrego systemu za małą kasę raczej bym nie zapomniał.
W “moim” systemie problemy
W "moim" systemie problemy nie znikną oczywiście w dwa dni. Na początku będzie, jak zauważyłeś, przewaga popytu nad podażą i choć ta przewaga zniknie, to proces jej zanikania będzie niezbyt szybki. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę i nie mówię, że będą się działy "cudy". "Mój" system ma jednak tę zaletę, że jest logiczny. Jest oparty na pragmatyźmie ( służba zdrowia będzie urynkowiona, ale nie będzie poddana regułom czysto liberalnym; będzie istniał fundusz społeczny, czyli te 10 – 20% każdej składki, poza tym będzie jednolity cennik, przynajmniej na początku, a jeśli będzie się sprawdzał, to i później ) i na zdrowym rozsądku, dlatego rozwiązywanie problemów takich jak zbyt mała podaż będzie w nim możliwe ( wspomniane ułatwienia w zakładaniu nowych placówek, konkurencja, przeznaczanie pieniędzy na konkretne i potrzebne cele i działania ). W obecnym systemie żaden problem nie może być rozwiązany, bo obecny system opiera się na oddłużaniu publicznymi pieniędzmi szpitali nieudolnie zarządzanych i przynoszących straty, co prowadzi do braku pieniędzy na nowy sprzęt, nowych lekarzy, nowe łóżka. Takiego systemu nie można zreformować, bo ten system to błędne koło, które trzeba po prostu przeciąć, a przeciąć nie da się inaczej jak tylko w sposób proponowany przeze mnie. Chyba, że chcesz, by zarówno szpitale, jak i ubezpieczalnie zostały natychmiast sprywatyzowane, ceny uwolnione, a biedota pozostawiona samej sobie i "znachorom", ale wydaje mi się, że mój pomysł jest bardziej realistyczny i ma większe szanse na akceptację społeczną.
Chyba się Ja nie rozumiemy
No dobrze, więc jeszcze raz wytłumacz mi, proszę. Zakładamy, że ilość szpitali i łóżek mamy taką jaką mamy, tak? Dostaję z Twojego systemu bon i idę z nim do szpitala, który uważam za najlepszy, tak? W szpitalu tym dowiaduję się, że ponieważ są nalepsi to na zbieg muszę czekać dwa lata, bo takie wzięcie u pacjentów mają. Co mi odpowiedzą, gdy zapytam, że nie chcę czekać i chciałby zapłacić?
a) że nie ma takiej możliwości
b) że mogę zapłacić dodatkowym bonem
c) że mogę zapłacić gtówką swoją lub mojego prywatnego ubezpieczyciela
Jeżeli a to pójdę do pierwszego lepszego szpitala, gdzie są wolne łóżka, bo pewnie nie będę mógł czekać. Wartość bonów jaką tam zostawię będzie identyczna z wartością bonów zostawianych przez pacjentów w szpitalu najlepszym.
PS
Nie jestem pewien, ale pieniądze z NFZ, czyli ze składek zdrowotnych nie idą na odłużenie. Pieniądze na to mają pochodzić z budżetu.
Nie rozumiemy się.
Bon ma być oświatowy. No, to akurat szczegół. Obecnie, jak sam zauważasz, brakuje "łóżek". Dlaczego ich brakuje? Bo brakuje kasy. Szpital ma tyle pieniędzy, ile ma i nie stać go na zatrudnienie nowych lekarzy, zakup nowego sprzętu, czy choćby na kupno nowych łóżek. Skąd się bierze brak kasy? Z wielu źródeł. A to ZUS weźmie sobie 3% składkowych pieniędzy, a to rząd oddłuży jakiś podupadający kołchoz. Czy oddłuży ze składek, czy z podatków, to nie ma znaczenia i tak za wszystko płacą pacjenci. Brak kasy jest też często winą złego zarządzania, zdarza się, że dyrektorami szpitali zostają ludzie bez odpowiednich kompetencji, potrafiący łatwo wydawać pieniądze ( często na rzeczy średnio potrzebne ) i jednocześnie nie mający talentu do ich zarabiania. Gdyby zmienić ten system, postawić na czele szpitali speców od zarządzania, pozbyć się ZUSowskich "pośredników" i zrezygnować z oddłużania ( a pieniądze przeznaczane dotąd na ten cel przesunąć z podatku na składki ), to pieniądze by się znalazły. Oczywiście początkowo nie byłoby to jakieś bógwico, ale lepsze coś, niż paromiliardowy dług. Gdyby do tego pobudzić konkurencję poprzez ułatwienia w zakładaniu nowych szpitali, to wzrosłaby i liczba łóżek i motywacja do dalszego zarabiania, a wiadomo, że więcej pieniędzy = więcej łóżek. To wszystko nie dokonałoby się oczywiście w ciągu jednego dnia i ani przez sekundę tak nie twierdziłem, to proces na parę kwartałów, jeśli nie na parę lat, ale doprowadziłoby to do stopniowej, zauważalnej poprawy. Wdrożenie takiego systemu byłoby wskazane, nie mamy zresztą nic do stracenia, to co mamy teraz to jeden wielki żal.
Czyli na początku zoptymalizować i uszczelnić
system, a potem dać pieniądze tak jak proponuje Minister Kopacz? Bon czy też konto indywidualne później?
A po co czekać? Nie mamy
A po co czekać? Nie mamy niczego do stracenia. W proponowanym przeze mnie systemie nie będzie gorzej ( szpitale nie stracą nagle funduszy, po prostu decyzje o dawaniu szpitalowi pieniędzy będą podejmować pacjenci, a nie urzędnicy ), może być tylko tak samo źle, albo lepiej. Skoro jest więc szansa na poprawę, nieobciążona praktycznie żadnym ryzykiem, to po co zwlekać i trzymać się kurczowo tego, co jest?
Dam ci 10% mojej składki,
Dam ci 10% mojej składki, mała. Albo i 20, bo rzadko choruję i cię lubię.
Dam ci 10% mojej składki,
Dam ci 10% mojej składki, mała. Albo i 20, bo rzadko choruję i cię lubię.
Dam ci 10% mojej składki,
Dam ci 10% mojej składki, mała. Albo i 20, bo rzadko choruję i cię lubię.
Dam ci 10% mojej składki,
Dam ci 10% mojej składki, mała. Albo i 20, bo rzadko choruję i cię lubię.
Dam ci 10% mojej składki,
Dam ci 10% mojej składki, mała. Albo i 20, bo rzadko choruję i cię lubię.
Dam ci 10% mojej składki,
Dam ci 10% mojej składki, mała. Albo i 20, bo rzadko choruję i cię lubię.
Dam ci 10% mojej składki,
Dam ci 10% mojej składki, mała. Albo i 20, bo rzadko choruję i cię lubię.
Dam ci 10% mojej składki,
Dam ci 10% mojej składki, mała. Albo i 20, bo rzadko choruję i cię lubię.
Jaaaa?
No przecież wypowiadam się nie czekając na przyzwolenie żony.
PS
Inna sprawa, że raczej częściej się udzielam, gdy jej nie ma. Muszę to przemyśleć.
Jaaaa?
No przecież wypowiadam się nie czekając na przyzwolenie żony.
PS
Inna sprawa, że raczej częściej się udzielam, gdy jej nie ma. Muszę to przemyśleć.
Jaaaa?
No przecież wypowiadam się nie czekając na przyzwolenie żony.
PS
Inna sprawa, że raczej częściej się udzielam, gdy jej nie ma. Muszę to przemyśleć.
Jaaaa?
No przecież wypowiadam się nie czekając na przyzwolenie żony.
PS
Inna sprawa, że raczej częściej się udzielam, gdy jej nie ma. Muszę to przemyśleć.
Jaaaa?
No przecież wypowiadam się nie czekając na przyzwolenie żony.
PS
Inna sprawa, że raczej częściej się udzielam, gdy jej nie ma. Muszę to przemyśleć.
Jaaaa?
No przecież wypowiadam się nie czekając na przyzwolenie żony.
PS
Inna sprawa, że raczej częściej się udzielam, gdy jej nie ma. Muszę to przemyśleć.
Jaaaa?
No przecież wypowiadam się nie czekając na przyzwolenie żony.
PS
Inna sprawa, że raczej częściej się udzielam, gdy jej nie ma. Muszę to przemyśleć.
Jaaaa?
No przecież wypowiadam się nie czekając na przyzwolenie żony.
PS
Inna sprawa, że raczej częściej się udzielam, gdy jej nie ma. Muszę to przemyśleć.
Można podwyższyć,
Można podwyższyć, "przesuwając" część naszego podatku dochodowego na składki. W ten sposób składka będzie podwyższona, a my nie będziemy musieli płacić czegoś ekstra.
Można podwyższyć,
Można podwyższyć, "przesuwając" część naszego podatku dochodowego na składki. W ten sposób składka będzie podwyższona, a my nie będziemy musieli płacić czegoś ekstra.
Można podwyższyć,
Można podwyższyć, "przesuwając" część naszego podatku dochodowego na składki. W ten sposób składka będzie podwyższona, a my nie będziemy musieli płacić czegoś ekstra.
Można podwyższyć,
Można podwyższyć, "przesuwając" część naszego podatku dochodowego na składki. W ten sposób składka będzie podwyższona, a my nie będziemy musieli płacić czegoś ekstra.
Można podwyższyć,
Można podwyższyć, "przesuwając" część naszego podatku dochodowego na składki. W ten sposób składka będzie podwyższona, a my nie będziemy musieli płacić czegoś ekstra.
Można podwyższyć,
Można podwyższyć, "przesuwając" część naszego podatku dochodowego na składki. W ten sposób składka będzie podwyższona, a my nie będziemy musieli płacić czegoś ekstra.
Można podwyższyć,
Można podwyższyć, "przesuwając" część naszego podatku dochodowego na składki. W ten sposób składka będzie podwyższona, a my nie będziemy musieli płacić czegoś ekstra.
Można podwyższyć,
Można podwyższyć, "przesuwając" część naszego podatku dochodowego na składki. W ten sposób składka będzie podwyższona, a my nie będziemy musieli płacić czegoś ekstra.