Miejsce akcji: kancelaria premiera w pewnym dalekim i dzikim kraju
Występują:
- Donald – premier
- Waldemar – wicepremier, minister gospodarki
- Jacek – minister finansów
- Pani Krysia – sekretarka
- Dżuma – zwykły zjadacz jabłek
- były premier, który wcale nie występuje, ale to wszystko to jego wina
– Dzień dobry panie premierze. Ja w sprawie jabłek. Kiedyś coś pan wspomniał, że zna ich cenę detaliczną.
– Oczywiście. Jak wy się nazywacie?
– Dżuma.
– Taa, Dżuma. Głupie imię. Nie szkodzi. Mówmy sobie po imieniu. Wtedy wiecie, trudniej sobie wyciągać różne brzydkie sprawy, co kto powiedział, jak się zachował…
– Dobrze panie pre… Dobrze Donald, miło mi, Dżuma jestem.
– To właściwie co was do mnie przynosi?
– Jak mówiłem, cena jabłek.
– Oj, Dżuma, Dżuma. Do szkoły chodził?
– Chodziłem.
– O średniej arytmetycznej słyszał?
– Słyszałem.
– To bierze tysiąc pomiarów z całego kraju, sumuje i dzieli przez tysiąc.
– Aha.
– Do tego dochodzi prawo popytu i podaży, niewidzialna ręka rynku i gotowe.
– Ale chwileczkę, naszła mnie pewna wątpliwość…
– Co tam znowu? Widzę, że z was to malkontent.
– Bo przecież skarb państwa i Unia dofinansowują rolnictwo.
– I bardzo dobrze! Dżuma, czy wy żałujecie tym co żywią i bronią? Waldek, zobacz jaki chytrus nam się trafił. Dawać miastowym za darmo to też by było drogo!
– Ależ skąd! Przeciwnie, ja bym nawet mógł płacić pod pewnymi warunkami i 3 razy tyle.
– Teraz nic z tego nie rozumiem. Waldek, zapisz sobie, że można golić miastowych na 3 razy tyle. Ale numer! A jaki to warunek?
– Chodzi o tę niewidzialną rękę rynku, która jak najbardziej jest widzialna.
– Ooo, sfinks nam się trafił. „Jest niewidzialna, ale jest widzialna”. Co ja Edyp jestem? Dżuma, czy wy przypadkiem nie sugerujecie, że powinienem pójść do lekarza?
– Przyznaję, głupio wyszło. Chodzi tylko o to, że do ceny jabłek trzeba by doliczyć jeszcze odpowiedni ułamek wszystkich dotacji na rolnictwo.
– Taaaa, faktycznie. Mówcie dalej…
– I jeszcze część kosztów utrzymania ministerstwa rolnictwa, agencji, dopłat do ubezpieczeń rolników …
– Oj Waldek, ktoś ci chce narobić koło pióra. Dobrze Dżuma, to co wy proponujecie?
– Właściwie to nic. Ja tylko pytam.
– Polubiłem was Dżuma, bo dobrze wam z gęby patrzy i dam wam radę. Nigdy, ale to przenigdy nie idźcie do szefa zgłosić problem, jeśli nie znacie jego rozwiązania.
– Coś w tym jest. Chwileczkę, „mój szef”?!
– Jak to nie? Jestem szefem szefów. Taka przenośnia. Wiecie co to przenośnia?
– To tak jak „II Irlandia”?
– Złośliwiec z was. No ale co poradzić, kryzys. Waldek, zabaw gościa rozmową. Pni Krysiu, proszę podać dwie kawy. Przecież wyłaźnie mówię – dwie. Waldek już dzisiaj pił. W dodatku chyba cukier nam podbiera.
– Dżuma, czy wy przypadkiem nie jesteście agitatorem od JKM? Jak tam głosowanie na blogera roku?
– Nie bardzo rozumiem…
– A więc wy nie od…?
-…?
– „Dziwne, na psychola od ojca dyrektora mi nie wygląda. Od tych … też nie jest, bo z Wehrmachtu do mnie nie strzela.” – pomyślał premier – Pani Krysiu, proszę mnie połączyć z Jackiem.
– Jacek, słuchaj, jest taka sprawa. Daj mi tu szybko jakąś ściemę o cenie jabłek. Co? A nic. Straszna męczydupa mi się trafiła. Czy znam jakieś magiczne słowo? Może być „szybko”? Nie no, droczę się tylko. Jak to masz to w d…?
– Ma to w d…? – obruszył się Waldek.
– Nie, ma to w g… znaczy w górnej szufladzie – szybko załagodził premier.
– Słuchaj Donek, ja bladego pojęcia nie mam o tych jabłkach. Ale mam pomysł. Może zadzwonię do Waldka? On w tym siedzi, to wszystko wie.
– Taaa, wie tyle co zje, szkodnik jeden. Dobra. Już nieaktualne. Pamiętasz o konferencji? Na zielono czy czerwono? Zielono? – I za to cię lubię. Narka. Ach, jak ja kocham władzę. Dżuma, wiecie co to jest władza?
– Wydaje mi się, że to możliwość wpływania na bieg wydarzeń, życie swoje i innych ludzi…
– Dobrze, dobrze, nie cytujcie mi tu Wikipedii. Zdradzę wam tajemnicę: władza to tak się ustawić, żeby za nic nie odpowiadać. Prawda Waldek? O, ten to dopiero potrafi! A do tego jak się ma dobre alibi, to już w ogóle cud-miód.
– Owszem był światowy kryzys, ale chyba niedawno ogłoszono koniec?
– To czym trzeba zagrać? – Tym, za co lud kocha mnie najbardziej: najważniejsze, że nie jestem NIM.
– NIM czyli kim?
– Nie udawajcie Greka, Dżuma. Właśnie, cieszcie się, że to nie Grecja zamiast szukać dziury w całym.
– Chyba odeszliśmy od tematu. To jaka jest prawdziwa cena jabłek?
– Dżuma, z wami to się zupełnie nie daje rozmawiać. Człowiek się przed wami otwiera, a wy ciągle szpile wbijacie. I za co? – się pytam. Tak to my faktycznie przenośni, tfu, II Irlandii nie zbudujemy…
I wtedy się obudziłem. Chyba odechciało mi się śnić dalej.
Oczywiście wszelkie podobieństwo jest zamierzone. Dostało się trochę tym i owym, ale sami szukali guza. Może jabłka to nie najlepszy przykład. Umówmy się, że one robią za wszystko co urodzi ziemia. Warto sobie zdawać sprawę z tych niewidocznych rzeczy, gdy gospodarka jest dotowana z kieszeni podatnika. Żeby nie było, że jestem stronniczy. Dostaje się też temu nie wymienionemu z imienia. Jako były premier powinien był wychwycić w swoim czasie pewne ‘subtelności’. Prawdopodobnie rozmowa z nim miałaby analogiczny przebieg. Endrju za Waldi, jakieś ZOMO i gotowe.
PS. Zauważyłem, że moda na rzeźbienie w formie, a że dwie lewe ręce i z narzędzi tylko siekiera, więc rewelacji nie ma. Stąd forma groteskowa, ewidentnie przerastająca treść, zresztą mało ciekawą. Postaram się więcej nie ulegać modzie. Odgrzany kotlet jako ucieczka od stenogramów, skrzynek, awioniki – a czemu nie?
Przez grzeczność nie
Przez grzeczność nie zaprzeczę.;)
Przez grzeczność nie
Przez grzeczność nie zaprzeczę.;)
No tak
jakoś mi się ci wymienieni (nieprzypadkowo) skojarzyli się z:
No tak
jakoś mi się ci wymienieni (nieprzypadkowo) skojarzyli się z:
Pestis –
Z takiego snu obudziłabym się z krzykiem.
Jak Twoje gardło? Wytrzymało?
Bardzo fajny tekst, dzięki.
Pestis –
Z takiego snu obudziłabym się z krzykiem.
Jak Twoje gardło? Wytrzymało?
Bardzo fajny tekst, dzięki.