Nieszczęścia chodzą parami, żywioły na szczęście oddzielnie, bo strach pomyśleć co by się
Nieszczęścia chodzą parami, żywioły na szczęście oddzielnie, bo strach pomyśleć co by się stało, gdyby ogień dogadał się z wodą. Strach pomyśleć zwłaszcza w kancelarii premiera i prezydenta, gdzie i bez żywiołów myślenie wywołuje strach.
Kancelarie premiera i prezydenta prowadzą odwieczny pojedynek na charytatywność. Przychodzi powódź dajmy na to i zaraz z kancelarii wypływa depesza, że prezydent daje 100 tysięcy powodzianom. Na stawkę wyjściową, oczywiście musi odpowiedzieć kancelaria premiera, choćby dlatego żeby w przyszłości być kancelarią prezydenta. Teoretycznie taka licytacja działa na korzyść poszkodowanych, zawsze to lepsze niż marne pocieszenie: „trzeba było się ubezpieczyć”. Lepsze, albo i nie lepsze, ponieważ kolejne kancelarie zalewane są prośbami i apelami aby wyregulować rzekę, zbudować wał, czy zbiornik retencyjny.
Kancelarie na apele nie reagują, bo to nie leży w ich interesie. Zbudować znaczy wydać dużo pieniędzy, namęczyć się i kiepsko w telewizji sprzedać. Nie zbudować oznacza, że można zostać bohaterem i wybawcą za marne sto tysięcy. Mówiąc inaczej polityk ma do wyboru łatwy chleb, splendor, popularność za jedyne 100 tysięcy i ciężką harówę, która na dodatek kosztuje nie mało forsy. Zwykle się mawia, że politycy są głupi, ale patrząc na ich wybory, trzeba powiedzieć, że swój rozum to oni mają.