Wreszcie wyszło szydło z worka. I stało się jasne, po co nasz pan prezydent chce lecieć na brukselski szczyt. Sypnął go prezydent Czech Vaclav Klaus.
Wreszcie wyszło szydło z worka. I stało się jasne, po co nasz pan prezydent chce lecieć na brukselski szczyt. Sypnął go prezydent Czech Vaclav Klaus. Panowie spotkali się dziś na cieszyńskim moście, miło pogawędzili ze sobą i z rozentuzjazmowaną lokalną społecznością. Po czym prezydent Klaus ujawnił: Polska i Czechy będą mówić w Brukseli jednym głosem.
Co to znaczy, łatwo się domyślić. Aż dziw, że dociekliwi dziennikarze nie pociągnęli tematu. Przynajmniej ja nigdzie nie natrafiłam. Stosunek prezydenta Klausa do Unii Europejskiej jest powszechnie znany. Prezydent Kaczyński, reprezentując wolę narodu, czasami – nie bójmy się tego powiedzieć – po prostu trochę ściemnia. Że niby za mało ta Unia zintegrowana w polityce wschodniej, energetycznej i w ogóle mało z nim, panem prezydentem, solidarna. Teraz w Brukseli, widać, nasz pan prezydent już dłużej owijać w bawełnę nie będzie. Tak jak nie owija pan prezydent Klaus. Szczególnie w tematach, które będą przedmiotem dyskusji na środowym szczycie?
Swojego czasu pan nasz prezydent chciał przehandlować przyznany nam przez UE, a więc niski, limit emisji CO2 za tzw. pierwiastkowy system liczenia głosów. Nie całkiem się udało. Ostatecznie pierwiastek zamienił się w Yoaninę, ale limit pozostał. Co dla środowiska mogłoby być zbawienne, ale dla naszych kieszeni już nie za bardzo. Bo wiadomo, że mniejsza emisja trującego dwutlenku tania dla naszych węglowych elektrowni i elektrociepłowni być nie może. No i nie ma wątpliwości, kto by te koszty pokrywał. Kiedy rządy przejął Tusk, dobrodziej co to chce nam nieba przychylić a przynajmniej zbytnio kieszeni nie ogołocić, postanowił bieg wydarzeń odwrócić. I powalczyć z unijnymi ekologami o zwiększenie limitu. Finał tej walki miałby się rozegrać właśnie w środę w Brukseli. Pan premier, niedojda, nie przewidział jednak, że jest inne, znacznie korzystniejsze wyjście. Którego bronił będzie pan prezydent we wspólnym froncie z panem czeskim prezydentem, któremu zresztą należy się autorstwo patentu. Jest on prosty i, jak pisze Paweł Świeboda w weekendowej GW,zostanie jutro przez prezydenta Klausa przybliżony polskiej publiczności. W warszawskim wykładzie pt. "Błękitna planeta w zielonych okowach" czeski pan prezydent ma bronić tezy, że tzw. ochrona środowiska, szczególnie rzekome zagrożenie efektem cieplarnianym to pic na wodę i fotomontaż. Co więcej, jak pisze Świeboda, wystraszeni kryzysem szczytujący w Brukseli przywódcy mogą się dać tej tezie przekonać. To znaczy zapomnieć o swej klimatyczno-ekologicznej wrażliwości na rzecz walki z globalnym ekonomicznym krachem. I co? Okaże się, że to pan premier Tusk niepotrzebnie się do Brukseli chce pofatygować. Wystarczy polsko-czeski prezydencki wspólny front!
Było jednak tak, że pan prezydent Kaczyński w swoim zapale do brukselskiej wycieczki powoływał się nie tyle na wigor i kompetencje w temacie klimatyczno-energetycznym, co w kwestii polityki zagranicznej. Przede wszystkim, naturalnie, w sprawie obrony Gruzji. Tu, przyznam, mam pewien niedosyt wiedzy. Albowiem kiedy w sierpniu pan polski prezydent stanął na czele frontu obrony Gruzji przeciw Rosji, pan prezydent Czech wprost przeciwnie. Psy wieszał na przyjacielu Lecha Aleksandra, Saakaszwilim, i pełen był zrozumienia dla rosyjskiej bratniej pomocy udzielonej Osetyjczykom i innym gnębionym obywatelom gruzińskim. Na czym więc będzie polegał wspólny front w Brukseli? Nie dopuszczam myśli o zdradzie ideałów i przyjaciół przez polskiego prezydenta!
Postscriptum: Prezydent Vaclav Klaus podobno sam swą obecnością Brukseli nie zaszczyci. Poza tym oznajmił dziś w Warszawie, że tematem szczytu nie powinien być żaden pakiet klimatyczno-energetyczny, tylko kryzys. Brak danych, co o pomysłach pana prezydenta Czech sądzi czeski premier Mirek Topolanek. No i wszyscy inni panowie i panie prezydenci i premierzy naszej zjednoczonej Europy.
szczególnie rzekome
szczególnie rzekome zagrożenie efektem cieplarnianym to pic na wodę i fotomontaż.
i to jest pytanie.
A na Kilimandżaro śniegów nie
A na Kilimandżaro śniegów nie ma…
Mądre głowy prognozowały pięć lat temu, że to stanie się za dziesięć lat.
No i jest to co jest…..po pięciu latach
http://www.climbmountkilimanj
http://www.climbmountkilimanjaro.com/about-the-mountain/the-glaciers/index.html
Jeśli znasz angielski, to przeczytaj, jeśli nie znasz, to poproś kogoś o przetłumaczenie dlaczego obecność śniegów na Kilimandżaro jest zdumiewająca, a ich brak – jest normą.
Nie, to nie jest strona kierowana pro lub contro globalnemu ociepleniu. To jest strona, która stara się w przystępny sposób wyjaśnić naukową stronę zagadnienia. Jeśli dobrze poszukasz (a trzeba tylko chcieć) to znajdziesz wiele takich stron w sieci. Przy okazji będziesz mógł sprawdzić czy rzeczywiście tych śniegów już nie ma.
Uściślijmy, Julianie
w dużym
Uściślijmy, Julianie
w dużym stopniu fantazjowałam (mam nadzieję); fakty to: oświadczenie cieszyńskie o “jednym głosie”; planowany wykład Klausa i jego streszczenie przez Świebodę: “dla niego [Klausa] to robienie ze środowiskiem co się nam podoba” oraz tekst Świebody pt. “Czy kryzys zaszkodzi środowisku?”; reszta to oczywiście przypuszczenia, na ile słuszne – się okaże.
Wybacz, czy Ty jesteś
Wybacz, czy Ty jesteś panienką i musisz dbać o image?
Pan Prezydent sądzę że nie musi.
Robienie gęby to jedno.
Zobaczymy.
Jest coś fascynujacego w
Jest coś fascynujacego w naszym Prezydencie, jednak chyba ta fascynacja jest bliska niezdrowemu zainteresowaniu w obserwowaniu zbliżającej sie katastrofy.
Mamy Prezydenta, szefa opozycji zwalczajacego Rząd i wkraczającego w jego kompetencje.
Na dodatek, ten eurosceptyk chce grać w Unii pierwsze skrzypce i prezentować stanowisko już nie narodu nawet ale całego bloku państw.
Rzadka forma megalomanii.
Jedno jest pewne – gdyby bracia Kaczyńscy nie istnieli, Rosjanie musieliby ich wymyślić.
Coś w tym jest…
Tak
Coś w tym jest…
Tak właściwie, to od polityka na tym szczeblu oczekujemy(?) że idzie przodem do przodu. Przodem tzn. oczy z przodu a dupa z tyłu. Jeżeli dupa z przodu to prędzej czy pózniej poślizgnie się na własnym …
Cholera, oni bywają niesamowici…
Jakaś taka dziwna logika. To kwa-kwa bardzo często jak bumerangiem…
Pytanie: do jakich mem’ów się dostrajają? Do wszystkich od razu? Media podtrzymują i wzmacniają bo o czymś muszą pisać?
Protestuję !
Panowie !
Protestuję !
Panowie ! Wymyślajcie inne inwektywy ! Proszę mnie nie sprowadzać nawet werbalnie !
Pozdrawiam – tetryk56.
Wilk syty i owca cała.
Tylko przeciągnięcie czasu na wdrożenie limitów winno być naszą linią.