Reklama

W prezydenckich prawyborach w USA ciągle walki i przepychanki, ale na dzień dzisiejszy (stanowe prawybory w Nowym Jorku) liderami pozostają, u Demokratów Hillary Clinton, u Republikanów Donald Trump.

http://extras.mnginteractive.com/live/media/site36/2016/0411/20160411__op12pollpic~p1.jpg

Reklama

Wydaje się, że mimo czynionych podchodów, administracja Obamy nie zdecyduje się na postawienie zarzutów byłej Sekretarz Stanu, a 147 agentów FBI badających przypadki łamania tajemnicy państwowej stwierdzi w konkluzji, że nic się nie stało. Chociaż Republikanie, a w tym Reince Priebus (przewodniczacy Narodowego Komitetu Republikańskiego), przypominają przypadki doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego Sandy Berger (wynosił ściśle tajne dokumenty w skarpetkach i w majtkach), czy Johna Deutcha (b. dyrektor CIA), czy też ostatnio gen. Davida Petraeusa (afera z kochanką czytającą tajne dokumenty) na dowód, że prominentne osoby powinny ponieść konsekwencje, kiedy nie dbają o powierzone im tajemnice państwowe. W najbliższych tygodniach decyzję w tej sprawie podejmie Loretta Lynch (prokurator generalny), już wiadomo, że jakakolwiek decyzja wywoła skandal. Demokratyczni macherzy sugerują, że ewentualnie oskarżona Clinton otrzyma prezydencki pardon, a nominatem zostanie  obecny wiceprezydent Joseph Biden…

Biedny komuszek i wnuczek polskiej ziemi (Beskidy) Bernie Sanders (ostatnio namaszczony spotkaniem z Papieżem), którego popierają głównie młodzi, dalej walczy gromadząc na swoich wiecach od 10 do 30 tysięcy zwolenników wygrywając, aż 8 z 9 ostatnich stanowych prawyborów. Jednak antydemokratyczna ordynacja wyborcza Partii Demokratycznej nie daje mu szans. Hillary jako kandydat establishmentu już na samym początku otrzymała poparcie establishmentu, ok. 500 super delegatów, w porównaniu z Sandersem, który otrzymał ich ok. 30.

Ostatnia debata Demokratów między Clinton, a Sandersem była swoistym wyścigiem dwójki starszych socjalistów pod hasłem: kto szybciej i bardziej rozkułaczy i zniszczy pracującą klasę średnią okładając ją wysokimi podatkami i rozda 90 milionom nie pracującym Amerykanom pieniądze na znośne życie. W przypływie szczerości Hillary Clinton obiecała nałożenie nowych podatków w wysokości $1 tryliona(!). Hillary krytykuje bankierów, jednocześnie bierze od nich olbrzymie dotacje, za półgodzinne wystąpienie dla Wall Street potrafi zgarnąć nawet $250,000.00 ! Bernie Sanders też nie jest dużo lepszy, choć gra bolszewika posiada dwa domy warte ponad $2 mln, a trzeci właśnie sprzedał.

Kiedy słucha się wiecowych wystąpień Sandersa mówiącego jak niesprawiedliwa i okropna jest ta Ameryka, człowiek zachodzi w głowę ja głupi muszą być ci Latynosi, Azjaci, czarni i biali, którzy ryzykują własnym życiem, aby dostać się do tego niesprawiedliwego, złego i rasistowskiego kraju. Jak to możliwe, że tyle ludzi raptem zgłupiało i zamiast nawet nielegalnie przedostawać się do krajów sprawiedliwości społecznej ja Kuba, czy Korea Północna, pomylili drogę i chcą do USA…

Na wiecach Hillary nie ma zbytniego entuzjazmu i tłoku, popiera ją partyjny beton i ludzie starsi. W skali narodowej Clinton prowadzi z 47%, do 46% (Bernie Sanders). Następna  bardziej pokazowa runda będzie miała miejsce w Nowym Jorku, gdzie urodził się senator ze stanu Vermont, a który to stan jeszcze niedawno Clinton reprezentowała w Senacie. Na dzień dzisiejszy Clinton prowadzi tu  z Sandersem 53% do 41%. Jednak coraz głośniej słychać głosy:

“Clinton for prosecution, not president” (Clinton do prokuratora, nie na prezydenta)

Zapewne Clinton nie jest szczęśliwa z powodu ostatnich przecieków (Panama Papers) oświetlających podejrzaną rolę jaką pełni wobec Putina (Sberbank) i rosyjskich interesów  (FSB) lobbistyczna grupa braci Podestów, z których John jest byłym szefem gabinetu prezydenta Clintona i doradcą prezydenta Obamy.

Dotąd Trump wygrał prawybory w 21 stanach, natomiast Cruz w 10-ciu. Na dzień dzisiejszy miliarder z Nowego Jorku prowadzi republikański wyścig z 756 delegatami, do niego systematycznie zbliża się senator z Teksasu Ted Cruz z 559 delegatami (z różnicą 197 delegatów). Trump ma silną pozycje na północnym wschodzie gdzie np. w swoim stanie (NJ) prowadzi z 53%, za nim drugi jest Kasich z 22% i konserwatysta Cruz z 18% (mści się jego wcześniejsza krytyka “wartości nowojorczyków”). Jednak w sondażu ogólno- krajowym Trump przegrywa z Clinton (49% do 39%). Nieco lepiej wypada Cruz, który przegrywa z Clinton 45% do 43%, jedynie gubernator Kasich wygrywa z Clinton 48 do 40%. Według sondaży w podobnym stylu z republikanami wygrywa również Bernie Sanders…

Cruz ostatnio wygrał całą pulę 14 delegatów w rolniczym i węglowym stanie Vermont, w którym Trump w zasadzie nie prowadził kampanii. Celem Cruza jest niedopuszczenie Trumpa do zdobycia koniecznych do nominacji 1,237 delegatów przed republikańską konwencją  w lipcu w Cleveland w stanie Ohio.

Wydaje się, że Partia Republikańska jest w poważnym kryzysie, a nawet grozi jej rozsypka. Według sondażu Reuters/Ipsos na pytanie, jeżeli Trump zdobędzie najwięcej mandatów, ale nie uzyska nominacji 66% oznajmiło, że poprze tego kandydata, który otrzyma nominację. Z pozostałych ⅓ respondentów część nie pójdzie na wybory, poprze kandydata trzeciej partii, bądź nawet kandydata demokratów. Podobny sondaż z dnia 4-8 kwietnia pokazuje, że 42% Republikanów popiera Trumpa, 32% popiera Cruza, zaś 20% Kasicha.

Weteran sceny politycznej, republikański strateg Ed Rollins wyznał:

"Uczestniczę w życiu politycznym od długiego czasu. Partyjny establishment nie popierał Reagana, ale nie mógł go zatrzymać w 1980 r., ale klimat był zupełnie inny. Poziom negatywnych ataków był o wiele niższy. Ta kampania jest najbardziej negatywna i wściekła jaką ja widziałem i to robimy my atakując naszego kandydata, który prowadzi w prawyborach, to jest wprost zadziwiające”.

Skąpy i zadufany w sobie Trump po głośnej porażce w stanie Wisconsin wreszcie zatrudnił kilku fachowców. Jednym z nich jest stary republikański wyga i strateg republikańskich kampanii wyborczych Paul Manaford, innym Rick Wiley, który prowadził kampanię wyborczą gubernatora Scotta Walkera. Wiley jest również ekspertem od partyjnych konwencji na której prawdopodobnie rozegra się ostra walka. Paul Manafort  kierował w 1976 r. kampanią (na republikańskiej konwencji) prezydenta Geralda Forda, przeciwko aspirującemu do nominacji Ronaldowi Reaganowi. To była ostatnia republikańska konwencja w której nikt nie zdobył wcześniej 1,237 delegatów.

Manaford (67 lat) jest politycznym konsultantem i lobbystą o przebogatej i bardzo podejrzanej klienteli. Jego klientami byli: prezydent Filipin Ferdynand Marcos, dyktator Zairu Mobutu Sese Seko, prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz, jak również ISI (pakistański wywiad).  Manaford miał być szefem konwencji republikańskiej w 2008 r., ale John McCain nie chciał być blisko faceta o takich kontaktach. Pomyśleć tylko, że na pozycję głównego stratega zatrudnił go Trump, który głośno i dzielnie walczy z lobbystami i manipulacją polityki amerykańskiej przez obce rządy…

W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami ostrych ataków przegrywającego prawybory w kolejnych stanach Donalda Trumpa, swoje ataki kierował on tak na władze Partii Republikańskiej, jak i na zbliżającego się w liczbie zdobytych delegatów Teda Cruza. Trump na wiecach i w wywiadach do mediów grzmi, że system wyborczy jest “ustawiony” i dlatego on nie może (zawsze) wygrywać (!), a nawet jak wygra, to i tak czasem więcej delegatów otrzymuje Cruz.

Flagowym tego przykładem są prawybory w stanie Kolorado, gdzie Cruz zgarnął całą pulę delegatów, bez żadnych wyborów (!). Okazuje się, że Kolorado mogło być ustawką, ale ze strony Trumpa, który wcale w tym stanie nie prowadził kampanii, a po przegranej ochoczo wystąpił w roli obrońcy pokrzywdzonych wyborców, którzy na niego chcieli oddać głosy. Trzeba tu zaznaczyć, że jest podejrzenie, że Trump i jego sztab nie bardzo rozumieją tradycje i sposoby przeprowadzania prawyborów w poszczególnych stanach, a są one bardzo różnorodne.

Cruz nie ma złudzeń, prawybory w stanie Nowy Jork 19 kwietnia, wygra miliarder z tego stanu Donald Trump. Celem Cruza jest nie dopuszczenie do sytuacji, aby Trump zdobył 50% głosów. Z 95 delegatów  do zdobycia, 81 z nich powiązanych  jest z 27 wyborczymi dystryktami (do Kongresu), jeśli kandydat w dystrykcie zdobędzie przynajmniej 50% głosów zdobywa 3 delegatów. Również pozostałych 14 delegatów zdobywa kandydat, który przekroczy próg 50%.

Trump uderza mocno w Cruza nazywając go kłamcą (?)  twierdząc, że konserwatywny Cruz gardzi liberalnymi poglądami nowojorczyków. Wzbudzana kontrowersja zaszkodziła Cruzowi, ale ciągle ma on szanse w małych miastach i wiejskich regionach, gdzie mieszkają wyborcy o bardziej konserwatywnym nastawieniu.

Trump jest istotnie kandydatem spoza układu, co więcej jego domeną jest gwiazdorskie pojawianie się na organizowanych wiecach i jeśli w danym stanie są otwarte prawybory, głosują na niego republikanie, niezależni, a nawet część demokratów. Jednak obok otwartych prawyborów, w 14 stanach i 3 terytoriach występują inne pośrednie formy wyłaniania delegatów w poszczególnych środowiskach, powiatach, na konferencję stanową, która dopiero wybiera delegatów na konwencję Partii Republikańskiej w lipcu w Cleveland. Tak było w stanie Kolorado i Wyoming, oczywiście podobną procedurę wyborczą miały stany Nevada and Kentucky, ale tam Trump nie protestował, ponieważ tam wygrał…

Trump czasem zachowuje się jak rozkapryszony nieznośny bachor, bezgranicznie wierzący w magiczną siłę własnej osobowości i osobistego czaru, któremu wszystko się należy i który w razie gdy nie będzie zwycięzcą podnosi okropny krzyk, że to właśnie jest wielka niesprawiedliwość. Brutala prawda polega na tym, że wyzywany przez Trumpa od kłamców i oszustów jego konkurent sen. Ted Cruz polega na mrówczej, ciężkiej i kosztownej pracy prowadzonej przez oddolnych aktywistów w większości stanów, z którymi jego kampania utrzymuje stały kontakt.

Narzekania i utyskiwania górującego medialną osobowością Trumpa spełniają swoją funkcję, on nie jest w stanie przyznać, że został pobity, bądź wyprowadzony w pole przez konkurenta, ale ubolewa, że właśnie został oszukany przez system ustawiony przez partyjny establishment. Głośno krzycząc próbuje ukryć własne lenistwo i niekompetencje swojego zespołu, który nie włożył minimum wysiłku, aby poznać i zrozumieć nieraz złożone zasady gry, w której przecież sami uczestniczą. Cruz przeciwnie, wkłada wiele wysiłku, aby w każdym ze stanów  zbudować swoją drużynę i dokładnie poznać obowiązujące tam zasady ordynacji wyborczej. Nowo zatrudniony przez Trumpa fachowiec z partyjnego establishmentu Paul Manafort podobnie jak jego boss pluje na Cruza określając nawet metody pracy i konkurencji Cruza jako “taktykę Gestapo”, co jest nie tylko żałosne, ale i warte śmiechu.  

Pozostaje zabawnym, że “Kali” Trump ciągle podkreśla jak bardzo jest prześladowany przez ustawiony przeciwko niemu republikański system, ale nic nie mówi o tym, że właśnie dzięki temu systemowi zdobywszy dotychczas zaledwie 37% oddanych głosów otrzymał, aż 45%  delegatów (!).

Trump często szantażuje, kiedy zagrożone są jego szanse na zwycięstwo, kilkukrotnie potwierdzał zobowiązania, że uzna lidera wyłonionego w trakcie prawyborów przez partię i kilkakrotnie groził, że być może jeśli nie zostanie sprawiedliwie i z szacunkiem potraktowany, wystąpi oddzielnie jako reprezentant trzeciej partii. Tak naprawdę to Trump  w żadnym stanie nie uzyskał poparcia większości wyborców, w stanie Wisconsin w sondażu 20% republikańskich wyborców było zaniepokojonych możliwością ewentualnej prezydentury Trumpa, a 35% było wprost przerażonych.

Naczelnym hasłem Trumpa jest “Uczyńmy ponownie Amerykę wspaniałą”, z budującą wśród wyborców zaufanie pewnością głosi, że choć sam nie ma doświadczenia w polityce międzynarodowej to jak to zawsze on, zgromadzi zespół najlepszych specjalistów znających się na rozmaitych zagadnieniach i dopilnuje, aby Ameryka ponownie była ponownie silna, wielka i wspaniała. Tylko jak to się ma do ciągłego narzekania i ciągłego niezadowolenia, że konkurent śmiał go ograć, czy pobić tylko dlatego, że zespół Trumpa nie potrafił zapoznać się z ordynacją wyborczą w kolejnych stanach. Niestety czasem to wszystko pachnie lipą i pustosłowiem.

Zwolenników Trumpa pociąga jego populizm, narzekanie na zdradę establishmentu i rządu jako takiego. Rządu, który doprowadził do eksportu miejsc pracy (Chiny, Meksyk), rządu w zastraszającym tempie zadłużającego przyszłe pokolenia, który poddał się przemożnym wpływom lobbystów, który podpisał samobójcze porozumienia w sprawach wymiany handlowej, który sprowadza nielegalnych emigrantów i próbuje ograniczyć obywatelom prawo do posiadania broni.

Trump wielokrotnie powtarza, że to on jest panaceum na wszystkie bolączki Ameryki i wszystkie przeciwności zostaną pokonane przez niego i kierowaną przez niego ekipę fachowców, w świetle jego wyborczych kłopotów  i narzekań te obietnice nie brzmią jednak zbyt wiarygodnie.

Z najstarszej trójki dzieci Trumpa tylko jeden (Donald Jr) będzie w stanie głosować na ojca w prawyborach w stanie Nowy Jork. Iwanka i Eric niestety nie zadbali, aby zarejestrować się jako Republikanie (data rejestracji upłynęła 9 października ub. roku), pewnie te przepisy to też wielka niesprawiedliwość i kłody rzucane pod nogi Trumpowi. Jest nadzieja, że żona Melania  jest zarejestrowana jako republikanka…

Długoletni przyjaciel Trumpa, spec od brudnej roboty (jeszcze z czasów prezydenta Nixona), publicysta Roger Stone, który oficjalnie odszedł z kampanii Trumpa zagroził, że rozpowszechni numery pokoi hotelowych tych delegatów, którzy nie będą głosowali na Trumpa podczas partyjnej konwencji.

Trump ustawicznie powtarza, że jest bogaty i sam finansuje swoją kampanię, a jego konkurenci przyjmując fundusze przyjmują też w stosunku do darczyńców zobowiązania na przyszłość.  Jednak na na jego stronie internetowej lśni guzik ”prosimy o donacje” i dotychczas zebrał ok. $9,5 mln, w tym od 200 osób maksimum dozwolone przez prawo (na prawybory) po $2,700.00. Oczywiście to jest niewiele w porównaniu z Clinton, która taką maksymalną sumę zebrała od bagatela 29,000 darczyńców…

Cruz argumentuje, że z początkowych 17 republikańskich kandydatów aż 5 popiera jego kampanię: Rick Perry, Lindsey Graham, Jeb Bush, Scott Walker i Carly Fiorina.

Program Cruza nawołuje do ograniczenia emigracji, dofinansowania wojska, odwołania programu ObamaCare, wprowadzenia 10% podatku liniowego, zlikwidowania IRS (policja skarbowa), ograniczenia rozbudowanych dławiących biznes regulacji, ograniczenie wpływów partyjnego establishmentu i waszyngtońskiego kartelu i uzupełnienie Sądu Najwyższego konserwatywnymi sędziami. Przeciwnicy mówią, że jest młody, zbyt konserwatywny i bez charyzmy, ale przecież przez ostatnie 8 lat rządzi Obama, właśnie człowiek z charyzmą. Trump opowiada, że Cruz będąc senatorem jest częścią establishmentu, ale to Cruz pokonał człowieka establishmentu przy pomocy oddolnego ruchu zbuntowanej Tea Party.  Czy mamy zapomnieć, że Trump jest biznesmenem przez lata korumpującym istniejący system sowicie finansowo popierającym właśnie Hillary Clinton, Chucka Schumera, Nancy Pelosi, Harry Reida etc. a teraz ma odmianę serca i chce ocalić Amerykę od takich facetów jak on sam i jego polityczni partnerzy?

Część republikańskiego establishmentu czuje się zagrożona sukcesami Trumpa. Ci partyjni biurokraci boją się utraty swoich pozycji i wpływów. Niektórzy z nich już mówią, że w wyborach prezydenckich szybciej poprą Clinton niż Trumpa, jak widać bardziej dbają o swój interes niż o swój kraj.

Zastanawia mnie tylko, czy to co robi Trump nie jest sprytną grą. Z pewnością oszczędza środki nie budując swoich struktur w poszczególnych stanach, ale buduje mit, opinię pokrzywdzonego odrzucanego przez establishment człowieka z zewnątrz w ten sposób zdobywając zaufanie, sympatię i lojalność wyborców. Swoją walkę o delegatów zamiast kosztownie rozgrywać w każdym ze  stanów, rozpocznie na konwencji w republikańskiej, gdzie będzie miał ich wszystkich w jednym miejscu i czasie i wtedy spróbuje ich pozyskać. Oczywiście jest jeszcze druga strona medalu, bez porównania Trump w oczach republikańskich wyborców jest o niebo lepszym wyborem od lewicowej globalistki, skorumpowanej Clinton, która kontynuowała by znaną już politykę prezydenta Obamy. Trump jest jest dobrym scenicznym (a czasem obscenicznym) showmanem, który uwodzi słuchaczy głośno wypowiadając ich własne żale i postulaty jak każdy populista obiecując lepsze, a nawet wspaniałe jutro.

Kiedy przyglądam się osobowościom i stylom działania Trumpa i Cruza to z polskiej konstelacji nasuwa mi się porównanie z początku Solidarności w walce o jej przywództwo między Wałęsą, a Gwiazdą.  Pozostaje pytanie, czy historia się powtórzy…

Jacek K. Matysiak

Kalifornia, 2016/04/19

Reklama