To spisek, nieprawdaż?
Jak powiada pisarz Jim Hougan, istnieją dwie możliwości zapisu historii. Pierwsza – jednoznaczna, rzec można „disnejowska”, tak powszechnie znana i dostępna, że kontakt z nią wydaje się wręcz nieunikniony. Druga zaś – tajemnicza, nie odkryta i nie nazwana.
Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w chu..a, jak śpiewa frontman Strachów na Lachy w utworze zatytułowanym: Żyję w kraju
Nocna zmiana, a raczej podmiana, tablicy z napisem Stoczni Gdańskiej na imieniem Lenina, wywołała ostrą reakcję wśród ludzi, którzy doskonale pamiętają tamte czasy i doskonale wiedzą po czym muchy zdychały, pamiętają o co walczyli i podmianę uważają za niecne działania władz miast.
Oburzają się na przywoływanie symboli totalitarnego socjalistycznego państwa PRL, z którym walczyli, aby dziś zderzyć się znowu z ignorancją władzy, chamstwem cwaniaków i politycznych kunktatorów.
Moim zdaniem, na tej bramie powinni powiesić Adamowicza (prezydent Gdańska) i wielkiego pożeracza publicznej kasy, reżysera Wajdę.
Jeśli mamy do czynienia „jedynie” z rekonstrukcją na potrzeby filmu, jaki ma zamiar ten darmozjad, Wajda kręcić o „Bolku” – Lech Wałęsa, to samoistnie, jak samonośne są pończochy dam z Nowego Portu i Spotu w powieści „Mewy”, pojawia się pytanie: to po jaki ch… potrzebny jest konserwator zabytków?
Kto zna środowisko konserwatorskie Gdańska, ten doskonale wie, że ta placówka –konserwator zabytków – jest umoczona w numerach, o których legendy krążą takie, że bańka mała, że potwór z Loch Ness, to tylko pikuś, nawet nie pan pikuś, albo zaledwie kalkomania z gumy balonowej Donald.
Takie numery się bije u pana konserwatora, że o! nawet mucha nie siada – no chyba, że ta od sportu, na kolanach blisko rozporka… 😉
Sytuacja wygląda następująco. Konserwator wydał zgodę na instalację nowego/starego napisu nazwy stoczni uznając obiekt za zabytek. Ciekawe, że mniej więcej w tym samym czasie likwiduje się bezpowrotnie piękną latarnię morską. Gdzie wtedy był konserwator? Albo inaczej – ile wziął na okoliczność przymknięcia oczu i zezwolenie na rozebranie zabytkowej latarni.
Wracając da sprawy zasadniczej. jaką jest sporny napis, i odwołując się do zastanego stanu prawnego, sytuacja wygląda następująco. Skoro jest napis i mamy do czynienia z zabytkiem, to teraz metodycznie trzeba realizować zamówienie zainteresowanej strony i po skończeniu kręcenia (lodów) przy realizacji „dzieła” o popieprzonym elektryku przyjdzie czas na właściwe posunięcie – wymówienie umów firmom, które w stoczni jeszcze funkcjonują.
Nie chciałbym być złym prorokiem, ale skoro za sprawą Lecha Wałęsy powstał wielki koncern paliwowy założony przez dwóch ruskich, którym ówczesny prezydent dał polskie obywatelstwo, by panowie powiązani z KGB mogli sobie otworzyć wrota na Europę, i skoro spora część polskiego wybrzeża – pasa ziemi przyklejonej do morza też do ruskich podmiotów należy, to moje przewidywania, że ze stoczni wykurzą resztę stoczniowców, wcale nie jest żadną teorią spiskową.
Smutne jest tylko to, że my obywatele wiemy tak wiele, a tak mało możemy z tym zrobić.