Krajobraz polany napawał nutką
Optymizmu, chylące się rośliny witały
motyle, owady łasiły się na barwne kwiaty,
Perliste łany traw igrały ze słońcem.
Pobliska knieja odezwała się swym
Krajobraz polany napawał nutką
Optymizmu, chylące się rośliny witały
motyle, owady łasiły się na barwne kwiaty,
Perliste łany traw igrały ze słońcem.
Pobliska knieja odezwała się swym
Jakże innym i osowiałym językiem.
Zza drzew wyłoniły się pierwsze
Postacie rewii koszmaru i straszydeł.
Mroczny las wypluł gromadę karzełków
Udekorowanych w listki figowe,
Podskakując filuternie kłaniają się
Przy tym w pas – salwy śmiechu.
Po liliputach na zieloną łąkę wstąpiły
Marsowe olbrzymy z jednym okiem
I uchem, w prawej ręce dzierżą lornetę
Zaś w lewej ściskają instrument dęty –
Ich gra marszczy brwi, urywa zdanie,
Zapiera oddech w piersiach, uwzniośla;
Ich wzrok paraliżuje niczym bazyliszek,
Nakłada odium na klarowne kolory.
Z gęstego jak nić pająka lasu zjawiają
Się atleci dyscyplin wszelakich,
Szybkonodzy, prędkowiedzy oraz
Wmigprzylepni: niesforne dzieci
Spłodzone pod i urodzone na stole.
Poganiani pejczem doświadczają
Niebywałej, orgiastycznej rozkoszy –
Krzyk podniecenia roznosi się
Przy każdym miłosnym smagnięciu.
I pasterze tej skowyczącej sfory mają
Symbol przynależności – złote obroża.
(Pod stopami łamią się źdźbła trawy)
Dalej ciągną się tabuny coraz to
Pokraczniejszych i tajemniczych
Stworzeń – obślizgłe kurtyzany
Ze zmodyfikowanej hodowli,
Maszkary z krwawiącymi kolanami,
Dziwotwory obłe od trucizn,
Paskudne monstra bez nozdrzy.
Głodna czereda mknie przed siebie,
Przeszczepami, mackami, kopytami
Przerzyna polanę obfitości –
Zapowiada nadejście pięknej pani.
(Bezbożny sztandar łopocze na wietrze)
Jest rzeczywiście cudowna i wielka,
Ukazuje się w całym majestacie
Swojej koszmarnej obrzydliwości;
Okryta czerwoną tuniką zamienia
Na łące resztki życia w popiół –
Nie mogąc wyjść z podziwu serce
Rozdziera paniczny strach – ona jest
Gościem na długie lata, to towarzysz
Ogniska, strzechy i martwego ogrodu,
To przyjaciółka z wysiłku obdartej
Ze skóry dłoni, to swatka poniżenia,
Druhna na weselu niedostatku –
Więc dlaczego tak się smuci?