Reklama

Z Ryśkiem Karczewskim chodziłem do szkoły podstawowej. Później nasze drogi się rozeszły, ale wiedziałem, że jest dobrym i uznanym weterynarzem. Nie tylko od Mruczków i Reksiów, ale również zwierząt drapieżnych i egzotycznych – co niestety nie wyszło mu specjalnie na zdrowie. W 2000 roku z rozbitego na warszawskim Tarchominie cyrku Korona uciekły trzy tygrysy i Ryśka poproszono o pomoc. Fachową pomoc. Dwa tygrysy zagoniono do klatek, do trzeciego ze strzelbą z nabojem usypiającym zblizył się weterynarz. Tygrys przewrócił go na ziemię, po chwili głowę podnoszącego się weterynarza przeszyła policyjna kula.
Amen.
Mecenas Jacek Dubois – obrońca oskarżonego o nieumyślne spowodowanie śmierci Ryszarda Karczewskiego funkcjonariusza policji Krzysztofa S. stwierdził, ze na podstawie nagrań "trudno ocenić, kto oddał śmiertelny strzał do weterynarza, bowiem stało w tym miejscu i strzelało WIELE OSÓB".
Swojskie safari na warszawskim Tarchominie.
Ale co z tym zdarzeniem ma były premier RP Donald Tusk, obecna pani premier Ewa Kopacz czy nowa pani rzecznik PiS-u Elżbieta Witek?
W sumie nic poza TOTALNYM BRAKIEM KOMPETENCJI.
Gdy PO osiem lat temu świętowała zwycięstwo w wyborach a Donald Tusk szykował się do sprawowania władzy, pozwoliłem sobie na komentarz, że nie jest dobrze, gdy rządy obejmuje gówniarz z podwórka. Pisałem tamte, być może obraźliwe dla obecnego Prezydenta Europy słowa, nie mając najmniejszego pojęcia o prowincjonalnej Doktor Ewie, którą miałem wątpliwą przyjemność poznać nieco bliżej, gdy zmordowana "rzetelną pracą" komunikowała w kwietniu 2010 roku o przekopaniu metr w głąb smoleńskiej ziemi.
Rzetelność i sumienność – te dwie cechy umożliwiły Ewie Kopacz zastąpienie Donalda Tuska w roli Prime Minister Republic of Poland. O walorach intelektualnych – tak zauważalnych w kampanii promocyjnej ciuszków, drobnych zabiegów plastycznych, IC Pendolino czy świeżych warzyw z Biedronki – nie zapominając.
Coś tam jednak nie do końca Pani Premier z pozostałymi zajęciami wyszło, bo wyszło Szydło i w ogóle nowe jakieś takie wszystko z tego PiS-u całego. Przy okazji nowa pani rzecznik, którą Prezes Jarosław Kaczyński zareklamował jako osobę "znaną w naszym środowisku z energii i z tego, że bardzo ładnie posługuje się słowem mówionym, jak i pisanym".
Wow!
Znaczy cytata i pisata, co jak na standardy polskiej polityki zakrawa na cud lub przynajmniej ewenement. Cudu jednak nie było nie było – pani rzecznik stwierdziła, że "Bronisław Komorowski nie był jej fanem", by poprawić, że ona jego fanem w sumie nie była.
IDOL.
FANKA.
Dwa krótkie, jednak nad wyraz tajemnicze słowa – jakże odmienne od "słów mówionych" i "słów pisanych".
Potem pani rzecznik dołożyła interesujący passus o swojej znajomości zbrodni katyńskiej wyniesionej z lektury "przedwojennych książek".
Po chwili zastanowienia zrozumiałem: Pani Rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Elżbieta Witek jako długoletni dolnośląski pedagog i dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Jaworze, przede wszystkim jako absolwentka Wydziału Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego miała dostęp do literatury nieznanej zwykłym czytelnikom, którzy w latach PRL-u o ZBRODNI KATYŃSKIEJ mogli dowiedzieć się z rodzinnych opowieści, audycji RWE czy BEZDEBITOWYCH publikacji wydanych z pewnością najwcześniej w trakcie II Wojny Światowej.
Własnie: DEBIT – trzecie krótkie tajemnicze słowo do opanowania przez panią rzecznik PiS-u.
Głupota zatrważa, gdy ma dostęp do narzędzi staje się – nie tylko tak jak w przypadku śmierci Ryszarda Karczewskiego – niebezpieczna.
PILNUJ SZEWCZE KOPYTA – to przedwojenne powiedzenie, które doskonale komentuje klasę polityczną III RP, a na domiar złego inżynier Stefan Ossowiecki zaprzecza, by przed wojną cokolwiek o Katyniu pisał.

Reklama

12 KOMENTARZE

    • Literówka
      Sorry – pośpiech połączony z niechęcią do "edytorów" tekstu.
      Co do potrzeby tłumaczenia, czy innego uściślania znaczenia terminu "przedwojenny" (przedwojnie, przed wojną itp.) – nie widzę takiej potrzeby.
      Kto WIE, ten ZROZUMIE.
      To oczywista oczywistość, ma się rozumieć.
      A pozostali, miast czytaniem męczyć zwoje – do szewskiego terminu marsz!;-)

        • “:) i to z kopyta!”
          Tak, to ze wszech miar słuszna konepcja!:-)))
          Pan Jean Baptiste Poquelin już wiele lat temu poruszył na przykładzie pana Jourdain zjawisko zadziwienia oczywistością. Oczywistość z biegiem czasu stała się wiedzą niemalże tajemną, a jej zrozumienie (patrząc wokół) rzadko występującą niebywałością.
          Upowszechnienie znajomości słowa pisanego połączone z niekłamanym przekonaniem o biegłości  w posługiwaniu się mową ojczystą doprowadziło do "wyemancypowania się" całkiem nowego języka, który uśmiercając tradycyjne desygnaty nazw wprowadził na ich miejsca dokładnie, a nawet bynajmniej centralnie figury typowe dla panopticum czy innej czeladnej.
          Gombrowiczowskie "bratanie się"  połaczone z upadkiem szkolnictwa zepsuło język w stopniu nieprawdopodobnym, doprowadzając do sytuacji, w której na przykład zbitkę "półtorej roku" slyszymy nie podczas wypadu do Chandry Unyńskiej, tylko płynącą z ust robiących w kulturze osób publicznych w publicznej telewizji.

          • Jan Chrzciciel Poquelin
            Uwielbiam tę scenę, w której pan Jourdain odkrywa, że mówi prozą!
            Jest szansa, żeby gdziekolwiek zobaczyć na scenie "Szkołę żon" albo "Pocieszne wykwintnisie"?
            Obawiam się, że wątpię…

            Oczywista oczywistość nie dla każdego jest oczywista w naszych siermiężnych czasach, kiedy – jak wiadomo – niezgodność faktów z teorią kwituje się stwierdzeniem "tym gorzej dla faktów".

            Powala mnie walka o równość płci – w sferze językowo-gramatycznej.
            Wrzucę niedługo stosowną "ulotkę". Może nawet dzisiaj, byłaby na czasie – jako że mają przegłosować ustawowo "uzgadnianie płci".

          • Równość płci
            również, ale nie tylko – powala mnie każdorazowe wychynięcie poza furtkę domostwa. Telewizorek zminimalizowałem jedynie do niektórych transmisji sportowych, kontakty z otoczeniem do poprawnych stosunków z okolicznym handlem nieuspołecznionym i zdawkowych ukłonów w stosunku do niewielkiego procentu sasiedztwa.
            Reszta – powala. Radioprijomnika też nie słucham, bo nawet w RMF Classic zagościli Świąd i Grzyb z Upławem (choć ten to chyba w pojedynkę nie występuje) oraz różni inni refluksyjni, niedomagalscy i moczliwi.
            Nic to – i tak wszyscy są w sumie COOL!:-)

    • Literówka
      Sorry – pośpiech połączony z niechęcią do "edytorów" tekstu.
      Co do potrzeby tłumaczenia, czy innego uściślania znaczenia terminu "przedwojenny" (przedwojnie, przed wojną itp.) – nie widzę takiej potrzeby.
      Kto WIE, ten ZROZUMIE.
      To oczywista oczywistość, ma się rozumieć.
      A pozostali, miast czytaniem męczyć zwoje – do szewskiego terminu marsz!;-)

        • “:) i to z kopyta!”
          Tak, to ze wszech miar słuszna konepcja!:-)))
          Pan Jean Baptiste Poquelin już wiele lat temu poruszył na przykładzie pana Jourdain zjawisko zadziwienia oczywistością. Oczywistość z biegiem czasu stała się wiedzą niemalże tajemną, a jej zrozumienie (patrząc wokół) rzadko występującą niebywałością.
          Upowszechnienie znajomości słowa pisanego połączone z niekłamanym przekonaniem o biegłości  w posługiwaniu się mową ojczystą doprowadziło do "wyemancypowania się" całkiem nowego języka, który uśmiercając tradycyjne desygnaty nazw wprowadził na ich miejsca dokładnie, a nawet bynajmniej centralnie figury typowe dla panopticum czy innej czeladnej.
          Gombrowiczowskie "bratanie się"  połaczone z upadkiem szkolnictwa zepsuło język w stopniu nieprawdopodobnym, doprowadzając do sytuacji, w której na przykład zbitkę "półtorej roku" slyszymy nie podczas wypadu do Chandry Unyńskiej, tylko płynącą z ust robiących w kulturze osób publicznych w publicznej telewizji.

          • Jan Chrzciciel Poquelin
            Uwielbiam tę scenę, w której pan Jourdain odkrywa, że mówi prozą!
            Jest szansa, żeby gdziekolwiek zobaczyć na scenie "Szkołę żon" albo "Pocieszne wykwintnisie"?
            Obawiam się, że wątpię…

            Oczywista oczywistość nie dla każdego jest oczywista w naszych siermiężnych czasach, kiedy – jak wiadomo – niezgodność faktów z teorią kwituje się stwierdzeniem "tym gorzej dla faktów".

            Powala mnie walka o równość płci – w sferze językowo-gramatycznej.
            Wrzucę niedługo stosowną "ulotkę". Może nawet dzisiaj, byłaby na czasie – jako że mają przegłosować ustawowo "uzgadnianie płci".

          • Równość płci
            również, ale nie tylko – powala mnie każdorazowe wychynięcie poza furtkę domostwa. Telewizorek zminimalizowałem jedynie do niektórych transmisji sportowych, kontakty z otoczeniem do poprawnych stosunków z okolicznym handlem nieuspołecznionym i zdawkowych ukłonów w stosunku do niewielkiego procentu sasiedztwa.
            Reszta – powala. Radioprijomnika też nie słucham, bo nawet w RMF Classic zagościli Świąd i Grzyb z Upławem (choć ten to chyba w pojedynkę nie występuje) oraz różni inni refluksyjni, niedomagalscy i moczliwi.
            Nic to – i tak wszyscy są w sumie COOL!:-)