Reklama

Nie ma lekko, jak się uchodzi za osobę publiczną to się ponosi koszty funkcjonowania w przestrzeni publicznej, no i właśnie dziś przyszedł rachunek. Święta, nie święta, pod rygorem umorzenia postępowania musiałem się stawić przed wymiarem sprawiedliwości. Mógłbym opisać o jaką sprawę chodzi, ale to jest w tej opowieści kompletnie nieistotne i tylko zaśmieciłoby treść z morałem. Za to powinienem napisać o jaki sąd i jakiego sędziego chodzi, bo to z kolei jest istotą całej historii, ale z uwagi na fakt, że jesteśmy członkiem Unii Europejskiej bacznie obserwowanym przez rozmaite „demokracje liberalne” i „wartości europejskie”, nie wyrządzę krzywdy sądowi i Sędziemu.

W zaistniałych okolicznościach pozostaje mi ocenzurować nazwy z nazwiskami i przedstawić samą postawę Sędziego, godną najwyższego szacunku i podziwu. Bardzo często powtarza się taka opinia, że w sądach rejonowych jeszcze nie jest tak najgorzej, patologia zaczyna się dopiero w wyższych instancjach. Co do zasady i z własnego doświadczenia muszę się z tym zgodzić, tym bardziej, że ta teoria znalazła pełne potwierdzenie w praktyce i to z moim udziałem. Do sądu przyjechałem kilka minut przed 13.00, bo na tę godzinę było wyznaczone posiedzenie. Zaraz po wejściu do gmachu poczułem lekki niepokój, niezwiązany z samą wokandą, która niestety nie jest dla mnie żadną nowością. Zaniepokoiła mnie cisza i puste korytarze, rzecz niezwykle rzadko spotykana w sądach i okresem świątecznym też się nie dało tego tłumaczyć. Gdy zobaczyłem kartkę wywieszoną na drzwiach, a na niej pokreślone sprawy, spadające z wokandy, wszystko stało się jasne.

Reklama

W „moim” sądzie Panie protokolantki również dopadła grypa L4, o czym się dowiedziałem od Sędziego, ale po kolei. Ze wszystkich protestów posługujących się przestępstwem, bo wyłudzanie świadczeń jest przestępstwem z art. 271 k.k. w przypadku lekarza i 272 k.k. w przypadku ”chorego”, ten protest uważam z jednej strony za najbardziej bulwersujący, z drugiej za najbardziej uzasadniony. Bulwersujące jest to, że prawo łamią osoby reprezentujące wymiar sprawiedliwości, rzecz nie do zaakceptowania i godna zdecydowanego potępienia. Paradoksalnie te łamiące prawo protokolantki i asystentki mają swoje racje, rzeczywiście to one odwalają najczarniejszą robotę za marne pieniądze, ale szkoda, że taką niemądrą formą protestu same odbierają sobie argumenty. Tak czy siak w sądzie cisza, spokój i sprawy z powodu protestu masowo spadają.

Siedząc przed salą pogodziłem się już wstępnie, że przejechałem 40 kilometrów na darmo, wprawdzie mój termin posiedzenia nie był przekreślony, ale sprawa poprzedzająca spadła z wokandy. Stało się jednak inaczej, po korytarzu przemknęła szczupła sylwetka człowieka w cywilnym ubraniu, przed drzwiami ów człowiek powiedział dzień dobry, po czym sam otworzył salę, wszedł do środka, a w drzwiach oznajmił, że „zaraz zaczynamy”. Po chwili w tych samych drzwiach sali nr YXZ stanął sędzia w pełnym „rynsztunku”: toga, łańcuch i wywołał strony postępowania. Zanim doszedł do stołu sędziowskiego wyjaśnił: „Przepraszam pana, że takie spartańskie warunki, ale obie protokolantki są na zwolnieniu”. Następnie zasiadł za stołem i dokończył: „Będę sam protokołował, co może nie do końca jest zgodne z procedurą, ale bardziej niezgodne jest zrywanie posiedzenia”. W tym miejscu kończę opowieść, dalsze czynności ze względu na charakter posiedzenia były czysto formalne.

Proszę Szanownych Rodaków, zdaję sobie sprawę, że możecie mnie podejrzewać o robienie sobie jaj, ale to się wydarzyło naprawdę. Sędzia pierwszy powiedział stronie postępowania dzień dobry (gapiłem się w telefon, nie zauważyłem). Sędzia sam sobie otworzył drzwi, nie czekając na woźnego. Sędzia sam protokołował posiedzenie, zastępując nieobecną protokolantkę. I Sędziemu nie spadła korona z głowy, co więcej Sędzia mając wątpliwości proceduralne doszedł do przekonania, że wartością najwyższą jest prawo, w tym prawo obywatela do uczciwego procesu. W normalnej demokratycznej demokracji, ten Sędzia powinien awansować prosto do Sądu Najwyższego, w demokracji „liberalnej” byłem zmuszony ocenzurować Jego nazwisko, aby koledzy z „Iustitia” nie mieli się na kim pastwić. Piękna i zarazem smutna to historia.

Reklama

6 KOMENTARZE