Reklama

W czasie przedwyborczym od kilku lat mam taką tradycję, że tłumaczę na czym polega „cisza wyborcza” i jak bardzo nie polega na tym, co się wielu wydaje. Nie ma żadnego zakazu pisania o polityce, pisania o partiach i kandydatach, jest zakaz agitowania i podawania sondaży. Z tego prostego przepisu wynika, że mogę sobie w sposób dowolny pisać, że głosuję na Andrzeja Dudę, byle nikogo do tego nie namawiać i tak właśnie zrobię. Trudno o większego szkodnika niż Trzaskowski, przedstawiciel partii PO, która jest antypolska patologią, czego milczeniem pominąć się nie da. Nikt mi też nie może zabronić pododawania autorskiej prognozy wyborczej, z tej prostej przyczyny, że to nie jest sondaż. Całkowitą głupotą jest twierdzenie, że w trakcie „ciszy wyborczej” nie wolno publikować niczego, co związane jest z polityką, ale w tym roku nie zamierzam hołdować tradycji, poza tym jednym akapitem. Odpocznę sobie i będę „ciszy wyborczej” w jednym aspekcie bronił.

O absurdach tej sztucznej sytuacji napisano już wszystko, zalety również były szeroko komentowane, ale mam wrażenie, że jeden plus jest traktowany trochę po macoszemu. Mam na myśli wartość intelektualną w połączeniu z komfortem psychicznym, czyli takim stanem, w którym człowiek naprawdę odpoczywa. Po kampanijnym jazgocie nagle zapada cisza i to daje niepowtarzalną okazję do spokojnego i rzeczowego przemyślenia wielu spraw. Gdy z mediów nie płynie ściek tych samych „informacji”, dostajesz szansę na samodzielne myślenie i nikt w tym nie przeszkadza. Ten obszar „ciszy wyborczej” jest błogosławieństwem, wprawdzie 95% wyborców wie na kogo odda głos i to od wielu tygodni albo i lat, ale dla „niezdecydowanych” przez jeden dzień czas płynie wolniej. Bez żadnych podpowiedzi będą musieli ocenić w jakiej Polsce żyli w 2015 roku i w jakiej żyją teraz. Wszystkim wróżbitom, analitykom, socjologom i innym hochsztaplerom podpowiem, że za nieuchronne niespodzianki, które zweryfikują wszelkie prognozy, dokładnie ci wyborcy będą odpowiadać.

Reklama

Od tego w jaki sposób przebiegnie proces intelektualny u „niezdecydowanych”, zależy ostateczny wynik wyborów, oczywiście nie na poziomie podstawowych parametrów, ale kilku procent mających duże znaczenie dla ostatecznych proporcji. Czego się spodziewam po kilkuprocentowym procesie twórczym? No właśnie cały urok procesu opiera się na wielkiej niewiadomej. Z jednej strony fakt, że ktoś do tej pory nie widzi różnicy pomiędzy Dudą i Trzaskowskim, czy Hołownią i Bosakiem, nie napawa optymizmem. Z drugiej strony z niezdecydowanymi jest tak, że najczęściej idą tam gdzie idzie większość. Jak będzie w niedzielę, to zobaczymy w niedzielę i sam jestem ciekaw ile się pomyliłem w swojej prognozie, choć to tylko zabawa. Pomijając „sondaże”, a mówiąc wprost zwykłe oszustwa i złodziejstwa, jakie nam wciskano w ostatnich tygodniach, z precyzyjnym badaniem preferencji wyborczych ściśle wiąże się segment wyborców, którzy do dnia wyborów sami nie wiedzą czego i kogo chcą. Nie przypadkiem najbardziej precyzyjne wskaźniki daje badanie exit poll, bo wtedy wiadomo, co zrobili niezdecydowani.

Jeśli podjeść do „ciszy wyborczej” w taki sposób, to ma ona swoją wartość i da się obronić. Skoro ludziom potrzeba czasu i spokoju na podjęcie ostatecznej decyzji, to lepiej żeby przeszli przez ten proces samodzielnie, niż byli prowadzeni przez propagandowy bełkot. Cały czas wszystko się kręci wokół 5% i przypisanie tej wartości do konkretnego wyniku „robi różnicę”. Prosty przykład przy prognozie Andrzeja Dudy na poziomie 43%, dodajemy 5% i jakże pięknie to wygląda. I w drugą stronę, żeby nie było agitacji, odejmujemy 5% od 28% Rafała Trzaskowskiego, po czym otwieramy wódkę i pomarańcza. Dla pierwszej tury 5% ma kolosalne znaczenie, a w drugiej po prostu zdecyduje o zwycięstwie kandydata. Swoją drogą niezły paradoks i dowcip polityczny. Od lat trwa wojna pomiędzy politycznymi obozami, a ostatecznym zwycięstwie i porażce zdecydują pogrążeni w ciszy „niezdecydowani”, innymi słowy tacy wyborcy, którzy generalnie politykę mają gdzieś daleko z tyłu. Policzymy, poczekamy, zobaczymy.

Reklama

16 KOMENTARZE

  1. Zakaz publikowania sondaży

    Zakaz publikowania sondaży przed wyborami oceniam jako coś dobrego. Bardzo często w Polsce sondaże służą do urabiania opinii publicznej prezentując mocno "masowane" wyniki. Często sondażownie zachowują się tak, jakby nie było internetu i gdzieś zniknęła pamięć o ich wyczynach. Dobrze by było, gdyby ktoś kiedyś zrobił im niespodziankę i przypomniał te wszystkie wtopy. Być może w końcu Suweren przestanie im tak ufać.

  2. Zakaz publikowania sondaży

    Zakaz publikowania sondaży przed wyborami oceniam jako coś dobrego. Bardzo często w Polsce sondaże służą do urabiania opinii publicznej prezentując mocno "masowane" wyniki. Często sondażownie zachowują się tak, jakby nie było internetu i gdzieś zniknęła pamięć o ich wyczynach. Dobrze by było, gdyby ktoś kiedyś zrobił im niespodziankę i przypomniał te wszystkie wtopy. Być może w końcu Suweren przestanie im tak ufać.

  3. Namawianie do porównania

    Namawianie do porównania Polski roku 2015 z Polską 2020 jest bardzo śmiałe w kontekście zachęt do reelekcji Andrzeja Dudy. Wtedy mieliśmy wiarę, nadzieję, a niektórzy chyba nawet miłość, bo gdzieś tu w archiwum powienien być felieton MK  z passusem, że Andrzej Duda ma cudowne mięśnie. Jednak 5 lat to kawał czasu, żeby wszystko zweryfikować albo zmienić.

    Ja na przykład, pięć lat temu na siłce potrafiłem naprawdę zadziwić gawiedź swoim martwym ciągiem, a dzisiaj omijam pomost szerokim łukiem. W tamtych wyborach prezydenckich głosowałem na innego osiłka Mariana Kowalskiego, a dzisiaj nie mogę na niego patrzeć, taki się okazał zwiewny. Piso-socjalistyczno-"prawi" za to dzisiaj dumnie go eksponują, chociaż w międzyczasie przez kilka lat wspólnie oblewaliśmy go pomyjami jako sekciarza z Lublina. W 2015 w II turze przyszła mi pora oddać głos przeciwko Bronkowi, co wiązało się z głosowaniem na przyszłego PAD.

    Nie znany wtedy szerzej Andrzej Duda, 42-letni naukowiec z Krakowa ostatecznie faktycznie okazał się tym, kim już wtedy był, czyli archetypicznym młodym, wykształconym z dużego miasta. Nurkowanie za hostią nie wynikało ze czci i wiary, gdyż tych przymiotów w swojej prezydenturze nie okazał, tylko w tamtym momencie pokryło się z jego nawykiem klękania byle gdzie, przy byle okazji i przed byle kim. Taka też była nasza polityka zagraniczna i jego urzędowanie wewnątrz państwa. Do niespełnionych wszystkich najważniejszych obietnic z tamtych wyborów, w trakcie kadencji dołożył kolejne kunktatorskie posunięcia. Andrzej Duda nie dochował wiary i zawiódł nadzieje. O miłości napiszę tylko, że mi trudno czuć choćby sympatię do samobieżnej fabryki memów.

    Co z tego wszystkiego wynika dla mnie? Pokrzepienie i nauczka. Pokrzepiam się tym, że przecież wtedy głosowałem za określonym poglądem na świat. Polityk, na którym wówczas skupiało się poparcie jest teraz w jakimś innym wymiarze, ale te same wartości pozostały, obrosły w szersze poparcie i mają innego reprezentanta, Krzysztofa Bosaka. Nie obawiam się, czy kolejny polityk zawiedzie ani nie kalkuluję jego szans, chociaż niewątpliwie mnie cieszą. Nie tylko dlatego, że aktualnie nie dopuszczam zmian, ale wiem, że zawsze z bliskiej mi opcji światopoglądowej i politycznej  będzie ktoś inny, a ja  głosując znowu na niego, oddam głos sobie! Z kolei nauczkę mam taką, że już nigdy nie zagłosuję na mniejsze zło. I do tychże zachowań jak najbardziej oficjalnie wszystkich namawiam.

  4. Namawianie do porównania

    Namawianie do porównania Polski roku 2015 z Polską 2020 jest bardzo śmiałe w kontekście zachęt do reelekcji Andrzeja Dudy. Wtedy mieliśmy wiarę, nadzieję, a niektórzy chyba nawet miłość, bo gdzieś tu w archiwum powienien być felieton MK  z passusem, że Andrzej Duda ma cudowne mięśnie. Jednak 5 lat to kawał czasu, żeby wszystko zweryfikować albo zmienić.

    Ja na przykład, pięć lat temu na siłce potrafiłem naprawdę zadziwić gawiedź swoim martwym ciągiem, a dzisiaj omijam pomost szerokim łukiem. W tamtych wyborach prezydenckich głosowałem na innego osiłka Mariana Kowalskiego, a dzisiaj nie mogę na niego patrzeć, taki się okazał zwiewny. Piso-socjalistyczno-"prawi" za to dzisiaj dumnie go eksponują, chociaż w międzyczasie przez kilka lat wspólnie oblewaliśmy go pomyjami jako sekciarza z Lublina. W 2015 w II turze przyszła mi pora oddać głos przeciwko Bronkowi, co wiązało się z głosowaniem na przyszłego PAD.

    Nie znany wtedy szerzej Andrzej Duda, 42-letni naukowiec z Krakowa ostatecznie faktycznie okazał się tym, kim już wtedy był, czyli archetypicznym młodym, wykształconym z dużego miasta. Nurkowanie za hostią nie wynikało ze czci i wiary, gdyż tych przymiotów w swojej prezydenturze nie okazał, tylko w tamtym momencie pokryło się z jego nawykiem klękania byle gdzie, przy byle okazji i przed byle kim. Taka też była nasza polityka zagraniczna i jego urzędowanie wewnątrz państwa. Do niespełnionych wszystkich najważniejszych obietnic z tamtych wyborów, w trakcie kadencji dołożył kolejne kunktatorskie posunięcia. Andrzej Duda nie dochował wiary i zawiódł nadzieje. O miłości napiszę tylko, że mi trudno czuć choćby sympatię do samobieżnej fabryki memów.

    Co z tego wszystkiego wynika dla mnie? Pokrzepienie i nauczka. Pokrzepiam się tym, że przecież wtedy głosowałem za określonym poglądem na świat. Polityk, na którym wówczas skupiało się poparcie jest teraz w jakimś innym wymiarze, ale te same wartości pozostały, obrosły w szersze poparcie i mają innego reprezentanta, Krzysztofa Bosaka. Nie obawiam się, czy kolejny polityk zawiedzie ani nie kalkuluję jego szans, chociaż niewątpliwie mnie cieszą. Nie tylko dlatego, że aktualnie nie dopuszczam zmian, ale wiem, że zawsze z bliskiej mi opcji światopoglądowej i politycznej  będzie ktoś inny, a ja  głosując znowu na niego, oddam głos sobie! Z kolei nauczkę mam taką, że już nigdy nie zagłosuję na mniejsze zło. I do tychże zachowań jak najbardziej oficjalnie wszystkich namawiam.

  5. Pierwsza tura powinna przede

    Pierwsza tura powinna przede wszystkim pokazać rozkład sił na naszej scenie politycznej i dlatego jest to najlepszy czas na głosowanie w pełni zgodnie ze swoimi przekonaniami.

    Właściwe wybory prezydenckie odbędą się dopiero w turze drugiej i dopiero wtedy będzie pora na rozważanie kwestii "mniejszego zła" i tym podobnych rzeczy.
    Tak to widzę.

  6. Pierwsza tura powinna przede

    Pierwsza tura powinna przede wszystkim pokazać rozkład sił na naszej scenie politycznej i dlatego jest to najlepszy czas na głosowanie w pełni zgodnie ze swoimi przekonaniami.

    Właściwe wybory prezydenckie odbędą się dopiero w turze drugiej i dopiero wtedy będzie pora na rozważanie kwestii "mniejszego zła" i tym podobnych rzeczy.
    Tak to widzę.