Wreszcie. Po tylu razach, z których większość udało mi się jakoś zebrać, w końcu przeszedłem samego siebie, ale po drodze się zadeptałem. Już miałem powstać jak
Wreszcie. Po tylu razach, z których większość udało mi się jakoś zebrać, w końcu przeszedłem samego siebie, ale po drodze się zadeptałem. Już miałem powstać jak
S F I N K S z popiołów, ale diament okazał się cięższy. Ponieważ komuś się nadażyłem, ktoś, niestety był to tylko przechodzień, skorzystał z okazji i podniósł mnie zbliżając do oka, czym przypadkiem nie szkiełko. Z zadowoleniem na mnie napluł, potarł o spodnie i przechylając głowę włożył do przedniej kieszeni, tuż obok innych klejnotów. Kieszeń była rozpustnie przepastna i ciepła. Wciąż oszołomiony i prawie rozgoszczony poczułem na sobie zazdrosnego kopa. To kieszeń nie umiała przeboleć, że jestem od niej twardszy. Wypłaciła mi z bólu jeszcze jednego i tym razem okazja tego nie wytrzymała. Wyciągnęła mnie gwałtownie, wyzwała od szkłodników i cisnęła z całej siły na pobocze. Nie zauważyła, że się nawet nie potłukłem. ”Znowu świecę pokątem”, rozeznałem sytuację.
Pierwszy raz zrobiło mi się naprawdę głupio. Nie po to przeszedłem samego siebie, by teraz błyszczeć na trawie. Tyle tutaj wszystkiego, że do niczego nie pasuję. Nawet nie wystaję ponad trawę, ktoś jej wyciął wczoraj kolor. Z nie tak dawnych starych czasów przypomniałem sobie o rozgłosie. Muszę się zareklamować! Wyróżniać się dzisiaj to nie wszystko. Tylko jak? Udawać butelkę, żeby trafić do skupu? I co dalej? Przecież nie przejdę przemiału. To kim mam być, sobą? Kto uwierzy w diament obok psiej kupy? Na szczęście ta obok nie daje niczym po sobie poczuć, jak straszliwie jest miękka. Może gdybym się trochę ubrudził, tak troszeczkę i nic więcej, mógłbym udawać węgiel? ” Na wojnę jak znalazł!”, wpadła mi szybko reklama do głowy. Tylko gdzie by ją przybić, skoro wszystko jest miększe? Krzyknąłbym, ale nie chcę straszyć psów. Jeszcze sobie pomyślą i wezmą mnie za oznaczanie śladów. Sam nie wiem, zdurniałem. Nigdy chyba nie byłem mądry. Tak, mam do siebie dystans, jestem opóźniony, nie nadążam. Gdzie te chwile, gdy cieszyłem się tak szalonym poparciem, że nie byłem w stanie zliczyć nowych głosów w głowie… A może najzwyczajniej w świecie ściszyłem tylko polot, bo ileż przecież można?
Tak, brzydzę się motłochu. Do tego stopnia się brzydzę, że gdy krzyczę podczas regularnego przeglądu gardła czy wtedy, gdy ktoś mnie szturchnie w kolejce po najświeższy tomik, wchodzę na poziom 440 Hz i przez godzinę z niego nie spadam. Przyzwyczaiłem się i bardzo mi się pdodoba, kiedy jestem światowo rozumiany i gdyby nie to, że natura wciąż wygrywa z postępującą szlachetnością, wrzeszczałbym przy tym z angielska ouch! lub jak niemiecki symfonik na odpuście. Nieustannie też przeszukuję w bibliotekach, na stronach polecanych wyłącznie przez znanych aktorów źródeł, jakimi to na moim miejscu literami krzyczeliby Włosi i Francuzi, gdyby Włosi krzyczeli, gdyż są to dwa niewątpliwie narody, na jakich pragnąłbym wywrzeć odpowiednie wrażenie. Na razie jednak, przymuszony pewnymi okolicznościami, ćwiczę się w nowatorskim przekładzie arefleksyjnych myśli i mam już na swoim koncie jedno poważne osiągnięcie, ukazujące światu istotę jakże trafnie bliskich słów ”Torture never stops” jako ” Mierzwio mi się brwi”. To wprawdzie dopiero początek – istotne miejsce, z którego w przyszłości przyjdzie zastanowić się nad czymś zupełnie innym – ale na jego koniec sobie nigdy nie pozwolę.
Teraz jednak, zaraz po tym pierwszym teraz jednak, ustawiając to teraz w chronologicznej kolejności, czuję się lekko zagubiony. Próba otoczenia osobistej przestrzeni oznakami najznamienitszej myśli ludzkiej wyczerpała swoje możliwości zanim jeszcze dobrnąłem do preludium. Strachliwy nie jestem, a kiedy bywam, ze strachu nie daję po sobie poznać, ale nie wytrzymałem i żeby dłużej licha nie kusić, zabrałem się do odpoczynku. Myśli, tym razem moje, kołowały mi się w głowie szykując do twardego lądowania. Zaraz też przyśnił mi się sarmacki walet z tarczą żołędną, jak i ja zawsze gotów do walki, do której się nie przygotował, bo wcześniej wyciągnął swój mieczyk nie z pochwy i bił go na oślep, na kolanach po prośbie, by przy tym wzroku nie stracić… Masz może coś na oku? Tak, powieki. I potrzebuję czasu, by się z powiek otrząsnąć. Obudziłem się i ucieszyłem, a dokładniej – ucieszyłem i obudziłem. Obok pochylali się nade mną jacyś dziwni ludzie, ale nie słyszałem, co mówili, bo mówili tak głośno, że ogłuchłem. Natychmiast się domyślilem, że musiał się spotkać jeden bez drugiego z drugim bez jednego, ale nie wiedziałem, który jest który. Wiedziałem tylko, że znowu zostanę opluty, potarty i włożony do kieszeni z klejknotami, a jeśli będę miał trochę więcej szczęścia, rzucą mną po chwili na pobocze.
Dzień dobry!
Miło Pana znów spotkać w formie, tzn. można by mówić o formie, gdyby był Pan diamentem sztucznym, z formy właśnie, a nie naturalnym. Niemniej nareszcie doszedł Pan do przekonania o Swojej diamentowej wyjątkowości, o czym być może nieliczne, ale wyborowe grono przekonane jest nie od dziś. Zarazem jednak, żeby nie czuł się Pan za ostro, pozwolę sobie zwrócić uwagę na to, że skrystalizowanie się Pana osobowości do postaci diamentu stoi w rażącej sprzeczności z miękkim, wrażliwym humanizmem obecnym w poprzednim wpisie, innymi słowy “La Yo la e mobile!”
Wśród tych klejnotów nie mogłem przeoczyć perełki, jaką jest Pańskie dokonanie translatorskie, gdyby mógł Pan nieco światła (własnego lub odbitego) rzucić na okoliczności, byłbym zobowiązany.
Na koniec wreszcie z triumfem w głosie donoszę, że tytuł to Panu nie wyszedł. Nijak Pan nie ściszył polotu, hehe.
Pozostaję z najwyższym szacunkiem i serdecznie pozdrawiam
Pański Q., i proszę sobie tłumaczyć ten skrót, jak Panu wygodnie.
Dzień dobry wbrew wszelkim przeciwnościom
mnie one sprzyjają. Gdy wiatr wieje w oczy, unoszę się nad ziemią, jedyny zresztą sposób. Niestety, tych przeciwności brakuje, jak wszystkiego, co sprzyja. Z rzeczy martwych, mam na myśli. Bo pośród żywych jest dobrze, nawet lepiej.
Panie Kłaczku, Pan mnie onieśmiela, jakby brakowało. Rzeczywiście, ma Pan rację, klejknoty, nie ma co ukrywać, wystawiam je do swiatła na odblask. Cieszę się tym bardziej, że podziela Pan wyrafinowanie.
Co do przekładu, Pana się nadzieja trzyma; przecież napisałem jak byk: przetłumaczyłem jedno zdanie i całe w tekście przytoczyłem. Wszystko. Myśli Pan, że to za mało? A Pan ile zdań przetłumaczył, jeśli wolno zapytać, hę? Mówię Panu, że to zdanie to dopiero początek, pytanie tylko jak się on zakończy. To znaczy ten początek jak się skończy, bo poza początek z reguły nie wychodzę. Nie widać? Pan nie chce zobaczyć, bo przekłada dobre serce nad prawdę – i taka jest prawda, za którą bardzo tutaj Panu ukłonem dziękuję.
Jeżeli jakiegoś arcyważnego wątku nie wyczerpałem, proszę mnie trzepnąć i przywołać.
Dokładam Panu serdecznościami z nawiązką,
dź
Dzień dobry!
Miło Pana znów spotkać w formie, tzn. można by mówić o formie, gdyby był Pan diamentem sztucznym, z formy właśnie, a nie naturalnym. Niemniej nareszcie doszedł Pan do przekonania o Swojej diamentowej wyjątkowości, o czym być może nieliczne, ale wyborowe grono przekonane jest nie od dziś. Zarazem jednak, żeby nie czuł się Pan za ostro, pozwolę sobie zwrócić uwagę na to, że skrystalizowanie się Pana osobowości do postaci diamentu stoi w rażącej sprzeczności z miękkim, wrażliwym humanizmem obecnym w poprzednim wpisie, innymi słowy “La Yo la e mobile!”
Wśród tych klejnotów nie mogłem przeoczyć perełki, jaką jest Pańskie dokonanie translatorskie, gdyby mógł Pan nieco światła (własnego lub odbitego) rzucić na okoliczności, byłbym zobowiązany.
Na koniec wreszcie z triumfem w głosie donoszę, że tytuł to Panu nie wyszedł. Nijak Pan nie ściszył polotu, hehe.
Pozostaję z najwyższym szacunkiem i serdecznie pozdrawiam
Pański Q., i proszę sobie tłumaczyć ten skrót, jak Panu wygodnie.
Dzień dobry wbrew wszelkim przeciwnościom
mnie one sprzyjają. Gdy wiatr wieje w oczy, unoszę się nad ziemią, jedyny zresztą sposób. Niestety, tych przeciwności brakuje, jak wszystkiego, co sprzyja. Z rzeczy martwych, mam na myśli. Bo pośród żywych jest dobrze, nawet lepiej.
Panie Kłaczku, Pan mnie onieśmiela, jakby brakowało. Rzeczywiście, ma Pan rację, klejknoty, nie ma co ukrywać, wystawiam je do swiatła na odblask. Cieszę się tym bardziej, że podziela Pan wyrafinowanie.
Co do przekładu, Pana się nadzieja trzyma; przecież napisałem jak byk: przetłumaczyłem jedno zdanie i całe w tekście przytoczyłem. Wszystko. Myśli Pan, że to za mało? A Pan ile zdań przetłumaczył, jeśli wolno zapytać, hę? Mówię Panu, że to zdanie to dopiero początek, pytanie tylko jak się on zakończy. To znaczy ten początek jak się skończy, bo poza początek z reguły nie wychodzę. Nie widać? Pan nie chce zobaczyć, bo przekłada dobre serce nad prawdę – i taka jest prawda, za którą bardzo tutaj Panu ukłonem dziękuję.
Jeżeli jakiegoś arcyważnego wątku nie wyczerpałem, proszę mnie trzepnąć i przywołać.
Dokładam Panu serdecznościami z nawiązką,
dź
Dzień dobry!
Miło Pana znów spotkać w formie, tzn. można by mówić o formie, gdyby był Pan diamentem sztucznym, z formy właśnie, a nie naturalnym. Niemniej nareszcie doszedł Pan do przekonania o Swojej diamentowej wyjątkowości, o czym być może nieliczne, ale wyborowe grono przekonane jest nie od dziś. Zarazem jednak, żeby nie czuł się Pan za ostro, pozwolę sobie zwrócić uwagę na to, że skrystalizowanie się Pana osobowości do postaci diamentu stoi w rażącej sprzeczności z miękkim, wrażliwym humanizmem obecnym w poprzednim wpisie, innymi słowy “La Yo la e mobile!”
Wśród tych klejnotów nie mogłem przeoczyć perełki, jaką jest Pańskie dokonanie translatorskie, gdyby mógł Pan nieco światła (własnego lub odbitego) rzucić na okoliczności, byłbym zobowiązany.
Na koniec wreszcie z triumfem w głosie donoszę, że tytuł to Panu nie wyszedł. Nijak Pan nie ściszył polotu, hehe.
Pozostaję z najwyższym szacunkiem i serdecznie pozdrawiam
Pański Q., i proszę sobie tłumaczyć ten skrót, jak Panu wygodnie.
Dzień dobry wbrew wszelkim przeciwnościom
mnie one sprzyjają. Gdy wiatr wieje w oczy, unoszę się nad ziemią, jedyny zresztą sposób. Niestety, tych przeciwności brakuje, jak wszystkiego, co sprzyja. Z rzeczy martwych, mam na myśli. Bo pośród żywych jest dobrze, nawet lepiej.
Panie Kłaczku, Pan mnie onieśmiela, jakby brakowało. Rzeczywiście, ma Pan rację, klejknoty, nie ma co ukrywać, wystawiam je do swiatła na odblask. Cieszę się tym bardziej, że podziela Pan wyrafinowanie.
Co do przekładu, Pana się nadzieja trzyma; przecież napisałem jak byk: przetłumaczyłem jedno zdanie i całe w tekście przytoczyłem. Wszystko. Myśli Pan, że to za mało? A Pan ile zdań przetłumaczył, jeśli wolno zapytać, hę? Mówię Panu, że to zdanie to dopiero początek, pytanie tylko jak się on zakończy. To znaczy ten początek jak się skończy, bo poza początek z reguły nie wychodzę. Nie widać? Pan nie chce zobaczyć, bo przekłada dobre serce nad prawdę – i taka jest prawda, za którą bardzo tutaj Panu ukłonem dziękuję.
Jeżeli jakiegoś arcyważnego wątku nie wyczerpałem, proszę mnie trzepnąć i przywołać.
Dokładam Panu serdecznościami z nawiązką,
dź
Brylant w trawie
Perły przed wieprze. Z popiołów to raczej Feniks. a jak Feniks, to i dywan
Z czeluści na temat trawy
Nie deptać trawników!
Nie deptać trawników!
W trawnikach bez liku
jest polnych koników.
I polne tam klaczki,
i polne źrebaczki,
ogierki, wałaszki,
ojej!
Deptanie dal tych stworzeń
to pasmo upokorzeń.
Deptanie dla tych stworzeń
to pasmo upokorzeń.
Pani próbuje oszliwować
doskonałość? Poprawkami? I zburzyć kontekst? Zmienić prawdę w dramat albo, co gorsza – w poezję? No ja proszę Panią bardzo i zdumiony – odradzam.
Że ja próbuję?
NIE. Co mnie tu insynuuje, co mnie insynuuje. Jedna poprawka, Feniks jest ładniejszy – powinna się spotkać z aplauzem.
Czekam
Już ja Pani poprawię
proszę się tylko doczekać!
Proszę tylko powiedzieć, że poprawka jest widoczna
jeśli tak, zadanie uznano za zakończone.
No, dobra
http://www.gandalf.com.pl/b/feniks-i-dywan/
Sfinks zadawał pytanie.
Zapomniałam, na którym Monty Pythonie wstępu na most bronił potwór, który zadawał pytania. Jak ktoś nie zgadł, to zrzucał z mostu. Jak mu zadano pytanie, na które nie potrafił odpowiedzieć, to sam się zrzucił.
Czyli przyznaje się Pani do całkowitej porażki i uznaje
mnie za totalnego zwycięzcę dyskursu?
Uznaję się za totalnego
zwycięzcę, a Pana za całkowicie porażonego
http://www.youtube.com/watch?v=_7iXw9zZrLo&feature=related
Monty Python i Święty Graaaaal
Już nic z tego nie rozumiem
i dlatego wygrałem, wygrałem doszczętnie, rozumie Pani?
Zapytałbym polubownie o ulubiony kolor, ale Pani jest Kobietą i oczywiście udzieli wieloznacznej odpowiedzi, w stylu ”to zależy do czego”, dlatego ja odpowiem za Panią – Pani ulubiony kolor to kolor czerwony ze wstydu, bo Pani sromotnie przegrała z niekwestionowanym zwyciezcą!
Nie ma się czego jednak wstydzić, albowiem nikt ze mną jeszcze nigdy nie wygrał.
Remis?
Jako miażdżący zwycięzca mam moralny obowiązek wysłuchać
dyplomatycznej porady, a nawet się do niej zastosować. Niechaj więc będzie i remis, byle z bardzo wyraźnym wskazaniem na jego zwycięzcę.
Nieprawda
Żaden czerwony. Mój ulubiony kolor to beżowo-brązowo-zgniłozieliny
I jak się nazywam, też wiem. A jaskółka nie uniesie orzecha kokosowego, nawet pustego.
Skacz z mostu.
Czyli z kolorem też trafiłem
Jeśli skoczę, kto będzie wygrywał? Nie martwi to Pani? Poza tym, ja jestem tym mostem, mostem koncyliacyjnym zaproponowanym przez Kota, a Pani chce mnie zgładzić. Rozumiem, nie popieram.
Gdyby to Pani jakimś cudem wygrała, mówimy całkowicie hipotetycznie, pogratulowałbym Pani i pokornie uznał za coś niebywałego, ale na to trzeba mieć klasę zwycięzcy, permanentnego zwycięzcy i bez widoków na jakąkolwiek zmianę.
Nie chciałbym Pani rozczarować na koniec, ale ja skaczę wyłącznie do góry, o upadku zatem nie może być mowy.
Jak mówił pólkownik
na szkoleniu wojskowym : “co wy, hermafrodyta? kolorów nie rozróżniacie?”
Apology
http://www.youtube.com/watch?v=m7mIy97_rlo&feature=endscreen&NR=1
i tu
http://www.youtube.com/watch?v=ZK_mqgVOLU4&feature=related
i jeszcze tu
http://www.youtube.com/watch?v=6Tp-3G5l2qE&feature=related
Lepiej późno niż wcale –
przyjęte. Iżby uchronić Pani opcję od zupełnego bankructwa, postanowiłem udzielić pożyczki ostatniej szansy z dysponowanych nadwyżek moralnych. Wiem, to piękny gest, ale ma się i nie ma więcej co, wystarczy tylko szybko podziękować.
Brylant w trawie
Perły przed wieprze. Z popiołów to raczej Feniks. a jak Feniks, to i dywan
Z czeluści na temat trawy
Nie deptać trawników!
Nie deptać trawników!
W trawnikach bez liku
jest polnych koników.
I polne tam klaczki,
i polne źrebaczki,
ogierki, wałaszki,
ojej!
Deptanie dal tych stworzeń
to pasmo upokorzeń.
Deptanie dla tych stworzeń
to pasmo upokorzeń.
Pani próbuje oszliwować
doskonałość? Poprawkami? I zburzyć kontekst? Zmienić prawdę w dramat albo, co gorsza – w poezję? No ja proszę Panią bardzo i zdumiony – odradzam.
Że ja próbuję?
NIE. Co mnie tu insynuuje, co mnie insynuuje. Jedna poprawka, Feniks jest ładniejszy – powinna się spotkać z aplauzem.
Czekam
Już ja Pani poprawię
proszę się tylko doczekać!
Proszę tylko powiedzieć, że poprawka jest widoczna
jeśli tak, zadanie uznano za zakończone.
No, dobra
http://www.gandalf.com.pl/b/feniks-i-dywan/
Sfinks zadawał pytanie.
Zapomniałam, na którym Monty Pythonie wstępu na most bronił potwór, który zadawał pytania. Jak ktoś nie zgadł, to zrzucał z mostu. Jak mu zadano pytanie, na które nie potrafił odpowiedzieć, to sam się zrzucił.
Czyli przyznaje się Pani do całkowitej porażki i uznaje
mnie za totalnego zwycięzcę dyskursu?
Uznaję się za totalnego
zwycięzcę, a Pana za całkowicie porażonego
http://www.youtube.com/watch?v=_7iXw9zZrLo&feature=related
Monty Python i Święty Graaaaal
Już nic z tego nie rozumiem
i dlatego wygrałem, wygrałem doszczętnie, rozumie Pani?
Zapytałbym polubownie o ulubiony kolor, ale Pani jest Kobietą i oczywiście udzieli wieloznacznej odpowiedzi, w stylu ”to zależy do czego”, dlatego ja odpowiem za Panią – Pani ulubiony kolor to kolor czerwony ze wstydu, bo Pani sromotnie przegrała z niekwestionowanym zwyciezcą!
Nie ma się czego jednak wstydzić, albowiem nikt ze mną jeszcze nigdy nie wygrał.
Remis?
Jako miażdżący zwycięzca mam moralny obowiązek wysłuchać
dyplomatycznej porady, a nawet się do niej zastosować. Niechaj więc będzie i remis, byle z bardzo wyraźnym wskazaniem na jego zwycięzcę.
Nieprawda
Żaden czerwony. Mój ulubiony kolor to beżowo-brązowo-zgniłozieliny
I jak się nazywam, też wiem. A jaskółka nie uniesie orzecha kokosowego, nawet pustego.
Skacz z mostu.
Czyli z kolorem też trafiłem
Jeśli skoczę, kto będzie wygrywał? Nie martwi to Pani? Poza tym, ja jestem tym mostem, mostem koncyliacyjnym zaproponowanym przez Kota, a Pani chce mnie zgładzić. Rozumiem, nie popieram.
Gdyby to Pani jakimś cudem wygrała, mówimy całkowicie hipotetycznie, pogratulowałbym Pani i pokornie uznał za coś niebywałego, ale na to trzeba mieć klasę zwycięzcy, permanentnego zwycięzcy i bez widoków na jakąkolwiek zmianę.
Nie chciałbym Pani rozczarować na koniec, ale ja skaczę wyłącznie do góry, o upadku zatem nie może być mowy.
Jak mówił pólkownik
na szkoleniu wojskowym : “co wy, hermafrodyta? kolorów nie rozróżniacie?”
Apology
http://www.youtube.com/watch?v=m7mIy97_rlo&feature=endscreen&NR=1
i tu
http://www.youtube.com/watch?v=ZK_mqgVOLU4&feature=related
i jeszcze tu
http://www.youtube.com/watch?v=6Tp-3G5l2qE&feature=related
Lepiej późno niż wcale –
przyjęte. Iżby uchronić Pani opcję od zupełnego bankructwa, postanowiłem udzielić pożyczki ostatniej szansy z dysponowanych nadwyżek moralnych. Wiem, to piękny gest, ale ma się i nie ma więcej co, wystarczy tylko szybko podziękować.
Brylant w trawie
Perły przed wieprze. Z popiołów to raczej Feniks. a jak Feniks, to i dywan
Z czeluści na temat trawy
Nie deptać trawników!
Nie deptać trawników!
W trawnikach bez liku
jest polnych koników.
I polne tam klaczki,
i polne źrebaczki,
ogierki, wałaszki,
ojej!
Deptanie dal tych stworzeń
to pasmo upokorzeń.
Deptanie dla tych stworzeń
to pasmo upokorzeń.
Pani próbuje oszliwować
doskonałość? Poprawkami? I zburzyć kontekst? Zmienić prawdę w dramat albo, co gorsza – w poezję? No ja proszę Panią bardzo i zdumiony – odradzam.
Że ja próbuję?
NIE. Co mnie tu insynuuje, co mnie insynuuje. Jedna poprawka, Feniks jest ładniejszy – powinna się spotkać z aplauzem.
Czekam
Już ja Pani poprawię
proszę się tylko doczekać!
Proszę tylko powiedzieć, że poprawka jest widoczna
jeśli tak, zadanie uznano za zakończone.
No, dobra
http://www.gandalf.com.pl/b/feniks-i-dywan/
Sfinks zadawał pytanie.
Zapomniałam, na którym Monty Pythonie wstępu na most bronił potwór, który zadawał pytania. Jak ktoś nie zgadł, to zrzucał z mostu. Jak mu zadano pytanie, na które nie potrafił odpowiedzieć, to sam się zrzucił.
Czyli przyznaje się Pani do całkowitej porażki i uznaje
mnie za totalnego zwycięzcę dyskursu?
Uznaję się za totalnego
zwycięzcę, a Pana za całkowicie porażonego
http://www.youtube.com/watch?v=_7iXw9zZrLo&feature=related
Monty Python i Święty Graaaaal
Już nic z tego nie rozumiem
i dlatego wygrałem, wygrałem doszczętnie, rozumie Pani?
Zapytałbym polubownie o ulubiony kolor, ale Pani jest Kobietą i oczywiście udzieli wieloznacznej odpowiedzi, w stylu ”to zależy do czego”, dlatego ja odpowiem za Panią – Pani ulubiony kolor to kolor czerwony ze wstydu, bo Pani sromotnie przegrała z niekwestionowanym zwyciezcą!
Nie ma się czego jednak wstydzić, albowiem nikt ze mną jeszcze nigdy nie wygrał.
Remis?
Jako miażdżący zwycięzca mam moralny obowiązek wysłuchać
dyplomatycznej porady, a nawet się do niej zastosować. Niechaj więc będzie i remis, byle z bardzo wyraźnym wskazaniem na jego zwycięzcę.
Nieprawda
Żaden czerwony. Mój ulubiony kolor to beżowo-brązowo-zgniłozieliny
I jak się nazywam, też wiem. A jaskółka nie uniesie orzecha kokosowego, nawet pustego.
Skacz z mostu.
Czyli z kolorem też trafiłem
Jeśli skoczę, kto będzie wygrywał? Nie martwi to Pani? Poza tym, ja jestem tym mostem, mostem koncyliacyjnym zaproponowanym przez Kota, a Pani chce mnie zgładzić. Rozumiem, nie popieram.
Gdyby to Pani jakimś cudem wygrała, mówimy całkowicie hipotetycznie, pogratulowałbym Pani i pokornie uznał za coś niebywałego, ale na to trzeba mieć klasę zwycięzcy, permanentnego zwycięzcy i bez widoków na jakąkolwiek zmianę.
Nie chciałbym Pani rozczarować na koniec, ale ja skaczę wyłącznie do góry, o upadku zatem nie może być mowy.
Jak mówił pólkownik
na szkoleniu wojskowym : “co wy, hermafrodyta? kolorów nie rozróżniacie?”
Apology
http://www.youtube.com/watch?v=m7mIy97_rlo&feature=endscreen&NR=1
i tu
http://www.youtube.com/watch?v=ZK_mqgVOLU4&feature=related
i jeszcze tu
http://www.youtube.com/watch?v=6Tp-3G5l2qE&feature=related
Lepiej późno niż wcale –
przyjęte. Iżby uchronić Pani opcję od zupełnego bankructwa, postanowiłem udzielić pożyczki ostatniej szansy z dysponowanych nadwyżek moralnych. Wiem, to piękny gest, ale ma się i nie ma więcej co, wystarczy tylko szybko podziękować.
taki los
Zazdroszczę.
Ja siedzę w paście polerskiej, wprawdzie pełno tu kolegów, ale to nie to.
Nie śmiałbym Chlora szczególnie
ponaglać, ale aż się prosi i w ogóle z szacunku dla prawdy należałoby wskazać ostatecznego zwycięzcę. Można nawet milcząco wskazać, byle wybrać właściwie. Z góry dziękuję, jak zawsze z góry.
Nie mam kolegów, bo żaden nie potrafi znieść prawdy. Mam za to przyjaciół, o, tu, na górze, wysoko, Chlor ich zaraz już zaraz zobaczy.
taki los
Zazdroszczę.
Ja siedzę w paście polerskiej, wprawdzie pełno tu kolegów, ale to nie to.
Nie śmiałbym Chlora szczególnie
ponaglać, ale aż się prosi i w ogóle z szacunku dla prawdy należałoby wskazać ostatecznego zwycięzcę. Można nawet milcząco wskazać, byle wybrać właściwie. Z góry dziękuję, jak zawsze z góry.
Nie mam kolegów, bo żaden nie potrafi znieść prawdy. Mam za to przyjaciół, o, tu, na górze, wysoko, Chlor ich zaraz już zaraz zobaczy.
taki los
Zazdroszczę.
Ja siedzę w paście polerskiej, wprawdzie pełno tu kolegów, ale to nie to.
Nie śmiałbym Chlora szczególnie
ponaglać, ale aż się prosi i w ogóle z szacunku dla prawdy należałoby wskazać ostatecznego zwycięzcę. Można nawet milcząco wskazać, byle wybrać właściwie. Z góry dziękuję, jak zawsze z góry.
Nie mam kolegów, bo żaden nie potrafi znieść prawdy. Mam za to przyjaciół, o, tu, na górze, wysoko, Chlor ich zaraz już zaraz zobaczy.
Cześć Lady Dżo La
Solidaryzując się z klejnotami otwarłem rasistowskiego Pinotage z South Afryki. Jedynie to miałem na oku w zasięgu wzroku. A nie Po Wieki? Jakie po wieki? Na wieki (u nas się mówi na wieki etc etc).
Dowód jakby co (w tym zakłamanym świecie):
To pięknie, szlachta się bawi jak inteligencja,
a inteligencja musi zaiwaniać jak klasa robotnicza. Świat stoi na głowie ,żebym swoje wino musiał oglądać przez szybkę konputera.
Bardzo lubię takie barwy, głównie w muzyce, ale oczy również ściana cieszy.
Pozdro i zdrowie!
Cześć Lady Dżo La
Solidaryzując się z klejnotami otwarłem rasistowskiego Pinotage z South Afryki. Jedynie to miałem na oku w zasięgu wzroku. A nie Po Wieki? Jakie po wieki? Na wieki (u nas się mówi na wieki etc etc).
Dowód jakby co (w tym zakłamanym świecie):
To pięknie, szlachta się bawi jak inteligencja,
a inteligencja musi zaiwaniać jak klasa robotnicza. Świat stoi na głowie ,żebym swoje wino musiał oglądać przez szybkę konputera.
Bardzo lubię takie barwy, głównie w muzyce, ale oczy również ściana cieszy.
Pozdro i zdrowie!
Cześć Lady Dżo La
Solidaryzując się z klejnotami otwarłem rasistowskiego Pinotage z South Afryki. Jedynie to miałem na oku w zasięgu wzroku. A nie Po Wieki? Jakie po wieki? Na wieki (u nas się mówi na wieki etc etc).
Dowód jakby co (w tym zakłamanym świecie):
To pięknie, szlachta się bawi jak inteligencja,
a inteligencja musi zaiwaniać jak klasa robotnicza. Świat stoi na głowie ,żebym swoje wino musiał oglądać przez szybkę konputera.
Bardzo lubię takie barwy, głównie w muzyce, ale oczy również ściana cieszy.
Pozdro i zdrowie!
Kiedy Pan, Yo lu, podgłośni
Kiedy Pan, Yo lu, podgłośni Polot to ogłuchnę i już tylko oczami słuchać będę. Obym się doczekała. Proszę nie uprzedzać kiedy to nastąpi i dać mi szansę samej dokonać tego odkrycia. Chyba, że oślepnę, to proszę mnie kopnąć w kostkę. Którąkolwiek.
Co Pani z tym Panem na okrągło, edzio jestem
W każdym razie dla przyjaciół edzio, bo ochrzcili mnie zupełnie na opak, na szczęście mały byłem i nie pamiętam, chociaż już tak zostało. To jak, od dziś dla Pani jestem edziu, ok?
Wysyłam kwiatki i kożuch, jeśli zimno u Pani.
Kiedy Pan, Yo lu, podgłośni
Kiedy Pan, Yo lu, podgłośni Polot to ogłuchnę i już tylko oczami słuchać będę. Obym się doczekała. Proszę nie uprzedzać kiedy to nastąpi i dać mi szansę samej dokonać tego odkrycia. Chyba, że oślepnę, to proszę mnie kopnąć w kostkę. Którąkolwiek.
Co Pani z tym Panem na okrągło, edzio jestem
W każdym razie dla przyjaciół edzio, bo ochrzcili mnie zupełnie na opak, na szczęście mały byłem i nie pamiętam, chociaż już tak zostało. To jak, od dziś dla Pani jestem edziu, ok?
Wysyłam kwiatki i kożuch, jeśli zimno u Pani.
Kiedy Pan, Yo lu, podgłośni
Kiedy Pan, Yo lu, podgłośni Polot to ogłuchnę i już tylko oczami słuchać będę. Obym się doczekała. Proszę nie uprzedzać kiedy to nastąpi i dać mi szansę samej dokonać tego odkrycia. Chyba, że oślepnę, to proszę mnie kopnąć w kostkę. Którąkolwiek.
Co Pani z tym Panem na okrągło, edzio jestem
W każdym razie dla przyjaciół edzio, bo ochrzcili mnie zupełnie na opak, na szczęście mały byłem i nie pamiętam, chociaż już tak zostało. To jak, od dziś dla Pani jestem edziu, ok?
Wysyłam kwiatki i kożuch, jeśli zimno u Pani.
Szanowny Autorze
się dobrze czyta i piękny przekaz jest taki, że miło 🙂
Ukłony
Mam nadzieję, że zostanę dobrze zrozumiany, ale naprawdę
nie wiem, z czym Pan bardziej przesadził, z ”szanownym”, czy też może z ”autorem”; za to serce mi rośnie i przestać wdzięczyć się nie może, gdy słyszę, że dobrze się czyta, bo to niespotykany komplement w moją stronę, a akurat na taki jestem łasy jak na mało który.
Kłaniam się z poważaniem i bardzo proszę o ciąg dalszy wyrozumiałości.
Szanowny Autorze
się dobrze czyta i piękny przekaz jest taki, że miło 🙂
Ukłony
Mam nadzieję, że zostanę dobrze zrozumiany, ale naprawdę
nie wiem, z czym Pan bardziej przesadził, z ”szanownym”, czy też może z ”autorem”; za to serce mi rośnie i przestać wdzięczyć się nie może, gdy słyszę, że dobrze się czyta, bo to niespotykany komplement w moją stronę, a akurat na taki jestem łasy jak na mało który.
Kłaniam się z poważaniem i bardzo proszę o ciąg dalszy wyrozumiałości.
Szanowny Autorze
się dobrze czyta i piękny przekaz jest taki, że miło 🙂
Ukłony
Mam nadzieję, że zostanę dobrze zrozumiany, ale naprawdę
nie wiem, z czym Pan bardziej przesadził, z ”szanownym”, czy też może z ”autorem”; za to serce mi rośnie i przestać wdzięczyć się nie może, gdy słyszę, że dobrze się czyta, bo to niespotykany komplement w moją stronę, a akurat na taki jestem łasy jak na mało który.
Kłaniam się z poważaniem i bardzo proszę o ciąg dalszy wyrozumiałości.