… to ja też krótko.
… to ja też krótko.
Złotousta, wytłumacz mi tylko jedno – gdzie ktoś naśmiewa się z twojej religii? To znaczy, konkretnie na kontrowersjach. Bo mogę dać ci listę blogerów których czasem czytuję (i nierzadko z nimi polemizuję, ponieważ jak pewnie zorientowałaś się, ja też w cośtam wierzę), wtedy by twoje uczucia religijne zostały prawidłowo obrażone.
Poprzedni post był dlatego, że kiedyś zarzuciłaś mi hipokryzję, bo niby jako ateista (którym nigdy żem nie było, a wtedy jeszcze nawet mogło żem uchodzić za chrześcijanina) żem jechało z Łodzi do Krakowa, by wziąć z “pompą” śub. Wyjaśniło żem wtedy, że nie w Moskwie tylko w Leningradzie i nie rozdają moskwicze tylko kradną rowery, bo post był w zasadzie o czym innym, ale nie raczyłaś się odnieść.
Tym razem więc powiedziało żem prosto i jasno, co mi się w naszej “religii państwowej” nie podoba i że nijak nie ma się to do twoich przeżyć mistycznych. Nie zaprzeczam, że są rzeczy których na chwilę obecną nauka nie jest w stanie wyjaśnić, a może nigdy nie będzie, bo choć życie to forma istnienia białka, to nawet tego białka bez użycia biotechnologii nie potarfimy porządnie zrobić.
Do historii z małą cyganką? Romką? może rzeczywiście Rumunką? nie odniosę się, bo zaraz mi zarzucą nacjonalizm lokalny :P.
Generalnie powtórzę jeszcze raz – nie mam nic do wiary, w dziwniejsze rzeczy ludzie wierzą niż symboliczna przemiana chleba w wino i uzdrawiające obrazy, a czasem i dziwniejsze rzeczy się na świecie dzieją. Nie wiara jest problemem, bo rzeczywiście jak ktoś sobie do serca weźmie katolickie przykazania (a nie tylko będzie pilnować czy sąsiedzi ich przestrzegają) to na pewno będzie lepszym człowiekiem, a przynajmniej bardziej społecznym.
Problemem nie są ludzie którzy wierzą, ale ci którzy “wierzą” i jak ktoś już zaznaczył, ci drudzy ze względu na hałaśliwość robią za “twarz” obydwu grup. To jak hałaśliwy Biedroń robi za “twarz” gejów (z których większość ma zupełnie inne poglądy), a ekstremistyczna Szczuka za typową przedstawicielkę feministek (jw. – jakoś wydaje mi się że daleko np. Doroli do Szczuki).
Nawet Kurak jadąc po dekalogu czepia się tak naprawdę “ojców” kościoła, a nie tych którzy wierzą w boga chrześcijańskiego i nie zastanawiają się nad tym czy sąsiadka moralnie się prowadzi.
I na koniec, by być kontrowersyjne, dodam IMAO: nie ma ludzi którzy w nic nie wierzą.
(na wspomnianych blogach powoduje to flejma, ale tu nie podejrzewam że tak będzie 😛 )
Skoro praktykujemy formy krótkie….
Reklama
Reklama
A ja wierzę w naukę i też mi z tym dobrze:)
Kiedyś to Zeus ciskał piorunami. Zmieniło się postrzeganie świata i ciągle się zmienia właśnie dzięki nauce, bo choć ta zabrnęła nieraz w ślepy zaułek, to jednak potrafi korygować swoje pomyłki, kierunek zmian pozwala mi więc na moją wiarę. Nikogo do niej nie zmuszam i nie widzę powodu zabraniać ludziom wątpić/dowcipkować/polemizować z moją wiarą. Pozwalam sobie wierzyć, że to nauka uratowała życie tej Rumunce czy Cygance z filmu w Discovery, ale wcale mi nie przeszkadza, że jego bohaterka uważa inaczej. Bawi mnie absurdalność sytuacji i widzę w niej drugie dno, nic nie poradzę. Bardzo sobie cenię te teksty, które nawet niewielkim swoim fragmentem prowokują mnie do myślenia – zajęcia stanowiska czy dokonania przewartościowań. Ruch jest wszystkim. Co do uczuć i flejmy już pisałam, że też się z Tobą zgadzam – dla dobra wspólnego warto kontrolować emocje.
Ps. Zagrożenia, jakie nauka potrafi zafundować ludzkości dostrzegam – to taki szatan z MOJEJ bajki:)
W naukę nie należy wierzyć. To tak jakby wierzyć w listonosza…
Jak naukowcy zaczynają wierzyć, a nie logicznie podsumowywać wyniki, to dostajemy "teorię inteligentnego projektu"…
Nauka jest od stawiania pytań i znajdywania odpowiedzi, nawet tych niewygodnych (jak uznanie że człowiek to gatunek szympansa).
Niestety, naukowcy to tylko ludzie. W dodatku dumni ludzie, którzy zamiast powiedzieć "cholera, nie wiem jak to możliwe", wolą powiedzieć "to niemożliwe, nie zajmujemy się tym"… Podobnie jak osoba fanatycznie religijna, zamiast uznać że są białe plamy i próbować je zamalować, wycina nożyczkami kawałek mapy i mówi :nie ma żadnych białych plam: bo o dziurach nie było mowy…
Nie wierzę w naukę, co nie przeszkadza mi być logicznem i naukowem do bólu, a wierzyć tam gdzie nie koliduje to z rzeczywistością.
A co do atawizmu – wiele takich "atawizmów" jest nam potrzebne do życia…
"All right," said Susan, "I’m not stupid. You’re saying humans need … fantasies to make life bearable."
NO. HUMANS NEED FANTASY TO BE HUMAN. TO BE THE PLACE WHERE THE FALLING ANGEL MEET THE RISING APE.
"Tooth fairies? Hogfathers?"
YES. AS PRACTICE. YOU HAVE TO START OUT LEARNING TO BELIEVE THE LITTLE LIES.
"So we can believe the big ones?"
YES. JUSTICE. DUTY. MERCY. THAT SORT OF THING.
T. Pratchett, "Hogsfather"
Masz rację, nauka też błądzi.
Pewnie się źle wyraziłam, uogólniłam z lenistwa. Wierzę w naukowców (homo sum..) mimo Twoich słusznych zastrzeżeń. Jest wiele otwartych umysłów (choć nie tylko, zgoda) zdecydowanych znaleźć odpowiedzi i widzę większą szansę, że jeden “poprawi” drugiego, obojętnie z jakich pobudek.
Ps. Matka, sorki za łacinę.
A ja wierzę w naukę i też mi z tym dobrze:)
Kiedyś to Zeus ciskał piorunami. Zmieniło się postrzeganie świata i ciągle się zmienia właśnie dzięki nauce, bo choć ta zabrnęła nieraz w ślepy zaułek, to jednak potrafi korygować swoje pomyłki, kierunek zmian pozwala mi więc na moją wiarę. Nikogo do niej nie zmuszam i nie widzę powodu zabraniać ludziom wątpić/dowcipkować/polemizować z moją wiarą. Pozwalam sobie wierzyć, że to nauka uratowała życie tej Rumunce czy Cygance z filmu w Discovery, ale wcale mi nie przeszkadza, że jego bohaterka uważa inaczej. Bawi mnie absurdalność sytuacji i widzę w niej drugie dno, nic nie poradzę. Bardzo sobie cenię te teksty, które nawet niewielkim swoim fragmentem prowokują mnie do myślenia – zajęcia stanowiska czy dokonania przewartościowań. Ruch jest wszystkim. Co do uczuć i flejmy już pisałam, że też się z Tobą zgadzam – dla dobra wspólnego warto kontrolować emocje.
Ps. Zagrożenia, jakie nauka potrafi zafundować ludzkości dostrzegam – to taki szatan z MOJEJ bajki:)
W naukę nie należy wierzyć. To tak jakby wierzyć w listonosza…
Jak naukowcy zaczynają wierzyć, a nie logicznie podsumowywać wyniki, to dostajemy "teorię inteligentnego projektu"…
Nauka jest od stawiania pytań i znajdywania odpowiedzi, nawet tych niewygodnych (jak uznanie że człowiek to gatunek szympansa).
Niestety, naukowcy to tylko ludzie. W dodatku dumni ludzie, którzy zamiast powiedzieć "cholera, nie wiem jak to możliwe", wolą powiedzieć "to niemożliwe, nie zajmujemy się tym"… Podobnie jak osoba fanatycznie religijna, zamiast uznać że są białe plamy i próbować je zamalować, wycina nożyczkami kawałek mapy i mówi :nie ma żadnych białych plam: bo o dziurach nie było mowy…
Nie wierzę w naukę, co nie przeszkadza mi być logicznem i naukowem do bólu, a wierzyć tam gdzie nie koliduje to z rzeczywistością.
A co do atawizmu – wiele takich "atawizmów" jest nam potrzebne do życia…
"All right," said Susan, "I’m not stupid. You’re saying humans need … fantasies to make life bearable."
NO. HUMANS NEED FANTASY TO BE HUMAN. TO BE THE PLACE WHERE THE FALLING ANGEL MEET THE RISING APE.
"Tooth fairies? Hogfathers?"
YES. AS PRACTICE. YOU HAVE TO START OUT LEARNING TO BELIEVE THE LITTLE LIES.
"So we can believe the big ones?"
YES. JUSTICE. DUTY. MERCY. THAT SORT OF THING.
T. Pratchett, "Hogsfather"
Masz rację, nauka też błądzi.
Pewnie się źle wyraziłam, uogólniłam z lenistwa. Wierzę w naukowców (homo sum..) mimo Twoich słusznych zastrzeżeń. Jest wiele otwartych umysłów (choć nie tylko, zgoda) zdecydowanych znaleźć odpowiedzi i widzę większą szansę, że jeden “poprawi” drugiego, obojętnie z jakich pobudek.
Ps. Matka, sorki za łacinę.
A ja wierzę w naukę i też mi z tym dobrze:)
Kiedyś to Zeus ciskał piorunami. Zmieniło się postrzeganie świata i ciągle się zmienia właśnie dzięki nauce, bo choć ta zabrnęła nieraz w ślepy zaułek, to jednak potrafi korygować swoje pomyłki, kierunek zmian pozwala mi więc na moją wiarę. Nikogo do niej nie zmuszam i nie widzę powodu zabraniać ludziom wątpić/dowcipkować/polemizować z moją wiarą. Pozwalam sobie wierzyć, że to nauka uratowała życie tej Rumunce czy Cygance z filmu w Discovery, ale wcale mi nie przeszkadza, że jego bohaterka uważa inaczej. Bawi mnie absurdalność sytuacji i widzę w niej drugie dno, nic nie poradzę. Bardzo sobie cenię te teksty, które nawet niewielkim swoim fragmentem prowokują mnie do myślenia – zajęcia stanowiska czy dokonania przewartościowań. Ruch jest wszystkim. Co do uczuć i flejmy już pisałam, że też się z Tobą zgadzam – dla dobra wspólnego warto kontrolować emocje.
Ps. Zagrożenia, jakie nauka potrafi zafundować ludzkości dostrzegam – to taki szatan z MOJEJ bajki:)
W naukę nie należy wierzyć. To tak jakby wierzyć w listonosza…
Jak naukowcy zaczynają wierzyć, a nie logicznie podsumowywać wyniki, to dostajemy "teorię inteligentnego projektu"…
Nauka jest od stawiania pytań i znajdywania odpowiedzi, nawet tych niewygodnych (jak uznanie że człowiek to gatunek szympansa).
Niestety, naukowcy to tylko ludzie. W dodatku dumni ludzie, którzy zamiast powiedzieć "cholera, nie wiem jak to możliwe", wolą powiedzieć "to niemożliwe, nie zajmujemy się tym"… Podobnie jak osoba fanatycznie religijna, zamiast uznać że są białe plamy i próbować je zamalować, wycina nożyczkami kawałek mapy i mówi :nie ma żadnych białych plam: bo o dziurach nie było mowy…
Nie wierzę w naukę, co nie przeszkadza mi być logicznem i naukowem do bólu, a wierzyć tam gdzie nie koliduje to z rzeczywistością.
A co do atawizmu – wiele takich "atawizmów" jest nam potrzebne do życia…
"All right," said Susan, "I’m not stupid. You’re saying humans need … fantasies to make life bearable."
NO. HUMANS NEED FANTASY TO BE HUMAN. TO BE THE PLACE WHERE THE FALLING ANGEL MEET THE RISING APE.
"Tooth fairies? Hogfathers?"
YES. AS PRACTICE. YOU HAVE TO START OUT LEARNING TO BELIEVE THE LITTLE LIES.
"So we can believe the big ones?"
YES. JUSTICE. DUTY. MERCY. THAT SORT OF THING.
T. Pratchett, "Hogsfather"
Masz rację, nauka też błądzi.
Pewnie się źle wyraziłam, uogólniłam z lenistwa. Wierzę w naukowców (homo sum..) mimo Twoich słusznych zastrzeżeń. Jest wiele otwartych umysłów (choć nie tylko, zgoda) zdecydowanych znaleźć odpowiedzi i widzę większą szansę, że jeden “poprawi” drugiego, obojętnie z jakich pobudek.
Ps. Matka, sorki za łacinę.
A ja wierzę w naukę i też mi z tym dobrze:)
Kiedyś to Zeus ciskał piorunami. Zmieniło się postrzeganie świata i ciągle się zmienia właśnie dzięki nauce, bo choć ta zabrnęła nieraz w ślepy zaułek, to jednak potrafi korygować swoje pomyłki, kierunek zmian pozwala mi więc na moją wiarę. Nikogo do niej nie zmuszam i nie widzę powodu zabraniać ludziom wątpić/dowcipkować/polemizować z moją wiarą. Pozwalam sobie wierzyć, że to nauka uratowała życie tej Rumunce czy Cygance z filmu w Discovery, ale wcale mi nie przeszkadza, że jego bohaterka uważa inaczej. Bawi mnie absurdalność sytuacji i widzę w niej drugie dno, nic nie poradzę. Bardzo sobie cenię te teksty, które nawet niewielkim swoim fragmentem prowokują mnie do myślenia – zajęcia stanowiska czy dokonania przewartościowań. Ruch jest wszystkim. Co do uczuć i flejmy już pisałam, że też się z Tobą zgadzam – dla dobra wspólnego warto kontrolować emocje.
Ps. Zagrożenia, jakie nauka potrafi zafundować ludzkości dostrzegam – to taki szatan z MOJEJ bajki:)
W naukę nie należy wierzyć. To tak jakby wierzyć w listonosza…
Jak naukowcy zaczynają wierzyć, a nie logicznie podsumowywać wyniki, to dostajemy "teorię inteligentnego projektu"…
Nauka jest od stawiania pytań i znajdywania odpowiedzi, nawet tych niewygodnych (jak uznanie że człowiek to gatunek szympansa).
Niestety, naukowcy to tylko ludzie. W dodatku dumni ludzie, którzy zamiast powiedzieć "cholera, nie wiem jak to możliwe", wolą powiedzieć "to niemożliwe, nie zajmujemy się tym"… Podobnie jak osoba fanatycznie religijna, zamiast uznać że są białe plamy i próbować je zamalować, wycina nożyczkami kawałek mapy i mówi :nie ma żadnych białych plam: bo o dziurach nie było mowy…
Nie wierzę w naukę, co nie przeszkadza mi być logicznem i naukowem do bólu, a wierzyć tam gdzie nie koliduje to z rzeczywistością.
A co do atawizmu – wiele takich "atawizmów" jest nam potrzebne do życia…
"All right," said Susan, "I’m not stupid. You’re saying humans need … fantasies to make life bearable."
NO. HUMANS NEED FANTASY TO BE HUMAN. TO BE THE PLACE WHERE THE FALLING ANGEL MEET THE RISING APE.
"Tooth fairies? Hogfathers?"
YES. AS PRACTICE. YOU HAVE TO START OUT LEARNING TO BELIEVE THE LITTLE LIES.
"So we can believe the big ones?"
YES. JUSTICE. DUTY. MERCY. THAT SORT OF THING.
T. Pratchett, "Hogsfather"
Masz rację, nauka też błądzi.
Pewnie się źle wyraziłam, uogólniłam z lenistwa. Wierzę w naukowców (homo sum..) mimo Twoich słusznych zastrzeżeń. Jest wiele otwartych umysłów (choć nie tylko, zgoda) zdecydowanych znaleźć odpowiedzi i widzę większą szansę, że jeden “poprawi” drugiego, obojętnie z jakich pobudek.
Ps. Matka, sorki za łacinę.
Masz rację, że wiara to atawizm.
Wszyscy ją mamy zakodowaną w sobie. Przecież już w prehistorycznych czasach wiara w dotrwanie do jutra dawała nam nadzieję i siłę.
Masz rację, że wiara to atawizm.
Wszyscy ją mamy zakodowaną w sobie. Przecież już w prehistorycznych czasach wiara w dotrwanie do jutra dawała nam nadzieję i siłę.
Masz rację, że wiara to atawizm.
Wszyscy ją mamy zakodowaną w sobie. Przecież już w prehistorycznych czasach wiara w dotrwanie do jutra dawała nam nadzieję i siłę.
Masz rację, że wiara to atawizm.
Wszyscy ją mamy zakodowaną w sobie. Przecież już w prehistorycznych czasach wiara w dotrwanie do jutra dawała nam nadzieję i siłę.
Złotousta, specjalistko od czepiania
Nigdy nie zarzucało żem ci hipokryzji, conajwyżej czytanie bez zrozumienia i czepianie się wyrwanych z mięsem cytatów. Ostatnio sporo osób mówi o obłudzie, wchodzeniu KK z butami w życie tych, którzy o to nie proszą, a ty o Cygankach i obrazie uczuć religijnych. No, chyba że zaliczasz się do “wierzących” a nie wierzących i dlatego tak cię to wkurza? Nie znam cię, więc nie będę snuć rozważań ad personam bo można tak do woli.
Co do mojej hipokryzji jak już idziemy ad personam:
– Tamten kościół wybraliśmy wspólnie. Jakiegoś epatowania kultem maryjnym w nim żem nie spostrzegło, w odróżnieniu od rzeczonego wiejskiego kościółka, nabożeństwo też było bez zbędnych wstawek. Witraży z kobylastymi podpisami fundatorów żem nie spostrzegło. Wybór podyktowany był zupełnie innymi kwestiami niż finansowe (kilka innych spraw z których nie muszę ci się tłumaczyć) i przytoczyło żem postawę przeora raczej jako ciekawostkę w dobie cenników za posługę niż stwierdzenie “ale fajnie, tanio śluby dają”. Pieniądze dla mnie z resztą specjalnie znaczenia nie mają, nawet pieniądze kościelne, bardziej niż finanse kościoła wkurzają mnie inne aspekty ich działalności. Ale, co będę wyjaśniał, ty i tak musisz widzieć swoje. Btw, jeśli interesują cię zabytkowe miejsca, w tym kościoły, polecam odwiedziny w tym klasztorze.
Co do opieki franciszkanów nad sanktuariami, ani mnie ona ziębi ani parzy. Co więcej, kult maryjny w Polsce coraz częściej kojarzy się z pewnym radiem, a akurat jego planszy przy kościele o. Franciszkanów nie ma, co poczytało żem za dodatkowy drobny plusik dla nich. Jeśli zaś dla ciebie franciszkanie to ci od sanktuariów i nic poza tym, to raczej ty jesteś z lekka niedoinformowana, a nie ja.
Złotousta, specjalistko od czepiania
Nigdy nie zarzucało żem ci hipokryzji, conajwyżej czytanie bez zrozumienia i czepianie się wyrwanych z mięsem cytatów. Ostatnio sporo osób mówi o obłudzie, wchodzeniu KK z butami w życie tych, którzy o to nie proszą, a ty o Cygankach i obrazie uczuć religijnych. No, chyba że zaliczasz się do “wierzących” a nie wierzących i dlatego tak cię to wkurza? Nie znam cię, więc nie będę snuć rozważań ad personam bo można tak do woli.
Co do mojej hipokryzji jak już idziemy ad personam:
– Tamten kościół wybraliśmy wspólnie. Jakiegoś epatowania kultem maryjnym w nim żem nie spostrzegło, w odróżnieniu od rzeczonego wiejskiego kościółka, nabożeństwo też było bez zbędnych wstawek. Witraży z kobylastymi podpisami fundatorów żem nie spostrzegło. Wybór podyktowany był zupełnie innymi kwestiami niż finansowe (kilka innych spraw z których nie muszę ci się tłumaczyć) i przytoczyło żem postawę przeora raczej jako ciekawostkę w dobie cenników za posługę niż stwierdzenie “ale fajnie, tanio śluby dają”. Pieniądze dla mnie z resztą specjalnie znaczenia nie mają, nawet pieniądze kościelne, bardziej niż finanse kościoła wkurzają mnie inne aspekty ich działalności. Ale, co będę wyjaśniał, ty i tak musisz widzieć swoje. Btw, jeśli interesują cię zabytkowe miejsca, w tym kościoły, polecam odwiedziny w tym klasztorze.
Co do opieki franciszkanów nad sanktuariami, ani mnie ona ziębi ani parzy. Co więcej, kult maryjny w Polsce coraz częściej kojarzy się z pewnym radiem, a akurat jego planszy przy kościele o. Franciszkanów nie ma, co poczytało żem za dodatkowy drobny plusik dla nich. Jeśli zaś dla ciebie franciszkanie to ci od sanktuariów i nic poza tym, to raczej ty jesteś z lekka niedoinformowana, a nie ja.
Złotousta, specjalistko od czepiania
Nigdy nie zarzucało żem ci hipokryzji, conajwyżej czytanie bez zrozumienia i czepianie się wyrwanych z mięsem cytatów. Ostatnio sporo osób mówi o obłudzie, wchodzeniu KK z butami w życie tych, którzy o to nie proszą, a ty o Cygankach i obrazie uczuć religijnych. No, chyba że zaliczasz się do “wierzących” a nie wierzących i dlatego tak cię to wkurza? Nie znam cię, więc nie będę snuć rozważań ad personam bo można tak do woli.
Co do mojej hipokryzji jak już idziemy ad personam:
– Tamten kościół wybraliśmy wspólnie. Jakiegoś epatowania kultem maryjnym w nim żem nie spostrzegło, w odróżnieniu od rzeczonego wiejskiego kościółka, nabożeństwo też było bez zbędnych wstawek. Witraży z kobylastymi podpisami fundatorów żem nie spostrzegło. Wybór podyktowany był zupełnie innymi kwestiami niż finansowe (kilka innych spraw z których nie muszę ci się tłumaczyć) i przytoczyło żem postawę przeora raczej jako ciekawostkę w dobie cenników za posługę niż stwierdzenie “ale fajnie, tanio śluby dają”. Pieniądze dla mnie z resztą specjalnie znaczenia nie mają, nawet pieniądze kościelne, bardziej niż finanse kościoła wkurzają mnie inne aspekty ich działalności. Ale, co będę wyjaśniał, ty i tak musisz widzieć swoje. Btw, jeśli interesują cię zabytkowe miejsca, w tym kościoły, polecam odwiedziny w tym klasztorze.
Co do opieki franciszkanów nad sanktuariami, ani mnie ona ziębi ani parzy. Co więcej, kult maryjny w Polsce coraz częściej kojarzy się z pewnym radiem, a akurat jego planszy przy kościele o. Franciszkanów nie ma, co poczytało żem za dodatkowy drobny plusik dla nich. Jeśli zaś dla ciebie franciszkanie to ci od sanktuariów i nic poza tym, to raczej ty jesteś z lekka niedoinformowana, a nie ja.
Złotousta, specjalistko od czepiania
Nigdy nie zarzucało żem ci hipokryzji, conajwyżej czytanie bez zrozumienia i czepianie się wyrwanych z mięsem cytatów. Ostatnio sporo osób mówi o obłudzie, wchodzeniu KK z butami w życie tych, którzy o to nie proszą, a ty o Cygankach i obrazie uczuć religijnych. No, chyba że zaliczasz się do “wierzących” a nie wierzących i dlatego tak cię to wkurza? Nie znam cię, więc nie będę snuć rozważań ad personam bo można tak do woli.
Co do mojej hipokryzji jak już idziemy ad personam:
– Tamten kościół wybraliśmy wspólnie. Jakiegoś epatowania kultem maryjnym w nim żem nie spostrzegło, w odróżnieniu od rzeczonego wiejskiego kościółka, nabożeństwo też było bez zbędnych wstawek. Witraży z kobylastymi podpisami fundatorów żem nie spostrzegło. Wybór podyktowany był zupełnie innymi kwestiami niż finansowe (kilka innych spraw z których nie muszę ci się tłumaczyć) i przytoczyło żem postawę przeora raczej jako ciekawostkę w dobie cenników za posługę niż stwierdzenie “ale fajnie, tanio śluby dają”. Pieniądze dla mnie z resztą specjalnie znaczenia nie mają, nawet pieniądze kościelne, bardziej niż finanse kościoła wkurzają mnie inne aspekty ich działalności. Ale, co będę wyjaśniał, ty i tak musisz widzieć swoje. Btw, jeśli interesują cię zabytkowe miejsca, w tym kościoły, polecam odwiedziny w tym klasztorze.
Co do opieki franciszkanów nad sanktuariami, ani mnie ona ziębi ani parzy. Co więcej, kult maryjny w Polsce coraz częściej kojarzy się z pewnym radiem, a akurat jego planszy przy kościele o. Franciszkanów nie ma, co poczytało żem za dodatkowy drobny plusik dla nich. Jeśli zaś dla ciebie franciszkanie to ci od sanktuariów i nic poza tym, to raczej ty jesteś z lekka niedoinformowana, a nie ja.
“the falling angel meets”, a nie “meet” …
Osoba trzecia liczby pojedynczej “angel” “spotyka”,
czyli “meets” “the rising ape”.
Gdyby to była liczba mnoga “angels”, wówczas
“spotykają się z”, czyli “they” “meet” “the rising
ape”.
Krótko: powinno być “MEETS”, a nie “MEET”.
Z góry przepraszam za wymądrzanie się.
Ależ wymądrzaj, to cenne.
Mnie by nie przyszło do głowy Pratchetta gramatycznie sprawdzać, mam wiele pokory wobec mojego angielskiego:)
Mało tego, ja nawet czytając w sieci teksty/posty w ojczystym języku nauczyłam się wyłączać ortograficzną i gramatyczną kontrolkę – tylko tak polonista może tu przetrwać.
gomennasai, moja tzw. literówka
nie mylić z litrówką…
Jimmo, zaimponowałoś mi wszechstronnością!
W japońszczyźnie też jesteś biegły?
Biegły nie, znam parę słów i zwrotów…
Ale podoba mi się ten język i cały czas obiecuje sobie zrobić kurs. Ostatnio przeszkodziła mi praca w “elastycznym wymiarze”, nie miało żem kiedy chodzić na zajęcia…
Ale w tym roku… Dobra, żadnych postanowień, tak zdrowiej
“the falling angel meets”, a nie “meet” …
Osoba trzecia liczby pojedynczej “angel” “spotyka”,
czyli “meets” “the rising ape”.
Gdyby to była liczba mnoga “angels”, wówczas
“spotykają się z”, czyli “they” “meet” “the rising
ape”.
Krótko: powinno być “MEETS”, a nie “MEET”.
Z góry przepraszam za wymądrzanie się.
Ależ wymądrzaj, to cenne.
Mnie by nie przyszło do głowy Pratchetta gramatycznie sprawdzać, mam wiele pokory wobec mojego angielskiego:)
Mało tego, ja nawet czytając w sieci teksty/posty w ojczystym języku nauczyłam się wyłączać ortograficzną i gramatyczną kontrolkę – tylko tak polonista może tu przetrwać.
gomennasai, moja tzw. literówka
nie mylić z litrówką…
Jimmo, zaimponowałoś mi wszechstronnością!
W japońszczyźnie też jesteś biegły?
Biegły nie, znam parę słów i zwrotów…
Ale podoba mi się ten język i cały czas obiecuje sobie zrobić kurs. Ostatnio przeszkodziła mi praca w “elastycznym wymiarze”, nie miało żem kiedy chodzić na zajęcia…
Ale w tym roku… Dobra, żadnych postanowień, tak zdrowiej
“the falling angel meets”, a nie “meet” …
Osoba trzecia liczby pojedynczej “angel” “spotyka”,
czyli “meets” “the rising ape”.
Gdyby to była liczba mnoga “angels”, wówczas
“spotykają się z”, czyli “they” “meet” “the rising
ape”.
Krótko: powinno być “MEETS”, a nie “MEET”.
Z góry przepraszam za wymądrzanie się.
Ależ wymądrzaj, to cenne.
Mnie by nie przyszło do głowy Pratchetta gramatycznie sprawdzać, mam wiele pokory wobec mojego angielskiego:)
Mało tego, ja nawet czytając w sieci teksty/posty w ojczystym języku nauczyłam się wyłączać ortograficzną i gramatyczną kontrolkę – tylko tak polonista może tu przetrwać.
gomennasai, moja tzw. literówka
nie mylić z litrówką…
Jimmo, zaimponowałoś mi wszechstronnością!
W japońszczyźnie też jesteś biegły?
Biegły nie, znam parę słów i zwrotów…
Ale podoba mi się ten język i cały czas obiecuje sobie zrobić kurs. Ostatnio przeszkodziła mi praca w “elastycznym wymiarze”, nie miało żem kiedy chodzić na zajęcia…
Ale w tym roku… Dobra, żadnych postanowień, tak zdrowiej
“the falling angel meets”, a nie “meet” …
Osoba trzecia liczby pojedynczej “angel” “spotyka”,
czyli “meets” “the rising ape”.
Gdyby to była liczba mnoga “angels”, wówczas
“spotykają się z”, czyli “they” “meet” “the rising
ape”.
Krótko: powinno być “MEETS”, a nie “MEET”.
Z góry przepraszam za wymądrzanie się.
Ależ wymądrzaj, to cenne.
Mnie by nie przyszło do głowy Pratchetta gramatycznie sprawdzać, mam wiele pokory wobec mojego angielskiego:)
Mało tego, ja nawet czytając w sieci teksty/posty w ojczystym języku nauczyłam się wyłączać ortograficzną i gramatyczną kontrolkę – tylko tak polonista może tu przetrwać.
gomennasai, moja tzw. literówka
nie mylić z litrówką…
Jimmo, zaimponowałoś mi wszechstronnością!
W japońszczyźnie też jesteś biegły?
Biegły nie, znam parę słów i zwrotów…
Ale podoba mi się ten język i cały czas obiecuje sobie zrobić kurs. Ostatnio przeszkodziła mi praca w “elastycznym wymiarze”, nie miało żem kiedy chodzić na zajęcia…
Ale w tym roku… Dobra, żadnych postanowień, tak zdrowiej
Skoro schodzimy na pierdoły
To chyba mylisz mnie z kimś innym. Chciałobym mieć robote do 16… a ponadto mam właśnie urlop od rodziny (czytaj – rodzina ma urlop, ja już nie).
Skoro schodzimy na pierdoły
To chyba mylisz mnie z kimś innym. Chciałobym mieć robote do 16… a ponadto mam właśnie urlop od rodziny (czytaj – rodzina ma urlop, ja już nie).
Skoro schodzimy na pierdoły
To chyba mylisz mnie z kimś innym. Chciałobym mieć robote do 16… a ponadto mam właśnie urlop od rodziny (czytaj – rodzina ma urlop, ja już nie).
Skoro schodzimy na pierdoły
To chyba mylisz mnie z kimś innym. Chciałobym mieć robote do 16… a ponadto mam właśnie urlop od rodziny (czytaj – rodzina ma urlop, ja już nie).