Reklama

W związku z głośną akcją zapytaj premiera coraz wyraźniej widać, że Tusk ze swoim rządem NIE MA NAJMNIEJSZEGO ZAMIARU na serio wysł

W związku z głośną akcją zapytaj premiera coraz wyraźniej widać, że Tusk ze swoim rządem NIE MA NAJMNIEJSZEGO ZAMIARU na serio wysłuchać głosu “internautów”. Mówi o tym bez ogródek. Urzędnicy rządowi nawet dopuszczają się manipulacji informacją w tej sprawie. Planowane spotkanie wyraźnie zmierza w stronę medialnej szopki z udziałem uznaniowo dobieranych organizacji, a z wyłączeniem organizacji i osób najbardziej zainteresowanych i zorientowanych. Premier najwyraźniej BOI SIĘ spotkania z ludźmi, którzy dokładnie widzą jego niekompetencję w dziedzinie Internetu (pamiętne drwiny z blogerów) i zamach na swoją wolność.

Reklama

Myślę, że źle do tego wszyscy podchodzimy. Do kogo premier pisał list? Kto to w ogóle są “internauci”? To pojęcie było adekwatne do sytuacji małego rozpowszechnienia netu kilkanaście lat temu. Internautami to mogą być użytkownicy Internetu dla takiego Tuska, który najwyraźniej nie ma o tym pojęcia i nie specjalnie korzysta. Dla takich ludzi jak on te całe internety to coś zewnętrznego, zuo, pr0n i anarchia. Dla normalnych ludzi to po prostu część rzeczywistości. Internet w tym przypadku to raczej stan świadomości.

Z Internetu w taki czy inny sposób korzysta już ponad 50% społeczeństwa. Internauci to społeczeństwo, podczas tacy jak Tusk i PO w tej sprawie “stoją tam gdzie stało PiS”. Jako użytkownicy sieci nie jesteśmy jakąś grupą, która ma wyraźnie wyodrębnioną sytuację społeczną i interesy. Nie bardziej niż np. użytkownicy samochodów. Czy będzie kiedyś “list do automobilistów”? My JESTEŚMY SPOŁECZEŃSTWEM, a rząd Tuska kolejny raz pokazuje, że ma nas za głupców.

Nie może być z Tuskiem żadnych rozmów na temat jakichkolwiek przepisów ograniczających wolność. ZAMIAST debaty internautów z premierem powinno być wstrzymanie prac rządowych nad ustawą hazardową, a faktycznie CENZORSKĄ. To wszystko. Żadne wnioski z tej debaty nie będą miały znaczenia, to jest przesądzone z góry. Coś jednak trzeba zrobić.

Realny sposób wpływu na tę sytuację widzę W WYBORACH SAMORZĄDOWYCH, a nawet w wyrażaniu preferencji W SONDAŻACH, na co partie polityczne są szczególnie wrażliwe. W tym roku na jesieni odbędą się wybory samorządowe. W tych wyborach mamy o wiele większy wybór, niż wybór między syfem a malarią jaki się utrwalił na politycznej scenie krajowej. Na poziomie samorządowym wchodzą w politykę mniejsze partie, inicjatywy społeczne, lokalni działacze. Przenieśmy na nich swoje poparcie. Każdy bez problemu znajdzie inicjatywę, która jest najbliższa jego poglądom i korzystna dla lokalnej społeczności. Skreślajmy przedstawicieli tych partii, które robią z nas idiotów.

Co do wyborów prezydenckich, to nie ma potrzeby się o nic spierać w tej sytuacji. Jeśli każdy dokona wyboru, JAKI MU PASUJE, to nie będzie miało dla tej sprawy znaczenia. Tusk nie wystartuje, więc na tle cenzury rozterki odpadają, a na prace rządu w tym zakresie same wybory prezydenckie nie wpłyną. Poza tym, to jest tylko jedno stanowisko, osiągalne tylko dla kilku kandydatów. Tymczasem w samorządach, a za rok w parlamencie, waży się życiowa sytuacja dziesiątek tysięcy polityków i to oni mają wsłuchiwać się w nasze potrzeby, a nie żebyśmy my się musieli o coś prosić.

Nie zmienimy mentalności polityków, ale łatwo możemy zmienić ich podejście. Zagrożenie utratą wpływów i stanowisk szybko wytworzy wewnątrz tej kasty odpowiednie ciśnienie i wrażliwość na głos WYBORCÓW, a nie jakichś MITYCZNYCH INTERNAUTÓW.

[ten tekst to przedruk z mojego bloga – s.]

Reklama

30 KOMENTARZE