Debata w Polsce jest w tragicznym stanie. Jeżeli przyjąć że w ogóle istnieje.
Kilka osób w studio z moderującym prowadzącym na czele znęca się nad
Debata w Polsce jest w tragicznym stanie. Jeżeli przyjąć że w ogóle istnieje.
Kilka osób w studio z moderującym prowadzącym na czele znęca się nad
nieobecnymi, przekręcając celowo ich poglądy. To obrazek typowy w naszych mediach. Trochę lepiej gdy przedstawiciel flekowanych poglądów jest obecny w studio. Wówczas te kilka minut, gdzie może próbować odnieść się do ataków, napaści, oskarżeń pozostałych uczestników debaty z ciągłymi wtrąceniami prowadzącego,
nie wystarcza by głos jego a zwłaszcza jego narracja była słyszalna i rozumiała dla odbiorcy.
W takiej sytuacji są w Polsce od lat politycy Prawa i Sprawiedliwości ale i inni uczestnicy życia publicznego o wrażliwości konserwatywnej. Taka postawa mediów powoduje, że już dawno żaden merytoryczny sens z tych debat czy raczej pseudo debat nie wyłania się.
Ukształtowani przez media aktorzy przyjmują automatycznie swoje role. Klaps i ogary zachodzą zająca, który kuli się, lawiruje, czasami żałośnie się odgryzając.
Gdy jednak zając mógłby się wymknąć, myśliwy czujnie podrzuca odpowiednio złożony materiał, który naprowadza ogary na trop.
Sytuacja zmieniła się trochę, gdy pojawiło się ugrupowanie Solidarna Polska i w debacie, prawicę reprezentują dwa głosy zamiast jednego.
Proporcje często dawniej 5:1 zmieniły się na 5:2. Korzyść jest wielka. Co można było ostatnio zauważyć w przypadku serii debat o Katastrofie Smoleńskiej. To między innymi dzięki poseł Kempie i jej emocjonalnym i merytorycznym wystąpieniom u Lisa, Olejnik czy Rymanowskiego nie udało się stronie medialno-rządowej zredukować “smoleńska” do “gry politycznej”.
Na tle Kempy jej rządowi oponenci dźwięczeli fałszywie. Ale i fałszywie dźwięczał PIS, gdy nie chciał się zadeklarować do poparcia projektu Solidarnej Polski o powołaniu komisji wybranej z ludzi zaufania publicznego.
A w sprawie Smoleńska trzeba szukać sojuszy i dążyć do prawdy i by głos tych, którzy o to walczą brzmiał głośno i wyraźnie.
U Lisa Kempa emocjonalnie zawołała do Hoffmana, “Adam nie dajmy się rozgrywać mediom! Nie w przypadku Katastrofy Smoleńskiej”.
Ale po postawie Brudzińskiego, Hoffmana czy nawet samego Kaczyńskiego widać, że małe gierki, doraźne cele strategiczne, mogą zniszczyć to co najistotniejsze.
A jest nim wyjaśnienie tej bezprecedensowej katastrofy.