Kilka lat temu po pełniejszym zapoznaniu się z dostępnym życiorysem Jaruzelskiego napisałem biograficzny wiersz. Pominąłem w nim pogłoski o tym, że może on być sowiecką matrioszką, implantem, za czym stoi m. in. opinia „jego” kolegi z dzieciństwa, który był zaskoczony, że nie widział na jego dłoni szramy, pamiątki z wypadku w dzieciństwie…
Sznur (nawet) generalski
biedny Wojtek ze zd(rady) ocalenia
przez okulary koloru rozlanej
zakrzepłej krwi nie mógł przecież
zobaczyć jasnej przyszłości Rzeczypospolitej
tragiczny łagrowiec jak kromkę chleba
kradnąc chwałę polskiego oręża
wsparty na lasce zdrady odchodzi teraz
wlecząc swój wroni honor
w czeluść historii, a w tym pochodzie
Wasilewska, Dzierżyński, Marchlewski
zdradzony ojciec i dziadek na Syberii
ze wstydu zamrażają więzy krwi
jak on wolność 13 grudnia
niech duch jego przebiegnie
zieloną ścieżkę rozstrzelanych z „Wujka”
i przywitanych salwą chłopców z Gdyni
niech ściga go koszmar rozgniecionych
synów AK, NSZ i WiN-u
towarzysz Wolski
wyciosany w riazańskiej stajni
fatalny czerwony janczar
nie wiedział, że politruk to nie
szewc, murarz, inżynier, architekt
tylko wyrok dla miłujących ojczyznę
dziś budzi tylko odruchy wymiotne
i na wietrze historii dzwonią
jego sowieckie ordery
jak srebrniki judasza…
Jacek K. Matysiak