Wiek robi swoje zaczynam wierzyć, że bieganie o świcie ujędrnia mięśnie, zdrowa kuchnia zwiększa potencję, a cuda przyrody mają symboliczny wymiar i siłę. Od strony wschodniej, za moim płotem, wzeszła tęcza. Strona nie jest całkiem wschodnia, bo i trochę północna, ale symbolika od pomieszania kierunków wcale nie ubożeje. Cóż to może znaczyć, jakaż w tym jest symbolu siła? Co dobrego może nas spotkać, było nie było, na granicy radzieckiej. Z geografii nigdy sukcesów nie zaliczałem, ale na ile się orientuje w google maps, dokładnie w tym rejonie Polska ma nieszczęście graniczyć z kaliningradzkim niedźwiedziem. I co i nagle tak kolorowo, a ten płot dodatkowo robi za granicę? Symbolika, że nie widomo gdzie uciekać, przynajmniej po pierwszym wrażeniu. Jednak z drugiej strony trzeba być konsekwentnym, skoro się wymyśliło paradoks, warto o nim pamiętać. Tęcza od wschodu, tuż za płotem nie musi być tak surrealistyczna, jak się prezentuje. Po dyplomatycznych zabiegach na forum europejskim i amerykańskim, raczej nie ma już złudzeń. Pozostaje nam wierzyć, że jeśli cokolwiek prawdą zaśmierdzi, będzie paradoksalnie zalatywać od strony Kaliningradu. Stara prawda starych gliniarzy głosi, że przestępca zawsze wraca na miejsce zbrodni i patrząc w ślepia pułkownika Putina, który w Brukseli czuł się mniej więcej tak jak w Odessie, czyli u siebie, zobaczyłem, że jemu jedno spokoju nie daje. Przeciąganie struny bawi Władimira, oni tam wszyscy od czasów cara byli twardzielami i nic wskazuje, by legenda dobrego, bo złego pana, przestała odwiedzać miasta i wsie. Będziecie się ze mnie śmiać, ale z tej tęczy za płotem, z tego doszukiwania się nadziei w beznadziei, jeszcze narodzi się nowa jakość.
Pułkownik pęknie, nie wytrzyma i nie będzie mu przyświecał żaden cel polityczny, po prostu wróci na miejsce zbrodni i zatknie sztandar. Wcześniej sobie zgadywałem i domniemywałem, że tak postąpić może i włos mu z łysej pały nie spadnie, po brukselskim szczycie i odpowiedzi pierwszego Czarnego Obamy nie mam żadnych wątpliwości, że Władimir rządzi oraz dzieli. Poczucie siły głodzi libido, każdy chciałby się pochwalić takim wyczynem, o którym sobie na ślepo dyskutujemy. Co więcej każdy by chciał sobie przypisać taki wyczyn, nawet gdyby nie miał z nim nic wspólnego. Władimir ma nieograniczoną siłę, może zrobić jedno i drugie, bez stresu, konsekwencji i obaw, że ktokolwiek mu podskoczy. Oni w tym KGB niewiele się różnią od tych z CIA, co drugi chciałby być Bondem i co drugi nurkuje w Bajkale, odprowadza żurawie motolotnią do Afryki, kosi łany kombajnem. Teraz gdy Władimir podupadł na zdrowiu, jedni twierdzą, że na kręgosłup, drudzy, że na raka, ma kaliningradzki macho więcej powodów do szpanowania. Kontekst jest bardzo wymęczony, ale sens treść i forma nie pozostawiają złudzeń. Bez względu na to, co się wydarzyło na ziemi radzieckiej jedno dla nas powinno być najważniejsze. Oderwać się, wyzwolić, czymkolwiek, prawdą o wzajemnych stosunkach niedźwiedzia z zajączkiem albo i libido kagiebisty może robić za katalizator „przyjaźni” polsko-radzieckiej.
Musi wzejść jakaś tęcza w grudniu po południu, żeby doszło do cudu, a skoro wzeszła, to co przeszkadza się pocieszać na przyszłość. Najwięksi pragmatycy, którzy nie chcą w nic wierzyć, chętnie biorą ten radziecki nahaj, bo jest to niezłe narzędzie do rozstroju ustrojowego. Dziwnie się układają losy w kraju nad Wisłą i jak sięgnąć pamięcią najczęściej, jeśli w ogóle cokolwiek się zmienia, to od cudu nad Wisłą, od sensacji na Wembley i da Bóg zmieni się od tęczy za płotem. Przesilenie się czai, coraz więcej słyszy się nowych nastrojów w kolejce do kasy, jeszcze bardziej widać zmiany w codziennym wiązaniu końca z końcem. Potrzeba jednej nadprzyrodzonej wizualizacji, która walnie po oczach, czegoś takiego, co gołym okiem widoczne nie da się ukryć między wierszami prasy i kadrami informacyjnych serwisów. Władimir jest taką szansą, okoliczności zewnętrzne i kondycja pułkownika zmusza do nowych wyzwań. Dla zachęty można Władimira zaprosić do tańca z gwiazdami, a na partnerkę wyznaczyć Jolkę Bezę, gdyby się nie udało Natalia Siwiec na pewno chętnie rzuci wyzwanie. Co i jak by się nie działo, ta tęcza za płotem, w grudniu popołudniu, od strony wschodniej nie może być przypadkowym cudem.
i da Bóg zmieni się od tęczy za płotem
Wreszcie coś optymistycznego ukoiłeś trchę świątecznej duszy.
Za każdym razem kiedy czytam Twoje posty to pluję na monitor ( połowę pikseli szlag trafił) i mamrzę pod nosem, czego ten pieprzony Wernyhora ciągle wieszczy najgorsze a najgorsze , że wieszczenie się sprawdza.
Już miałem kupić starą nokię (najlepiej się sprawdza) i hełm powermachtowy zaangażować przez internet z 4 agentów ABW i wyrównać Twoje wieszczenie a tu nagle kolorowa zmiana.
Życze Ci żeby tradycyjnie akurat to wieszczenie, sprawdziło się w 105% i to najlepiej jeszcze za mojego życia.
Pozdr.
i da Bóg zmieni się od tęczy za płotem
Wreszcie coś optymistycznego ukoiłeś trchę świątecznej duszy.
Za każdym razem kiedy czytam Twoje posty to pluję na monitor ( połowę pikseli szlag trafił) i mamrzę pod nosem, czego ten pieprzony Wernyhora ciągle wieszczy najgorsze a najgorsze , że wieszczenie się sprawdza.
Już miałem kupić starą nokię (najlepiej się sprawdza) i hełm powermachtowy zaangażować przez internet z 4 agentów ABW i wyrównać Twoje wieszczenie a tu nagle kolorowa zmiana.
Życze Ci żeby tradycyjnie akurat to wieszczenie, sprawdziło się w 105% i to najlepiej jeszcze za mojego życia.
Pozdr.
czasy ostateczne
Możliwe, że w naszej sytuacji tylko metafizyka działa. Laleczka łudu z pasemkiem rudego owłosienia plus zestaw igieł, ma taką samą, albo większą moc niż zakładanie lub ulepszanie partii.
Pewnie przekombinowałem,
Pewnie przekombinowałem, wiadomo święta, grudzień i do tego tęcza, ale tak naprawdę chciałem kolejny raz napisać to samo. Wychodzi na międzynarodową arenę towarzysz Władimir, mówi cokolwiek i “zachód” spija słowa z ust. W tej Brukseli Władimir był królem Unii, cała reszta miała słuchy* po sobie. I tak przy okazji Merkel nie widziałem, może krzywdzę, ale nawet ta gwiazda była tłem.
* zajęcze uszy
to też..
Acha, ale wersja nie przetłumaczona niesie więcej świątecznej nadziei.
Putin chciał pokazać Rosjanom, kto tu kurde rządzi, i niczym nie ryzykował. Wiadomo, że żaden Rumpuj nie zadzwoni srebrnym dzwoneczkiem i nie ryknie: "Straż! Ten pan właśnie wychodzi!"
Cywilizowany zachód reaguje na butę gwałtownym atakiem grzeczności, ale potem po kątach swoje wygaduje. Putin wiedział, że nic poważnego nie załatwi, ale nie pozwolił sobie na utratę twarzy.
czasy ostateczne
Możliwe, że w naszej sytuacji tylko metafizyka działa. Laleczka łudu z pasemkiem rudego owłosienia plus zestaw igieł, ma taką samą, albo większą moc niż zakładanie lub ulepszanie partii.
Pewnie przekombinowałem,
Pewnie przekombinowałem, wiadomo święta, grudzień i do tego tęcza, ale tak naprawdę chciałem kolejny raz napisać to samo. Wychodzi na międzynarodową arenę towarzysz Władimir, mówi cokolwiek i “zachód” spija słowa z ust. W tej Brukseli Władimir był królem Unii, cała reszta miała słuchy* po sobie. I tak przy okazji Merkel nie widziałem, może krzywdzę, ale nawet ta gwiazda była tłem.
* zajęcze uszy
to też..
Acha, ale wersja nie przetłumaczona niesie więcej świątecznej nadziei.
Putin chciał pokazać Rosjanom, kto tu kurde rządzi, i niczym nie ryzykował. Wiadomo, że żaden Rumpuj nie zadzwoni srebrnym dzwoneczkiem i nie ryknie: "Straż! Ten pan właśnie wychodzi!"
Cywilizowany zachód reaguje na butę gwałtownym atakiem grzeczności, ale potem po kątach swoje wygaduje. Putin wiedział, że nic poważnego nie załatwi, ale nie pozwolił sobie na utratę twarzy.