Reklama



Jest jeden Bóg i nie będziesz miał cudzych przed nim

Reklama

Długo zbierałem się w sobie, aby zakończyć cykl, ale dzięki temu wiem jakie katusze musieli przechodzić katecheci. Zbierałem się w sobie, ponieważ poszukiwałem formuły dla pisania o niczym. Pisanie o 10 przykazaniu jest pisaniem o niczym. Taki wniosek jest logiczną konsekwencją wynikającą z faktu, że 10 przykazanie po prostu nie istnieje. Nie ma takiego przykazania: 

Ani żadnej rzeczy, która jego jest 

Zatem pisanie o czymś czego nie ma, jest pisaniem o niczym. Przy okazji pisania o niczym można podrzucić pisanie o wszystkim lub wymyślić coś czego nie ma i dorobić do tego pisanie. Z tej trzeciej opcji skorzystali katoliccy katecheci. Dekalog jest zbirem nakazów i zakazów, które układają się w miarę spójną całość, chociaż przynajmniej dwa przykazania wydają się zdublowane, przykazanie nie cudzołóż i przykazanie nie pożądaj żony bliźniego swego. Jednak w tym wypadku powiedzmy, że można tak dzielić włos na niepoliczalną liczbę części, że jakoś uda się usprawiedliwić rozciąganie dekalogu do magicznej dziesiątki. Katecheci wyrzucili poza nawias pierwsze przykazanie w brzmieniu: 

Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. 

I tym samym skomplikowali sobie życie bardziej, niż twórcy oryginalnego dekalogu. Takie wyrzucenie poza nawias miało oczywiście głębokie uzasadnienie. Katecheci katoliccy słusznie uznali, że odwołanie się do śmiertelnego wroga katolicyzmu już w pierwszym przykazaniu nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Tym sposobem naród wybrany wylądował na marginesie i właściwie nie ma jakiegoś powszechnego obowiązku recytowania tej niewygodnej preambuły katolickiego dekalogu. Z dziesięciu i tak już poważnie rozmytych praw katecheci zrobili 9 i trzeba było z tego jakoś wybrnąć. Dotąd starałem się unikać dosadnych sformułowań, jednak w tym przypadku nie mam wyboru, muszę nazwać rzeczy po imieniu. Katecheci po sztubacku wybrnęli z problemu jaki sami sobie stworzyli. 10 przykazanie w oryginale brzmi znajomo, znów mamy znanych bohaterów, osły, woły i kobiety w jednym rzędzie: 

Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego. 

Nie wnikając w wartość prawną, moralną i obyczajową tego zapisu, przynajmniej gramatycznie wydaje się bez zarzutu i ostatecznie zamyka zbiór praw zwany dekalogiem. Myśliciele katoliccy w desperacji postanowili z 9 i tak już powielonego przykazania, zrobić dwa przykazania. Nie wiem co zdecydowało o tym, że ten podział wypadł tak żałośnie. Gdyby chcieć lać przysłowiową wodę, można by chociaż podzielić to przykazanie na dobra materialne i niematerialne, powiedzmy w taki sposób: 

  1. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła.
  2. Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego, , ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego.

Prawda, że wygląda to lepiej niż podział: 

  1. Nie pożądaj żony bliźniego swego.
  2. Ani żadnej rzeczy, która jego jest. 

Zaproponowany przeze mnie podział jest pod każdym względem rozsądniejszy i bardziej czytelny. Widzimy wprawdzie, że autor już nie bardzo miał pomysł na podpowiadanie bliźniemu co ten może, a czego nie, jednak każde przykazanie z powodzeniem funkcjonuje jako odrębny, czytelny zapis. W przypadku podziału dokonanego przez katechetów mamy do czynienia z zupełnym absurdem i to z kilku powodów. 10 przykazanie nie mówi nam nic, musimy się domyślać co autor miał na myśli i musimy cię cofać, do poprzednich zapisów, a prawo jak wiadomo nie powinno działać wstecz. Żart być może mało udany, niemniej adekwatny i współgrający z desperacją katechetów. Co to za prawo: 

Ani żadnej rzeczy, która jego jest. 

Kogo czego? Co ani żadnej rzeczy? Kogo jest? Każdy student prawa za tego rodzaju propozycję paragrafu dostałby nie tylko łabędzia w indeks, ale trafiłbym do izby anegdot studenckich. Jako żywo 10 przykazanie przypomina słynne: „Czym się różni krokodyl?”, a nawet jest gorzej, bo w tym zabawnym powiedzonku przynajmniej podmiot jest określony. W dziesiątym przykazaniu podmiot jest mało domyślny i mocno zakamuflowany, a orzeczenie niby „jest”. Co jest? Kogo jest? I tak pytania można mnożyć. Ten zapis absolutnie nie jest w stanie funkcjonować jako odrębny, bez pomocy poprzedzającego go paragrafu nie da sobie rady. Nie da sobie rady ponieważ był częścią poprzedniego paragrafu, dopełnieniem poprzedniego zapisu, ale zdesperowany katecheta rozbił zdanie wielokrotnie złożone, na dwa zdanie pojedyncze, w tym jedno zupełnie pozbawione sensu. Nie ma 10 przykazanie żadnej wartości prawnej, logicznej, w dodatku jest skrajnym przejawem nieudolności językowej.

Zastanawiające jest, że katecheci z natury gadatliwi, a nawet tacy co ich się przegadać nie da, wyprodukowali takiego bubla językowego. Przy pobieżnej analizie widać, że 9 przykazanie stanowi integralną treść i właściwie grzech je podziałem kaleczyć. Niemniej sokoro już trzeba, można to było zrobić co najmniej na kilka o niebo ciekawszych i sensowniejszych sposobów. Dlaczego katecheci kompletnie odpuścili sobie intelektualny wysiłek i poszli po najmniejszej, sztubackiej linii oporu. Należałoby pytać katechetów, ale nawet jeśliby wiedzieli, ci współcześni, to oczywiście prawdy nie mogą powiedzieć. Odpowiedzą jak zwykle, że Pan Bóg tak chciał, po czym szybko przejdą do jakiś wersów z Biblii, które natychmiast odejdą od tematu i kolejny raz udowodnią, że hierarchia się nie myli, co najwyżej Pan Bóg jest zmęczony. 

Pozostaje się domyślić, jakie powody sprawiły, że 10 przykazanie wygląda jakby go wcale nie było, wygląda tak, że nie wygląda. Idąc ścieżką wiary można by się odwołać do grzechów głównych. Na pewno grzech lenistwa został tu zaliczony i grzech pychy też dałoby się udowodnić. Moralne zarzuty mają to do siebie, że z reguły korzyści materialnych brak, a jak wiemy kościół do materii przywiązuję zasadniczą wagę. Pójdę innym, właśnie materialnym tropem i znajdę odpowiedź oczywistą. Katecheci mogli sobie po prostu pozwolić na taki zabieg, mogło im się nie chcieć, ponieważ nie było powodu do wysiłków. Wszystko co kościół chciał nową wersją dekalogu sobie załatwić i co zostało opisane w poprzednich odsłonach interpretacji katolickiego dekalogu, zostało załatwione w 9, nawet twierdzę, że 7 przykazań by się zmieściło. Dziesiąte przykazanie nie ma żadnego znaczenia, dla funkcjonowanie hierarchii, dlatego też nikomu się specjalnie nie chciało wysilać. Katecheci zamienili przecinek na kropkę dopisali nowy paragraf i w ten sposób uzyskali magiczne 10, nie tracąc nic z tego, co stanowi o ich potędze. 

Wszystko wskazuje na to, że nie jest to znów takie nieudolne i pozbawione sensu dzielenie dekalogu, przeciwnie, prowokujące i ukazujące potęgę katolickiej myśli. Uzyskanie pożądanych efektów jak najniższym kosztem, to marzenie każdej ideologii, każdej doktryny. Katolicyzm mógł sobie pozwolić na odpoczynek i lekceważenie wiernych, ponieważ ci już dawno byli urobieni i podporządkowani doktrynie. 

Nie wiem na ile mi się udało pisząc o niczym, napisać o wszystkim, usprawiedliwiał się nie będę zwłaszcza, że w przeciwieństwie do katolickich doktrynerów, nie mogę sobie pozwolić na odpoczynek. Uzasadniając swoje postrzeganie rzeczywistości nie mam ciężkich armat, takich jak Bóg, który wszystko widzi. Każde racjonalne rozłożenie na łopatki dowolnej mistyfikacji kościoła katolickiego zawsze kończy się wytoczeniem kolubryny 2000 lat tradycji i Boga nieomylnego. Tą kolubryną wali się we wszelkie próby podważania tego z czego się od 2000 lat żyje. No i trudno się dziwić, na rynku idei sprowadzonej do doktryny, katolicyzm jest niemal poza zasięgiem konkurencji. Najczęstszy błąd jakie popełniają konkurencyjne ideologie, zwłaszcza te lewicowe, to lekceważeni przeciwnika plus oferowanie marnej alternatywy. 

Powiedzmy sobie uczciwie co to znaczy być wolnym, rozumnym, opierać się na wiedzy, nie przesądach? Jaka to oferta? Marna, desperacka. Niemal każdy katolik powie, że jest wolny, rozumny, wyposażony w wiedzę i nie wierzy w przesądy, co więcej wielu z nich będzie miało rację. Alternatywa musi mieć coś co będzie potężniejsze od konkurencyjnej oferty. A co może być potężniejszego od strachu przed gniewem Boga, który wszystko widzi i wszystko może?. Lewicową konkurencję dla katolickiego Boga stanowił tylko jeden człowiek, nazywał się Józef Stalin i to wcale nie jest profanacja, ani też ponury żart. Jeśli ktoś kiedykolwiek zbudował alternatywę dla katolicyzmu to był to Stalin, który w swojej wersji religii strach usytuował na najwyższym punkcie, wyższym niż katolicy. 

Dziesiąte przykazanie nie miało rzecz jasna żadnego wpływu na moją ateistyczną ścieżkę odchodzenia od katolickiej wiary. Poprzednie refleksje nad dziewięcioma przykazaniami, to była moja baza potrzebna do podjęcia decyzji. Decyzji nie żałuję, co więcej jestem na tyle pewien swojego wyboru, że mogę sobie pozwolić na stwierdzenie, które dotąd było zarezerwowane dla takich potężnych struktur polityczno-religijnych jak katolicyzm. Katolicyzm kategorycznie stwierdza, że Bóg istnieje, ja kategorycznie stwierdzam, że tylko w ludzkich wyobrażeniach motywowanych strachem, poza tym obszarem Boga nie ma, żadnego Boga. Jaki mam dowód na swoje kategoryczne stwierdzenia? Jeden niepodważalny. Gdyby Bóg istniał, zalogowałoby się na kontrowersje.net i spróbował mi dorównać. W czym? We wszystkim i w każdej rzeczy, która moja jest.

 

Reklama

36 KOMENTARZE

  1. dekalog nie jest zbyt ważny
    Piszesz, że “bazą potrzebną do podjęcia decyzji” był dekalog.
    To trochę dziwne, w końcu dekalog to małe Miki, w dodatku odziedziczone po judaizmie.
    Duże Miki, to Ewangelie, przykazania kościelne, i rzecz jasna praktyka realnego katolicyzmu. To są rzeczywiste podstawy tutejszej wiary.

  2. dekalog nie jest zbyt ważny
    Piszesz, że “bazą potrzebną do podjęcia decyzji” był dekalog.
    To trochę dziwne, w końcu dekalog to małe Miki, w dodatku odziedziczone po judaizmie.
    Duże Miki, to Ewangelie, przykazania kościelne, i rzecz jasna praktyka realnego katolicyzmu. To są rzeczywiste podstawy tutejszej wiary.

  3. Ona nawet na bezdechu niech
    Ona nawet na bezdechu niech sobie przeczyta własne słowa:

    Tora to część ST – Pięcioksiąg Mojżeszowy, żeby było jasne

    I odpowie, czy tu jest kolejność i co się w czym zawiera i jak bardzo to nie prawda. Stary testament to tłumaczenie Tory, raz nie udolne, dwa różne od oryginału. Było mówione już – Biblia Wulgata. Poczyta, wróci pogadamy.

  4. Ona nawet na bezdechu niech
    Ona nawet na bezdechu niech sobie przeczyta własne słowa:

    Tora to część ST – Pięcioksiąg Mojżeszowy, żeby było jasne

    I odpowie, czy tu jest kolejność i co się w czym zawiera i jak bardzo to nie prawda. Stary testament to tłumaczenie Tory, raz nie udolne, dwa różne od oryginału. Było mówione już – Biblia Wulgata. Poczyta, wróci pogadamy.

  5. Jeśli podmiot liryczny chciał
    Jeśli podmiot liryczny chciał przez to powiedzieć, że w ST znajdują się tożsame z Torą zapisy, to zgoda. Natomiast jeśli podmiot twierdzi, że Tora jako oryginał, tak jak ja Pan Bóg stworzył weszła do ST, to absolutny brak zgody. Jest inny podział Tory w ST i księgi nie akceptowane przez judaizm dorzucono. Z tym wspólnym źródłem to trochę zabawne, nie ma wspólnego źródła, katolicy wzięli Torę jako źródło i wykonali tłumaczenie tak jak im pasowało. To była kopia nie wspólny wysiłek.

  6. Jeśli podmiot liryczny chciał
    Jeśli podmiot liryczny chciał przez to powiedzieć, że w ST znajdują się tożsame z Torą zapisy, to zgoda. Natomiast jeśli podmiot twierdzi, że Tora jako oryginał, tak jak ja Pan Bóg stworzył weszła do ST, to absolutny brak zgody. Jest inny podział Tory w ST i księgi nie akceptowane przez judaizm dorzucono. Z tym wspólnym źródłem to trochę zabawne, nie ma wspólnego źródła, katolicy wzięli Torę jako źródło i wykonali tłumaczenie tak jak im pasowało. To była kopia nie wspólny wysiłek.