Mało oryginalny tytuł tłumaczę sztampową postacią, towarzysz Tomasz Nałęcz jest idealnym przykładem partyjnego aparatczyka, który zawsze potrafił łapać się na właściwe halsowanie. Jego dorobek życiowy jest charakterystyczną jednostkową patologią, dla patologii generalnej. Tak się wieczny doradca Nałęcz ustawiał do wiatru, że wcześniej czy później dopływał do ciepłej przystani. Jak na modelową karierę przystało, towarzysz Nałęcz zaczynał jako lektor PZPR trzymał się dzielnie na partyjnej placówce, aż do wyprowadzenia sztandaru. Dzisiejszy popularny demokrata, historyczny ekspert, firmował swoim nazwiskiem i członkostwem najpodlejsze zbrodnie ludowej władzy, a gdy reżim upadał towarzysz sprawnie przerobił się ze wschodniego realnego socjalisty na socjalistycznego zachodniego demokratę. Kariera rozwijała się Nałęczowi skokami, tu skoczył, tam skoczył, tu się załapał na mandat poselski, tam odebrał pensję państwową. Wszystkich szyldów i wolt towarzysza Nałęcza nie będę liczył, bo taka lista zajęłaby połowę laudacji, którą zamierzam towarzyszowi poświęcić, jednak jest parę epizodów zasługujących na szerszy komentarz. Przede wszystkim warto pamiętać, że towarzysz Nałęcz trwając w PZPR do końca, nagle obraził się na „moskiewską pożyczkę”, po czym z SDRP, przepoczwarzonej PZPR, przeszedł do nowoczesnej i zapomnianej już Unii Pracy, gdzie kariery zaczynali socjaliści wszelkiej maści, od sekretarzy komitetów POP, po przewodniczących regionów NSZZ. Ta uniwersalność ideowa będzie towarzyszowi Nałęczowi pomagać w pokonywaniu kolejnych szczebelków drabinki prowadzącej do przysłowiowego korytka.
Gdy Unia Pracy przestała karmić, poszedł towarzysz w szeregi SDPL, była taka i chyba już nie ma owej kanapki zorganizowanej przez towarzysza Borowskiego i rapera Mezo. Kilka chwil i Nałęcz zamiast wspierać w wyborach swojego szefa partii poszedł do komitetu wyborczego towarzysza Cimoszewicza. Niespodziewanie prowadzona za rękę przez pułkownika Miodowicza, nadeszła sromota z faksymilą Jaruckiej, swoją drogą kto jeszcze pamięta takie smaczki, przy których konferencje Zbyszka Ziobro wyglądają jak okolicznościowe akademie w przedszkolu. W każdym razie Cimoszewicz uciekł do puszczy, a towarzysz Nałęcz na dłuższy czas musiał się zająć znojem etatowym, pracą na uczelniach prywatnych i państwowych. Suche lata miały przeminąć dzięki nowym europejskim horyzontom, wybitny maż stanu i obecny doradca innego męża stanu, stanął przed urną w roli kandydata komitetu, którego nazwy zapewne sam nie pamięta: „Porozumienie dla Przyszłości”. Uzyskał zawrotne 1,21% poparcia i znów bieda zajrzała w oczy profesora, podpierana skromną pensyjką z tygodnika „:Wprost”, gdzie publikował ramoty „Widziane z lewej strony”. Ponowna próba dobijania się do wysokich drzwi o wysokich progach pojawiła się w nieszczęsnym roku 2010 i tutaj towarzysz Nałęcz rozegrał swój najnowszy etap kariery idealnie, jak na obrotowego towarzysza przystało.
Pod ladą dogadał się z Bronisławem Komorowskim, któremu oddał swoje ułamki poparcia sondażowego w wyborach prezydenckich 2010 roku. Ubił interes życia, za marny grosz kupił sobie bezstresową posadę doradcy do spraw historii i dziedzictwa narodowego. Wstaje rano, robi przedziałek i biega po stacjach radiowych, a jak TVN da, to telewizyjnych również. Przed mikrofonami i kamerami opowiada swoje nie dokarmione kawałki, przez zasiedziałych redaktorów zwane wyjątkowo smakowitymi anegdotami. Jedną z takich opowiastek dla ubogich rozumem i niezbyt bogatych duchem opowiedział towarzysz Nałęcz w ostatnim trudnym, dla poniektórych sejmowych marszałków, czasie. Zawarł był towarzysz w bajce o chciwej babie z sejmu, taki oto morał: „Gdy naród postnymi grulami wypełnia trzewia i pasa zaciska na chudych biodrach, panowie po sejmach premię radzili. Basta, sromota, nie godzi się, oj nie ładnie!”. Słońce nie więcej jak 10 razy zaszło i oto pojawił się kurier z fatalną dla towarzysza Nałęcza pocztą. W kancelarii prezydenckiej, która zatrudnia towarzysza, rozpusta i pycha – prawie milion przepuszczony na premie. Średnio po 30 tysięcy dukatów na łeb zatrudnionych od skryby, przez mędrca krajowego Nałęcza, po marszałka wojny Kozieja. I kto sobie pomyślał, że nosił towarzysz razy kilka, czas by wyniesiono towarzysza, grubą popełnia śmieszność i jeszcze większą naiwność.
Sztandary i szyldy się zmieniają, a towarzysz Nałęcz zawsze w pocztach maszeruje. Wybroni się i jeszcze wygra doradca Nałęcz, piękną i życiową anegdotą, pewnie będzie jakiś wers z Pisma Świętego i raczej z Nowego Prawa, może i sentencja łacińska się pojawi. Jakaś fundacja szwagra, czy innego Śpiewaka, dostanie czek na biżuterię dla biednych dzieci, ale najważniejsze, żeby się wszystko rozlazło po gnatach, bo jest o co walczyć. Towarzysz Nałęcz zadbał nie tylko o siebie, dba również o swoje małżeństwo, którego za Boga na związek partnerski nie zamieni, bo się nie opłaca odstępować na krok małżonki na urzędzie. Doradca Nałęcz siedzi w kancelarii prezydenta, gdzie przyznaje się naukowe tytuły, te wymarzone profesury belwederskie, natomiast szanowna małżonka zajmując wice-ministerialny stolec w MEN, podsyła odpowiednie kandydatury. Proszę sobie teraz wyobrazić jakiż to musi być złoty interes, ileż to nowych wspaniałych profesorskich autorytetów wyjdzie z tej kuźni towarzysza i towarzyszki Nałęcz i jak pięknie owi fachowcy rozbiorą dowolne weekendowe samobójstwo, tudzież drzewo na skrzydło. Towarzysz Nałęcz jest niczym towarzysz matryca, jego kariera, mentalność i czerpanie z talentów, w pigułce zawierają i w soczewce pokazują całą degrengoladę zwaną RPIII, która narodziła się przy owalnym meblu. Komu się nie chce poznawać historii patologii RPIII, niech sobie przeczyta ze dwa akapity życiorysu towarzysza Nałęcza i parę zdań z CV towarzyszki Nałęcz – ten bryk wystarczy.
zaraza
Cholera, że też tysiącami ich ta ziemia nosi.
Miglance świadome swej ograniczoności umysłowej, dożywotnie piastowniki stanowisk, Geremki pop….e.
Kraść nie potrafią jak Ryśki, więc potrzebują z sześciu legalnych papierów na posady, aby żyć godnie.
zaraza
Cholera, że też tysiącami ich ta ziemia nosi.
Miglance świadome swej ograniczoności umysłowej, dożywotnie piastowniki stanowisk, Geremki pop….e.
Kraść nie potrafią jak Ryśki, więc potrzebują z sześciu legalnych papierów na posady, aby żyć godnie.
Towarzysz Tomasz Nałęcz – pigułka i soczewka patologii RPIII
No i cóż z tego, żeś tak piknie wyklarował parcie towarzysza na koryto jak moja ślubno rosół na niedzielę kiedy jakby pedzioł towarzysz Decymber to cioolowate polactwo dalej pachnie "bigosem" czy raczej "kapustą"
Towarzysz Tomasz Nałęcz – pigułka i soczewka patologii RPIII
No i cóż z tego, żeś tak piknie wyklarował parcie towarzysza na koryto jak moja ślubno rosół na niedzielę kiedy jakby pedzioł towarzysz Decymber to cioolowate polactwo dalej pachnie "bigosem" czy raczej "kapustą"