Widać, że w moim lenistwie tak już przyszło, że piszę dopiero jak się jakimś tekstem czuję zmuszonym. Mam tylko cichą nadzieję, iż symbiontem raczej jestem niż pasożytem.
Widać, że w moim lenistwie tak już przyszło, że piszę dopiero jak się jakimś tekstem czuję zmuszonym. Mam tylko cichą nadzieję, iż symbiontem raczej jestem niż pasożytem.
Do wpisu poniższego skłonił mnie swoim tekstem canned head a i wiekowy MdM dodał swoje.
Cóż, afera goni aferę, a na dłuższą metę nic z tego nie wynika i nie wyniknie.
I to nie dla tego nie wyniknie, że rząd nie upadnie, czy JNP Donald nie zostanie prezydentem. Nic specjalnie nie wnosi do rzeczy czy afera realnie jest czy jej nie ma. Nic nie wyniknie ponieważ nadal nie ma żadnej alternatywy.
Co do pomysłu reglamentowania prawa wyborczego to jako idea mi się bardzo podobo, a jako rzeczywistość polityczna to jakiś kosmos. W skali realności 1- 10 gdzie 10 jest całkowicie nierealna to to tak ze 150 wartość ma. Tym samym kwalifikuje pomysł do zagadnień hard SF.
Pomysł kształcenia w dziedzinach ideologicznych – wiedza WOŚiS, a może chrześcijańska nauka społeczna, tudzież całe stado innych dyscyplin z dodatkiem słowa „społeczna”? No to na wszelki przypadek przypominam, iż znaczna część oszołomów z wierchuszki wszelakich formacji posiada częstokroć liczne tytuły naukowe, a magistrów wśród nich jak psów.
Jakimś pomysłem mogą być (a nawet są) JOW – przynajmniej wiemy kogo i za co. Natomiast opisany już przypadek senatora S. pokazuje, że życie usłane jest pułapkami. Są także inne, choć moim zdaniem niewystarczające, argumenty przeciw. Skoro nie to albo nie tak jak powyżej to co?
A mianowicie SZKOŁA
Od wczesnych lat, przymusowa, z dużymi nakładami na nauczycieli i bazę (choć ci pierwsi znacznie ważniejsi). Czytaty, pisaty, wykształcony obywatel jest w masie swej znacznie trudniejszy do otumaniania niż analfabeta.
Niestety – znacznie trudniejszy nie oznacza, iż trudny. Patrz parę akapitów wyżej.
Więc jaka recepta w recepcie – język ojczysty, język angielski i MATEMATYKA. Matematyka z dużej litery. Matematyka od początku w maksymalnym wymiarze (brzmi trochę strasznie).
Matematyka, jako jedyny przedmiot który w sposób absolutny wymaga logiki. Gdzie koniec wynika z początku – bez odroczenia wyroku. Gdzie wynik nie zależy od wiary, przekonań, moralności, uczciwości i poglądów nauczyciela. Gdzie dla wyniku nie ma znaczenia udział nauczyciela, czy rodziców ucznia w Powstaniu Warszawski, ZOMO, UPR, SLD itp., itd. Gdzie nie ma znaczenia czy pochodzimy od małpy, czy stworzył na Pan Bóg czy inna istota najwyższa.
Teza wynikająca z powyższych wypowiedzi:
1. nadzieja w uczeniu dzieci (a i dorosłych jeśli się da)
2. dziecko – obywatel ma być nauczone pisania i czytania ze zrozumieniem – w zakresie ekstremalnym,
3. ma znać podstawowy język obcy w zakresie swobodno – komunikacyjnym – uzupełni zdolność do czytania i pisania ze zrozumieniem o inne obszary,
4. dziecko – obywatel spełniający powyższe oraz uczony i nauczony matematyki od podstaw do poziomu średnio – wyższego – za pomocą mocy opisanych we wcześniejszych punktach nie da tak łatwo zrobić sobie mamałygi z mózgu.
5. pozostałe przedmioty jako rozszerzenie i uzupełnienie wiedzy w stopniu możliwe najbardziej intensywnym.
Ja bym zaczął od uczenia uczących,
bo na razie jest ułatwianie im pracy, co niekoniecznie prowadzi do dobrych rezultatów. Reszta tutaj http://kontrowersje.net/node/4596#comment-65835
w tej dziedzinie
nie do końca zgodziłbym się z przedmówcą.
Gdy w końcu lat 80 – tych szedłem na AE to mnie znajomi pytali dlaczego chcę zostać księgowym albo pracować w “biurowości”. Powszechna pinia na temat Akademii Ekonomicznej była taka, iż koleżanki przyszły szukać męża, a koledzy uciekać przed wojskiem. Dla kolegów którzy się nie dostali na AE był jeszcze spad ostateczny – wydział mechaniczny politechniki.
Wystarczyło parę lat, mała :)) zmiana systemu i nagle zarówno na AE jak i na mechaniczny trudno się dostać, mimo, iż próbują się dostać najlepsi uczniowie, a nie najgorsi. Podobnie by się stało z nauczycielami.
Tak więc odwrotnie niż w ekonomii – popyt czyni podaż.
ukłony
rzl
Czyli potrzebne są zmiany systemowe
Włącznie, czy nawet przede wszystkim, ze zmianą Karty Nauczyciela. A żeby ona została zmieniona, trzeba zgody ZNP. A tam z kolei dominują ludzie – powiedzmy – mało otwarci na zmiany. Póki co, pompowanie pieniędzy w ten system (zakładając, że skądsiś by się te pieniądze znalazły w budżecie) będzie mało efektywne.
szanowny Panie Quackie
to już materiał na odrębny temat – czyli jak to zrobić. W mojej krótkiej wypowiedzi chciałem tylko zamarkować cel.
z ukłonami
rzl
Ależ zgadzam się
Sam znam nauczycieli wybitnych, dobrych, średnich, takich sobie, a także tych, co nigdy nie powinni stanąć na katedrze. I to, że otrzymywana kasa jest zależna od długości stażu pracy, a nie od osiągnięć, wydaje mi się chore. Jak najbardziej jest to materiał na odrębny temat.
letka robota dla pana profesora
Racja, że staż pracy to fatalne kryterium, ale jak mierzyć osiągnięcia?
Trzeba by testować uczniów i porównywać rezultaty, a wtedy nauczyciele uciekną do szkół “lepszych”, gdzie trafia wyselekcjonowany narybek, w rezultacie nikt nie będzie chciał uczyć w zapuszczonych umysłowo dzielnicach i średnia tępoty wzrośnie.
Jeśli natomiast praca nauczyciela będzie lekka, łatwa, przyjemna, i świetnie opłacana, to z masy chętnych do jej wykonywania da się wyłowić ludzi uzdolnionych.
Ale znowu pytanie, jak ich odcedzić od reszty?
No nie wiem
zetknąłem się z poglądem, że najlepszym miernikiem osiągnięć nauczyciela jest mierzenie postępów jego uczniów, na odcinku wrzesień-czerwiec. Jest to trudne, ale możliwe do wykonania, są takie testy, które służą do porównywania. Myślę, że dobry nauczyciel jest w stanie osiągnąć większy postęp z uczniami w miernej szkole niż w topowej, gdzie na dzień dobry przychodzą geniusze. Pani Quackie właśnie mi potwierdziła taką możliwość.
Ja bym zaczął od uczenia uczących,
bo na razie jest ułatwianie im pracy, co niekoniecznie prowadzi do dobrych rezultatów. Reszta tutaj http://kontrowersje.net/node/4596#comment-65835
w tej dziedzinie
nie do końca zgodziłbym się z przedmówcą.
Gdy w końcu lat 80 – tych szedłem na AE to mnie znajomi pytali dlaczego chcę zostać księgowym albo pracować w “biurowości”. Powszechna pinia na temat Akademii Ekonomicznej była taka, iż koleżanki przyszły szukać męża, a koledzy uciekać przed wojskiem. Dla kolegów którzy się nie dostali na AE był jeszcze spad ostateczny – wydział mechaniczny politechniki.
Wystarczyło parę lat, mała :)) zmiana systemu i nagle zarówno na AE jak i na mechaniczny trudno się dostać, mimo, iż próbują się dostać najlepsi uczniowie, a nie najgorsi. Podobnie by się stało z nauczycielami.
Tak więc odwrotnie niż w ekonomii – popyt czyni podaż.
ukłony
rzl
Ja bym zaczął od uczenia uczących,
bo na razie jest ułatwianie im pracy, co niekoniecznie prowadzi do dobrych rezultatów. Reszta tutaj http://kontrowersje.net/node/4596#comment-65835
w tej dziedzinie
nie do końca zgodziłbym się z przedmówcą.
Gdy w końcu lat 80 – tych szedłem na AE to mnie znajomi pytali dlaczego chcę zostać księgowym albo pracować w “biurowości”. Powszechna pinia na temat Akademii Ekonomicznej była taka, iż koleżanki przyszły szukać męża, a koledzy uciekać przed wojskiem. Dla kolegów którzy się nie dostali na AE był jeszcze spad ostateczny – wydział mechaniczny politechniki.
Wystarczyło parę lat, mała :)) zmiana systemu i nagle zarówno na AE jak i na mechaniczny trudno się dostać, mimo, iż próbują się dostać najlepsi uczniowie, a nie najgorsi. Podobnie by się stało z nauczycielami.
Tak więc odwrotnie niż w ekonomii – popyt czyni podaż.
ukłony
rzl
Czyli potrzebne są zmiany systemowe
Włącznie, czy nawet przede wszystkim, ze zmianą Karty Nauczyciela. A żeby ona została zmieniona, trzeba zgody ZNP. A tam z kolei dominują ludzie – powiedzmy – mało otwarci na zmiany. Póki co, pompowanie pieniędzy w ten system (zakładając, że skądsiś by się te pieniądze znalazły w budżecie) będzie mało efektywne.
szanowny Panie Quackie
to już materiał na odrębny temat – czyli jak to zrobić. W mojej krótkiej wypowiedzi chciałem tylko zamarkować cel.
z ukłonami
rzl
Ależ zgadzam się
Sam znam nauczycieli wybitnych, dobrych, średnich, takich sobie, a także tych, co nigdy nie powinni stanąć na katedrze. I to, że otrzymywana kasa jest zależna od długości stażu pracy, a nie od osiągnięć, wydaje mi się chore. Jak najbardziej jest to materiał na odrębny temat.
letka robota dla pana profesora
Racja, że staż pracy to fatalne kryterium, ale jak mierzyć osiągnięcia?
Trzeba by testować uczniów i porównywać rezultaty, a wtedy nauczyciele uciekną do szkół “lepszych”, gdzie trafia wyselekcjonowany narybek, w rezultacie nikt nie będzie chciał uczyć w zapuszczonych umysłowo dzielnicach i średnia tępoty wzrośnie.
Jeśli natomiast praca nauczyciela będzie lekka, łatwa, przyjemna, i świetnie opłacana, to z masy chętnych do jej wykonywania da się wyłowić ludzi uzdolnionych.
Ale znowu pytanie, jak ich odcedzić od reszty?
No nie wiem
zetknąłem się z poglądem, że najlepszym miernikiem osiągnięć nauczyciela jest mierzenie postępów jego uczniów, na odcinku wrzesień-czerwiec. Jest to trudne, ale możliwe do wykonania, są takie testy, które służą do porównywania. Myślę, że dobry nauczyciel jest w stanie osiągnąć większy postęp z uczniami w miernej szkole niż w topowej, gdzie na dzień dobry przychodzą geniusze. Pani Quackie właśnie mi potwierdziła taką możliwość.
Czyli potrzebne są zmiany systemowe
Włącznie, czy nawet przede wszystkim, ze zmianą Karty Nauczyciela. A żeby ona została zmieniona, trzeba zgody ZNP. A tam z kolei dominują ludzie – powiedzmy – mało otwarci na zmiany. Póki co, pompowanie pieniędzy w ten system (zakładając, że skądsiś by się te pieniądze znalazły w budżecie) będzie mało efektywne.
szanowny Panie Quackie
to już materiał na odrębny temat – czyli jak to zrobić. W mojej krótkiej wypowiedzi chciałem tylko zamarkować cel.
z ukłonami
rzl
Ależ zgadzam się
Sam znam nauczycieli wybitnych, dobrych, średnich, takich sobie, a także tych, co nigdy nie powinni stanąć na katedrze. I to, że otrzymywana kasa jest zależna od długości stażu pracy, a nie od osiągnięć, wydaje mi się chore. Jak najbardziej jest to materiał na odrębny temat.
letka robota dla pana profesora
Racja, że staż pracy to fatalne kryterium, ale jak mierzyć osiągnięcia?
Trzeba by testować uczniów i porównywać rezultaty, a wtedy nauczyciele uciekną do szkół “lepszych”, gdzie trafia wyselekcjonowany narybek, w rezultacie nikt nie będzie chciał uczyć w zapuszczonych umysłowo dzielnicach i średnia tępoty wzrośnie.
Jeśli natomiast praca nauczyciela będzie lekka, łatwa, przyjemna, i świetnie opłacana, to z masy chętnych do jej wykonywania da się wyłowić ludzi uzdolnionych.
Ale znowu pytanie, jak ich odcedzić od reszty?
No nie wiem
zetknąłem się z poglądem, że najlepszym miernikiem osiągnięć nauczyciela jest mierzenie postępów jego uczniów, na odcinku wrzesień-czerwiec. Jest to trudne, ale możliwe do wykonania, są takie testy, które służą do porównywania. Myślę, że dobry nauczyciel jest w stanie osiągnąć większy postęp z uczniami w miernej szkole niż w topowej, gdzie na dzień dobry przychodzą geniusze. Pani Quackie właśnie mi potwierdziła taką możliwość.
Ja bym zaczął od uczenia uczących,
bo na razie jest ułatwianie im pracy, co niekoniecznie prowadzi do dobrych rezultatów. Reszta tutaj http://kontrowersje.net/node/4596#comment-65835
w tej dziedzinie
nie do końca zgodziłbym się z przedmówcą.
Gdy w końcu lat 80 – tych szedłem na AE to mnie znajomi pytali dlaczego chcę zostać księgowym albo pracować w “biurowości”. Powszechna pinia na temat Akademii Ekonomicznej była taka, iż koleżanki przyszły szukać męża, a koledzy uciekać przed wojskiem. Dla kolegów którzy się nie dostali na AE był jeszcze spad ostateczny – wydział mechaniczny politechniki.
Wystarczyło parę lat, mała :)) zmiana systemu i nagle zarówno na AE jak i na mechaniczny trudno się dostać, mimo, iż próbują się dostać najlepsi uczniowie, a nie najgorsi. Podobnie by się stało z nauczycielami.
Tak więc odwrotnie niż w ekonomii – popyt czyni podaż.
ukłony
rzl
Czyli potrzebne są zmiany systemowe
Włącznie, czy nawet przede wszystkim, ze zmianą Karty Nauczyciela. A żeby ona została zmieniona, trzeba zgody ZNP. A tam z kolei dominują ludzie – powiedzmy – mało otwarci na zmiany. Póki co, pompowanie pieniędzy w ten system (zakładając, że skądsiś by się te pieniądze znalazły w budżecie) będzie mało efektywne.
szanowny Panie Quackie
to już materiał na odrębny temat – czyli jak to zrobić. W mojej krótkiej wypowiedzi chciałem tylko zamarkować cel.
z ukłonami
rzl
Ależ zgadzam się
Sam znam nauczycieli wybitnych, dobrych, średnich, takich sobie, a także tych, co nigdy nie powinni stanąć na katedrze. I to, że otrzymywana kasa jest zależna od długości stażu pracy, a nie od osiągnięć, wydaje mi się chore. Jak najbardziej jest to materiał na odrębny temat.
letka robota dla pana profesora
Racja, że staż pracy to fatalne kryterium, ale jak mierzyć osiągnięcia?
Trzeba by testować uczniów i porównywać rezultaty, a wtedy nauczyciele uciekną do szkół “lepszych”, gdzie trafia wyselekcjonowany narybek, w rezultacie nikt nie będzie chciał uczyć w zapuszczonych umysłowo dzielnicach i średnia tępoty wzrośnie.
Jeśli natomiast praca nauczyciela będzie lekka, łatwa, przyjemna, i świetnie opłacana, to z masy chętnych do jej wykonywania da się wyłowić ludzi uzdolnionych.
Ale znowu pytanie, jak ich odcedzić od reszty?
No nie wiem
zetknąłem się z poglądem, że najlepszym miernikiem osiągnięć nauczyciela jest mierzenie postępów jego uczniów, na odcinku wrzesień-czerwiec. Jest to trudne, ale możliwe do wykonania, są takie testy, które służą do porównywania. Myślę, że dobry nauczyciel jest w stanie osiągnąć większy postęp z uczniami w miernej szkole niż w topowej, gdzie na dzień dobry przychodzą geniusze. Pani Quackie właśnie mi potwierdziła taką możliwość.
Też postawilabym na szkołe
ale stanowczo wyrzuciłabym wszystkie przedmioty typu wiedza o społeczeństwie, religie, moralnośći. Tego czlowiek powinien nauczyć sie sam, ewentualnie wynieść z domu
pisząc “pozostałe”
raczej na myśli miałem geografię, biologię, chemię, fizykę, historię itd. Zdecydowanie mniej “nauki wartościujące”.
Co do wywalenia nauki o społeczeństwie z programu to owszem ale pod warunkiem, iż w zamian (nie koniecznie w ramach jednego przedmiotu) nauka podstaw prawa, ekonomii itd.
pozdrawiam
rzl
Też postawilabym na szkołe
ale stanowczo wyrzuciłabym wszystkie przedmioty typu wiedza o społeczeństwie, religie, moralnośći. Tego czlowiek powinien nauczyć sie sam, ewentualnie wynieść z domu
pisząc “pozostałe”
raczej na myśli miałem geografię, biologię, chemię, fizykę, historię itd. Zdecydowanie mniej “nauki wartościujące”.
Co do wywalenia nauki o społeczeństwie z programu to owszem ale pod warunkiem, iż w zamian (nie koniecznie w ramach jednego przedmiotu) nauka podstaw prawa, ekonomii itd.
pozdrawiam
rzl
Też postawilabym na szkołe
ale stanowczo wyrzuciłabym wszystkie przedmioty typu wiedza o społeczeństwie, religie, moralnośći. Tego czlowiek powinien nauczyć sie sam, ewentualnie wynieść z domu
pisząc “pozostałe”
raczej na myśli miałem geografię, biologię, chemię, fizykę, historię itd. Zdecydowanie mniej “nauki wartościujące”.
Co do wywalenia nauki o społeczeństwie z programu to owszem ale pod warunkiem, iż w zamian (nie koniecznie w ramach jednego przedmiotu) nauka podstaw prawa, ekonomii itd.
pozdrawiam
rzl
Też postawilabym na szkołe
ale stanowczo wyrzuciłabym wszystkie przedmioty typu wiedza o społeczeństwie, religie, moralnośći. Tego czlowiek powinien nauczyć sie sam, ewentualnie wynieść z domu
pisząc “pozostałe”
raczej na myśli miałem geografię, biologię, chemię, fizykę, historię itd. Zdecydowanie mniej “nauki wartościujące”.
Co do wywalenia nauki o społeczeństwie z programu to owszem ale pod warunkiem, iż w zamian (nie koniecznie w ramach jednego przedmiotu) nauka podstaw prawa, ekonomii itd.
pozdrawiam
rzl
No, od tej strony to raptem jedną
za to własną = panią Quackie
No, od tej strony to raptem jedną
za to własną = panią Quackie
No, od tej strony to raptem jedną
za to własną = panią Quackie
No, od tej strony to raptem jedną
za to własną = panią Quackie