Uzbrojona po zęby Europa pozbawiona wiary i ambicji odpowiedzialności za przyszłość swoich dzieci, nie wierząc już w nic, wyskakuje z najwyższego piętra własnej naiwności i głupoty uderzając głową o rozbite przez siebie fundamenty cywilizacji chrześcijańskiej, prosto pod nogi wojującego islamu…
Islam w swojej historii ma dużo szczęścia, u swojego początku trafił na moment, kiedy mógł swobodnie przejść po trupach wykrwawionych w wieloletnich bojach lokalnych mocarstw Persji i Bizancjum i rozpocząć swoją ekspansję w kierunku Indii. Już na początku swojej krucjaty siłą zajął około połowy ówczesnego chrześcijańskiego świata wraz z kolebką chrześcijaństwa w miejscu narodzin Jezusa. Dopiero w XI wieku chrześcijańska Europa zaczęła podejmować nieśmiałe próby, zwane krucjatami, odbicia zdobytych przez islam terytoriów.
Islam wielokrotnie uderzał na państwa europejskie na lądzie i na morzu. Jego ofiarą padła Hiszpania, dopiero Karol Młot ratując Francję zatrzymał islamską inwazję w bitwie pod Poitiers w 732 r. Podobnie zatrzymali pochód islamu Chazarzy osiedleni między morzami Kaspijskim i Czarnym (przyjęli następnie judaizm), czym uratowali wtedy od islamu wschodnią Europę. W 846 r. muzułmanie z Sardynii najechali i spustoszyli Rzym, ocalał tylko Watykan otoczony wysokim murem, jednak wiele kościołów poza murami Aureliusza zostało ogołoconych z kosztowności. Po tej inwazji papież Leon IV, otoczył murem od strony Tybru bazylikę Św. Piotra i Pawła. Dziś wypadałoby przypomnieć o zbawczej roli murów (nie mówiąc już nic o słynnym chińskim murze) papieżowi Franciszkowi, który nie zna, albo nie rozumie historii…
Później islam panoszył się na Bałkanach podbijając kolejne państwa, aż do Serbii. I Rzeczpospolita wielokrotnie powstrzymywała islamskie inwazje, aż po zwycięską bitwę pod Wiedniem z polskim królem Janem III Sobieskim z 11/12 września 1683 r. (datę tej klęski chcieli pomścić islamiści w Nowym Jorku 11 września 2001 r.). Na morzu dopiero bitwa pod Lepanto z 7 października 1571 r. osłabiła pozostający ciągle w ataku świat islamu ratując chrześcijan głównie z Włoch, Hiszpanii od ustawicznych najazdów i porwań w islamską niewolę. Walczące z islamskimi korsarzami, niespodziewanie atakującymi ze swoich baz w północnej Afryce, chrześcijańskie państwa zrzeszone w Świętej Lidze z zaskoczeniem odkrywały zdradę Francji, która potajemnie sprzedawała ciężkie działa broniące islamskie forty np. w Tunisie.
Kiedy obserwujemy narastające zewsząd zagrożenia, krwawe zamachy, idiotyczne zachowanie rządów wzbraniajacych się nawet przed próbą definicji i uczciwej analizy przyczyn wybuchających problemów, to przychodzi refleksja, że już żyjemy w innym świecie. Zachodzi obawa, że taki będzie świat naszych dzieci, jakże niepodobny do świata naszego dzieciństwa, a fundatorami tego piekła, przez swoją krótkowzroczność, będziemy właśnie my!
Naiwna otwartość zmanipulowanych serc i państwowych granic wobec ludzi-szarańczy, z jakże innej formacji, pełnej agresywnej pogardy w stosunku do naszej cywilizacji, już dziś wystawia nam wysoki i krwawy rachunek. Nadchodzi czas opamiętania i obrony własnej tożsamości. Alternatywą będzie w żałosnej starczej, więdniejącej pokorze i bezsilności, czas zaakceptowania swojej rodziny i samego siebie ociekających krwią w wyniku kolejnej eksplozji nienawiści na pożegnalnym koncercie muzycznym beznadziejnie bezsilnej europejskiej cywilizacji na stadionie w kolejnym Manchesterze…
Jak widać, każde pokolenie musi zmierzyć się ze swoimi demonami. Pomyśleć tylko, jak 35-45 lat temu wolni ludzie na zachodzie rozważali alternatywę: “better red, than dead” (lepiej być czerwonym, niż martwym), z dzisiejszą świadomością, że jednak nasze pokolenie wymknęło się z totalitarnego czerwonego rezerwatu. Dziś przed oczyma naszej wyobraźni rozpościera się wizja zielonego totalitaryzmu…
Dzisiejsza sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Zachodnia cywilizacja, jak biblijni Izraelici, błądzi wodzona na pokuszenie, na pustynię bez wartości, a jej liderzy propagują składanie ofiar złotym cielcom. Jeszcze mamy szansę na przebudzenie, na wyłonienie swojego Mojżesza, który z góry zbiorowej mądrości zniósłby kamienne tablice prawd mówiących jak żyć, aby ponownie naszej wędrówce przez życie nadać sens i kierunek da Bóg spójny z wartościami wypracowanymi w ciężkich walkach przez naszych przodków.
W latach 30-tych i 40-tych ubiegłego stulecia świat zmagał się ze swoją wizją przyszłości w trójwymiarowym wyborze: komunizm, faszyzm (obydwie ideologie wychodzące z socjalizmu) i opierający się na zrębach cywilizacji chrześcijańskiej kapitalizm. Później po zdławieniu faszyzmu (socjalizm niemieckiego narodu wybranego), przeszliśmy do dwubiegunowego świata: komunizm (ekumeniczny socjalizm) i kapitalizm (dziś zasadniczo wyposażony w amerykański napęd). Jak widzimy przyroda nie zna próżni i świat ewoluuje dalej razem z rzekomo pokonanym komunizmem, faszyzmem i kapitalizmem.
Pojawiła się nowa jakość, w kapitalizmie przez ostatnie półwiecze swój pochód do globalnej władzy rozpoczęli bankierzy i bosko zamożne korporacje. To oni otworzyli drzwi wpierw dla przywódców komunistycznych Chin (aby zneutralizować rosnący w siłę Związek Sowiecki: Nixon, Kissinger), a następnie dla samego Związku Sowieckiego (Reagan, Bush, by zapobiec katastrofie kompletnego rozpadu ZSRR).
Pełni apetytów chciwi banksterzy przebiegle kooptują istniejące elity poszczególnych regionalnych mocarstw, aby wykorzystać ich w swoim pochodzie po wymarzoną wizję panowania nad całym światem (NWO). Na ich drodze stoją państwa narodowe takie jak Polska, Węgry, Rosja, Izrael i teraz być może USA. Globaliści najchętniej zakazali by chrześcijaństwa, patriotyzmu i nacjonalizmu.
Tak jak wcześniej komunistom, marzy im się społeczeństwo pozbawione wewnętrznych więzi, tradycji i lojalności. Wszystkie te wypracowane przez ludzkość przez kilka tysiącleci więzi począwszy od rodziny, do narodowego państwa, globaliści najchętniej wyrzuciliby na śmietnik historii. Nie mają jednak łatwego zadania, dlatego poszukują takich modeli kryzysowych, które pomogłyby im przyspieszyć proces dezintegracji dotychczasowych modeli wartości spajających ludzi w odrębne narodowe i kulturowe tożsamości.
Na dzień dzisiejszy globaliści wykorzystują ambicje dwu grup marzycieli. Jednym z nich jest zmodyfikowana tradycyjna lewica, marząca o równości, otwartej wolności dla wszystkich we wszelkich wymiarach ludzkich pragnień. To ona posklejana z rozmaitych seksualnych i innych mniejszości, na czele z anarchistami i antifą próbuje rozbijać tradycyjne wartości.
Druga grupa to radykalny islam, którego zdyscyplinowani wyznawcy uparcie przenoszą normy pustynnych semitów ze świata średniowiecza w XXI wiek. Na naszych oczach następuje wyraźnie stymulowana radykalizacja tych grup, co ma doprowadzić do zniszczenia porządku społecznego w państwach i społecznościach zachodniej cywilizacji. Cel wydaje się być jasny: stworzenie silnego totalitarnego systemu, który byłby w stanie zaprowadzić porządek w tak zorganizowanym zamieszaniu, a przy okazji rozwiązanie problemu ludnościowego przez depopulację. Wróćmy jednak na ziemię do świata dzisiejszych realiów.
Prezydent Trump powrócił ze swojej pierwszej zagranicznej podróży w czasie której odwiedził Arabię Saudyjską, Izrael, Autonomię Palestyńską, był na szczycie NATO w Brukseli, w Watykanie i we Włoszech. Jakby to napisał John Reed: były to “dziewięć dni, które wstrząsnęły światem”. Po erze militarnej inwazji świata islamu w wykonaniu prezydentów Bushów, po erze przepraszania i niezdecydowania, oraz destabilizacji regionu przez prezydenta Obamę, nadchodzi zgodnie z rzymską zasadą (dziel i rządź) era sponsorowania lokalnych przeciwstawnych sojuszy.
Za prezydenta Obamy USA dofinansowały (ok. $150 mld) szyicki Iran, teraz w Rijadzie prezydent Trump podpisał transfer uzbrojenia na $110 mld dla sunnickiej Arabii Saudyjskiej, z dalszymi umowami na ok. $350 mld. Celem tego ostatniego posunięcia jest próba zepchnięcia problemu z radykalnym islamem w sam świat islamu.
Dodatkowo Trump delegując wzbierający się konflikt projektuje związek (miejscowe NATO) państw sunnickich z Izraelem przeciwko rosnącym militarnie ambitnym szyitom z Teheranu. Przypomina nam to sytuację z przełomu lat 70/80-tych ubiegłego stulecia, kiedy USA “doglądały” wojny iracko-irańskiej, zarabiając na dostarczaniu uzbrojenia walczącym stronom.
Trump w Arabii Saudyjskiej został przyjęty jak król, Arabowie sympatyzują z wizerunkiem alfa-mężczyzny, który mówi zdecydowanie i twardo. Trzeba podkreślić, że Arabia Saudyjska to bardzo “młody” kraj: 70% populacji jest poniżej 30-go roku życia. W przemówieniu do ponad 50-ciu przedstawicieli i głów arabskich i islamskich państw Trump wezwał ich do wyrzucenia z meczetów, społeczności i krajów islamskich ekstremistów i terrorystów. Prezydent dramatycznie oświadczył, że wybór jest między alternatyw: z jednej strony między cywilizacją, a z drugiej ścieżką do zła i śmierci. Podkreślając, że Ameryka stanie z tymi co będą walczyć z terroryzmem, ale to narody Bliskiego Wschodu muszą same zdecydować jakiej chcą przyszłości dla swoich dzieci, Ameryka za nich tego nie zrobi.
Podkręcając swoje obrzydzenie w stosunku do radykalnych islamistów rzekł:
“Terroryści nie wyznają Boga. Oni są wyznawcami śmierci!”
Inicjatywa Trumpa polega więc na utworzeniu militarnego sojuszu państw regionu: Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Jordanii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kuwejtu i Izraela. Byłby to sojusz obronny skierowany przeciwko rosnącym wpływom szyickiego Iranu w tym regionie. Teraz można się tylko spodziewać wzmożonych zakupów rosyjskiej broni przez Iran…
Komentatorzy porównują przemówienie Trumpa w Arabii Saudyjskiej do przemówień prezydenta Reagana przeciwko komunizmowi, szczególnie do tego z Londynu z czerwca 1982 r. gdzie ostro wystąpił w obronie wolności, przeciwko komunistycznej agresji, przepowiadając upadek komunizmu i wzmocnienie NATO.
Po spotkaniu z papieżem Franciszkiem w Rzymie (tu dowiedzieliśmy się, że Melania Trump jest katoliczką), Trump na szczycie NATO w Brukseli podkreślił, że nie jest w porządku, aby kraje takie jak Niemcy, czy inne nie płaciły ustawowych 2% dochodu narodowego na NATO, przecież w ten sposób okradając amerykańskiego podatnika. Przypomnijmy, że z 28 krajów członkowskich, tylko 5 (USA, Polska, Anglia, Grecja i Estonia) wywiązują się ze swoich zobowiązań.
Z kolei na Sycylii Trump wziął udział w spotkaniu grupy krajów G7, gdzie ku ogromnemu rozczarowaniu carycy uchodźców Angeli Merkel nie dał się wciągnąć w podpisanie zobowiązań w sprawie Globalnego Ocieplenia, czy teraz zmian klimatycznych, zapowiadając, że wyrazi swoje stanowisko w tym tygodniu. Merkel w nawiązaniu do nadchodzących kanclerskich wyborów chciałaby przefarbować się na żelazną damę, oczywiście przejmując ściślejsze kierowanie niemiecką Unią Europejską (już bez Wielkiej Brytanii) i w opozycji do Ameryki. Przypomnijmy tylko, że W.B. odchodząc z UE pozbawiła jej swojej składki w wysokości 10 mld funtów szterlingów. Z drugiej strony Trump zapowiedział, że przeanalizuje udział niemieckiego eksportu do USA, co nie przyczyni się do zwiększenia obrotów niemieckiej gospodarki. Szykują się zmiany i przesunięcia, być może pojawi się nowe otwarcie dla Polski.
Na zakończenie tekstu opowiem zasłyszany dowcip nawiązujący do wymiany między Trumpem, a nowym prężącym się na wszystkie możliwe sposoby młodym prezydentem Francji, Macronem. Otóż miał on zwrócić się do Trumpa z kurtuazyjnym zapytaniem:
“ A gdzież to jest twoja młoda i piękna żona?”
To co usłyszał w odpowiedzi zmiotło go z nóg:
“Twoja babcia zabrała ją na lody”…
Jacek K. Matysiak Kalifornia, 2017/05/29