Odchodzi zima, na scenę tu i tam zwycięsko wkracza wiosna, ale w Ameryce jest już naprawdę gorąco, obserwujemy prawdziwe polityczne globalne ocieplenie, a może nawet piekło. Globaliści i sponsorowany przez nich polityczny establishment obydwu partii, po obudzeniu się z dłonią w nocniku (vide przegrane wybory prezydenckie) intensywnie budują barykady, zarzucają Trumpowi pod nogi kłody i uruchamiają zasoby tajnego, głębokiego państwa (deep state). My Polacy z pewną sympatią i dumą możemy przywołać koncepcję “tajnego państwa” funkcjonującego pod niemiecką i sowiecką okupacją w czasie (i po) II wojny światowej. Jednak deep state przeciwnie, bardziej może tu kojarzyć się z mafijnym sprzysiężeniem, niż z zakonspirowanymi narodowymi elitami pod obcą okupacją.
Amerykańscy patrioci wybrali Trumpa na prezydenta USA, aby skorzystać z ostatniej szansy oczyszczenia globalistycznej trucizny w miejscowej stajni Augiasza. Jednak to zadanie w sensie literackim wydaje się prostsze niż w rzeczywistości. Przeciwko Trumpowi mobilizuje się cała potęga tajnego państwa osadzonego w kwitnącej od dekad biurokracji państwowej, rozmaitych think tanks, fundacjach i mainstreamowych mediach. Żeby nie przedłużać tematu podam tylko dramatyczną statystykę. W jakże ważnym do dokonywania reform państwa departamencie sprawiedliwości, w czasie ostatnich wyborów, aż 97% jego pracowników finansowo wspierało kampanię demokratki Hillary Clinton !
W amerykańskim kotle gotuje się wiele interesów i politycznych orientacji. W wyniku wypadku przy pracy, w Białym Domu Waszyngtona zamieszkał facet, który według szanowanych mediów i ośrodków opiniotwórczych nie miał żadnych szans na zwycięstwo. Zdradzony, czy niechciany mąż dowiaduje się o nadchodzącej tragedi ostatni, w podobnej sytuacji znalazła się Hillary Clinton, mainstreamowe media i polityczny establishment. Wybory prezydenckie dowiodły, że urabiany, oszukiwany naród, jednak ciągle jeszcze przywiązany do dziewiczych wartości konstytucji, tradycji i rodziny dał się uwieść dynamicznemu, bezpośredniemu i nieprzebierającemu w słowach trybunowi ludowemu Donaldowi J. Trumpowi…
W Ameryce mimo wieloletniego metodycznego planowania i sowitych nakładów, zawiodła lansowana super nowoczesność, otwartość na wszelkie nowinki, promowanie wszelkich mniejszości, pogarda dla tradycyjnego wstecznictwa, religijnego zabobonu i zapyziałej głośno wyśmiewanej historycznej tożsamości. Dlatego Demokratom nie pozostaje nic innego jak przejście do totalnej opozycji…
Spójrzmy na plac bojów między globalistami i ich establishmentem, a populistycznym, narodowym i konserwatywnym ruchem pragnącym ocalić swoją zagrożoną tożsamość, przyszłość swoich dzieci, przyszłość swojej ojczyzny. W Senacie zakończyły się przesłuchania Neil’a Gorsucha, 49-letniego kandydata na wakujące miejsce w 9-osobowym składzie Sądu Najwyższego. Wielu konserwatystów głosowało na Trumpa, aby właśnie desygnował sędziego klasy Gorsucha. Przypomnijmy, że Gorsuch jest protestantem (episkopalnym) i wkrótce dołączy do 5-ciu katolików i 3-ch Żydów (Elena Kagan, Stephen Breyer and Ruth Bader Ginsburg). Demokraci atakują jak tylko potrafią, zapowiadają nawet bojkot, ale dzisiaj są zbyt słabi, aby Gorsucha zatrzymać. Nie muszę chyba podkreślać, jak ogromne znaczenia w USA ma światopogląd członków SN…
W Kongresie trwają przesłuchania w których uczestniczył dyr. FBI, James Comey, (dominujący nad otoczeniem z wysokości swoich dwóch metrów) i szef NSA (Agencji Bezpieczeństwa Narodowego) admirał Mike Rogers. Pada dużo okrągłych niewiele znaczących słów. Swoistą sensacją było ujawnienie przez dyr. FBI, że od lipca ub. roku FBI prowadzi śledztwo odnośnie rosyjskiej ingerencji w ostatnie wybory prezydenckie w USA. Dodał, że obejmuje ono również ludzi z kampanii prezydenckiej Trumpa…
Przedstawiciele Demokratów ciągle nawiązują do tematu rosyjskich wpływów i ingerencji w ostatniej prezydenckiej kampanii, wprost sugerując, że Trump wygrał dzięki brutalnej ingerencji Putina. Celem Demokratów i sponsorujących ich globalistów jest znalezienie powiązań między Putinem, a pracującymi nawet tylko przez pewien czas dla kampanii przedstawicielami sztabu wyborczego Trumpa (Paul Manafort, Roger Stone, Carter Page, gen. Michael Flynn).
Oczywiście Demokraci wstydzą się własnych powiązań z Rosją. Brat szefa kampanii Clinton, Johna Podesty, był zarejestrowany jako płatny agent rosyjski. Dziś malują Putina diabłem, a to przecież oni robili z nim w Rosji słynny “reset” (H. Clinton) niedługo po zbrojnym zajęciu przez Putina gruzińskich prowincji (Abchazja, Osetia). Jakoś wtedy nic im nie przeszkadzało, fundacja Clintonów przyjęła od źródeł rosyjskich ok. $145 mln (za sprzedanie Rosjanom kontroli nad 20% amerykańskich zasobów uranu), dodatkowo Bill Clinton za godzinę wykładu w Moskwie otrzymał $500.000.00, ale teraz obudzili się i są okropnie oburzeni zajęciem przez Putina Krymu. Putin narusza granice ustalone pod koniec II wojny światowej (co jest prawdą), ale jakoś zachód zapomniał o rozbiciu Jugosławii, brutalnym ataku na Serbię i wydarciu jej kolebki państwowości, Kosowa. Nie wspomnę już o wojnach w Afganistanie, Iraku, Libii i Syrii…
Prezydent Trump co jakiś czas uprawia taktykę rzucania granatem sensacji w atakujące jego administrację mainstreamowe media i polityków Partii Demokratycznej. Kiedy pod pręgierzem mocnych ataków znalazł się obecny sekretarz departamentu sprawiedliwości Jeff Sessions, Trump uwolnił kontrowersyjną informację o rzekomym szpiegowaniu/podsłuchiwaniu jego kampanii wyborczej przez ówczesnego prezydenta Obamę. Media porzuciły wówczas ataki na Sessions i totalnie przegrupowały się na nowy odcinek (anty-Trump) frontu. Szef FBI James Comey oświadczył, że nie ma informacji potwierdzających zarzut Trumpa odnośnie podsłuchów.
Rzeczywiście po tragedii 11 września 2001 r. (słynne 9/11), do dziś do końca niezupełnie wyjaśnionej, która posłużyła jako powód do rozpoczęcia wojen niszczących Afganistan, destabilizujących Bliski Wschód i w rezultacie ograniczenia praw obywatelskich, z których dotąd tak dumni byli Amerykanie. Przeznaczono ogromne środki na stworzenie systemu bezpieczeństwa, dobudowano w sumie kolejne piętro do podstawy dla funkcjonowania państwa policyjnego rodem z Orwella.
Okazuje się, że wbrew wszelkim pomówieniom i konspiracyjnym interpretacjom Trump może rzeczywiście być autentyczną zadrą w globalnym oku. Z materiałów do których dotarł dziennikarz i autor Jerome Corsi (wcześniej ujawnił wiele kontrowersyjnych faktów z życia Obamy), wychodzi na jaw coś znacznie gorszego. Otóż, tak Trump, jak i jego rodzina i współpracownicy (oraz inni konserwatywni aktorzy życia politycznego) byli podsłuchiwani i obserwowani już od 2004 r., czyli jeszcze za republikanina, pogodnego chrześcijanina, dziś trudniącego się malarstwem (pewnie kopiuje Churchilla) pierdołowatego George'a W. Busha!
Z najnowszych doniesień od przewodniczącego Komisji do spraw Wywiadu w Kongresie, Republikanina Devina Nunes (z Kalifornii) dowiadujemy się, że rzeczywiście prezydent Trump miał podstawy, kiedy wysłał tweet informujący o tym, że był podsłuchiwany przez administrację Obamy, za co otrzymał lawinę medialnej krytyki. Wszystkie rozmowy w Ameryce (i nie tylko) są nagrywane i ich zapis jest magazynowany w specjalnie zbudowanych (koszt ok. $2 mld, na obszarze 140,000 m2) ogromnych kolektorach w stanie Utah, aby w razie potrzeby po uzyskaniu sądowego pozwolenia mieć do nich dostęp. Wywiad (może, i robi to) podsłuchuje zagranicznych dyplomatów, również kiedy rozmawiają oni z obywatelami USA. Jednak dokonując wyciągu z takich zapisów, prawo nakazuje “utajenie” danych amerykańskich obywateli, czyli podawanie jedynie kategorii “Amerykanin”.
Przypomnijmy, że Obama na kilka tygodni przed upływem swojej kadencji wprowadził nowe zarządzenie, aby NSA dzieliła się swoimi przecież tajnymi informacjami z pozostałymi 16 organizacjami wywiadowczymi. Oczywiście wielokrotnie zwiększając tym samym możliwość przecieku tajnych informacji. W przypadku obserwacji prezydenta-elekta Trumpa i jego zespołu dokonano nadużycia, podobno nie był to podsłuch bezpośredni. Informacje krążące między 17 agencjami wywiadowczymi miały pochodzić z inwigilacji ambasadorów i obywateli innych państw, ale dotyczyły właśnie Trumpa, jego rodziny i zespołu prezydenta elekta, który po wygranych wyborach przygotowywał się do objęcia władzy. Informacje te trafiły do ówczesnego prezydenta Obamy i jego współpracowników.
To część tych informacji (nielegalnie) była podrzucana mainstreamowym mediom, aby zaszkodzić Trumpowi. Podkreślam, nie były to informacje na temat powiedzmy rozmów z Rosjanami o przyszłej polityce nowego prezydenta, były tam głównie informacje o pracach zespołu Trumpa i nawet o jego rodzinie. W najbliższych dniach będą kontynuowane przesłuchania w Kongresie byłych decydentów z ekipy byłego prezydenta Obamy i może wypłynąć wiele nowych rzeczy. Przewodniczący Komisji, Nunes poinformował, że na żądania kooperacji odpowiada NSA, ale gorzej jest z FBI (dyr. James Comey). Tak, czy inaczej wybuchł wielki skandal, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że prezydent-elekt mógł być szpiegowany przez ekipę odchodzącego prezydenta! Demokraci są wściekli i teraz atakują Nunesa…
Demokraci nie dbają, że ich ustawiczne ataki destabilizują i obniżają prestiż Państwa i Prezydenta. Dzisiaj dla lewicy i globalistów, Putin jest złowrogim dyktatorem, ale to przecież oni nie tak dawno podziwiali i popierali dyktatorów jak Fidel Castro na nieszczęsnej Kubie, czy Hugo Chaveza w dziś wygłodzonej Wenezueli, pomijając już Pol Pota w Kambodży, Mao w Chinach, czy Breżniewa w Rosji. To z następcą tego ostatniego, byłym szefem KGB (Jurij Andropow) Demokrata, dostojny i sprawiedliwy “lew Senatu”, Edward Kennedy zdradzał interesy Ameryki, zapraszając Rosjan do ingerowania w polityczną walkę wyborczą przeciwko Reaganowi w 1983 r. To powinno przynieść wstyd i hańbę Demokratom, ale o tym cisza, mainstreamowe media tu akurat milczą…
Tak więc przed odejściem ze stanowiska, prezydent Obama mianował na czoło poszczególnych ważnych ministerstw/departamentów wiernych sobie ludzi, którzy dokonywali przecieków (co jest karalne) do ochoczo rozprowadzających te często tajne informacje lewicowych w ponad 80% mediów. Z kolei demokratyczna opozycja w Kongresie robiła i robi co może, aby opóźniać proces zatwierdzania nominacji sekretarzy/ministrów nowego prezydenta. Tak, aby nowy prezydent nie mógł wdrażać swoich ambitnych planów i reform. Czy media, które tradycyjnie po władzy wykonawczej (prezydent), ustawodawczej (Kongres) i sądowniczej, są czwartą siłą, kontrolującą i relacjonującą społeczeństwu poczynania pozostałych, stały się przysłowiową piątą kolumną?
Powróćmy jednak jeszcze do kwestii podsłuchów. Zgromadzoną wiedzę z “podsłuchu” serwera prezydenckiej kampanii Trumpa (co jednak nie przeszkodziło jego zwycięstwu), ludzie Obamy zaczęli używać do dezorganizacji administracji Trumpa co kilka dni puszczając dziennikarskie kaczki. Najważniejszym zarzutem stawianym publicznie Trumpowi były osławione kontakty z Rosją Putina, wykorzystując przy tym wcześniejsze deklaracje Trumpa o chęci polepszenia stosunków z Putinem, nawet chociażby w celu wspólnej walki z ISIS na Bliskim Wschodzie. W ten gwizdek poszło wiele pary, tak politycznie poległ gen. Mike Flynn, podobnie zaatakowano dzisiejszego sekretarza Departamentu Sprawiedliwości (Jeff Sessions) zarzucając mu kolaborowanie, dwukrotne spotykanie się z amb. Rosji Siergiejem Kislyakiem, w których uczestniczył (raz zorganizowane przez administrację Obamy!) i “zatajenie” tego podczas przesłuchań w Senacie. Pominięto przy tym, że z racji swojej pracy w Senate Armed Services Committee, Sessions spotkał się też z 25 ambasadorami z różnych krajów…
Zapomniano też, że ambasador Federacji Rosyjskiej w ciągu ośmiu lat administracji Obamy odwiedził Biały Dom, aż 22 razy, w tym w ostatnim roku 4 razy. Zaskoczeniem było, że ci oburzeni Demokraci, którzy przypuścili totalną krytykę senatora Sessions następnego dnia ucichli, kiedy ujawniono ich zdjęcia z tym samym amb. Rosji, a nawet z samym Putinem (Charles Schumer z NY, przywódca demokratycznej mniejszości w Senacie). Jak widać Demokraci mierzą się inną miarą. No, ale wcześniej Demokraci pojeździli sobie na Putinie jak na wyścigowym koniu…
Powtórzmy jeszcze raz, teza była prosta: bez pomocy Putina i jego cyberataków wyciągających tajemnice rozpowszechniane następnie przez WikiLeaks, Trump na pewno przegrałby pojedynek z Hillary Clinton. Mainstreamowe media wyolbrzymiły i nagłośniły jak tylko mogły rosyjski wpływ na prezydenckie wybory. Rosyjski niedźwiedź wymusza na amerykańskim wyborcy wybór Trumpa. Dziś z ujawnionych publikacji Wikileaks wiemy, że 17 amerykańskich agencji wywiadowczych potrafi upozorować cyberatak z dowolnego kraju, w tym z Rosji. Tak więc osławiony rosyjski wpływ na amerykańskie wybory, może być fałszywą flagą amerykańskich służb specjalnych. Wiemy oczywiście, że Putin nie jest święty.
Jak wyżej wspomniałem, Trump przypuścił na twitterze atak na byłą administrację Obamy zarzucając mu podsłuchiwanie swojej Trump Tower, gdzie mieściło się centrum kampani prezydenckiej Trumpa.
Powstało wielkie zamieszanie, media przypuściły atak na Trumpa, że całą sprawę jak zwykle zmyślił i nie ma żadnych dowodów. Jednak wcześniej przecież same publikowały teksty (Trump Tower na podsłuchu) na ten temat (NYT z 20 stycznia). Z powodu tych rzekomych podsłuchów wyleciał z gabinetu Trumpa gen. Mike Flynn, media drukowały też nielegalnie otrzymane stenogramy rozmów nowego prezydenta Trumpa np. z premierem Australii i prezydentem Meksyku. czyli osławiony “deep state” w akcji.
Co prawda, może się okazać, że gen. Flynn nie był taką kompletną niewinną ofiarą jakby można było myśleć. Flynn ubiegając się o pozycję doradcy prezydenta w sprawach międzynarodowych, dobrze zarabiał (ok. $500,000) jako lobbysta reprezentujący interesy Turcji (!).
Amerykanie przerażeni ciągle napływającymi nielegalnymi imigrantami mają powód do zadowolenia. W pierwszym miesiącu prezydentury Trumpa, odnotowano spadek liczby wdzerających się przez granicę imigrantów, aż o 40%! Trump, którego pierwszy dekret kontrolujący i ograniczający napływ imigrantów z krajów islamskich został zablokowany przez lewicowego federalnego sędziego, ogłosił następny poprawiony, który jest już zaskarżony w sądzie przez 6 zdominowanych przez lewicę stanów i został wstrzymany przez sędziego z Hawajów, który był kolegą Obamy z czasów studiów na Harvardzie. Tuż przed ogłoszeniem swojej decyzji sędzia miał spotkać się ze swoim uniwersyteckim kolegą Barackiem Husseinem Obamą. Jak widać podobne decyzje ingerują w politykę zagraniczną i inne podstawowe uprawnienia i obowiązki Prezydenta, którego podstawowym zadaniem jest dbanie o bezpieczeństwo obywateli. Przez ponad 200 lat prawa konstytucyjne przysługiwały obywatelom USA i ewentualnie ludziom prawnie przebywającym na terytorium USA. Dziś niektórzy sędziowie bawią się w politykę i próbują rozszerzyć konstytucyjne prawa niejako na mieszkańców całego świata.
Przypomnijmy, że ograniczanie przyjmowania pewnych grup imigrantów ma w USA swoją historię. Sąd Najwyższy, jak i Kongres zakazał napływu anarchistów, czy później komunistów.
Prawdą jest, że polityka w dzisiejszych czasach staje się coraz bardziej interesująca. Republikanie (speaker Kongresu Paul Ryan) przedstawili projekt swojej reformy służby zdrowia, która ma zastąpić rujnujący budżet ObamaCare. Konserwatyści zarzucają Ryanowi, że jego projekt zachowuje zbyt wiele zasad z ObamaCare i jest zbyt socjalistyczny (a nawet sprzyja korporacjom), a mało wolnorynkowy. Pamiętamy, że w 2010 r. ówczesna speaker Kongresu Demokratka (z San Francisco) Nancy Pelosi zachęcała do szybkiego przegłosowania ObamaCare bez czytania i zbędnej dyskusji, bo “wtedy dowiemy się co ona zawiera”. Dziś Pelosi ostro krytykuje projekt reformy służby zdrowia, domagając się dalszych przesłuchań Kongresie. Dlatego też ustawy ObamaCare w Kongresie nie poparł żaden Republikanin, została przegłosowana w Kongresie, przy pomocy pewnych proceduralnych sztuczek, przez mających wtedy większość Demokratów.
Problem jest w tym, że Obama dał ludziom “coś” za darmo, czy pół-darmo, co czyni projekt finansowo niewydolnym, ale który z polityków się odważy i spróbuje ludziom tę “darmochę” odebrać. Jeśli to zrobi może podpisać na siebie wyrok politycznej śmierci…
Eksperci mówią, że ObamaCare została tak zaprojektowana, aby upadła pod własnym ciężarem, co z kolei doprowadziłoby do socjalistycznego powszechnego ubezpieczenia. Konserwatyści atakują plan Ryana i zapowiadają jego blokowanie, prezydent Trump obiecuje negocjacje między stronami. Wiadomo, że speaker Ryan jest ściśle związany z tak republikańskim, jak i globalistycznym establishmentem.
Kiedy w 2008 i 2012 r. Obama wygrał prezydenturę oświadczył, że wybory mają konsekwencje i opozycja republikańska co prawda może wsiąść do prowadzonego przez niego autobusu, ale musi siedzieć cicho i grzecznie z tyłu. Dziś demokraci uważają, że choć przegrali to dalej powinni być głównymi rozgrywającymi. Lewicy naprawdę ciężko jest żyć bez piastowania władzy. Teraz mamy totalną opozycję i jej dewizę: “koryto, albo śmierć!”
Były prezydent Obama nie wrócił do Chicago, na Hawaje, czy do Kalifornii gdzie ten ideowy obrońca proletariatu i innych uciśnionych, kupił sobie obszerne domy. Obama został w Waszyngtonie, 2-3 mile od Białego Domu, gdzie wynajmuje obszerny dom (760 m2, wart $5,3 mln) od Joe Lockharta, byłego sekretarza prasowego prezydenta Billa Clintona. Do Obamów, którzy polecili zbudować od ulicy mur, dołączyła jego polityczna mamusia, urodzona w Shiraz, w Iranie Valerie Jarrett (z domu Bowman). Jej ojciec (lekarz) przez kilka lat pracował w Iranie. Nie są tajemnicą jej lewicowe poglądy. Choć wygląda na białą osobę, oficjalnie jest czarną, również od dawna sympatyzuje z islamem. Była najważniejszym doradcą b. prezydenta Obamy. Nowy dom Obamy (złośliwi mogą powiedzieć: “Czarny Dom”, Black House) ma rzekomo być organizacyjnym centrum dowodzenia, nerwem operacji przeciwko nowej administracji prezydenta Trumpa.
Cóż, Demokraci robią co mogą, aby jak już nie usunąć, to choć zdezorganizować, skompromitować nową republikańską administrację prezydenta Trumpa. Totalna opozycja tupie, wrzeszczy i blokuje używając zasobów deep state. Trump jest między demokratycznym młotem, a kowadłem republikańskiego establishmentu. Czeka go wiele wyzwań, dziś jest on kowalem nie tylko swojego losu, ale i całej prawej zdroworozsądkowo myślącej części ufającej mu Ameryki…
Jacek K. Matysiak Kalifornia, 2017/03/24
Bardzo interesujący tekst –
Bardzo interesujący tekst – dobrze udokumentowany. Trump jest de facto ostatnią nadzieją białych lub cywilizacji zachodu. Trochę nie wspomniał pan o wielkim słoniu w pokoju – inwazji muzułmańskiej na świat zachodni wtym również Stany Zjednoczone.
Bardzo interesujący tekst –
Bardzo interesujący tekst – dobrze udokumentowany. Trump jest de facto ostatnią nadzieją białych lub cywilizacji zachodu. Trochę nie wspomniał pan o wielkim słoniu w pokoju – inwazji muzułmańskiej na świat zachodni wtym również Stany Zjednoczone.