Księżniczka, uznawana w całym królestwie wszem i wobec za zjawisko niepośledniej urody, miała jeden
Księżniczka, uznawana w całym królestwie wszem i wobec za zjawisko niepośledniej urody, miała jeden zasadniczy problem. W czasach świetności i młodości jej ojca, teraz już poważnego, majestatycznie melancholijnego króla w średnim wieku, w pobliskich podbitych krainach wypędzeni władcy w bezsilnej złości poprosili najpotężniejszych magów w dokonaniu zemsty na znienawidzonym wrogu. Trzej czarnoksiężnicy, działając na odległość, mogli jedynie rzucić niewielką klątwę na jeszcze niewykształcony płód, potomstwo króla. Z powodu rzuconego uroku, dziewczynka od chwili narodzin alergicznie płaczem reagowała na obecność jakiegokolwiek mężczyzny. Uciążliwość nie dawała się we znaki we wczesnym dzieciństwie, kiedy nikt za specjalnie nie interesował się cielesnością dziecka, a z dawna upatrzeni przez ministrów kandydaci na męża nie widzieli problemu. Obsługiwał ją zastęp kobiet i eunuchów. Jednak, gdy uroda księżniczki nabierała rumieńców i admiratorzy nabrali rozpędu, łasząc i śliniąc się o rękę, jej cnota mogła czuć się dalej niezagrożona. Bo przy każdym cielesnym kontakcie, jak pocałowanie w dłoń, wpadała w spazmatyczny płacz, wyrzucając strumieniami potok łez doprowadzając do wyczerpania i odwodnienia organizmu, a poza tym oczy zamieniały się w siwe, opuchnięte piłki niczym prymitywne pięściaki, które jak miotane w przeciwnika, tak obuchem roztrzaskiwały wszelki animusz u kandydatów. W końcu ich zabrakło.
Mocno zakochany się rycerz znalazł,
Który receptę na urok ponoć wynalazł,
Z kart mądrych ksiąg wyczytał uważnie,
Że aby czaru się pozbyć wyraźnie
Zniszczyć należy kłopotów sprawcę
Znaleźć od ohydnych magów wybawcę.
Na pierwszego Niepewność wołano
Mieszka nad wodami zatoką zalaną,
Na drugiego Lenistwo mówić kazano
Pustyń gościa, których jeszcze nie wymazano.
Trzeciego bojaźliwi nazwali Tchórzem
Pełnych jaskiń gór dalekich był stróżem.
Na taką kompanię potrzeba mocarza
A za takiego się ów rycerz uważał:
Miłości do księżniczki zawsze pewny
Do działania chętnie skory i wylewny
Kiedy hardo na swoich wrogów uderzał
Wszystkich lękliwych tym samym ośmieszał.
Więc pożegnał piękność z dala czule,
I by w bezczynności nie grześć w mule,
Ku magom ruszył w wielkim zapaleniu,
Ku swojemu i księżniczki przeznaczeniu.
Postanowił wpierw rozprawić się z Niepewnością, bowiem usłyszał, że to najsłabszy i najbliższy przeciwnik. Magię nie opanował sztukę doskonale, domostwa nie chronił należycie. Rycerz spiął więc ostrogi i pomknął do zatoki. Podróż zajęła mu nie bagatela tylko trzy dni, dlatego zmęczony oddał się marom sennym. Zapamiętując tylko obraz księżniczki w ramionach jakiegoś spoconego parobka obudził się z krzykiem i nie spożywając posiłku, by odsunąć od siebie złe myśli, czym prędzej postanowił się zakraść pod siedzibę maga. A była nią nawet niewielkich rozmiarów chatka umiejscowiona tuż na brzegu, zdziwił się, że nikt wcześniej nie podjął się ją oblec. We framudze pojawiły się kontury postaci, następnie zobaczył kościstą, uśmiechniętą twarz. Nie zastanawiając się zbyt długo, skierował napięty łuk na cel i wystrzelił strzałę, która wbiła się w czaszkę, a trzpieniowy grot zabrał masę mózgową malowniczo rozpryskując ją na tworzące ścianę podłużnie ustawione bele. Tak umarła Niepewność.
Zbliżając się do pustynnej twierdzy Lenistwa rycerz poczuł opanowujące ciało zniechęcenie. Koń również nie skory do dalszej wędrówki człapał stępem zgarniając kopytami piasek. Przygotowany na taką sytuację wyjął z torby eliksir, wypijając większość, pozostawił resztę zwierzęciu łapczywie językiem zgarniającego płyn. Po spożyciu siły witalne uległy wzmocnieniu, jak i również potrzeba działania. Stęp zamienił się w kłus, a później w galop. Określenie twierdza nie było adekwatne do tego, co spotkał wybawiciel cierpienia ukochanej. Zasypane przez burze piaskowe marmurowe ruiny nie zabraniały dostępu do swojego wnętrza. Wymijając dziwnych kształtów osobniki niezainteresowane niczym, dotarł do głównej komnaty, gdzie na podwyższeniu siedział starzec niewielkich rozmiarów. Widząc gościa zaczął się śmiać, najpierw pokasłując, później na cały głos. Rozwścieczony rycerz podbiegł i wbił ostrze w gardło, gdy to nie pomogło, zamachem ściął głowę, która w powietrzu nie utraciła prześmiewczego grymasu. Tak zginęło Lenistwo.
Pozostawiając wiernego towarzysza u podnóża pasma gór, dwa tygodnie już kluczył w licznych i ciemnych jaskiniach w poszukiwaniu najbardziej sprytnego czarnoksiężnika, Tchórzostwa. W końcu trafił do jednej z pieczary, głęboko zakorzenionej u podstawy góry. Ze środka wionęło nieprzyjemnym odorem, przez nozdrza wbijającym się do umysłu, żeby zasiać ziarno strachu. Podejrzewając magiczną sztuczkę rycerz rozpalił niewielką kadzielnicę dla zagłuszenia smrodu. Na dnie dostrzegł wychudzonego i skulonego mężczyznę. Pomyślał, że gdzie jest ten wielki przeciwnik, który męczy duszę księżniczki? Powoli odwróciła się do niego bezzębna twarz z wpadniętymi oczodołami i krzywym nosem, tak ohydna, że aż zrobiło się jej żal. Jednak nie zważając na podszepty sumienia, rycerz nie bez trudu zszedł na dno, gdzie zobaczył, że łypiące na niego oczy wyrażały bezgraniczny śmiech. Zagłębił nóż w pierś aż po rękojeść uważnie patrząc na gasnące życie. Z ust maga wyłonił się bełkotliwy skrzek, a potem krew splunęła z kącików na szyję. Tak skonało Tchórzostwo.
Szczęściem uczucie zwać się może,
Tego rycerza emocje o tej porze,
Kiedy wracał pomyślnie z wyprawy,
Spodziewając się sowitej strawy
Jako będąc księżniczki wybawcą.
Będąc także dworu dobrym znawcą
Zobaczył na miejscu coś dziwnego,
Powitania chłodnego i niezbyt chętnego.
Do komnaty Pani swój krok przeznaczył,
A ta już się nagimi mężczyznami raczy,
Osłupiały, czekał na silną serca mękę,
Wtem poczuł na ramieniu kościstą rękę.
„Gdy nagle cnoty zrzucasz okowy
Pierwszy do rozpusty jesteś gotowy,
Miłość lepiej wtedy smakuje,
Jak się ją na siłę nie kosztuje”
Swój wzrok na mówcę odwrócił,
Nieczysty wyziew z ust go ocucił,
Znajome, uśmiechnięte lico zobaczył,
Któremu tyle nienawiści przeznaczył.
Po tym – rycerz stał się leniwy,
Niepewny, jak i bojaźliwy.
Lubię 🙂
Bardzo mi się podobało.
uff
a myślałem, że już nikt tego nie czyta albo kończy przy pierwszym akapicie
dzięki solano, postaram się jeszcze coś ciekawego napisać:)
Czytamy, czytamy
Brak komentarzy wynika z tego, że takich tekstów, jak Twoje, nie ma za co “ugryźć” 🙂
Fakt.
Autorowi chodzi, że można pocmokać nad. 🙂
Kto by niechciał
być głaskany za swoje teksty:) jednak z cmokaniem, jak i kopaniem trzeba uważać, tu i tu najszybsza droga do tandety, dlatego wolę przedrostek “prze-” jak “przetrawić”, “przedyskutować”
Lubię 🙂
Bardzo mi się podobało.
uff
a myślałem, że już nikt tego nie czyta albo kończy przy pierwszym akapicie
dzięki solano, postaram się jeszcze coś ciekawego napisać:)
Czytamy, czytamy
Brak komentarzy wynika z tego, że takich tekstów, jak Twoje, nie ma za co “ugryźć” 🙂
Fakt.
Autorowi chodzi, że można pocmokać nad. 🙂
Kto by niechciał
być głaskany za swoje teksty:) jednak z cmokaniem, jak i kopaniem trzeba uważać, tu i tu najszybsza droga do tandety, dlatego wolę przedrostek “prze-” jak “przetrawić”, “przedyskutować”
Lubię 🙂
Bardzo mi się podobało.
uff
a myślałem, że już nikt tego nie czyta albo kończy przy pierwszym akapicie
dzięki solano, postaram się jeszcze coś ciekawego napisać:)
Czytamy, czytamy
Brak komentarzy wynika z tego, że takich tekstów, jak Twoje, nie ma za co “ugryźć” 🙂
Fakt.
Autorowi chodzi, że można pocmokać nad. 🙂
Kto by niechciał
być głaskany za swoje teksty:) jednak z cmokaniem, jak i kopaniem trzeba uważać, tu i tu najszybsza droga do tandety, dlatego wolę przedrostek “prze-” jak “przetrawić”, “przedyskutować”