Ostatnie tchnienie było – jak podają przekazy –
Delikatne niczym mgiełka tuż po wschodzie słońca
Znikająca z pół i trzęsawisk – gdy rzeki dalej
Leniwie zmierzały ku morzu
Jednak z opowieści sędziwych troglodytów
Obraz ostatniego tchnienia przedstawia się
W innych barwach
Makabra – w kilku zdaniach opisana na szpaltach
Historii wzbudzała co najwyżej ziew i politowanie –
Ktoś całkowicie przypadkowy stwierdził:
Umarł Bóg
Ktoś równie przypadkowy po kilku latach dodał:
Umarł człowiek
Środkiem czyli ludobójstwem rabunkiem
Lobotomią rozumu a więc sprawami trywialnymi
I odciągającymi od istoty rzeczy nie będziemy się
Zajmować
Niestety człowiek nie chciał wyzionąć ducha
Ktoś – nie inaczej – przypadkowy postanowił
Podarować dogorywającemu zabawki na lekką śmierć
Niczym nie skrępowaną wolność – prawie niczym
Bo jedynie słowem “od” albo słowem “do”
Dla pierwszych była wyszykowana rozpusta
Dla drugich to samo aczkolwiek reglamentowana
Duch był na tyle uporczywy że trzymał się tego
Ostatniego tchnienia jak upiór swojej ofiary
Nie oderwał się po zaaplikowaniu odmiennych
Stanów świadomości przetrwał najazd
Panteonu zmęczonych twarzy
Przez przypadek nazwanymi bogami
Przeżył inwazję przypudrowanych ale ciągle tych
Samych herezji
Nim dowiedzieliśmy się jak konanie się zakończyło
Sędziwi gawędziarze zasnęli przy własnych słowach
Na palcach cichutko zanurzyliśmy się na powrót
W codzienności ostatniego tchnienia