Nie trzeba być specjalnie bystrym aby zobaczyć, że Unia E. osiągnęła już swój stan szczytowy i jest na etapie schyłkowym. Oczywiście w polityce nic nie dzieje się z dnia na dzień i mówimy o procesach trwających lata. Nie sposób jednak uważać, że wszystko jest w porządku. Niech no ktoś powie jakie cele ma Unia? Dokąd zmierza? Jaki ma plan w dobie zmieniającego się świata gdzie wszystko wokół buzuje?
Chińczycy pokazują już Jankesom, żeby zrobili trochę więcej miejsca na ławce światowych liderów. Wielka Brytania czuje, że koszty unijnej imprezy są zbyt wysokie i wypisuje się z klubu. Rozbestwiony socjal zrobił z zachodnich Europejczyków leniwe i tłuste wieprze a dodatkowo wyhodował im całą rzeszę wojowników dżihadu. Aby tego było mało, tysiące innych miłośników życia na cudzy koszt zmierza w kierunku Europy. Wieczny kryzys w strefie euro (czy Grecja klnie dzień w którym porzuciła drachmę?) zdaje się nie mieć końca i wygląda to raczej na celową robotę niż wypadek przy pracy. A ważna dla nas kwestia, czyli kasa w unijnym budżecie, kończy się po 2020.
Do czego zmierza? Do końca nie wiem ale jestem pewny, że najwyższy czas zacząć na poważnie robić bilans tej unijnej przygody. Kasa kasą ale zaczyna się gra na poważnie i schody robią się coraz bardziej strome. Komisja Europejska zaczyna wydawać polecenia naszemu rządowi (niech no tylko podskoczą Niemcom albo Francji!) a widmo obowiązkowych kontyngentów “uchodźców” staje się wielkim zagrożeniem dla nas. Coraz bardziej bzdurnych unijnych rozporządzeń nawet nie warto wspominać. Nie zapominajmy o tendencjach do centralizacji, jakie nie ustają – mowa między innymi o wspólnym budżecie państw strefy euro, wspólnej armii czy też polityce migracyjnej. Zagrożenia są więc bardzo realne a szanse dla nas jakby coraz mniejsze. Wystarczy tylko wspomnieć jakie boje toczą Niemcy i Francja aby dokopać polskim przewoźnikom samochodowym. A słowo solidarność europejska stało się synonimem obciążania kosztami frajerów bo zyski chowamy oczywiście do własnej kieszeni.
Jeśli szukamy analogii do obecnej sytuacji Polski, to jesteśmy na uroczystości weselnej. Niby zabawa trwa ale gości jakby już trochę mniej, a ci, co pozostali są zmęczeni i lekko podpici. My weszliśmy na uroczystość tuż przed podaniem ostatniego gorącego dania (tytułowego krokieta z barszczem) i to jest sygnał, że za chwilę koniec imprezy. Koniec imprezy czyli pożegnanie naszych snów o dobrobycie, co to go nam Unia miała dać i jaki to był zachwalany w serialu “Ranczo”, gdzie fundusze unijne były panaceum na wszelkie troski podlubelskiej wsi.
Doświadczony weselnik wie co oznacza barszcz z krokietem. Dla nowicjusza to nic nie mówi. Polska jest, niestety, właśnie takim beniaminkiem i nieraz płaci frycowe. Najwyższa jednak pora zdjąć europejskie różowe okulary i rozpocząć debatę w naszym kraju na temat przyszłości bo świat się zmienia. Bardzo. Szybko. Czy opłaca nam być w Unii czy może lepiej szukać innych wariantów współpracy? Co z Międzymorzem? Czy dogadać się z Jankesami? A może z Chińczykami? Pytań jest mnóstwo a odpowiedzi bardzo trudne. Koniec unijnego aksjomatu. A hasło “jak nie Unia to Białoruś” najwyższa pora odesłać na śmietnik historii.