Reklama

Po trzech tygodniach „niepokorni” i politycy PiS zauważyli z kogo się składa i czym jest białoruska „opozycja”. Mogę sobie, jak w wojsku, odciąć kolejny centymetr z metra krawieckiego i wrzucić do zupy, ale nie pamiętam już jaką długość skonsumowałem w kategorii: „a nie mówiłem”. Pierwszego dnia po wszczęciu rewolucji na Białorusi, chociaż bardziej pasuje tu znane określenie „ciamajdan”, napisałem w jaki sposób Polska powinna się zachować. Rzecz sprowadzała się do dystansu, nie mieszać się w kabaret putinowski i nie występować w roli pożytecznego idioty. Reakcja po stronie „niepokornych” i polityków PiS była przewidywalna – ruski agent, wpisuje się w narrację Kremla. Minęły trzy tygodnie i najpierw Ryszard Czarnecki, potem TVP Info odkryły Amerykę, że Cichanouska, jej mąż bloger i cała ta „demokratyczna rada” są ściśle powiązani z polityką rosyjską i do tego popierają Putina.

Brawo! Jak na PiS i „niepokornych” to naprawdę niezły wynik, można powiedzieć, że zaledwie trzy tygodnie im zajęło zrozumienie tego, co chłop z Biskupina widział po jednym rzucie oka. Tylko co teraz? Przypomnę, że przez te trzy tygodnie rząd i „nasze media” nie próżnowały. Zaangażowanie w sprawy białoruskie było tak wielkie, że wszystkie kraje razem wzięte, z Europy i świata, są daleko w tyle za Polską. Nikt się tak nie wcisnął pomiędzy wódkę i zakąskę na kremlowskim stole, jak Polska, no i z tą ręką w nocniku niestety zostaniemy. Dlaczego prosiłem i uprzedzałem, żeby w to nie wchodzić i broń Boże nie budować na Białorusi „demokracji”? Każdy może sobie przeczytać felieton raz jeszcze albo po raz pierwszy i przyswoić argumenty, które należą do gatunku „oczywista oczywistości”. I nic się w tej materii nie zmieniło. Główna teza, że Białoruś jest typową ziemią niczyją, na której od stuleci żyją ludzie o mentalności carsko-radzieckiej, potwierdziła się z pełna mocą. Zwyczajnie i tak po prosu są kraje skazane na bezhołowie albo funkcjonowanie w ramach kolonii imperium. Władza i opozycja białoruska to ten sam radziecki samowar.

Reklama

Na Białorusi odbywa się jeden wielki spektakl, taka wymiana, o ile do niej dojdzie, z PZPR na SLD plus Unia Wolności. Operacja jest pod całkowitą kontrolą Putina, który jednocześnie bada nastroje społeczne i bawi się w wybór nowego namiestnika. Łukaszenka poczuł się za silny i zaczął zbyt mocno wczuwać się w rolę niezależnego od Kremla przywódcy narodu. Putin bardzo szybko pokazał mu, co się z nim stanie, a gdy i tego Łukaszenka nie przyjął do wiadomości, to zaczęła się wielka maskarada pod tytułem: „Demokratyczny zryw pokojowy”. W takich przypadkach zawsze słyszy się kontrargument, że przecież nie da się zmanipulować 200 tysięcy ludzi. I śmieszne i straszne, da się zmanipulować miliony i nawet miliardy, a w białoruskim przypadku w ogóle nie było żadnego problemu. Część społeczeństwa białoruskiego jest szczerze zmęczona samym wizerunkiem ojca narodu i tu wystarczy niewielki zapalnik, aby wybuchły emocje. Tak też się stało, według starych jak świat schematów, żadnych niespodzianek. A Polska? Cóż, Polska znów porwała się z maczugą na Mechagodzillę i nie przypomina to walki Goliata z Dawidem, ale klasyczny „dzwon”, po którym traci się przytomność.

Diagnoza jest niezmienna, to i recepta powinna być taka sama. Polska nie ma nic do roboty na Białorusi, nie mamy żadnych narzędzi i możliwości, aby zmieniać władzę u jakiegokolwiek naszego sąsiada, o zmianie ustroju nie wspominając. Staliśmy się dla Łukaszenki największym wrogiem, a on prawdopodobnie utargował z Putinem kolejną kadencję i tyle na tym bzdurnym wychodzeniu przed szereg zyskaliśmy. Dodatkową i dotkliwą porażką, jest los Polaków na Białorusi. Łukaszenka jest święcie przekonany, że to właśnie Polonia białoruska stoi za „spiskiem” i to na Polakach skupi się odwet carskiego namiestnika. Pełna amatorszczyzna pod publiczkę, bez żadnego rozeznania, co się tak naprawdę dzieje, jacy aktorzy występują w politycznym teatrze i kto obsadza role. Nie bardzo też wierzę, aby po tej kompromitacji zostały wyciągnięte jakiekolwiek wnioski. Znając życie i „spontaniczność” polskiej polityki, kolejnym razem będzie dokładnie tak samo i znów zgłosimy się jako pierwsi do castingu na pożytecznego idiotę.

Reklama

15 KOMENTARZE

  1. Małe political fiction.

    Małe political fiction.

    Jest sobie najpotężniejszy na świecie Gracz gospodarczy i militarny. Temu Graczowi nadepnął na odcisk Kraj kontrolujący cieśninę Ormuz. Wielki Gracz przy podjudzeniu małego bliskowschodniego Ujadacza postanawia zrobić z Krajem porządek. Ale Wielki Gracz ma pewien problem, bo Kraj ma Sojusznika, którego obszar na niejednym kontynencie się rozciąga i też gra jakieś interesy na Bliskim Wschodzie. Więc proste uderzenie pałką Kraju nie wchodzi w rachubę. Wielki Gracz postanawia więc rozpalić ognisko w Kraiku, który graniczy z Sojusznikiem. W tym celu sprzedaje Kraikowi tanio węglowodory i nakłania swoich Satelitów, aby sprzedawały Kraikowi tanio energię elektryczną. Wkurzony Sojusznik postanawia wymienić kierownika Kraiku, ale Wielki Gracz rękoma Satelitów dolewa beznyny do ogniska, bo ognisko musi się fest hajcować, żeby można było łatwiej zdzielić pałą Kraj.

  2. Małe political fiction.

    Małe political fiction.

    Jest sobie najpotężniejszy na świecie Gracz gospodarczy i militarny. Temu Graczowi nadepnął na odcisk Kraj kontrolujący cieśninę Ormuz. Wielki Gracz przy podjudzeniu małego bliskowschodniego Ujadacza postanawia zrobić z Krajem porządek. Ale Wielki Gracz ma pewien problem, bo Kraj ma Sojusznika, którego obszar na niejednym kontynencie się rozciąga i też gra jakieś interesy na Bliskim Wschodzie. Więc proste uderzenie pałką Kraju nie wchodzi w rachubę. Wielki Gracz postanawia więc rozpalić ognisko w Kraiku, który graniczy z Sojusznikiem. W tym celu sprzedaje Kraikowi tanio węglowodory i nakłania swoich Satelitów, aby sprzedawały Kraikowi tanio energię elektryczną. Wkurzony Sojusznik postanawia wymienić kierownika Kraiku, ale Wielki Gracz rękoma Satelitów dolewa beznyny do ogniska, bo ognisko musi się fest hajcować, żeby można było łatwiej zdzielić pałą Kraj.

  3. Tym razem pozwolę sobie nie

    Tym razem pozwolę sobie nie zgodzić się z tezą MK, że ze strony Polski to jest "pełna amatorszczyzna pod publiczkę". IMO jest chyba znacznie gorzej. Mianowicie jest chyba tak, że Polska została w tej sprawie wystawiona na "chłopca do bicia". Polska w aktualnej "sprawie białoruskiej" ewidentnie robi politykę oraz interesy Niemiec, szkodząc jednocześnie swoim elementarnym interesom. To wszystko jest kompletnie bez sensu. Do niedawna Łukaszenka próbował się wyswobodzić z energetycznego dyktatu Putina (inna sprawa, na ile robił to szczerze, a na ile po prostu blefował). Coś się nawet zaczęło mówić o podpięciu Białorusi do gazociągu norweskiego i moście energetycznym z Litwą. Nie mnie oceniać, na ile były to inicjatywy poważne i realne. Była jednak na pewno szansa na okazanie tym inicjatywom wsparcia i w ten sposób zapewnienie sobie względnej życzliwości Łukaszenki oraz Białorusinów. Zamiast tego wpakowaliśmy się z pełną energią w awanturę wywołaną nie wiadomo do końca przez kogo i nie wiadomo do końca po co. Choć jej najbardziej prawdopodobnym inicjatorem i beneficjentem jest jednak Putin. On najwięcej wygrywa na tym, co się dzieje na Białorusi. Natomiast Polska zachowała się najgłupiej, jak tylko mogła. Zaczęła wprost ingerować w wewnętrzne sprawy innego suwerennego państwa, niektórzy idioci zaczęli nawet majaczyć o odebraniu Białorusi Grodna (ABW powinno sprawdzić wątek agenturalny tych majaczeń). To wszystko robiło państwo, które od wielu lat walczy z wtrącaniem się innych państw w nasze sprawy wewnętrzne. Oraz państwo, którego 1/3 obecnego terytorium nigdy nie była ziemiami etnicznie polskimi (© śp. Stefan Kisielewski), a Polska jest tam gospodarzem niewiele ponad kilkadziesiąt lat. Skoro arbitralnie uznaliśmy wybory na Białorusi za nieuczciwe (właściwie na jakiej podstawie?), to jak teraz będziemy odpowiadać np. Brukseli, jeśli jakis nowy Timmermans uzna kiedyś arbitralnie, że polskie wybory były nieuczciwe i należy je natychmiast powtórzyć? Co odpowiemy Niemcom, którzy od lat uważają, że polski ziemie zachodnie powinny wrócić do Niemiec, bo przecież "od zawsze" były niemieckie? Niech ktoś spróbuje mi wytłumaczyć, co Polska mogła zyskać tak głupio wtrącając się w sprawy Białorusi? (MK bardzo dokładnie napisał, co Polska na tym straci – zobaczymy jeszcze, co będzie z zapowiadaną przez Łukaszenkę blokadą polskich tranzytów). Warto też zwrócić uwagę na postawę Niemiec, które "de facto" uznały, że sprawy na wschód poza linią Berezyny, Bugu i Sanu to jest wyłącznie rosyjska strefa wpływów (© C.Gmyz na TT). Czy ktokolwiek w Polsce zastanowił się, że Niemcy mogą kiedyś tą linię przesunąć na Wisłę? Co wtedy zrobi Polska i czy jest na taką opcję przygotowana? Dlaczego zatem Polska tak głupio skłóca sobie sąsiadów i robi przysłowiową "czarną robotę" za Niemcy, a szerzej za UE? Dużo w tej sprawie pytań, wątpliwości i obaw. Ja osobiście coraz bardziej skłaniam się ku tezie, że Morawiecki staje się powoli drugim Tuskiem i zaczyna działać głównie w interesie Niemiec. Polecam uwadze artykuł (https://wpolityce.pl/polityka/515050-niemcy-wymuszaja-na-polsce-przyjecie-wyslannika-berlina), a zwłaszcza jego końcowy akapit. Są tam bardzo znamienne wypowiedzi Niemiec.

  4. Tym razem pozwolę sobie nie

    Tym razem pozwolę sobie nie zgodzić się z tezą MK, że ze strony Polski to jest "pełna amatorszczyzna pod publiczkę". IMO jest chyba znacznie gorzej. Mianowicie jest chyba tak, że Polska została w tej sprawie wystawiona na "chłopca do bicia". Polska w aktualnej "sprawie białoruskiej" ewidentnie robi politykę oraz interesy Niemiec, szkodząc jednocześnie swoim elementarnym interesom. To wszystko jest kompletnie bez sensu. Do niedawna Łukaszenka próbował się wyswobodzić z energetycznego dyktatu Putina (inna sprawa, na ile robił to szczerze, a na ile po prostu blefował). Coś się nawet zaczęło mówić o podpięciu Białorusi do gazociągu norweskiego i moście energetycznym z Litwą. Nie mnie oceniać, na ile były to inicjatywy poważne i realne. Była jednak na pewno szansa na okazanie tym inicjatywom wsparcia i w ten sposób zapewnienie sobie względnej życzliwości Łukaszenki oraz Białorusinów. Zamiast tego wpakowaliśmy się z pełną energią w awanturę wywołaną nie wiadomo do końca przez kogo i nie wiadomo do końca po co. Choć jej najbardziej prawdopodobnym inicjatorem i beneficjentem jest jednak Putin. On najwięcej wygrywa na tym, co się dzieje na Białorusi. Natomiast Polska zachowała się najgłupiej, jak tylko mogła. Zaczęła wprost ingerować w wewnętrzne sprawy innego suwerennego państwa, niektórzy idioci zaczęli nawet majaczyć o odebraniu Białorusi Grodna (ABW powinno sprawdzić wątek agenturalny tych majaczeń). To wszystko robiło państwo, które od wielu lat walczy z wtrącaniem się innych państw w nasze sprawy wewnętrzne. Oraz państwo, którego 1/3 obecnego terytorium nigdy nie była ziemiami etnicznie polskimi (© śp. Stefan Kisielewski), a Polska jest tam gospodarzem niewiele ponad kilkadziesiąt lat. Skoro arbitralnie uznaliśmy wybory na Białorusi za nieuczciwe (właściwie na jakiej podstawie?), to jak teraz będziemy odpowiadać np. Brukseli, jeśli jakis nowy Timmermans uzna kiedyś arbitralnie, że polskie wybory były nieuczciwe i należy je natychmiast powtórzyć? Co odpowiemy Niemcom, którzy od lat uważają, że polski ziemie zachodnie powinny wrócić do Niemiec, bo przecież "od zawsze" były niemieckie? Niech ktoś spróbuje mi wytłumaczyć, co Polska mogła zyskać tak głupio wtrącając się w sprawy Białorusi? (MK bardzo dokładnie napisał, co Polska na tym straci – zobaczymy jeszcze, co będzie z zapowiadaną przez Łukaszenkę blokadą polskich tranzytów). Warto też zwrócić uwagę na postawę Niemiec, które "de facto" uznały, że sprawy na wschód poza linią Berezyny, Bugu i Sanu to jest wyłącznie rosyjska strefa wpływów (© C.Gmyz na TT). Czy ktokolwiek w Polsce zastanowił się, że Niemcy mogą kiedyś tą linię przesunąć na Wisłę? Co wtedy zrobi Polska i czy jest na taką opcję przygotowana? Dlaczego zatem Polska tak głupio skłóca sobie sąsiadów i robi przysłowiową "czarną robotę" za Niemcy, a szerzej za UE? Dużo w tej sprawie pytań, wątpliwości i obaw. Ja osobiście coraz bardziej skłaniam się ku tezie, że Morawiecki staje się powoli drugim Tuskiem i zaczyna działać głównie w interesie Niemiec. Polecam uwadze artykuł (https://wpolityce.pl/polityka/515050-niemcy-wymuszaja-na-polsce-przyjecie-wyslannika-berlina), a zwłaszcza jego końcowy akapit. Są tam bardzo znamienne wypowiedzi Niemiec.