Reklama

Wrze Euro 2012, ale w dniu ostatniego, pożegnalnego meczu dla polskiego zespołu, najgłośniejszym echem zabrzmiał strzał nie na boisku, ale w warszawskim garażu, otwierając wielkości pocisku okno na t

Wrze Euro 2012, ale w dniu ostatniego, pożegnalnego meczu dla polskiego zespołu, najgłośniejszym echem zabrzmiał strzał nie na boisku, ale w warszawskim garażu, otwierając wielkości pocisku okno na tragiczny stan wierchuszki elit rządzących dzisiaj polskim państwem. Było to inne pożegnanie, mecz finałowy rozegrany może ze sobą samym.

Mecz dla gen. Petelickiego najważniejszy, na który mogli nie przybyć kibice. A jeśli przybyli, to byli to morderczy kibice ostatecznego pożegnania. Pożegnanie z życiem, z nadzieją i rodziną. Tylko wówczas nieprawdziwe byłoby słowo z nekrologu „odszedł”, wtedy trzeba by użyć „został odprowadzony”…

Reklama

Życie jest tragedią dla wrażliwych, a komedią dla myślących. Wcześniejsze aresztowanie „gromowca” gen. Czempńskiego, było ostrzeżeniem dla środowiska, któremu się „powiodło” po operacji okrągłego stołu, aby nie bawiło się w rewizjonizm i lokalny polski patriotyzm.

Jak widać łatwiej rozerwać ludzką czaszkę niż system, w który jak kiedyś w elektryfikację, wyposażono społeczeństwo i państwo. Ołowiany smoczek podarowany rozgadanemu generałowi, powinien uspokoić na pewien czas „wpływowe” środowiska i zniechęcić do integracji z dochodzącymi swoich praw tubylcami.

Gen. Petelicki miał trójkę dzieci o które dbał. Dwoje biologicznych jednostek osobowych i jednostkę specjalną GROM. Jeśli popełnił samobójstwo w akcie rozpaczy, to w strachu przed bardziej brutalną, mafijną siłą, aby ochronić najbliższych. To mogłoby być policzone jako tragiczny akt odwagi cywilnej.

Padają pytania czy koledzy kombatanci z GROM, nie będą chcieli pomścić śmierci swojego lidera. Takie postawienie sprawy mogłoby doprowadzić do dalszego eliminowania niewygodnych ludzi, przez prowokatorów w interesie sił rodzimych i obcych. Szwadrony śmierci nie powinny przyjąć się na polskim gruncie rozpaczy. Z Argentyny wystarczy nam tango…

Któryś z prezydentów USA powiedział dawno temu, że jedyną rzeczą jaką musimy się bać jest strach.

Dziwnie brzmią sympatie z prawej strony politycznej, jakby instynktownie zaliczające śp. Generała do swojego obozu, przypuszczając, że padł ofiarą, literalnie, bądź w wyniku osaczenia, tych samych ciemnych sił odpowiedzialnych m.in. za reżyserkę tragedii smoleńskiej.

Zamykają oczy na fakty, że Petelicki sam miał długi staż SB-cki i pochodził z rodziny uwikłanej w zniewalanie Narodu Polskiego na rzecz czerwonego obrządku wschodniego imienia dwóch śniętych morderców: Lenina i Stalina, którzy chcieli Polskę oderwać od Rzymu w przeciwieństwie do Cyryla i Metodego, piewców innego obrządku, którzy nam Rzym zaszczepiali.

Ci którzy nie znają historii, będą zmuszeni ją powtórzyć. Tak myślał hiszpański historiozof George Santayana.

Jeśli już jesteśmy w temacie wczesnych Polaków, to przypomnijmy sobie ówczesną „lustrację” religijną jednego z naszych najmężniejszych królów, Bolesława Chrobrego, który aby skończyć ze starą wiarą słowiańską (Antoni Macierewicz może tu tylko pozazdrościć!), w okresie postu kazał upartym nieprzystosowanym do nowych norm, zęby powybijać!

I wiodło się Polsce wtedy dobrze, a może najlepiej? Bolesław lubił zagraniczne wycieczki, a to Świętopełka posadził na kijowskim tronie, a to przedeptywał przyjazne drogi w Pradze, a to zaprowadzał porządki w dziś niemieckim Budziszynie…

Petelicki kręcił się również wokół kontraktów związanych z wydobyciem gazu łupkowego. To plasowałoby go obok Radka Sikorskiego i opcji amerykańskiej, zgodnie z jego doświadczeniami z epoki GROM-u, pomagał też w przerzucaniu na zachód sowieckich Żydów (operacja Most). Jednocześnie kolidowałoby z koncepcją surowcową nowego , starego prezydenta Rosji, Putina. Ten chciałby zmonopolizować europejski rynek energetyczny i nawet perspektywiczne podjęcie walki przez Polskę o zbudowanie własnej pozycji, byłoby zagrożeniem dla dochodowej koncepcji Putina.

Gen. Petelicki otwarcie krytykując korupcję polskiego obecnego rządu robił wrażenie, że się nie boi. Odnośnie samobójstwa Petelickiego nasuwa się jeszcze jedno pytanie w stylu inspektora Colombo. Dlaczego on dostał kulę w głowę mimo, że miał rząd w dupie? Czy taki rozrzut wynikał z roztargnienia, braku fachowości, czy pomyłki ? Ale dość głupich dowcipów…

Z utęsknieniem możemy sięgnąć do historii samobójców II Rzeczypospolitej, nie odchodząc daleko, powiedzmy również w Warszawie, płk. Walerego Sławka, 3 krotnego premiera i marszałka Sejmu, „sumienia” marsz. J. Piłsudskiego. Przewidziany przez swojego przyjaciela J. Piłsudskiego na prezydenta II RP, a wykolegowany z życia państwowego przez prezydenta Mościckiegi i marsz. Rydza-Śmigłego, w obliczu nadciągającej II wojny światowej, wybiera samobójstwo.

2 IV 1939 roku, o godz. 20. 45 (godzina śmierci J. Piłsudskiego) pociąga za spust starego (z czasów PPS-owskich bojówek) Browninga i oddaje strzał w usta, umierając jednak (pocisk utkwił w podniebieniu) dopiero następnego dnia. W pozostawionym liście pisze:

„Odbieram sobie życie. Nikogo proszę nie winić. 2/IV/39. W. Sławek.”

W dopisku napisał:

„Spaliłem papiery o charakterze prywatnym, a także wręczone w zaufaniu. Jeśli nie wszystkie, proszę pokrzywdzonych o wybaczenie. Bóg Wszechmogący może mi wybaczy moje grzechy i ten ostatni”.

Tak odchodzą wolni wewnętrznie ludzie, ludzie skrytobójczo mordowani nie mają szans na pozostawienie listu pożegnalnego. To nie jest więc sprawa analfabetyzmu, to jest sprawa zawłaszczenia państwa przez moralnych analfabetów.

Reklama