Reklama

Dokonam pewnej wolty, już na wstępie, żeby najgorsze mieć za sobą. Nie mam najmniejszych, najdrobniejszych złudzeń co do kulisów wyboru prezesa Bońka. Ludzie, którzy go wybierali, promotor Greń, który go rozprowadzał, spółdzielnia z baronem Antkowiakiem, to ewidentne i nie przesłanki, ale twarde dowody. Niemniej z całej piątki Boniek jest przysłowiowym najmniejszym złem i nie można też udawać, ani wymagać wygranej w stylu orleańskiej dziewicy. Dlatego też w ramach wyjątku przymykam oczy na środki, ale tylko w sytuacji, gdy zobaczę szlachetny cel. O ile Boniek takimi, czy innymi metodami dochrapał się prezesury w konkretnym i ważnym dla piłki celu, niech mu spowiednik da rozgrzeszenie. Gorzej, gdy okoliczności wyboru wcześniej niż później zejdą się z treścią prezesury. Z chwilą wyboru prezes Boniek ma tylko dwie drogi zarządzania PZPN. Po pierwszej będzie się czołgał jak wszyscy poprzednicy, spłacając długi wyborcze i utrzymując pozycję rozdawaniem grantów. Druga natomiast zmusza Bońka do kopnięcia w zadek „dobroczyńców”, zerwanie układów i prawie samotne, cierniste kroczenie do bardzo wysoko postawionego celu. Na stanowisku prezesa PZPN trudniej się utrzymać z dobrym imieniem niż na najwyższych urzędach i w tej brutalności widzę szansę. Boniek widział co się stało z legendą Laty i o ile rozumie dlaczego się stało, będzie walczył w PZPN o utrzymanie nazwiska Boniek. Na pierwszy rzut oka taka motywacja irytuje szerokie gremia zainteresowanych jakością polskiego futbolu, ale przestrzegałbym przed idealistycznym efekciarstwem, bo nie ma lepszej motywacji w świecie roślin i zwierząt niż dbałość o własną potęgę.

Najważniejsze dla kibiców powinno być to, że Boniek swoje dobre imię może obronić tylko w jeden sposób, PZPN musi zacząć działać dobrze, o ile nie bardzo dobrze. Nie ma innej drogi do nadmuchania wielkiego ego pana Zbyszka. Pożyjemy i jeśli mam zgadywać, to się rozczarujemy, ale startowe Boniek u mnie ma. Bardzo szybko będzie można zweryfikować drogę, którą wybrał „Zibi” i bardzo szybko będzie za wybór płacił lub zbierał frukta. Tyle o prezesie. Równie ważna, bo chyba nie ważniejsza, jest odstawka Koseckiego. Ten fakt niesie za sobą kilka istotnych pocieszeń. Tajemnicą poliszynela jest to, że Mucha miała rozprowadzić Koseckiego, a Tusk miał odciąć kupony. Prezes Kosecki byłby niewątpliwym sukcesem PO, oczywiście do czasu, w dalszej perspektywie PO odpowiadałaby za wszystko, wracając do niesławnego dachu, winna spadłaby na PO PZPN lub PO NCS, albo na jedno i drugie, czyli po prostu na PO. Nie udało się Musze rozprowadzić „Kosy”, co oznacza, że PO dostała w tyłek, ale też przestała rządzić i dzielić. Stare, głównie esbeckie wygi, z PZPN doszły do wniosku, że Boniek będzie tarczą, czy tam buforem. Media trochę zejdą ze związku i dadzą złapać oddech. Co się w strukturze zacznie dziać po złapaniu oddechu, chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Tak czy siak mamy pocieszenia: PO dostała tyłek, de facto przegrała wybory i to znacząco, po drugie PO przestała rządzić i dzielić i to pokazał sam Boniek przed wyborami, opowiadając jak partia zapewnia fuchę dla „Kosy”.

Reklama

Pewnie pan Zbyszek miał osobiste motywacje, Kosecki zwyczajnie Bońka olewał i grał swoim zapleczem politycznym, ale efekt końcowy jest taki, jaki jest. Pomijając wszelkie polityczne sympatie i antypatie, z tym „złotym tandemem” zrobiła się średniej wielkości paranoja. Nazwiska nie grają na boisku i tym bardziej nie zagrają w PZPN, „Kosa” był pierwszym kumplem do szklany dla całego towarzystwa, szybko się wkomponował w klimaty „leśnych dziadków” i od razu zgubił się w tłumie. Wprawdzie dostał wiceprezesa razem z Koźmińskim, ale minę miał zbitego pieska, nie triumfatora. Wszystko wyglądało tak, że pan poseł został potraktowany litościwie, ale z drugiej strony pierwsza decyzja prezesa Bońka dotyczy zarządu zbudowanego na trzech kumplach z boiska. Czy taki układ koleżeński będzie swoim zacnym wyjątkiem przeczył regule „kolesiów”? Nie wiem, ale wiem jedno i powrócę do motywu przewodniego. Gdyby popatrzeć na wynik wyborów PZPN pod kątem gotowania zupy z gwoździa, należy uczciwie przyznać, że Boniek zabija ćwieka, natomiast pozostałe teksy nie dawały żadnych złudzeń. Z tego co było lepiej wybrać się nie dało, a co wybrane zrobi po wyborze, będziemy wkrótce analizować.

Reklama

6 KOMENTARZE