Naczelnym postulatem szkoły neoliberalnej, jest dążenie do maksymalnego zmniejszenia zakresu władzy i kompetencji rządu. O ironio, mam wrażenie, że Parlament Europejski – wydawałoby się z haseł, że liberalny, wręcz przeciwnie – dąży do kontroli i zunifikowania życia Europejczyków pod każdym względem. Ale to tylko taka dygresja…
Istotne jest co innego: otóż ta cała dyskusja nad tym, czy lepszy jest „wielki” i „mały” rząd jest w większości przypadków jałowa i bezsensowna. Ujmując to w dosadnych słowach – rząd powinien być taki, jaki jest w danym momencie potrzebny! Czyli na przykład, kiedy państwo ma zdrową, dynamicznie rozwijającą się gospodarkę, to nic lepszego nie można zrobić, jak ograniczyć poziom interwencji rządu na rynku i pozwolić sektorowi prywatnemu rozwijać się samodzielnie. Ponieważ, jak przekonuje szkoła neoliberalna: wydatki rządowe, w porównaniu z prywatnymi są zwykle mniej efektywne.
Ale nie zawsze życie to bajka. Zdarzają się sytuacje wyjątkowe: wojna, katastrofa naturalna, terroryzm, upadek gospodarki, masowe ubóstwo, itp. A wtedy panowie politycy powinni obudzić się z letargu i tak organizować kraj, aby wyprowadzić go z zagrożenia. Ponieważ to jest zadaniem rządu!
Wcale nie dziwię się Niemcom, że popierają ekonomię neoklasyczną – im powodzi się dobrze, a drugiej strony również rozumiem bezrobotnych Greków, czy Hiszpanów, że oczekują pomocy od państwa.
Dlatego, ta zażarta dyskusja, co lepsze: wielki czy mały rząd jest po prostu śmieszna. Kiedy można, to rząd powinien się wycofywać z życia gospodarczego, społecznego, a kiedy potrzeba, to interweniować. To wszystko, nic więcej…
Niestety populistyczna retoryka przeważa: z punktu widzenia ekonomii neoklasycznej, wszelkie wydatki rządowe to strata. Nawet, jeżeli służą one zabezpieczeniu kraju na przyszłość. Jeżeli neoliberałowie nie widzą palącej potrzeby wydatków tu i teraz, to je krytykują. Po prostu są zaprzysięgłymi zwolennikami „małego rządu” i żadne argumenty nie są w stanie ich przekonać.
Osobiście, nie jestem ani zwolennikiem „wielkiego rządu”, ani „małego rządu”. Zauważyłem, że w krajach o powszechnym dostatku, dla ludzi żyjących bezpiecznie i szczęśliwie, nie ma żadnego znaczenia, czy ich rząd jest „wielki” czy „mały”.
“Wielki” czy “mały” rząd?
Reklama
Reklama