Stosunek osobisty każdego wobec tego, co się dzieje wokół profesora Aleksandra Wolszczana jest oczywiście powiązany z dwoma zagadnieniami. Po pierwsze, z naszym stosunkiem do lustracji jako takiej, po drugie, ze zrozumieniem i akceptacją moralnej postawy samego astronoma – lub brakiem akceptacji. Dlatego też każda opinia będzie subiektywna.
Stosunek osobisty każdego wobec tego, co się dzieje wokół profesora Aleksandra Wolszczana jest oczywiście powiązany z dwoma zagadnieniami. Po pierwsze, z naszym stosunkiem do lustracji jako takiej, po drugie, ze zrozumieniem i akceptacją moralnej postawy samego astronoma – lub brakiem akceptacji. Dlatego też każda opinia będzie subiektywna.
W niektórych przypadkach ta opinia, szczególnie osób publicznych, będzie skażona serwilizmem, dwuznacznością moralną. Taką postawę reprezentuje chociażby redaktor Tomasz Terlikowski, który tak napisał na swoim blogu;
I to nie dlatego, że kiedyś zachował się niegodnie naukowca (nie on jeden, czego żywym dowodem był histeryczny sprzeciw polskich naukowców, wobec ustawy lustracyjnej), choć niewątpliwie tak się właśnie zachował, ale dlatego, że nie jest w stanie odróżniać dobra od zła, tego, co haniebne i czego wstydzić się należy (a takim czynem jest niewątpliwie donoszenie na rodzinę i kolegów) od tego, co jest neutralne moralnie. Taki człowiek może być wybitnym technikiem, ale trudno o nim mówić ?profesor?
Pisze to dziennikarz, który jest zatrudniony w tygodniku stworzonym przez esbeka i aparatczyka PZPR, i dla niego nie jest to hańbiące?
Mam stosunek do lustracji jednoznaczny od dawna, jestem jej przeciwny, dlatego też sprawa Wolszczana nie działa na mnie specjalnie wzburzająco. Zresztą, jak się okazuje, również na jego kolegów, ponieważ naukowcy z CA UMK dość jednoznacznie się wypowiedzieli za kontynuacją projektów z jego udziałem.
Wolszczan zachował się tak, jak jego sumienie mu podpowiedziało. Przyznał się do błędu, czy może – do wyboru innego, niż tego by oczekiwali tak zwani moraliści, a jednoznacznie uniknął, żenującej w tym wypadku i po tylu latach sztucznej ekspiacji. Przed kim miał się ukorzyć? Przed małymi, ujadającymi kundelkami, którzy nie potrafią odróżnić człowieka od jego dzieła, czy przed zerami, które nic w swoim życiu nie osiągnęły?
Profesor dokonał w tamtych latach świadomego, racjonalnego wyboru. Przyjmując układ z SB nie czynił tego okłamując się, że prowadzi jakąś grę, lecz stwierdził, że jest to cena, jaką musi i może zapłacić za niezależność naukową. Jego dziedzina nauki jest praktycznie całkowicie oderwana od czynników społecznych, Wolszczan nie jest historykiem, socjologiem, nie musi iść w pracy naukowej na kompromisy. Wszechświat jest taki, jaki jest – i nie da się go ideologicznie zmanipulować. To co zrobił profesor – to nie był moralny relatywizm, o jaki jest teraz oskarżany – lecz racjonalny wybór, zgodny z warunkami, w jakich wtedy działał. To nie kontrwywiad SB pomógł mu w odkryciu planet poza Układem Słonecznym, czy osiągnięciu innych dokonań naukowych – to jest jego, własne, autorskie działanie.
Ocena postawy Aleksandra Wolszczana jest problemem oceniających – a nie jego. To dla tych, dla których lustracja jest istotą rozliczeń z przeszłością, istnieje sprawa. Dla tych, dla których liczy się jego praca, oblicze polskiej nauki i pozycja Polski na scenie nauki światowej – sprawa nie ma znaczenia. Należy przypomnieć takich ludzi,jak Heidegger, Bohr, czy nawet postać – Św. Pawła – każdy z nich miał ?za uszami? takie, lub inne przewiny.
Jest coś żenujące w całej tej hucpie, rozpętanej wokół Wolszczana, bo po raz kolejny próbuje rozliczyć się człowieka, bez zrozumienia uwarunkowań tamtego systemu.
Zwycięzcą w całej tej sprawie jest profesor Wolszczan. Udało mu się przechytrzyć komunę, bo wyjechał na staże i stypendia, zrobił karierę i pozycję w świecie naukowym (z czego korzystają także jego polscy koledzy) i to on jest twarzą rozpoznawalną w Świecie, a nie esbek go prowadzący.
Wiem, że te proste prawdy nie trafią do ?moralnych? lustratorów, którzy, jak Wildstein, na tym opierają swój byt i sukcesy zawodowe. Nie martwi mnie to, jak nie martwi również profesora.
Kundle szczekają – a karawana już dawno w gwiazdach.
Azrael
Azraelu chyba piszac sam
Azraelu
chyba piszac sam czules, ze cos nie tak, skoro zdjales nawet deklaracje (zazwyczaj trafna), ze stoisz po stronie prawdy…
podobnie jak Ty jestem pelen pogardy dla drobnych bazarowych katonow, ktorzy, jak mawiala moja mama, podczas wojny swiniom ogony u bauera podwiazywali, a teraz rzucaja sie na dziko lustrowanych luminarzy z jakze slusznym moralnym potepieniem.
podobnie jak Ty uwazam, ze uczciwosc nakazywalaby wyswietlic sprawki nie tylko tych, co podpisali i donosili, ale przede wszystkim tych, co ich do tego sklonili, a uzyskana wiedze oceniac z ostroznoscia, a nawet wyrozumialoscia.
ale, po pierwsze, lustracji uniknac sie nie da, pytanie tylko, czy ona musi byc az tak brudna, jak jest teraz, kiedy dostep do akt maja niektorzy i moga dokonywac wyboru, kogo chronic, a kogo wdeptac w glebe (skubi: http://www.kontrowersje.net/node/137),
po drugie zas, Twoja afirmatywna teza, ze prof. Wolszczan “przechytrzyl komune” i za to nalezy mu sie podziw, wydaje mi sie zatruta i w smaku obrzydliwa. mam nadzieje, ze sam to dostrzezesz, moge sie tylko dziwic, ze dopiero po kliknieciu “zapisz”…
pozdrawiam
ten z bloku naprzeciwko
Tuż po ogłoszeniu końca stanu wojennego miałem kilkanaście lat (z akcentem na “kilka”). Pamiętam, jak pewnego wieczoru sk..wiel z bloku naprzeciwko, SB-ek, pijanym będąc, zatrzymał nas (mnie + 2 kumpli) w kąciku w osiedlowym kompleksie handlowym i zaczął straszyć – kompletnie bezpodstawnie, dla własnej sadystycznej przyjemności – że jest już po godzinie policyjnej, że doniesie na nas, gdzie trzeba, że rodzice będą mieli przes.ane itp. przyjemności. Nie robił tego, żeby zmusić nas do jakiejkolwiek współpracy, zyskać cokolwiek, wpisać sobie do zasług “kontakt operacyjny”. Robił to, ponieważ to lubił.
“Jeżeli umowa brzmiała jak zdradził mi niegdyś pewien ’emeryt’ : wy dostajecie władzę a my nietykalność – to umowa zobowiązuje nawet gdy widzimy że zrobiono nas w konia.” Kiedy zawierano tę umowę, ledwie sięgałem dorosłości. Mógłbym powiedzieć, że ze mną nikt się nie umawiał, ale zgrzytając sobie wewnętrznie zębami wolę powiedzieć: “pacta sunt servanda”. Pamiętam jednak, jak się wtedy czułem, i wyobrażam sobie, jak mógł się czuć dorosły człowiek, mający rodzinę i wiele do stracenia, którego zastraszano w o wiele bardziej wyrafinowany sposób niż tamten pijany sk…syn nas – dzieciaków. I dlatego wkurza mnie niemożliwie, kiedy ludzie uważają, że Wolszczan musi się tłumaczyć, a jego oficer prowadzący już nie.
Też uważam,…
… że dla ludzi, którzy popełnili niegodziwości – nie może być przebaczenia. Czym innym jest jednak odpowiedzialność zbiorowa.
Owszem, Azraelu, przebaczenie
Owszem, Azraelu, przebaczenie byc moze, byloby nawet pozadane.
Przypomne jednak 2 rzeczy banalne az do bolu, a stanowiace warunki przebaczenia:
a) prawo skrzywdzonego do wiedzy
b) obowiazek krzywdziciela do zrozumienia i przyznania swojej winy.
Bez ktoregokolwiek z tych elementow mowienie o przebaczeniu jest wprawianiem powietrza w bezuzyteczne drganie.
Pozdrawiam
wietrzyc świat
jestem zdecydowanym zwolennikiem lustracji, pełnej i do końca. tylko otwarta kurtyna, tylko udostępnienie zasobów IPN wszystkim zagwarantuje cisze nad tą trumna.
Ja wiem i rozumiem że w SB-eckich teczkach są informacje które nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego, ale to można zabezpieczyć, nie wykreślaniem danych przez archiwistów IPN ale poprzez zapisy ustawowe, kto dane objęte zakazem publikuje płaci takie grzywny że do 10 pokolenia będzie spłacać, jaka instytucja publikuje takie dane (gazeta czy telewizja) płaci takie grzywny że jej byt nie to że jest zagrożony ale po prostu się kończy. Wszelkie sprawy spory rozstrzygają sady powszechne i w moim zdaniem to zakończyło by problem lustracji