Kilka dni temu na politologicznym deputowanym Migalskim wieszano wszystkie psy, z powodu przypływu s
Kilka dni temu na politologicznym deputowanym Migalskim wieszano wszystkie psy, z powodu przypływu szczerości deputowanego. Nie przyłączę się do chóru oburzonych, przeciwnie, uważam, że trzeba mieć jaja, aby w polityce mówić prawdę i w dodatku prawdę, która nie służy politykowi. Migalski zapewne chciał uzyskać taki efekt, bo z kolei naiwnością jest sądzić, że zamierzał prawdą sobie szkodzić. Sądził, że gdy powie coś oryginalnego zostanie nagrodzony za odwagę. Tym rad sposobem Polacy dowiedzieli się, że deputowani nie mają pojęcia nie tylko nad czym głosują, ale i o tym, że w ogóle głosowali. Prawda wypowiedziana przez Migalskiego dotyczy wszystkich deputowanych i jestem więcej niż pewien tej skali. Dokładnie tak działa biurokratyczny moloch zwany Unią Europejską i co więcej nie jest to efekt rozbudowanej administracji, ale zaplanowanego działania. Ostatnim zawodem na świecie jaki mógłbym wykonywać jest zawód pedagoga, dlatego wymyśliłem sobie Portal dla ludzi, którzy skończyli szkoły i potrafią zrobić z tego użytek. Dzięki tak ustawionej poprzecie nie muszę męczyć się niczym Ludwik Dorn w rozmowie z redaktorem Morozowskim i tłumaczyć, dlaczego Grecja zbankrutowała, chociaż według Morozowskiego Grecja dzięki euro może na niższym procencie sprzedawać obligacje. Współczuję pedagogom, Ludwikowi Dornowi mniej, bo on nie miał prawa sądzić, że rozmowa z Morozowskim skończy się inaczej. Moloch europejski pod światłym przywództwem Niemiec i już nie Francji, funkcjonuje według reguły hipermarketowej. Przede wszystkim nieustanna wyprzedaż i promocja, jakie były ceny wyjściowe nikt nie pamięta, a w wielu wypadkach nie miał okazji zobaczyć. Po drugie gratis, kupisz jedno dostaniesz drugie gratis albo kupisz jedno i do jednego dostaniesz 20%. Wreszcie ulotki za darmo z ratami „0%” i nikt nie czyta treści drobnym drukiem.
Na hipermarkecie nigdy nie zarobił żaden klient hipermarketu, chociaż najadł się darmowych próbek, nałykał gratis, a resztę sobie kupił na raty „0%”. Odczytując prostą metaforę, hipermarket, ten cudowny, kochany i charytatywny, jest jak Niemcy, którzy „płacą na nasze drogi”. Klientami są wszyscy pozostali i wbrew natarczywej reklamie hipermarketu, ani w hipermarkecie nie jest za tanio, ani za „0%”, ani też nie ma hipermarketu, który nie zarabiałby kroci. Z kolei do hipermarketu, czyli do Europy przychodzą biedni i kupują wielkie paki na wagę, tylko należałoby się zastanowić czego? Polędwica sopocka, moja ulubiona „wędlina” felietonowa, króluje w hipermarkecie. Padlina nazywa się ekskluzywnie, wygląda na pięć razy większą niż kiedykolwiek została wyciętą z jakiejkolwiek świni, kosztuje gorsze. Nic tylko brać na kilogramy, a w domu pierwsze rozczarowanie, smakuje truchło jak truchło, na drugi dzień obrasta jakimś obleśnym śluzem i nawet pies nie chce tego ruszyć. Tej klasy produktu nie kupi żaden właściciel hipermarketu, zresztą właściciele hipermarketów z zasady nie zaopatrują się w sowich sklepach. Nie kupią też pracownicy, którzy się napatrzyli jak się robi hipermarket, ale klienci będą kupować, bo jest tanio i za każdym razem się wydaje, że wygląda apetycznie. Hipermarket daje najgorsze miejsca pracy za najpodlejsze pieniądze, mami klientów gigantomanią i reklamą piorącą mózgi, bez namoczenia i co najważniejsze wszystko dookoła hipermarketu pada pokotem. Główne celem hipermarketu to: byle jaki produkt na wysokiej marży, masowy klient, tania siła robocza i mordowanie konkurencji.
W Europie były dwa hipermarkety: Francja i Niemcy, wokół nich padło wszystko, na koniec odpada Francja i zostaję jeden super-hipermarket niemiecki. W pampersach u Niemca będzie siedzieć europejska kasjerka i będzie liczyć niemieckie zyski, a Niemiec raz do roku zaprosi zapieluchowanych wyrobników na opłatek, czy inne jajeczko i przez megafon hipermarketu oświadczy, że wszyscy jesteśmy jednym hipermarketem, tylko na różnych stopniach integracji. Istnieją rozmaite normy, jakościowe dla produktów, prawa pracy dla pracowników, na hasłach klient jest panem hipermarketu, a pracownik nie jest płatnikiem netto. Taki „układ zbiorowy”, zwany na przykład traktat lizboński, którego nikt nie przestrzega i de facto zmienia jak chce choćby „paktem fiskalnym”, podpisanym na kolanie. Kolejne pakty i traktaty otwierają nowe horyzonty, ale jakoś produkt hipermarketowy nadal jest na poziomie polędwicy sopockiej, pracownik zarabia tyle, co turecki bezrobotny dostaje zasiłku w Niemczech, pampers na kasie jest pełnym poszanowaniem praw, co zatwierdzają wszystkie trybunały, natomiast reguły gry w hipermarkecie ustala Niemiec, bez żadnego porozumienia trójstronnego.
Dzieje się tak, że i głupi by się połapał, ale jak widać klientom niemieckiego hipermarketu ciągle mało, chciałaby jeszcze za cały chłam płacić więcej i zarabiać mniej na kasie, ponieważ hipermarket przeprowadził kolejną promocję. Nasz Pan klient! Będziesz płacił euro, będziesz w ekskluzywnej grupie, tej samej, do której należy niemiecki właściciel Europy, on to dorobił się dzięki euro i tylko w euro liczy swoje zyski. Dołącz do najbogatszy, obracaj euro! Kaczyński zaprosił na konferencję politologa, ów pedagogicznym językiem wyjaśnił to samo, co ja usiłuję wyjaśnić najprościej jak się da. Przestrzegł politolog, że Donald Tusk nabrał towaru na raty „0%”, bo jak 99% deputowanych nie ma pojęcia lub nie przeczytał, co jest napisane drobnym drukiem. Uprzedził, że skończymy jako klienci nabici w butelkę i pracownicy hipermarketów z taką sraczką po sopockiej, że na pampersy nam nie starczy. Potem prezes dodał jeszcze kilka uwag, między innymi i taką, że od patrzenia jak inni jedzą, jeszcze nikt się nie najadł. No i zgadnijcie Szanowni Rodacy, o co, po całej tej lekcji życia, zapytał jeden europejski dziennikarz? Nikt nie zgadnie, kto nie słyszał na własne uszy. Dziennikarz spytał, dlaczego prezes Kaczyński jest przeciw ACTA, skoro nie ma bankowego konta elektronicznego i kiedyś powiedział, że widział studenta w bibliotece. Nie ma gorszego zawodu na świcie niż pedagog, ponieważ świat jest pełen… klientów. Niemcy robią interes życia, płacą polskim i greckim kasjerkom 1100 netto, na polędwicy zarabiają 700 netto, 300 netto kasują za Laremid 500 za pampersy na raty, plus 150 odsetki. Marża na głupotę zawsze była najwyższa.
Apel
Drogi Piotrze, pwieś to na wszystkich portalach polskojęzycznych, powielajmy to drodzy koledzy, niech to wisi na wszystkich SG przez 366 dni w roku, a w 2012, przestępnym 367.
Może komuś otworzy się klapka i zobaczy ten prosty mechanizm, działaący w naszej eurokomunie.
Myslę, że jest to najbardziej zwięzły i lapidarny opis funkcjonowania tego organizmu, który z założenia miał dać ułudę demokracji, poprzez europarlament i eurodeputowanych, którzy za ciężkie pieniądze przemieszczają się pomiędzy Brukselą, a Strasbugriem.
To, że oni nie wiedzą za czym, na co i po co głosują nie jest ich winą, bo to jest zamierzeniem i podstawą tej fikcji. To brutalnie obnażył Migalski i chwała mu za to.
Historia koncernu IG Farben, jej spadkobierców i powiązań, w prostej linii zmierzała do utworzenia takiego tworu jakim stała sie w tej chwili unia z traktatem lizbońskim.
Właśnie ten mechanizm, hipermarketu na skalę europejską mozolnie wypracowano , dopracowano i stosuje się w całej rozciągłości.
MK, za ten tekst powinieneś dostać blogera roku, no w tym przypadku 2012.
Apel
Drogi Piotrze, pwieś to na wszystkich portalach polskojęzycznych, powielajmy to drodzy koledzy, niech to wisi na wszystkich SG przez 366 dni w roku, a w 2012, przestępnym 367.
Może komuś otworzy się klapka i zobaczy ten prosty mechanizm, działaący w naszej eurokomunie.
Myslę, że jest to najbardziej zwięzły i lapidarny opis funkcjonowania tego organizmu, który z założenia miał dać ułudę demokracji, poprzez europarlament i eurodeputowanych, którzy za ciężkie pieniądze przemieszczają się pomiędzy Brukselą, a Strasbugriem.
To, że oni nie wiedzą za czym, na co i po co głosują nie jest ich winą, bo to jest zamierzeniem i podstawą tej fikcji. To brutalnie obnażył Migalski i chwała mu za to.
Historia koncernu IG Farben, jej spadkobierców i powiązań, w prostej linii zmierzała do utworzenia takiego tworu jakim stała sie w tej chwili unia z traktatem lizbońskim.
Właśnie ten mechanizm, hipermarketu na skalę europejską mozolnie wypracowano , dopracowano i stosuje się w całej rozciągłości.
MK, za ten tekst powinieneś dostać blogera roku, no w tym przypadku 2012.
Apel
Drogi Piotrze, pwieś to na wszystkich portalach polskojęzycznych, powielajmy to drodzy koledzy, niech to wisi na wszystkich SG przez 366 dni w roku, a w 2012, przestępnym 367.
Może komuś otworzy się klapka i zobaczy ten prosty mechanizm, działaący w naszej eurokomunie.
Myslę, że jest to najbardziej zwięzły i lapidarny opis funkcjonowania tego organizmu, który z założenia miał dać ułudę demokracji, poprzez europarlament i eurodeputowanych, którzy za ciężkie pieniądze przemieszczają się pomiędzy Brukselą, a Strasbugriem.
To, że oni nie wiedzą za czym, na co i po co głosują nie jest ich winą, bo to jest zamierzeniem i podstawą tej fikcji. To brutalnie obnażył Migalski i chwała mu za to.
Historia koncernu IG Farben, jej spadkobierców i powiązań, w prostej linii zmierzała do utworzenia takiego tworu jakim stała sie w tej chwili unia z traktatem lizbońskim.
Właśnie ten mechanizm, hipermarketu na skalę europejską mozolnie wypracowano , dopracowano i stosuje się w całej rozciągłości.
MK, za ten tekst powinieneś dostać blogera roku, no w tym przypadku 2012.
skoro taki dziennikarz jest kupowany na pniu
to czemu miałby rzetelnie wykonywać swoją pracę? woli wejść na orlika i odbijać piłkę, za taki poziom dostaje brawo i pieniądze, czemu miałby udawać dziennikarza?
W całej tej historii jest tylko jeden haczyk, na razie słabo widoczny. Ale za jakiś czas, w zależności od tempa zdarzeń, zdecyduje o wszystkim. Otóż Niemcy, podobnie jak Japonia, a właściwie tak samo jak Japonia, jest politycznym karłem wielkości Luksemburga. A właściwie jeszcze mniejszym. Logika historii jest taka, że sekwencja zdarzeń znów się powtórzy, choć tym razem jako farsa.
skoro taki dziennikarz jest kupowany na pniu
to czemu miałby rzetelnie wykonywać swoją pracę? woli wejść na orlika i odbijać piłkę, za taki poziom dostaje brawo i pieniądze, czemu miałby udawać dziennikarza?
W całej tej historii jest tylko jeden haczyk, na razie słabo widoczny. Ale za jakiś czas, w zależności od tempa zdarzeń, zdecyduje o wszystkim. Otóż Niemcy, podobnie jak Japonia, a właściwie tak samo jak Japonia, jest politycznym karłem wielkości Luksemburga. A właściwie jeszcze mniejszym. Logika historii jest taka, że sekwencja zdarzeń znów się powtórzy, choć tym razem jako farsa.
skoro taki dziennikarz jest kupowany na pniu
to czemu miałby rzetelnie wykonywać swoją pracę? woli wejść na orlika i odbijać piłkę, za taki poziom dostaje brawo i pieniądze, czemu miałby udawać dziennikarza?
W całej tej historii jest tylko jeden haczyk, na razie słabo widoczny. Ale za jakiś czas, w zależności od tempa zdarzeń, zdecyduje o wszystkim. Otóż Niemcy, podobnie jak Japonia, a właściwie tak samo jak Japonia, jest politycznym karłem wielkości Luksemburga. A właściwie jeszcze mniejszym. Logika historii jest taka, że sekwencja zdarzeń znów się powtórzy, choć tym razem jako farsa.
Uniwersalna i powszechna technika głosowania
Obecnie głosuje się w ciemno.
Dziwią mnie więc głosy zdziwionych zjawiskiem głosowania posłów za ustawami, których treści oni nie znają.
Przecież to powszechna praktyka przy obecnej biegunce legislacyjnej. Zresztą nie może być inaczej przy setkach ustaw uchwalanych rocznie i tysiącach poprawek do ustaw. Kto może znać ich treść? Pamiętam jak to wiele lat temu Oleksy jako marszałek sejmu chwalił się, że sejm pod jego przewodem uchwalił ponad 500 ustaw.
Poseł ma więc przygotowaną ściągę przez władze partii i np. przy poprawce nr 342 do ustawy x głosuje według ściągi za, a np. przy ustawie x287 głosuje przeciw.
Inaczej być nie może i nie jest, i to nie tylko u nas.
Kilka miesięcy temu przykładowo podawano, że w US uchwalono jakąś tam ustawę, która miała 2400 stron.
A przecież to jedna ustawa z wielu innych, zapewne jej podobnych pod względem objętości. To pytam się kto z posłów może znać treść ustaw w sprawie których głosuje?
Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę to, że uchalona 200lat temu najważniejsza ustawa US (konstytucja) miała 7 artykułów i mieściła się na jednej kartce, to daje to pojęcie o tym gdzie zaszliśmy i dokąd zdążamy.
Ale tak to jest wówczas, kiedy to obyczaje i dekalog chce się zastąpić przepisami prawa, regulującymi każdy krok i oddech człowieka.
połowa Polaków uważa że nie ma na kogo głosować
pozostała połowa głosuje pomimo że nie zna programu a właściwie wie że programu nie ma i nie będzie. Więc jakie wybory tacy posłowie.
Bo nie ma. Został nam już
Bo nie ma. Został nam już tylko ogólnopolski, powszechny bojkot najbliższych wyborów. Nie ma głosowania na mniejsze zło, ładniejsze zło, na zgodę w narodzie i tym podobne pierdolety.
Wyborcy
SLD się nie przyłączą do bojkotu.Jak sądzę.
diopter
Co do 2400 stronicowej ustawy w USA.
Po pierwsze takich ustaw ustala sie kilka przez kadencje, a “uchwalanie” to trwa czasami latami – wlasnie dlatego ze czytaja.
Po drugie polowa tej ustawy to definicje terminow wystepujacych w ustawie, do tego zawarte w niej sa najdrobniejsze szczegoly i przepisy “wykonawcze” – to co w polskiej sraczce legislacyjnej nie ma miejsca, poniewaz u nas jest taki byt prawny ” Rozporzadzenie ministra” . I do kazdej ustawy jest tych rozporzadzen czasami roznych ministrow od kilkunastu do kilkudziesieciu za zeby sie w tym zorientowac trzeba armii darmozjadow.
Przykladowo w amerykanskim Kodeksie wyborczym zawarte sa przepisy szczegolowe: np. jak sie zamyka urne, kto pieczetuje i podpisuje, jak sie otwiera, kto musi byc obecny przy otwieraniu, jak sie glosuje na statkach, w ambasadach w bazach wojskowych etc.
Polski kodeks jest “lakoniczny” i otwarty na interpretacje ministrow wydajacych rozporzadzenia. Jak sie pieczetuje, otwiera etc urny – rozporzadzenie PKW, jak sie glosuje na statkach – minister od statkow, jak w ambasadach – radek, jak w bazach wojskowych ten od wojska itd.
Tak wiec nie tylko naruszana jest zasada podzialu wladzy – gdzie de facto rozporzadzenia ministrow sa czesciami ustawy ale Sejm nie ma na nie wplywu, bo produkuje je wladza wykonawcza, to do tego jest balagan z setkami rozporzadzen, co prowadzi do naduzyc, korupcji, arbitralnosci, niezgodnosci tychze zarzadzen z ustawa cz ustawa zasadnicza – Konstytucja czyli krotko totalne bezprawie.
Osobiscie wole pare 2400 stronicowych ustaw w kadencji sporzadzonych profesjonalnie, gdzie kazdy zapis jest maglowany i przemyslany niz ca.200 ustaw i poprawek rocznie jak Polsce i tysiace de facto bezprawnych zarzadzen ministerialnych.
Pozdrawiam
Uniwersalna i powszechna technika głosowania
Obecnie głosuje się w ciemno.
Dziwią mnie więc głosy zdziwionych zjawiskiem głosowania posłów za ustawami, których treści oni nie znają.
Przecież to powszechna praktyka przy obecnej biegunce legislacyjnej. Zresztą nie może być inaczej przy setkach ustaw uchwalanych rocznie i tysiącach poprawek do ustaw. Kto może znać ich treść? Pamiętam jak to wiele lat temu Oleksy jako marszałek sejmu chwalił się, że sejm pod jego przewodem uchwalił ponad 500 ustaw.
Poseł ma więc przygotowaną ściągę przez władze partii i np. przy poprawce nr 342 do ustawy x głosuje według ściągi za, a np. przy ustawie x287 głosuje przeciw.
Inaczej być nie może i nie jest, i to nie tylko u nas.
Kilka miesięcy temu przykładowo podawano, że w US uchwalono jakąś tam ustawę, która miała 2400 stron.
A przecież to jedna ustawa z wielu innych, zapewne jej podobnych pod względem objętości. To pytam się kto z posłów może znać treść ustaw w sprawie których głosuje?
Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę to, że uchalona 200lat temu najważniejsza ustawa US (konstytucja) miała 7 artykułów i mieściła się na jednej kartce, to daje to pojęcie o tym gdzie zaszliśmy i dokąd zdążamy.
Ale tak to jest wówczas, kiedy to obyczaje i dekalog chce się zastąpić przepisami prawa, regulującymi każdy krok i oddech człowieka.
połowa Polaków uważa że nie ma na kogo głosować
pozostała połowa głosuje pomimo że nie zna programu a właściwie wie że programu nie ma i nie będzie. Więc jakie wybory tacy posłowie.
Bo nie ma. Został nam już
Bo nie ma. Został nam już tylko ogólnopolski, powszechny bojkot najbliższych wyborów. Nie ma głosowania na mniejsze zło, ładniejsze zło, na zgodę w narodzie i tym podobne pierdolety.
Wyborcy
SLD się nie przyłączą do bojkotu.Jak sądzę.
diopter
Co do 2400 stronicowej ustawy w USA.
Po pierwsze takich ustaw ustala sie kilka przez kadencje, a “uchwalanie” to trwa czasami latami – wlasnie dlatego ze czytaja.
Po drugie polowa tej ustawy to definicje terminow wystepujacych w ustawie, do tego zawarte w niej sa najdrobniejsze szczegoly i przepisy “wykonawcze” – to co w polskiej sraczce legislacyjnej nie ma miejsca, poniewaz u nas jest taki byt prawny ” Rozporzadzenie ministra” . I do kazdej ustawy jest tych rozporzadzen czasami roznych ministrow od kilkunastu do kilkudziesieciu za zeby sie w tym zorientowac trzeba armii darmozjadow.
Przykladowo w amerykanskim Kodeksie wyborczym zawarte sa przepisy szczegolowe: np. jak sie zamyka urne, kto pieczetuje i podpisuje, jak sie otwiera, kto musi byc obecny przy otwieraniu, jak sie glosuje na statkach, w ambasadach w bazach wojskowych etc.
Polski kodeks jest “lakoniczny” i otwarty na interpretacje ministrow wydajacych rozporzadzenia. Jak sie pieczetuje, otwiera etc urny – rozporzadzenie PKW, jak sie glosuje na statkach – minister od statkow, jak w ambasadach – radek, jak w bazach wojskowych ten od wojska itd.
Tak wiec nie tylko naruszana jest zasada podzialu wladzy – gdzie de facto rozporzadzenia ministrow sa czesciami ustawy ale Sejm nie ma na nie wplywu, bo produkuje je wladza wykonawcza, to do tego jest balagan z setkami rozporzadzen, co prowadzi do naduzyc, korupcji, arbitralnosci, niezgodnosci tychze zarzadzen z ustawa cz ustawa zasadnicza – Konstytucja czyli krotko totalne bezprawie.
Osobiscie wole pare 2400 stronicowych ustaw w kadencji sporzadzonych profesjonalnie, gdzie kazdy zapis jest maglowany i przemyslany niz ca.200 ustaw i poprawek rocznie jak Polsce i tysiace de facto bezprawnych zarzadzen ministerialnych.
Pozdrawiam
Uniwersalna i powszechna technika głosowania
Obecnie głosuje się w ciemno.
Dziwią mnie więc głosy zdziwionych zjawiskiem głosowania posłów za ustawami, których treści oni nie znają.
Przecież to powszechna praktyka przy obecnej biegunce legislacyjnej. Zresztą nie może być inaczej przy setkach ustaw uchwalanych rocznie i tysiącach poprawek do ustaw. Kto może znać ich treść? Pamiętam jak to wiele lat temu Oleksy jako marszałek sejmu chwalił się, że sejm pod jego przewodem uchwalił ponad 500 ustaw.
Poseł ma więc przygotowaną ściągę przez władze partii i np. przy poprawce nr 342 do ustawy x głosuje według ściągi za, a np. przy ustawie x287 głosuje przeciw.
Inaczej być nie może i nie jest, i to nie tylko u nas.
Kilka miesięcy temu przykładowo podawano, że w US uchwalono jakąś tam ustawę, która miała 2400 stron.
A przecież to jedna ustawa z wielu innych, zapewne jej podobnych pod względem objętości. To pytam się kto z posłów może znać treść ustaw w sprawie których głosuje?
Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę to, że uchalona 200lat temu najważniejsza ustawa US (konstytucja) miała 7 artykułów i mieściła się na jednej kartce, to daje to pojęcie o tym gdzie zaszliśmy i dokąd zdążamy.
Ale tak to jest wówczas, kiedy to obyczaje i dekalog chce się zastąpić przepisami prawa, regulującymi każdy krok i oddech człowieka.
połowa Polaków uważa że nie ma na kogo głosować
pozostała połowa głosuje pomimo że nie zna programu a właściwie wie że programu nie ma i nie będzie. Więc jakie wybory tacy posłowie.
Bo nie ma. Został nam już
Bo nie ma. Został nam już tylko ogólnopolski, powszechny bojkot najbliższych wyborów. Nie ma głosowania na mniejsze zło, ładniejsze zło, na zgodę w narodzie i tym podobne pierdolety.
Wyborcy
SLD się nie przyłączą do bojkotu.Jak sądzę.
diopter
Co do 2400 stronicowej ustawy w USA.
Po pierwsze takich ustaw ustala sie kilka przez kadencje, a “uchwalanie” to trwa czasami latami – wlasnie dlatego ze czytaja.
Po drugie polowa tej ustawy to definicje terminow wystepujacych w ustawie, do tego zawarte w niej sa najdrobniejsze szczegoly i przepisy “wykonawcze” – to co w polskiej sraczce legislacyjnej nie ma miejsca, poniewaz u nas jest taki byt prawny ” Rozporzadzenie ministra” . I do kazdej ustawy jest tych rozporzadzen czasami roznych ministrow od kilkunastu do kilkudziesieciu za zeby sie w tym zorientowac trzeba armii darmozjadow.
Przykladowo w amerykanskim Kodeksie wyborczym zawarte sa przepisy szczegolowe: np. jak sie zamyka urne, kto pieczetuje i podpisuje, jak sie otwiera, kto musi byc obecny przy otwieraniu, jak sie glosuje na statkach, w ambasadach w bazach wojskowych etc.
Polski kodeks jest “lakoniczny” i otwarty na interpretacje ministrow wydajacych rozporzadzenia. Jak sie pieczetuje, otwiera etc urny – rozporzadzenie PKW, jak sie glosuje na statkach – minister od statkow, jak w ambasadach – radek, jak w bazach wojskowych ten od wojska itd.
Tak wiec nie tylko naruszana jest zasada podzialu wladzy – gdzie de facto rozporzadzenia ministrow sa czesciami ustawy ale Sejm nie ma na nie wplywu, bo produkuje je wladza wykonawcza, to do tego jest balagan z setkami rozporzadzen, co prowadzi do naduzyc, korupcji, arbitralnosci, niezgodnosci tychze zarzadzen z ustawa cz ustawa zasadnicza – Konstytucja czyli krotko totalne bezprawie.
Osobiscie wole pare 2400 stronicowych ustaw w kadencji sporzadzonych profesjonalnie, gdzie kazdy zapis jest maglowany i przemyslany niz ca.200 ustaw i poprawek rocznie jak Polsce i tysiace de facto bezprawnych zarzadzen ministerialnych.
Pozdrawiam
Nie tylko kasjerki, z niemieckiego hipermarketu, rozumieją
i czują, na codzień, problem pampersów. Tak się bowiem składa, że wykształcone Polki, bywa, że nauczycielki, zajmują się masowo pielęgnacją niemieckich staruszek i staruszków. A więc wymianą pieluch. Albo gorzej.
Z moich obserwacji wynika, że Republika Federalna dopiero wtedy popadnie w kryzys, kiedy zabraknie polskich opiekunek, polskich sprzątaczek i polskich zbieraczy szparagów oraz chmielowych szyszek.
Nie tylko kasjerki, z niemieckiego hipermarketu, rozumieją
i czują, na codzień, problem pampersów. Tak się bowiem składa, że wykształcone Polki, bywa, że nauczycielki, zajmują się masowo pielęgnacją niemieckich staruszek i staruszków. A więc wymianą pieluch. Albo gorzej.
Z moich obserwacji wynika, że Republika Federalna dopiero wtedy popadnie w kryzys, kiedy zabraknie polskich opiekunek, polskich sprzątaczek i polskich zbieraczy szparagów oraz chmielowych szyszek.
Nie tylko kasjerki, z niemieckiego hipermarketu, rozumieją
i czują, na codzień, problem pampersów. Tak się bowiem składa, że wykształcone Polki, bywa, że nauczycielki, zajmują się masowo pielęgnacją niemieckich staruszek i staruszków. A więc wymianą pieluch. Albo gorzej.
Z moich obserwacji wynika, że Republika Federalna dopiero wtedy popadnie w kryzys, kiedy zabraknie polskich opiekunek, polskich sprzątaczek i polskich zbieraczy szparagów oraz chmielowych szyszek.
minister cyfryzacji
http://monsieurb.nowyekran.pl/post/50451,cyfrowa-reka-bezpieki
Cały ten burdel za pożyczone, zwany ,,państwo polskie’
jest na etapie ,,bumagi” czyli papieru. Następnym etapem będzie telegraf . Z drutem albo – bez.
Piszę prosto z Urzędu Skarbowego, do którego, po ,,bumagę” o zapłaconych podatkach, albo osiągniętych dochodach, udać się należy osobiście, po uprzednim opłaceniu, we wskazanym przez US banku, kwoty 20 złotych. Ale uwaga: jeżeli zamierzasz durnowaty podatniku opędzić się jedną bumagą w dwóch różnych urzędach, czeka Cię przykra niespodzianka. I podwójna (2x20zł) opłata. Jeżeli zaś wyżebrany dokument ma służyć zaspokojeniu tylko jednej instytucji – to jeszcze gorzej.
W Twojej obecności odpowiedzialny urzędnik dopisze : dla kogo ten dokument, oraz – komu nie. Więc cała skomplikowana procedura rozciąga się na 2 – 3 dni. Kto ma US pod bokiem, to tylko 2-3 wizyty.
Niech żyje Polska ludowa ANALOGOWA!
minister cyfryzacji
http://monsieurb.nowyekran.pl/post/50451,cyfrowa-reka-bezpieki
Cały ten burdel za pożyczone, zwany ,,państwo polskie’
jest na etapie ,,bumagi” czyli papieru. Następnym etapem będzie telegraf . Z drutem albo – bez.
Piszę prosto z Urzędu Skarbowego, do którego, po ,,bumagę” o zapłaconych podatkach, albo osiągniętych dochodach, udać się należy osobiście, po uprzednim opłaceniu, we wskazanym przez US banku, kwoty 20 złotych. Ale uwaga: jeżeli zamierzasz durnowaty podatniku opędzić się jedną bumagą w dwóch różnych urzędach, czeka Cię przykra niespodzianka. I podwójna (2x20zł) opłata. Jeżeli zaś wyżebrany dokument ma służyć zaspokojeniu tylko jednej instytucji – to jeszcze gorzej.
W Twojej obecności odpowiedzialny urzędnik dopisze : dla kogo ten dokument, oraz – komu nie. Więc cała skomplikowana procedura rozciąga się na 2 – 3 dni. Kto ma US pod bokiem, to tylko 2-3 wizyty.
Niech żyje Polska ludowa ANALOGOWA!
minister cyfryzacji
http://monsieurb.nowyekran.pl/post/50451,cyfrowa-reka-bezpieki
Cały ten burdel za pożyczone, zwany ,,państwo polskie’
jest na etapie ,,bumagi” czyli papieru. Następnym etapem będzie telegraf . Z drutem albo – bez.
Piszę prosto z Urzędu Skarbowego, do którego, po ,,bumagę” o zapłaconych podatkach, albo osiągniętych dochodach, udać się należy osobiście, po uprzednim opłaceniu, we wskazanym przez US banku, kwoty 20 złotych. Ale uwaga: jeżeli zamierzasz durnowaty podatniku opędzić się jedną bumagą w dwóch różnych urzędach, czeka Cię przykra niespodzianka. I podwójna (2x20zł) opłata. Jeżeli zaś wyżebrany dokument ma służyć zaspokojeniu tylko jednej instytucji – to jeszcze gorzej.
W Twojej obecności odpowiedzialny urzędnik dopisze : dla kogo ten dokument, oraz – komu nie. Więc cała skomplikowana procedura rozciąga się na 2 – 3 dni. Kto ma US pod bokiem, to tylko 2-3 wizyty.
Niech żyje Polska ludowa ANALOGOWA!