Reklama

Sensacyjnych tematów nie brakuje, właśnie pijany motorniczy z Łodzi dał zmianę pijanemu idiocie z Kamienia Pomorskiego, ale coś słabo się historia rozwija. Minęło pół dnia i żadnej konferencji, może dlatego ciężko się wbić z kolejnym cudownym rozwiązaniem, że konfiskowanie tramwaju za jazdę po pijaku nie wydaje się już tak „oczywiste”, jak konfiskata samochodów. Jeszcze tylko jedna złośliwa uwaga i przechodzę do tytułowej sierotki medialnej. Podnieceni reformatorzy zapomnieli, że na drogach jeżdżą kierowcy PKS, MPK, pracownicy firm dostawczych i wszyscy prowadzą wozy, które nie należą do nich. Bardzo bym się nie zmartwił, gdyby z powodu pijanego Józka opozycjoniście Frasyniukowi RP III kasowała TIR-a, niemniej groteskowość pomysłów rozmaitych demagogów, ten przykład pokazuje dość dobitnie. Jest jeszcze ratunek w postaci ekwiwalentu stanowiącego równowartość auta. Też wesoło, pijany TIR-owiec, który skasował przydrożny słupek zapłaci kilkaset tysięcy złotych, a pijany Wacek w Oplu Kadecie, który zabił 3 przechodniów, według stawek Allegro, wyłoży 750 do negocjacji. Starczy. Co z Bieńkowską? Ano właśnie, to ja się pytam, co z Bieńkowską. Gdzie ona jest? Komu to przeszkadzało, że nagle narodziła się gwiazda i niektóre seksistowskie świnie nawet mówiły o narodzinach „Super Premierzycy”. Poświeciła Bieńkowska parę dni na firmamencie medialnym i nagle gdzieś zaszła za horyzont, bo chyba jeszcze nie zgasła. Zastanawiający jest przypadek Bieńkowskiej, prawdę mówiąc ciężko cokolwiek pewnego stwierdzić, raczej zdarzył się cudowny zbieg okoliczności i w porę przyszło opamiętanie. Najpierw trzeba było na gwałt z niedzieli na poniedziałek likwidować skompromitowane ministerstwo wraz ze skompromitowanym ministrem, potem jakoś tak się ułożyło, że transport wciśnięty do rozwoju pokazał wyciągniętą z głębokich rezerw Super Babę.

Gdzie Tusk nie mógł tam baba miała zrobić porządek. Minęło ledwie parę chwil i wszystko się odwróciło, czy też powpadało w swoje koryta. Do autobusu wsiadł sam Donald, pojechał w Polskę i zżarł sierotom sernik, a pani Bieńkowska w tym czasie wspomniała, że nic nie będzie wspominać o Smoleńsku i tyle wszystkiego. Czy da się bardziej na siebie zwrócić uwagę, niż oświadczeniem, że “”Smoleńskiem się rzyga”? Nie wydaje się i tym większa rodzi się zagadka, skąd ta cisza i co w tę ciszę wszystkie gwiazdy, poza Bieńkowską, kołysze? Pomysły z kapelusza mają to do siebie, że są trafione w punkt albo kompletnie przestrzelone. Debiut wydawał się celny, rzeczywiście na jakiś czas udało się sprawić wrażenie, że teraz to baba z tatuażem weźmie całe towarzystwo za pysk i kto wie, czy Tuskowi się też nie oberwie. Później było jeszcze jedno piwo i fala z górnikami, a od tego czasu żadnych sensacji. Donald zrozumiał, że przypadkowo może sobie wyhodować drugiego Schetynę i że ze Schetyną płci piękniej ciężko będzie walić się po pyskach na oczach kamer? Czy też średnio inteligentna, ale bez dwóch zdań cwana Bieńkowska, zrozumiała, że jej największą siłą była anonimowość? To są wbrew pozorom istotne pytania, ponieważ odpowiedzi pozwolą stwierdzić ile w Tusku zostało pomysłów? O ile Bieńkowska miała robić za nowy plan Tuska, to nadzwyczaj szybko plan się skończył, ale jeśli tym dziełem rządził przypadek, który zaczął ciążyć jednej bądź drugiej stronie, to znak, że pomysły „wyszli”. Nie powiem, że po nocach nie śpię i nie zacząłem się też jąkać, przejęty losem pani Premierzycy, jednak chętnie bym się zapoznał z teoriami spiskowymi na ten temat, żeby tym sposobem poukładać ważniejsze klocki.

Reklama

Na własny użytek poczyniłem kilka spostrzeżeń i wyszło mi, że najbliżej prawdy jest nerwowość kreująca nieszczęśliwe przypadki. Zapomniały media o Bieńkowskiej, ale dużo wcześniej śmiercią naturalną umarły pogróżki Tuska, który zapowiadał, że w końcu powie o co ze Smoleńskiem chodzi i jak Kaczyński wysadził samolot. Dokładnie nie pamiętam wydaje mi się jednak, że ta kwestia wcale krócej nie stała na topie medialnym niż tajemnicze pojawienie się baby z dwoma tekami. Chaotyczne ruchy z tak różnych zakresów świadczą, że o jakiejkolwiek kontroli w uprawianiu propagandy nie da się mówić. Ostatni obszar, który jako tako był przez Tuska opanowany i uporządkowanym, sypie się na wszystkich odcinakach. Obawiam się, a właściwie szczerze cieszę, że i wyjazd do sierotek był jedną z ostatnich desperackich prób, które miały odrodzić nadzieję, okazało się jednak, że w zderzeniu z tak zwaną ulicą, cały seksapil Donalda sięgnął bruku. Bieńkowska mogłaby robić dym przez znacznie dłuższy czas i w tym dymie Tusk schowałby się wygodnie. Coś jednak musiało Donalda przerazić i zamiast lansować Bieńkowską wziął się za grillowanie Arłukowicza. Z kolei sama Premierzyca znając realia, też się dyplomatycznie usunęła w kąt urzędniczych pasji. Wniosek? Każda syrena alarmowa, odpalona przy płonącym burdelu, cieszy, bo zgadywać można kto i co tym razem podpalił, ale sam pożar żadną tajemnicą nie jest.

Reklama

20 KOMENTARZE

  1. Jestem facetem chwilkę po 60-ce
    Nigdy nie należałem do gatunku Dżidżi Amoroso, ale pewne sukcesy w podboju serc niewieścich mam. Moim mottem była ścieżka w kolejności, że na początku znajomości kobietę trzeba oczarować, potem zdobyć jej serce, a na koniec ją posiąść. Mam też tzw. gust oraz wymagania, nazwijmy je umownie brzegowe. Wymaganie brzegowe to jest takie cóś, bliżej niesprecyzowane, które mi mówi głosem wewnętrznym, że przysłowie "na bezrybiu i rak ryba" ukuli chyba wyjątkowi nieudacznicy, którzy nawet na wiejskim weselu nie odnieśli sukcesu. Z Bieńkowską jest coś nie tak. Mówię za siebie. Ona jest aseksualna. Nie jest pociągająca. Jest wyedukowana, robi karierę, ale brakuje jej tego czegoś. Taka blachara z górnej półki. Na jej obronę dodam, że jej szef, ryży, wredny, mściwy, oszust i kłamca, zbyt pociągający też nie jest. Zastosował metodę, że dobry bajer to połowa powodzenia. Bajery się skończyły, kończy się powodzenie.

  2. Jestem facetem chwilkę po 60-ce
    Nigdy nie należałem do gatunku Dżidżi Amoroso, ale pewne sukcesy w podboju serc niewieścich mam. Moim mottem była ścieżka w kolejności, że na początku znajomości kobietę trzeba oczarować, potem zdobyć jej serce, a na koniec ją posiąść. Mam też tzw. gust oraz wymagania, nazwijmy je umownie brzegowe. Wymaganie brzegowe to jest takie cóś, bliżej niesprecyzowane, które mi mówi głosem wewnętrznym, że przysłowie "na bezrybiu i rak ryba" ukuli chyba wyjątkowi nieudacznicy, którzy nawet na wiejskim weselu nie odnieśli sukcesu. Z Bieńkowską jest coś nie tak. Mówię za siebie. Ona jest aseksualna. Nie jest pociągająca. Jest wyedukowana, robi karierę, ale brakuje jej tego czegoś. Taka blachara z górnej półki. Na jej obronę dodam, że jej szef, ryży, wredny, mściwy, oszust i kłamca, zbyt pociągający też nie jest. Zastosował metodę, że dobry bajer to połowa powodzenia. Bajery się skończyły, kończy się powodzenie.

  3. Chyba jednak chodzi o co innego.
    Po co była rekonstrukcja rządu? Żeby było nowe otwarcie, nowy Tusk (nowy wizerunek Tuska), ocieplenie wizerunku. A co wyszło? "Kamerzyści" nie pokapowali o co chodzi (przypadkiem lub rozmyślnie) albo po prostu przefajnowali i cała energia poszła w Bieńkowską. Kompletne PR-owe pudło.

    • Wszyscy pokapowali dobrze o
      Wszyscy pokapowali dobrze o co szło i to się dzieje dalej.
      Przypomnijcie sobie dokładnie dzień w którym do rekonstrukcji doszło.
      1. Rano (albo i dzień wcześniej) wybuchła fera informatyczna  i stała się znana szerszej publiczności a nie tylko koneserom (od dobrych 3 lat).
      2. Jeszcze nie przyschły taśmy dolnośląskie.
      3. Wobec powyższego potrzebna była ta rekonstrukcja bo jeśli do tego co powyżej doszłyby czerwone paski o NAGŁEJ I NIESPODZIEWANEJ DYMISJI (a nie rekonstrukcji) Ministra Finansów (zwłaszcza wobec ataku na OFE i sytuacji budżetowej) to mielibyśmy obraz rządu upadającego i dogrywającego swoich dni w atmosferze miniskandalu i wewnętrznej wojny w PO.

      Tak więc chyba jednak realizuje się zaplanowany scenariusz a Bieńkowska odegrała swoją kilkudniową role a teraz ją zagonili z powrotem do roboty jak zatuszowała całą tę blagę.

  4. Chyba jednak chodzi o co innego.
    Po co była rekonstrukcja rządu? Żeby było nowe otwarcie, nowy Tusk (nowy wizerunek Tuska), ocieplenie wizerunku. A co wyszło? "Kamerzyści" nie pokapowali o co chodzi (przypadkiem lub rozmyślnie) albo po prostu przefajnowali i cała energia poszła w Bieńkowską. Kompletne PR-owe pudło.

    • Wszyscy pokapowali dobrze o
      Wszyscy pokapowali dobrze o co szło i to się dzieje dalej.
      Przypomnijcie sobie dokładnie dzień w którym do rekonstrukcji doszło.
      1. Rano (albo i dzień wcześniej) wybuchła fera informatyczna  i stała się znana szerszej publiczności a nie tylko koneserom (od dobrych 3 lat).
      2. Jeszcze nie przyschły taśmy dolnośląskie.
      3. Wobec powyższego potrzebna była ta rekonstrukcja bo jeśli do tego co powyżej doszłyby czerwone paski o NAGŁEJ I NIESPODZIEWANEJ DYMISJI (a nie rekonstrukcji) Ministra Finansów (zwłaszcza wobec ataku na OFE i sytuacji budżetowej) to mielibyśmy obraz rządu upadającego i dogrywającego swoich dni w atmosferze miniskandalu i wewnętrznej wojny w PO.

      Tak więc chyba jednak realizuje się zaplanowany scenariusz a Bieńkowska odegrała swoją kilkudniową role a teraz ją zagonili z powrotem do roboty jak zatuszowała całą tę blagę.