Wokół wielkich wydarzeń narastają często wielkie mity.
Wokół wielkich wydarzeń narastają często wielkie mity. Takim chwytliwym wstępem, który zresztą rzadko mi się zdarza, zacznę swój dzisiejszy tekst, poświęcony głównie historii pewnego wielkiego wydarzenia oraz mitom i faktom, które wydarzenia dotyczą. Co może być wielkim wydarzeniem? Wiele rzeczy, np. wielka wojna, albo wielki kryzys. O wojnie pisać nie będę, napiszę za to o Wielkim Kryzysie. Po co pisać o wydarzeniu, które miało miejsce dawno temu i o którym wszyscy wszystko wiedzą? No właśnie po to, by ktoś się czegoś dowiedział, bo "wiedza" o tamtym kryzysie sprowadza się zwykle do stwierdzenia, że był on wynikiem błędów i wypaczeń gospodarki dzikokapitalistycznej, a zakończył się dzięki prezydentowi Rooseveltowi, który zaprowadził Nowy Ład. W sumie stwierdzenie jest prawdziwe, ale nie do końca, bo choć kryzys był wynikiem błędów i wypaczeń, to nie były to błędy wolnego rynku, a Nowy Ład nie tylko nie zakończył kryzysu, ale przyczynił się do jego rozpoczęcia. Tak, dobrze czytacie, do rozpoczęcia. Mało kto wie, że w latach trzydziestych świat przeżywał dwie recesje, nie jedną. Pierwsza z nich, wszystkim dobrze znana, miała miejsce w latach 1929-1933, a druga, o której istnieniu mówi się dziwnym trafem znacznie mniej, trwała w latach 1937-1938. Zacznijmy jednak od początku, czyli od pierwszej recesji i od tego, co do niej doprowadziło.
By zrozumieć Wielki Kryzys trzeba cofnąć się do czasów I wojny światowej. Jak wiadomo przed rozpoczęciem tej wojny najczęściej praktykowanym ustrojem był tzw. dziki kapitalizm. W dzikim kapitalizmie państwo wprawdzie odgrywało pewną rolę, w niektórych krajach ( USA, Wielka Brytania ) mniejszą, w innych ( bismarckowskie Niemcy, carska Rosja ) większą, nie była to jednak rola tak wielka jak obecnie. Instytucje państwowe, takie jak bank centralny, nie mogły np. "ratować" gospodarki poprzez zwiększenie podaży pieniądza, bo pieniądz był sztywno związany ze złotem. Zmieniło się to w czasie I wojny światowej, gdy USA i inne kraje zrezygnowały z parytetu ze względu na rosnące wydatki wojenne. Budowa nowych czołgów i produkcja coraz bardziej śmiercionośnej broni nie jest przecież tania, a zapotrzebowanie na te zabawki jest duże, bo "ojczyzna w potrzebie". Trzeba więc skądś wziąc pieniądze, ale skąd? Podatnikom nie można było ich zabrać, bo nawet w tamtych wyjątkowo patriotycznych czasach trudno byłoby przekonać ich, by wyskakiwali ze swoich oszczędności i składali się na nowy myśliwiec. Zresztą podatki płaciło wtedy niewiele osób, bo miliony ludzi musiało walczyć na frontach, co zresztą stwarzało kolejny wydatek – jakoś trzeba było tych ludzi utrzymać. Co w tej sytuacji mógł zrobić rząd? Mógł pożyczyć pieniądze, ale banki miały ograniczoną ich ilość – w końcu je też obowiązywał standard złota. No właśnie, złoto… Właściwie to po co nam jakieś złoto? Może pusty pieniądz jest gorszy od pieniądza mającego pokrycie, ale jak już zostało powiedziane "ojczyzna w potrzebie", więc jeśli ojczyzna potrzebuje pieniędzy, to będzie je miała. Standard złota zawieszono i zaczęto od razu drukować pieniądze na pokrycie wojennych wydatków. Wojna dobiegła jednak końca, zaczęło się normalne życie, a wraz z nim inflacja, która zaczyna dawać o sobie znać. Politycy zrozumieli, że system pustego pieniądza jest na dłuższą metę nie do utrzymania i postanowili wrócić do systemu waluty złotej, który wcześniej całkiem dobrze działał.
Tu właśnie zaczęły się problemy, bo decydenci w USA, czy Wielkiej Brytanii postanowili udać, że wojny i wydrukowanych w czasie jej trwania pieniędzy nie było i w związku z tym powrócili do przedwojennego kursu wymiany swoich walut na złoto. Pieniądze, a raczej "pieniądze" jednak były, co sprawiło, że tylko część pieniędzy mogła mieć pokrycie. To, a także polityka banków centralnych ( w tym amerykańskiego Fed, który powstał na rok przed wojną ) sprawiło, że wartość pieniądza malała, a jego ilość rosła. Zbyt duża ilość forsy bez pokrycia zawsze rodzi przykre skutki i nie inaczej było tym razem. W gospodarce realnej doszło do kryzysu nadprodukcji, a na Wall Street powstała bańka spekulacyjna, która pękła w czarny czwartek, w 1929 roku. Wtedy to "inwestorzy" zaczęli panicznie wyprzedawać swoje akcje, by móc spłacić kredyty, które zaciągali, by akcje kupić. Po co kupowali aż tyle akcji, że musieli się zadłużyć? Liczyli po prostu na ciągły wzrost ich cen. Ale terminy spłaty kredytów gonią, więc akcje trzeba w końcu sprzedać, a jeśli wszyscy sprzedają mniej więcej w tym samym czasie, to ich wartość maleje, a nie rośnie. Nieodpowiedzialność "inwestorów" doprowadziła wielu z nich do bankructwa, a kryzys przedostał się do gospodarki realnej. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, w końcu nie był to pierwszy krach w historii, można było przejść nad tym do porządku dziennego i wyciągnąć lekcję na przyszłość. Tym razem stało się jednak inaczej, bo w Stanach działała nowa instytucja, instytucja banku centralnego, czyli Fed. Urzędnicy z Rezerwy Federalnej chcieli "uratować" gospodarkę, która przeżywała problemy w dużej mierze właśnie przez ich wcześniejszą politykę. Co więc urzędnicy mogli zrobić? Mieli do wyboru dwie rzeczy: nie robić niczego i czekać aż rynek wróci do równowagi i na miejsce bankrutów przyjdą nowe firmy, albo zacząć działać i grzebać przy podaży pieniądza. Pierwsze opcja byłaby w wypadku Fed najrozsądniejsza, nic nie robiąc przynajmniej nie zepsuliby nic więcej, Fed wybrał jednak opcję drugą. To oznaczało kolejność dokonania kolejnego wyboru: albo dalsze zwiększanie podaży pieniądza, co oznaczałoby odsunięcie recesji w czasie kosztem gwałtownego wzrostu inflacji, albo ograniczenie podaży, co oznaczało, że recesję będziemy mieli już.
Fed ponownie wybrał opcję numer dwa, co nie było rozwiązaniem najlepszym, drugie rozwiązanie też nie było jednak dobre, bo kryzys powstał właśnie przez nadmiar pustego pieniądza. Doszło do deflacji, która nie powstała jednak w sposób naturalny ( gdyby rynek sam oczyścił się z nadmiaru "waluty" nie byłoby tragedii, w końcu takie rzeczy miały już miejsce ), powstała w sposób sztuczny, jako efekt centralnego planowania i ingerencji polityków w podaż pieniądza. Takie centralne planowanie zawsze przynosi złe efekty, bo ani rząd, ani bank centralny nie mogą wiedzieć ile dokładnie pieniądzy powinno być w gospodarce i jakie konkretnie powinny być stopy procentowe, nie mają dostatecznej ilości danych, by móc to sprawdzić i mieć 100% pewności, że ustalają stopę właściwą. Mimo wszystko decyzja Fed nie była najgorszą decyzją z możliwych, niestety oprócz banku centralnego gospodarkę chciał ratować także prezedent Hoover. Hoover znany jest z tego, że chciał zostawić rynek w spokoju i pozwolić mu na samodzielny powrót do równowagi, tymczasem jest to kłamstwo. Hoover był zwyczajnym etatystą, kolejnym politykiem, któremu zdawało, że jak popchnie rzekę, to szybciej popłynie i że gdy będzie się wtrącał do gospodarki, to gospodarka rozkwitnie. W związku z tym postanowił gospodarkę "ratować", przepychając przez Kongres tzw. ustawę Smootha-Hawley’a, wprowadzającą wysokie cła na towary importowane z zagranicy. W założeniu ustawa miała wspomóc dotknięte kryzysem przedsiębiorstwa amerykańskie, a w rezultacie uderzyła nie tylko w amerykańskich importerów, ale też w eksporterów, bo inne kraje w odwecie i w obawie o swoją gospodarkę, również zaczęły nakładać wysokie cła antyimportowe, co doprowadziło światowy handel do całkowitego upadku. Zaczęła narastać kolejna fala bankructw i tym razem bankrutowały także zdrowe firmy, dotknięte protekcjonizmem. Lawinowo rosło bezrobocie, podupadła przeludniona i skazana na mniejszy popyt wieś, a kryzys rozprzestrzenił się na wszystkie państwa świata.
W końcu Amerykanie pozbyli się Hoovera, a w jego miejsce wybrali prezydenta co najmniej równie złego, który do dziś jest uważany jednak za kogoś, kto uratował świat. Franklin Delano Roosevelt obiecał swoim wyborcom Nowy Ład, w którym państwo naprawi błędy. Czyje błędy? Błędy państwa, bo to państwo doprowadziło do kryzysu najpierw pompując na rynek bezwartościowy "pieniądz", potem podaż pieniądza dość nieudolnie i pospiesznie ograniczając, a w końcu protekcjonistyczną polityką zabijając światowy handel i doprowadzając w ten sposób miliony ludzi do nędzy. Teraz to "państwo" miało, oczywiście za pieniądze tych podatników, który jeszcze nie zbankrutowali, ratować gospodarkę. Oprócz podwyżki podatków ponownie porzucono standard złota, co pozwoliło w razie potrzeby znów drukować, a nawet skonfiskowano złoto obywatelom. Oczywiście za odszkodowaniem, wypłaconym w papierkach bez pokrycia. Ktoś może powiedzieć, że mimo wszystko Roosevelt gospodarce pomógł, bo dzięki robotom publicznym bezrobocie zmalało i kryzys się skończył. Faktycznie, już na początku 1933 roku kryzys wyraźnie osłabł, coraz więcej ludzi miało pracę, a giełda notowała rekordowe i niespotykane od lat wzrosty. Czy stało się to jednak dzięki Rooseveltowi? Jeśli tak, to należy go uznać za cudotwórcę, bo musiałoby to oznaczać, że jego program zadziałał natychmiastowo. Mało tego, wyglądało to tak, jakby kryzys przestraszył się nowego prezydenta i uciekł. Być może jednak stało się inaczej i być może poprawa sytuacji gospodarczej wiązała się z tym, że Roosevelt objął urząd w momencie, gdy kryzys osiągnął swoje dno i się od tego dna odbił. Oznaczałoby to, że Roosevelt cudotwórcą nie był, a większa ingerencja państwa w gospodarkę nie była potrzebna. Zresztą dogmat mówiący o tym, że państwo może pomóc gospodarce wydając więcej pieniędzy jest błędny, bo przecież państwo pieniędzy nie ma i musi je prędzej, czy później odebrać podatnikom, co gospodarce przecież nie pomaga. W przypadku państwa Nowego Ładu było tak samo.
Tezę mówiącą, że to nie Roosevelt pokonał kryzys potwierdza zresztą inny kryzys, o którym pisałem we wstępie. Pierwsze oznaki nowej recesji pojawiły się już w 1936 roku, a ona sama rozpoczęła się rok później i trwała rok. O tej recesji nie mówi się wiele, a jeśli już to tylko w paru słowach, stwierdzając, że była przerwą w boomie spowodowanym New Dealem. Prawda jest jednak taka, że to nie była żadna przerwa, to była klęska New Dealu. PKB spadło o 3%, giełda o 49%, ponownie wzrosło bezrobocie i znów wracał kryzys, który potrwałby pewnie znacznie dłużej, gdyby nie przedwojenne zbrojenia. Wprawdzie w 1938 roku Ameryka trwała w izolacji, a Chambarlein machał Anglikom przed nosem monachijskim świstkiem, ale faktem jest, że nakłady na zbrojenia w tym czasie wzrosły. Taki Chamberlein był bowiem pacyfistą, ale nie był idiotą i doskonale wiedział ile warte są zapewnienia Hitlera o tym, że zadowoli się Czechosłowacją. Liczył jednak na to, że Hitler uspokoi się po Monachium na dłużej, a Zachód będzie miał więcej czasu na przygotowanie się do obrony. Tak się oczywiście nie stało, wojna przyszła szybciej niż się spodziewano i problem kryzysu zszedł na dalszy plan. Bezrobocie już nikomu nie groziło, bo znów "ojczyzna w potrzebie" wzywała na front, w związku z czym brakowało rąk do pracy. Po wojnie przystąpiono do odbudowy i keynesizm wrócił, ale znów poniósł spektakularną klęskę. Jego pierwsze załamanie miało miejsce w latach sześćdziesiątych, a drugie, które wyniosło do władzy m. in. panią Thatcher i przyniosło gospodarce chwilę normalności, w latach siedemdziesiątych. I teraz mamy kolejne załamanie gospodarki opartej na głupim i szkodliwym przekonaniu, że pieniądz jest bogactwem i że im więcej zrobimy "pieniędzy", tym lepiej. Przekonanie to wróciło z winy Greenspana, który w 2001 roku zapobiegł recesji. Gdyby nie zapobiegał mielibyśmy tę recesję dawno za sobą i byłaby ona mniej szkodliwa od obecnej. Niestety Greenspan gospodarkę "ratował", w związku z czym odsunął recesję w czasie o parę lat, kosztem zwiększenia jej siły oraz kosztem osłabienia siły nabywczej pieniądza.
Dziś znów powtarzamy stare błędy, które doprowadziły do wielkiego kryzysu. Znów państwo napełniło gospodarkę pustym pieniądzem, a gdy odczuliśmy tego skutki zaczęliśmy panicznie szukać nowego Roosevelta, który nas "uratuje". Amerykanie znaleźli Obamę, który zachowuje się jeszcze bardziej nieodpowiedzielnie niż jego mentor i którego "New Deal" nie doprowadzi do wyjścia z kryzysu, ale do jego pogłębienia, ewentualnie do przygaśnięcia teraz i powrotu z większą siłą za parę lat. Powtarzane są błędy Greenspana z 2001 roku, choć sam Greenspan zrozumiał już i przyznał, że błąd popełnił. A skoro powtarzane są błędy, to powtórzone lub pogłębione będą skutki. Chyba, że rządy i banki centralne zrozumieją wreszcie, że to ich dotychczasowa polityka jest winna i że polityka ta zbankrutowała. Nie można układać kolejnych planów "ratunkowych" i nie można dłużej drukować nowych pieniędzy, to nie jest polityka antykryzysowa, ale leczenie kaca klinem. Skutek będzie taki, że klin będzie musiał być coraz większy, aż w końcu doprowadzi do wyniszczenia organizmu. Potrzebny jest detoks, czyli koniec z interwencjonizmem i im szybciej politycy to zrozumieją, tym lepiej dla wszystkich.
Masz wysokie noty ale żadnych komentarzy, bo wszyscy
są za głupi, żeby się z tym tekstem zmierzyć. Ja przeczytałem go z przyjemnością (mimo, że ekonomii nie lubię), bo napisany jest przystępnie. Dyskutował nie będę, bo nie i już (patrz wyżej).
Speszyłem się przez ciebie
Speszyłem się przez ciebie nieludzko, ale wybaczam ci to i dziękuję mimo wszystko za pochwałę.
Pozdrawiam.
Masz wysokie noty ale żadnych komentarzy, bo wszyscy
są za głupi, żeby się z tym tekstem zmierzyć. Ja przeczytałem go z przyjemnością (mimo, że ekonomii nie lubię), bo napisany jest przystępnie. Dyskutował nie będę, bo nie i już (patrz wyżej).
Speszyłem się przez ciebie
Speszyłem się przez ciebie nieludzko, ale wybaczam ci to i dziękuję mimo wszystko za pochwałę.
Pozdrawiam.
Masz wysokie noty ale żadnych komentarzy, bo wszyscy
są za głupi, żeby się z tym tekstem zmierzyć. Ja przeczytałem go z przyjemnością (mimo, że ekonomii nie lubię), bo napisany jest przystępnie. Dyskutował nie będę, bo nie i już (patrz wyżej).
Speszyłem się przez ciebie
Speszyłem się przez ciebie nieludzko, ale wybaczam ci to i dziękuję mimo wszystko za pochwałę.
Pozdrawiam.
Masz wysokie noty ale żadnych komentarzy, bo wszyscy
są za głupi, żeby się z tym tekstem zmierzyć. Ja przeczytałem go z przyjemnością (mimo, że ekonomii nie lubię), bo napisany jest przystępnie. Dyskutował nie będę, bo nie i już (patrz wyżej).
Speszyłem się przez ciebie
Speszyłem się przez ciebie nieludzko, ale wybaczam ci to i dziękuję mimo wszystko za pochwałę.
Pozdrawiam.
Masz wysokie noty ale żadnych komentarzy, bo wszyscy
są za głupi, żeby się z tym tekstem zmierzyć. Ja przeczytałem go z przyjemnością (mimo, że ekonomii nie lubię), bo napisany jest przystępnie. Dyskutował nie będę, bo nie i już (patrz wyżej).
Speszyłem się przez ciebie
Speszyłem się przez ciebie nieludzko, ale wybaczam ci to i dziękuję mimo wszystko za pochwałę.
Pozdrawiam.
Masz wysokie noty ale żadnych komentarzy, bo wszyscy
są za głupi, żeby się z tym tekstem zmierzyć. Ja przeczytałem go z przyjemnością (mimo, że ekonomii nie lubię), bo napisany jest przystępnie. Dyskutował nie będę, bo nie i już (patrz wyżej).
Speszyłem się przez ciebie
Speszyłem się przez ciebie nieludzko, ale wybaczam ci to i dziękuję mimo wszystko za pochwałę.
Pozdrawiam.
O prymacie Polityki nad Ekonomią
Życzę dobrej zabawy.
Ukłony
OK, politycy wiedzieli pewnie
OK, politycy wiedzieli pewnie od początku, że system pustego pieniądza jest rozwiązaniem złym, ale zdecydowali się na to rozwiązanie, bo dawało im większą swobodę działania. Napisałem “zrozumieli”, bo miło jest myśleć, że politycy mogą coś zrozumieć, nawet jeśli jest to samooszukiwanie się. A czy można zaakceptować kryzys, by zdobyć władzę? Nie wiem, ale Hitler pewnie wszystkim Bogom za kryzys dziękował.
Pozdrawiam.
Wiem jedno. Gdyby dodrukowanie pieniądza coś
dawało, na całym świecie zamiast fabryk, stałyby miliony mennic a ludzie mieliby na kontach miliardy.
Dokładnie.
Dokładnie.
Jeżeli mogę coś zasugerować, to sugestia by przez
słowo “polityk” nie rozumieć:
Ukłony.
O prymacie Polityki nad Ekonomią
Życzę dobrej zabawy.
Ukłony
OK, politycy wiedzieli pewnie
OK, politycy wiedzieli pewnie od początku, że system pustego pieniądza jest rozwiązaniem złym, ale zdecydowali się na to rozwiązanie, bo dawało im większą swobodę działania. Napisałem “zrozumieli”, bo miło jest myśleć, że politycy mogą coś zrozumieć, nawet jeśli jest to samooszukiwanie się. A czy można zaakceptować kryzys, by zdobyć władzę? Nie wiem, ale Hitler pewnie wszystkim Bogom za kryzys dziękował.
Pozdrawiam.
Wiem jedno. Gdyby dodrukowanie pieniądza coś
dawało, na całym świecie zamiast fabryk, stałyby miliony mennic a ludzie mieliby na kontach miliardy.
Dokładnie.
Dokładnie.
Jeżeli mogę coś zasugerować, to sugestia by przez
słowo “polityk” nie rozumieć:
Ukłony.
O prymacie Polityki nad Ekonomią
Życzę dobrej zabawy.
Ukłony
OK, politycy wiedzieli pewnie
OK, politycy wiedzieli pewnie od początku, że system pustego pieniądza jest rozwiązaniem złym, ale zdecydowali się na to rozwiązanie, bo dawało im większą swobodę działania. Napisałem “zrozumieli”, bo miło jest myśleć, że politycy mogą coś zrozumieć, nawet jeśli jest to samooszukiwanie się. A czy można zaakceptować kryzys, by zdobyć władzę? Nie wiem, ale Hitler pewnie wszystkim Bogom za kryzys dziękował.
Pozdrawiam.
O prymacie Polityki nad Ekonomią
Życzę dobrej zabawy.
Ukłony
OK, politycy wiedzieli pewnie
OK, politycy wiedzieli pewnie od początku, że system pustego pieniądza jest rozwiązaniem złym, ale zdecydowali się na to rozwiązanie, bo dawało im większą swobodę działania. Napisałem “zrozumieli”, bo miło jest myśleć, że politycy mogą coś zrozumieć, nawet jeśli jest to samooszukiwanie się. A czy można zaakceptować kryzys, by zdobyć władzę? Nie wiem, ale Hitler pewnie wszystkim Bogom za kryzys dziękował.
Pozdrawiam.
Wiem jedno. Gdyby dodrukowanie pieniądza coś
dawało, na całym świecie zamiast fabryk, stałyby miliony mennic a ludzie mieliby na kontach miliardy.
Dokładnie.
Dokładnie.
Jeżeli mogę coś zasugerować, to sugestia by przez
słowo “polityk” nie rozumieć:
Ukłony.
O prymacie Polityki nad Ekonomią
Życzę dobrej zabawy.
Ukłony
OK, politycy wiedzieli pewnie
OK, politycy wiedzieli pewnie od początku, że system pustego pieniądza jest rozwiązaniem złym, ale zdecydowali się na to rozwiązanie, bo dawało im większą swobodę działania. Napisałem “zrozumieli”, bo miło jest myśleć, że politycy mogą coś zrozumieć, nawet jeśli jest to samooszukiwanie się. A czy można zaakceptować kryzys, by zdobyć władzę? Nie wiem, ale Hitler pewnie wszystkim Bogom za kryzys dziękował.
Pozdrawiam.
Wiem jedno. Gdyby dodrukowanie pieniądza coś
dawało, na całym świecie zamiast fabryk, stałyby miliony mennic a ludzie mieliby na kontach miliardy.
Dokładnie.
Dokładnie.
Jeżeli mogę coś zasugerować, to sugestia by przez
słowo “polityk” nie rozumieć:
Ukłony.
O prymacie Polityki nad Ekonomią
Życzę dobrej zabawy.
Ukłony
OK, politycy wiedzieli pewnie
OK, politycy wiedzieli pewnie od początku, że system pustego pieniądza jest rozwiązaniem złym, ale zdecydowali się na to rozwiązanie, bo dawało im większą swobodę działania. Napisałem “zrozumieli”, bo miło jest myśleć, że politycy mogą coś zrozumieć, nawet jeśli jest to samooszukiwanie się. A czy można zaakceptować kryzys, by zdobyć władzę? Nie wiem, ale Hitler pewnie wszystkim Bogom za kryzys dziękował.
Pozdrawiam.
Wiem jedno. Gdyby dodrukowanie pieniądza coś
dawało, na całym świecie zamiast fabryk, stałyby miliony mennic a ludzie mieliby na kontach miliardy.
Dokładnie.
Dokładnie.
Jeżeli mogę coś zasugerować, to sugestia by przez
słowo “polityk” nie rozumieć:
Ukłony.
Długachne, ale warte zachodu
“Skutek będzie taki, że klin będzie musiał być coraz większy, aż w końcu doprowadzi do wyniszczenia organizmu. Potrzebny jest detoks, czyli koniec z interwencjonizmem i im szybciej politycy to zrozumieją, tym lepiej dla wszystkich.” – ja myślę, ze nie jeden dobrze to zrozumiał, ale taki detoks, jest cholernie niepopularny politycznie. Trzeba posiadać strusie jaja (nie mylić ze strusią odwagą), żeby tak zagrać. I mieć w d… czy potem się będzie popularnym czy nie. Pozdrawiam 🙂
Generalnie masz rację, detoks
Generalnie masz rację, detoks faktycznie może okazać się niepopularny. Ale czasem warto zaryzykować. Thatcher zaryzykowała, postawiła na rynek i rozsądek i wygrała w ten sposób trzy kadencje.
Pozdrawiam.
No ona to te strusie miała, faktycznie!
🙂
Długachne, ale warte zachodu
“Skutek będzie taki, że klin będzie musiał być coraz większy, aż w końcu doprowadzi do wyniszczenia organizmu. Potrzebny jest detoks, czyli koniec z interwencjonizmem i im szybciej politycy to zrozumieją, tym lepiej dla wszystkich.” – ja myślę, ze nie jeden dobrze to zrozumiał, ale taki detoks, jest cholernie niepopularny politycznie. Trzeba posiadać strusie jaja (nie mylić ze strusią odwagą), żeby tak zagrać. I mieć w d… czy potem się będzie popularnym czy nie. Pozdrawiam 🙂
Generalnie masz rację, detoks
Generalnie masz rację, detoks faktycznie może okazać się niepopularny. Ale czasem warto zaryzykować. Thatcher zaryzykowała, postawiła na rynek i rozsądek i wygrała w ten sposób trzy kadencje.
Pozdrawiam.
No ona to te strusie miała, faktycznie!
🙂
Długachne, ale warte zachodu
“Skutek będzie taki, że klin będzie musiał być coraz większy, aż w końcu doprowadzi do wyniszczenia organizmu. Potrzebny jest detoks, czyli koniec z interwencjonizmem i im szybciej politycy to zrozumieją, tym lepiej dla wszystkich.” – ja myślę, ze nie jeden dobrze to zrozumiał, ale taki detoks, jest cholernie niepopularny politycznie. Trzeba posiadać strusie jaja (nie mylić ze strusią odwagą), żeby tak zagrać. I mieć w d… czy potem się będzie popularnym czy nie. Pozdrawiam 🙂
Długachne, ale warte zachodu
“Skutek będzie taki, że klin będzie musiał być coraz większy, aż w końcu doprowadzi do wyniszczenia organizmu. Potrzebny jest detoks, czyli koniec z interwencjonizmem i im szybciej politycy to zrozumieją, tym lepiej dla wszystkich.” – ja myślę, ze nie jeden dobrze to zrozumiał, ale taki detoks, jest cholernie niepopularny politycznie. Trzeba posiadać strusie jaja (nie mylić ze strusią odwagą), żeby tak zagrać. I mieć w d… czy potem się będzie popularnym czy nie. Pozdrawiam 🙂
Generalnie masz rację, detoks
Generalnie masz rację, detoks faktycznie może okazać się niepopularny. Ale czasem warto zaryzykować. Thatcher zaryzykowała, postawiła na rynek i rozsądek i wygrała w ten sposób trzy kadencje.
Pozdrawiam.
No ona to te strusie miała, faktycznie!
🙂
Długachne, ale warte zachodu
“Skutek będzie taki, że klin będzie musiał być coraz większy, aż w końcu doprowadzi do wyniszczenia organizmu. Potrzebny jest detoks, czyli koniec z interwencjonizmem i im szybciej politycy to zrozumieją, tym lepiej dla wszystkich.” – ja myślę, ze nie jeden dobrze to zrozumiał, ale taki detoks, jest cholernie niepopularny politycznie. Trzeba posiadać strusie jaja (nie mylić ze strusią odwagą), żeby tak zagrać. I mieć w d… czy potem się będzie popularnym czy nie. Pozdrawiam 🙂
Generalnie masz rację, detoks
Generalnie masz rację, detoks faktycznie może okazać się niepopularny. Ale czasem warto zaryzykować. Thatcher zaryzykowała, postawiła na rynek i rozsądek i wygrała w ten sposób trzy kadencje.
Pozdrawiam.
No ona to te strusie miała, faktycznie!
🙂
Długachne, ale warte zachodu
“Skutek będzie taki, że klin będzie musiał być coraz większy, aż w końcu doprowadzi do wyniszczenia organizmu. Potrzebny jest detoks, czyli koniec z interwencjonizmem i im szybciej politycy to zrozumieją, tym lepiej dla wszystkich.” – ja myślę, ze nie jeden dobrze to zrozumiał, ale taki detoks, jest cholernie niepopularny politycznie. Trzeba posiadać strusie jaja (nie mylić ze strusią odwagą), żeby tak zagrać. I mieć w d… czy potem się będzie popularnym czy nie. Pozdrawiam 🙂
Generalnie masz rację, detoks
Generalnie masz rację, detoks faktycznie może okazać się niepopularny. Ale czasem warto zaryzykować. Thatcher zaryzykowała, postawiła na rynek i rozsądek i wygrała w ten sposób trzy kadencje.
Pozdrawiam.
No ona to te strusie miała, faktycznie!
🙂
Kurcze, a ja do tej pory myślałem,
że za wielki kryzys odpowiada jedynie bańka spekulacyjna na Wall Street. Bańka spowodowana demokratyzacją (piekarz, lekarz i aptekarz) rynku giełdowego. Chociaż co to za wolny rynek, gdy zabrakło jednego z podstawowych jego elementów czyli pełnej informacji.Informacja co prawda była tylko nowi “inwestorzy” nijak jej przetworzyć nie mogli.
PS
Chyba cię Ja nie będę lubił, bo ciągle mnie zmuszasz do czytania czegoś nowego:)
Bo kryzys bezpośrednio
Bo kryzys bezpośrednio spowodowała bańka. Tyle tylko, że bańka też miała swoją przyczynę, a tą przyczyną było zbyt duże majstrowanie państwa przy podaży pieniądza. To samo jest zresztą przyczyną bańki, która pękła w zeszłym roku. No i wreszcie sam kryzys nie musiał być aż tak straszna, krachy na Wall Street zdarzały się przed czarnym czwartkiem wiele razy, a mimo to nie było tak wielkich recesji jak ta z lat 1929-1933. Ale tu znów do akcji wkroczyło państwo, a nawet wiele państw, zabijając międzynarodowy handel, rozszerzając w ten sposób kryzys na cały świat ( z wyjątkiem ZSRR, którego gospodarka była jednak kryzysem samym w sobie ), przedłużając go i pogłębiając.
Pozdrawiam.
Kurcze, a ja do tej pory myślałem,
że za wielki kryzys odpowiada jedynie bańka spekulacyjna na Wall Street. Bańka spowodowana demokratyzacją (piekarz, lekarz i aptekarz) rynku giełdowego. Chociaż co to za wolny rynek, gdy zabrakło jednego z podstawowych jego elementów czyli pełnej informacji.Informacja co prawda była tylko nowi “inwestorzy” nijak jej przetworzyć nie mogli.
PS
Chyba cię Ja nie będę lubił, bo ciągle mnie zmuszasz do czytania czegoś nowego:)
Bo kryzys bezpośrednio
Bo kryzys bezpośrednio spowodowała bańka. Tyle tylko, że bańka też miała swoją przyczynę, a tą przyczyną było zbyt duże majstrowanie państwa przy podaży pieniądza. To samo jest zresztą przyczyną bańki, która pękła w zeszłym roku. No i wreszcie sam kryzys nie musiał być aż tak straszna, krachy na Wall Street zdarzały się przed czarnym czwartkiem wiele razy, a mimo to nie było tak wielkich recesji jak ta z lat 1929-1933. Ale tu znów do akcji wkroczyło państwo, a nawet wiele państw, zabijając międzynarodowy handel, rozszerzając w ten sposób kryzys na cały świat ( z wyjątkiem ZSRR, którego gospodarka była jednak kryzysem samym w sobie ), przedłużając go i pogłębiając.
Pozdrawiam.
Kurcze, a ja do tej pory myślałem,
że za wielki kryzys odpowiada jedynie bańka spekulacyjna na Wall Street. Bańka spowodowana demokratyzacją (piekarz, lekarz i aptekarz) rynku giełdowego. Chociaż co to za wolny rynek, gdy zabrakło jednego z podstawowych jego elementów czyli pełnej informacji.Informacja co prawda była tylko nowi “inwestorzy” nijak jej przetworzyć nie mogli.
PS
Chyba cię Ja nie będę lubił, bo ciągle mnie zmuszasz do czytania czegoś nowego:)
Bo kryzys bezpośrednio
Bo kryzys bezpośrednio spowodowała bańka. Tyle tylko, że bańka też miała swoją przyczynę, a tą przyczyną było zbyt duże majstrowanie państwa przy podaży pieniądza. To samo jest zresztą przyczyną bańki, która pękła w zeszłym roku. No i wreszcie sam kryzys nie musiał być aż tak straszna, krachy na Wall Street zdarzały się przed czarnym czwartkiem wiele razy, a mimo to nie było tak wielkich recesji jak ta z lat 1929-1933. Ale tu znów do akcji wkroczyło państwo, a nawet wiele państw, zabijając międzynarodowy handel, rozszerzając w ten sposób kryzys na cały świat ( z wyjątkiem ZSRR, którego gospodarka była jednak kryzysem samym w sobie ), przedłużając go i pogłębiając.
Pozdrawiam.
Kurcze, a ja do tej pory myślałem,
że za wielki kryzys odpowiada jedynie bańka spekulacyjna na Wall Street. Bańka spowodowana demokratyzacją (piekarz, lekarz i aptekarz) rynku giełdowego. Chociaż co to za wolny rynek, gdy zabrakło jednego z podstawowych jego elementów czyli pełnej informacji.Informacja co prawda była tylko nowi “inwestorzy” nijak jej przetworzyć nie mogli.
PS
Chyba cię Ja nie będę lubił, bo ciągle mnie zmuszasz do czytania czegoś nowego:)
Bo kryzys bezpośrednio
Bo kryzys bezpośrednio spowodowała bańka. Tyle tylko, że bańka też miała swoją przyczynę, a tą przyczyną było zbyt duże majstrowanie państwa przy podaży pieniądza. To samo jest zresztą przyczyną bańki, która pękła w zeszłym roku. No i wreszcie sam kryzys nie musiał być aż tak straszna, krachy na Wall Street zdarzały się przed czarnym czwartkiem wiele razy, a mimo to nie było tak wielkich recesji jak ta z lat 1929-1933. Ale tu znów do akcji wkroczyło państwo, a nawet wiele państw, zabijając międzynarodowy handel, rozszerzając w ten sposób kryzys na cały świat ( z wyjątkiem ZSRR, którego gospodarka była jednak kryzysem samym w sobie ), przedłużając go i pogłębiając.
Pozdrawiam.
Kurcze, a ja do tej pory myślałem,
że za wielki kryzys odpowiada jedynie bańka spekulacyjna na Wall Street. Bańka spowodowana demokratyzacją (piekarz, lekarz i aptekarz) rynku giełdowego. Chociaż co to za wolny rynek, gdy zabrakło jednego z podstawowych jego elementów czyli pełnej informacji.Informacja co prawda była tylko nowi “inwestorzy” nijak jej przetworzyć nie mogli.
PS
Chyba cię Ja nie będę lubił, bo ciągle mnie zmuszasz do czytania czegoś nowego:)
Bo kryzys bezpośrednio
Bo kryzys bezpośrednio spowodowała bańka. Tyle tylko, że bańka też miała swoją przyczynę, a tą przyczyną było zbyt duże majstrowanie państwa przy podaży pieniądza. To samo jest zresztą przyczyną bańki, która pękła w zeszłym roku. No i wreszcie sam kryzys nie musiał być aż tak straszna, krachy na Wall Street zdarzały się przed czarnym czwartkiem wiele razy, a mimo to nie było tak wielkich recesji jak ta z lat 1929-1933. Ale tu znów do akcji wkroczyło państwo, a nawet wiele państw, zabijając międzynarodowy handel, rozszerzając w ten sposób kryzys na cały świat ( z wyjątkiem ZSRR, którego gospodarka była jednak kryzysem samym w sobie ), przedłużając go i pogłębiając.
Pozdrawiam.
Twoja wiedza zapiera dech,bo
potrafisz ja pięknie przekazać. Ale mimo to mam pewien niedosyt. Przedstawiłeś /tak mi się wydaje/ tyko jedną stronę medalu. Role państwa w tworzeniu kryzysów czysto monetarną. Ale jest jeszcze drugie dno: wybujała konsumpcja zwykle na kredyt i zwiazane z tym spekulacje finansowe. Tu oczywiscie też winni są politycy. ale też chciwość, ktora przysłoniła zdrowy rozsądek wszystkim.
Obywatelom też
Dziękuję pięknie i spieszę
Dziękuję pięknie i spieszę odpowiedzieć. Oczywiście, że dużą rolę w tworzeniu kryzysów odgrywa chciwość firm i banków, które podejmują często decyzje dające w krótkim okresie zysk, a w długim katastrofę. Tak bywa i nikt nie mówi, że jest inaczej. Najgłupszą z tych decyzji może być zadłużanie się w momencie, gdy nasze szanse na spłatę kredytu są niewielkie i uzależnione od zewnętrznych warunków. I tu właśnie zaczyna się rola państwa, bo to państwo te warunki stwarza. Przykładem jest obecny kryzys, gdy ludzie zadłużali się, by kupować nowe domy, a potem je drożej sprzedać, a banki udzielały na ten cel ryzykownych kredytów. Dlaczego? Czy tylko z powodu chciwości? Nie, ludzie zawsze byli chciwi, ale nie zawsze robili tak głupie rzeczy. Tym razem było jednak inaczej, bo państwo zbyt mocno zwiększyło podaż pieniądza i stworzyło w ten sposób warunki, które sprawiły, że dla zwykłych ludzi bardziej korzystne od oszczędzania stało się branie kredytów, a bankom udzielanie tych kredytów się opłacało. Oczywiście to wszystko było korzystne tylko chwilowo, ale kto ma myśleć o długofalowych korzyściach? Prezesi banków, którzy nie są ich właścicielami i nie mają nad sobą żadnej silnej władzy, poza władzą banku centralnego, który robi wszystko, by banki komercyjne kredytowały kogo się da? Czy tzw. szarzy obywatele, karmieni w reklamach propagandą, że pieniądze im “się należą” i żeby je dostać wystarczy iść do banku po kredyt i pokazać dowód?
To polityka państwa doprowadziła do tak dużego spekulacyjnego wzrostu cen akcji, czy nieruchomości i to polityka państwa zachęcała ludzi do nieodpowiedzialnego postępowania. A teraz zachęca ich dalej, bo państwo nadal wtrąca się w gospodarkę, tym razem ratując bankrutów za pieniądze tych podatników, którzy w czasach poprzedniej bańki zachowali rozsądek, albo przynajmniej mieli szczęście.
Twoja wiedza zapiera dech,bo
potrafisz ja pięknie przekazać. Ale mimo to mam pewien niedosyt. Przedstawiłeś /tak mi się wydaje/ tyko jedną stronę medalu. Role państwa w tworzeniu kryzysów czysto monetarną. Ale jest jeszcze drugie dno: wybujała konsumpcja zwykle na kredyt i zwiazane z tym spekulacje finansowe. Tu oczywiscie też winni są politycy. ale też chciwość, ktora przysłoniła zdrowy rozsądek wszystkim.
Obywatelom też
Dziękuję pięknie i spieszę
Dziękuję pięknie i spieszę odpowiedzieć. Oczywiście, że dużą rolę w tworzeniu kryzysów odgrywa chciwość firm i banków, które podejmują często decyzje dające w krótkim okresie zysk, a w długim katastrofę. Tak bywa i nikt nie mówi, że jest inaczej. Najgłupszą z tych decyzji może być zadłużanie się w momencie, gdy nasze szanse na spłatę kredytu są niewielkie i uzależnione od zewnętrznych warunków. I tu właśnie zaczyna się rola państwa, bo to państwo te warunki stwarza. Przykładem jest obecny kryzys, gdy ludzie zadłużali się, by kupować nowe domy, a potem je drożej sprzedać, a banki udzielały na ten cel ryzykownych kredytów. Dlaczego? Czy tylko z powodu chciwości? Nie, ludzie zawsze byli chciwi, ale nie zawsze robili tak głupie rzeczy. Tym razem było jednak inaczej, bo państwo zbyt mocno zwiększyło podaż pieniądza i stworzyło w ten sposób warunki, które sprawiły, że dla zwykłych ludzi bardziej korzystne od oszczędzania stało się branie kredytów, a bankom udzielanie tych kredytów się opłacało. Oczywiście to wszystko było korzystne tylko chwilowo, ale kto ma myśleć o długofalowych korzyściach? Prezesi banków, którzy nie są ich właścicielami i nie mają nad sobą żadnej silnej władzy, poza władzą banku centralnego, który robi wszystko, by banki komercyjne kredytowały kogo się da? Czy tzw. szarzy obywatele, karmieni w reklamach propagandą, że pieniądze im “się należą” i żeby je dostać wystarczy iść do banku po kredyt i pokazać dowód?
To polityka państwa doprowadziła do tak dużego spekulacyjnego wzrostu cen akcji, czy nieruchomości i to polityka państwa zachęcała ludzi do nieodpowiedzialnego postępowania. A teraz zachęca ich dalej, bo państwo nadal wtrąca się w gospodarkę, tym razem ratując bankrutów za pieniądze tych podatników, którzy w czasach poprzedniej bańki zachowali rozsądek, albo przynajmniej mieli szczęście.
Twoja wiedza zapiera dech,bo
potrafisz ja pięknie przekazać. Ale mimo to mam pewien niedosyt. Przedstawiłeś /tak mi się wydaje/ tyko jedną stronę medalu. Role państwa w tworzeniu kryzysów czysto monetarną. Ale jest jeszcze drugie dno: wybujała konsumpcja zwykle na kredyt i zwiazane z tym spekulacje finansowe. Tu oczywiscie też winni są politycy. ale też chciwość, ktora przysłoniła zdrowy rozsądek wszystkim.
Obywatelom też
Dziękuję pięknie i spieszę
Dziękuję pięknie i spieszę odpowiedzieć. Oczywiście, że dużą rolę w tworzeniu kryzysów odgrywa chciwość firm i banków, które podejmują często decyzje dające w krótkim okresie zysk, a w długim katastrofę. Tak bywa i nikt nie mówi, że jest inaczej. Najgłupszą z tych decyzji może być zadłużanie się w momencie, gdy nasze szanse na spłatę kredytu są niewielkie i uzależnione od zewnętrznych warunków. I tu właśnie zaczyna się rola państwa, bo to państwo te warunki stwarza. Przykładem jest obecny kryzys, gdy ludzie zadłużali się, by kupować nowe domy, a potem je drożej sprzedać, a banki udzielały na ten cel ryzykownych kredytów. Dlaczego? Czy tylko z powodu chciwości? Nie, ludzie zawsze byli chciwi, ale nie zawsze robili tak głupie rzeczy. Tym razem było jednak inaczej, bo państwo zbyt mocno zwiększyło podaż pieniądza i stworzyło w ten sposób warunki, które sprawiły, że dla zwykłych ludzi bardziej korzystne od oszczędzania stało się branie kredytów, a bankom udzielanie tych kredytów się opłacało. Oczywiście to wszystko było korzystne tylko chwilowo, ale kto ma myśleć o długofalowych korzyściach? Prezesi banków, którzy nie są ich właścicielami i nie mają nad sobą żadnej silnej władzy, poza władzą banku centralnego, który robi wszystko, by banki komercyjne kredytowały kogo się da? Czy tzw. szarzy obywatele, karmieni w reklamach propagandą, że pieniądze im “się należą” i żeby je dostać wystarczy iść do banku po kredyt i pokazać dowód?
To polityka państwa doprowadziła do tak dużego spekulacyjnego wzrostu cen akcji, czy nieruchomości i to polityka państwa zachęcała ludzi do nieodpowiedzialnego postępowania. A teraz zachęca ich dalej, bo państwo nadal wtrąca się w gospodarkę, tym razem ratując bankrutów za pieniądze tych podatników, którzy w czasach poprzedniej bańki zachowali rozsądek, albo przynajmniej mieli szczęście.
Twoja wiedza zapiera dech,bo
potrafisz ja pięknie przekazać. Ale mimo to mam pewien niedosyt. Przedstawiłeś /tak mi się wydaje/ tyko jedną stronę medalu. Role państwa w tworzeniu kryzysów czysto monetarną. Ale jest jeszcze drugie dno: wybujała konsumpcja zwykle na kredyt i zwiazane z tym spekulacje finansowe. Tu oczywiscie też winni są politycy. ale też chciwość, ktora przysłoniła zdrowy rozsądek wszystkim.
Obywatelom też
Dziękuję pięknie i spieszę
Dziękuję pięknie i spieszę odpowiedzieć. Oczywiście, że dużą rolę w tworzeniu kryzysów odgrywa chciwość firm i banków, które podejmują często decyzje dające w krótkim okresie zysk, a w długim katastrofę. Tak bywa i nikt nie mówi, że jest inaczej. Najgłupszą z tych decyzji może być zadłużanie się w momencie, gdy nasze szanse na spłatę kredytu są niewielkie i uzależnione od zewnętrznych warunków. I tu właśnie zaczyna się rola państwa, bo to państwo te warunki stwarza. Przykładem jest obecny kryzys, gdy ludzie zadłużali się, by kupować nowe domy, a potem je drożej sprzedać, a banki udzielały na ten cel ryzykownych kredytów. Dlaczego? Czy tylko z powodu chciwości? Nie, ludzie zawsze byli chciwi, ale nie zawsze robili tak głupie rzeczy. Tym razem było jednak inaczej, bo państwo zbyt mocno zwiększyło podaż pieniądza i stworzyło w ten sposób warunki, które sprawiły, że dla zwykłych ludzi bardziej korzystne od oszczędzania stało się branie kredytów, a bankom udzielanie tych kredytów się opłacało. Oczywiście to wszystko było korzystne tylko chwilowo, ale kto ma myśleć o długofalowych korzyściach? Prezesi banków, którzy nie są ich właścicielami i nie mają nad sobą żadnej silnej władzy, poza władzą banku centralnego, który robi wszystko, by banki komercyjne kredytowały kogo się da? Czy tzw. szarzy obywatele, karmieni w reklamach propagandą, że pieniądze im “się należą” i żeby je dostać wystarczy iść do banku po kredyt i pokazać dowód?
To polityka państwa doprowadziła do tak dużego spekulacyjnego wzrostu cen akcji, czy nieruchomości i to polityka państwa zachęcała ludzi do nieodpowiedzialnego postępowania. A teraz zachęca ich dalej, bo państwo nadal wtrąca się w gospodarkę, tym razem ratując bankrutów za pieniądze tych podatników, którzy w czasach poprzedniej bańki zachowali rozsądek, albo przynajmniej mieli szczęście.
Twoja wiedza zapiera dech,bo
potrafisz ja pięknie przekazać. Ale mimo to mam pewien niedosyt. Przedstawiłeś /tak mi się wydaje/ tyko jedną stronę medalu. Role państwa w tworzeniu kryzysów czysto monetarną. Ale jest jeszcze drugie dno: wybujała konsumpcja zwykle na kredyt i zwiazane z tym spekulacje finansowe. Tu oczywiscie też winni są politycy. ale też chciwość, ktora przysłoniła zdrowy rozsądek wszystkim.
Obywatelom też
Dziękuję pięknie i spieszę
Dziękuję pięknie i spieszę odpowiedzieć. Oczywiście, że dużą rolę w tworzeniu kryzysów odgrywa chciwość firm i banków, które podejmują często decyzje dające w krótkim okresie zysk, a w długim katastrofę. Tak bywa i nikt nie mówi, że jest inaczej. Najgłupszą z tych decyzji może być zadłużanie się w momencie, gdy nasze szanse na spłatę kredytu są niewielkie i uzależnione od zewnętrznych warunków. I tu właśnie zaczyna się rola państwa, bo to państwo te warunki stwarza. Przykładem jest obecny kryzys, gdy ludzie zadłużali się, by kupować nowe domy, a potem je drożej sprzedać, a banki udzielały na ten cel ryzykownych kredytów. Dlaczego? Czy tylko z powodu chciwości? Nie, ludzie zawsze byli chciwi, ale nie zawsze robili tak głupie rzeczy. Tym razem było jednak inaczej, bo państwo zbyt mocno zwiększyło podaż pieniądza i stworzyło w ten sposób warunki, które sprawiły, że dla zwykłych ludzi bardziej korzystne od oszczędzania stało się branie kredytów, a bankom udzielanie tych kredytów się opłacało. Oczywiście to wszystko było korzystne tylko chwilowo, ale kto ma myśleć o długofalowych korzyściach? Prezesi banków, którzy nie są ich właścicielami i nie mają nad sobą żadnej silnej władzy, poza władzą banku centralnego, który robi wszystko, by banki komercyjne kredytowały kogo się da? Czy tzw. szarzy obywatele, karmieni w reklamach propagandą, że pieniądze im “się należą” i żeby je dostać wystarczy iść do banku po kredyt i pokazać dowód?
To polityka państwa doprowadziła do tak dużego spekulacyjnego wzrostu cen akcji, czy nieruchomości i to polityka państwa zachęcała ludzi do nieodpowiedzialnego postępowania. A teraz zachęca ich dalej, bo państwo nadal wtrąca się w gospodarkę, tym razem ratując bankrutów za pieniądze tych podatników, którzy w czasach poprzedniej bańki zachowali rozsądek, albo przynajmniej mieli szczęście.
trujesz ale masz rację
Piszesz praktycznie w kółko o tym samym, ale tak trzeba w tych czasach. Może coś w końcu dotrze do luda i do Grupy Trzymającej Wędzidło.
Chociaż trochę się obawiam że twórcy tego finansowego bajzla (czyli spółka rządów i banków) wiedzieli czym skończy się ten eksperyment.
W końcu sam Keynes pytany o długofalowe skutki polityki taniego pieniądza odpowiadał “w dalszej perspektywie i tak wszyscy będziemy martwi”. Czyli niech się wnuki martwią. Pożyczajmy i radujmy się.
trujesz ale masz rację
Piszesz praktycznie w kółko o tym samym, ale tak trzeba w tych czasach. Może coś w końcu dotrze do luda i do Grupy Trzymającej Wędzidło.
Chociaż trochę się obawiam że twórcy tego finansowego bajzla (czyli spółka rządów i banków) wiedzieli czym skończy się ten eksperyment.
W końcu sam Keynes pytany o długofalowe skutki polityki taniego pieniądza odpowiadał “w dalszej perspektywie i tak wszyscy będziemy martwi”. Czyli niech się wnuki martwią. Pożyczajmy i radujmy się.
trujesz ale masz rację
Piszesz praktycznie w kółko o tym samym, ale tak trzeba w tych czasach. Może coś w końcu dotrze do luda i do Grupy Trzymającej Wędzidło.
Chociaż trochę się obawiam że twórcy tego finansowego bajzla (czyli spółka rządów i banków) wiedzieli czym skończy się ten eksperyment.
W końcu sam Keynes pytany o długofalowe skutki polityki taniego pieniądza odpowiadał “w dalszej perspektywie i tak wszyscy będziemy martwi”. Czyli niech się wnuki martwią. Pożyczajmy i radujmy się.
trujesz ale masz rację
Piszesz praktycznie w kółko o tym samym, ale tak trzeba w tych czasach. Może coś w końcu dotrze do luda i do Grupy Trzymającej Wędzidło.
Chociaż trochę się obawiam że twórcy tego finansowego bajzla (czyli spółka rządów i banków) wiedzieli czym skończy się ten eksperyment.
W końcu sam Keynes pytany o długofalowe skutki polityki taniego pieniądza odpowiadał “w dalszej perspektywie i tak wszyscy będziemy martwi”. Czyli niech się wnuki martwią. Pożyczajmy i radujmy się.
trujesz ale masz rację
Piszesz praktycznie w kółko o tym samym, ale tak trzeba w tych czasach. Może coś w końcu dotrze do luda i do Grupy Trzymającej Wędzidło.
Chociaż trochę się obawiam że twórcy tego finansowego bajzla (czyli spółka rządów i banków) wiedzieli czym skończy się ten eksperyment.
W końcu sam Keynes pytany o długofalowe skutki polityki taniego pieniądza odpowiadał “w dalszej perspektywie i tak wszyscy będziemy martwi”. Czyli niech się wnuki martwią. Pożyczajmy i radujmy się.
Kolego !!! Czapki z głów
Kolego !!! Czapki z głów !!
Pozdrawiam
Kolego !!! Czapki z głów
Kolego !!! Czapki z głów !!
Pozdrawiam
Kolego !!! Czapki z głów
Kolego !!! Czapki z głów !!
Pozdrawiam
Kolego !!! Czapki z głów
Kolego !!! Czapki z głów !!
Pozdrawiam
dwie uwagi
1. Brakuje mi wyjaśnienia mechanizmu przejścia od sytuacji gdy na rynku jest za dużo pieniędzy do kryzysu nadprodukcji. Wydaje się, że gdy ludzie mają duzo pieniędzy, to nakręca to jakoś koniunkturę, a nie prowadzi do jej wyhamowania.
Może chodzi o to, że ta sztucznie (bo chwilową nadpodażą pieniądza) nakręcona koniunktura prowadzi do tego, że ludzie zaczynają kupować rzeczy im coraz mniej potrzebne aż do momentu, gdy konsumpcja gwałtowanie hamuje bo wszyscy wszystko już mają, a rozwój technologiczny i naukowy nie nadąża z produkcją nowych gadgetów (jeszcze lepsze pralki, bajeranckie auta, trójwymiarowe TV, bardziej wypasione komórki np. pisząc w realiach dzisiejszych czasów).
(Doskonale ten nastrój oddaje SF Philipa K. Dicka, gdzie mało, że krytykuje on nakręcanie konsupmcjonizmu. On się tego wręcz boi. Porusza między innymi niebezpieczeństwa reklamy podprogowej.)
Wydaje się więc, że źródeł kryzysu trzeba szukać raczej w zwyczajnej ludzkiej chciwości, w chciejstwie aby mieć więcej i więcej, a koniecznie lepiej od sąsiada, umiejętnie podsycanym chwytami marketingowymi producentów i pracowni reklamowych. Jeśli to wyjaśnienie jet nieprawdziwe, to w takim razie nie widzię jak wytłumaczyć stan przedinflacyjny jako początek recesji.
2. Analizując przekrój społeczny kredytobiorców “toksycznych” pożyczek ostanich lat, można dojść do wniosku, że przyczyny dzisiejszego kryzysu, to znów niepohamowana chciwość, dążenie aby osiągnąć status WASP przez biednych murzynów bez wysiłku i długoletniej pracy. Chciwość umiejętnie podsycana przez akwizytorów banków, którzy chcieli sprzedać produkt za wszelka cenę, podrasowując mniej lub więcej wyniki badania ryzyk.
Czyli znów zwykła chciwość, dążenie do nachłapania się za wszelka cenę, im szybciej, tym lepiej. Oczywiście sytuacji tej pomogło państwo jednocząc bankowe sektory kredytowe i oszczędnościowe (m. in. decyzja Busha), ale to jednak podatny grunt dorabiania się bez pracy jest prawdziwym źródłem nieszczęścia (a mój tatuś bierze pieniądze ze ściany – znana reklama banku).
To tyle celem zrównoważenia bardzo liberalnego w wymowie Twojego tekstu. No bo któż, jeśli nie państwo właśnie może zaradzić eskalacji spirali konsumpcjonizmu umiejętnie podsycanego przez wolny rynek właśnie?
Przepraszam, a jak państwo
Przepraszam, a jak państwo miałoby twoim zdaniem zaradzić "eskalacji spirali konsumpcjonizmu"? Zakazać wydawania, czy pożyczania zbyt dużej ilości pieniędzy? Centralnie ustalać ceny domów, czy akcji? Przecież to byłby absurd, to byłaby ochrona ludzi przed nimi samymi. A kto miałby ich chronić? Państwo, czyli też ludzie, bo przecież państwo to nie jest jakaś abstrakcja, ale politycy i urzędnicy, ludzie z krwi i kości. Po drugie jaki "wolny rynek" podsycał "dziki konsumpcjonizm"? Tutaj masz artykuł o tym jak ten "wolny rynek" wyglądał:
http://mises.pl/1008/hubert-kaczmarczyk-panstwo-jako-zrodlo-niestabilnosci-gospodarczej/
Zdziwisz się, bo był to rynek bardzo mocno regulowany przez Kongres, który swoimi ustawami chciał doprowadzić do realizacji "American Dream", czyli właśnie do tego, by każdy Murzyn z Alabamy mógł sobie żyć jak WASP we własnym domu.
rządy ciemniaków
Państwo mogłoby chociaż nie premiować bezmyślnych, nieekonomicznych zachowań. A robi dokładnie na odwrót, np zmuszając do wywalania sprawnych samochodów na złom. Pewnie niedługo nakażą wyburzać domy stojące ponad 4 lata, w trosce o bezpieczeństwo i ekologię rzecz jasna. Marnotrawstwo stało się cnotą popieraną przez rządy, czegoś takiego dawno nie było. Przynajmniej nie na taką skalę.
American Dream, Poland Dream, …..mogłabym wymieniać
każdy kraj świata, ale oprócz marzeń i tu zgadzam się z griszą jest też zwykła chciwość. I tu jest rola polityków. Sprawnie to wykorzystują, obiecują złote góry. My ich wybieramy. Potem trzeba zaspokoić nasze marzenia lub chciwość. A czym? Wiadomo pieniądzem.
Wszystko to przypomina gonienie własnego ogona. W tej chwili ogon ma się dobrze, a myśmy się zmęczyli. Z drugiej strony gdyby nie ta chciwość to siedzielibyśmy pewnie jeszcze na drzewach.
Fragment, z poltycznym boldem
Systematyczny wzrost podatków i rządowej redystrybucji dochodu to także nieustanny wzrost władzy rządu nad jednostkami. Hayek zwracał uwagę, podobnie jak potem robiła to szkoła Public Choice, na zasadę koncentracji korzyści i rozproszenia kosztów. Korzyści płynące z realizacji jakiegoś programu rządowego są ograniczone do małej liczby podmiotów, podczas gdy koszty są rozłożone na większość8. David Boaz nazywa ten proces poszukiwaniem transferu (transfer-seeking). Wszyscy użalamy się na podatki, lecz domagamy się opieki zdrowotnej, subwencji, programów dla rolnictwa, parków. Państwo zabiera nam pieniądze by potem je zwrócić z wielką pompą. ?W sumie wszyscy przegrywamy, lecz trudno stwierdzić, kto jest naprawdę przegranym (net loser), a kto wygranym (net winner)9. Zdaniem Hayeka teoria i praktyka finansów publicznych zmierza w kierunku maksymalnej komplikacji przepisów podatkowych i ukrywania prawdziwej wielkości obciążeń. Cały system podatkowy jest ?rezultatem wysiłków przekonania obywateli aby dali rządowi więcej niż kiedykolwiek świadomie zechcieliby dać?10. Trudno się więc dziwić, że głównym źródłem finansowania sektora publicznego są podatki pośrednie. Do podobnych wniosków dochodzi także Buchanan uznając stosowanie podatków pośrednich (ukrytych w cenach towarów) za sposób na ukrywanie przed jednostkami rzeczywistego poziomu obciążeń podatkowych11.
?W sumie wszyscy przegrywamy, “
Ideolo, typu gdyby babcia miała wąsy to byłaby dziadkiem.
kocie – odpowiadając dopiszę do mojego postu
Ja traktuję to tak – płacąc podatki kupuję od państwa pewne usługi. Nie mam problemu z zapłatą – podatkiem Problemem jest jakość tych usług. Problemem jest również brak konkurencji dla państwa, dlatego tak wazny jest właściwy balans pomiedzy prywatnym i państwowym. Samo państwowe jest złe, mamy to w kościach. Samo prywatne też nie do końca dobre. Ważna jest harmonia i umiar. Wszelka przesada jest szkodliwa. Taka prosta prawda, prawda?
He he he
Wpadł mi w mackę wywiad Urbana (tfu). Szczerze stwierdził, że uważali państwo za swą własność.
sorry, że dopiero teraz, ale obowiązki rodzinne
Forumowicze już częściowo odpowiedzieli, choć mnie chodzi jeszcze o co innego. Otóż nie uważam, że pierwsze przykazanie liberała – gospodarka głupcze, jest jedynosłuszne. Rozbuchany konsumpcjonizm raz, że odhumanizuje – tworzy społeczeństwo wyćigu szczurów, a dwa jest źródłem frustracji w mikroekonomii i kryzysów w makroekonomii.
Już widać do czego dążę – tak uważam, że nie samym chlebem człowiek żyje, a państwo powinno mecenasować sztukom wyższym jak i lansować etos pracowitości ale i wartości duchowe. Dobrze by było aby politycy mieli tego jasną świadomość. Dziś nie da się wyobrazić sprawnie działającej kultury, służby zdrowia, nauki, szkolnictwa, sztuki i wielu innych bez udziału państwa.
Pełna prywatyzacja jest motorem pierwotnego wyzysku. Korporacje, to wielkie feudalne struktury tym różniące się od mafii, że starają się działać w ramach prawa, szukając w nich luk raczej niż łamiąc je wprost. Państwo powinno ustami swoich przywódców ewangelizować społeczeństwo do wielu pożytecznych etosów czy mitów. Pisała o tym onegdaj Dorola – polemizowałem z nią o tyle, że aby być skutecznym “ewangelistą” trzeba samemu się znać na materii “ewangelizacji” – nawoływałem do samoedukacji polityków. Ale nie zaprzeczyłem i dalej to podtrzymuję – politycy są naturalną elitą społeczeństwa i jeśli pozwolą, a raczej dozwolą, to społeczeństwo staje się odhumanizowanym mrowiskiem, gdzie o wszelkie kryzysy łatwo, a i różne dewiacje rosną jak grzyby po deszczu i pojawiają się rozmaici prorocy łatwych zarobków, łatwych pieniędzy, uśmiechu przyrośniętego do ust i superpigułki na każdą dolegliwość, w tym na wolny seks, niechcianą ciążę i bezbolesną śmierć włącznie.
Możesz to nazwać moherową ekonomią, szamanizmem, czy też humanistycznym bełkotem niegodnym technokraty – wyznawcy ścisłej i policzalnej ekonomii. Ja wiem swoje i jestem lepszy niż pokolenia ekonomistów, bo oni się mylili – oni pokornie biją się w pierś, że znów kolejnego kryzysu nie przewidzieli, a ja wiem, że człowiek, to nie czynnik w równaniu i wynik działań nie jest nigdy w pełni przewidywalny.
Jest jeszcze jeden czynnik, niezwykle istotny, to deprecjonizacja roli państwa przez liberałów we współczesnym świecie. Świecie, który z drugiej strony trzęsie kolanami ze strachu przed ekspansjonizmem chińskim, przed państwem (tak właśnie państwem) gdzie jego rolę wewnętrzną polityką dalej się kultywuje i wynosi na piedestał. Warto by się od tej kilkutysięczno letniej kultury czegoś więcej nauczyć, poza herbatkami, kuchnią, tao chi czy feng shui.
politycy są naturalną elitą społeczeństwa i jeśli pozwolą
Ja uważam, że brydżyści 🙂
hmmm ;-)))
oczywistą oczywistością jest że brydżyści
Brydżyści są elitą WŁAŚCIWĄ! 🙂
Korwin Mikke rozumiem jest ideałem łączącym dwuelitarność w jedno.
Bracia w literaturze!…
– Słuchajcie mnie wszyscy!… – On się pojawił!
Oj, sierżancie 🙂
“Rozbuchany konsumpcjonizm
"Rozbuchany konsumpcjonizm raz, że odhumanizuje – tworzy społeczeństwo wyćigu szczurów, a dwa jest źródłem frustracji w mikroekonomii i kryzysów w makroekonomii."
Kryzysy nie biorą się z "rozbuchanego konsumpcjonizmu", ale z cykli koniunkturalnych. Są różne teorie wyjaśniające powstawanie tych cykli, jeśli chodzi o mnie to najlepszą wydaje mi się teoria austriacka, która mówi, że winę za kryzys ponosi nadmierny kredyt. Nadmierny, czyli taki, który przewyższa oszczędności. Tutaj właściwie masz rację mówiąc o "rozbuchanym konsumpcjoniźmie", ale to nie rynek ponosi za to odpowiedzialność. W warunkach wolnego rynku ludzie wolą raczej oszczędzać, niż się zadłużać, bo oszczędzanie daje lepsze zabezpieczenie na przyszłość. Oszczędzanie przestaje się opłacać dopiero wtedy, gdy rząd ustanawia zbyt wysokie podatki i/lub "podgrzewa koniunkturę" przez zwiększanie deficytu, czy inny dodruk pieniądza, co powoduje inflację. Oprócz rządu za nadmierny kredyt odpowiada także system rezerwy cząstkowej, który pozwala bankom na "kreację pieniądza bezgotówkowego" z powietrza. Tyle tylko, że ten system też nie jest wolnorynkowy, bo wolnorynkowym rozwiązaniem może być tylko pieniądz kruszczowy, czyli złoto lub srebro i stuprocentowe pokrycie depozytów w tym pieniądzu ( Mises, Rothbard ), albo konkurencja wielu walut, z których żadna nie jest przymusowym środkiem płatniczym ( Hayek ).
"humanistycznym bełkotem niegodnym technokraty – wyznawcy ścisłej i policzalnej ekonomii"
Ekonomia to nauka o ludzkim działaniu, a nie o liczbach.
"Pełna prywatyzacja jest motorem pierwotnego wyzysku. Korporacje, to wielkie feudalne struktury"
Mało która wielka korporacja jest w pełni prywatna. Większość ma raczej mnóstwo akcjonariuszy i dość niezależne od nich zarządy. Poza tym nie słyszałem o jakimś straszliwym wyzysku w dużych firmach, raczej wręcz przeciwnie ( no, chyba, że mówimy o jakimś Bangladeszu, czy innych Chinach tam podobno wyzysk jest, choć nie wiem, nie byłem ).
"Możesz to nazwać moherową ekonomią"
A czemu, skoro sam jestem d, nie ekonomista? Ja po prostu czytam ze zrozumieniem i powtarzam to, co przeczytałem i co uznałem za najbardziej logiczne, tłumacząc to na w miarę ludzki język. Według mnie to właśnie logika jest najważniejsza w ekonomii i logika wystarczy, by ekonomię zrozumieć. A najważniejsze jest to, żeby wiedzieć, że ekonomia to nauka o ludzkim działaniu, a nie szamańskie tabelki i wykresy, zawierające tajemną wiedzę o tym komu wzrośnie, a komu opadnie.
dwie uwagi
1. Brakuje mi wyjaśnienia mechanizmu przejścia od sytuacji gdy na rynku jest za dużo pieniędzy do kryzysu nadprodukcji. Wydaje się, że gdy ludzie mają duzo pieniędzy, to nakręca to jakoś koniunkturę, a nie prowadzi do jej wyhamowania.
Może chodzi o to, że ta sztucznie (bo chwilową nadpodażą pieniądza) nakręcona koniunktura prowadzi do tego, że ludzie zaczynają kupować rzeczy im coraz mniej potrzebne aż do momentu, gdy konsumpcja gwałtowanie hamuje bo wszyscy wszystko już mają, a rozwój technologiczny i naukowy nie nadąża z produkcją nowych gadgetów (jeszcze lepsze pralki, bajeranckie auta, trójwymiarowe TV, bardziej wypasione komórki np. pisząc w realiach dzisiejszych czasów).
(Doskonale ten nastrój oddaje SF Philipa K. Dicka, gdzie mało, że krytykuje on nakręcanie konsupmcjonizmu. On się tego wręcz boi. Porusza między innymi niebezpieczeństwa reklamy podprogowej.)
Wydaje się więc, że źródeł kryzysu trzeba szukać raczej w zwyczajnej ludzkiej chciwości, w chciejstwie aby mieć więcej i więcej, a koniecznie lepiej od sąsiada, umiejętnie podsycanym chwytami marketingowymi producentów i pracowni reklamowych. Jeśli to wyjaśnienie jet nieprawdziwe, to w takim razie nie widzię jak wytłumaczyć stan przedinflacyjny jako początek recesji.
2. Analizując przekrój społeczny kredytobiorców “toksycznych” pożyczek ostanich lat, można dojść do wniosku, że przyczyny dzisiejszego kryzysu, to znów niepohamowana chciwość, dążenie aby osiągnąć status WASP przez biednych murzynów bez wysiłku i długoletniej pracy. Chciwość umiejętnie podsycana przez akwizytorów banków, którzy chcieli sprzedać produkt za wszelka cenę, podrasowując mniej lub więcej wyniki badania ryzyk.
Czyli znów zwykła chciwość, dążenie do nachłapania się za wszelka cenę, im szybciej, tym lepiej. Oczywiście sytuacji tej pomogło państwo jednocząc bankowe sektory kredytowe i oszczędnościowe (m. in. decyzja Busha), ale to jednak podatny grunt dorabiania się bez pracy jest prawdziwym źródłem nieszczęścia (a mój tatuś bierze pieniądze ze ściany – znana reklama banku).
To tyle celem zrównoważenia bardzo liberalnego w wymowie Twojego tekstu. No bo któż, jeśli nie państwo właśnie może zaradzić eskalacji spirali konsumpcjonizmu umiejętnie podsycanego przez wolny rynek właśnie?
Przepraszam, a jak państwo
Przepraszam, a jak państwo miałoby twoim zdaniem zaradzić "eskalacji spirali konsumpcjonizmu"? Zakazać wydawania, czy pożyczania zbyt dużej ilości pieniędzy? Centralnie ustalać ceny domów, czy akcji? Przecież to byłby absurd, to byłaby ochrona ludzi przed nimi samymi. A kto miałby ich chronić? Państwo, czyli też ludzie, bo przecież państwo to nie jest jakaś abstrakcja, ale politycy i urzędnicy, ludzie z krwi i kości. Po drugie jaki "wolny rynek" podsycał "dziki konsumpcjonizm"? Tutaj masz artykuł o tym jak ten "wolny rynek" wyglądał:
http://mises.pl/1008/hubert-kaczmarczyk-panstwo-jako-zrodlo-niestabilnosci-gospodarczej/
Zdziwisz się, bo był to rynek bardzo mocno regulowany przez Kongres, który swoimi ustawami chciał doprowadzić do realizacji "American Dream", czyli właśnie do tego, by każdy Murzyn z Alabamy mógł sobie żyć jak WASP we własnym domu.
rządy ciemniaków
Państwo mogłoby chociaż nie premiować bezmyślnych, nieekonomicznych zachowań. A robi dokładnie na odwrót, np zmuszając do wywalania sprawnych samochodów na złom. Pewnie niedługo nakażą wyburzać domy stojące ponad 4 lata, w trosce o bezpieczeństwo i ekologię rzecz jasna. Marnotrawstwo stało się cnotą popieraną przez rządy, czegoś takiego dawno nie było. Przynajmniej nie na taką skalę.
American Dream, Poland Dream, …..mogłabym wymieniać
każdy kraj świata, ale oprócz marzeń i tu zgadzam się z griszą jest też zwykła chciwość. I tu jest rola polityków. Sprawnie to wykorzystują, obiecują złote góry. My ich wybieramy. Potem trzeba zaspokoić nasze marzenia lub chciwość. A czym? Wiadomo pieniądzem.
Wszystko to przypomina gonienie własnego ogona. W tej chwili ogon ma się dobrze, a myśmy się zmęczyli. Z drugiej strony gdyby nie ta chciwość to siedzielibyśmy pewnie jeszcze na drzewach.
Fragment, z poltycznym boldem
Systematyczny wzrost podatków i rządowej redystrybucji dochodu to także nieustanny wzrost władzy rządu nad jednostkami. Hayek zwracał uwagę, podobnie jak potem robiła to szkoła Public Choice, na zasadę koncentracji korzyści i rozproszenia kosztów. Korzyści płynące z realizacji jakiegoś programu rządowego są ograniczone do małej liczby podmiotów, podczas gdy koszty są rozłożone na większość8. David Boaz nazywa ten proces poszukiwaniem transferu (transfer-seeking). Wszyscy użalamy się na podatki, lecz domagamy się opieki zdrowotnej, subwencji, programów dla rolnictwa, parków. Państwo zabiera nam pieniądze by potem je zwrócić z wielką pompą. ?W sumie wszyscy przegrywamy, lecz trudno stwierdzić, kto jest naprawdę przegranym (net loser), a kto wygranym (net winner)9. Zdaniem Hayeka teoria i praktyka finansów publicznych zmierza w kierunku maksymalnej komplikacji przepisów podatkowych i ukrywania prawdziwej wielkości obciążeń. Cały system podatkowy jest ?rezultatem wysiłków przekonania obywateli aby dali rządowi więcej niż kiedykolwiek świadomie zechcieliby dać?10. Trudno się więc dziwić, że głównym źródłem finansowania sektora publicznego są podatki pośrednie. Do podobnych wniosków dochodzi także Buchanan uznając stosowanie podatków pośrednich (ukrytych w cenach towarów) za sposób na ukrywanie przed jednostkami rzeczywistego poziomu obciążeń podatkowych11.
?W sumie wszyscy przegrywamy, “
Ideolo, typu gdyby babcia miała wąsy to byłaby dziadkiem.
kocie – odpowiadając dopiszę do mojego postu
Ja traktuję to tak – płacąc podatki kupuję od państwa pewne usługi. Nie mam problemu z zapłatą – podatkiem Problemem jest jakość tych usług. Problemem jest również brak konkurencji dla państwa, dlatego tak wazny jest właściwy balans pomiedzy prywatnym i państwowym. Samo państwowe jest złe, mamy to w kościach. Samo prywatne też nie do końca dobre. Ważna jest harmonia i umiar. Wszelka przesada jest szkodliwa. Taka prosta prawda, prawda?
He he he
Wpadł mi w mackę wywiad Urbana (tfu). Szczerze stwierdził, że uważali państwo za swą własność.
sorry, że dopiero teraz, ale obowiązki rodzinne
Forumowicze już częściowo odpowiedzieli, choć mnie chodzi jeszcze o co innego. Otóż nie uważam, że pierwsze przykazanie liberała – gospodarka głupcze, jest jedynosłuszne. Rozbuchany konsumpcjonizm raz, że odhumanizuje – tworzy społeczeństwo wyćigu szczurów, a dwa jest źródłem frustracji w mikroekonomii i kryzysów w makroekonomii.
Już widać do czego dążę – tak uważam, że nie samym chlebem człowiek żyje, a państwo powinno mecenasować sztukom wyższym jak i lansować etos pracowitości ale i wartości duchowe. Dobrze by było aby politycy mieli tego jasną świadomość. Dziś nie da się wyobrazić sprawnie działającej kultury, służby zdrowia, nauki, szkolnictwa, sztuki i wielu innych bez udziału państwa.
Pełna prywatyzacja jest motorem pierwotnego wyzysku. Korporacje, to wielkie feudalne struktury tym różniące się od mafii, że starają się działać w ramach prawa, szukając w nich luk raczej niż łamiąc je wprost. Państwo powinno ustami swoich przywódców ewangelizować społeczeństwo do wielu pożytecznych etosów czy mitów. Pisała o tym onegdaj Dorola – polemizowałem z nią o tyle, że aby być skutecznym “ewangelistą” trzeba samemu się znać na materii “ewangelizacji” – nawoływałem do samoedukacji polityków. Ale nie zaprzeczyłem i dalej to podtrzymuję – politycy są naturalną elitą społeczeństwa i jeśli pozwolą, a raczej dozwolą, to społeczeństwo staje się odhumanizowanym mrowiskiem, gdzie o wszelkie kryzysy łatwo, a i różne dewiacje rosną jak grzyby po deszczu i pojawiają się rozmaici prorocy łatwych zarobków, łatwych pieniędzy, uśmiechu przyrośniętego do ust i superpigułki na każdą dolegliwość, w tym na wolny seks, niechcianą ciążę i bezbolesną śmierć włącznie.
Możesz to nazwać moherową ekonomią, szamanizmem, czy też humanistycznym bełkotem niegodnym technokraty – wyznawcy ścisłej i policzalnej ekonomii. Ja wiem swoje i jestem lepszy niż pokolenia ekonomistów, bo oni się mylili – oni pokornie biją się w pierś, że znów kolejnego kryzysu nie przewidzieli, a ja wiem, że człowiek, to nie czynnik w równaniu i wynik działań nie jest nigdy w pełni przewidywalny.
Jest jeszcze jeden czynnik, niezwykle istotny, to deprecjonizacja roli państwa przez liberałów we współczesnym świecie. Świecie, który z drugiej strony trzęsie kolanami ze strachu przed ekspansjonizmem chińskim, przed państwem (tak właśnie państwem) gdzie jego rolę wewnętrzną polityką dalej się kultywuje i wynosi na piedestał. Warto by się od tej kilkutysięczno letniej kultury czegoś więcej nauczyć, poza herbatkami, kuchnią, tao chi czy feng shui.
politycy są naturalną elitą społeczeństwa i jeśli pozwolą
Ja uważam, że brydżyści 🙂
hmmm ;-)))
oczywistą oczywistością jest że brydżyści
Brydżyści są elitą WŁAŚCIWĄ! 🙂
Korwin Mikke rozumiem jest ideałem łączącym dwuelitarność w jedno.
Bracia w literaturze!…
– Słuchajcie mnie wszyscy!… – On się pojawił!
Oj, sierżancie 🙂
“Rozbuchany konsumpcjonizm
"Rozbuchany konsumpcjonizm raz, że odhumanizuje – tworzy społeczeństwo wyćigu szczurów, a dwa jest źródłem frustracji w mikroekonomii i kryzysów w makroekonomii."
Kryzysy nie biorą się z "rozbuchanego konsumpcjonizmu", ale z cykli koniunkturalnych. Są różne teorie wyjaśniające powstawanie tych cykli, jeśli chodzi o mnie to najlepszą wydaje mi się teoria austriacka, która mówi, że winę za kryzys ponosi nadmierny kredyt. Nadmierny, czyli taki, który przewyższa oszczędności. Tutaj właściwie masz rację mówiąc o "rozbuchanym konsumpcjoniźmie", ale to nie rynek ponosi za to odpowiedzialność. W warunkach wolnego rynku ludzie wolą raczej oszczędzać, niż się zadłużać, bo oszczędzanie daje lepsze zabezpieczenie na przyszłość. Oszczędzanie przestaje się opłacać dopiero wtedy, gdy rząd ustanawia zbyt wysokie podatki i/lub "podgrzewa koniunkturę" przez zwiększanie deficytu, czy inny dodruk pieniądza, co powoduje inflację. Oprócz rządu za nadmierny kredyt odpowiada także system rezerwy cząstkowej, który pozwala bankom na "kreację pieniądza bezgotówkowego" z powietrza. Tyle tylko, że ten system też nie jest wolnorynkowy, bo wolnorynkowym rozwiązaniem może być tylko pieniądz kruszczowy, czyli złoto lub srebro i stuprocentowe pokrycie depozytów w tym pieniądzu ( Mises, Rothbard ), albo konkurencja wielu walut, z których żadna nie jest przymusowym środkiem płatniczym ( Hayek ).
"humanistycznym bełkotem niegodnym technokraty – wyznawcy ścisłej i policzalnej ekonomii"
Ekonomia to nauka o ludzkim działaniu, a nie o liczbach.
"Pełna prywatyzacja jest motorem pierwotnego wyzysku. Korporacje, to wielkie feudalne struktury"
Mało która wielka korporacja jest w pełni prywatna. Większość ma raczej mnóstwo akcjonariuszy i dość niezależne od nich zarządy. Poza tym nie słyszałem o jakimś straszliwym wyzysku w dużych firmach, raczej wręcz przeciwnie ( no, chyba, że mówimy o jakimś Bangladeszu, czy innych Chinach tam podobno wyzysk jest, choć nie wiem, nie byłem ).
"Możesz to nazwać moherową ekonomią"
A czemu, skoro sam jestem d, nie ekonomista? Ja po prostu czytam ze zrozumieniem i powtarzam to, co przeczytałem i co uznałem za najbardziej logiczne, tłumacząc to na w miarę ludzki język. Według mnie to właśnie logika jest najważniejsza w ekonomii i logika wystarczy, by ekonomię zrozumieć. A najważniejsze jest to, żeby wiedzieć, że ekonomia to nauka o ludzkim działaniu, a nie szamańskie tabelki i wykresy, zawierające tajemną wiedzę o tym komu wzrośnie, a komu opadnie.
dwie uwagi
1. Brakuje mi wyjaśnienia mechanizmu przejścia od sytuacji gdy na rynku jest za dużo pieniędzy do kryzysu nadprodukcji. Wydaje się, że gdy ludzie mają duzo pieniędzy, to nakręca to jakoś koniunkturę, a nie prowadzi do jej wyhamowania.
Może chodzi o to, że ta sztucznie (bo chwilową nadpodażą pieniądza) nakręcona koniunktura prowadzi do tego, że ludzie zaczynają kupować rzeczy im coraz mniej potrzebne aż do momentu, gdy konsumpcja gwałtowanie hamuje bo wszyscy wszystko już mają, a rozwój technologiczny i naukowy nie nadąża z produkcją nowych gadgetów (jeszcze lepsze pralki, bajeranckie auta, trójwymiarowe TV, bardziej wypasione komórki np. pisząc w realiach dzisiejszych czasów).
(Doskonale ten nastrój oddaje SF Philipa K. Dicka, gdzie mało, że krytykuje on nakręcanie konsupmcjonizmu. On się tego wręcz boi. Porusza między innymi niebezpieczeństwa reklamy podprogowej.)
Wydaje się więc, że źródeł kryzysu trzeba szukać raczej w zwyczajnej ludzkiej chciwości, w chciejstwie aby mieć więcej i więcej, a koniecznie lepiej od sąsiada, umiejętnie podsycanym chwytami marketingowymi producentów i pracowni reklamowych. Jeśli to wyjaśnienie jet nieprawdziwe, to w takim razie nie widzię jak wytłumaczyć stan przedinflacyjny jako początek recesji.
2. Analizując przekrój społeczny kredytobiorców “toksycznych” pożyczek ostanich lat, można dojść do wniosku, że przyczyny dzisiejszego kryzysu, to znów niepohamowana chciwość, dążenie aby osiągnąć status WASP przez biednych murzynów bez wysiłku i długoletniej pracy. Chciwość umiejętnie podsycana przez akwizytorów banków, którzy chcieli sprzedać produkt za wszelka cenę, podrasowując mniej lub więcej wyniki badania ryzyk.
Czyli znów zwykła chciwość, dążenie do nachłapania się za wszelka cenę, im szybciej, tym lepiej. Oczywiście sytuacji tej pomogło państwo jednocząc bankowe sektory kredytowe i oszczędnościowe (m. in. decyzja Busha), ale to jednak podatny grunt dorabiania się bez pracy jest prawdziwym źródłem nieszczęścia (a mój tatuś bierze pieniądze ze ściany – znana reklama banku).
To tyle celem zrównoważenia bardzo liberalnego w wymowie Twojego tekstu. No bo któż, jeśli nie państwo właśnie może zaradzić eskalacji spirali konsumpcjonizmu umiejętnie podsycanego przez wolny rynek właśnie?
Przepraszam, a jak państwo
Przepraszam, a jak państwo miałoby twoim zdaniem zaradzić "eskalacji spirali konsumpcjonizmu"? Zakazać wydawania, czy pożyczania zbyt dużej ilości pieniędzy? Centralnie ustalać ceny domów, czy akcji? Przecież to byłby absurd, to byłaby ochrona ludzi przed nimi samymi. A kto miałby ich chronić? Państwo, czyli też ludzie, bo przecież państwo to nie jest jakaś abstrakcja, ale politycy i urzędnicy, ludzie z krwi i kości. Po drugie jaki "wolny rynek" podsycał "dziki konsumpcjonizm"? Tutaj masz artykuł o tym jak ten "wolny rynek" wyglądał:
http://mises.pl/1008/hubert-kaczmarczyk-panstwo-jako-zrodlo-niestabilnosci-gospodarczej/
Zdziwisz się, bo był to rynek bardzo mocno regulowany przez Kongres, który swoimi ustawami chciał doprowadzić do realizacji "American Dream", czyli właśnie do tego, by każdy Murzyn z Alabamy mógł sobie żyć jak WASP we własnym domu.
rządy ciemniaków
Państwo mogłoby chociaż nie premiować bezmyślnych, nieekonomicznych zachowań. A robi dokładnie na odwrót, np zmuszając do wywalania sprawnych samochodów na złom. Pewnie niedługo nakażą wyburzać domy stojące ponad 4 lata, w trosce o bezpieczeństwo i ekologię rzecz jasna. Marnotrawstwo stało się cnotą popieraną przez rządy, czegoś takiego dawno nie było. Przynajmniej nie na taką skalę.
American Dream, Poland Dream, …..mogłabym wymieniać
każdy kraj świata, ale oprócz marzeń i tu zgadzam się z griszą jest też zwykła chciwość. I tu jest rola polityków. Sprawnie to wykorzystują, obiecują złote góry. My ich wybieramy. Potem trzeba zaspokoić nasze marzenia lub chciwość. A czym? Wiadomo pieniądzem.
Wszystko to przypomina gonienie własnego ogona. W tej chwili ogon ma się dobrze, a myśmy się zmęczyli. Z drugiej strony gdyby nie ta chciwość to siedzielibyśmy pewnie jeszcze na drzewach.
Fragment, z poltycznym boldem
Systematyczny wzrost podatków i rządowej redystrybucji dochodu to także nieustanny wzrost władzy rządu nad jednostkami. Hayek zwracał uwagę, podobnie jak potem robiła to szkoła Public Choice, na zasadę koncentracji korzyści i rozproszenia kosztów. Korzyści płynące z realizacji jakiegoś programu rządowego są ograniczone do małej liczby podmiotów, podczas gdy koszty są rozłożone na większość8. David Boaz nazywa ten proces poszukiwaniem transferu (transfer-seeking). Wszyscy użalamy się na podatki, lecz domagamy się opieki zdrowotnej, subwencji, programów dla rolnictwa, parków. Państwo zabiera nam pieniądze by potem je zwrócić z wielką pompą. ?W sumie wszyscy przegrywamy, lecz trudno stwierdzić, kto jest naprawdę przegranym (net loser), a kto wygranym (net winner)9. Zdaniem Hayeka teoria i praktyka finansów publicznych zmierza w kierunku maksymalnej komplikacji przepisów podatkowych i ukrywania prawdziwej wielkości obciążeń. Cały system podatkowy jest ?rezultatem wysiłków przekonania obywateli aby dali rządowi więcej niż kiedykolwiek świadomie zechcieliby dać?10. Trudno się więc dziwić, że głównym źródłem finansowania sektora publicznego są podatki pośrednie. Do podobnych wniosków dochodzi także Buchanan uznając stosowanie podatków pośrednich (ukrytych w cenach towarów) za sposób na ukrywanie przed jednostkami rzeczywistego poziomu obciążeń podatkowych11.
?W sumie wszyscy przegrywamy, “
Ideolo, typu gdyby babcia miała wąsy to byłaby dziadkiem.
kocie – odpowiadając dopiszę do mojego postu
Ja traktuję to tak – płacąc podatki kupuję od państwa pewne usługi. Nie mam problemu z zapłatą – podatkiem Problemem jest jakość tych usług. Problemem jest również brak konkurencji dla państwa, dlatego tak wazny jest właściwy balans pomiedzy prywatnym i państwowym. Samo państwowe jest złe, mamy to w kościach. Samo prywatne też nie do końca dobre. Ważna jest harmonia i umiar. Wszelka przesada jest szkodliwa. Taka prosta prawda, prawda?
He he he
Wpadł mi w mackę wywiad Urbana (tfu). Szczerze stwierdził, że uważali państwo za swą własność.
sorry, że dopiero teraz, ale obowiązki rodzinne
Forumowicze już częściowo odpowiedzieli, choć mnie chodzi jeszcze o co innego. Otóż nie uważam, że pierwsze przykazanie liberała – gospodarka głupcze, jest jedynosłuszne. Rozbuchany konsumpcjonizm raz, że odhumanizuje – tworzy społeczeństwo wyćigu szczurów, a dwa jest źródłem frustracji w mikroekonomii i kryzysów w makroekonomii.
Już widać do czego dążę – tak uważam, że nie samym chlebem człowiek żyje, a państwo powinno mecenasować sztukom wyższym jak i lansować etos pracowitości ale i wartości duchowe. Dobrze by było aby politycy mieli tego jasną świadomość. Dziś nie da się wyobrazić sprawnie działającej kultury, służby zdrowia, nauki, szkolnictwa, sztuki i wielu innych bez udziału państwa.
Pełna prywatyzacja jest motorem pierwotnego wyzysku. Korporacje, to wielkie feudalne struktury tym różniące się od mafii, że starają się działać w ramach prawa, szukając w nich luk raczej niż łamiąc je wprost. Państwo powinno ustami swoich przywódców ewangelizować społeczeństwo do wielu pożytecznych etosów czy mitów. Pisała o tym onegdaj Dorola – polemizowałem z nią o tyle, że aby być skutecznym “ewangelistą” trzeba samemu się znać na materii “ewangelizacji” – nawoływałem do samoedukacji polityków. Ale nie zaprzeczyłem i dalej to podtrzymuję – politycy są naturalną elitą społeczeństwa i jeśli pozwolą, a raczej dozwolą, to społeczeństwo staje się odhumanizowanym mrowiskiem, gdzie o wszelkie kryzysy łatwo, a i różne dewiacje rosną jak grzyby po deszczu i pojawiają się rozmaici prorocy łatwych zarobków, łatwych pieniędzy, uśmiechu przyrośniętego do ust i superpigułki na każdą dolegliwość, w tym na wolny seks, niechcianą ciążę i bezbolesną śmierć włącznie.
Możesz to nazwać moherową ekonomią, szamanizmem, czy też humanistycznym bełkotem niegodnym technokraty – wyznawcy ścisłej i policzalnej ekonomii. Ja wiem swoje i jestem lepszy niż pokolenia ekonomistów, bo oni się mylili – oni pokornie biją się w pierś, że znów kolejnego kryzysu nie przewidzieli, a ja wiem, że człowiek, to nie czynnik w równaniu i wynik działań nie jest nigdy w pełni przewidywalny.
Jest jeszcze jeden czynnik, niezwykle istotny, to deprecjonizacja roli państwa przez liberałów we współczesnym świecie. Świecie, który z drugiej strony trzęsie kolanami ze strachu przed ekspansjonizmem chińskim, przed państwem (tak właśnie państwem) gdzie jego rolę wewnętrzną polityką dalej się kultywuje i wynosi na piedestał. Warto by się od tej kilkutysięczno letniej kultury czegoś więcej nauczyć, poza herbatkami, kuchnią, tao chi czy feng shui.
politycy są naturalną elitą społeczeństwa i jeśli pozwolą
Ja uważam, że brydżyści 🙂
hmmm ;-)))
oczywistą oczywistością jest że brydżyści
Brydżyści są elitą WŁAŚCIWĄ! 🙂
Korwin Mikke rozumiem jest ideałem łączącym dwuelitarność w jedno.
Bracia w literaturze!…
– Słuchajcie mnie wszyscy!… – On się pojawił!
Oj, sierżancie 🙂
“Rozbuchany konsumpcjonizm
"Rozbuchany konsumpcjonizm raz, że odhumanizuje – tworzy społeczeństwo wyćigu szczurów, a dwa jest źródłem frustracji w mikroekonomii i kryzysów w makroekonomii."
Kryzysy nie biorą się z "rozbuchanego konsumpcjonizmu", ale z cykli koniunkturalnych. Są różne teorie wyjaśniające powstawanie tych cykli, jeśli chodzi o mnie to najlepszą wydaje mi się teoria austriacka, która mówi, że winę za kryzys ponosi nadmierny kredyt. Nadmierny, czyli taki, który przewyższa oszczędności. Tutaj właściwie masz rację mówiąc o "rozbuchanym konsumpcjoniźmie", ale to nie rynek ponosi za to odpowiedzialność. W warunkach wolnego rynku ludzie wolą raczej oszczędzać, niż się zadłużać, bo oszczędzanie daje lepsze zabezpieczenie na przyszłość. Oszczędzanie przestaje się opłacać dopiero wtedy, gdy rząd ustanawia zbyt wysokie podatki i/lub "podgrzewa koniunkturę" przez zwiększanie deficytu, czy inny dodruk pieniądza, co powoduje inflację. Oprócz rządu za nadmierny kredyt odpowiada także system rezerwy cząstkowej, który pozwala bankom na "kreację pieniądza bezgotówkowego" z powietrza. Tyle tylko, że ten system też nie jest wolnorynkowy, bo wolnorynkowym rozwiązaniem może być tylko pieniądz kruszczowy, czyli złoto lub srebro i stuprocentowe pokrycie depozytów w tym pieniądzu ( Mises, Rothbard ), albo konkurencja wielu walut, z których żadna nie jest przymusowym środkiem płatniczym ( Hayek ).
"humanistycznym bełkotem niegodnym technokraty – wyznawcy ścisłej i policzalnej ekonomii"
Ekonomia to nauka o ludzkim działaniu, a nie o liczbach.
"Pełna prywatyzacja jest motorem pierwotnego wyzysku. Korporacje, to wielkie feudalne struktury"
Mało która wielka korporacja jest w pełni prywatna. Większość ma raczej mnóstwo akcjonariuszy i dość niezależne od nich zarządy. Poza tym nie słyszałem o jakimś straszliwym wyzysku w dużych firmach, raczej wręcz przeciwnie ( no, chyba, że mówimy o jakimś Bangladeszu, czy innych Chinach tam podobno wyzysk jest, choć nie wiem, nie byłem ).
"Możesz to nazwać moherową ekonomią"
A czemu, skoro sam jestem d, nie ekonomista? Ja po prostu czytam ze zrozumieniem i powtarzam to, co przeczytałem i co uznałem za najbardziej logiczne, tłumacząc to na w miarę ludzki język. Według mnie to właśnie logika jest najważniejsza w ekonomii i logika wystarczy, by ekonomię zrozumieć. A najważniejsze jest to, żeby wiedzieć, że ekonomia to nauka o ludzkim działaniu, a nie szamańskie tabelki i wykresy, zawierające tajemną wiedzę o tym komu wzrośnie, a komu opadnie.
dwie uwagi
1. Brakuje mi wyjaśnienia mechanizmu przejścia od sytuacji gdy na rynku jest za dużo pieniędzy do kryzysu nadprodukcji. Wydaje się, że gdy ludzie mają duzo pieniędzy, to nakręca to jakoś koniunkturę, a nie prowadzi do jej wyhamowania.
Może chodzi o to, że ta sztucznie (bo chwilową nadpodażą pieniądza) nakręcona koniunktura prowadzi do tego, że ludzie zaczynają kupować rzeczy im coraz mniej potrzebne aż do momentu, gdy konsumpcja gwałtowanie hamuje bo wszyscy wszystko już mają, a rozwój technologiczny i naukowy nie nadąża z produkcją nowych gadgetów (jeszcze lepsze pralki, bajeranckie auta, trójwymiarowe TV, bardziej wypasione komórki np. pisząc w realiach dzisiejszych czasów).
(Doskonale ten nastrój oddaje SF Philipa K. Dicka, gdzie mało, że krytykuje on nakręcanie konsupmcjonizmu. On się tego wręcz boi. Porusza między innymi niebezpieczeństwa reklamy podprogowej.)
Wydaje się więc, że źródeł kryzysu trzeba szukać raczej w zwyczajnej ludzkiej chciwości, w chciejstwie aby mieć więcej i więcej, a koniecznie lepiej od sąsiada, umiejętnie podsycanym chwytami marketingowymi producentów i pracowni reklamowych. Jeśli to wyjaśnienie jet nieprawdziwe, to w takim razie nie widzię jak wytłumaczyć stan przedinflacyjny jako początek recesji.
2. Analizując przekrój społeczny kredytobiorców “toksycznych” pożyczek ostanich lat, można dojść do wniosku, że przyczyny dzisiejszego kryzysu, to znów niepohamowana chciwość, dążenie aby osiągnąć status WASP przez biednych murzynów bez wysiłku i długoletniej pracy. Chciwość umiejętnie podsycana przez akwizytorów banków, którzy chcieli sprzedać produkt za wszelka cenę, podrasowując mniej lub więcej wyniki badania ryzyk.
Czyli znów zwykła chciwość, dążenie do nachłapania się za wszelka cenę, im szybciej, tym lepiej. Oczywiście sytuacji tej pomogło państwo jednocząc bankowe sektory kredytowe i oszczędnościowe (m. in. decyzja Busha), ale to jednak podatny grunt dorabiania się bez pracy jest prawdziwym źródłem nieszczęścia (a mój tatuś bierze pieniądze ze ściany – znana reklama banku).
To tyle celem zrównoważenia bardzo liberalnego w wymowie Twojego tekstu. No bo któż, jeśli nie państwo właśnie może zaradzić eskalacji spirali konsumpcjonizmu umiejętnie podsycanego przez wolny rynek właśnie?
Przepraszam, a jak państwo
Przepraszam, a jak państwo miałoby twoim zdaniem zaradzić "eskalacji spirali konsumpcjonizmu"? Zakazać wydawania, czy pożyczania zbyt dużej ilości pieniędzy? Centralnie ustalać ceny domów, czy akcji? Przecież to byłby absurd, to byłaby ochrona ludzi przed nimi samymi. A kto miałby ich chronić? Państwo, czyli też ludzie, bo przecież państwo to nie jest jakaś abstrakcja, ale politycy i urzędnicy, ludzie z krwi i kości. Po drugie jaki "wolny rynek" podsycał "dziki konsumpcjonizm"? Tutaj masz artykuł o tym jak ten "wolny rynek" wyglądał:
http://mises.pl/1008/hubert-kaczmarczyk-panstwo-jako-zrodlo-niestabilnosci-gospodarczej/
Zdziwisz się, bo był to rynek bardzo mocno regulowany przez Kongres, który swoimi ustawami chciał doprowadzić do realizacji "American Dream", czyli właśnie do tego, by każdy Murzyn z Alabamy mógł sobie żyć jak WASP we własnym domu.
rządy ciemniaków
Państwo mogłoby chociaż nie premiować bezmyślnych, nieekonomicznych zachowań. A robi dokładnie na odwrót, np zmuszając do wywalania sprawnych samochodów na złom. Pewnie niedługo nakażą wyburzać domy stojące ponad 4 lata, w trosce o bezpieczeństwo i ekologię rzecz jasna. Marnotrawstwo stało się cnotą popieraną przez rządy, czegoś takiego dawno nie było. Przynajmniej nie na taką skalę.
American Dream, Poland Dream, …..mogłabym wymieniać
każdy kraj świata, ale oprócz marzeń i tu zgadzam się z griszą jest też zwykła chciwość. I tu jest rola polityków. Sprawnie to wykorzystują, obiecują złote góry. My ich wybieramy. Potem trzeba zaspokoić nasze marzenia lub chciwość. A czym? Wiadomo pieniądzem.
Wszystko to przypomina gonienie własnego ogona. W tej chwili ogon ma się dobrze, a myśmy się zmęczyli. Z drugiej strony gdyby nie ta chciwość to siedzielibyśmy pewnie jeszcze na drzewach.
Fragment, z poltycznym boldem
Systematyczny wzrost podatków i rządowej redystrybucji dochodu to także nieustanny wzrost władzy rządu nad jednostkami. Hayek zwracał uwagę, podobnie jak potem robiła to szkoła Public Choice, na zasadę koncentracji korzyści i rozproszenia kosztów. Korzyści płynące z realizacji jakiegoś programu rządowego są ograniczone do małej liczby podmiotów, podczas gdy koszty są rozłożone na większość8. David Boaz nazywa ten proces poszukiwaniem transferu (transfer-seeking). Wszyscy użalamy się na podatki, lecz domagamy się opieki zdrowotnej, subwencji, programów dla rolnictwa, parków. Państwo zabiera nam pieniądze by potem je zwrócić z wielką pompą. ?W sumie wszyscy przegrywamy, lecz trudno stwierdzić, kto jest naprawdę przegranym (net loser), a kto wygranym (net winner)9. Zdaniem Hayeka teoria i praktyka finansów publicznych zmierza w kierunku maksymalnej komplikacji przepisów podatkowych i ukrywania prawdziwej wielkości obciążeń. Cały system podatkowy jest ?rezultatem wysiłków przekonania obywateli aby dali rządowi więcej niż kiedykolwiek świadomie zechcieliby dać?10. Trudno się więc dziwić, że głównym źródłem finansowania sektora publicznego są podatki pośrednie. Do podobnych wniosków dochodzi także Buchanan uznając stosowanie podatków pośrednich (ukrytych w cenach towarów) za sposób na ukrywanie przed jednostkami rzeczywistego poziomu obciążeń podatkowych11.
?W sumie wszyscy przegrywamy, “
Ideolo, typu gdyby babcia miała wąsy to byłaby dziadkiem.
kocie – odpowiadając dopiszę do mojego postu
Ja traktuję to tak – płacąc podatki kupuję od państwa pewne usługi. Nie mam problemu z zapłatą – podatkiem Problemem jest jakość tych usług. Problemem jest również brak konkurencji dla państwa, dlatego tak wazny jest właściwy balans pomiedzy prywatnym i państwowym. Samo państwowe jest złe, mamy to w kościach. Samo prywatne też nie do końca dobre. Ważna jest harmonia i umiar. Wszelka przesada jest szkodliwa. Taka prosta prawda, prawda?
He he he
Wpadł mi w mackę wywiad Urbana (tfu). Szczerze stwierdził, że uważali państwo za swą własność.
sorry, że dopiero teraz, ale obowiązki rodzinne
Forumowicze już częściowo odpowiedzieli, choć mnie chodzi jeszcze o co innego. Otóż nie uważam, że pierwsze przykazanie liberała – gospodarka głupcze, jest jedynosłuszne. Rozbuchany konsumpcjonizm raz, że odhumanizuje – tworzy społeczeństwo wyćigu szczurów, a dwa jest źródłem frustracji w mikroekonomii i kryzysów w makroekonomii.
Już widać do czego dążę – tak uważam, że nie samym chlebem człowiek żyje, a państwo powinno mecenasować sztukom wyższym jak i lansować etos pracowitości ale i wartości duchowe. Dobrze by było aby politycy mieli tego jasną świadomość. Dziś nie da się wyobrazić sprawnie działającej kultury, służby zdrowia, nauki, szkolnictwa, sztuki i wielu innych bez udziału państwa.
Pełna prywatyzacja jest motorem pierwotnego wyzysku. Korporacje, to wielkie feudalne struktury tym różniące się od mafii, że starają się działać w ramach prawa, szukając w nich luk raczej niż łamiąc je wprost. Państwo powinno ustami swoich przywódców ewangelizować społeczeństwo do wielu pożytecznych etosów czy mitów. Pisała o tym onegdaj Dorola – polemizowałem z nią o tyle, że aby być skutecznym “ewangelistą” trzeba samemu się znać na materii “ewangelizacji” – nawoływałem do samoedukacji polityków. Ale nie zaprzeczyłem i dalej to podtrzymuję – politycy są naturalną elitą społeczeństwa i jeśli pozwolą, a raczej dozwolą, to społeczeństwo staje się odhumanizowanym mrowiskiem, gdzie o wszelkie kryzysy łatwo, a i różne dewiacje rosną jak grzyby po deszczu i pojawiają się rozmaici prorocy łatwych zarobków, łatwych pieniędzy, uśmiechu przyrośniętego do ust i superpigułki na każdą dolegliwość, w tym na wolny seks, niechcianą ciążę i bezbolesną śmierć włącznie.
Możesz to nazwać moherową ekonomią, szamanizmem, czy też humanistycznym bełkotem niegodnym technokraty – wyznawcy ścisłej i policzalnej ekonomii. Ja wiem swoje i jestem lepszy niż pokolenia ekonomistów, bo oni się mylili – oni pokornie biją się w pierś, że znów kolejnego kryzysu nie przewidzieli, a ja wiem, że człowiek, to nie czynnik w równaniu i wynik działań nie jest nigdy w pełni przewidywalny.
Jest jeszcze jeden czynnik, niezwykle istotny, to deprecjonizacja roli państwa przez liberałów we współczesnym świecie. Świecie, który z drugiej strony trzęsie kolanami ze strachu przed ekspansjonizmem chińskim, przed państwem (tak właśnie państwem) gdzie jego rolę wewnętrzną polityką dalej się kultywuje i wynosi na piedestał. Warto by się od tej kilkutysięczno letniej kultury czegoś więcej nauczyć, poza herbatkami, kuchnią, tao chi czy feng shui.
politycy są naturalną elitą społeczeństwa i jeśli pozwolą
Ja uważam, że brydżyści 🙂
hmmm ;-)))
oczywistą oczywistością jest że brydżyści
Brydżyści są elitą WŁAŚCIWĄ! 🙂
Korwin Mikke rozumiem jest ideałem łączącym dwuelitarność w jedno.
Bracia w literaturze!…
– Słuchajcie mnie wszyscy!… – On się pojawił!
Oj, sierżancie 🙂
“Rozbuchany konsumpcjonizm
"Rozbuchany konsumpcjonizm raz, że odhumanizuje – tworzy społeczeństwo wyćigu szczurów, a dwa jest źródłem frustracji w mikroekonomii i kryzysów w makroekonomii."
Kryzysy nie biorą się z "rozbuchanego konsumpcjonizmu", ale z cykli koniunkturalnych. Są różne teorie wyjaśniające powstawanie tych cykli, jeśli chodzi o mnie to najlepszą wydaje mi się teoria austriacka, która mówi, że winę za kryzys ponosi nadmierny kredyt. Nadmierny, czyli taki, który przewyższa oszczędności. Tutaj właściwie masz rację mówiąc o "rozbuchanym konsumpcjoniźmie", ale to nie rynek ponosi za to odpowiedzialność. W warunkach wolnego rynku ludzie wolą raczej oszczędzać, niż się zadłużać, bo oszczędzanie daje lepsze zabezpieczenie na przyszłość. Oszczędzanie przestaje się opłacać dopiero wtedy, gdy rząd ustanawia zbyt wysokie podatki i/lub "podgrzewa koniunkturę" przez zwiększanie deficytu, czy inny dodruk pieniądza, co powoduje inflację. Oprócz rządu za nadmierny kredyt odpowiada także system rezerwy cząstkowej, który pozwala bankom na "kreację pieniądza bezgotówkowego" z powietrza. Tyle tylko, że ten system też nie jest wolnorynkowy, bo wolnorynkowym rozwiązaniem może być tylko pieniądz kruszczowy, czyli złoto lub srebro i stuprocentowe pokrycie depozytów w tym pieniądzu ( Mises, Rothbard ), albo konkurencja wielu walut, z których żadna nie jest przymusowym środkiem płatniczym ( Hayek ).
"humanistycznym bełkotem niegodnym technokraty – wyznawcy ścisłej i policzalnej ekonomii"
Ekonomia to nauka o ludzkim działaniu, a nie o liczbach.
"Pełna prywatyzacja jest motorem pierwotnego wyzysku. Korporacje, to wielkie feudalne struktury"
Mało która wielka korporacja jest w pełni prywatna. Większość ma raczej mnóstwo akcjonariuszy i dość niezależne od nich zarządy. Poza tym nie słyszałem o jakimś straszliwym wyzysku w dużych firmach, raczej wręcz przeciwnie ( no, chyba, że mówimy o jakimś Bangladeszu, czy innych Chinach tam podobno wyzysk jest, choć nie wiem, nie byłem ).
"Możesz to nazwać moherową ekonomią"
A czemu, skoro sam jestem d, nie ekonomista? Ja po prostu czytam ze zrozumieniem i powtarzam to, co przeczytałem i co uznałem za najbardziej logiczne, tłumacząc to na w miarę ludzki język. Według mnie to właśnie logika jest najważniejsza w ekonomii i logika wystarczy, by ekonomię zrozumieć. A najważniejsze jest to, żeby wiedzieć, że ekonomia to nauka o ludzkim działaniu, a nie szamańskie tabelki i wykresy, zawierające tajemną wiedzę o tym komu wzrośnie, a komu opadnie.
rozwinę ten wątek
Nikt nie chce tego głosno powiedzieć, ale rozwiązaniem wielu problemów gospodrczych, społecznych i politycznych kumulujacych się w ostatnich dziesięcioleciach jest własnie wojna.
Jakie to problemy mamy do rozwiazania:
1. Olbrzymia nierównowaga miedzy centrami produkcji i konsumpcji na świecie. Od dziesięcioleci daleki wschód produkuje, sprzedaje, zarabia, a zarobione pieniądze pozycza niby bogatemu zachodowi na finsnowanie konsumpcji. Jednak wierzyciele chyba przestaną wierzyć.
2. Władzę i wpływy polityczne na świecie maja nie producenci bogactwa lecz jego konsumenci. ta sytuacja jest nie do utrzymania.
3. Konsumenci dóbr swiata uwierzyli, ze taki układ bedzie funkcjonował wiecznie. Nie mam tu na myśli polityków, ale społeczeństwa. Czy znajdą się odważni politycy, którzy powiedzą swoim społeczeństwom, że dobrze już było, a teraz trzeba wiecej pracować i mniej konsumować.
Niestety, ale rozwiazanie tych sprzeczności drogą pokojową jest bardzo trudne.
Czekam na poranną wiadomośc: inwazja Chin na Tajwan.
rozwinę ten wątek
Nikt nie chce tego głosno powiedzieć, ale rozwiązaniem wielu problemów gospodrczych, społecznych i politycznych kumulujacych się w ostatnich dziesięcioleciach jest własnie wojna.
Jakie to problemy mamy do rozwiazania:
1. Olbrzymia nierównowaga miedzy centrami produkcji i konsumpcji na świecie. Od dziesięcioleci daleki wschód produkuje, sprzedaje, zarabia, a zarobione pieniądze pozycza niby bogatemu zachodowi na finsnowanie konsumpcji. Jednak wierzyciele chyba przestaną wierzyć.
2. Władzę i wpływy polityczne na świecie maja nie producenci bogactwa lecz jego konsumenci. ta sytuacja jest nie do utrzymania.
3. Konsumenci dóbr swiata uwierzyli, ze taki układ bedzie funkcjonował wiecznie. Nie mam tu na myśli polityków, ale społeczeństwa. Czy znajdą się odważni politycy, którzy powiedzą swoim społeczeństwom, że dobrze już było, a teraz trzeba wiecej pracować i mniej konsumować.
Niestety, ale rozwiazanie tych sprzeczności drogą pokojową jest bardzo trudne.
Czekam na poranną wiadomośc: inwazja Chin na Tajwan.
rozwinę ten wątek
Nikt nie chce tego głosno powiedzieć, ale rozwiązaniem wielu problemów gospodrczych, społecznych i politycznych kumulujacych się w ostatnich dziesięcioleciach jest własnie wojna.
Jakie to problemy mamy do rozwiazania:
1. Olbrzymia nierównowaga miedzy centrami produkcji i konsumpcji na świecie. Od dziesięcioleci daleki wschód produkuje, sprzedaje, zarabia, a zarobione pieniądze pozycza niby bogatemu zachodowi na finsnowanie konsumpcji. Jednak wierzyciele chyba przestaną wierzyć.
2. Władzę i wpływy polityczne na świecie maja nie producenci bogactwa lecz jego konsumenci. ta sytuacja jest nie do utrzymania.
3. Konsumenci dóbr swiata uwierzyli, ze taki układ bedzie funkcjonował wiecznie. Nie mam tu na myśli polityków, ale społeczeństwa. Czy znajdą się odważni politycy, którzy powiedzą swoim społeczeństwom, że dobrze już było, a teraz trzeba wiecej pracować i mniej konsumować.
Niestety, ale rozwiazanie tych sprzeczności drogą pokojową jest bardzo trudne.
Czekam na poranną wiadomośc: inwazja Chin na Tajwan.
rozwinę ten wątek
Nikt nie chce tego głosno powiedzieć, ale rozwiązaniem wielu problemów gospodrczych, społecznych i politycznych kumulujacych się w ostatnich dziesięcioleciach jest własnie wojna.
Jakie to problemy mamy do rozwiazania:
1. Olbrzymia nierównowaga miedzy centrami produkcji i konsumpcji na świecie. Od dziesięcioleci daleki wschód produkuje, sprzedaje, zarabia, a zarobione pieniądze pozycza niby bogatemu zachodowi na finsnowanie konsumpcji. Jednak wierzyciele chyba przestaną wierzyć.
2. Władzę i wpływy polityczne na świecie maja nie producenci bogactwa lecz jego konsumenci. ta sytuacja jest nie do utrzymania.
3. Konsumenci dóbr swiata uwierzyli, ze taki układ bedzie funkcjonował wiecznie. Nie mam tu na myśli polityków, ale społeczeństwa. Czy znajdą się odważni politycy, którzy powiedzą swoim społeczeństwom, że dobrze już było, a teraz trzeba wiecej pracować i mniej konsumować.
Niestety, ale rozwiazanie tych sprzeczności drogą pokojową jest bardzo trudne.
Czekam na poranną wiadomośc: inwazja Chin na Tajwan.
Głowa, nienawykła do myślenia
boli od czytania – myśleć trzeba :(((z uważaniem co gorsze.
Brak szóstej gwiazdki, ponieważ z jednym drobnym szczegółem się nie zgadzam. Lecz dzięki Twojemu blogowi, a także pierwszej opinii e_krakowskiego przezwyciężyłem swe lenistwo i napisałem czemu 5, a nie 6 gwiazdek.
pozdrawiam serdecznie
rybak_z_lasu
Głowa, nienawykła do myślenia
boli od czytania – myśleć trzeba :(((z uważaniem co gorsze.
Brak szóstej gwiazdki, ponieważ z jednym drobnym szczegółem się nie zgadzam. Lecz dzięki Twojemu blogowi, a także pierwszej opinii e_krakowskiego przezwyciężyłem swe lenistwo i napisałem czemu 5, a nie 6 gwiazdek.
pozdrawiam serdecznie
rybak_z_lasu
Głowa, nienawykła do myślenia
boli od czytania – myśleć trzeba :(((z uważaniem co gorsze.
Brak szóstej gwiazdki, ponieważ z jednym drobnym szczegółem się nie zgadzam. Lecz dzięki Twojemu blogowi, a także pierwszej opinii e_krakowskiego przezwyciężyłem swe lenistwo i napisałem czemu 5, a nie 6 gwiazdek.
pozdrawiam serdecznie
rybak_z_lasu
Głowa, nienawykła do myślenia
boli od czytania – myśleć trzeba :(((z uważaniem co gorsze.
Brak szóstej gwiazdki, ponieważ z jednym drobnym szczegółem się nie zgadzam. Lecz dzięki Twojemu blogowi, a także pierwszej opinii e_krakowskiego przezwyciężyłem swe lenistwo i napisałem czemu 5, a nie 6 gwiazdek.
pozdrawiam serdecznie
rybak_z_lasu
Może i akademicko Ja masz rację,
chociaż nadal uważam, że “austriacy” mają tylko częściowo rację, ale pokaż mi polityka, który powiedziałby ludziom “Słuchajcie, mamy 30% bezrobocia, ale będzie lepiej gdy dojdziemy do 40%” (tyle wynosiło bezrobocie w Wielkim Kryzysie). Może dlatego nikt jeszcze nie implementował pomysłów szkoły austriackiej?
PS
Rozumiałem plan Paulsona (ten pierwszy), natomiast działania Obamy … no cóż, widmo bezrobocia jakby mniejsze, ale i społeczeństwo już nie to co 80 lat wcześniej.
PS2
Niestety nie poczytałem jeszcze o sugerowanej przez Ciebie roli FED w Wielkim Kryzysie, ale intuicja mi podpowiada, że i w tym przypadku “austriacy” nie mieli racji. Stopy procentowe to jedno, a chciwość to drugie i tego chyba nie rozumieją “austraiacy”. Bańka “internetowa” nie powstała dklatego, że stopy były niskie. Nawet gdyby były wyższe to i tak przy lewarze i wieści gminnej o internetowych milionerach bańka by rosła, a to właśnie przeczy teorii “austriaków”
@ Duralex.
Odpowiadam dopiero dzisiaj, po dwóch dniach, ale wcześniej nie miałem czasu i nie mogłem się przemóc – lenistwo 🙂
Piszesz o stopach procentowych, ale podaż pieniądza to nie tylko stopy procentowe. Jest jeszcze system rezerwy cząstkowej i to w tym systemie powstaje większość pieniędzy. Powstają one z kredytu, a to właśnie nadmierny ( przewyższający znacznie oszczędności ) kredyt jest zdaniem “Austriaków” przyczyną cykli koniunkturalnych i kryzysów. Ekspansja nadmiernego kredytu jest zdaniem Austriaków możliwa właśnie dzięki bankowości centralnej i istnieniu rezerwy cząstkowej. Argumentem przeciwko tej tezie mógłby być fakt, że w latach 1900-1913 w USA, a więc w momencie, gdy nie było żadnego banku centralnego i obowiązywał stuprocentowy parytet złota, dochodziło parę razy do wybuchu paniki powodującej kryzys. Argument ten jest jednak błędny, bo panika wybuchła wtedy po najazdach na duże banki, gdy okazało się, że depozyty w bankach zniknęły. Banki po prostu nie zastosowały się do wymogu stuprocentowej rezerwy w złocie i “stworzyły” sobie z powietrza trochę gotówki, by rozdać ją w kredycie. Uznano wtedy, że konieczna jest interwencja rządu i faktycznie, moim zdaniem była konieczna – trzeba było uznać działania tych banków za defraudację i ścigać je jako przestępstwo prawem federalnym. Niestety rząd zrobił coś przeciwnego i zalegalizował to działanie, tworząc Fed i system rezerwy cząstkowej. Od tej pory banki z każdego złotego dolara ( 1/20 uncji złota ) mogły “wykreować” sobie 9 pustych dolarów. Potem, gdy zniesiono standard złota, nie było już żadnych ograniczeń, ani dla banków, ani dla rządu i zaczęto tworzyć nowe pieniądze bez pokrycia w oparciu o istniejące pieniądze bez pokrycia. Efekt jest taki, że dzisiejszy dolar jest wart 27 razy mniej, niż dolar z 1913 roku i to pomimo deflacji w czasach wielkiego kryzysu. A’ propos kryzysu i podawanych przez ciebie danych o bezrobociu, to myślę, że to bezrobocie było w dużej mierze winą protekcjonizmu – w 1930 roku wskaźniki ekonomiczne zaczęły podobno ulegać lekkiej poprawie, potem nastąpił jednak dalszy spadek. Sądzę, że ze względu na światową wojnę celną. A jeśli chodzi o bańkę internetową, to doszło wtedy do wielu bankructw – bankructwo oznacza niewypłacalność, a niewypłacalność bierze się zwykle z długów. Owszem, można przepuścić majątek w inny sposób, choćby na opcjach, albo w kasynie, ale oddzieliłbym hazard od ekonomii. Poza tym za skutki czyjegoś hazardu nie powinni płacić podatnicy.
Co to wszystko oznacza? Moim zdaniem tyle, że szkoła austriacka ma w kwestii cykli koniunkturalnych rację. Czy to znaczy, że mamy powrócić do stuprocentowej rezerwy złota, czy srebra i zrezygnować z banków centralnych? Jeśli byłoby to możliwe, to czemu nie? Jeśli okazałoby się to jednak zbyt trudne, to musimy jednak zaakceptować cykl koniunkturalny i powtarzające się co jakiś czas kryzysy. Zaakceptować, czyli w razie bankructw nie krzyczeć, by państwo ratowało jakieś firmy, bo po pierwsze to państwo tworzy warunki sprzyjające cyklom, a po drugie państwo może ratować bankrutów tylko za nasze pieniądze. Więc to nie “państwo” gwarantuje depozyty, tylko klienci banków będący jednocześnie podatnikami je sobie gwarantują. I nie “państwo” dotuje koncerny, tylko podatnicy je dotują, choć mogliby wydać swoje pieniądze w jakimś zdrowym sektorze gospodarki. Co więc powinno zrobić w razie kryzysu państwo? Obniżyć opodatkowanie pracy, zmniejszyć wydatki i nie wtrącać się, a rynek wróci do równowagi.
Może i akademicko Ja masz rację,
chociaż nadal uważam, że “austriacy” mają tylko częściowo rację, ale pokaż mi polityka, który powiedziałby ludziom “Słuchajcie, mamy 30% bezrobocia, ale będzie lepiej gdy dojdziemy do 40%” (tyle wynosiło bezrobocie w Wielkim Kryzysie). Może dlatego nikt jeszcze nie implementował pomysłów szkoły austriackiej?
PS
Rozumiałem plan Paulsona (ten pierwszy), natomiast działania Obamy … no cóż, widmo bezrobocia jakby mniejsze, ale i społeczeństwo już nie to co 80 lat wcześniej.
PS2
Niestety nie poczytałem jeszcze o sugerowanej przez Ciebie roli FED w Wielkim Kryzysie, ale intuicja mi podpowiada, że i w tym przypadku “austriacy” nie mieli racji. Stopy procentowe to jedno, a chciwość to drugie i tego chyba nie rozumieją “austraiacy”. Bańka “internetowa” nie powstała dklatego, że stopy były niskie. Nawet gdyby były wyższe to i tak przy lewarze i wieści gminnej o internetowych milionerach bańka by rosła, a to właśnie przeczy teorii “austriaków”
@ Duralex.
Odpowiadam dopiero dzisiaj, po dwóch dniach, ale wcześniej nie miałem czasu i nie mogłem się przemóc – lenistwo 🙂
Piszesz o stopach procentowych, ale podaż pieniądza to nie tylko stopy procentowe. Jest jeszcze system rezerwy cząstkowej i to w tym systemie powstaje większość pieniędzy. Powstają one z kredytu, a to właśnie nadmierny ( przewyższający znacznie oszczędności ) kredyt jest zdaniem “Austriaków” przyczyną cykli koniunkturalnych i kryzysów. Ekspansja nadmiernego kredytu jest zdaniem Austriaków możliwa właśnie dzięki bankowości centralnej i istnieniu rezerwy cząstkowej. Argumentem przeciwko tej tezie mógłby być fakt, że w latach 1900-1913 w USA, a więc w momencie, gdy nie było żadnego banku centralnego i obowiązywał stuprocentowy parytet złota, dochodziło parę razy do wybuchu paniki powodującej kryzys. Argument ten jest jednak błędny, bo panika wybuchła wtedy po najazdach na duże banki, gdy okazało się, że depozyty w bankach zniknęły. Banki po prostu nie zastosowały się do wymogu stuprocentowej rezerwy w złocie i “stworzyły” sobie z powietrza trochę gotówki, by rozdać ją w kredycie. Uznano wtedy, że konieczna jest interwencja rządu i faktycznie, moim zdaniem była konieczna – trzeba było uznać działania tych banków za defraudację i ścigać je jako przestępstwo prawem federalnym. Niestety rząd zrobił coś przeciwnego i zalegalizował to działanie, tworząc Fed i system rezerwy cząstkowej. Od tej pory banki z każdego złotego dolara ( 1/20 uncji złota ) mogły “wykreować” sobie 9 pustych dolarów. Potem, gdy zniesiono standard złota, nie było już żadnych ograniczeń, ani dla banków, ani dla rządu i zaczęto tworzyć nowe pieniądze bez pokrycia w oparciu o istniejące pieniądze bez pokrycia. Efekt jest taki, że dzisiejszy dolar jest wart 27 razy mniej, niż dolar z 1913 roku i to pomimo deflacji w czasach wielkiego kryzysu. A’ propos kryzysu i podawanych przez ciebie danych o bezrobociu, to myślę, że to bezrobocie było w dużej mierze winą protekcjonizmu – w 1930 roku wskaźniki ekonomiczne zaczęły podobno ulegać lekkiej poprawie, potem nastąpił jednak dalszy spadek. Sądzę, że ze względu na światową wojnę celną. A jeśli chodzi o bańkę internetową, to doszło wtedy do wielu bankructw – bankructwo oznacza niewypłacalność, a niewypłacalność bierze się zwykle z długów. Owszem, można przepuścić majątek w inny sposób, choćby na opcjach, albo w kasynie, ale oddzieliłbym hazard od ekonomii. Poza tym za skutki czyjegoś hazardu nie powinni płacić podatnicy.
Co to wszystko oznacza? Moim zdaniem tyle, że szkoła austriacka ma w kwestii cykli koniunkturalnych rację. Czy to znaczy, że mamy powrócić do stuprocentowej rezerwy złota, czy srebra i zrezygnować z banków centralnych? Jeśli byłoby to możliwe, to czemu nie? Jeśli okazałoby się to jednak zbyt trudne, to musimy jednak zaakceptować cykl koniunkturalny i powtarzające się co jakiś czas kryzysy. Zaakceptować, czyli w razie bankructw nie krzyczeć, by państwo ratowało jakieś firmy, bo po pierwsze to państwo tworzy warunki sprzyjające cyklom, a po drugie państwo może ratować bankrutów tylko za nasze pieniądze. Więc to nie “państwo” gwarantuje depozyty, tylko klienci banków będący jednocześnie podatnikami je sobie gwarantują. I nie “państwo” dotuje koncerny, tylko podatnicy je dotują, choć mogliby wydać swoje pieniądze w jakimś zdrowym sektorze gospodarki. Co więc powinno zrobić w razie kryzysu państwo? Obniżyć opodatkowanie pracy, zmniejszyć wydatki i nie wtrącać się, a rynek wróci do równowagi.
Może i akademicko Ja masz rację,
chociaż nadal uważam, że “austriacy” mają tylko częściowo rację, ale pokaż mi polityka, który powiedziałby ludziom “Słuchajcie, mamy 30% bezrobocia, ale będzie lepiej gdy dojdziemy do 40%” (tyle wynosiło bezrobocie w Wielkim Kryzysie). Może dlatego nikt jeszcze nie implementował pomysłów szkoły austriackiej?
PS
Rozumiałem plan Paulsona (ten pierwszy), natomiast działania Obamy … no cóż, widmo bezrobocia jakby mniejsze, ale i społeczeństwo już nie to co 80 lat wcześniej.
PS2
Niestety nie poczytałem jeszcze o sugerowanej przez Ciebie roli FED w Wielkim Kryzysie, ale intuicja mi podpowiada, że i w tym przypadku “austriacy” nie mieli racji. Stopy procentowe to jedno, a chciwość to drugie i tego chyba nie rozumieją “austraiacy”. Bańka “internetowa” nie powstała dklatego, że stopy były niskie. Nawet gdyby były wyższe to i tak przy lewarze i wieści gminnej o internetowych milionerach bańka by rosła, a to właśnie przeczy teorii “austriaków”
Może i akademicko Ja masz rację,
chociaż nadal uważam, że “austriacy” mają tylko częściowo rację, ale pokaż mi polityka, który powiedziałby ludziom “Słuchajcie, mamy 30% bezrobocia, ale będzie lepiej gdy dojdziemy do 40%” (tyle wynosiło bezrobocie w Wielkim Kryzysie). Może dlatego nikt jeszcze nie implementował pomysłów szkoły austriackiej?
PS
Rozumiałem plan Paulsona (ten pierwszy), natomiast działania Obamy … no cóż, widmo bezrobocia jakby mniejsze, ale i społeczeństwo już nie to co 80 lat wcześniej.
PS2
Niestety nie poczytałem jeszcze o sugerowanej przez Ciebie roli FED w Wielkim Kryzysie, ale intuicja mi podpowiada, że i w tym przypadku “austriacy” nie mieli racji. Stopy procentowe to jedno, a chciwość to drugie i tego chyba nie rozumieją “austraiacy”. Bańka “internetowa” nie powstała dklatego, że stopy były niskie. Nawet gdyby były wyższe to i tak przy lewarze i wieści gminnej o internetowych milionerach bańka by rosła, a to właśnie przeczy teorii “austriaków”
@ Duralex.
Odpowiadam dopiero dzisiaj, po dwóch dniach, ale wcześniej nie miałem czasu i nie mogłem się przemóc – lenistwo 🙂
Piszesz o stopach procentowych, ale podaż pieniądza to nie tylko stopy procentowe. Jest jeszcze system rezerwy cząstkowej i to w tym systemie powstaje większość pieniędzy. Powstają one z kredytu, a to właśnie nadmierny ( przewyższający znacznie oszczędności ) kredyt jest zdaniem “Austriaków” przyczyną cykli koniunkturalnych i kryzysów. Ekspansja nadmiernego kredytu jest zdaniem Austriaków możliwa właśnie dzięki bankowości centralnej i istnieniu rezerwy cząstkowej. Argumentem przeciwko tej tezie mógłby być fakt, że w latach 1900-1913 w USA, a więc w momencie, gdy nie było żadnego banku centralnego i obowiązywał stuprocentowy parytet złota, dochodziło parę razy do wybuchu paniki powodującej kryzys. Argument ten jest jednak błędny, bo panika wybuchła wtedy po najazdach na duże banki, gdy okazało się, że depozyty w bankach zniknęły. Banki po prostu nie zastosowały się do wymogu stuprocentowej rezerwy w złocie i “stworzyły” sobie z powietrza trochę gotówki, by rozdać ją w kredycie. Uznano wtedy, że konieczna jest interwencja rządu i faktycznie, moim zdaniem była konieczna – trzeba było uznać działania tych banków za defraudację i ścigać je jako przestępstwo prawem federalnym. Niestety rząd zrobił coś przeciwnego i zalegalizował to działanie, tworząc Fed i system rezerwy cząstkowej. Od tej pory banki z każdego złotego dolara ( 1/20 uncji złota ) mogły “wykreować” sobie 9 pustych dolarów. Potem, gdy zniesiono standard złota, nie było już żadnych ograniczeń, ani dla banków, ani dla rządu i zaczęto tworzyć nowe pieniądze bez pokrycia w oparciu o istniejące pieniądze bez pokrycia. Efekt jest taki, że dzisiejszy dolar jest wart 27 razy mniej, niż dolar z 1913 roku i to pomimo deflacji w czasach wielkiego kryzysu. A’ propos kryzysu i podawanych przez ciebie danych o bezrobociu, to myślę, że to bezrobocie było w dużej mierze winą protekcjonizmu – w 1930 roku wskaźniki ekonomiczne zaczęły podobno ulegać lekkiej poprawie, potem nastąpił jednak dalszy spadek. Sądzę, że ze względu na światową wojnę celną. A jeśli chodzi o bańkę internetową, to doszło wtedy do wielu bankructw – bankructwo oznacza niewypłacalność, a niewypłacalność bierze się zwykle z długów. Owszem, można przepuścić majątek w inny sposób, choćby na opcjach, albo w kasynie, ale oddzieliłbym hazard od ekonomii. Poza tym za skutki czyjegoś hazardu nie powinni płacić podatnicy.
Co to wszystko oznacza? Moim zdaniem tyle, że szkoła austriacka ma w kwestii cykli koniunkturalnych rację. Czy to znaczy, że mamy powrócić do stuprocentowej rezerwy złota, czy srebra i zrezygnować z banków centralnych? Jeśli byłoby to możliwe, to czemu nie? Jeśli okazałoby się to jednak zbyt trudne, to musimy jednak zaakceptować cykl koniunkturalny i powtarzające się co jakiś czas kryzysy. Zaakceptować, czyli w razie bankructw nie krzyczeć, by państwo ratowało jakieś firmy, bo po pierwsze to państwo tworzy warunki sprzyjające cyklom, a po drugie państwo może ratować bankrutów tylko za nasze pieniądze. Więc to nie “państwo” gwarantuje depozyty, tylko klienci banków będący jednocześnie podatnikami je sobie gwarantują. I nie “państwo” dotuje koncerny, tylko podatnicy je dotują, choć mogliby wydać swoje pieniądze w jakimś zdrowym sektorze gospodarki. Co więc powinno zrobić w razie kryzysu państwo? Obniżyć opodatkowanie pracy, zmniejszyć wydatki i nie wtrącać się, a rynek wróci do równowagi.
@ Duralex.
Odpowiadam dopiero dzisiaj, po dwóch dniach, ale wcześniej nie miałem czasu i nie mogłem się przemóc – lenistwo 🙂
Piszesz o stopach procentowych, ale podaż pieniądza to nie tylko stopy procentowe. Jest jeszcze system rezerwy cząstkowej i to w tym systemie powstaje większość pieniędzy. Powstają one z kredytu, a to właśnie nadmierny ( przewyższający znacznie oszczędności ) kredyt jest zdaniem “Austriaków” przyczyną cykli koniunkturalnych i kryzysów. Ekspansja nadmiernego kredytu jest zdaniem Austriaków możliwa właśnie dzięki bankowości centralnej i istnieniu rezerwy cząstkowej. Argumentem przeciwko tej tezie mógłby być fakt, że w latach 1900-1913 w USA, a więc w momencie, gdy nie było żadnego banku centralnego i obowiązywał stuprocentowy parytet złota, dochodziło parę razy do wybuchu paniki powodującej kryzys. Argument ten jest jednak błędny, bo panika wybuchła wtedy po najazdach na duże banki, gdy okazało się, że depozyty w bankach zniknęły. Banki po prostu nie zastosowały się do wymogu stuprocentowej rezerwy w złocie i “stworzyły” sobie z powietrza trochę gotówki, by rozdać ją w kredycie. Uznano wtedy, że konieczna jest interwencja rządu i faktycznie, moim zdaniem była konieczna – trzeba było uznać działania tych banków za defraudację i ścigać je jako przestępstwo prawem federalnym. Niestety rząd zrobił coś przeciwnego i zalegalizował to działanie, tworząc Fed i system rezerwy cząstkowej. Od tej pory banki z każdego złotego dolara ( 1/20 uncji złota ) mogły “wykreować” sobie 9 pustych dolarów. Potem, gdy zniesiono standard złota, nie było już żadnych ograniczeń, ani dla banków, ani dla rządu i zaczęto tworzyć nowe pieniądze bez pokrycia w oparciu o istniejące pieniądze bez pokrycia. Efekt jest taki, że dzisiejszy dolar jest wart 27 razy mniej, niż dolar z 1913 roku i to pomimo deflacji w czasach wielkiego kryzysu. A’ propos kryzysu i podawanych przez ciebie danych o bezrobociu, to myślę, że to bezrobocie było w dużej mierze winą protekcjonizmu – w 1930 roku wskaźniki ekonomiczne zaczęły podobno ulegać lekkiej poprawie, potem nastąpił jednak dalszy spadek. Sądzę, że ze względu na światową wojnę celną. A jeśli chodzi o bańkę internetową, to doszło wtedy do wielu bankructw – bankructwo oznacza niewypłacalność, a niewypłacalność bierze się zwykle z długów. Owszem, można przepuścić majątek w inny sposób, choćby na opcjach, albo w kasynie, ale oddzieliłbym hazard od ekonomii. Poza tym za skutki czyjegoś hazardu nie powinni płacić podatnicy.
Co to wszystko oznacza? Moim zdaniem tyle, że szkoła austriacka ma w kwestii cykli koniunkturalnych rację. Czy to znaczy, że mamy powrócić do stuprocentowej rezerwy złota, czy srebra i zrezygnować z banków centralnych? Jeśli byłoby to możliwe, to czemu nie? Jeśli okazałoby się to jednak zbyt trudne, to musimy jednak zaakceptować cykl koniunkturalny i powtarzające się co jakiś czas kryzysy. Zaakceptować, czyli w razie bankructw nie krzyczeć, by państwo ratowało jakieś firmy, bo po pierwsze to państwo tworzy warunki sprzyjające cyklom, a po drugie państwo może ratować bankrutów tylko za nasze pieniądze. Więc to nie “państwo” gwarantuje depozyty, tylko klienci banków będący jednocześnie podatnikami je sobie gwarantują. I nie “państwo” dotuje koncerny, tylko podatnicy je dotują, choć mogliby wydać swoje pieniądze w jakimś zdrowym sektorze gospodarki. Co więc powinno zrobić w razie kryzysu państwo? Obniżyć opodatkowanie pracy, zmniejszyć wydatki i nie wtrącać się, a rynek wróci do równowagi.
Historia magistra vitae
chciałoby się rzec tłukąc gumowym młotkiem po pustych popisowych głowach (ze szczególną dedykacją dla tych, co niby znają się na historii). Czuję tylko lekki niedosyt w związku z osadzeniem we współczesności. Poza tym, w moim odczuciu, bardzo ładnie.
Historia magistra vitae
chciałoby się rzec tłukąc gumowym młotkiem po pustych popisowych głowach (ze szczególną dedykacją dla tych, co niby znają się na historii). Czuję tylko lekki niedosyt w związku z osadzeniem we współczesności. Poza tym, w moim odczuciu, bardzo ładnie.
Historia magistra vitae
chciałoby się rzec tłukąc gumowym młotkiem po pustych popisowych głowach (ze szczególną dedykacją dla tych, co niby znają się na historii). Czuję tylko lekki niedosyt w związku z osadzeniem we współczesności. Poza tym, w moim odczuciu, bardzo ładnie.
Historia magistra vitae
chciałoby się rzec tłukąc gumowym młotkiem po pustych popisowych głowach (ze szczególną dedykacją dla tych, co niby znają się na historii). Czuję tylko lekki niedosyt w związku z osadzeniem we współczesności. Poza tym, w moim odczuciu, bardzo ładnie.
Bardzo dobry post, zgadzam
Bardzo dobry post, zgadzam się prawie ze wszystkim ALE:
Rządząca USA oligarchia to nie głupcy. Oni doskonale wiedzą, że obecne działania Obamy przedłużą kryzys i nie rozwiążą żadnego społecznego problemu. Stawką jednak nie jest powszechny dobrobyt, tylko zachowanie władzy finansistów.
Kondycja ogólnoludzka przypomina obecnie tę ze schyłku średniowiecza, kiedy feudałowie tracili majątki (a zatem władzę) na rzecz pierwszych “kapitalistów”.
W 2007 roku ok. 40% PKB USA generowały instytucje finansowe, doszło do takiego absurdu, że ok. 1% PKB stanowiły prowizje brokerskie!
Nawet w krajach “zacofanych” jak Polska prawie każda działalność gospodarcza jest opodatkowana nie tylko przez rząd, ale i bank.
Oddanie władzy ludowi poprzez uwolnienie pieniądza to koniec Goldmanów, Morganów, Fedów itd. a na naszym zadupiu Unicreditów, Fortisów i innych poborców podatku.
Działania centralne służą zawsze utrzymaniu władzy oligarchii a masy ogłupia się mediami. Straszy się wyimaginowanymi zagrożeniami a potem wprowadza centralne plany.
Bardzo dobry post, zgadzam
Bardzo dobry post, zgadzam się prawie ze wszystkim ALE:
Rządząca USA oligarchia to nie głupcy. Oni doskonale wiedzą, że obecne działania Obamy przedłużą kryzys i nie rozwiążą żadnego społecznego problemu. Stawką jednak nie jest powszechny dobrobyt, tylko zachowanie władzy finansistów.
Kondycja ogólnoludzka przypomina obecnie tę ze schyłku średniowiecza, kiedy feudałowie tracili majątki (a zatem władzę) na rzecz pierwszych “kapitalistów”.
W 2007 roku ok. 40% PKB USA generowały instytucje finansowe, doszło do takiego absurdu, że ok. 1% PKB stanowiły prowizje brokerskie!
Nawet w krajach “zacofanych” jak Polska prawie każda działalność gospodarcza jest opodatkowana nie tylko przez rząd, ale i bank.
Oddanie władzy ludowi poprzez uwolnienie pieniądza to koniec Goldmanów, Morganów, Fedów itd. a na naszym zadupiu Unicreditów, Fortisów i innych poborców podatku.
Działania centralne służą zawsze utrzymaniu władzy oligarchii a masy ogłupia się mediami. Straszy się wyimaginowanymi zagrożeniami a potem wprowadza centralne plany.
Bardzo dobry post, zgadzam
Bardzo dobry post, zgadzam się prawie ze wszystkim ALE:
Rządząca USA oligarchia to nie głupcy. Oni doskonale wiedzą, że obecne działania Obamy przedłużą kryzys i nie rozwiążą żadnego społecznego problemu. Stawką jednak nie jest powszechny dobrobyt, tylko zachowanie władzy finansistów.
Kondycja ogólnoludzka przypomina obecnie tę ze schyłku średniowiecza, kiedy feudałowie tracili majątki (a zatem władzę) na rzecz pierwszych “kapitalistów”.
W 2007 roku ok. 40% PKB USA generowały instytucje finansowe, doszło do takiego absurdu, że ok. 1% PKB stanowiły prowizje brokerskie!
Nawet w krajach “zacofanych” jak Polska prawie każda działalność gospodarcza jest opodatkowana nie tylko przez rząd, ale i bank.
Oddanie władzy ludowi poprzez uwolnienie pieniądza to koniec Goldmanów, Morganów, Fedów itd. a na naszym zadupiu Unicreditów, Fortisów i innych poborców podatku.
Działania centralne służą zawsze utrzymaniu władzy oligarchii a masy ogłupia się mediami. Straszy się wyimaginowanymi zagrożeniami a potem wprowadza centralne plany.
Bardzo dobry post, zgadzam
Bardzo dobry post, zgadzam się prawie ze wszystkim ALE:
Rządząca USA oligarchia to nie głupcy. Oni doskonale wiedzą, że obecne działania Obamy przedłużą kryzys i nie rozwiążą żadnego społecznego problemu. Stawką jednak nie jest powszechny dobrobyt, tylko zachowanie władzy finansistów.
Kondycja ogólnoludzka przypomina obecnie tę ze schyłku średniowiecza, kiedy feudałowie tracili majątki (a zatem władzę) na rzecz pierwszych “kapitalistów”.
W 2007 roku ok. 40% PKB USA generowały instytucje finansowe, doszło do takiego absurdu, że ok. 1% PKB stanowiły prowizje brokerskie!
Nawet w krajach “zacofanych” jak Polska prawie każda działalność gospodarcza jest opodatkowana nie tylko przez rząd, ale i bank.
Oddanie władzy ludowi poprzez uwolnienie pieniądza to koniec Goldmanów, Morganów, Fedów itd. a na naszym zadupiu Unicreditów, Fortisów i innych poborców podatku.
Działania centralne służą zawsze utrzymaniu władzy oligarchii a masy ogłupia się mediami. Straszy się wyimaginowanymi zagrożeniami a potem wprowadza centralne plany.
Bardzo dobry post, zgadzam
Bardzo dobry post, zgadzam się prawie ze wszystkim ALE:
Rządząca USA oligarchia to nie głupcy. Oni doskonale wiedzą, że obecne działania Obamy przedłużą kryzys i nie rozwiążą żadnego społecznego problemu. Stawką jednak nie jest powszechny dobrobyt, tylko zachowanie władzy finansistów.
Kondycja ogólnoludzka przypomina obecnie tę ze schyłku średniowiecza, kiedy feudałowie tracili majątki (a zatem władzę) na rzecz pierwszych “kapitalistów”.
W 2007 roku ok. 40% PKB USA generowały instytucje finansowe, doszło do takiego absurdu, że ok. 1% PKB stanowiły prowizje brokerskie!
Nawet w krajach “zacofanych” jak Polska prawie każda działalność gospodarcza jest opodatkowana nie tylko przez rząd, ale i bank.
Oddanie władzy ludowi poprzez uwolnienie pieniądza to koniec Goldmanów, Morganów, Fedów itd. a na naszym zadupiu Unicreditów, Fortisów i innych poborców podatku.
Działania centralne służą zawsze utrzymaniu władzy oligarchii a masy ogłupia się mediami. Straszy się wyimaginowanymi zagrożeniami a potem wprowadza centralne plany.