Pierwsze skojarzenia z tytułem pewnie będą oczywiste, ale nie ta
Pierwsze skojarzenia z tytułem pewnie będą oczywiste, ale nie takie jest moje założenie, wcale nie nawiązuję do PiS i obowiązującej diagnozy zasięgu wyborczego. Chcę napisać o PO i żelaznych 30%, traktując rzecz bardzo poważnie. Tytułową wartość PO w takiej formie, w jakiej funkcjonuje będzie mieć zawsze, bez względu na to co się stanie, wszak stało się już niemal wszystko. Kiedyś było tak, że Tusk ciągał PO i miał znacznie wyższe notowania, teraz jest dokładnie odwrotnie. Tuskowi wierzy 27%, natomiast PO ma powyżej 30%, co świadczy, że mój tytuł nie jest żadną prowokacją. Skąd się bierze poparcie PO? Sądzę, że prawie każdy obserwator polskiej polityki bez trudu wskazałby główne grupy zasilające „partię miłości”, ale dla porządku podam swoją wersję. Ciągle największą grupę stanowią nie żadni umoczeni w przeszłości, nie żadni biznesmeni, którzy już dawno powinni siedzieć i nawet nie zatrudnieni po synekurach, ale widzowie „Tańca z gwiazdami”. Jeśli miałbym zagadywać jaką działkę zagospodarowali widzowie „Tańca z gwiazdami”, strzeliłbym 20%. Gdy pisałem, że widz kupi helikopter Tuska, moje przypuszczenie zostało dość chłodno przyjęte, a lud kupił i świetnie się bawił. PO wie jakie są masowe gusta i umie im schlebiać. W tej próbce społecznej znajdą się również, wszystkie inne grupy, jakie wymieniłem wyżej, ponieważ mamy do czynienia z takim tyglem, w którym miesza się intelektualny minimalizm z życiowym lekko, łatwo i przyjemnie. PO jest partią popkulturową i zawsze będzie do siebie przyciągać ludzi naiwnych, wtórnych, masowych, takich, którzy polecą po Iphone 4, jak tylko dowiedzą się, że nie wypada inaczej. Pozostałe 10% niekoniecznie ogląda tańce, niekoniecznie jest naiwna i wcale nie musi być głupie.
Tutaj właśnie upatrywałbym wszelkiego rodzaju umoczonych, ustawionych, zatrudnionych, no i przede wszystkim chronionych, tym razem przez PO. Ta grupa jest niewielka, ale oczywiście najsilniejsza, bo w niej znajdą się i media i biznes i „elity” i artyści i inne takie, które do telewizji chodzi. Na sakramentalne pytanie: „Co się musi stać, żeby PO odpadła?” – odpowiedź jest tylko jedna. Stać się musi SLD, w dwóch wymiarach tego co się z SLD. Trzeba jednak rozumieć dlaczego SLD odpadło. Naiwny ten, komu się wydaje, że uczciwy Adam Michnik pokazał nieuczciwą twarz Rywina, a wraz z nią cały gnijący układ. Michnik pokazał tę część układu, z której już nic się nie dało wycisnąć. Szorstka przyjaźń między Kwaśniewskim i Millerem doprowadziła do bratobójczej walki między strefami wpływów. Michnik Rywinem podpiął się pod najważniejszą grupę i była nią nowa wersja UD, czyli PO. No i drugi wymiar, którym są media. Bez medialnej nagonki, Rywin skończyłby się jak Sawicka, czy Chlebowski. Zresztą co tu dywagować, wystarczy się przyjrzeć losom wymienionych i kilku innych afer, żadna z nich, chociaż skalą była większa od śmiesznej małej bańki Rywina, nie doczekała się podobnych do Rywina konsekwencji. Jedno z dwóch zjawisk nie wystarczy, potrzeba dwóch zjawisk naraz. Dla zmartwionych pesymistycznym wstępem i jeszcze bardziej smutnym rozwinięciem, mam szczęśliwy koniec.
PO w tej chwili jest w samym centrum zjawiska zwanego Rywin. Klika się sypie z tych samych powodów, które rozniosły SLD. Baranowie PO żrą się o ochłapy, a rozkradzione i „przekręcone” biznesy wyłażą na wierzch. PO podobnie jak SLD nie przetrwa w jednolitym składzie, gdy skończą się konfitury, które już się skończyły. Musi nastąpić nowy podział wewnątrz PO, muszą się znaleźć liderzy małych partyjek i nowe przegrupowanie, ale przede wszystkim musi za tym iść medialna nagonka. Co będzie pierwsze, ciężko mi powiedzieć, bo równie dobrze grupa wpływów może zacząć od medialnej nagonki, paraliżując wszelkie ruchy konkurencji, jak i rozpad może nastąpić po wewnętrznej wojnie na śmierć i życie. Jednak jedno jest pewne, idą czasy sprzyjające powtórce z SLD, powtarzam tę diagnozę jak mantrę, ale naprawdę szkoda zdrowia na takie płonne nadzieje, że jakaś tam nowa afera, czy nawet klęska Euro 2012 zmiotą Tuska i PO. Nic nie zmiecie, dopóki Niesiołowski będzie bity przez Stankiewicz. Tylko odpowiednie procesy i w odpowiedniej skali rozproszą wspólne interesy popkulturowych i przede wszystkim umoczonych. Innymi i już dużo mniej optymistycznymi słowy, musi dojść do katastrofy w kasie, muszą wyjść buldogi spod dywanu i w świetle kamer zagryzać się na śmierć. Do tego czasu nic wielkiego się nie stanie, trzeba cierpliwie czekać na wyznaczenie następcy Tuska, medialną zadymę i szukanie swojej szansy w tym chaosie, jaki na pewno powstanie. PiS raz i to podwójnie wygrało wybory właśnie w takich warunkach i w żadnych innych nie wygra. Piszę o PiS, ale tak naprawdę mam na myśli dowolną siłę spoza głównej strefy wpływu. Zmieni się na inne, bo nigdy nie wiadomo czy na lepsze, gdy dojdzie do tragedii pokazywanej w telewizorach.
mhm
Mamy doczynienia z potężną grupą, o mentalności chłopa pańszczyźnianego.Tu pomoże tylko praca u podstaw.Albo nahaj, co jest o wiele prostsze i kto wie, czy nie bardziej skuteczne.
mhm
Mamy doczynienia z potężną grupą, o mentalności chłopa pańszczyźnianego.Tu pomoże tylko praca u podstaw.Albo nahaj, co jest o wiele prostsze i kto wie, czy nie bardziej skuteczne.
mhm
Mamy doczynienia z potężną grupą, o mentalności chłopa pańszczyźnianego.Tu pomoże tylko praca u podstaw.Albo nahaj, co jest o wiele prostsze i kto wie, czy nie bardziej skuteczne.
Z pewnością nie będzie dobrze
1. PO jest już bogatsza o doświadczenia SLD związane z Aferą Rywina. Wiadomo czym się skończyła próba przekucia SLD na PO – dwoma latami rządów PiSu. A należy pamiętać, że afera, która rozwaliła SLD, była zaledwie kropelką wobec oceanu afer za rządów PO – a i PiS nie był tak zdesperowany jak obecnie. PO będzie się więc starało uniknąć losu SLD za wszelką możliwą cenę, i, co najważniejsze, ma ku temu środki (media, pieniądze). Poza tym “układ” (przyznam, że nie lubię tego słowa) wie, jakie mogą być konsekwencje niekontrolowanej wewnętrznej walki na noże – i nie dopuszczą, by ponownie beneficjentem tego stanu została jakakolwiek wroga siła polityczna.
2. Sytuacja Polski po rządach SLD była nieporównywalnie lepsza niż będzie ona po rządach PO. Nawet, jak PiS (lub “jakakolwiek inna partia”) zgarnie w kolejnych wyborach “pełną stawkę” (większość w sejmie, większość w senacie, urząd prezydenta, większość w samorządach), to i tak otrzyma w zarząd kraj w stanie ekonomicznej, gospodarczej i demograficznej ruiny. Inna sprawa, czy jakakolwiek partia opozycyjna w Polsce ma kompetencje by to naprawić. PiS jest w stanie wywołać sporo pożytecznego chaosu, ale byłoby to nawet nie tyle wylanie fundamentów pod budowę kraju, co jedynie wyburzenie rozpadającej się szopy na środku placu budowy.
3. Czas działa tutaj na niekorzyść Polski. Im później reprezentacja “dzikiego kraju” dłużej będzie u władzy, tym mniej da się uratować. Zadłużenie rośnie w tempie kosmicznym, społeczeństwo się starzeje i ubożeje, młodzież z każdym pokoleniem jest coraz głupsza, i coraz więcej obywateli decyduje się na emigrację bez powrotu do kraju. Gdy dojdziemy do punktu krytycznego (a może już doszliśmy?), to zmiana władzy nie będzie już w stanie niczego naprawić.
4. Skoro po tym wszystkim, co PO zrobiła, wciąż posiada ona 30% żelazny elektorat, to już nic tej liczby nie będzie w stanie ruszyć. Dodajmy do tego żelazne elektoraty SLD i PSL i wychodzi że PIS nigdy już nie będzie w stanie sięgnąć po władzę (przy czym nawet nie wspomniałem o wyskakujących tu i ówdzie, sezonowych zjawiskach pokroju Samoobrony czy Palikota). Gdyby SLD po aferze Rywina posiadał takie 30% betonu jak obecnie PO, to PiS nigdy nie wygrałby żadnych wyborów.
5. Maksimum tego, co może PO do końca roku “spotkać”, to “odstrzelenie” Tuska – tyle że wiele wskazuje na to, że da ono tyle samo Polsce, co “odstrzelenie” Listkiewicza w PZPNie – innymi słowy mamy jeszcze wiosnę, ale lada moment przyjdzie bardzo długie LATO. Wiem że “walenie w Tuska” wielu prawicowym blogerom wydaje się być “środkiem do celu”, ale ja nie widzę żadnego realnego scenariusza w którym odejście rudego doprowadziłoby do jakichkolwiek pozytywnych rozstrzygnięć. Owszem, będzie nieco inaczej, ale już raczej gorzej niż lepiej.
domino
Układ ma swoje prawa, nie można ruszyć byle pionka bez poważnej rozróby.
Nawet gdyby Tuska zastąpił jego najlepszy kumpel ze szkoły, to i tak pozrywają się powiązania biznesowe, wejdą nowi wygłodzeni i system zacznie się chwiać.
Tym bardziej jeśli nastąpiła by podmiana PO na SLD. Prawdziwa salwa z Aurory, świeże siły do koryt. Spokojnie tego się nie przeprowadzi.
Dlatego czekajmy na jakąkolwiek zmianę, każda coś dobrego wniesie.
A zmiana musi być, bo koryto wyschło na ament.
Oczywiście że będzie rozruba
Tyle że cały czas nad sceną wisi widmo “Kaczora powracającego do władzy”, co dość skutecznie będzie chłodziło zapędy “wygłodzonych”. Układ nie popełni drugi raz tego samego błędu. Poza tym Tusk NIE JEST integralną częścią PO, zastąpienie go nie będzie aż tak bolesne jak zastąpienie Millera.
Z pewnością nie będzie dobrze
1. PO jest już bogatsza o doświadczenia SLD związane z Aferą Rywina. Wiadomo czym się skończyła próba przekucia SLD na PO – dwoma latami rządów PiSu. A należy pamiętać, że afera, która rozwaliła SLD, była zaledwie kropelką wobec oceanu afer za rządów PO – a i PiS nie był tak zdesperowany jak obecnie. PO będzie się więc starało uniknąć losu SLD za wszelką możliwą cenę, i, co najważniejsze, ma ku temu środki (media, pieniądze). Poza tym “układ” (przyznam, że nie lubię tego słowa) wie, jakie mogą być konsekwencje niekontrolowanej wewnętrznej walki na noże – i nie dopuszczą, by ponownie beneficjentem tego stanu została jakakolwiek wroga siła polityczna.
2. Sytuacja Polski po rządach SLD była nieporównywalnie lepsza niż będzie ona po rządach PO. Nawet, jak PiS (lub “jakakolwiek inna partia”) zgarnie w kolejnych wyborach “pełną stawkę” (większość w sejmie, większość w senacie, urząd prezydenta, większość w samorządach), to i tak otrzyma w zarząd kraj w stanie ekonomicznej, gospodarczej i demograficznej ruiny. Inna sprawa, czy jakakolwiek partia opozycyjna w Polsce ma kompetencje by to naprawić. PiS jest w stanie wywołać sporo pożytecznego chaosu, ale byłoby to nawet nie tyle wylanie fundamentów pod budowę kraju, co jedynie wyburzenie rozpadającej się szopy na środku placu budowy.
3. Czas działa tutaj na niekorzyść Polski. Im później reprezentacja “dzikiego kraju” dłużej będzie u władzy, tym mniej da się uratować. Zadłużenie rośnie w tempie kosmicznym, społeczeństwo się starzeje i ubożeje, młodzież z każdym pokoleniem jest coraz głupsza, i coraz więcej obywateli decyduje się na emigrację bez powrotu do kraju. Gdy dojdziemy do punktu krytycznego (a może już doszliśmy?), to zmiana władzy nie będzie już w stanie niczego naprawić.
4. Skoro po tym wszystkim, co PO zrobiła, wciąż posiada ona 30% żelazny elektorat, to już nic tej liczby nie będzie w stanie ruszyć. Dodajmy do tego żelazne elektoraty SLD i PSL i wychodzi że PIS nigdy już nie będzie w stanie sięgnąć po władzę (przy czym nawet nie wspomniałem o wyskakujących tu i ówdzie, sezonowych zjawiskach pokroju Samoobrony czy Palikota). Gdyby SLD po aferze Rywina posiadał takie 30% betonu jak obecnie PO, to PiS nigdy nie wygrałby żadnych wyborów.
5. Maksimum tego, co może PO do końca roku “spotkać”, to “odstrzelenie” Tuska – tyle że wiele wskazuje na to, że da ono tyle samo Polsce, co “odstrzelenie” Listkiewicza w PZPNie – innymi słowy mamy jeszcze wiosnę, ale lada moment przyjdzie bardzo długie LATO. Wiem że “walenie w Tuska” wielu prawicowym blogerom wydaje się być “środkiem do celu”, ale ja nie widzę żadnego realnego scenariusza w którym odejście rudego doprowadziłoby do jakichkolwiek pozytywnych rozstrzygnięć. Owszem, będzie nieco inaczej, ale już raczej gorzej niż lepiej.
domino
Układ ma swoje prawa, nie można ruszyć byle pionka bez poważnej rozróby.
Nawet gdyby Tuska zastąpił jego najlepszy kumpel ze szkoły, to i tak pozrywają się powiązania biznesowe, wejdą nowi wygłodzeni i system zacznie się chwiać.
Tym bardziej jeśli nastąpiła by podmiana PO na SLD. Prawdziwa salwa z Aurory, świeże siły do koryt. Spokojnie tego się nie przeprowadzi.
Dlatego czekajmy na jakąkolwiek zmianę, każda coś dobrego wniesie.
A zmiana musi być, bo koryto wyschło na ament.
Oczywiście że będzie rozruba
Tyle że cały czas nad sceną wisi widmo “Kaczora powracającego do władzy”, co dość skutecznie będzie chłodziło zapędy “wygłodzonych”. Układ nie popełni drugi raz tego samego błędu. Poza tym Tusk NIE JEST integralną częścią PO, zastąpienie go nie będzie aż tak bolesne jak zastąpienie Millera.
Z pewnością nie będzie dobrze
1. PO jest już bogatsza o doświadczenia SLD związane z Aferą Rywina. Wiadomo czym się skończyła próba przekucia SLD na PO – dwoma latami rządów PiSu. A należy pamiętać, że afera, która rozwaliła SLD, była zaledwie kropelką wobec oceanu afer za rządów PO – a i PiS nie był tak zdesperowany jak obecnie. PO będzie się więc starało uniknąć losu SLD za wszelką możliwą cenę, i, co najważniejsze, ma ku temu środki (media, pieniądze). Poza tym “układ” (przyznam, że nie lubię tego słowa) wie, jakie mogą być konsekwencje niekontrolowanej wewnętrznej walki na noże – i nie dopuszczą, by ponownie beneficjentem tego stanu została jakakolwiek wroga siła polityczna.
2. Sytuacja Polski po rządach SLD była nieporównywalnie lepsza niż będzie ona po rządach PO. Nawet, jak PiS (lub “jakakolwiek inna partia”) zgarnie w kolejnych wyborach “pełną stawkę” (większość w sejmie, większość w senacie, urząd prezydenta, większość w samorządach), to i tak otrzyma w zarząd kraj w stanie ekonomicznej, gospodarczej i demograficznej ruiny. Inna sprawa, czy jakakolwiek partia opozycyjna w Polsce ma kompetencje by to naprawić. PiS jest w stanie wywołać sporo pożytecznego chaosu, ale byłoby to nawet nie tyle wylanie fundamentów pod budowę kraju, co jedynie wyburzenie rozpadającej się szopy na środku placu budowy.
3. Czas działa tutaj na niekorzyść Polski. Im później reprezentacja “dzikiego kraju” dłużej będzie u władzy, tym mniej da się uratować. Zadłużenie rośnie w tempie kosmicznym, społeczeństwo się starzeje i ubożeje, młodzież z każdym pokoleniem jest coraz głupsza, i coraz więcej obywateli decyduje się na emigrację bez powrotu do kraju. Gdy dojdziemy do punktu krytycznego (a może już doszliśmy?), to zmiana władzy nie będzie już w stanie niczego naprawić.
4. Skoro po tym wszystkim, co PO zrobiła, wciąż posiada ona 30% żelazny elektorat, to już nic tej liczby nie będzie w stanie ruszyć. Dodajmy do tego żelazne elektoraty SLD i PSL i wychodzi że PIS nigdy już nie będzie w stanie sięgnąć po władzę (przy czym nawet nie wspomniałem o wyskakujących tu i ówdzie, sezonowych zjawiskach pokroju Samoobrony czy Palikota). Gdyby SLD po aferze Rywina posiadał takie 30% betonu jak obecnie PO, to PiS nigdy nie wygrałby żadnych wyborów.
5. Maksimum tego, co może PO do końca roku “spotkać”, to “odstrzelenie” Tuska – tyle że wiele wskazuje na to, że da ono tyle samo Polsce, co “odstrzelenie” Listkiewicza w PZPNie – innymi słowy mamy jeszcze wiosnę, ale lada moment przyjdzie bardzo długie LATO. Wiem że “walenie w Tuska” wielu prawicowym blogerom wydaje się być “środkiem do celu”, ale ja nie widzę żadnego realnego scenariusza w którym odejście rudego doprowadziłoby do jakichkolwiek pozytywnych rozstrzygnięć. Owszem, będzie nieco inaczej, ale już raczej gorzej niż lepiej.
domino
Układ ma swoje prawa, nie można ruszyć byle pionka bez poważnej rozróby.
Nawet gdyby Tuska zastąpił jego najlepszy kumpel ze szkoły, to i tak pozrywają się powiązania biznesowe, wejdą nowi wygłodzeni i system zacznie się chwiać.
Tym bardziej jeśli nastąpiła by podmiana PO na SLD. Prawdziwa salwa z Aurory, świeże siły do koryt. Spokojnie tego się nie przeprowadzi.
Dlatego czekajmy na jakąkolwiek zmianę, każda coś dobrego wniesie.
A zmiana musi być, bo koryto wyschło na ament.
Oczywiście że będzie rozruba
Tyle że cały czas nad sceną wisi widmo “Kaczora powracającego do władzy”, co dość skutecznie będzie chłodziło zapędy “wygłodzonych”. Układ nie popełni drugi raz tego samego błędu. Poza tym Tusk NIE JEST integralną częścią PO, zastąpienie go nie będzie aż tak bolesne jak zastąpienie Millera.
Dlatego warunkiem wstępnym jest wolność slowa
czyli likwidacja KRRiTv, uwolnienie mediów.
Czy realne jest to co mówił Kalisz o 10 czerwca?
Dlatego warunkiem wstępnym jest wolność slowa
czyli likwidacja KRRiTv, uwolnienie mediów.
Czy realne jest to co mówił Kalisz o 10 czerwca?
Dlatego warunkiem wstępnym jest wolność slowa
czyli likwidacja KRRiTv, uwolnienie mediów.
Czy realne jest to co mówił Kalisz o 10 czerwca?
szukanie gotówki
Forsa się skończyła, ostatni jej rzut czyli Euro 2012 już rozkradziony i przeżarty. Władza rozpaczliwie szuka szmalu, co odczujemy bardzo nieprzyjemnie.
Ostatnie nadzieje to: szmal Kościoła, likwidacja szkół średnich i wyższych, przykręcenie śruby chorym, podatek katastralny, podwyżka podatków i ZUSu, podwyżki cen prądu, gazu, wody.
To już chyba wszystko?
No bo przemysłu już niema, i nie będzie.
Skoro przychodów nie można zwiększyć to trza ciąć koszty utrzymania podatnika.
szukanie gotówki
Forsa się skończyła, ostatni jej rzut czyli Euro 2012 już rozkradziony i przeżarty. Władza rozpaczliwie szuka szmalu, co odczujemy bardzo nieprzyjemnie.
Ostatnie nadzieje to: szmal Kościoła, likwidacja szkół średnich i wyższych, przykręcenie śruby chorym, podatek katastralny, podwyżka podatków i ZUSu, podwyżki cen prądu, gazu, wody.
To już chyba wszystko?
No bo przemysłu już niema, i nie będzie.
Skoro przychodów nie można zwiększyć to trza ciąć koszty utrzymania podatnika.
szukanie gotówki
Forsa się skończyła, ostatni jej rzut czyli Euro 2012 już rozkradziony i przeżarty. Władza rozpaczliwie szuka szmalu, co odczujemy bardzo nieprzyjemnie.
Ostatnie nadzieje to: szmal Kościoła, likwidacja szkół średnich i wyższych, przykręcenie śruby chorym, podatek katastralny, podwyżka podatków i ZUSu, podwyżki cen prądu, gazu, wody.
To już chyba wszystko?
No bo przemysłu już niema, i nie będzie.
Skoro przychodów nie można zwiększyć to trza ciąć koszty utrzymania podatnika.
@ Owszem hieny jak zwykle gryzą się o kość
…ale to nie wszystko: Szumilas zmniejsza ilość lekcji historii Polski, likwiduje się szkoły, państwo nie będzie juz opłacać lekcji religii w szkołach, zrobi to lub nie zrobi samorząd, znajomy astmatyk płacił 40 zł za leki po reformie Arłukowicza płaci 140. Becikowe zmniejszone, mimo że Polska wymiera, zasiłki na dzieci – śmiech! Młodych wypchali za granicę. Rachunki za prąd i gaz najwyższe w Eropie, przy zarobkach jak w bantustanach w RPA. Tomasz z Akwinu uczył, że nie ma przypadków. Ktoś robi Polakom koło pióra, niektórzy mówią, że to cicha exterminacja. Diagnoza jest. I co z tego. Co dalej? PO ma takie diagnozy tam, gdzie słońce nie dochodzi. Najwyżej chłopcy spotkają się w “Pędzącym króliku” i pośmieją się. Karawana jedzie dalej.
Ale czy Polska doszła już do punktu bez powrotu?
Jest to kwestia o tyle elementarna, że metoda postępowania jest całkowicie inna w zależności od odpowiedzi na postawione wyżej pytanie. Skoro błyskawicznie zwiększające się zadłużenie idzie w parze z bardzo szybkim starzeniem się coraz biedniejszego społeczeństwa, zaś młode pokolenie jest nieliczne, ogłupione i na siłę wypychane za granicę, w kraju nie ma przemysłu a większość firm to wszelkiej maści “kapitał zagraniczny” sprowadzający rolę Polski do rynku zbytu, to może faktycznie nie ma już o co walczyć?
Może bez względu na to, komu przyjdzie Polską rządzić, katastrofa i tak jest już nieunikniona?
PiS może i faktycznie może zmienić wiele, ale w magiczny sposób nie “zniknie” polskiego długu, nie “urodzi” więcej dzieci i nie “stworzy” konkurencyjnego w świecie polskiego przemysłu – a bez tego nie da się odwrócić obecnego, zmierzającego ku katastrofie, trendu. Jest też zjawisko z którym nie poradził sobie ŻADEN rząd – równie skorumpowana co przerośnięta administracja publiczna.
Owszem, sprawiedliwość wymaga by ścigać i karać drani – tyle tylko, że nawet jeśli ten cel zostanie osiągnięty, kraj będzie już tylko porośniętym mchem gruzowiskiem występującym w roli skansenu Europy.
Powtarzam więc pytanie:
Czy osiągnęliśmy już “punkt bez powrotu”, czy jedynie, nucąc pod nosem “koko spoko”, radośnie ku niemu zmierzamy?
co oznacza “bez powrotu”
możesz to rozszerzyć?
“punkt bez powrotu” to pojęcie z fizyki
Jest to punkt, po którego przekroczeniu, poruszające się ciało nie może zawrócić bez uszczerbku dla siebie samego, bez poniesienia ogromnych kosztów (wyrażonych np. w energii), bądź też bez łamania praw fizyki. Prawo to dotyczy na przykład sztucznych satelitów wysyłanych poza układ słoneczny.
W tym wypadku osiągnięcie “punktu bez powrotu” oznaczało by dla Polski brak możliwości uniknięcia scenariusza katastrofy (rozumianej tutaj jako postępująca depopulacja kraju połączona z bankructwem państwa i skrajną nędzą społeczeństwa, bez jakichkolwiek perspektyw na poprawę sytuacji) w sposób nie będący (do wyboru) wojną / krwawą rewolucją / cudem.
Jeśli osiągnęliśmy ten punkt, to nie ma już żadnego znaczenia kto następny wygra wybory, kto stanie przed TS itd. – bo scenariusz prędzej czy później, w ten czy inny sposób, i tak się zrealizuje.
Moja definicja punktu bez powrotu
Pisałem o tym wielokrotnie i prosto.
Przykładem jest ktoś kto w łodzi wiosłowej zbliża się do wodospadu.
Tylko pod warunkiem nie przekroczenia określonej odległości (punktu) od tegoż wodospadu można zawrócić, dobić do brzegu i uchronić się przed zmieleniem w wirach i na skałach.
Po przekroczeniu punktu krytycznego to już „Święty Boże nie pomoże”.
Po przekroczeniu wspomnianego punktu wprawdzie jeszcze żyjesz, ale los już jest przesądzony.
Dobrym przykładem jest też sytuacja dłużnika uwikłanego w t.zw. „spirali zadłużenia”, zaciągającego kolejne kredyty na spłacenie poprzednich.
Z sytuacji takiej uratować może tylko czynnik zewnętrzny: helikopter, cud, Bóg, reset wojenny.
kiedy nam to oznajmią?
Nie sądzę, że Polska leci w nieprzewidywalną przyszłość. Raczej punkt końcowy jest dokładnie zaplanowany w Berlinie i w Brukseli, tyle że jeszcze nie zostaliśmy o tym poinformowani.
Można na razie zgadywać jakie to są plany.
Chyba Polska będzie nadal miejscem lokowania bardzo tanich miejsc pracy nie wymagającej fatygi umysłowej. Lud będzie na tych posadach tyrał, aby utrzymać wysoki socjal w macierzystych krajach firm europejskich u nas organizujących swe “montownie”.
Dochód z tego dla Polski praktycznie żaden: podatek od płac, plus jakaś opłata za dzierżawę terenu. Zysk ze sprzedaży wypłynie do siedziby producenta.
Przy tak mizernych dochodach nie da się utrzymać ludności większej niż jakieś 10 milionów głów.
Stąd depopulacja nie dzieje się ot tak sobie, nie wiedzieć czemu.
Tak właśnie ma być.
@ Owszem hieny jak zwykle gryzą się o kość
…ale to nie wszystko: Szumilas zmniejsza ilość lekcji historii Polski, likwiduje się szkoły, państwo nie będzie juz opłacać lekcji religii w szkołach, zrobi to lub nie zrobi samorząd, znajomy astmatyk płacił 40 zł za leki po reformie Arłukowicza płaci 140. Becikowe zmniejszone, mimo że Polska wymiera, zasiłki na dzieci – śmiech! Młodych wypchali za granicę. Rachunki za prąd i gaz najwyższe w Eropie, przy zarobkach jak w bantustanach w RPA. Tomasz z Akwinu uczył, że nie ma przypadków. Ktoś robi Polakom koło pióra, niektórzy mówią, że to cicha exterminacja. Diagnoza jest. I co z tego. Co dalej? PO ma takie diagnozy tam, gdzie słońce nie dochodzi. Najwyżej chłopcy spotkają się w “Pędzącym króliku” i pośmieją się. Karawana jedzie dalej.
Ale czy Polska doszła już do punktu bez powrotu?
Jest to kwestia o tyle elementarna, że metoda postępowania jest całkowicie inna w zależności od odpowiedzi na postawione wyżej pytanie. Skoro błyskawicznie zwiększające się zadłużenie idzie w parze z bardzo szybkim starzeniem się coraz biedniejszego społeczeństwa, zaś młode pokolenie jest nieliczne, ogłupione i na siłę wypychane za granicę, w kraju nie ma przemysłu a większość firm to wszelkiej maści “kapitał zagraniczny” sprowadzający rolę Polski do rynku zbytu, to może faktycznie nie ma już o co walczyć?
Może bez względu na to, komu przyjdzie Polską rządzić, katastrofa i tak jest już nieunikniona?
PiS może i faktycznie może zmienić wiele, ale w magiczny sposób nie “zniknie” polskiego długu, nie “urodzi” więcej dzieci i nie “stworzy” konkurencyjnego w świecie polskiego przemysłu – a bez tego nie da się odwrócić obecnego, zmierzającego ku katastrofie, trendu. Jest też zjawisko z którym nie poradził sobie ŻADEN rząd – równie skorumpowana co przerośnięta administracja publiczna.
Owszem, sprawiedliwość wymaga by ścigać i karać drani – tyle tylko, że nawet jeśli ten cel zostanie osiągnięty, kraj będzie już tylko porośniętym mchem gruzowiskiem występującym w roli skansenu Europy.
Powtarzam więc pytanie:
Czy osiągnęliśmy już “punkt bez powrotu”, czy jedynie, nucąc pod nosem “koko spoko”, radośnie ku niemu zmierzamy?
co oznacza “bez powrotu”
możesz to rozszerzyć?
“punkt bez powrotu” to pojęcie z fizyki
Jest to punkt, po którego przekroczeniu, poruszające się ciało nie może zawrócić bez uszczerbku dla siebie samego, bez poniesienia ogromnych kosztów (wyrażonych np. w energii), bądź też bez łamania praw fizyki. Prawo to dotyczy na przykład sztucznych satelitów wysyłanych poza układ słoneczny.
W tym wypadku osiągnięcie “punktu bez powrotu” oznaczało by dla Polski brak możliwości uniknięcia scenariusza katastrofy (rozumianej tutaj jako postępująca depopulacja kraju połączona z bankructwem państwa i skrajną nędzą społeczeństwa, bez jakichkolwiek perspektyw na poprawę sytuacji) w sposób nie będący (do wyboru) wojną / krwawą rewolucją / cudem.
Jeśli osiągnęliśmy ten punkt, to nie ma już żadnego znaczenia kto następny wygra wybory, kto stanie przed TS itd. – bo scenariusz prędzej czy później, w ten czy inny sposób, i tak się zrealizuje.
Moja definicja punktu bez powrotu
Pisałem o tym wielokrotnie i prosto.
Przykładem jest ktoś kto w łodzi wiosłowej zbliża się do wodospadu.
Tylko pod warunkiem nie przekroczenia określonej odległości (punktu) od tegoż wodospadu można zawrócić, dobić do brzegu i uchronić się przed zmieleniem w wirach i na skałach.
Po przekroczeniu punktu krytycznego to już „Święty Boże nie pomoże”.
Po przekroczeniu wspomnianego punktu wprawdzie jeszcze żyjesz, ale los już jest przesądzony.
Dobrym przykładem jest też sytuacja dłużnika uwikłanego w t.zw. „spirali zadłużenia”, zaciągającego kolejne kredyty na spłacenie poprzednich.
Z sytuacji takiej uratować może tylko czynnik zewnętrzny: helikopter, cud, Bóg, reset wojenny.
kiedy nam to oznajmią?
Nie sądzę, że Polska leci w nieprzewidywalną przyszłość. Raczej punkt końcowy jest dokładnie zaplanowany w Berlinie i w Brukseli, tyle że jeszcze nie zostaliśmy o tym poinformowani.
Można na razie zgadywać jakie to są plany.
Chyba Polska będzie nadal miejscem lokowania bardzo tanich miejsc pracy nie wymagającej fatygi umysłowej. Lud będzie na tych posadach tyrał, aby utrzymać wysoki socjal w macierzystych krajach firm europejskich u nas organizujących swe “montownie”.
Dochód z tego dla Polski praktycznie żaden: podatek od płac, plus jakaś opłata za dzierżawę terenu. Zysk ze sprzedaży wypłynie do siedziby producenta.
Przy tak mizernych dochodach nie da się utrzymać ludności większej niż jakieś 10 milionów głów.
Stąd depopulacja nie dzieje się ot tak sobie, nie wiedzieć czemu.
Tak właśnie ma być.
@ Owszem hieny jak zwykle gryzą się o kość
…ale to nie wszystko: Szumilas zmniejsza ilość lekcji historii Polski, likwiduje się szkoły, państwo nie będzie juz opłacać lekcji religii w szkołach, zrobi to lub nie zrobi samorząd, znajomy astmatyk płacił 40 zł za leki po reformie Arłukowicza płaci 140. Becikowe zmniejszone, mimo że Polska wymiera, zasiłki na dzieci – śmiech! Młodych wypchali za granicę. Rachunki za prąd i gaz najwyższe w Eropie, przy zarobkach jak w bantustanach w RPA. Tomasz z Akwinu uczył, że nie ma przypadków. Ktoś robi Polakom koło pióra, niektórzy mówią, że to cicha exterminacja. Diagnoza jest. I co z tego. Co dalej? PO ma takie diagnozy tam, gdzie słońce nie dochodzi. Najwyżej chłopcy spotkają się w “Pędzącym króliku” i pośmieją się. Karawana jedzie dalej.
Ale czy Polska doszła już do punktu bez powrotu?
Jest to kwestia o tyle elementarna, że metoda postępowania jest całkowicie inna w zależności od odpowiedzi na postawione wyżej pytanie. Skoro błyskawicznie zwiększające się zadłużenie idzie w parze z bardzo szybkim starzeniem się coraz biedniejszego społeczeństwa, zaś młode pokolenie jest nieliczne, ogłupione i na siłę wypychane za granicę, w kraju nie ma przemysłu a większość firm to wszelkiej maści “kapitał zagraniczny” sprowadzający rolę Polski do rynku zbytu, to może faktycznie nie ma już o co walczyć?
Może bez względu na to, komu przyjdzie Polską rządzić, katastrofa i tak jest już nieunikniona?
PiS może i faktycznie może zmienić wiele, ale w magiczny sposób nie “zniknie” polskiego długu, nie “urodzi” więcej dzieci i nie “stworzy” konkurencyjnego w świecie polskiego przemysłu – a bez tego nie da się odwrócić obecnego, zmierzającego ku katastrofie, trendu. Jest też zjawisko z którym nie poradził sobie ŻADEN rząd – równie skorumpowana co przerośnięta administracja publiczna.
Owszem, sprawiedliwość wymaga by ścigać i karać drani – tyle tylko, że nawet jeśli ten cel zostanie osiągnięty, kraj będzie już tylko porośniętym mchem gruzowiskiem występującym w roli skansenu Europy.
Powtarzam więc pytanie:
Czy osiągnęliśmy już “punkt bez powrotu”, czy jedynie, nucąc pod nosem “koko spoko”, radośnie ku niemu zmierzamy?
co oznacza “bez powrotu”
możesz to rozszerzyć?
“punkt bez powrotu” to pojęcie z fizyki
Jest to punkt, po którego przekroczeniu, poruszające się ciało nie może zawrócić bez uszczerbku dla siebie samego, bez poniesienia ogromnych kosztów (wyrażonych np. w energii), bądź też bez łamania praw fizyki. Prawo to dotyczy na przykład sztucznych satelitów wysyłanych poza układ słoneczny.
W tym wypadku osiągnięcie “punktu bez powrotu” oznaczało by dla Polski brak możliwości uniknięcia scenariusza katastrofy (rozumianej tutaj jako postępująca depopulacja kraju połączona z bankructwem państwa i skrajną nędzą społeczeństwa, bez jakichkolwiek perspektyw na poprawę sytuacji) w sposób nie będący (do wyboru) wojną / krwawą rewolucją / cudem.
Jeśli osiągnęliśmy ten punkt, to nie ma już żadnego znaczenia kto następny wygra wybory, kto stanie przed TS itd. – bo scenariusz prędzej czy później, w ten czy inny sposób, i tak się zrealizuje.
Moja definicja punktu bez powrotu
Pisałem o tym wielokrotnie i prosto.
Przykładem jest ktoś kto w łodzi wiosłowej zbliża się do wodospadu.
Tylko pod warunkiem nie przekroczenia określonej odległości (punktu) od tegoż wodospadu można zawrócić, dobić do brzegu i uchronić się przed zmieleniem w wirach i na skałach.
Po przekroczeniu punktu krytycznego to już „Święty Boże nie pomoże”.
Po przekroczeniu wspomnianego punktu wprawdzie jeszcze żyjesz, ale los już jest przesądzony.
Dobrym przykładem jest też sytuacja dłużnika uwikłanego w t.zw. „spirali zadłużenia”, zaciągającego kolejne kredyty na spłacenie poprzednich.
Z sytuacji takiej uratować może tylko czynnik zewnętrzny: helikopter, cud, Bóg, reset wojenny.
kiedy nam to oznajmią?
Nie sądzę, że Polska leci w nieprzewidywalną przyszłość. Raczej punkt końcowy jest dokładnie zaplanowany w Berlinie i w Brukseli, tyle że jeszcze nie zostaliśmy o tym poinformowani.
Można na razie zgadywać jakie to są plany.
Chyba Polska będzie nadal miejscem lokowania bardzo tanich miejsc pracy nie wymagającej fatygi umysłowej. Lud będzie na tych posadach tyrał, aby utrzymać wysoki socjal w macierzystych krajach firm europejskich u nas organizujących swe “montownie”.
Dochód z tego dla Polski praktycznie żaden: podatek od płac, plus jakaś opłata za dzierżawę terenu. Zysk ze sprzedaży wypłynie do siedziby producenta.
Przy tak mizernych dochodach nie da się utrzymać ludności większej niż jakieś 10 milionów głów.
Stąd depopulacja nie dzieje się ot tak sobie, nie wiedzieć czemu.
Tak właśnie ma być.
Odnosnie sondazy-mechanika myslenia
Zalozmy, że poslugujemy się realnymi wynikami badan, a dwor Tuska trzyma takowe w rekach. Chwila prawdy dla tej partii przyjdzie w momencie, kiedy wedle badan zacznie wynikac, ze do Sejmu z list wchodzi coraz mniejsza liczba osob. Poki co jest w miare stabilnie, “Jedynki”, “Dwojki”, “Trojki” sila rzeczy spia spokojnie, ale poza tym doly rowniez w przypadku kolejnych wyborow, maja z czego czerpac nadzieje. Napiecia zaczna narastac z trudna do przewidzenia dynamika w momencie, kiedy wedle sondazy od koryta odsuwane beda kolejne pozycje.
Czy obejdzie sie bez rewolucji w momencie, kiedy zagrozone zaczna byc np. takie “Trojki”?
Tusk doskonale wie, jak wazna jest armia pr’owcow.
Odnosnie sondazy-mechanika myslenia
Zalozmy, że poslugujemy się realnymi wynikami badan, a dwor Tuska trzyma takowe w rekach. Chwila prawdy dla tej partii przyjdzie w momencie, kiedy wedle badan zacznie wynikac, ze do Sejmu z list wchodzi coraz mniejsza liczba osob. Poki co jest w miare stabilnie, “Jedynki”, “Dwojki”, “Trojki” sila rzeczy spia spokojnie, ale poza tym doly rowniez w przypadku kolejnych wyborow, maja z czego czerpac nadzieje. Napiecia zaczna narastac z trudna do przewidzenia dynamika w momencie, kiedy wedle sondazy od koryta odsuwane beda kolejne pozycje.
Czy obejdzie sie bez rewolucji w momencie, kiedy zagrozone zaczna byc np. takie “Trojki”?
Tusk doskonale wie, jak wazna jest armia pr’owcow.
Odnosnie sondazy-mechanika myslenia
Zalozmy, że poslugujemy się realnymi wynikami badan, a dwor Tuska trzyma takowe w rekach. Chwila prawdy dla tej partii przyjdzie w momencie, kiedy wedle badan zacznie wynikac, ze do Sejmu z list wchodzi coraz mniejsza liczba osob. Poki co jest w miare stabilnie, “Jedynki”, “Dwojki”, “Trojki” sila rzeczy spia spokojnie, ale poza tym doly rowniez w przypadku kolejnych wyborow, maja z czego czerpac nadzieje. Napiecia zaczna narastac z trudna do przewidzenia dynamika w momencie, kiedy wedle sondazy od koryta odsuwane beda kolejne pozycje.
Czy obejdzie sie bez rewolucji w momencie, kiedy zagrozone zaczna byc np. takie “Trojki”?
Tusk doskonale wie, jak wazna jest armia pr’owcow.