Pomimo ostrzeżeń, mówiących, iż czytanie ustaw tudzież rozporządzeń powoduje wrzody i choroby serca, czasem i “lejkowi” zdarza się jakiś paragraf przeczytać.
Pomimo ostrzeżeń, mówiących, iż czytanie ustaw tudzież rozporządzeń powoduje wrzody i choroby serca, czasem i “lejkowi” zdarza się jakiś paragraf przeczytać. A przy pewnym szczęściu nawet nie zejść z powodu rozległego zawału. Wrzody i skoki ciśnienia to już trochę inna sprawa, ale one nie zabijają natzchmiast. Z góry przepraszam prawników za herezje, jakie zapewne popełnię, ale chodzi mi o pokazanie jak to się dzieje, że paragrafy wywołują u “lejka” wrzody, i jak łatwo dałoby się tego uniknąć.
Cóż mię sprowokowało do popełnienia takiej inwokacji? Ano, zdarzyło mi się przełknąć danie wybitnie niestrawne – rozporządzenie (aktualne) ministra zdrowia (poprzedniego) w sprawie recept lekarskich. I miałem sporo szczęścia, że mnie szlag nie trafił na miejscu. Rozporządzenie to zawiera między innymi paragraf 18, którego pierwszy – za przeproszeniem – ustęp pozwolę sobie tu przytoczyć:
1. Refundowane leki i wyroby medyczne wydaje się:
1) w pełnych opakowaniach;
2) w ilości maksymalnie zbliżonej, jednak mniejszej niż ilość określona przez osobę wystawiającą receptę.
Hmpf. Może u prawników ministerstwa takie cuś nie budzi żadnych wątpliwości. Ani co do sensowności, ani co do interpretacji. Jednak pamiętajmy, że człowiek – pacjent, lekarz czy farmaceuta – którego rzecz dotyka bezpośrednio, zazwyczaj nie ma wykształcenia prawniczego.
A teraz – jak to czyta “lejek”?
Otóż nieprawnik to jest takie śmieszne stworzenie, które zwykło najpierw czytać wszystko wprost, tak jak zostało zapisane. I czytając w ten sposób w pierwszym momencie dostaje k..wicy, wrzodów, i nagłych skoków ciśnienia. A w drugim wraca do czasów szkolnych i zaczyna się zastanawiać co autor miał na myśli. Ot, nie przymierzając, jak z wierszami Mickiewicza. Tyle, że wieszcz zostawiał w swoich dziełach więcej wskazówek co do odczytu…
Czytając rzecz łącznie, co jest pierwszym odruchem laika, “lejek” dochodzi do wniosku, iż wedle rozporządzenia pigularz nie może wydać leku, jeżeli medyk zapisał jedno opakowanie. Boć trza byłoby wydać w pełnych paczkach, w ilości mniejszej niż zapisana. A ile pełnych paczek to jest mniej niż jedna pełna paczka? Paranoja. W kwiatki. Czy minister miał coś aż tak durnego na myśli? Przez grzeczność załóżmy, że nie…
To może należałoby czytać osobno? No, to miałoby już nieco więcej wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. W pełnych opakowaniach, a jeśli ilość tabletek wypisana przez lekarza nijak na to nie pozwala, to wtedy w takiej “maksymalnie zbliżonej, jednak mniejszej niż”, jaką da się z pełnych paczek zestawić. Tyle, że nie ma ani pół słowa sugerującego takie właśnie odczytanie. Żadnego “jeżeli”, “w przypadku”, ani niczego podobnego. Tak ciężko byłoby to napisać wprost? Albo – co przynajmniej w oczach laika dałoby ten sam efekt – zamiast “mniejszej” napisać “nie większej”?
Swoją drogą, wygląda na to, że jeżeli medyk skutkiem jakiegoś błędu (nieznajomości aktualnych rozmiarów opakowań, chęci wypisania jedynie ilości faktycznie potrzebnej, czy pospolitej pomyłki) popełni repcetę opiewającą na ilość leku mniejszą niż jedna paczka refundacyjna – nawet przyjmując drugi sposób czytania leku wydać nie wolno. Też się nie dało sensowniej rozwiązać?
Aha – rozporządzonko było już parokrotnie aktualizowane, czy jak to się tam oficjalnie nazywa. Tego paragrafu nikt nie tknął. Z braku Palikotów?
Co się dziwisz,to jest jedna
Co się dziwisz,to jest jedna z mniejszych głupot zawartych w ustawach, rozporządzeniach, przepisach. Urzędnicza inwencja jest nieograniczona, a głupota bezdenna.
Się nie dziwię, się wkurzam.
Się nie dziwię, się wkurzam.
A naprawdę mocno wkurza mnie nie tyle to, że wzmiankowany tworek powstał – prawo Murphy’ego mówi, że jeśli da się jakąś bzdurę napisać, to prędzej czy później ona powstanie, a dotychczasowi ministrzy zdrowia gwarantowali, że raczej prędzej niż później – tylko, że nikt go nawet nie próbował usunąć. Choć samo rozporządzenie było juz parokrotnie “ruszane” przez obecnego ministra.
Ten przepis pisal – lub
Ten przepis pisal – lub przynajmniej sprawdzal – dzial prawny ministerstwa, zlozony z abosolwentow studiow prawniczych, czyli ludzi, ktorys kiedys przyjeto na wydzial prawa na ktoryms z polskich uniwersytetow, nie wywalono na pierwszym, drugim ani zadnym pozniejszym roku, wreszcie absolwowano z tytulem magistra.
Jasne jest zatem wyszystko z wyjatkiem jednej kwestii – czy powinienem powyzsze zdanie umiescic:
a) tutaj?
b) w watku o zbyt trudnym egzaminie wstepnym na aplikacje i tym wrednym Cwiakalskim?
c) w ktoryms watku o paskudnych korporacjach, zbyt zamknietych na doplyw mlodych, ambitnych absolwentow wyzszych uczelni?
d) w dzisiejszym watku o przyczynach, dla ktorych polski tygrys dostal ciezkiej zadyszki?
Mam wrazenie, ze pasowaloby jeszcze w paru dalszych miejscach.
Pozdrawiam