Przyszedł czas na ma
Przyszedł czas na mały wyjątek potwierdzający ogólną regułę polskiego bajzlu. Jeśli wyjątek, to siłą rzeczy będę tłumaczył pewne zjawiska, które wbrew temu co się krzyczy, nie są największą bolączką kraju Piastów. Co roku lepimy bałwana, co roku te same dowcipy o drogowcach i te same zdziwienia, te same pretensje i dalej nic się nie zmienia. Moim zdaniem nie zmienia się, bo się nie może zmienić. Powodów jest bez liku, jednym z głównych jest położenie geopolityczne. Już nie jesteśmy Niemcami i jeszcze nie jesteśmy Skandynawią, czy Rosją. Nie mamy elektrowni atomowych, ale próby łojenia nas na certyfikatach „efektów cieplarnianych” są podejmowane radykalnie, a na domiar dostajemy śnieg pod kolana. Patrząc na rzecz racjonalnie, nie jesteśmy krajem, który może sobie pozwolić na wydawanie niewyobrażalnej kasy na walkę z żywiołem, tym bardziej, że taka walka z reguły kończy się mniej lub bardziej spektakularną porażką. Naturalnie, że nie ma takiej kasy i takiego sprzętu, który poradzi sobie z zimą, co przy zmiennym klimacie daje mniej więcej taki rachunek. Trzeba utopić ciężkie miliony, zatrudnić sprzęt i ludzi, po czym może się okazać, że sprzęt będzie potrzebny przez tydzień, albo 4 dni w roku. Oczywiście, że strzeżonego Pan Bóg strzeże, pytanie tylko jedno mam do zapobiegliwych. Czy nas na to stać? Czy śnieg na drodze, z którym walka jest dość syzyfowa, naprawdę powinien być priorytetem naszych działań? Dla mnie zdecydowanie nie i mnie akurat krew nie zalewa kiedy widzę nie odśnieżoną drogę, mnie krew zalewa kiedy w ogóle nie widzę drogi, a jedynie słyszę o 10 tysiącach podpisanych umów. Umówmy się tak, że jak zobaczę 10 tysięcy km świeżych i świeżo zaśnieżonych dróg uznam, że oto mamy najsprawniejszy rząd na zielonej wyspie.
Nie jesteśmy Skandynawią, zatem nie możemy sobie pozwolić na technikę jaką tam zastosowano, czyli nie odśnieża się dróg do tzw. czarnej drogi, ale ewentualnie przeciera z grubsza szlaki, a kierowcy mają kolce na oponach. Tak się tam jeździ, no ale tam są ku temu odpowiednie, mniej więcej przewidywalne warunki zimowe. U nas jest pół na pół, trochę jesteśmy jak Niemcy, trochę jak Skandynawia, czy Rosja i zamiast się co roku podniecać, buzować i tak nabuzowanych polskich kierowców, to trzeba sobie dać na luz. Pompowanie emocji w śnieg wydaje mi się już nieco nużące. Nie stać nas na komfort walki z każdym płatkiem, trzeba robić co jest w naszej mocy, a reszta jest w rękach Boga i tu sobie nie podskoczymy. Dla takiej gminy, która ledwie przędzie ostra zima i nieustanna lepienie bałwana są niebagatelnymi kosztami, a i tak w gminie nikt nigdy nikogo za odśnieżoną drogę nie pochwalił, tylko zjechał za to, że śnieg znów napadał i zawsze się znalazł jakiś dukt na dowód. Takie zabawy w śnieżki i inne bałwany stają się sezonową debatą Polaków i akurat ja powinienem się z żyłą na czole przyłączyć do tej debaty. Mieszkam na takim zadupiu, gdzie mieszka oprócz mnie trzech sąsiadów, w tym jeden miał dziecko w wieku gimnazjalnym. Po to jedno dziecko przyjeżdżał autobus, no i gmina jako tako odśnieżała, ale jak „przyparło” ostro i to sobie odpuścili. Młodziak musiał dojść 2 km do wsi właściwej, bo to gdzie mieszkamy nazywa się kolonia, i tam był odbierany. 2 km drogi na otwartych polach, nie raz miał tu problemy ciężki sprzęt, ostatni pług zawrócił na wsi. Drogę mam zawaloną pod kolana, ledwie się stąd wydostajemy, ale też mam świadomość, że dla trzech domów w nawale śniegowej roboty wójt nie rzuci dróg, którymi dojeżdżają dzieci, karetki pogotowia, chleb i mleko.
W związku z tym luz, naprawdę w śniegowych zabawach trochę więcej luzu, zamiast tego bezsensownego napinania się na żywioł. Jedno co mnie do pasji doprowadza, to nie brak odśnieżania, ale odśnieżanie barbarzyńską metodą, za jaką uznaję sypanie soli. Tej technologii nie pojmuję, komuną zalatuje w kufajce i chociaż kierowcy rzadko zdają sobie sprawę, takie zabiegi bardziej im szkodzą niż zaśnieżona droga. Od lakieru, przez elementy metalowo gumowe, aż po korozję, tyle mamy z odśnieżania polską metodą. W Polsce jest tyle rzeczy, które wymagałby takiego poświęcenia czasu i „publicznej debaty” jak struganie bałwana, choćby sezonowo, że debatowanie nad śniegiem jest tematem dla działu ciekawostki lub programów w guście redaktora Pałasińskiego. Pitolenie o śniegu i zasypanej drodze pod Ożarowem z prawdziwą przyjemnością i pożytkiem zamieniłbym na niepoliczalną już kombinację alpejską „liberałów” przy OFE i emeryturach w ogóle. Z chęcią zamieniłbym skandalicznie pijanego operatora pługu na dług publiczny, a niesprawną piaskarkę na kolejne rewelacje ze smoleńskiego śledztwa, którymi już nawet Kaczyński się nie interesuje. Śniegowe struganie bałwana, to taki coroczny, sezonowo nabity pianą temat, temat, przy którym zawsze będzie coś do marudzenia. Czy ktoś kiedyś słyszał, że poprzedni rok był, gorszy, lepszy, drogowcy poradzili sobie lepiej lub gorzej. Nie wiecznie jest opowiadanie o tym, że zasypało.
PS Pewnie nikt mi nie da wiary, ale dokładnie w monecie, gdy kończyłem tekst przejechała wyrównywarka, która w zimie robi za odśnieżarkę.
Co za czasy
droga na pół roku zniknęła pod śniegiem, a cały świat w komputerze…
Co za czasy
droga na pół roku zniknęła pod śniegiem, a cały świat w komputerze…
walka o nowy ustrój
Za komuny było solidnie zasypane, stąd leżący śnieg stał się takim samym symbolem komuny jak brak papieru toaletowego i sznurka konopnego.
Dlatego władza toczy w tym przypadku walkę w sferze symboliki i idei. Nie liczą się koszty i efekty bo to walka o cele wyższe. Pokazanie choćby przez godzinę jakości nowej władzy i radykalnej odmiany systemu. Na Zachodzie odśnieża się tam gdzie trzeba i wtedy gdy ma to sens, ale tam nie muszą się tak naprężać bo komuny nie mieli.
Mogą kierować się przyziemną logiką i rachunkiem ekonomicznym.
walka o nowy ustrój
Za komuny było solidnie zasypane, stąd leżący śnieg stał się takim samym symbolem komuny jak brak papieru toaletowego i sznurka konopnego.
Dlatego władza toczy w tym przypadku walkę w sferze symboliki i idei. Nie liczą się koszty i efekty bo to walka o cele wyższe. Pokazanie choćby przez godzinę jakości nowej władzy i radykalnej odmiany systemu. Na Zachodzie odśnieża się tam gdzie trzeba i wtedy gdy ma to sens, ale tam nie muszą się tak naprężać bo komuny nie mieli.
Mogą kierować się przyziemną logiką i rachunkiem ekonomicznym.
Co do wniosków z Polski
w 100% zgoda.
Co do Szwecji – sypią aż się dymi i żre auto aż ono znika.
ukłony
r
ps. na biało “robione” są drogi III klasy odśnieżania i niżej, czy jakoś tak. Inne do 3 – cyfrowej numeracji włącznie sypią jak opisałem powyżej.
Co do wniosków z Polski
w 100% zgoda.
Co do Szwecji – sypią aż się dymi i żre auto aż ono znika.
ukłony
r
ps. na biało “robione” są drogi III klasy odśnieżania i niżej, czy jakoś tak. Inne do 3 – cyfrowej numeracji włącznie sypią jak opisałem powyżej.