Zamienić wszelkie wątpliwości na korzyść najbardziej absurdalnej opcji. Wszelkie wątpliwości na korzyść polityczną. Zmądrzałem, wydoroślałem, z czegoś od kogoś żyć trzeba. Postanowiłem założyć partię. Dawno postanowiłem, ale teraz nadarzyła się okazja. Plan był prosty, dać uwierzyć ludziom w to, co już wiedzą. Nie było łatwo, jak zawsze wszystko zaczęło się od wizyty u lekarza, ponieważ miałem – i wciąż mam podstawy – pewne, słowo to należy podkreślić, PEWNE wątpliwości, co do moich początków. Na podstawie przeprowadzonych analiz z wielu niezależnych źródeł, doszedłem do wniosku, że już na etapie reprodukcji doszczętnie pomieszano moje szczątki. Powinienem mieć rysy, do jakich mnie stworzono, przynajmniej greckie jeśli nie rzymskie, pasowałyby mi jak ulał, gdyby, no właśnie, gdyby jakiś Mongoł się w babkę nie ulał. Cały niezgrabnie się składam i na dodatek po szczątkowych przodkach bab, a nade wszystko, po wstępnych dziadach do tyłu. Ja z mozajką żyć nie mogę. Wewnętrznie się sypię, nic dziwnego, że nie daję sobie rady. Chciałbym się jakoś uklepać od środka, otrząsnąć z tych grudek, rozpuścić je w czystym i przenikliwym losie. Albo chociaż skupić go w najważniejszym. Nie wiem, jak moi wyborcy, ale nie uważam cielesnej integralności za równomiernie rozłożoną. Ręka niby moja i kolano również boli, lecz ośrodek mego bytu wyraźnie ciąży ku górze, to tam się wszystko rozgrywa, a ściślej mówiąc – to TU rozgrywa się wszystko. Tam, gdzie ja, a ja jestem tutaj.
Z tym tutaj to teraz po kolei. ABCD, bo od czegoś muszę zacząć, a w moim przypadku wszystko zaczyna się od liter. Czterech liter, i tak się dziwnie składa, że czwarta jest pierwsza, a pierwsza jest czwarta. Jak w życiu i polityce, bo polityka to sztuka jak żyć. I nie umierać; na to jest czas i czas jest od tego. Od kogo jest czas, w polityce ten wątek można pominąć. Najpierw piosenka, żeby nastroić duszę do moich przekonań. Najpierw własną, potem poleci.
Wyobraź sobie najpiękniejszą melodię, jakby ktoś ją wygrywał dla ciebie, ale to ty jesteś prawdziwym zwycięzcą. Nigdy wcześniej jej nie słyszałeś, ale znasz ją tak dobrze i na pamięć, jakby ci się zawsze podobała. Tak ci właśnie śpiewam. I sobie też, nie ukrywam. Bo szczerość to podstawa. Piękna pieśń to wspólnota, łączy twoje we mnie, a jej słowami moje kiedyś złączy z twoim, to ci mogę obiecać. Tylko jeszcze nie teraz. Teraz słuchaj i daj się ponieść, masz już łzy w oczach? To je starannie zachowaj, przydadzą ci się później.
Nie wiem, co strzeliło mi do głowy, ale na szczęście się zniechęciłem. Nie będę się z ludźmi użerał, jestem przecież czystej krwi teoretyk, te chore ciągątki do praktyki to jakieś zupełne nieporozumienie. Przynajmniej sobie pośpiewałem, a ludzie mieli okazję zobaczyć, na co mnie stać.
Nie ma w literaturze lepszego opisu zniechęcenia, od tego, jakiego nie chce mi się teraz napisać. Ludzie pudrują rzeczywistość, a ja bym ją w tyłek ogolił. Całkowicie porzucam perspektywę polityczną, koniec, czas wykorzystać moje znakomite kontakty z tu i z teraz oraz z tam i z potem. Nie napisałem w życiu jeszcze żadnej książki, to pewnikiem musi dowód na beztroską melancholię, a lata lecą jak Paetze za tacą, przyjdzie nadgonić traktatem.'' Teoria wszystkiego'', bo od czegoś trzeba zacząć. Tytuł zbiorczy, autor jeden. Uradowałem się na samą myśl i z tej radości pacnąłem się z całej siły oklaskiem w głowę, co i bez tego mi się zdarzało. Od razu też przyszła mi na myśl niebagatelna refleksja, że Teoria Wszystkiego NIE MOŻE BYĆ NIE NA TEMAT! Co za ulga z samej definicji! Już wiem, jak czuli się wszyscy przede mną. No może nie znowu tacy wszyscy i przede mną tylko w czasie, bo tym odkryciem nie do obalenia podałem ręce samemu Kopernikowi, a on podał porozumiewawczo uścisk dalej do Platona. W końcu jestem wśród swoich i na czasie, wieczność się nie starzeje i sięga poza pamięć.
A ja, uspokojony zdumiewającą perspektywą, odśmiechnąłem się do losu i wygodnie wspiąłem po taniość, kwitnie w zasięgu ręki.
Czy może być jeszcze gorzej albo tak źle, że nawet Prawo Murphy'ego przestanie działać? Wtedy koniec, czyli w jakimś sensie raj na ziemi. Ale na razie wszystko działa, wszystko zgodnie z Prawem. Co ma wisieć, wisi mi, reszta niech leży krzyżem na miejscu.
Dobry wieczór,
nie było mnie cały dzień, ale już jestem i jeszcze postanowiłem zajrzeć do Sieci, a tam, proszę, Pan się złapał. Powiem tylko tyle, że z Pańskiego ujęcia Teorii Wszystkiego przebija czysty geniusz, jeżeli nie fizyczny, to z pewnością filozoficzny, a może i filologiczny, wszak literami filologia się zajmuje, czterema i więcej. Pozostaję w zachwycie!
Bardzo Pani dziękuję, a można by zapytać w kwestii warsztatu?
Warsztat to za dużo powiedziane, bo chodzi o to, czy błąd w tytule razi po oczach, czy może jest czytelny? Nie wiem, czy zmienić na PO środku, żeby się upolitycznić, czy od razu wporwadzić wersję słownikową. Cały wpis jest w sumie błędem, o czym wiem, więc sam już nie wiem.
Może mi Pan pozwolić wybrnąć?
Błąd jest całkowicie czytelny, ale to nie błąd przecież –
wystarczy podać nazwę środka, po którym prawda leży i kwiczy – czy to może coś zawierającego THC, czy raczej LSD?
Szef bez butów chodzi, jak to się mówi
A wie Pan, że naprawdę zbłądziłem, nie pierwszy raz zresztą, ale pierwszy raz nieświadomie w tytule? Z tych nerwów nawet nie odczytałem, że można odczytać, jak Pan odczytał. To pokazuje, że wielcy też błądzą, bo o ile w świadomy błąd Pan dobrodusznie wątpi, to w wielkość mą nie sposób; i za to Panu chwała.
Bardzo dziękuję za stałą trzeźwość sądów, bo deficyt.
PS Muszę jednak dodać, gdyby Antyszwed chciał się podeprzeć, że ten blog nie wspiera żadnych środków odurzających, inaczej wszyscy skończylibyśmy jak Kora albo jeszcze gorzej, jak Kamil.
Albo zejdziemy na psy
jak Ramona! ; )
No właśnie
Powiem jeszcze coś i wbrew sobie, bo wychowany byłem w domu alkoholika, że mimo wszystko alkohol jest chyba najlepszy, choć sam piję rzadko i mało, może dlatego.
Muszę przestać, bo zaczynam robić tutaj jakiś pokącik zwierzeń i jeszcze mnie Wojewódzki do siebie zaprosi.
Że się odniosę
proszę Pana, proszę na to popatrzeć inaczej – to my tu możemy Wojewódzkiego zaprosić. Jak ładnie poprosi. Ewentualnie.
Nie lubię konkurencji
w pajacowaniu, mógłbym zatem być dla niego szorstki albo jeszcze gorzej, pokazałbym mu, że też tak potrafię i z naturalnością.
Pan chce zagrozić mojej pozycji? Z takim znojem budowałem!
A gdzie tam zagrozić!
Kudy Wojewódzkiemu do Pana, toć on jest mało kreatywny, prowokować najwyżej potrafi, a żeby tak od siebie napisał, jak Pan, to nie przewiduję.
Z tą piękną interpretacją rzeczywistości
nie będę polemizował i pstryczka każdemu, kto chciałby ją zburzyć.
Dobry wieczór,
nie było mnie cały dzień, ale już jestem i jeszcze postanowiłem zajrzeć do Sieci, a tam, proszę, Pan się złapał. Powiem tylko tyle, że z Pańskiego ujęcia Teorii Wszystkiego przebija czysty geniusz, jeżeli nie fizyczny, to z pewnością filozoficzny, a może i filologiczny, wszak literami filologia się zajmuje, czterema i więcej. Pozostaję w zachwycie!
Bardzo Pani dziękuję, a można by zapytać w kwestii warsztatu?
Warsztat to za dużo powiedziane, bo chodzi o to, czy błąd w tytule razi po oczach, czy może jest czytelny? Nie wiem, czy zmienić na PO środku, żeby się upolitycznić, czy od razu wporwadzić wersję słownikową. Cały wpis jest w sumie błędem, o czym wiem, więc sam już nie wiem.
Może mi Pan pozwolić wybrnąć?
Błąd jest całkowicie czytelny, ale to nie błąd przecież –
wystarczy podać nazwę środka, po którym prawda leży i kwiczy – czy to może coś zawierającego THC, czy raczej LSD?
Szef bez butów chodzi, jak to się mówi
A wie Pan, że naprawdę zbłądziłem, nie pierwszy raz zresztą, ale pierwszy raz nieświadomie w tytule? Z tych nerwów nawet nie odczytałem, że można odczytać, jak Pan odczytał. To pokazuje, że wielcy też błądzą, bo o ile w świadomy błąd Pan dobrodusznie wątpi, to w wielkość mą nie sposób; i za to Panu chwała.
Bardzo dziękuję za stałą trzeźwość sądów, bo deficyt.
PS Muszę jednak dodać, gdyby Antyszwed chciał się podeprzeć, że ten blog nie wspiera żadnych środków odurzających, inaczej wszyscy skończylibyśmy jak Kora albo jeszcze gorzej, jak Kamil.
Albo zejdziemy na psy
jak Ramona! ; )
No właśnie
Powiem jeszcze coś i wbrew sobie, bo wychowany byłem w domu alkoholika, że mimo wszystko alkohol jest chyba najlepszy, choć sam piję rzadko i mało, może dlatego.
Muszę przestać, bo zaczynam robić tutaj jakiś pokącik zwierzeń i jeszcze mnie Wojewódzki do siebie zaprosi.
Że się odniosę
proszę Pana, proszę na to popatrzeć inaczej – to my tu możemy Wojewódzkiego zaprosić. Jak ładnie poprosi. Ewentualnie.
Nie lubię konkurencji
w pajacowaniu, mógłbym zatem być dla niego szorstki albo jeszcze gorzej, pokazałbym mu, że też tak potrafię i z naturalnością.
Pan chce zagrozić mojej pozycji? Z takim znojem budowałem!
A gdzie tam zagrozić!
Kudy Wojewódzkiemu do Pana, toć on jest mało kreatywny, prowokować najwyżej potrafi, a żeby tak od siebie napisał, jak Pan, to nie przewiduję.
Z tą piękną interpretacją rzeczywistości
nie będę polemizował i pstryczka każdemu, kto chciałby ją zburzyć.
porada od czytelnika
Chyba lepiej na początek zacząć od czegoś prostszego. "Ogólna Praktyka Wszystkiego". Dzieło ok. 2kg, 800 stron, w tym 750 z obrazkami.
To się trochę spiąłem, bo po rozczarowaniu
praktyką myślałem, że teoria to jest to i coś akurat dla mnie, ale w praktyce okazało się, że funkcjonuje to tylko w teorii.
myląca wskazówka
Jeśli obiektem badań jest Wszystko, to teoria sprowadza się do praktyki, i od niej przestaje się różnić. Jaśniej nie umiem, jestem za chudy w uszach.
To jeden z najsmutnieszych wniosków, bo oznacza, że
nie ma dla mnie ratunku, a aż się prosi. Czy dałoby się naciągnąć rozumowanie na poratowanie odrobiną absurdu?
ratunek
Jest ratunek. Ja tylko symuluję intelekt osobisty dzięki żmudnej praktyce naukowej. Wobec umysłu Autora jestem bezradny w zasadzie.
Stoję goły, i wszystko mi widać.
Czyli nie ma ratunku, skoro nauka rozkłada ręce…
…zostaje mi tylko ksiądz, co w pewnych i ściśle określonych przypadkach wcale nie musi oznaczać końca, a jest zapowiedzią gry wstępnej. Pytanie do czego i jak to wszystko się dla mnie skończy.
takie życie
Pewnie jak zwykle, spóźniona sława i pieniądze.
porada od czytelnika
Chyba lepiej na początek zacząć od czegoś prostszego. "Ogólna Praktyka Wszystkiego". Dzieło ok. 2kg, 800 stron, w tym 750 z obrazkami.
To się trochę spiąłem, bo po rozczarowaniu
praktyką myślałem, że teoria to jest to i coś akurat dla mnie, ale w praktyce okazało się, że funkcjonuje to tylko w teorii.
myląca wskazówka
Jeśli obiektem badań jest Wszystko, to teoria sprowadza się do praktyki, i od niej przestaje się różnić. Jaśniej nie umiem, jestem za chudy w uszach.
To jeden z najsmutnieszych wniosków, bo oznacza, że
nie ma dla mnie ratunku, a aż się prosi. Czy dałoby się naciągnąć rozumowanie na poratowanie odrobiną absurdu?
ratunek
Jest ratunek. Ja tylko symuluję intelekt osobisty dzięki żmudnej praktyce naukowej. Wobec umysłu Autora jestem bezradny w zasadzie.
Stoję goły, i wszystko mi widać.
Czyli nie ma ratunku, skoro nauka rozkłada ręce…
…zostaje mi tylko ksiądz, co w pewnych i ściśle określonych przypadkach wcale nie musi oznaczać końca, a jest zapowiedzią gry wstępnej. Pytanie do czego i jak to wszystko się dla mnie skończy.
takie życie
Pewnie jak zwykle, spóźniona sława i pieniądze.