Reklama

Piękna riposta Krajowej Rady Sądownictwa, która bez zmrużenia oka pokazuje fakersa sejmowi, rządowi i społeczeństwu, obrazuje na czym polega gra w szachy, będącą pewną analogią walki politycznej.

Walka polityczna polega na osiągnięciu zwycięstwa, a nie na litowaniu się nad przeciwnikiem i odstępowaniu od wygrywających, bijących posunięć.

Reklama

Rokosz lepszej kasty skłania jeszcze raz do powtórki, czym jest trójpodział władzy w polskim systemie politycznym.

Polega on na wzajemnej kontroli władz oraz jednocześnie na ich niezależności.

W systemie parlamentarno-gabinetowym najważniejsze są wybory parlamentarne. Co 4 lata wybierani są posłowie, którzy mogą uchwalić, co tylko przyjdzie im go głowy – nawet zmienić konstytucję – jeśli gadają bzdury, albo kradną, nie są wybierani na kolejną kadencję – to forma kontroli wyborców nad tym najważniejszym organem państwa.

Rząd wybierany jest i odwoływany przez sejm – kontrola i nadzór. Rząd realizuje wytyczne sejmu.

Prezydent kontrolowany jest analogicznie do posłów – jeśli kiepsko rządzi – nie dostaje głosów na drugą kadencję, a słaby kandydat nie jest w ogóle wybierany – jest to formą kontroli suwerena nad tym urzędem.

Jednocześnie i sejm i prezydent są niezawiśli w swoim działaniu, w granicach prerogatyw określanych przez ustawy, w tym ustawę zasadniczą. Każdą decyzję administracyjną, bądź uchwałę sejmową może skontrolować właściwy sąd w drodze postępowania administracyjnego bądź konstytucyjnego. Mamy tutaj formę kontroli judykatywy nad egzekutywą i legislatywą.

Jedynie sądów nie można skontrolować krzyżowo – orzeczenia jednych sędziów oceniane są przez innych sędziów, a wszyscy sędziowie pochodzą z wyboru zasłużonych sędziów.

Jak widać nie ma tutaj żadnego elementu kontroli nad judykatywą – sędziowie nie są ani powoływani przez suwerena, ani przez parlament. Nie możliwa jest też kontrola ich pracy, gdyż tylko sędziowie mają prawo sądzić.

Jest to złamaniem zasady trójpodziału władzy, i jest to oczywistym odejściem od zasad demokracji (nie rządzi lud), jak i wzajemnej kontroli władz.

Profesor Pawłowicz wskazuje na budowanie przez Prezydenta modelu demokracji mniejszościowej – oto Prezydent uważa, że mnijszość powinna mieć głos decydujący w podejmowaniu działań kontrolnych względem judykatywy – chodzi o słynny postulat ultymatywny 3/5 głosów potrzebnych do powołania członka KRS, którego konsekwencją jest niemożność decydowania przez większość parlamentarną.

Prezydent szermuje hasłem, że Polska należy do wszystkich Polaków. Zgoda, ale władza należy do większości sejmowej. Jeśli sejm podejmuje decyzje większością głosów (istota demokracji), to mówimy, że sejm podjął decyzję w imieniu narodu. Nikt nie protestuje.

Jeśli wyobrazimy sobie sytuację, że w czasie głosowania w sejmie, obecni są wszyscy posłowie, i wszyscy oprócz jednego wstrzymali się od głosu, to czy ten jeden głos, obojętne czy oddany „za”, czy „przeciw” czyni uchwałę sejmową ważną, czy nieważną? I czy w takim przypadku można powiedzieć, że w imieniu narodu zadecydował sejm, czy nie można?

To takie małe repetytorium z WOS dla pana Prezydenta z zakresu liceum – bo widzę, że jednak chodziło się na wagary, o taktyce i umiejętnościach w grach strategicznych nie wspominając, bo szanowny Prezydent, pewnie nawet nie wie, jak się poruszają figury po szachownicy, patrząc po babolach, które nieustannie sadzi od jakiegoś czasu…

—————

fronda.pl/a/krs-nie-powolala-zadnego-asesora-sadowego-z-listy-265-kandydatow-ministra-sprawiedliwości

Foto

 

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Problem jest tylko w tym, że

    PAD (prawdopodobnie w "dobrej" wierze) czytuje texty od prawej do lewej więc może w/w felieton skumać całkiem opacznie.

    A więc problem jest tylko w tym, że Jacek Biel chwilowo nie nazywa się Zofia Romaszewska, a Zofia Romaszewska nie czyta felietonów Jacka Biela, a jeśli czy­ta, to nic nie ro­zumie, a jeśli na­wet ro­zumie, to nic nie pamięta. 

  2. Problem jest tylko w tym, że

    PAD (prawdopodobnie w "dobrej" wierze) czytuje texty od prawej do lewej więc może w/w felieton skumać całkiem opacznie.

    A więc problem jest tylko w tym, że Jacek Biel chwilowo nie nazywa się Zofia Romaszewska, a Zofia Romaszewska nie czyta felietonów Jacka Biela, a jeśli czy­ta, to nic nie ro­zumie, a jeśli na­wet ro­zumie, to nic nie pamięta.