Reklama

Śmiejcie się, śmiejcie, z młodego Rzepeckiego, byłego posła PiS, ale jeszcze trzy lata temu śmialibyście się, jak mówią Mamy, baranim głosem. Takich akcji, jaką odstawił Rzepecki było w polskiej polityce setki, ale co ciekawe tylko w przypadku PiS tak często kończyły się powołaniem nowej partii, czy koła, które natychmiast zdobywały zawrotną popularność w sondażach. Przykłady można sypać z rękawa, cały seriami, od Marka Jurka, przez Migalskiego, aż po Wiplera, który jako ostatni miał 18% w swojej partii, a jej nazwy chyba sam nie pamięta.

W przypadku Rzepeckiego prawie wszyscy skupili się na wyjątkowo śmiesznym projekcie wyrzucania Prezesa PiS z partii PiS, przez smarkatego szeregowca, o którego istnieniu jeszcze trzy miesiące temu wiedział tylko pan Czerepach i najbliższa rodzina posła. Tymczasem jest tu kilka poważnych aspektów i warto się im przyjrzeć zwłaszcza, że to nowość. Trudno wręcz uwierzyć, że przez jedną chwilę z żadnej strony nie popłynął komunikat o końcu PiS, w związku z początkiem rozłamu. Żadnego tytułu „Większość sejmowa wisi na włosku”, żadnych ekspertyz naukowych odnośnie nieuchronnego pęknięcia w szeregach partii zarządzanej metodami dyktatorskimi. Jednego słowa o rodzącej się nowej inicjatywie młodego posła PiS, który „pokazał, że można być przyzwoitym”. Jedyna znana atrakcja z poprzednich lat, która miała miejsce, to krótkie tournee Rzepeckiego po mediach, ale i to zakończyło się kupą śmiechu.

Reklama

Czy mamy do czynienia z nową jakością? Jak najbardziej i znów nie ma się z czego śmiać. Kaczyński wyciąga wnioski z przeszłości i zanim mu się jeden z mlekiem pod nosem zbiesił, wciągnął do klubu PiS dwie posłanki od Kukiza, które zresztą miały przejść do Gowina. Kilka pieczeni na jednym ogniu, a stało się tak, bo pozycja PiS na politycznym rynku i lata politycznych doświadczeń przemawiają na rzecz spokoju, przy epizodach i wygłupach jednostek. Wszyscy skończyli tak samo źle, czy to Marcinkieiwcz, czy Jurek, czy Kamiński, jedynie Ziobro, który się ukorzył i wrócił niemal na kolanach, dostał drugą szansę i jak na razie wykorzystuje ją w stu procentach. Nie te czasy kiedy można było mamić rozłamami i genialnymi inicjatywami politycznymi. Sprawy się ustatkowały i poza kabaretem, ewentualnie sensacją na pół dnia, ten, czy inny Rzepecki, nic więcej nie uzyska.

W związku z nową jakością, można mówić o samych pożytkach. Nikt nie poszedł do koła Rzepeckiego, bo nie ma chętnych, aby ryzykować diety i kwoty wolne od podatku, gdy siedząc cicho i podnosząc łapki ma się papu i dach nad głową. Tak działają i tak muszą działać duże partie, a cała ta paplanina o demokracji jest brednią i sabotażem. Nie ma takiej możliwości, aby na kilkadziesiąt tysięcy członków partii, co drugi był Napoleonem. Przeciwnie, wódz musi być jeden, przy nim jakiś sztab, reszta to żołnierze, nie dyskutujący z rozkazami. Dopóki taki model funkcjonował w PO, to Tusk trzymał całe towarzycho za pysk i wygrywał wybory za wyborami. Jednocześnie PO „doradzała” PiS demokratyzację, wszak wiadomo, że co dobre dla ciebie, to złe dla wroga i odwrotnie. Wszyscy dookoła siedzą cicho i nie szukają nadziei w rozpadzie PiS z bardzo prostego powodu. Na takim numerze nie tylko nie da się ugrać politycznej przewagi, ale można się wywrócić na śmiechu wyborców.

Jakakolwiek próba robienia z pajacowania Rzepeckiego poważnej polityki nie ma szans skończyć się inaczej niż dołączeniem do kompromitacji samego Rzepeckiego. Koniec końców, to co śmieszy jest też poważnym wskaźnikiem politycznej siły. W tej chwili pozycja PiS jest tak mocna, że o rozłamie nie może być mowy, ale oczywiście ma to swoje wady. Przede wszystkim podobny stan rzeczy usypia, rozbestwia, rozleniwia. Jeśli bez większego wysiłku i mocą słabości politycznej konkurencji osiąga się zamierzone cele, to w razie powrotu do normalnej konkurencji szybko się okaże, że kto nie idzie do przodu, ten zostaje w tyle. Jeśli PiS nie chce zostać w tyle, nie powinien się ścigać z opozycją, ale sam ze sobą, narzucając coraz ostrzejsze tempo.

Reklama

14 KOMENTARZE