Reklama

W pierwszych słowach mego listu przywołam pewną statystykę, z którą wszyscy się zgadzają. Ludzie to w większości idioci! Zgadza się, prawda? Nie ma internetowego dyskutanta, który chociaż raz nie podpisałby się pod tą statystyką, ale jednomyślność się kończy wówczas, gdy zapytamy o konkretnych idiotów. Przyjmując dowolne kryterium natychmiast się okazuję, że nie większość, tylko sami idioci są kibicami Legii i sami geniusze kibicami Lecha. W stadzie zawsze raźniej, bo w stadzie każdy idiota może wyjść na geniusza, a poza stadem każdy geniusz na idiotę. W sprawie Igora S. stado się powiększyło i przemieszało, bo doszło do chaosu kryteriów. Większość rzuciła się na Policję, jednak nie wszyscy z tych samych powodów.

Najliczniejszą grupę stanowią kibice, wszak wiadomo, że jedna z bardziej kretyńskich przyśpiewek „zawsze i wszędzie, Policja jeb..a będzie”, wyznacza przynależność kulturową. Połączyły się też zwaśnione obozy polityczne, opozycyjna twierdza z oczywistych względów, zwolennicy prawicy dla zasady i „intelektualnej niezależności”. Atak na Policję jest tak pewną inwestycją, że strateg, który się za to bierze na starcie może liczyć na całą armię ruszającą do boju. Inżynierowie społeczni uwielbiają taka robotę, łatwiejsze od pałowania Policji jest tylko wieszanie za jaja pedofila. W zasadzie nie bardzo mnie interesuje los wrocławskich policjantów, zwłaszcza, że mam osobiste urazy. Swego czasu na trzy dni przed ślubem ukradli nam „Malucha”, od buca po cywilu, w skórze cielęcej za ówczesne 2 tysiące złotych, usłyszałem: „Wiecie (walił na ty), ja wiem, że to poszło do dziupli, mamy je namierzone, ale za 1200 zł to ja się pierdo…ł nie będę, żeby w łeb potem dostać”.

Reklama

Jednakowoż bardziej od koszuli bliższej ciału zależy mi na identyfikacji i nie chciałbym dołączyć do stada, które beczy na tę samą nutę pod batutą inżynierów społecznych. Wystarczy umieć liczyć do 100 i znać alfabet, aby się połapać, że cała akcja z Igorem S., nie ma absolutnie nic wspólnego z tak zwanym dobrem i ładem społecznym. Wręcz przeciwnie, ta prymitywna nagonka i celowe podsycanie emocjonalnego chaosu żywotnie zagraża bezpieczeństwu obywateli i krótką drogą prowadzi przestępców do łatwych łupów. Naturalnie twórców akcji te „drobnostki” nie interesują, dla nich liczy się cel polityczny, którego opisywał nie będę, każdy sobie opisze sam. Odniosę się do czegoś innego, a mianowicie do techniki inżynieryjnej i tego, jak przy pomocy banalnych środków, frazesów po prostu, urobić najmniej połowę populacji zwanej narodem.

Nic prostszego! Wystarczy pokazać miotającego się na posadce zatrzymanego, dodać przekleństwa morderczych policjantów, podłożyć jakąś muzyczkę w tonacji molowej i reszta robi się sama. No, może nie tak do końca, trzeba jeszcze zadać serię głupich pytań retorycznych i porzekadeł ludowych. Każdego niewinnego człowieka mogli tak potraktować, wszystkich nas to mogło spotkać! Prawda ludowa numer jeden i chociaż ten „niewinny” to poszukiwany przez prokuraturę przestępca, stawiający opór interweniującym funkcjonariuszom, czyli popełniający kolejne przestępstwo, naćpany i to kilkoma prochami, do tego posiadający przy sobie narkotyki, następne przestępstwo. Teraz głupie pytanie. Ale czy to znaczy, że mieli go zamordować, bo był naćpany i popełnił drobne przestępstwa? Nikt go nie zamordował, ale w wyniku nieprofesjonalnej akcji i szeregu zbiegów okoliczności (prochy, paralizator, agresja zatrzymanego) doszło do tragedii.

Trzecie porzekadło ludowe. Policja to bandyci, zatrzymani to niewinne ofiary. Stary i nieśmiertelny chwyt propagandowy stosowany od lat, nazywa się generalizacja przez incydent. Dokładnie tą techniką brukowiec Michnika opisuje Polaków „pijaków śmierdzących potem”, co udowadnia przykładem napitego i śmierdzącego Polaka, którego w 38 milionowej grupie nie sposób nie znaleźć. W Policji pracuje około 100 tysięcy ludzi, którzy babrzą się w największych człowieczych brudach, złodziejstwo i narkotyki, to ta przyjemniejsza część pracy. Gwałty, rozboje, morderstwa, nieustanne stykanie się z agresją i zbrodnią.

Nie ma takiej możliwości, aby w stutysięcznej grupie nie znalazł się policjant bijący żonę, kradnący, a nawet pedofil, czy morderca. Wszystkie przypadki nie raz był przedmiotem postępowań. I w drugą stronę, na 100 tysięcy zatrzymanych, z całą pewnością znajdzie się 10 bezzasadnie zatrzymanych i ZAWSZE dojdzie do jakiejś tragedii wśród słusznie zatrzymanych. Czas na pierwsze mądre pytanie. Co z tego wszystkiego wynika? Dla mnie tyle co zawsze, czyli myślenie na pierwszym planie. Na maglowanym do znudzenia przypadku Igora S. widać jak na dłoni, co jest dobre, co jest złe, co jest normą, co jest incydentem i przede wszystkim czego mądry obywatel powinien się trzymać.

Gdy się łamie prawo, wierzga nogami przy zatrzymaniu, ćpa do nieprzytomności, to się nie jest niewinnym, ale igrającym z własnym życiem przestępcą. Gdy się jest przestępcą i ćpunem, to trzeba się liczyć, że się zostanie pomylonym z innym przestępcą, przez co dostanie się za całokształt. Gdy się jest policjantem, to pomimo głupoty, agresji i nawet totalnego zwyrodnienia zatrzymanych, trzeba przestrzegać prawa i procedur, bo przekraczanie tej granicy czyni z funkcjonariusza nie tylko amatora, ale przestępcę. Gdy się jest ojcem, to się wychowuje syna na człowieka, a nie biega do telewizji z płaczem po tragedii, która jest wynikiem tego, jakim się nie było ojcem. Gdy się jest przełożonym, to się miernoty wycina, żeby nie deprawowali solidnych, a nie kryje i smrodzi we własnym gnieździe ponad rok. Gdy się jest dziennikarzem, to się robi reportaż, a nie polityczną laskę. Gdy się jest ministrem, to się nie toleruje fałszywie pojętej lojalności środowiskowej, tylko się tę patologię tępi. Gdy się jest obywatelem, to trzeba samodzielnie myśleć, mieć oczy dookoła głowy i dwadzieścia razy się zastanowić, zanim się zacznie w stadzie beczeć jak: dziennikarz, polityk, czy inżynier społeczny batutą pokiwa.

Reklama

10 KOMENTARZE