Reklama

Masę spraw mam na głowie i do wszystkiego nie mogę się tak przyłożyć, jakbym chciał, a czasami to nawet tak, jakby wypadało. Jakimś cudem udało się jednak ukraść trochę czasu i dzięki temu pogrzebałem w faktach z ostatnich dwóch lat. W sprawie konfliktu Brukseli i Strasburga z Warszawą napisano więcej niż było potrzeba. Przeczytałem wiele piętrowych analiz, diagnoz i ocen wychodzących poza kompetencje autorów. Sam piszę sporo i znam z autopsji ból, gdy człowiek cierpi na brak tematu, dlatego też nie mam specjalnych pretensji, że każdy orze jak może – Czytelnik rozliczy. Ból twórczy normalna rzecz, ale czasami warto ulżyć sobie i innym i nie komplikować rzeczy prostych.

Pod odrzuceniu wszelkich wymyślnych opracowań i dywagacji, cały konflikt pomiędzy Polską i Unią Europejską sprowadza się do nazwisk. Pierwsza fala ataków ze strony UE dotyczyła składu Trybunału Konstytucyjnego i niczego więcej, bo gadanie o publikowaniu wyroków i tak dalej, to były tylko i wyłącznie elementy nacisku, nie prawdziwy cel Merkel, czy Timmermansa. UE broniła Rzeplińskiego i jego ludzi, a także nowych sędziów wyznaczonych na dziewięcioletnią kadencję przez PO. Nie będę do tych niuansów wracał, to masochizm połączony z sadyzmem, krótko i zwięźle mówiąc PO z Rzeplińskim przygotowało plan, który uziemiał PiS prawie na całą kadencję. Trybunał Konstytucyjny miał zablokować wszelkie ustawy PiS, a już na pewno ustawy, które rozbijały ówczesne układy i gwarancje dla brukselskich graczy. O to toczyła się gra i wszystko inne można włożyć między najbardziej naiwne bajki. Gdyby PiS zostawił TK w składzie zaproponowanym przez PO, Komisja Europejska i pozostałe komisje nie robiłby najmniejszej afery. Ba! Skład mógł być wybrany z wadą, co orzekł sam Rzepliński i tak nikt w Brukseli nie kiwnąłbym palcem, bo na swoich się nie kiwa, chyba, że się wychylają.

Reklama

Po akcji z Trybunałem Konstytucyjnym i po zablokowaniu ustaw przez Andrzeja Dudę, sytuacja się uspokoiła na długie miesiące. Mieliśmy do czynienia dokładnie z takim samym stanem, jak obecnie w sprawie ustawy o IPN. Istnieje przekonanie, że ustawa o IPN zostanie zmieniona, stąd też skończyły się akcje propagandowe wymierzone przeciw Polsce, w takiej skali jak to miało miejsce zaraz po wprowadzeniu ustawy. Po zawetowaniu ustaw Unia przez pół roku żyła tą samą nadzieją i od zaplecza stosowała podobne naciski. Możecie sobie zmieniać sądownictwo jak chcecie, ale nasi ludzie w Krajowej Radzie Sądownictwa, Sądzie najwyższym i prezesi w sądach powszechnych nie mogą być ruszeni. W przeciwieństwie do TK, gdzie PiS poszedł pełną parą po bandzie i swoje wygrał, sprawy z ustawami rozmazały się niczym koza na policzku. Wewnętrzny spór pomiędzy PiS i Pałacem natychmiast przez Timmermansa i resztę został wykorzystany do rozgrywek na poziomie międzynarodowym i znów chodziło o personalia. KE nawoływała do tego, aby politycy nie mieli wpływu na wybór sędziów, czytaj swoi mieli zostać na swoich miejscach.

Nowy i nieszczęsny pomysł PiS na załagodzenie sporu z UE opierał się na skrajnym braku rozsądku i znajomości życia. PiS i Andrzej Duda zresztą też wymyślili sobie, że parę kosmetycznych zmian, które teoretycznie dają większe możliwości opozycji i samym sędziom, będzie wystarczającym zabiegiem, aby zawrzeć „kompromis”. Tok rozumowania mniej więcej taki, jakby PO zaproponowała PiS zgodę i wspólne działanie pod warunkiem, że PO wybierze skład rządu PiS i obstawi kluczowe stanowiska we wszystkich instytucjach. Nie miało prawa coś takiego przejść i tylko straciliśmy czas na głupoty. Teraz bój się toczy o ostatni przyczółek, czyli Sad Najwyższy i pozostawienie w tym sądzie swoich ludzi, poczynając od Gersdorf, której kadencja według starych przepisów mija dopiero w 2020 roku, a więc po terminie nowych wyborów parlamentarnych.

Ostatnie wysiłki KE i zmasowane naciski związane są z magiczną datą 3 lipca 2018 roku, kiedy na mocy nowych ustaw sądowniczych SN opuszczą sędziowie ze starego układu i będziemy mieli sytuację analogiczną do TK. Tak to w świetle faktów pozbawionych ornamentów wygląda, koniec tajemnic i wszystko dziecinnie proste. Wystarczyło nie kombinować, wystarczyło iść po bandzie z sądami, jak z Trybunałem i dziś w ogóle o tym byśmy nie rozmawiali. W KE po 3 lipca nastanie spokój i rezygnacja, bo nie będzie się o co i o kogo bić. Poza ambicjami Tmmermansa, o naszych zaprzańcach nie wspomnę z przyczyn higienicznych, nie ma w tej chwili na stole negocjacyjnym nic istotnego.

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Siedzimy sobie przy stole,

    Siedzimy sobie przy stole, imprezujemy, dobrze się bawimy w swoim towarzystwie, kulturalnie rozmawiamy, posilamy się, a tu nagle na stół wskakuje gruby, obleśny, zarosnięty jak salafita holender, wypina rzyć i sra nam pomiędzy potrawy i napoje.

    Tak to widzę.

    A prawdziwy mężczyzna ściąga gnoja ze stołu i leje po ryju ile wlezie po czym wykopuje z domu.

  2. Siedzimy sobie przy stole,

    Siedzimy sobie przy stole, imprezujemy, dobrze się bawimy w swoim towarzystwie, kulturalnie rozmawiamy, posilamy się, a tu nagle na stół wskakuje gruby, obleśny, zarosnięty jak salafita holender, wypina rzyć i sra nam pomiędzy potrawy i napoje.

    Tak to widzę.

    A prawdziwy mężczyzna ściąga gnoja ze stołu i leje po ryju ile wlezie po czym wykopuje z domu.