Reklama

„Zima łaskawa jest dla miłośników białego szaleństwa”, lubią ględzić zapowiadacze pogody.

„Zima łaskawa jest dla miłośników białego szaleństwa”, lubią ględzić zapowiadacze pogody. Szlag by ich trafił, jednych i drugich. Czy zdrowy, normalny człowiek poświęca czas i energię, by czepić sobie do butów dwie dechy, wjeżdżać, wdrapywać się w śniegu i mrozie tam, gdzie jodły szumią na gór szczycie, by potem z obłędem w i czapką na oczach, posuwać w dół, piszczeć i pohukiwać, przewracać się i łamać kończyny dolne? Nie sądzę.

Reklama

W życiu nie shańbiłem się tym, pożal się Boże, sportem. Śnieg walający się pod nogami uważam za dopust boży, dawno nie kląłem tak, jak ostatnimi czasy. Gdy w zaspie przychodzi parkować i z zaspy rano wyjeżdżać, co trwa odpowiednio 10 i 15 minut, nawet moja słynna siła spokoju kryje się w kącie i uszy więdnące zakrywa. A te się cieszą że napadało i już dechy smarują, już skafanderki z szafy na wieszaczku i te ich gogle… Siedzę i patrzę, siedzę i myślę, zły strasznie jestem, nagle jednak przebłysk w rozumie świta i jakoś od razu cieplej na sercu. Bo do dupy pojadą najwyżej, rozumu szukać. „100 kilometrów w 100 godzin”, piszą gazety. “Kolej bije rekordy”,”Kolejarze w poszukiwaniu zasypanych torów”. Na drogach nie lepiej. „Skończył się piasek w piaskarkach, sypie już tylko śnieg”. Niech sypie. Chyba „se” na tych nartach na narty pojadą.

Nie żebym był jakoś szczególnie złośliwy. Ot, zwyczajnie, cieszy mnie krzywda bliźniego, bo jak się innym źle dzieje, nie czuje się człowiek sam w swym nieszczęściu i w sprawiedliwość łacniej uwierzyć. Bo kto ten cholerny śnieg wziął wymodlił? Kto tęsknił, wzdychał, na niebo z nadzieją patrzył? Chyba tylko Kaczyńskie o kryzys się bardziej modliły. Narty, phi. Komu to, na co to. Jakieś Małysze skaczące, biegające Kowalczyki (biegać na nartach?). Kogo to bawi, kto na to patrzy? Stary chłop, baba dorosła, a jak dzieci, jak dzieci… Dzieci, tych to jeszcze rozumiem, wszak zima ich lubi, a na sankach stokroć lepiej, niż na nartach się jeździ. Usiądzie człowiek wygodnie i podziwia widoki, cieszy się pędem powietrza, nóg męczyć nie trzeba, z tyłka nie wstawać. Jak jeszcze kto za sznurek złapie i powozi trochę po płaskim, to sama radość. Nawet i narty w dzieciństwie ujdą, bo człowiek młody, to głupi. Dorosłym jednak to już nie przystoi. Nie po to Pan Bóg dał człowiekowi pozycję pionową i nogi dwie, by ten do nich badyla przyczepiał i po pagórkach za durnia robił. Nie uchodzi.

Ha! Na kulig bym się wybrał, to jest godna zabawa. Konia zaprząc, w saniach zasiąść, pled na kolana i heja! Ale i z tym jest kłopot. Żaden się koń nie zgodzi do sań przystąpić, gdy mu się jaja po śniegu ciągną. Kijem ni marchewką nie skłonisz. A szkoda. Bo ma tę kulig zaletę, że ze spożyciem się łączy, a spożywać lubię. Te miody, wina grzane, wyskokiem mocniejszym do smaku zaprawione, ta czysta lub żołądkowa spod płaszcza… Co z tego że czasem z sanek się wypadnie? Towarzysze pomogą. Ech, najpiękniej to jest nocą, przy pochodniach, gdy księżyc świeci, gwiazdy migoczą, wilcy wyją… Ech. Co z tego, skoro za dużo napadało.

Jak długo to to potrwa? Prognozy nie są dobre. Ponoć mrozy siarczyste idą ku nam. Jak ścisną, nieprędko odpuszczą. Rozdeptane śniegi w lody się przemienią i nie raz, nie dwa przyjdzie się z tyłka podźwignąć. Do zasp juz nie z łopatą, a z kilofem będzie się chadzać. Kalesony zakładać. Czapki na drutach dziergać. A jest przecie przysłowie: „od przybytku głowa nie boli”. Tym właśnie zjeżdżacze się kierowali, gdy o zimę białą i śnieg się modlili? Następnym razem w Alpy se jedźta! A jak was nie stać, rolki se zakupta! Nam tu zasp ni mrozów nie zsyłajta! Nam tego tutaj nie trzeba. My zdrowe na ciele i umyśle!

P.S. Miał facet biuro podróży. Nie szło mu za bardzo, więc postanowił zainwestować w reklamę. Najął jedną z lepszych agencji w mieście i zlecił zachęcić ludzi, do korzystania z okazyjnych wyjazdów na narty. Alpy włoskie i takie tam. Po tygodniu zaproszono go, by obejrzał gotową do emisji reklamę. Przyjeżdża. Światła gasną. Leci filmik. Na nim biały mężczyzna wspina się na wydmę. Obok grupka śniadych tubylców przygląda się z zaciekawieniem. Facet włazi na szczyt, odwraca się i zaczyna zbiegać w dół. Leci, pędzi na złamanie karku, rozpędza się coraz bardziej, w końcu z impetem wali w ścianę stojącej na dole chatynki. Tubylcy pokładają się, zrywają boki ze śmiechu.
-Panie, co to kur… jest? – Pyta właściciel biura. Szef agencji patrzy na niego zdziwiony.
-No jak to co? Białe szaleństwo.

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. Kulig?
    A spróbuj herbaty z prądem na stoku, po nartach.
    W Czechach z rumem (przez jedno “u”).
    We Francji – vin chaud (grzańca).
    We Włoszech – bombardino (rodzaj advocata).
    Szwajcaria i Austria też na pewno mają swoje specjały, nie miałem jeszcze przyjemności.

    Wiesz, jak to smakuje? Kulig się nie umywa!

  2. Kulig?
    A spróbuj herbaty z prądem na stoku, po nartach.
    W Czechach z rumem (przez jedno “u”).
    We Francji – vin chaud (grzańca).
    We Włoszech – bombardino (rodzaj advocata).
    Szwajcaria i Austria też na pewno mają swoje specjały, nie miałem jeszcze przyjemności.

    Wiesz, jak to smakuje? Kulig się nie umywa!

  3. Dzięki za poprawę nastroju.:)
    Dzięki za poprawę nastroju.:) Nie jesteś szczególnie złośliwy, wcale a wcale;), a PS to będę dziś powtarzać wszystkim, nie ważne czy będą chcieli słuchać, czy nie.:)) Rzeczywiście białe szaleństwo wszystkich dopadło, tych bez nart też. Może to ta długo oczekiwana pandemia zakamuflowała się i atakuje śniegiem?;)

  4. Dzięki za poprawę nastroju.:)
    Dzięki za poprawę nastroju.:) Nie jesteś szczególnie złośliwy, wcale a wcale;), a PS to będę dziś powtarzać wszystkim, nie ważne czy będą chcieli słuchać, czy nie.:)) Rzeczywiście białe szaleństwo wszystkich dopadło, tych bez nart też. Może to ta długo oczekiwana pandemia zakamuflowała się i atakuje śniegiem?;)