I pomyśleć, że był czas, kiedy dziennikarze marzyli, aby ich profesję wpisać do konstytucji jako zawód zaufania publicznego.
I pomyśleć, że był czas, kiedy dziennikarze marzyli, aby ich profesję wpisać do konstytucji jako zawód zaufania publicznego. Co więcej, sondaże wykazywały, że społecznym zaufaniem rzeczywiście się cieszyli. Media, szczególnie elektroniczne, przodowały w rankingach wiarygodności. Dziś mało kto o tym pamięta. A przypominanie takich ocen wzbudza tylko pusty śmiech. Wydarzenia takie jak medialna egzekucja ministra Mirosława Drzewieckiego przez tvn-owskie gwiazdy, Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego, wywołują odruch obrzydzenia. Skłaniają do uogólnień o nowej kaście ścierwojadów. Polskie dziennikarstwo sięgnęło dna – słychać naokoło.
Nie ma jednej przyczyny tego stanu rzeczy. Niektóre są oczywiste. Nad innymi warto się zastanowić dłużej. Zacznijmy od spraw tyleż ogólnych, co trywialnych:
- rynek zakłada konkurencję, a więc walkę o klienta, czyli odbiorcę mediów, widzów, słuchaczy i czytelników
- demokracja zakłada wolność słowa, tworzywa medialnego (obraz – pomińmy)
- upodobania odbiorców, gusta wynikające m.in z wykształcenia i kultury, mają wpływ na treść i formą medialnej oferty.
Zgłębianie dwóch pierwszych uwarunkowań, niejako praprzyczyn nowej jakości mediów i dziennikarstwa, zostawmy socjologom i innym uczonym mężom. Społeczeństwo, co znowu jest konstatacją trywialną, mamy pod względem upodobań wielce zróżnicowane. Jedni czytaliby/oglądali/słuchali tylko o seksie. Inni żyć nie potrafią bez tropienia spisków lub rozstrzygania sensu życia. Jak wszędzie. Przy ukształtowanym rynku medialnym każdy znajdzie swoją niszę. Niektórzy zaczynają dzień z Timesem, wieczorem co najwyżej posłuchają jakiegoś Radia Classic lub obejrzą debatę na temat efektu cieplarnianego w BBC Knowledge. Tacy są w mniejszości. Znacznie więcej jeśli sięga po gazetę, to jest to Daily Mirror czy Sun, w radiu oczekuje swojej ulubionej muzyki i komunikatów drogowych, a telewizor włącza, aby śledzić losy bohaterów mydlanych oper i zobaczyć ostatni mecz lokalnej drużyny futbolowej. Statystyczny obywatel demokratycznego państwa nad jakością "swoich" mediów i zatrudnionych w nich dziennikarzy raczej się nie zastanawia. Oferta jest bogata, do wyboru do koloru. I owszem, wszędzie są tacy, co wybrzydzają. A to, że media idą na pasku rządu w kwestii wojny w Iraku. Albo przeciwnie, nie mają szacunku dla tych, którzy ryzykują życiem za wolność waszą i naszą. Że szargają świętości narodowe. Lub, na odwrót, do monarchii podchodzą jak do śmierdzącego jaja. Jednak poza sytuacjami wyjątkowymi (wybory, wojna, kryzys) odbiorcy mają w stosunku do mediów utrwalone, rutynowe, rzec można, oczekiwania. Przynajmniej tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Medioznawcy bowiem natychmiast w tym miejscu zwróciliby uwagę na groźnego konkurenta, który co najmniej od kilkunastu lat poważnie zagraża rynkowej pozycji wszystkich tradycyjnych mediów. Chodzi oczywiście o internet. Do czego jeszcze nawiążę.
Media mają spełniać trzy zadania. Są to:
- informacja
- edukacja
- rozrywka
Każde z tych pól to ilościowo i jakościowo obszar rozciągający się między himalajską wyżyną a bagnami biebrzańskimi. I znowu, media są na ogół formatowane z uwzględnieniem jakiegoś konkretnego wycinka potencjalnych pól eksploatacji. Bywają takie, które nie roszczą sobie pretensji do wypełniania wszystkich trzech zadań. Nie będę się zagłębiać w subtelności rozmaitych medioznawczych klasyfikacji. Inaczej wygląda to w prasie drukowanej niż w mediach elektronicznych. Ale docelowym tematem tego tekstu mają być dziennikarze, i to wyłącznie polscy. Media o tyle, że bez nich dziennikarze nie istnieją. Może jedynie warto więc jeszcze wprowadzić dwa inne, bardzo ogólne rozróżnienia. Mianowicie, na media opiniotwórcze i brukowce. Tego drugiego terminu używam także w odniesieniu do mediów elektronicznych.
Pełna analiza polskiego rynku medialnego jest tu oczywiście niemożliwa. I niepotrzebna. Choć w tyle głowy należy mieć świadomość, że statystycznie rzecz ujmując w Polsce, podobnie jak w innych krajach, potencjalny rynek odbiorców brukowców (pism kolorowych, kanałów rozrywkowych, muzaków) jest znacznie liczniejszy niż rynek mediów opiniotwórczych (mainstreamowych). Wszędzie najważniejszym medium od lat pozostaje telewizja. Ona, odpowiadając na oczekiwania odbiorców, wyznacza standardy dziennikarstwa. A rynkową ambicją polskiej telewizji jest zaspokojenie wszystkich możliwych gustów. Czytelników Życia na gorąco utrzymać przy sobie "Tańcem z gwiazdami" czy "Tańcem na lodzie", miłośników tygodnika Wprost czy Gazety Polskiej epatować "Misją specjalną", fanów Nie kusić programami Majewskiego i Wojewódzkiego, a wszystkim pokrzywdzonym przez los i złych ludzi serwować regularnie "Sprawę dla reportera" i "Prosto z Polski". Przy czym warto zauważyć, że impuls do takiego programowego wszystkoizmu wyszedł z telewizji publicznej. Stacje komercyjne tę regułę wzięły za publiczną jak za panią matką. Różnica jest tylko taka, że we wszystkich działkach, informacji, edukacji i rozrywki, prześcignęły mistrza. Ale wyścig, czyli walka o odbiorcę trwa. I, niestety, ilość daje coraz marniejszą jakość. Co więcej, w ślad za telewizją powoli zanika podział w prasie drukowanej na gazety opiniotwórcze i brukowe. Najlepszym przykładem owej tabloidyzacji z jednej strony jest tygodnik Wprost. Z drugiej zaś, typowe tabloidy Fakt czy Superexpres coraz częściej chełpią się wywiadami z prominentnymi politykami.
Ten specyficzny "format" polskich mediów to dopiero wstęp do poszukiwania odpowiedzi na pytanie o marność polskiego dziennikarstwa. Istotą rzeczy jest to, że role ludzi media tworzących coraz bardziej się mieszają. Nie tylko te same osoby produkują się w tv, radiu i prasie. Przy czym coraz częściej występują jednocześnie jako sprzedawcy informacji, objaśniacze świata oraz trefnisie, szołmeni. A co najgorsze, w pogoni za "uniwersalnym" odbiorcą podlegają swoistemu rozczłonkowaniu jaźni, pomieszaniu języków, które mają trafiać zarówno do wykształciucha, mohera jak i do kolesia spod budki z piwem. Dawno zanikł podział na reporterów, dziennikarzy informacyjnych, wywiadowców, komentatorów, felietonistów itd. Każdy może robić wszystko. Każdy nosi buławę w plecaku. W tej dziennikarskiej wszechstronności nie byłoby nic nagannego. Pod jednym wszak warunkiem. Że się nie jest jednego dnia wszystkim naraz.
Już z pewnym trudem znosiłam Tomasza Lisa czy Krzysztofa Skowrońskiego jako wydawców, przepytywaczy i komentatorów. Dopóki jednak w każdej z tych ról występowali w różnych mediach, pal sześć – braki kadrowe. Choć Skowroński, idealny wywiadowca, uczeń nieodżałowanego Andrzeja Woyciechowskiego, bardzo stracił jako komentator. Podobnie Lis, kiedy przejął się swoją rolą omnibusa. Teraz on (i kilku innych) śmiało mógłby się zamienić miejscami, z jednej strony, z Kubą Wojewódzkim, a z drugiej, z każdym ze swoich gości-polityków. Nawet byśmy się specjalnie nie zdziwili.
Punktem odniesienia są dla mnie ci, którzy uważają się za dziennikarzy politycznych. Nie tylko dlatego, że od nich powinniśmy wymagać najwięcej. Także dlatego, że oni wlaśnie najbardziej się w mediach rozpychają, monopolizując, nadając ton całemu dziennikarstwu. Po 1989 roku dziennikarze, i ci starzy, i ci nowo przybyli, poczuli się wszyscy misjonarzami. Niewielu jednak chciało i potrafiło wyczuć specyfikę zawodu. A polega ona m.in. na dystansie do opisywanych zjawisk i ludzi oraz na ciekawości przeciwnika. "Przeciwnika" pojmuję bardzo szeroko. Może to być wyznawca niezgodnych z moimi poglądów, sytuacja, która w mojej ocenie jest szkodliwa, niezrozumiała czy nieracjonalna itp. Misjonarstwo jest więc kolejnym grzechem polskich żurnalistów. Co ciekawe, już misjonarzy okrągłostołowych obwiniano o łamanie reguł zawodu, wchodzenie w buty rzeczników polityków czy biznesmenów. Jednak ich przeciwnicy, którzy szeroką ławą ruszyli do mediów w okolicach roku 2005 wyzbyli się wszelkich zahamowań. Misją stała się walka, w której oni, dziennikarze wiernie poddają się rozkazom generałów, liderom i ideologom partyjnym, ludziom nowych służb czy reprezentantom kościelnych frakcji. Swoim przeciwnikom ci nowi misjonarze zarzucają obłudną polityczną poprawność. Która, ich zdaniem, doprowadziła do zakłamania i demoralizacji życia publicznego. Wyzwaniem czasu stała się dla nich zatem rewolucja, zwaną moralną. No i, jak to w rewolucji bywa, aby sprawa zwyciężyła nie można zanadto przebierać w środkach. Te środki to nie tylko pełna symbioza ze źródłami cennych informacji, wzajemne uzależnienie dziennikarzy i informatorów, szczególnie z tajnych służb, z politycznych partii i koterii. To także nowe odmiany medialnego języka, w których o lepsze walczą agresja, szyderstwo i żółć.
Typowy dziennikarz, który łączy wszystkie zarysowane cechy, misjonarz-bojownik-wszystkowiedzący-szołmen na pewno ma powody do samozadowolenia. To jest czwarta władza. Coraz rzadziej padają ze środowiska głosy refleksji, które można by uznać za próby tłumaczenia: Nie jesteśmy gorsi niż nasze otoczenie. Takie są warunki uprawiania zawodu i oczekiwania mocodawców.
Drzewiej bywało, że przestrzegania standardów pilnowały redakcje. Ponadto słyszalny był głos środowiskowych autorytetów. Dziś redakcje to w pierwszym rzędzie klienci rynku i/lub partyjnej polityki. Zawartość oferty redakcyjnej w pełni jest temu podporządkowana. Gdyby media publiczne od komercyjno-politycznego klientelizmu zostały uwolnione, prawdopodobnie nie tylko im samym łatwiej byłoby utrzymać przyzwoity poziom. Także mogłoby to mieć zbawienny wpływ na standardy w innych mediach, szczególnie tych które chciałyby mienić się opiniotwórczymi. I wreszcie sprawa być może najważniejsza. Co się stało z dziennikarską niezależnością, z autonomią tego prestiżowego zawodu? Pogoń za kasą? Za tanią popularnością? Za populistycznie pojmowanym rządem dusz? Niedojrzałość? Brak samodzielności? Bytowe uzależnienie od pracodawcy? Z pewnością wszystkiego po trosze. Plus kompletny zanik znaczenia organizacji dziennikarskich oraz zepchnięcie w cień uznanych dziennikarskich autorytetów. Ci ostatni polegli w starciu z kryptopartyjnymi hunwejbinami. Nie ma ich w ogólnodostępnych kanałach telewizyjnych, a więc publiczność z wolna zapomina o ich istnieniu. A ich najmłodsi koledzy po fachu może w ogóle o nich nie słyszeli.
Proces psienia polskiego dziennikarstwa następował stopniowo. Przez lata dziennikarze starali się zachować twarz, nie poddawać presji rynku, polityków, służalczych bądź "tylko" konformistycznych bezpośrednich pracodawców. Od jakiegoś czasu, mam wrażenie, stadnie płyną z prądem. Czy jest to proces odwracalny? Miejmy nadzieję. Nastąpi wtedy, gdy publiczność powie: NIE. Gdy słupki oglądalności, słuchalności, spadek nakładów wyraźnie zaczną wskazywać, że upokarzanie ludzi, szydzenie z nie swoich przekonań, wyśmiewanie mniejszości, amatorskie tropienie spisków po prostu przestały się opłacać. Bodźcem do rozszerzenia oferty informacyjnej dla tych, którzy zechcą przetrwać będzie coraz łatwiejszy dostęp do internetu.
Internet jednak to broń wielosieczna. Drenuje rynek rozrywkowy i czytelniczy. Niektóre zachodnie gazety już zrezygnowały z wydań drukowanych. Do gazet internetowych piszą zarówno profesjonaliści, i to najlepsi (patrz: Studio Opinii), jak i dziennikarze obywatelscy. Gorąca publicystyka kwitnie w blogosferze. Z drugiej strony, internet to już nie zwykła wolność słowa, to absolutny brak odpowiedzialności za słowo. Internetowy rynsztok płynie wartko przez rozmaite fora i blogowiska. Nie ma co się łudzić, że ścieki nie próbują wtargnąć na ekrany telewizorów czy łamy tabloidów. Czy zatem błędne koło? Zły pieniądz musi wyprzeć lepszy? I nie ma co walczyć z wiatrakami? Dużo zależy mimo wszystko od samych … dziennikarzy. Od ludzi, którzy za słowo odpowiadją twarzą i nazwiskiem. Którzy są jednak lepiej wykształceni niż ich przeciętny odbiorca. I którzy zawstydzą się wreszcie, kiedy przyjaciele, mama, tata, brat czy ulubiony nauczyciel zaczną im powtarzać: Co wy robicie?
dzięki
dzięki, Julianie
dzięki
dzięki, Julianie
dzięki
dzięki, Julianie
dzięki
dzięki, Julianie
Potwierdzam
ale prawda zawsze pierwsza dostaje w mordę.
Potwierdzam
ale prawda zawsze pierwsza dostaje w mordę.
Potwierdzam
ale prawda zawsze pierwsza dostaje w mordę.
Potwierdzam
ale prawda zawsze pierwsza dostaje w mordę.
warto też zajrzeć
na inne internetowe gazety; dziś odkryłam redakcja.pl; większość dziennikarzy z Dziennika, ale nie tylko; za wyrazy … dziękuję
warto też zajrzeć
na inne internetowe gazety; dziś odkryłam redakcja.pl; większość dziennikarzy z Dziennika, ale nie tylko; za wyrazy … dziękuję
warto też zajrzeć
na inne internetowe gazety; dziś odkryłam redakcja.pl; większość dziennikarzy z Dziennika, ale nie tylko; za wyrazy … dziękuję
warto też zajrzeć
na inne internetowe gazety; dziś odkryłam redakcja.pl; większość dziennikarzy z Dziennika, ale nie tylko; za wyrazy … dziękuję
Nino – ach, uśmiechnij się.
Tekst zasługuje na siedem gwiazdek. Podejrzewam jednak, że na pytanie – co wy robicie? – odpowiedzą – to co widzicie!
Nino – ach, uśmiechnij się.
Tekst zasługuje na siedem gwiazdek. Podejrzewam jednak, że na pytanie – co wy robicie? – odpowiedzą – to co widzicie!
Nino – ach, uśmiechnij się.
Tekst zasługuje na siedem gwiazdek. Podejrzewam jednak, że na pytanie – co wy robicie? – odpowiedzą – to co widzicie!
Nino – ach, uśmiechnij się.
Tekst zasługuje na siedem gwiazdek. Podejrzewam jednak, że na pytanie – co wy robicie? – odpowiedzą – to co widzicie!
:)))
WOW! …to sie nadaje do prasy!:)))
:)))
WOW! …to sie nadaje do prasy!:)))
:)))
WOW! …to sie nadaje do prasy!:)))
:)))
WOW! …to sie nadaje do prasy!:)))
“Co wy robicie?”
“No jak to, dajemy wam to czego oczekujecie, wypełniamy nasza misję…”
Taka by pewnie była odpowiedź.
Jest klimat dla takiego dziennikarstwa, większość jest po prostu mało wymagająca.
Nawet tutaj, przy okazji “afery” z Drzewieckim dało się wyczuć, że granica akceptacji dla takich “dziennikarskich form” jest bardzo elastyczna.
Czy to było jeszcze dziennikarstwo czy juz nie?
Czy “niezależny” i “obiektywny” redaktor np. Semka (i jemu podobni z wszelkich opcji) jest jeszcze dziennikarzem czy…
No kim on jest?
Ps. Gratuluje tego tekstu 🙂
“Co wy robicie?”
“No jak to, dajemy wam to czego oczekujecie, wypełniamy nasza misję…”
Taka by pewnie była odpowiedź.
Jest klimat dla takiego dziennikarstwa, większość jest po prostu mało wymagająca.
Nawet tutaj, przy okazji “afery” z Drzewieckim dało się wyczuć, że granica akceptacji dla takich “dziennikarskich form” jest bardzo elastyczna.
Czy to było jeszcze dziennikarstwo czy juz nie?
Czy “niezależny” i “obiektywny” redaktor np. Semka (i jemu podobni z wszelkich opcji) jest jeszcze dziennikarzem czy…
No kim on jest?
Ps. Gratuluje tego tekstu 🙂
“Co wy robicie?”
“No jak to, dajemy wam to czego oczekujecie, wypełniamy nasza misję…”
Taka by pewnie była odpowiedź.
Jest klimat dla takiego dziennikarstwa, większość jest po prostu mało wymagająca.
Nawet tutaj, przy okazji “afery” z Drzewieckim dało się wyczuć, że granica akceptacji dla takich “dziennikarskich form” jest bardzo elastyczna.
Czy to było jeszcze dziennikarstwo czy juz nie?
Czy “niezależny” i “obiektywny” redaktor np. Semka (i jemu podobni z wszelkich opcji) jest jeszcze dziennikarzem czy…
No kim on jest?
Ps. Gratuluje tego tekstu 🙂
“Co wy robicie?”
“No jak to, dajemy wam to czego oczekujecie, wypełniamy nasza misję…”
Taka by pewnie była odpowiedź.
Jest klimat dla takiego dziennikarstwa, większość jest po prostu mało wymagająca.
Nawet tutaj, przy okazji “afery” z Drzewieckim dało się wyczuć, że granica akceptacji dla takich “dziennikarskich form” jest bardzo elastyczna.
Czy to było jeszcze dziennikarstwo czy juz nie?
Czy “niezależny” i “obiektywny” redaktor np. Semka (i jemu podobni z wszelkich opcji) jest jeszcze dziennikarzem czy…
No kim on jest?
Ps. Gratuluje tego tekstu 🙂
hmmm
Wielce szanowna nino, nie wiem czy masz jakiś związek poza czytelniczym oczywiste z dziennikarstwem lub dziennikarzami. jeśli tak to wiesz dobrze, że jedyna zasada jaka przyświeca tzw młodej fali gwiazd pióra i mikrofonu, bo o kamerze niema co wspominać, to zasada wykuta przez trenera i posła, teraz posiadającego miast nazwiska tylko pierwsza jego literę, zasada ta brzmi “kasa, misiu, kasa”. To prymat kasy sprawia, że wszystko jest możliwe i dozwolone. Niema nic świętego, trup kolegi i przyjaciela sprzedaje się tak samo dobrze jak techniki masturbacyjne.
Miałem przez pewien okres mego życia bardzo ścisły związek z tym środowiskiem, byłem jego częścią i to zarówno od strony piszącego jak i wydawcy. fakt że to był związek lokalny tak samo jak moja gazeta, ale zjawiska z jakimi się spotkałem można śmiało przenieść na sytuacje ogólna. moi znajomi którzy gdzieś tam teraz działają w mediach mówi że jeśli coś się zmieniło to jedynie znacznie większe “skurwienie” środowiska.
Pozostało na rynku paru jeszcze starców, można by powiedzieć mistrzów prawdy ale oni niedługo umrą, po nich będzie już tylko Semka, Ziemkiewicz, Karłowicz, Czuchnowski, Sekielski z Morozowskim, Lis, Wildstein i ich młodsi wyznawcy i wielbiciele.
tylko kasa – może masz rację
Pewnie masz dużo racji, że pogoń za kasą, co prowadzi do postępującego sk…..nia środowiska kwitnie. Choć jednak nie wszędzie. Z perspektywy lokalnej jest to po prostu postępujący konformizm, ze sporadycznymi spazmami buntu. Tyle że ton nadaje warszawski “wyścig szczurów”. Znam sprawy od wewnątrz, jeśli o to chodzi. Tekst napisałam, żeby samej sobie pewne rzeczy uporządkować.
hmmm
Wielce szanowna nino, nie wiem czy masz jakiś związek poza czytelniczym oczywiste z dziennikarstwem lub dziennikarzami. jeśli tak to wiesz dobrze, że jedyna zasada jaka przyświeca tzw młodej fali gwiazd pióra i mikrofonu, bo o kamerze niema co wspominać, to zasada wykuta przez trenera i posła, teraz posiadającego miast nazwiska tylko pierwsza jego literę, zasada ta brzmi “kasa, misiu, kasa”. To prymat kasy sprawia, że wszystko jest możliwe i dozwolone. Niema nic świętego, trup kolegi i przyjaciela sprzedaje się tak samo dobrze jak techniki masturbacyjne.
Miałem przez pewien okres mego życia bardzo ścisły związek z tym środowiskiem, byłem jego częścią i to zarówno od strony piszącego jak i wydawcy. fakt że to był związek lokalny tak samo jak moja gazeta, ale zjawiska z jakimi się spotkałem można śmiało przenieść na sytuacje ogólna. moi znajomi którzy gdzieś tam teraz działają w mediach mówi że jeśli coś się zmieniło to jedynie znacznie większe “skurwienie” środowiska.
Pozostało na rynku paru jeszcze starców, można by powiedzieć mistrzów prawdy ale oni niedługo umrą, po nich będzie już tylko Semka, Ziemkiewicz, Karłowicz, Czuchnowski, Sekielski z Morozowskim, Lis, Wildstein i ich młodsi wyznawcy i wielbiciele.
tylko kasa – może masz rację
Pewnie masz dużo racji, że pogoń za kasą, co prowadzi do postępującego sk…..nia środowiska kwitnie. Choć jednak nie wszędzie. Z perspektywy lokalnej jest to po prostu postępujący konformizm, ze sporadycznymi spazmami buntu. Tyle że ton nadaje warszawski “wyścig szczurów”. Znam sprawy od wewnątrz, jeśli o to chodzi. Tekst napisałam, żeby samej sobie pewne rzeczy uporządkować.
hmmm
Wielce szanowna nino, nie wiem czy masz jakiś związek poza czytelniczym oczywiste z dziennikarstwem lub dziennikarzami. jeśli tak to wiesz dobrze, że jedyna zasada jaka przyświeca tzw młodej fali gwiazd pióra i mikrofonu, bo o kamerze niema co wspominać, to zasada wykuta przez trenera i posła, teraz posiadającego miast nazwiska tylko pierwsza jego literę, zasada ta brzmi “kasa, misiu, kasa”. To prymat kasy sprawia, że wszystko jest możliwe i dozwolone. Niema nic świętego, trup kolegi i przyjaciela sprzedaje się tak samo dobrze jak techniki masturbacyjne.
Miałem przez pewien okres mego życia bardzo ścisły związek z tym środowiskiem, byłem jego częścią i to zarówno od strony piszącego jak i wydawcy. fakt że to był związek lokalny tak samo jak moja gazeta, ale zjawiska z jakimi się spotkałem można śmiało przenieść na sytuacje ogólna. moi znajomi którzy gdzieś tam teraz działają w mediach mówi że jeśli coś się zmieniło to jedynie znacznie większe “skurwienie” środowiska.
Pozostało na rynku paru jeszcze starców, można by powiedzieć mistrzów prawdy ale oni niedługo umrą, po nich będzie już tylko Semka, Ziemkiewicz, Karłowicz, Czuchnowski, Sekielski z Morozowskim, Lis, Wildstein i ich młodsi wyznawcy i wielbiciele.
tylko kasa – może masz rację
Pewnie masz dużo racji, że pogoń za kasą, co prowadzi do postępującego sk…..nia środowiska kwitnie. Choć jednak nie wszędzie. Z perspektywy lokalnej jest to po prostu postępujący konformizm, ze sporadycznymi spazmami buntu. Tyle że ton nadaje warszawski “wyścig szczurów”. Znam sprawy od wewnątrz, jeśli o to chodzi. Tekst napisałam, żeby samej sobie pewne rzeczy uporządkować.
hmmm
Wielce szanowna nino, nie wiem czy masz jakiś związek poza czytelniczym oczywiste z dziennikarstwem lub dziennikarzami. jeśli tak to wiesz dobrze, że jedyna zasada jaka przyświeca tzw młodej fali gwiazd pióra i mikrofonu, bo o kamerze niema co wspominać, to zasada wykuta przez trenera i posła, teraz posiadającego miast nazwiska tylko pierwsza jego literę, zasada ta brzmi “kasa, misiu, kasa”. To prymat kasy sprawia, że wszystko jest możliwe i dozwolone. Niema nic świętego, trup kolegi i przyjaciela sprzedaje się tak samo dobrze jak techniki masturbacyjne.
Miałem przez pewien okres mego życia bardzo ścisły związek z tym środowiskiem, byłem jego częścią i to zarówno od strony piszącego jak i wydawcy. fakt że to był związek lokalny tak samo jak moja gazeta, ale zjawiska z jakimi się spotkałem można śmiało przenieść na sytuacje ogólna. moi znajomi którzy gdzieś tam teraz działają w mediach mówi że jeśli coś się zmieniło to jedynie znacznie większe “skurwienie” środowiska.
Pozostało na rynku paru jeszcze starców, można by powiedzieć mistrzów prawdy ale oni niedługo umrą, po nich będzie już tylko Semka, Ziemkiewicz, Karłowicz, Czuchnowski, Sekielski z Morozowskim, Lis, Wildstein i ich młodsi wyznawcy i wielbiciele.
tylko kasa – może masz rację
Pewnie masz dużo racji, że pogoń za kasą, co prowadzi do postępującego sk…..nia środowiska kwitnie. Choć jednak nie wszędzie. Z perspektywy lokalnej jest to po prostu postępujący konformizm, ze sporadycznymi spazmami buntu. Tyle że ton nadaje warszawski “wyścig szczurów”. Znam sprawy od wewnątrz, jeśli o to chodzi. Tekst napisałam, żeby samej sobie pewne rzeczy uporządkować.
Przeczytałem krótki tekst
Przeczytałem krótki tekst Warzechy na temat +teraz my+. Wpasował mi się jak ostatnie puzzle do układanej makatki.
Im mniej w nas ideologii a więcej rozumu, im mniej nieokrzesania i prostactwa a więcej wiedzy – tym bardziej jesteśmy ostrożni, mniej skłonni do bycia jedynymi w prawie, widząc problem w szerszym spektrum. Wildszteiny, Ziemkiewicze, Semki i Warzechy, wypowiadają się w sposób zdecydowany, nie znoszący sprzeciwu i ostateczny.
Przeczytałem krótki tekst
Przeczytałem krótki tekst Warzechy na temat +teraz my+. Wpasował mi się jak ostatnie puzzle do układanej makatki.
Im mniej w nas ideologii a więcej rozumu, im mniej nieokrzesania i prostactwa a więcej wiedzy – tym bardziej jesteśmy ostrożni, mniej skłonni do bycia jedynymi w prawie, widząc problem w szerszym spektrum. Wildszteiny, Ziemkiewicze, Semki i Warzechy, wypowiadają się w sposób zdecydowany, nie znoszący sprzeciwu i ostateczny.
Przeczytałem krótki tekst
Przeczytałem krótki tekst Warzechy na temat +teraz my+. Wpasował mi się jak ostatnie puzzle do układanej makatki.
Im mniej w nas ideologii a więcej rozumu, im mniej nieokrzesania i prostactwa a więcej wiedzy – tym bardziej jesteśmy ostrożni, mniej skłonni do bycia jedynymi w prawie, widząc problem w szerszym spektrum. Wildszteiny, Ziemkiewicze, Semki i Warzechy, wypowiadają się w sposób zdecydowany, nie znoszący sprzeciwu i ostateczny.
Przeczytałem krótki tekst
Przeczytałem krótki tekst Warzechy na temat +teraz my+. Wpasował mi się jak ostatnie puzzle do układanej makatki.
Im mniej w nas ideologii a więcej rozumu, im mniej nieokrzesania i prostactwa a więcej wiedzy – tym bardziej jesteśmy ostrożni, mniej skłonni do bycia jedynymi w prawie, widząc problem w szerszym spektrum. Wildszteiny, Ziemkiewicze, Semki i Warzechy, wypowiadają się w sposób zdecydowany, nie znoszący sprzeciwu i ostateczny.
odbiorca dojrzeje? Mumraku
Mam nadzieję, że tak się stanie, że odbiorca dojrzeje. O niezależność dziennikarze zawsze i wszędzie muszą walczyć. U nas, krótko po roku 1989, sytuacja była komfortowa. Ton nadawali ci, którzy przeszli z prasy podziemnej oraz ci, którzy po 1980 stanęli okoniem wobec ówczesnych mocodawców. Potem zaczął wkraczać “rynek”, słupki, nakłady itp. Miałam nadzieję, paradoksalnie, że wejście dużych medialnych koncernów upodobni nas do standardów zachodnich, ze wszystkimi wadami i zaletami. (Bo np. to co się dzieje na Ukrainie, gdzie część mediów wpadła w łapy lokalnych oligarchów, inne są własnością “państwa”, to istna zgroza.) Ale nastąpiła “rewolucja moralna” i dorwali się rycerze IV RP. Obok tych, których od biedy dziennikarzami można nazwać, także tacy “publicyści” jak Zybertowicz czy Migalski. Wspomniałeś Rzepę – dla mnie to przykład koronny. To jedyna gazeta częściowo należąca do państwa. Wspólnie z tvp (to osobny temat-rzeka) zainicjowali nowy “etap”. Niektórzy na portalu plują równo na wszystkie tytuły i stacje. Nie zgadzam się. Jednak “misjonarstwo” Dziennika, GW czy TVN24 jest innej jakości. I osobowości dziennikarskie ciekawsze. Osobiście będzie mi żal, jeśli Dziennik padnie. A powracając do odbiorców. Być może nie zdążą dojrzeć zanim internet wyprze media. Całkiem pewnie ich nie skasuje, ale zmarginalizuje.
odbiorca dojrzeje? Mumraku
Mam nadzieję, że tak się stanie, że odbiorca dojrzeje. O niezależność dziennikarze zawsze i wszędzie muszą walczyć. U nas, krótko po roku 1989, sytuacja była komfortowa. Ton nadawali ci, którzy przeszli z prasy podziemnej oraz ci, którzy po 1980 stanęli okoniem wobec ówczesnych mocodawców. Potem zaczął wkraczać “rynek”, słupki, nakłady itp. Miałam nadzieję, paradoksalnie, że wejście dużych medialnych koncernów upodobni nas do standardów zachodnich, ze wszystkimi wadami i zaletami. (Bo np. to co się dzieje na Ukrainie, gdzie część mediów wpadła w łapy lokalnych oligarchów, inne są własnością “państwa”, to istna zgroza.) Ale nastąpiła “rewolucja moralna” i dorwali się rycerze IV RP. Obok tych, których od biedy dziennikarzami można nazwać, także tacy “publicyści” jak Zybertowicz czy Migalski. Wspomniałeś Rzepę – dla mnie to przykład koronny. To jedyna gazeta częściowo należąca do państwa. Wspólnie z tvp (to osobny temat-rzeka) zainicjowali nowy “etap”. Niektórzy na portalu plują równo na wszystkie tytuły i stacje. Nie zgadzam się. Jednak “misjonarstwo” Dziennika, GW czy TVN24 jest innej jakości. I osobowości dziennikarskie ciekawsze. Osobiście będzie mi żal, jeśli Dziennik padnie. A powracając do odbiorców. Być może nie zdążą dojrzeć zanim internet wyprze media. Całkiem pewnie ich nie skasuje, ale zmarginalizuje.
odbiorca dojrzeje? Mumraku
Mam nadzieję, że tak się stanie, że odbiorca dojrzeje. O niezależność dziennikarze zawsze i wszędzie muszą walczyć. U nas, krótko po roku 1989, sytuacja była komfortowa. Ton nadawali ci, którzy przeszli z prasy podziemnej oraz ci, którzy po 1980 stanęli okoniem wobec ówczesnych mocodawców. Potem zaczął wkraczać “rynek”, słupki, nakłady itp. Miałam nadzieję, paradoksalnie, że wejście dużych medialnych koncernów upodobni nas do standardów zachodnich, ze wszystkimi wadami i zaletami. (Bo np. to co się dzieje na Ukrainie, gdzie część mediów wpadła w łapy lokalnych oligarchów, inne są własnością “państwa”, to istna zgroza.) Ale nastąpiła “rewolucja moralna” i dorwali się rycerze IV RP. Obok tych, których od biedy dziennikarzami można nazwać, także tacy “publicyści” jak Zybertowicz czy Migalski. Wspomniałeś Rzepę – dla mnie to przykład koronny. To jedyna gazeta częściowo należąca do państwa. Wspólnie z tvp (to osobny temat-rzeka) zainicjowali nowy “etap”. Niektórzy na portalu plują równo na wszystkie tytuły i stacje. Nie zgadzam się. Jednak “misjonarstwo” Dziennika, GW czy TVN24 jest innej jakości. I osobowości dziennikarskie ciekawsze. Osobiście będzie mi żal, jeśli Dziennik padnie. A powracając do odbiorców. Być może nie zdążą dojrzeć zanim internet wyprze media. Całkiem pewnie ich nie skasuje, ale zmarginalizuje.
odbiorca dojrzeje? Mumraku
Mam nadzieję, że tak się stanie, że odbiorca dojrzeje. O niezależność dziennikarze zawsze i wszędzie muszą walczyć. U nas, krótko po roku 1989, sytuacja była komfortowa. Ton nadawali ci, którzy przeszli z prasy podziemnej oraz ci, którzy po 1980 stanęli okoniem wobec ówczesnych mocodawców. Potem zaczął wkraczać “rynek”, słupki, nakłady itp. Miałam nadzieję, paradoksalnie, że wejście dużych medialnych koncernów upodobni nas do standardów zachodnich, ze wszystkimi wadami i zaletami. (Bo np. to co się dzieje na Ukrainie, gdzie część mediów wpadła w łapy lokalnych oligarchów, inne są własnością “państwa”, to istna zgroza.) Ale nastąpiła “rewolucja moralna” i dorwali się rycerze IV RP. Obok tych, których od biedy dziennikarzami można nazwać, także tacy “publicyści” jak Zybertowicz czy Migalski. Wspomniałeś Rzepę – dla mnie to przykład koronny. To jedyna gazeta częściowo należąca do państwa. Wspólnie z tvp (to osobny temat-rzeka) zainicjowali nowy “etap”. Niektórzy na portalu plują równo na wszystkie tytuły i stacje. Nie zgadzam się. Jednak “misjonarstwo” Dziennika, GW czy TVN24 jest innej jakości. I osobowości dziennikarskie ciekawsze. Osobiście będzie mi żal, jeśli Dziennik padnie. A powracając do odbiorców. Być może nie zdążą dojrzeć zanim internet wyprze media. Całkiem pewnie ich nie skasuje, ale zmarginalizuje.
@Romskey: dziennikarstwo czy dziennikarze
Oczywiście chodzi mi o zachowania dziennikarzy. Uogólniłam na “dziennikarstwo”, ponieważ są to dziennikarze “wiodący”, nadający ton, a także z powodu specyfiki polskich mediów, które takie zachowania nie tylko promują, ale zgoła je wymuszają. Jest pytanie, co było pierwsze, kura czy jajo. Jedną z tez mojego tekstu był “apel” do dziennikarzy. Wydaje mi się, że jest jednak różnica między “medialnymi tendencjami” w Ameryce i u nas. Nie wyobrażam sobie, żeby ich “szanujący się” dziennikarze z opiniotwórczych mediów zachowali się tak jak M&S. A z tym, że przykład idzie z góry niestety się zgadzam. Choć chciałabym, aby właśnie dziennikarze się “nie poddawali”. Przez pewien czas nam (sama jestem w tym środowisku) się to udawało. Oczywiście tak jak w innych krajach istniał podział na dziennikarskie hieny i normalnych żurnalistów. Obecnie panuje moda na wszechogarniający “hienizm”.
@Romskey: dziennikarstwo czy dziennikarze
Oczywiście chodzi mi o zachowania dziennikarzy. Uogólniłam na “dziennikarstwo”, ponieważ są to dziennikarze “wiodący”, nadający ton, a także z powodu specyfiki polskich mediów, które takie zachowania nie tylko promują, ale zgoła je wymuszają. Jest pytanie, co było pierwsze, kura czy jajo. Jedną z tez mojego tekstu był “apel” do dziennikarzy. Wydaje mi się, że jest jednak różnica między “medialnymi tendencjami” w Ameryce i u nas. Nie wyobrażam sobie, żeby ich “szanujący się” dziennikarze z opiniotwórczych mediów zachowali się tak jak M&S. A z tym, że przykład idzie z góry niestety się zgadzam. Choć chciałabym, aby właśnie dziennikarze się “nie poddawali”. Przez pewien czas nam (sama jestem w tym środowisku) się to udawało. Oczywiście tak jak w innych krajach istniał podział na dziennikarskie hieny i normalnych żurnalistów. Obecnie panuje moda na wszechogarniający “hienizm”.
@Romskey: dziennikarstwo czy dziennikarze
Oczywiście chodzi mi o zachowania dziennikarzy. Uogólniłam na “dziennikarstwo”, ponieważ są to dziennikarze “wiodący”, nadający ton, a także z powodu specyfiki polskich mediów, które takie zachowania nie tylko promują, ale zgoła je wymuszają. Jest pytanie, co było pierwsze, kura czy jajo. Jedną z tez mojego tekstu był “apel” do dziennikarzy. Wydaje mi się, że jest jednak różnica między “medialnymi tendencjami” w Ameryce i u nas. Nie wyobrażam sobie, żeby ich “szanujący się” dziennikarze z opiniotwórczych mediów zachowali się tak jak M&S. A z tym, że przykład idzie z góry niestety się zgadzam. Choć chciałabym, aby właśnie dziennikarze się “nie poddawali”. Przez pewien czas nam (sama jestem w tym środowisku) się to udawało. Oczywiście tak jak w innych krajach istniał podział na dziennikarskie hieny i normalnych żurnalistów. Obecnie panuje moda na wszechogarniający “hienizm”.
@Romskey: dziennikarstwo czy dziennikarze
Oczywiście chodzi mi o zachowania dziennikarzy. Uogólniłam na “dziennikarstwo”, ponieważ są to dziennikarze “wiodący”, nadający ton, a także z powodu specyfiki polskich mediów, które takie zachowania nie tylko promują, ale zgoła je wymuszają. Jest pytanie, co było pierwsze, kura czy jajo. Jedną z tez mojego tekstu był “apel” do dziennikarzy. Wydaje mi się, że jest jednak różnica między “medialnymi tendencjami” w Ameryce i u nas. Nie wyobrażam sobie, żeby ich “szanujący się” dziennikarze z opiniotwórczych mediów zachowali się tak jak M&S. A z tym, że przykład idzie z góry niestety się zgadzam. Choć chciałabym, aby właśnie dziennikarze się “nie poddawali”. Przez pewien czas nam (sama jestem w tym środowisku) się to udawało. Oczywiście tak jak w innych krajach istniał podział na dziennikarskie hieny i normalnych żurnalistów. Obecnie panuje moda na wszechogarniający “hienizm”.
W internetowym rynsztoku
W internetowym rynsztoku można czasem znaleźć perłę. Nawet na takim Onecie w szambie “komuszków” i “teorii WW” znajdzie się czasem jakaś opinia, która:
a) Zawiera więcej niż 3 zdania pojedyncze lub 2 złożone,
b) Jest sensowna i zawiera jakiś w miarę konkreny przekaz.
W mediach coraz trudniej o coś porządnego. Odpowiedzialność za słowo? Dobra rzecz, ale nawet najlepszej rzeczy trzeba używać tak, by nie przedawkować, bo co za dużo, to nie zdrowo. W mediach odpowiedzialność za słowo przerodziła się w polityczną poprawność, w autocenzurę. Kiedyś, za komuny, władze państwowe nakładały IV władzy kaganiec, teraz, gdy mamy wolny kraj i wolność wypowiedzi zapisaną nawet w konstytucji, dziennikarze sami się kneblują. Oczywiście nie zawsze. Knebel jest wtedy, gdy pogląd jest niezgodny z linią redakcji lub z tym, co aktualnie jest uważane za “trendy” i “obiektywne”. Takiemu Drzewieckiemu można było przywalić i pogryźć go bez kagańca, bo obiektywna linia redakcyjna stwierdziła, że wypada przywalić komuś z PO, a opiniotwórczy, obiektywni dziennikarze stwierdzili, że skoro tania sensacja sama się im naprasza, to grzech nie skorzystać. Drzewiecki został obsmarowany, redakcja wyraziła obiektywne zaniepokojenie standartami moralnymi, słupki oglądalności poszły w górę, niesmak pozostał, ale kto by się przejmował smakiem w sytuacji zysku.
W internetowym rynsztoku
W internetowym rynsztoku można czasem znaleźć perłę. Nawet na takim Onecie w szambie “komuszków” i “teorii WW” znajdzie się czasem jakaś opinia, która:
a) Zawiera więcej niż 3 zdania pojedyncze lub 2 złożone,
b) Jest sensowna i zawiera jakiś w miarę konkreny przekaz.
W mediach coraz trudniej o coś porządnego. Odpowiedzialność za słowo? Dobra rzecz, ale nawet najlepszej rzeczy trzeba używać tak, by nie przedawkować, bo co za dużo, to nie zdrowo. W mediach odpowiedzialność za słowo przerodziła się w polityczną poprawność, w autocenzurę. Kiedyś, za komuny, władze państwowe nakładały IV władzy kaganiec, teraz, gdy mamy wolny kraj i wolność wypowiedzi zapisaną nawet w konstytucji, dziennikarze sami się kneblują. Oczywiście nie zawsze. Knebel jest wtedy, gdy pogląd jest niezgodny z linią redakcji lub z tym, co aktualnie jest uważane za “trendy” i “obiektywne”. Takiemu Drzewieckiemu można było przywalić i pogryźć go bez kagańca, bo obiektywna linia redakcyjna stwierdziła, że wypada przywalić komuś z PO, a opiniotwórczy, obiektywni dziennikarze stwierdzili, że skoro tania sensacja sama się im naprasza, to grzech nie skorzystać. Drzewiecki został obsmarowany, redakcja wyraziła obiektywne zaniepokojenie standartami moralnymi, słupki oglądalności poszły w górę, niesmak pozostał, ale kto by się przejmował smakiem w sytuacji zysku.
W internetowym rynsztoku
W internetowym rynsztoku można czasem znaleźć perłę. Nawet na takim Onecie w szambie “komuszków” i “teorii WW” znajdzie się czasem jakaś opinia, która:
a) Zawiera więcej niż 3 zdania pojedyncze lub 2 złożone,
b) Jest sensowna i zawiera jakiś w miarę konkreny przekaz.
W mediach coraz trudniej o coś porządnego. Odpowiedzialność za słowo? Dobra rzecz, ale nawet najlepszej rzeczy trzeba używać tak, by nie przedawkować, bo co za dużo, to nie zdrowo. W mediach odpowiedzialność za słowo przerodziła się w polityczną poprawność, w autocenzurę. Kiedyś, za komuny, władze państwowe nakładały IV władzy kaganiec, teraz, gdy mamy wolny kraj i wolność wypowiedzi zapisaną nawet w konstytucji, dziennikarze sami się kneblują. Oczywiście nie zawsze. Knebel jest wtedy, gdy pogląd jest niezgodny z linią redakcji lub z tym, co aktualnie jest uważane za “trendy” i “obiektywne”. Takiemu Drzewieckiemu można było przywalić i pogryźć go bez kagańca, bo obiektywna linia redakcyjna stwierdziła, że wypada przywalić komuś z PO, a opiniotwórczy, obiektywni dziennikarze stwierdzili, że skoro tania sensacja sama się im naprasza, to grzech nie skorzystać. Drzewiecki został obsmarowany, redakcja wyraziła obiektywne zaniepokojenie standartami moralnymi, słupki oglądalności poszły w górę, niesmak pozostał, ale kto by się przejmował smakiem w sytuacji zysku.
W internetowym rynsztoku
W internetowym rynsztoku można czasem znaleźć perłę. Nawet na takim Onecie w szambie “komuszków” i “teorii WW” znajdzie się czasem jakaś opinia, która:
a) Zawiera więcej niż 3 zdania pojedyncze lub 2 złożone,
b) Jest sensowna i zawiera jakiś w miarę konkreny przekaz.
W mediach coraz trudniej o coś porządnego. Odpowiedzialność za słowo? Dobra rzecz, ale nawet najlepszej rzeczy trzeba używać tak, by nie przedawkować, bo co za dużo, to nie zdrowo. W mediach odpowiedzialność za słowo przerodziła się w polityczną poprawność, w autocenzurę. Kiedyś, za komuny, władze państwowe nakładały IV władzy kaganiec, teraz, gdy mamy wolny kraj i wolność wypowiedzi zapisaną nawet w konstytucji, dziennikarze sami się kneblują. Oczywiście nie zawsze. Knebel jest wtedy, gdy pogląd jest niezgodny z linią redakcji lub z tym, co aktualnie jest uważane za “trendy” i “obiektywne”. Takiemu Drzewieckiemu można było przywalić i pogryźć go bez kagańca, bo obiektywna linia redakcyjna stwierdziła, że wypada przywalić komuś z PO, a opiniotwórczy, obiektywni dziennikarze stwierdzili, że skoro tania sensacja sama się im naprasza, to grzech nie skorzystać. Drzewiecki został obsmarowany, redakcja wyraziła obiektywne zaniepokojenie standartami moralnymi, słupki oglądalności poszły w górę, niesmak pozostał, ale kto by się przejmował smakiem w sytuacji zysku.
prasa szwedzka
Nie wiem czy się coś nie zmieniło, ale kiedy tam byłam, zresztą na warsztatach dziennikarskich (chyba 1995) dowiedziałam się kilku bardzo ciekawych rzeczy: nie ma tam zmiłuj dla osób publicznych – dziennikarze często asystują przy otwarciu poczty do nich, jedyna tajemnica – stan zdrowia; osoby prywatne są absolutnie chronione, jedna gazeta beknęła za opublikowanie zdjęć ofiar katastrofy promu Estonia, istnieje specjalny ombudsman prasowy; czytelnictwo prasy sięga 80-90%; większość dziennikarzy to free lancerzy, muszą nieźle walczyć, aby ich teksty czy nagrania ktoś zakontraktował (zresztą bardzo się przeciw tej sytuacji buntowali); główne gazety były związane z partiami politycznymi (!); wtedy, kiedy tam byłam praktycznie tv i radio komercyjne dopiero raczkowały (u nas już kwitło, przynajmniej radio); w tv (publicznej) w ogóle nie było reklam, nawet nagrody w teleturniejach (w jednym była to sztaba złota) fundowało państwo. Ale Szwecja jest (była?) raczej wyjątkiem. Bo ws komercjalizacji masz oczywiście rację, choć gdzieniegdzie udaje się jednak “niszowe” opiniotwórcze tytuły czy kanały utrzymać. Na ogół robią to potężne koncerny medialne, dzięki zróżnicowanej ofercie (Axel Springer: Dziennik i Newsweek Polska obok Faktu)
prasa szwedzka
Nie wiem czy się coś nie zmieniło, ale kiedy tam byłam, zresztą na warsztatach dziennikarskich (chyba 1995) dowiedziałam się kilku bardzo ciekawych rzeczy: nie ma tam zmiłuj dla osób publicznych – dziennikarze często asystują przy otwarciu poczty do nich, jedyna tajemnica – stan zdrowia; osoby prywatne są absolutnie chronione, jedna gazeta beknęła za opublikowanie zdjęć ofiar katastrofy promu Estonia, istnieje specjalny ombudsman prasowy; czytelnictwo prasy sięga 80-90%; większość dziennikarzy to free lancerzy, muszą nieźle walczyć, aby ich teksty czy nagrania ktoś zakontraktował (zresztą bardzo się przeciw tej sytuacji buntowali); główne gazety były związane z partiami politycznymi (!); wtedy, kiedy tam byłam praktycznie tv i radio komercyjne dopiero raczkowały (u nas już kwitło, przynajmniej radio); w tv (publicznej) w ogóle nie było reklam, nawet nagrody w teleturniejach (w jednym była to sztaba złota) fundowało państwo. Ale Szwecja jest (była?) raczej wyjątkiem. Bo ws komercjalizacji masz oczywiście rację, choć gdzieniegdzie udaje się jednak “niszowe” opiniotwórcze tytuły czy kanały utrzymać. Na ogół robią to potężne koncerny medialne, dzięki zróżnicowanej ofercie (Axel Springer: Dziennik i Newsweek Polska obok Faktu)
prasa szwedzka
Nie wiem czy się coś nie zmieniło, ale kiedy tam byłam, zresztą na warsztatach dziennikarskich (chyba 1995) dowiedziałam się kilku bardzo ciekawych rzeczy: nie ma tam zmiłuj dla osób publicznych – dziennikarze często asystują przy otwarciu poczty do nich, jedyna tajemnica – stan zdrowia; osoby prywatne są absolutnie chronione, jedna gazeta beknęła za opublikowanie zdjęć ofiar katastrofy promu Estonia, istnieje specjalny ombudsman prasowy; czytelnictwo prasy sięga 80-90%; większość dziennikarzy to free lancerzy, muszą nieźle walczyć, aby ich teksty czy nagrania ktoś zakontraktował (zresztą bardzo się przeciw tej sytuacji buntowali); główne gazety były związane z partiami politycznymi (!); wtedy, kiedy tam byłam praktycznie tv i radio komercyjne dopiero raczkowały (u nas już kwitło, przynajmniej radio); w tv (publicznej) w ogóle nie było reklam, nawet nagrody w teleturniejach (w jednym była to sztaba złota) fundowało państwo. Ale Szwecja jest (była?) raczej wyjątkiem. Bo ws komercjalizacji masz oczywiście rację, choć gdzieniegdzie udaje się jednak “niszowe” opiniotwórcze tytuły czy kanały utrzymać. Na ogół robią to potężne koncerny medialne, dzięki zróżnicowanej ofercie (Axel Springer: Dziennik i Newsweek Polska obok Faktu)
prasa szwedzka
Nie wiem czy się coś nie zmieniło, ale kiedy tam byłam, zresztą na warsztatach dziennikarskich (chyba 1995) dowiedziałam się kilku bardzo ciekawych rzeczy: nie ma tam zmiłuj dla osób publicznych – dziennikarze często asystują przy otwarciu poczty do nich, jedyna tajemnica – stan zdrowia; osoby prywatne są absolutnie chronione, jedna gazeta beknęła za opublikowanie zdjęć ofiar katastrofy promu Estonia, istnieje specjalny ombudsman prasowy; czytelnictwo prasy sięga 80-90%; większość dziennikarzy to free lancerzy, muszą nieźle walczyć, aby ich teksty czy nagrania ktoś zakontraktował (zresztą bardzo się przeciw tej sytuacji buntowali); główne gazety były związane z partiami politycznymi (!); wtedy, kiedy tam byłam praktycznie tv i radio komercyjne dopiero raczkowały (u nas już kwitło, przynajmniej radio); w tv (publicznej) w ogóle nie było reklam, nawet nagrody w teleturniejach (w jednym była to sztaba złota) fundowało państwo. Ale Szwecja jest (była?) raczej wyjątkiem. Bo ws komercjalizacji masz oczywiście rację, choć gdzieniegdzie udaje się jednak “niszowe” opiniotwórcze tytuły czy kanały utrzymać. Na ogół robią to potężne koncerny medialne, dzięki zróżnicowanej ofercie (Axel Springer: Dziennik i Newsweek Polska obok Faktu)
Oby więcej takich
Oby więcej takich tekstów:)
Pocieszające, że odbiorcy mediów nawet jeśli takiej wiedzy nie posiadają to zaczynają czuć przez majtki, że z tymi mediami, ostatnio, jest coś nie tak i powoli zaczynają kręcić nosem.
Oby więcej takich
Oby więcej takich tekstów:)
Pocieszające, że odbiorcy mediów nawet jeśli takiej wiedzy nie posiadają to zaczynają czuć przez majtki, że z tymi mediami, ostatnio, jest coś nie tak i powoli zaczynają kręcić nosem.
Oby więcej takich
Oby więcej takich tekstów:)
Pocieszające, że odbiorcy mediów nawet jeśli takiej wiedzy nie posiadają to zaczynają czuć przez majtki, że z tymi mediami, ostatnio, jest coś nie tak i powoli zaczynają kręcić nosem.
Oby więcej takich
Oby więcej takich tekstów:)
Pocieszające, że odbiorcy mediów nawet jeśli takiej wiedzy nie posiadają to zaczynają czuć przez majtki, że z tymi mediami, ostatnio, jest coś nie tak i powoli zaczynają kręcić nosem.
@Romskey
lenistwo lenistwem, ale niektórym instytucjom czy np. organizacjom zawodowym powinno zależeć, aby poprzez lenistwo społeczeństwo całkiem nie skretyniało; tak sobie kiedyś wyobrażałam rolę np. mediów publicznych i wiem, że nie jestem jeszcze całkiem odosobniona; ale kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia, żeby publiczne radio i tv promowały muzyczną chałturę, co jest teraz widać i słychać prawie wszędzie; dopóki jednak jest to “prawie” – nie tracę nadziei, tym bardziej, że rzadkie bo rzadkie ale widać przykłady odwracania trendów; dziś np. debiutuje teatr radia tokfm (prywatna rozgłośnia Agory i Polityki), trzymam kciuki, choć uważam, że na starcie popełnili błąd marketingowy – w poniedziałek jest akurat za duża konkurencja, także wśród ich potencjalnego targetu
@Romskey
lenistwo lenistwem, ale niektórym instytucjom czy np. organizacjom zawodowym powinno zależeć, aby poprzez lenistwo społeczeństwo całkiem nie skretyniało; tak sobie kiedyś wyobrażałam rolę np. mediów publicznych i wiem, że nie jestem jeszcze całkiem odosobniona; ale kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia, żeby publiczne radio i tv promowały muzyczną chałturę, co jest teraz widać i słychać prawie wszędzie; dopóki jednak jest to “prawie” – nie tracę nadziei, tym bardziej, że rzadkie bo rzadkie ale widać przykłady odwracania trendów; dziś np. debiutuje teatr radia tokfm (prywatna rozgłośnia Agory i Polityki), trzymam kciuki, choć uważam, że na starcie popełnili błąd marketingowy – w poniedziałek jest akurat za duża konkurencja, także wśród ich potencjalnego targetu
@Romskey
lenistwo lenistwem, ale niektórym instytucjom czy np. organizacjom zawodowym powinno zależeć, aby poprzez lenistwo społeczeństwo całkiem nie skretyniało; tak sobie kiedyś wyobrażałam rolę np. mediów publicznych i wiem, że nie jestem jeszcze całkiem odosobniona; ale kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia, żeby publiczne radio i tv promowały muzyczną chałturę, co jest teraz widać i słychać prawie wszędzie; dopóki jednak jest to “prawie” – nie tracę nadziei, tym bardziej, że rzadkie bo rzadkie ale widać przykłady odwracania trendów; dziś np. debiutuje teatr radia tokfm (prywatna rozgłośnia Agory i Polityki), trzymam kciuki, choć uważam, że na starcie popełnili błąd marketingowy – w poniedziałek jest akurat za duża konkurencja, także wśród ich potencjalnego targetu
@Romskey
lenistwo lenistwem, ale niektórym instytucjom czy np. organizacjom zawodowym powinno zależeć, aby poprzez lenistwo społeczeństwo całkiem nie skretyniało; tak sobie kiedyś wyobrażałam rolę np. mediów publicznych i wiem, że nie jestem jeszcze całkiem odosobniona; ale kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia, żeby publiczne radio i tv promowały muzyczną chałturę, co jest teraz widać i słychać prawie wszędzie; dopóki jednak jest to “prawie” – nie tracę nadziei, tym bardziej, że rzadkie bo rzadkie ale widać przykłady odwracania trendów; dziś np. debiutuje teatr radia tokfm (prywatna rozgłośnia Agory i Polityki), trzymam kciuki, choć uważam, że na starcie popełnili błąd marketingowy – w poniedziałek jest akurat za duża konkurencja, także wśród ich potencjalnego targetu
nie będzie powtórki
jeśli słuchałyśmy tego samegp, to uważam, że przegadali; poza tym trochę jestem rozczarowana, że nie będzie powtórki, bo pewnie nie uda mi się posłuchać o 20.
nie będzie powtórki
jeśli słuchałyśmy tego samegp, to uważam, że przegadali; poza tym trochę jestem rozczarowana, że nie będzie powtórki, bo pewnie nie uda mi się posłuchać o 20.
nie będzie powtórki
jeśli słuchałyśmy tego samegp, to uważam, że przegadali; poza tym trochę jestem rozczarowana, że nie będzie powtórki, bo pewnie nie uda mi się posłuchać o 20.
nie będzie powtórki
jeśli słuchałyśmy tego samegp, to uważam, że przegadali; poza tym trochę jestem rozczarowana, że nie będzie powtórki, bo pewnie nie uda mi się posłuchać o 20.
Cywilizacja jednorazowego użytku
Dobry tekst. Jednego, albo przynajmniej zwartej grupy czynników powodujących erozję etosu nie ma, więc prawdopodobnie nie ma także prostej metody remisji czy też tylko zahamowania tego zjawiska. Dodatkowo w/g mojej opinii nakłada się to na ogólne zepsucie całego naszego otoczenia, co ja roboczo sobie nazywam cywilizacją jednorazowego użytku. Coraz większe jest tempo zmian, a podtrzymanie tak zwanej koniunktury wymusza nakręcanie konsumpcjonizmu. Czas życia, tak zwany moralny, produktu staje się z konieczności coraz krótszy. A praca dziennikarska jest jak najbardziej jednym z tych gorących (bo samonapędzających koniunkturę) produktów, więc ją najbardziej dotyka kompleks jednorazowego użytku. Stąd wspomniane w tekście pomieszanie ról dziennikarzy, skutkujące erozją nie tylko etosu, lecz autorytetu Nazwisk. A brak odnośników, referencji warsztatowych i opiniotwórczych nasila tendencję, że wszystko wolno. Stąd czwarta władza ma ambicję monopolizować obszar całej władzy w ogóle. Dziennikarze nie tylko stają się lokajami polityków, ale wchodzą w ich buty, sami chcąc nie tylko komentować, ale i moderować rzeczywistość i to w obszarze znacznie szerszym niż opiniotwórczość czy edukacja. Są tendencje, aby dziennikarz był kreatorem – demiurgiem zjawisk i wydarzeń. A przy przeświadczeniu, że mają więcej informacji i wykształcenia niż ci ?szaraczkowie?, do których się zwracają, pokusa boskiej jedyniesłuszności jest nader silna. Często gęsto jak się doda proste braki w rzemiośle, w obracaniu materią przekazu, to efekt jak na obrazku.
Mam wrażenie, że krytyka tak zwanego, najbliższego otoczenia takiego “wszystkowiedzącego zjadacza wszelkich rozumów” nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.
Cały świat się psuje, dlaczego zatem etos dziennikarstwa ma się ostać?
dzięki za kompetenty komentarz
nie zgłębiałam wpływu otoczenia, całkiem pominęłam kwestię braków warsztatowych, nie tylko dlatego, że i tak tekst mi wyszedł za długi; jeśli o warsztat chodzi – nie bardzo wierzę, że można go się nauczyć “na sucho”, to powinno być zadanie redakcji i autorytetów właśnie; Zadajesz dramatyczne pytanie: Cały świat się psuje, dlaczego zatem etos dziennikarstwa ma się ostać? Tu już wkraczamy na znacznie szerszy grunt. Ale może to jest sedno rzeczy?
Cały świat się psuje?
Nie psuje się, ewoluuje i zaczyna być inny. Coś do przodu, coś do tyłu.
To podaj to coś do przodu?
Czyżby Francuzka Republika Arabska, czyli jak w imię tolerancji rozmiękczyliśmy tysiącletnią tradycję i roztrwoniliśmy dzieło Sobieskiego pod Wiedniem.
A może Chińskie Stany Europy, czyli jak kupują nas Azjaci, mimo że my od nich kupujemy i co to jest racja stanu, a co zamachem na swobodę gospodarczą?
Czy też Amerykański Pragmatyzm Lojalnościowy, czyli jak wykiwać sojusznika trefnym ofsetem, wierzbowymi gruszkami wiz i fatamorganą kontraktów Irackich o ilorazie dofinansowania armii naszej versus turecka np nie wspominając?
A może dlaczego złotówka nie jest polska, czyli jak to się stało, że nasze banki nie są nasze i kto dlatego gra w polo?
Czy też może energoterroryzm, czyli jak Europa oddaje się po kawałku Wielkiej Rosji, bo łapówki też są dla ludzi, w tym byłych kanclerzy?
A może decubertenowskie ideały sportu z wyścigiem dopingu i mafijnością międzynarodowych organizacji dyscyplinowych ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożej, czyli niewolnictwo XXI wieku?
A może wpływ drenażu polskiego podatnika na jakość usług medyczno szkolnych?
Czy też o tym jak z bluesa i jazzu zrobiono hiphop i rap, czyli śpiewać każdy może, byle by nie kradł?
Nawet Sarkozy mówiąc coś o przeciwdziałaniu kryzysowi, wspomniał, że musimy zmienić system finansowy opierając go na wartościach. Szkoda, że nie określił, na jakich.
Off topic, pojmujesz to pojęcie?
Doprecyzuję:
Pytasz: za co to?
Odpowiedż: bo można.
Cywilizacja jednorazowego użytku
Dobry tekst. Jednego, albo przynajmniej zwartej grupy czynników powodujących erozję etosu nie ma, więc prawdopodobnie nie ma także prostej metody remisji czy też tylko zahamowania tego zjawiska. Dodatkowo w/g mojej opinii nakłada się to na ogólne zepsucie całego naszego otoczenia, co ja roboczo sobie nazywam cywilizacją jednorazowego użytku. Coraz większe jest tempo zmian, a podtrzymanie tak zwanej koniunktury wymusza nakręcanie konsumpcjonizmu. Czas życia, tak zwany moralny, produktu staje się z konieczności coraz krótszy. A praca dziennikarska jest jak najbardziej jednym z tych gorących (bo samonapędzających koniunkturę) produktów, więc ją najbardziej dotyka kompleks jednorazowego użytku. Stąd wspomniane w tekście pomieszanie ról dziennikarzy, skutkujące erozją nie tylko etosu, lecz autorytetu Nazwisk. A brak odnośników, referencji warsztatowych i opiniotwórczych nasila tendencję, że wszystko wolno. Stąd czwarta władza ma ambicję monopolizować obszar całej władzy w ogóle. Dziennikarze nie tylko stają się lokajami polityków, ale wchodzą w ich buty, sami chcąc nie tylko komentować, ale i moderować rzeczywistość i to w obszarze znacznie szerszym niż opiniotwórczość czy edukacja. Są tendencje, aby dziennikarz był kreatorem – demiurgiem zjawisk i wydarzeń. A przy przeświadczeniu, że mają więcej informacji i wykształcenia niż ci ?szaraczkowie?, do których się zwracają, pokusa boskiej jedyniesłuszności jest nader silna. Często gęsto jak się doda proste braki w rzemiośle, w obracaniu materią przekazu, to efekt jak na obrazku.
Mam wrażenie, że krytyka tak zwanego, najbliższego otoczenia takiego “wszystkowiedzącego zjadacza wszelkich rozumów” nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.
Cały świat się psuje, dlaczego zatem etos dziennikarstwa ma się ostać?
dzięki za kompetenty komentarz
nie zgłębiałam wpływu otoczenia, całkiem pominęłam kwestię braków warsztatowych, nie tylko dlatego, że i tak tekst mi wyszedł za długi; jeśli o warsztat chodzi – nie bardzo wierzę, że można go się nauczyć “na sucho”, to powinno być zadanie redakcji i autorytetów właśnie; Zadajesz dramatyczne pytanie: Cały świat się psuje, dlaczego zatem etos dziennikarstwa ma się ostać? Tu już wkraczamy na znacznie szerszy grunt. Ale może to jest sedno rzeczy?
Cały świat się psuje?
Nie psuje się, ewoluuje i zaczyna być inny. Coś do przodu, coś do tyłu.
To podaj to coś do przodu?
Czyżby Francuzka Republika Arabska, czyli jak w imię tolerancji rozmiękczyliśmy tysiącletnią tradycję i roztrwoniliśmy dzieło Sobieskiego pod Wiedniem.
A może Chińskie Stany Europy, czyli jak kupują nas Azjaci, mimo że my od nich kupujemy i co to jest racja stanu, a co zamachem na swobodę gospodarczą?
Czy też Amerykański Pragmatyzm Lojalnościowy, czyli jak wykiwać sojusznika trefnym ofsetem, wierzbowymi gruszkami wiz i fatamorganą kontraktów Irackich o ilorazie dofinansowania armii naszej versus turecka np nie wspominając?
A może dlaczego złotówka nie jest polska, czyli jak to się stało, że nasze banki nie są nasze i kto dlatego gra w polo?
Czy też może energoterroryzm, czyli jak Europa oddaje się po kawałku Wielkiej Rosji, bo łapówki też są dla ludzi, w tym byłych kanclerzy?
A może decubertenowskie ideały sportu z wyścigiem dopingu i mafijnością międzynarodowych organizacji dyscyplinowych ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożej, czyli niewolnictwo XXI wieku?
A może wpływ drenażu polskiego podatnika na jakość usług medyczno szkolnych?
Czy też o tym jak z bluesa i jazzu zrobiono hiphop i rap, czyli śpiewać każdy może, byle by nie kradł?
Nawet Sarkozy mówiąc coś o przeciwdziałaniu kryzysowi, wspomniał, że musimy zmienić system finansowy opierając go na wartościach. Szkoda, że nie określił, na jakich.
Off topic, pojmujesz to pojęcie?
Doprecyzuję:
Pytasz: za co to?
Odpowiedż: bo można.
Cywilizacja jednorazowego użytku
Dobry tekst. Jednego, albo przynajmniej zwartej grupy czynników powodujących erozję etosu nie ma, więc prawdopodobnie nie ma także prostej metody remisji czy też tylko zahamowania tego zjawiska. Dodatkowo w/g mojej opinii nakłada się to na ogólne zepsucie całego naszego otoczenia, co ja roboczo sobie nazywam cywilizacją jednorazowego użytku. Coraz większe jest tempo zmian, a podtrzymanie tak zwanej koniunktury wymusza nakręcanie konsumpcjonizmu. Czas życia, tak zwany moralny, produktu staje się z konieczności coraz krótszy. A praca dziennikarska jest jak najbardziej jednym z tych gorących (bo samonapędzających koniunkturę) produktów, więc ją najbardziej dotyka kompleks jednorazowego użytku. Stąd wspomniane w tekście pomieszanie ról dziennikarzy, skutkujące erozją nie tylko etosu, lecz autorytetu Nazwisk. A brak odnośników, referencji warsztatowych i opiniotwórczych nasila tendencję, że wszystko wolno. Stąd czwarta władza ma ambicję monopolizować obszar całej władzy w ogóle. Dziennikarze nie tylko stają się lokajami polityków, ale wchodzą w ich buty, sami chcąc nie tylko komentować, ale i moderować rzeczywistość i to w obszarze znacznie szerszym niż opiniotwórczość czy edukacja. Są tendencje, aby dziennikarz był kreatorem – demiurgiem zjawisk i wydarzeń. A przy przeświadczeniu, że mają więcej informacji i wykształcenia niż ci ?szaraczkowie?, do których się zwracają, pokusa boskiej jedyniesłuszności jest nader silna. Często gęsto jak się doda proste braki w rzemiośle, w obracaniu materią przekazu, to efekt jak na obrazku.
Mam wrażenie, że krytyka tak zwanego, najbliższego otoczenia takiego “wszystkowiedzącego zjadacza wszelkich rozumów” nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.
Cały świat się psuje, dlaczego zatem etos dziennikarstwa ma się ostać?
dzięki za kompetenty komentarz
nie zgłębiałam wpływu otoczenia, całkiem pominęłam kwestię braków warsztatowych, nie tylko dlatego, że i tak tekst mi wyszedł za długi; jeśli o warsztat chodzi – nie bardzo wierzę, że można go się nauczyć “na sucho”, to powinno być zadanie redakcji i autorytetów właśnie; Zadajesz dramatyczne pytanie: Cały świat się psuje, dlaczego zatem etos dziennikarstwa ma się ostać? Tu już wkraczamy na znacznie szerszy grunt. Ale może to jest sedno rzeczy?
Cały świat się psuje?
Nie psuje się, ewoluuje i zaczyna być inny. Coś do przodu, coś do tyłu.
To podaj to coś do przodu?
Czyżby Francuzka Republika Arabska, czyli jak w imię tolerancji rozmiękczyliśmy tysiącletnią tradycję i roztrwoniliśmy dzieło Sobieskiego pod Wiedniem.
A może Chińskie Stany Europy, czyli jak kupują nas Azjaci, mimo że my od nich kupujemy i co to jest racja stanu, a co zamachem na swobodę gospodarczą?
Czy też Amerykański Pragmatyzm Lojalnościowy, czyli jak wykiwać sojusznika trefnym ofsetem, wierzbowymi gruszkami wiz i fatamorganą kontraktów Irackich o ilorazie dofinansowania armii naszej versus turecka np nie wspominając?
A może dlaczego złotówka nie jest polska, czyli jak to się stało, że nasze banki nie są nasze i kto dlatego gra w polo?
Czy też może energoterroryzm, czyli jak Europa oddaje się po kawałku Wielkiej Rosji, bo łapówki też są dla ludzi, w tym byłych kanclerzy?
A może decubertenowskie ideały sportu z wyścigiem dopingu i mafijnością międzynarodowych organizacji dyscyplinowych ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożej, czyli niewolnictwo XXI wieku?
A może wpływ drenażu polskiego podatnika na jakość usług medyczno szkolnych?
Czy też o tym jak z bluesa i jazzu zrobiono hiphop i rap, czyli śpiewać każdy może, byle by nie kradł?
Nawet Sarkozy mówiąc coś o przeciwdziałaniu kryzysowi, wspomniał, że musimy zmienić system finansowy opierając go na wartościach. Szkoda, że nie określił, na jakich.
Off topic, pojmujesz to pojęcie?
Doprecyzuję:
Pytasz: za co to?
Odpowiedż: bo można.
Cywilizacja jednorazowego użytku
Dobry tekst. Jednego, albo przynajmniej zwartej grupy czynników powodujących erozję etosu nie ma, więc prawdopodobnie nie ma także prostej metody remisji czy też tylko zahamowania tego zjawiska. Dodatkowo w/g mojej opinii nakłada się to na ogólne zepsucie całego naszego otoczenia, co ja roboczo sobie nazywam cywilizacją jednorazowego użytku. Coraz większe jest tempo zmian, a podtrzymanie tak zwanej koniunktury wymusza nakręcanie konsumpcjonizmu. Czas życia, tak zwany moralny, produktu staje się z konieczności coraz krótszy. A praca dziennikarska jest jak najbardziej jednym z tych gorących (bo samonapędzających koniunkturę) produktów, więc ją najbardziej dotyka kompleks jednorazowego użytku. Stąd wspomniane w tekście pomieszanie ról dziennikarzy, skutkujące erozją nie tylko etosu, lecz autorytetu Nazwisk. A brak odnośników, referencji warsztatowych i opiniotwórczych nasila tendencję, że wszystko wolno. Stąd czwarta władza ma ambicję monopolizować obszar całej władzy w ogóle. Dziennikarze nie tylko stają się lokajami polityków, ale wchodzą w ich buty, sami chcąc nie tylko komentować, ale i moderować rzeczywistość i to w obszarze znacznie szerszym niż opiniotwórczość czy edukacja. Są tendencje, aby dziennikarz był kreatorem – demiurgiem zjawisk i wydarzeń. A przy przeświadczeniu, że mają więcej informacji i wykształcenia niż ci ?szaraczkowie?, do których się zwracają, pokusa boskiej jedyniesłuszności jest nader silna. Często gęsto jak się doda proste braki w rzemiośle, w obracaniu materią przekazu, to efekt jak na obrazku.
Mam wrażenie, że krytyka tak zwanego, najbliższego otoczenia takiego “wszystkowiedzącego zjadacza wszelkich rozumów” nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.
Cały świat się psuje, dlaczego zatem etos dziennikarstwa ma się ostać?
dzięki za kompetenty komentarz
nie zgłębiałam wpływu otoczenia, całkiem pominęłam kwestię braków warsztatowych, nie tylko dlatego, że i tak tekst mi wyszedł za długi; jeśli o warsztat chodzi – nie bardzo wierzę, że można go się nauczyć “na sucho”, to powinno być zadanie redakcji i autorytetów właśnie; Zadajesz dramatyczne pytanie: Cały świat się psuje, dlaczego zatem etos dziennikarstwa ma się ostać? Tu już wkraczamy na znacznie szerszy grunt. Ale może to jest sedno rzeczy?
Cały świat się psuje?
Nie psuje się, ewoluuje i zaczyna być inny. Coś do przodu, coś do tyłu.
To podaj to coś do przodu?
Czyżby Francuzka Republika Arabska, czyli jak w imię tolerancji rozmiękczyliśmy tysiącletnią tradycję i roztrwoniliśmy dzieło Sobieskiego pod Wiedniem.
A może Chińskie Stany Europy, czyli jak kupują nas Azjaci, mimo że my od nich kupujemy i co to jest racja stanu, a co zamachem na swobodę gospodarczą?
Czy też Amerykański Pragmatyzm Lojalnościowy, czyli jak wykiwać sojusznika trefnym ofsetem, wierzbowymi gruszkami wiz i fatamorganą kontraktów Irackich o ilorazie dofinansowania armii naszej versus turecka np nie wspominając?
A może dlaczego złotówka nie jest polska, czyli jak to się stało, że nasze banki nie są nasze i kto dlatego gra w polo?
Czy też może energoterroryzm, czyli jak Europa oddaje się po kawałku Wielkiej Rosji, bo łapówki też są dla ludzi, w tym byłych kanclerzy?
A może decubertenowskie ideały sportu z wyścigiem dopingu i mafijnością międzynarodowych organizacji dyscyplinowych ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożej, czyli niewolnictwo XXI wieku?
A może wpływ drenażu polskiego podatnika na jakość usług medyczno szkolnych?
Czy też o tym jak z bluesa i jazzu zrobiono hiphop i rap, czyli śpiewać każdy może, byle by nie kradł?
Nawet Sarkozy mówiąc coś o przeciwdziałaniu kryzysowi, wspomniał, że musimy zmienić system finansowy opierając go na wartościach. Szkoda, że nie określił, na jakich.
Off topic, pojmujesz to pojęcie?
Doprecyzuję:
Pytasz: za co to?
Odpowiedż: bo można.