Myliłem się pisząc o pracy w korporacji w dyskusji z “Ja”. Na szczęście wypracowałem umiejętność uczenia się na cudzych błędach.
Myliłem się pisząc o pracy w korporacji w dyskusji z “Ja”. Na szczęście wypracowałem umiejętność uczenia się na cudzych błędach. To o czym zaraz napiszę jest idealnym przykładem na to, że gdy się zagłębić w jakieś zagadnienie, prześwietlić je, to okazuje się czymś zupełnie innym niż z lotu ptaka. Mechanizm który tu przedstawię jest po prostu makiaweliczny.
Gdy usłyszałem o warunkach pracy w korporacjach, pensjach, opiece socjalnej pomyślałem sobie, że to raj na ziemi. Przyjemna atmosfera, wszyscy sobie przy wejściu podają rękę. Szef właściwie nie jest szefem, jest twoim przyjacielem, takim z którym można wyskoczyć na piwo. Nigdy nie jest za ciepło ani za chłodno, gdyż pomieszczenia są klimatyzowane. To co zrobiło na mnie największe wrażenie to prysznice, siłownia, często basen. W biurowcach są często bary serwujące przenajróżniejsze potrawy. Jakby tego było mało to korporacja służy taksówkami, po co auto ? O takich banałach jak najlepsze szpitale, złote abonamenty nie będę wspominał. To nie wszystko, opieka prawnicza, psychologiczna.
Zacznijmy od początku. Przychodzisz do korporacji. Rozmowa z szefem, który ma psychologię w małym palcu. Typ osobowości, który jest wymagany do podjęcia pracy to osoba nieasertywna, konformistyczna. Oczywiście pytania nie są zadawane wprost. Generalnie z tej rozmowy mają wyniknąć poszlakowo te cechy o których wspomniałem. Zadanie pytania o pensję na pierwszej rozmowie jest dyskwalifikujące, gdyż zdradza to przekładanie dobra własnego nad ogółem. Od razu po przejściu przez sito zaczyna się indoktrynacja. Nie ważne czy jest coś do roboty, swoje trzeba odsiedzieć. Niby nic nowego, gdyż w wielu zakładach tak już jest od dawna. Jednak od tak wydajnych i zorganizowanych struktur można by wymagać kierowania się wykonaniem zadania a nie mentalnością z PRL. Ma to określony cel. Na początku jest mało do roboty, jednak trzeba zacząć przyzwyczajać pracownika do nowego świata. Gdy już pierwsza fala przejdzie, zaczyna się kolejny etat. Zwiększa się ilość pracy, jaką trzeba wykonać. Oczywiście za nadgodziny się płaci. Jednak nadgodziny mają to do siebie, że uderzają w rodzinę. Piszę tutaj o nadgodzinach a nie nadgodzinach, żeby była jasność. Zamiast przyjeżdżać do domu, prysznic można wziąć w korporacji, wyjaśniła się zagadka pryszniców. Zamiast rozmów z znajomymi, dyskutuje się z przyjaciółmi z korporacji. Jest tyle rzeczy, które można razem robić jak choćby basen, siłownia. Bary serwują przenajróżniejsze żarcie, więc po co opuszczać biurowiec. Gdy przyjdzie do rozwodu, wtedy przydaje się opieka prawników. Auto też można sprzedać, gdyż do pokonywania trasy dom-praca taksówki wystarczą w zupełności. Opieka medyczna to wspaniałe źródło informacji o pracowniku.
Tak, więc korporacja dąży do tego, aby jej pracownik odizolował się od świata zewnętrznego, aby pozbył się rodziny i przyjaciół. Wszystkie te atrakcje mają na celu stworzenie takich warunków bytowych, aby nie istniała potrzeba życia poza korporacją. Przyjazna atmosfera zacieśnia więzy pseudorodzinne między pracownikami. Pewien pracownik korporacji stwierdził, że od dłuższego czasu nie wie jaka jest pogoda. Biurowiec opuszcza parkingiem podziemnym, następnie udaje się do swojego domu a auto zostawia w garażu. Samochód jest z klimatyzacją, tak jak i cały dom. Wychodzić nie ma potrzeby, gdyż wszystkie produkty jakie są mu potrzebne, może kupić w biurowcu.
Jakiś czas temu był ranking, gdzie najlepiej pracować. Wygrała jakaś wielka korporacja, ciekawe czy ankieterzy nie zobaczyli czegoś dziwnego w zachowaniu się wypełniających ankiety.
To o czym piszę jest pewnym schematem, który wydał mi się właściwy po zaczerpnięciu informacji od paru osób, które pracują/pracowały w różnych korporacjach.
Ktoś mógłby powiedzieć, że można przyjść i nie dać się w to wplątać. Proces awansu jest tak skonstruowany, że promuje osoby bardziej oddane w tym negatywnym sensie a rotacja na dole jest dość spora.
social fiction
John Grisham “The Firm”
social fiction
John Grisham “The Firm”
social fiction
John Grisham “The Firm”
W ilu korporacjach pracowałeś?
🙂
Ja w żadnej. Natomiast to o
Ja w żadnej. Natomiast to o czym piszę nie jest wzięte z onetu tylko od ludzi, którzy pracowali w korporacjach: prawniczych, informatycznych, meblarskich. Nikt mi nie musi wierzyć, ktoś musi być przecież szczurem w klatce 😀
Dodaj: znajomych znajomych
Niestety, muszę przyznać, że chrzanisz jak akwizytor Amwaya. Może tak jest w USA, albo w Chinach, ale nie w Polsce. Mówię to na podstawie własnych doświadczeń a nie “kogoś tam”. A opowieści jak powyższa słyszało żem od kilku “prywatnych przedsiębiorców”, którzy z reguły demonizowaniem dużych firm podpierali swoje dość żałosne oferty finansowe. I to zwykle oni nie chcieli rozmawiać o pieniądzach. Za to w dużych firmach o kasie mowa była na samym wstępie przez telefon – oferujemy tyle i tyle, jak panu/pani nie pasuje to po co mamy nawzajem sobie czas zajmować.
Czemu “jak akwizytor Amwaya” – bo takie gadanie po raz pierwszy właśnie od nich usłyszało żem.
Nie bronię dużych firm, sporo mam im do zarzucenia, ale nie takie dyrdymały.
“rozmowa o kasie przez telefon”
Potwierdzam. Dodam, że w branży, o której mam nieco wiedzy, stawki i warunki konkretnych firm na stanowisko nie są tajemnicą, a pierwszy test dla ew. pracownika to to, ile ostatecznie wynegocjuje i w jakim stylu. Co prawda tylko słyszałam, ale od brata, który rekrutuje pracowników.
Jeśli mam uwierzyć ludziom,
Jeśli mam uwierzyć ludziom, których znam od dawna i mam do nich zaufanie lub komuś kto się podpisuje nickiem “jiima” o którym właściwie nic nie wiem i wydaje się dziwnie nadpobudliwy, gdy napisałem o korporacjach to wybór jest oczywisty. Napisałem, że owi ludzie tam pracowali, ale skoro nie chcesz mi uwierzyć, to nie mój problem.
Przykład jest przejaskrawiony, ale po to, żeby pokazać mechanizm wsiąkania pracownika. Nie twierdzę, że każda korporacja i każdy pracownik, bo to oczywiste, natomiast wybielanie ich jest jeszcze większym uproszczeniem niż mój tekst. To było od strony pracownika natomiast od strony klienta zebrałoby się tego o wiele więcej.
Czy ja napisałem, że to jest niemoralne. Jak komuś podoba się taka forma ubezwłasnowolnienia to nie mam nic przeciwko. Mnie to nie rusza co się dzieje w firmach, jeśli ktoś przeczyta ten tekst i będzie ostrożny na to co napisałem to jego szczęście, więc nie wiem po co te emocje.
właściwy adresat mojej wypowiedzi
Jeśli mam uwierzyć ludziom, których znam od dawna i mam do nich zaufanie lub komuś kto się podpisuje nickiem “jiima” o którym właściwie nic nie wiem i wydaje się dziwnie nadpobudliwy, gdy napisałem o korporacjach to wybór jest oczywisty. Napisałem, że owi ludzie tam pracowali, ale skoro nie chcesz mi uwierzyć, to nie mój problem.
Przykład jest przejaskrawiony, ale po to, żeby pokazać mechanizm wsiąkania pracownika. Nie twierdzę, że każda korporacja i każdy pracownik, bo to oczywiste, natomiast wybielanie ich jest jeszcze większym uproszczeniem niż mój tekst. To było od strony pracownika natomiast od strony klienta zebrałoby się tego o wiele więcej.
Czy ja napisałem, że to jest niemoralne. Jak komuś podoba się taka forma ubezwłasnowolnienia to nie mam nic przeciwko. Mnie to nie rusza co się dzieje w firmach, jeśli ktoś przeczyta ten tekst i będzie ostrożny na to co napisałem to jego szczęście, więc nie wiem po co te emocje.
Drogi Janie Kowalski o którym też nic nie wiem
Jestem lekko nadpobudliwe. Taka moja natura. Wkurza mnie też gdy ludzie piszą tego typu “informacje”, zwlaszcza gdy sami nie wiedzą.
Nie bronię korporacji, można by wiele wytknąć miejscom w których żem pracowało, z obecnym na czele. Żadne jakoś nie zdołało mnie uzależnić od siebie, albo mam łeb z kamienia i żadne psychomanipulacje się mnie nie imają, albo coś jest nie tak z tym co mówisz. Zwłaszcza z prywatnym basenem w biurowcu… może dla prezesa. A co do prysznica… u nas nie znalazło żem, a specjalnie dzisiaj szukałom, ale widziało żem w budynku ERY. Po czym widziało żem sporo osób przyjeżdżających do roboty rowerami. Tadam, kryminalna zagadka rozwiązana, ale sekty korporacyjnej żem nie znalazło.
A tak złośliwie, to wyobrażasz sobie firmę w Polsce według tego modelu? Nie żartuj. Przecież credo Polaka to być NIEZADOWOLONYM z miejsca pracy i narzekać na nie…
Od strony klienta… Okej, widziało żem w działaniu “vendor lock-in” i niejedna firma go stosuje. Co ciekawe – chętniej właśnie te małe, kilkuosobowe, bo jak już dorwą intratny kontrakt to wolą z niego nie rezygnować. Aby nikt ich nie przebił, starają się więc być “niezastąpieni”. Ale – zawsze można powiedzieć, że klient sam był sobie winien. Oczywiście, specjalistami od vendor lock-in jest Micro$oft i IBM, które do małych firm nie należą…
Co do “wolności” i “niewoli”, wolność mam zawsze i jakoś nigdy nie zdarzyło mi się czuć uwięzionem w jakiejś firmie, małej czy dużej. Wprost przeciwnie, zmieniam pracę jak tylko stara zaczyna mi się nudzić a na horyzoncie pojawia się lepsza oferta. Takie ze mnie nielojalne bydle i żadni spece od PR tego nie zmienią. A dopóki się nie nudzę, mogę czuć się zniewalane… 😛
Spróbuję odpisać dokładniej w osobnym poście, teraz jestem w niewoli firmy i jak widać, jestem zarobione po uszy.
Skoro zaczynamy rozmawiać
Skoro zaczynamy rozmawiać merytorycznie, to teraz ja podam parę przykładów. Przyszło paru moich kolegów po studiach do korporacji. Z oczywistych względów nie podam nazwy. A tak przy okazji to nie wiem jak wygląda ERA natomiast międzynarodowe firmy informatyczne, które mają swoje biurowce w większości stolic europy to chyba coś innego niż ERA. Wszyscy z tym samym wykształceniem. Akurat najlepszego nie wzięli, skończyła się dyskusja, gdy spytał się o cenę. Resztę wzięli, która nie pytała się o cenę. Naprawdę, jakbym nie wierzył w naturalne dobro człowieka, to nie wiem jak to wytłumaczyć inaczej.
Prysznice są w pewnej korporacji prawniczej. Gdy przychodzą pilne sprawy to cześć prawników jest delegowana do czytania ustaw. Nie ma wtedy znaczenia, czy się będzie siedziało 8 godzin czy 16, swoje trzeba zrobić. Zdarzają się sytuacje, gdy część osób bierze prysznic i śpi w firmie, aby zaoszczędzić na czasie.
Nie chce mi się dalej wymieniać, bo oczywiście Ty możesz podać przykład, gdzie rzeczywiście pracownik to świętość. Ponadto fakt, że Ty jesteś odporny psychicznie nie znaczy, że wszyscy mają tyle szczęścia. Śmieszny jest ten argument, że Ty…, więc coś tam. Ponadto, jeśli masz doświadczenie to zapewne inaczej Cię traktują niż kogoś bez doświadczenia, kto nie zna swoich praw.
Miałem tego nie pisać, ale chuj tam. Kiedyś na próbę byłem w pewnej dużej firmie. Nie wdając się w szczegóły, moje pożegnanie wyglądało w ten sposób, że zakosiłem im klucze licencyjne(korporacyjne) na oprogramowanie i rozpuściłem w internecie. Tak, więc nie tylko Ty jesteś nielojalne bydle, bo ja jestem nielojalnym skurwielem.
Tym optymistycznym akcentem chciałem zakończyć mój udział w tym wątku, powiedziałem już chyba wszystko.
W ilu korporacjach pracowałeś?
🙂
Ja w żadnej. Natomiast to o
Ja w żadnej. Natomiast to o czym piszę nie jest wzięte z onetu tylko od ludzi, którzy pracowali w korporacjach: prawniczych, informatycznych, meblarskich. Nikt mi nie musi wierzyć, ktoś musi być przecież szczurem w klatce 😀
Dodaj: znajomych znajomych
Niestety, muszę przyznać, że chrzanisz jak akwizytor Amwaya. Może tak jest w USA, albo w Chinach, ale nie w Polsce. Mówię to na podstawie własnych doświadczeń a nie “kogoś tam”. A opowieści jak powyższa słyszało żem od kilku “prywatnych przedsiębiorców”, którzy z reguły demonizowaniem dużych firm podpierali swoje dość żałosne oferty finansowe. I to zwykle oni nie chcieli rozmawiać o pieniądzach. Za to w dużych firmach o kasie mowa była na samym wstępie przez telefon – oferujemy tyle i tyle, jak panu/pani nie pasuje to po co mamy nawzajem sobie czas zajmować.
Czemu “jak akwizytor Amwaya” – bo takie gadanie po raz pierwszy właśnie od nich usłyszało żem.
Nie bronię dużych firm, sporo mam im do zarzucenia, ale nie takie dyrdymały.
“rozmowa o kasie przez telefon”
Potwierdzam. Dodam, że w branży, o której mam nieco wiedzy, stawki i warunki konkretnych firm na stanowisko nie są tajemnicą, a pierwszy test dla ew. pracownika to to, ile ostatecznie wynegocjuje i w jakim stylu. Co prawda tylko słyszałam, ale od brata, który rekrutuje pracowników.
Jeśli mam uwierzyć ludziom,
Jeśli mam uwierzyć ludziom, których znam od dawna i mam do nich zaufanie lub komuś kto się podpisuje nickiem “jiima” o którym właściwie nic nie wiem i wydaje się dziwnie nadpobudliwy, gdy napisałem o korporacjach to wybór jest oczywisty. Napisałem, że owi ludzie tam pracowali, ale skoro nie chcesz mi uwierzyć, to nie mój problem.
Przykład jest przejaskrawiony, ale po to, żeby pokazać mechanizm wsiąkania pracownika. Nie twierdzę, że każda korporacja i każdy pracownik, bo to oczywiste, natomiast wybielanie ich jest jeszcze większym uproszczeniem niż mój tekst. To było od strony pracownika natomiast od strony klienta zebrałoby się tego o wiele więcej.
Czy ja napisałem, że to jest niemoralne. Jak komuś podoba się taka forma ubezwłasnowolnienia to nie mam nic przeciwko. Mnie to nie rusza co się dzieje w firmach, jeśli ktoś przeczyta ten tekst i będzie ostrożny na to co napisałem to jego szczęście, więc nie wiem po co te emocje.
właściwy adresat mojej wypowiedzi
Jeśli mam uwierzyć ludziom, których znam od dawna i mam do nich zaufanie lub komuś kto się podpisuje nickiem “jiima” o którym właściwie nic nie wiem i wydaje się dziwnie nadpobudliwy, gdy napisałem o korporacjach to wybór jest oczywisty. Napisałem, że owi ludzie tam pracowali, ale skoro nie chcesz mi uwierzyć, to nie mój problem.
Przykład jest przejaskrawiony, ale po to, żeby pokazać mechanizm wsiąkania pracownika. Nie twierdzę, że każda korporacja i każdy pracownik, bo to oczywiste, natomiast wybielanie ich jest jeszcze większym uproszczeniem niż mój tekst. To było od strony pracownika natomiast od strony klienta zebrałoby się tego o wiele więcej.
Czy ja napisałem, że to jest niemoralne. Jak komuś podoba się taka forma ubezwłasnowolnienia to nie mam nic przeciwko. Mnie to nie rusza co się dzieje w firmach, jeśli ktoś przeczyta ten tekst i będzie ostrożny na to co napisałem to jego szczęście, więc nie wiem po co te emocje.
Drogi Janie Kowalski o którym też nic nie wiem
Jestem lekko nadpobudliwe. Taka moja natura. Wkurza mnie też gdy ludzie piszą tego typu “informacje”, zwlaszcza gdy sami nie wiedzą.
Nie bronię korporacji, można by wiele wytknąć miejscom w których żem pracowało, z obecnym na czele. Żadne jakoś nie zdołało mnie uzależnić od siebie, albo mam łeb z kamienia i żadne psychomanipulacje się mnie nie imają, albo coś jest nie tak z tym co mówisz. Zwłaszcza z prywatnym basenem w biurowcu… może dla prezesa. A co do prysznica… u nas nie znalazło żem, a specjalnie dzisiaj szukałom, ale widziało żem w budynku ERY. Po czym widziało żem sporo osób przyjeżdżających do roboty rowerami. Tadam, kryminalna zagadka rozwiązana, ale sekty korporacyjnej żem nie znalazło.
A tak złośliwie, to wyobrażasz sobie firmę w Polsce według tego modelu? Nie żartuj. Przecież credo Polaka to być NIEZADOWOLONYM z miejsca pracy i narzekać na nie…
Od strony klienta… Okej, widziało żem w działaniu “vendor lock-in” i niejedna firma go stosuje. Co ciekawe – chętniej właśnie te małe, kilkuosobowe, bo jak już dorwą intratny kontrakt to wolą z niego nie rezygnować. Aby nikt ich nie przebił, starają się więc być “niezastąpieni”. Ale – zawsze można powiedzieć, że klient sam był sobie winien. Oczywiście, specjalistami od vendor lock-in jest Micro$oft i IBM, które do małych firm nie należą…
Co do “wolności” i “niewoli”, wolność mam zawsze i jakoś nigdy nie zdarzyło mi się czuć uwięzionem w jakiejś firmie, małej czy dużej. Wprost przeciwnie, zmieniam pracę jak tylko stara zaczyna mi się nudzić a na horyzoncie pojawia się lepsza oferta. Takie ze mnie nielojalne bydle i żadni spece od PR tego nie zmienią. A dopóki się nie nudzę, mogę czuć się zniewalane… 😛
Spróbuję odpisać dokładniej w osobnym poście, teraz jestem w niewoli firmy i jak widać, jestem zarobione po uszy.
Skoro zaczynamy rozmawiać
Skoro zaczynamy rozmawiać merytorycznie, to teraz ja podam parę przykładów. Przyszło paru moich kolegów po studiach do korporacji. Z oczywistych względów nie podam nazwy. A tak przy okazji to nie wiem jak wygląda ERA natomiast międzynarodowe firmy informatyczne, które mają swoje biurowce w większości stolic europy to chyba coś innego niż ERA. Wszyscy z tym samym wykształceniem. Akurat najlepszego nie wzięli, skończyła się dyskusja, gdy spytał się o cenę. Resztę wzięli, która nie pytała się o cenę. Naprawdę, jakbym nie wierzył w naturalne dobro człowieka, to nie wiem jak to wytłumaczyć inaczej.
Prysznice są w pewnej korporacji prawniczej. Gdy przychodzą pilne sprawy to cześć prawników jest delegowana do czytania ustaw. Nie ma wtedy znaczenia, czy się będzie siedziało 8 godzin czy 16, swoje trzeba zrobić. Zdarzają się sytuacje, gdy część osób bierze prysznic i śpi w firmie, aby zaoszczędzić na czasie.
Nie chce mi się dalej wymieniać, bo oczywiście Ty możesz podać przykład, gdzie rzeczywiście pracownik to świętość. Ponadto fakt, że Ty jesteś odporny psychicznie nie znaczy, że wszyscy mają tyle szczęścia. Śmieszny jest ten argument, że Ty…, więc coś tam. Ponadto, jeśli masz doświadczenie to zapewne inaczej Cię traktują niż kogoś bez doświadczenia, kto nie zna swoich praw.
Miałem tego nie pisać, ale chuj tam. Kiedyś na próbę byłem w pewnej dużej firmie. Nie wdając się w szczegóły, moje pożegnanie wyglądało w ten sposób, że zakosiłem im klucze licencyjne(korporacyjne) na oprogramowanie i rozpuściłem w internecie. Tak, więc nie tylko Ty jesteś nielojalne bydle, bo ja jestem nielojalnym skurwielem.
Tym optymistycznym akcentem chciałem zakończyć mój udział w tym wątku, powiedziałem już chyba wszystko.
W ilu korporacjach pracowałeś?
🙂
Ja w żadnej. Natomiast to o
Ja w żadnej. Natomiast to o czym piszę nie jest wzięte z onetu tylko od ludzi, którzy pracowali w korporacjach: prawniczych, informatycznych, meblarskich. Nikt mi nie musi wierzyć, ktoś musi być przecież szczurem w klatce 😀
Dodaj: znajomych znajomych
Niestety, muszę przyznać, że chrzanisz jak akwizytor Amwaya. Może tak jest w USA, albo w Chinach, ale nie w Polsce. Mówię to na podstawie własnych doświadczeń a nie “kogoś tam”. A opowieści jak powyższa słyszało żem od kilku “prywatnych przedsiębiorców”, którzy z reguły demonizowaniem dużych firm podpierali swoje dość żałosne oferty finansowe. I to zwykle oni nie chcieli rozmawiać o pieniądzach. Za to w dużych firmach o kasie mowa była na samym wstępie przez telefon – oferujemy tyle i tyle, jak panu/pani nie pasuje to po co mamy nawzajem sobie czas zajmować.
Czemu “jak akwizytor Amwaya” – bo takie gadanie po raz pierwszy właśnie od nich usłyszało żem.
Nie bronię dużych firm, sporo mam im do zarzucenia, ale nie takie dyrdymały.
“rozmowa o kasie przez telefon”
Potwierdzam. Dodam, że w branży, o której mam nieco wiedzy, stawki i warunki konkretnych firm na stanowisko nie są tajemnicą, a pierwszy test dla ew. pracownika to to, ile ostatecznie wynegocjuje i w jakim stylu. Co prawda tylko słyszałam, ale od brata, który rekrutuje pracowników.
Jeśli mam uwierzyć ludziom,
Jeśli mam uwierzyć ludziom, których znam od dawna i mam do nich zaufanie lub komuś kto się podpisuje nickiem “jiima” o którym właściwie nic nie wiem i wydaje się dziwnie nadpobudliwy, gdy napisałem o korporacjach to wybór jest oczywisty. Napisałem, że owi ludzie tam pracowali, ale skoro nie chcesz mi uwierzyć, to nie mój problem.
Przykład jest przejaskrawiony, ale po to, żeby pokazać mechanizm wsiąkania pracownika. Nie twierdzę, że każda korporacja i każdy pracownik, bo to oczywiste, natomiast wybielanie ich jest jeszcze większym uproszczeniem niż mój tekst. To było od strony pracownika natomiast od strony klienta zebrałoby się tego o wiele więcej.
Czy ja napisałem, że to jest niemoralne. Jak komuś podoba się taka forma ubezwłasnowolnienia to nie mam nic przeciwko. Mnie to nie rusza co się dzieje w firmach, jeśli ktoś przeczyta ten tekst i będzie ostrożny na to co napisałem to jego szczęście, więc nie wiem po co te emocje.
właściwy adresat mojej wypowiedzi
Jeśli mam uwierzyć ludziom, których znam od dawna i mam do nich zaufanie lub komuś kto się podpisuje nickiem “jiima” o którym właściwie nic nie wiem i wydaje się dziwnie nadpobudliwy, gdy napisałem o korporacjach to wybór jest oczywisty. Napisałem, że owi ludzie tam pracowali, ale skoro nie chcesz mi uwierzyć, to nie mój problem.
Przykład jest przejaskrawiony, ale po to, żeby pokazać mechanizm wsiąkania pracownika. Nie twierdzę, że każda korporacja i każdy pracownik, bo to oczywiste, natomiast wybielanie ich jest jeszcze większym uproszczeniem niż mój tekst. To było od strony pracownika natomiast od strony klienta zebrałoby się tego o wiele więcej.
Czy ja napisałem, że to jest niemoralne. Jak komuś podoba się taka forma ubezwłasnowolnienia to nie mam nic przeciwko. Mnie to nie rusza co się dzieje w firmach, jeśli ktoś przeczyta ten tekst i będzie ostrożny na to co napisałem to jego szczęście, więc nie wiem po co te emocje.
Drogi Janie Kowalski o którym też nic nie wiem
Jestem lekko nadpobudliwe. Taka moja natura. Wkurza mnie też gdy ludzie piszą tego typu “informacje”, zwlaszcza gdy sami nie wiedzą.
Nie bronię korporacji, można by wiele wytknąć miejscom w których żem pracowało, z obecnym na czele. Żadne jakoś nie zdołało mnie uzależnić od siebie, albo mam łeb z kamienia i żadne psychomanipulacje się mnie nie imają, albo coś jest nie tak z tym co mówisz. Zwłaszcza z prywatnym basenem w biurowcu… może dla prezesa. A co do prysznica… u nas nie znalazło żem, a specjalnie dzisiaj szukałom, ale widziało żem w budynku ERY. Po czym widziało żem sporo osób przyjeżdżających do roboty rowerami. Tadam, kryminalna zagadka rozwiązana, ale sekty korporacyjnej żem nie znalazło.
A tak złośliwie, to wyobrażasz sobie firmę w Polsce według tego modelu? Nie żartuj. Przecież credo Polaka to być NIEZADOWOLONYM z miejsca pracy i narzekać na nie…
Od strony klienta… Okej, widziało żem w działaniu “vendor lock-in” i niejedna firma go stosuje. Co ciekawe – chętniej właśnie te małe, kilkuosobowe, bo jak już dorwą intratny kontrakt to wolą z niego nie rezygnować. Aby nikt ich nie przebił, starają się więc być “niezastąpieni”. Ale – zawsze można powiedzieć, że klient sam był sobie winien. Oczywiście, specjalistami od vendor lock-in jest Micro$oft i IBM, które do małych firm nie należą…
Co do “wolności” i “niewoli”, wolność mam zawsze i jakoś nigdy nie zdarzyło mi się czuć uwięzionem w jakiejś firmie, małej czy dużej. Wprost przeciwnie, zmieniam pracę jak tylko stara zaczyna mi się nudzić a na horyzoncie pojawia się lepsza oferta. Takie ze mnie nielojalne bydle i żadni spece od PR tego nie zmienią. A dopóki się nie nudzę, mogę czuć się zniewalane… 😛
Spróbuję odpisać dokładniej w osobnym poście, teraz jestem w niewoli firmy i jak widać, jestem zarobione po uszy.
Skoro zaczynamy rozmawiać
Skoro zaczynamy rozmawiać merytorycznie, to teraz ja podam parę przykładów. Przyszło paru moich kolegów po studiach do korporacji. Z oczywistych względów nie podam nazwy. A tak przy okazji to nie wiem jak wygląda ERA natomiast międzynarodowe firmy informatyczne, które mają swoje biurowce w większości stolic europy to chyba coś innego niż ERA. Wszyscy z tym samym wykształceniem. Akurat najlepszego nie wzięli, skończyła się dyskusja, gdy spytał się o cenę. Resztę wzięli, która nie pytała się o cenę. Naprawdę, jakbym nie wierzył w naturalne dobro człowieka, to nie wiem jak to wytłumaczyć inaczej.
Prysznice są w pewnej korporacji prawniczej. Gdy przychodzą pilne sprawy to cześć prawników jest delegowana do czytania ustaw. Nie ma wtedy znaczenia, czy się będzie siedziało 8 godzin czy 16, swoje trzeba zrobić. Zdarzają się sytuacje, gdy część osób bierze prysznic i śpi w firmie, aby zaoszczędzić na czasie.
Nie chce mi się dalej wymieniać, bo oczywiście Ty możesz podać przykład, gdzie rzeczywiście pracownik to świętość. Ponadto fakt, że Ty jesteś odporny psychicznie nie znaczy, że wszyscy mają tyle szczęścia. Śmieszny jest ten argument, że Ty…, więc coś tam. Ponadto, jeśli masz doświadczenie to zapewne inaczej Cię traktują niż kogoś bez doświadczenia, kto nie zna swoich praw.
Miałem tego nie pisać, ale chuj tam. Kiedyś na próbę byłem w pewnej dużej firmie. Nie wdając się w szczegóły, moje pożegnanie wyglądało w ten sposób, że zakosiłem im klucze licencyjne(korporacyjne) na oprogramowanie i rozpuściłem w internecie. Tak, więc nie tylko Ty jesteś nielojalne bydle, bo ja jestem nielojalnym skurwielem.
Tym optymistycznym akcentem chciałem zakończyć mój udział w tym wątku, powiedziałem już chyba wszystko.
Troszkę zdemonizowane, ale większość
z wymienionych faktów zaobserwowałem pracując w różnych instytucjach w zachodniej Europie. U nas rozgości się na dobre, bo tak jest opracowana struktura dzisiejszych (opłacanych) obozów pracy (współczesny system niewolnictwa).
Nie było żem na zachodzie
Ale w polskich korporacjach jest zupełnie inaczej. In plus i in minus. Tak więc cała ta opowieść jest dla mnie jak protokoły mędrców syjonu czy inne teorie spiskowe.
Troszkę zdemonizowane, ale większość
z wymienionych faktów zaobserwowałem pracując w różnych instytucjach w zachodniej Europie. U nas rozgości się na dobre, bo tak jest opracowana struktura dzisiejszych (opłacanych) obozów pracy (współczesny system niewolnictwa).
Nie było żem na zachodzie
Ale w polskich korporacjach jest zupełnie inaczej. In plus i in minus. Tak więc cała ta opowieść jest dla mnie jak protokoły mędrców syjonu czy inne teorie spiskowe.
Troszkę zdemonizowane, ale większość
z wymienionych faktów zaobserwowałem pracując w różnych instytucjach w zachodniej Europie. U nas rozgości się na dobre, bo tak jest opracowana struktura dzisiejszych (opłacanych) obozów pracy (współczesny system niewolnictwa).
Nie było żem na zachodzie
Ale w polskich korporacjach jest zupełnie inaczej. In plus i in minus. Tak więc cała ta opowieść jest dla mnie jak protokoły mędrców syjonu czy inne teorie spiskowe.
Przesada – conajmniej
Kilka uwag od “psa korporacji”, osoby która pooglądała sobie to od wewnątrz.
Przede wszystkim, nie przypominam sobie by mi groził rozwód (żeby rozwiać wątpliwości – mam z kim się rozwodzić, tyle że nie mam takiego zamiaru, z wzajemnością). Ile pracuję w “firmach”? 5 lat i to tych z “topu”. Warunki nie są tu wcale sielankowe, przede wszystkim jeśli nie jesteś asertywne i nie upomnisz się o swoje, będziesz się kisić na najniższym stanowisku, czasem bez roboty. To ostatnie jest najgorsze, bo po roku lub pół (tyle zajmuje na ogół proces oceny pracownika) ktoś załapie że żywi “darmozjada” (funny, z kodeksu pracy wynika, że to pracodawca ma znaleźć robotę pracownikowi). Tak więc “nieasertywne” osoby mają tu ciężko.
Co do innych spraw – owszem, są nadgodziny. Nie wszystkie firmy za nie płacą, niektóre pozwalają na odbiór w innym czasie (niezgodne z kodeksem), tyle że czasem na ten inny czas czeka się dość długo. Co do płacy – różnie. Moim zdaniem płacą mi ledwie wystarczająco, zwłaszcza że z powodu kryzysu miało żem obniżki pensji. Ponoć tymczasowe, ale…
Opieka medyczna? Nikt ci nie każe korzystać. Ja nie korzystam. Z państwowej też tylko gdy potrzebuję L4.
Taksówki? Nie jeżdżę. Autem też nie, po Warszawie szybciej tramwajem, a czasem na piechotę.
Szansa na trafienie na szefa – kretyna istnieje. Mnie ominęło, ale znam parę osób które miały ten wątpliwy zaszczyt.
Kumpli z pracy nie mam. Nigdy nie mam. Staram się nie łączyć pracy i życia prywatnego. Ze znajomych bliższych i dalszych, jedna koleżanka jest z byłej firmy, ale w robocie nigdy się nie spotkaliśmy – trafiliśmy tam różnymi drogami i do różnych działów, a poznaliśmy się poza pracą przez jeszcze inną znajomą.
Co do wyzysku, taki sam jak w firmach mniejszych IMAO. W żadnej z wielkich firm nikt nie próbował mi wcisnąć kontraktu w którym nie dostawałobym kasy za czas na L4 i innych tego typu kfiatków. Zdaję sobie sprawę, że są małe firmy które tak nie robią, jedna współpracuje z moją obecną firmą i nawet pod pewnymi względami potrafi przedstawić atrakcyjniejsze warunki pracy (akurat nie dla mnie). W małych firmach jest też większa szansa wywalczenia swego jak już cię zrobią w balona, nie mają one sztabu prawników i nawet największy cwaniaczek trzy razy zastanowi się, zanim pozwoli sobie na łeb ściągnąć kontrolę. W wielkich firmach kontrole zdarzają się rzadko, nie będę dociekać czemu, bo wyjaśnień może być sporo.
W skrócie, robota jak każda inna, nie ma co wygłupiać się i demonizować. Mała firma może też przyciągnąć ludzi “atrakcjami”, choć innymi – np. ze względu na przepisy, układy pomiędzy częściami firmy w różnych krajach, niemal niemożliwe jest dostanie elastycznego czasu pracy w korporacji, dopóki nie jesteś managerem. Telepraca i inne tego typu atrakcje na ogół też odpadają. A jak już jesteś managerem, żałujesz że masz ten “elastyczny” czas.
No, chyba że uważasz, że płaca powyżej 5k na rękę dla starszego inżyniera to za dużo. Wtedy rzeczywiście nie pozostaje ci nic innego jak straszenie ludzi praniem mózgu w korporacjach…
Teraz doczytałam 🙂
I tu też, podejrzewam, mój Młody by się podpisał. Tak przynajmniej to widzę na podstawie długich rozmów i wnikliwych obserwacji. Ma czas dla całej rodziny 🙂 No , może zgoda nie dotyczyłaby tramwaju, bo jeździ po kilku (?) województwach, więc sam. służbowy, mimo korków.
Przesada – conajmniej
Kilka uwag od “psa korporacji”, osoby która pooglądała sobie to od wewnątrz.
Przede wszystkim, nie przypominam sobie by mi groził rozwód (żeby rozwiać wątpliwości – mam z kim się rozwodzić, tyle że nie mam takiego zamiaru, z wzajemnością). Ile pracuję w “firmach”? 5 lat i to tych z “topu”. Warunki nie są tu wcale sielankowe, przede wszystkim jeśli nie jesteś asertywne i nie upomnisz się o swoje, będziesz się kisić na najniższym stanowisku, czasem bez roboty. To ostatnie jest najgorsze, bo po roku lub pół (tyle zajmuje na ogół proces oceny pracownika) ktoś załapie że żywi “darmozjada” (funny, z kodeksu pracy wynika, że to pracodawca ma znaleźć robotę pracownikowi). Tak więc “nieasertywne” osoby mają tu ciężko.
Co do innych spraw – owszem, są nadgodziny. Nie wszystkie firmy za nie płacą, niektóre pozwalają na odbiór w innym czasie (niezgodne z kodeksem), tyle że czasem na ten inny czas czeka się dość długo. Co do płacy – różnie. Moim zdaniem płacą mi ledwie wystarczająco, zwłaszcza że z powodu kryzysu miało żem obniżki pensji. Ponoć tymczasowe, ale…
Opieka medyczna? Nikt ci nie każe korzystać. Ja nie korzystam. Z państwowej też tylko gdy potrzebuję L4.
Taksówki? Nie jeżdżę. Autem też nie, po Warszawie szybciej tramwajem, a czasem na piechotę.
Szansa na trafienie na szefa – kretyna istnieje. Mnie ominęło, ale znam parę osób które miały ten wątpliwy zaszczyt.
Kumpli z pracy nie mam. Nigdy nie mam. Staram się nie łączyć pracy i życia prywatnego. Ze znajomych bliższych i dalszych, jedna koleżanka jest z byłej firmy, ale w robocie nigdy się nie spotkaliśmy – trafiliśmy tam różnymi drogami i do różnych działów, a poznaliśmy się poza pracą przez jeszcze inną znajomą.
Co do wyzysku, taki sam jak w firmach mniejszych IMAO. W żadnej z wielkich firm nikt nie próbował mi wcisnąć kontraktu w którym nie dostawałobym kasy za czas na L4 i innych tego typu kfiatków. Zdaję sobie sprawę, że są małe firmy które tak nie robią, jedna współpracuje z moją obecną firmą i nawet pod pewnymi względami potrafi przedstawić atrakcyjniejsze warunki pracy (akurat nie dla mnie). W małych firmach jest też większa szansa wywalczenia swego jak już cię zrobią w balona, nie mają one sztabu prawników i nawet największy cwaniaczek trzy razy zastanowi się, zanim pozwoli sobie na łeb ściągnąć kontrolę. W wielkich firmach kontrole zdarzają się rzadko, nie będę dociekać czemu, bo wyjaśnień może być sporo.
W skrócie, robota jak każda inna, nie ma co wygłupiać się i demonizować. Mała firma może też przyciągnąć ludzi “atrakcjami”, choć innymi – np. ze względu na przepisy, układy pomiędzy częściami firmy w różnych krajach, niemal niemożliwe jest dostanie elastycznego czasu pracy w korporacji, dopóki nie jesteś managerem. Telepraca i inne tego typu atrakcje na ogół też odpadają. A jak już jesteś managerem, żałujesz że masz ten “elastyczny” czas.
No, chyba że uważasz, że płaca powyżej 5k na rękę dla starszego inżyniera to za dużo. Wtedy rzeczywiście nie pozostaje ci nic innego jak straszenie ludzi praniem mózgu w korporacjach…
Teraz doczytałam 🙂
I tu też, podejrzewam, mój Młody by się podpisał. Tak przynajmniej to widzę na podstawie długich rozmów i wnikliwych obserwacji. Ma czas dla całej rodziny 🙂 No , może zgoda nie dotyczyłaby tramwaju, bo jeździ po kilku (?) województwach, więc sam. służbowy, mimo korków.
Przesada – conajmniej
Kilka uwag od “psa korporacji”, osoby która pooglądała sobie to od wewnątrz.
Przede wszystkim, nie przypominam sobie by mi groził rozwód (żeby rozwiać wątpliwości – mam z kim się rozwodzić, tyle że nie mam takiego zamiaru, z wzajemnością). Ile pracuję w “firmach”? 5 lat i to tych z “topu”. Warunki nie są tu wcale sielankowe, przede wszystkim jeśli nie jesteś asertywne i nie upomnisz się o swoje, będziesz się kisić na najniższym stanowisku, czasem bez roboty. To ostatnie jest najgorsze, bo po roku lub pół (tyle zajmuje na ogół proces oceny pracownika) ktoś załapie że żywi “darmozjada” (funny, z kodeksu pracy wynika, że to pracodawca ma znaleźć robotę pracownikowi). Tak więc “nieasertywne” osoby mają tu ciężko.
Co do innych spraw – owszem, są nadgodziny. Nie wszystkie firmy za nie płacą, niektóre pozwalają na odbiór w innym czasie (niezgodne z kodeksem), tyle że czasem na ten inny czas czeka się dość długo. Co do płacy – różnie. Moim zdaniem płacą mi ledwie wystarczająco, zwłaszcza że z powodu kryzysu miało żem obniżki pensji. Ponoć tymczasowe, ale…
Opieka medyczna? Nikt ci nie każe korzystać. Ja nie korzystam. Z państwowej też tylko gdy potrzebuję L4.
Taksówki? Nie jeżdżę. Autem też nie, po Warszawie szybciej tramwajem, a czasem na piechotę.
Szansa na trafienie na szefa – kretyna istnieje. Mnie ominęło, ale znam parę osób które miały ten wątpliwy zaszczyt.
Kumpli z pracy nie mam. Nigdy nie mam. Staram się nie łączyć pracy i życia prywatnego. Ze znajomych bliższych i dalszych, jedna koleżanka jest z byłej firmy, ale w robocie nigdy się nie spotkaliśmy – trafiliśmy tam różnymi drogami i do różnych działów, a poznaliśmy się poza pracą przez jeszcze inną znajomą.
Co do wyzysku, taki sam jak w firmach mniejszych IMAO. W żadnej z wielkich firm nikt nie próbował mi wcisnąć kontraktu w którym nie dostawałobym kasy za czas na L4 i innych tego typu kfiatków. Zdaję sobie sprawę, że są małe firmy które tak nie robią, jedna współpracuje z moją obecną firmą i nawet pod pewnymi względami potrafi przedstawić atrakcyjniejsze warunki pracy (akurat nie dla mnie). W małych firmach jest też większa szansa wywalczenia swego jak już cię zrobią w balona, nie mają one sztabu prawników i nawet największy cwaniaczek trzy razy zastanowi się, zanim pozwoli sobie na łeb ściągnąć kontrolę. W wielkich firmach kontrole zdarzają się rzadko, nie będę dociekać czemu, bo wyjaśnień może być sporo.
W skrócie, robota jak każda inna, nie ma co wygłupiać się i demonizować. Mała firma może też przyciągnąć ludzi “atrakcjami”, choć innymi – np. ze względu na przepisy, układy pomiędzy częściami firmy w różnych krajach, niemal niemożliwe jest dostanie elastycznego czasu pracy w korporacji, dopóki nie jesteś managerem. Telepraca i inne tego typu atrakcje na ogół też odpadają. A jak już jesteś managerem, żałujesz że masz ten “elastyczny” czas.
No, chyba że uważasz, że płaca powyżej 5k na rękę dla starszego inżyniera to za dużo. Wtedy rzeczywiście nie pozostaje ci nic innego jak straszenie ludzi praniem mózgu w korporacjach…
Teraz doczytałam 🙂
I tu też, podejrzewam, mój Młody by się podpisał. Tak przynajmniej to widzę na podstawie długich rozmów i wnikliwych obserwacji. Ma czas dla całej rodziny 🙂 No , może zgoda nie dotyczyłaby tramwaju, bo jeździ po kilku (?) województwach, więc sam. służbowy, mimo korków.
Pracuję w wielkiej międzynarodowej korporacji
od dziesięciu lat. Obecnie na samodzielnym stanowisku głównego specjalisty, nieważne od czego… Mity, które pomiędzy “ludem” usiłują rozsiewać ludzi z zewnątrz już mnie tylko bawią…
Powtarzanie obiegowych haseł stało się chlebem powszednim dla wszelkiego rodzaju propagandzistów. Żarłoczny kapitalizm wyżymający i wywalający na bruk ludzi to mit, taki sam jak obrona wyzyskiwanej klasy robotniczej przez socjalistów wszelkiej maści. Ale żeby to zrozumieć trzeba przejść trochę zarówno w socjaliźmie, jak i w kapitaliźmie. Kto nie ma możliwości porównania niech nie próbuje, bo to tak, jakby sie ślepy wypowiadał o kolorach.
To co opowiadają o korporacjach ludzie, którzy nigdy w nich nie pracowali, lub ci, którzy chcieli tam przeżyć jak w państwowym czebolu mają się do rzeczywistości tak, jak PiS do konserwatyzmu, który według siebie głosi, czyli jak młyn do wody sodowej.
W mitach jest ziarno prawdy
W skrócie – nie twierdzę, że nie ma firm “wyżymających” ludzi, tak jak firm budujących swe imperium na zasadzie sekty. Jedni i drudzy istnieją, podobnie jak sensownie zarządzane przedsiębiorstwa gdzie przyjemnie się pracuje. Tworzenie obrazu “korporacji” na podstawie którejś z tych skrajności to bzdura.
Firmy praktykujące “drapiezny kapitalizm” też żem spotkało, wszystkie były to małe firemki, których szef wyraźnie miał syndrom małego … gdyż co innego można powiedzieć o firmie która musi być SA, chociaż zatrudnia 5 osób. O jednej dużej też żem słyszało, w ostatniej chwili zrezygnowałom z roboty tam na podstawie informacji od ludzi którzy tam pracowali (co ciekawe, niektórzy byli zadowoleni z porządków panujących w firmie, ale mi one nie odpowiadały). Kiedyś na podstawie parytetów uznawałom, że mała firma = szef z małym… + debilne umowy + niskie płace. Dostałom nauczkę, że generalizować nie należy.
Zaskaujące, że autor tekstu jako wady korporacji wymienia zalety – np. ubezpieczenie medyczne. Wiem od ludzi którzy bywają u lekarza częściej, jakie to przydatne, ja jak jużem wspominało nie korzystam, bo nie chce mi się powypełniać papierków do ubezpieczenia, a lekarzy z zasady unikam, poza tym rzut beretem od domu mam sensowną przychodnię z kontraktem NFZ, a do “prywatnego” musiałobym zasuwać na drugi brzeg Wisły. Basenu w firmie nam nie walnęli (ciekawe czy w Polsce w ogóle jest taki biurowiec), karnet na basen mam do aquaparku blisko domu (i daleko od biurowca) i też nie korzystam bo nie mam czasu, rodzina jest równie czasochłonna jak praca.
Tymczasem wady są, ale polityka firmy nie pozwala mi o nich mówić w godzinach pracy. Może walnę jakiś wpisik wieczorem. Pa
Owszem są biurowce z basenami
znam przynajmniej jeden 🙂
A korporacje nie są tak bardzo jednorodne. Istotna jest również kwestia kto ma większy wpływ na zatrudnienie: HR czy menedżerowie merytoryczni. Często jednak menedżerowie i wtedy albo asertywność jest w cenie albo nie. Punkt równowagi między indywidualizmem a umiejętnością pracy zespołowej też jest różnie wyceniany.
Jedni cenią asertywność inni nie. Swoją drogą dobry menedżer zawsze doceni asertywność. W niektórych korporacjach wręcz szkolą z asertywności. Bo trzeba być asertywnym w wewnętrznych stosunkach jak i wobec klienta.
Jakko horror wyobrażam sobie firmę zdominowaną przez zcentralizowany HR narzucającą wzorzec psycho rekrutowanych pracowników. Ale mam nadzieję, że takich nie ma.
W myśl prawa Murphy’ego na pewno jest
W firmach w których żem pracowało, kontakt z HR zaczynał się w momencie podpisywania dokumentów, no jeszcze czasem wcześniej jakaś miła pani podrzucała testy do zrobienia, ale rozmowy “na temat”, w tym kwestie płacowe, ale i projektowe, zależały od managera.
A manager jak każdy – raz trafi się człowiek, raz kaloryfer. Jakoś mi trafiali się głównie ludzie, ale wiem że to wybryk statystyki 🙂
To dziwne
bo zwykle HR robi za sito i odsiewa najpierw życiorysy a potem we wstępnych rozmowach kandydatów aby wielce zapracowani menedżerzy spotkali się tylko z nielicznymi “najlepszymi” kandydatami. Te sito statystycznie działa ok ale czasem odsiewa super kandydatów. 🙂 Gdy menedżerowi na prawdę zależy to bierze sprawę w swoje ręce zlecając HR tylko podstawowe czynności.
Pracowałem w korporacji międzynarodowej w Polsce
w latach dziewięćdziesiątych. Na stanowisku dyrektora, nieważne od czego… Mnie wtedy sporo rzeczy nie bawiło, ale to było dawno i pewnie się zmieniło. Może kiedyś o tym napiszę, ale teraz nie chce mi się do tego wracać, bo dobrze mi poza korporacją.
Pracuję w wielkiej międzynarodowej korporacji
od dziesięciu lat. Obecnie na samodzielnym stanowisku głównego specjalisty, nieważne od czego… Mity, które pomiędzy “ludem” usiłują rozsiewać ludzi z zewnątrz już mnie tylko bawią…
Powtarzanie obiegowych haseł stało się chlebem powszednim dla wszelkiego rodzaju propagandzistów. Żarłoczny kapitalizm wyżymający i wywalający na bruk ludzi to mit, taki sam jak obrona wyzyskiwanej klasy robotniczej przez socjalistów wszelkiej maści. Ale żeby to zrozumieć trzeba przejść trochę zarówno w socjaliźmie, jak i w kapitaliźmie. Kto nie ma możliwości porównania niech nie próbuje, bo to tak, jakby sie ślepy wypowiadał o kolorach.
To co opowiadają o korporacjach ludzie, którzy nigdy w nich nie pracowali, lub ci, którzy chcieli tam przeżyć jak w państwowym czebolu mają się do rzeczywistości tak, jak PiS do konserwatyzmu, który według siebie głosi, czyli jak młyn do wody sodowej.
W mitach jest ziarno prawdy
W skrócie – nie twierdzę, że nie ma firm “wyżymających” ludzi, tak jak firm budujących swe imperium na zasadzie sekty. Jedni i drudzy istnieją, podobnie jak sensownie zarządzane przedsiębiorstwa gdzie przyjemnie się pracuje. Tworzenie obrazu “korporacji” na podstawie którejś z tych skrajności to bzdura.
Firmy praktykujące “drapiezny kapitalizm” też żem spotkało, wszystkie były to małe firemki, których szef wyraźnie miał syndrom małego … gdyż co innego można powiedzieć o firmie która musi być SA, chociaż zatrudnia 5 osób. O jednej dużej też żem słyszało, w ostatniej chwili zrezygnowałom z roboty tam na podstawie informacji od ludzi którzy tam pracowali (co ciekawe, niektórzy byli zadowoleni z porządków panujących w firmie, ale mi one nie odpowiadały). Kiedyś na podstawie parytetów uznawałom, że mała firma = szef z małym… + debilne umowy + niskie płace. Dostałom nauczkę, że generalizować nie należy.
Zaskaujące, że autor tekstu jako wady korporacji wymienia zalety – np. ubezpieczenie medyczne. Wiem od ludzi którzy bywają u lekarza częściej, jakie to przydatne, ja jak jużem wspominało nie korzystam, bo nie chce mi się powypełniać papierków do ubezpieczenia, a lekarzy z zasady unikam, poza tym rzut beretem od domu mam sensowną przychodnię z kontraktem NFZ, a do “prywatnego” musiałobym zasuwać na drugi brzeg Wisły. Basenu w firmie nam nie walnęli (ciekawe czy w Polsce w ogóle jest taki biurowiec), karnet na basen mam do aquaparku blisko domu (i daleko od biurowca) i też nie korzystam bo nie mam czasu, rodzina jest równie czasochłonna jak praca.
Tymczasem wady są, ale polityka firmy nie pozwala mi o nich mówić w godzinach pracy. Może walnę jakiś wpisik wieczorem. Pa
Owszem są biurowce z basenami
znam przynajmniej jeden 🙂
A korporacje nie są tak bardzo jednorodne. Istotna jest również kwestia kto ma większy wpływ na zatrudnienie: HR czy menedżerowie merytoryczni. Często jednak menedżerowie i wtedy albo asertywność jest w cenie albo nie. Punkt równowagi między indywidualizmem a umiejętnością pracy zespołowej też jest różnie wyceniany.
Jedni cenią asertywność inni nie. Swoją drogą dobry menedżer zawsze doceni asertywność. W niektórych korporacjach wręcz szkolą z asertywności. Bo trzeba być asertywnym w wewnętrznych stosunkach jak i wobec klienta.
Jakko horror wyobrażam sobie firmę zdominowaną przez zcentralizowany HR narzucającą wzorzec psycho rekrutowanych pracowników. Ale mam nadzieję, że takich nie ma.
W myśl prawa Murphy’ego na pewno jest
W firmach w których żem pracowało, kontakt z HR zaczynał się w momencie podpisywania dokumentów, no jeszcze czasem wcześniej jakaś miła pani podrzucała testy do zrobienia, ale rozmowy “na temat”, w tym kwestie płacowe, ale i projektowe, zależały od managera.
A manager jak każdy – raz trafi się człowiek, raz kaloryfer. Jakoś mi trafiali się głównie ludzie, ale wiem że to wybryk statystyki 🙂
To dziwne
bo zwykle HR robi za sito i odsiewa najpierw życiorysy a potem we wstępnych rozmowach kandydatów aby wielce zapracowani menedżerzy spotkali się tylko z nielicznymi “najlepszymi” kandydatami. Te sito statystycznie działa ok ale czasem odsiewa super kandydatów. 🙂 Gdy menedżerowi na prawdę zależy to bierze sprawę w swoje ręce zlecając HR tylko podstawowe czynności.
Pracowałem w korporacji międzynarodowej w Polsce
w latach dziewięćdziesiątych. Na stanowisku dyrektora, nieważne od czego… Mnie wtedy sporo rzeczy nie bawiło, ale to było dawno i pewnie się zmieniło. Może kiedyś o tym napiszę, ale teraz nie chce mi się do tego wracać, bo dobrze mi poza korporacją.
Pracuję w wielkiej międzynarodowej korporacji
od dziesięciu lat. Obecnie na samodzielnym stanowisku głównego specjalisty, nieważne od czego… Mity, które pomiędzy “ludem” usiłują rozsiewać ludzi z zewnątrz już mnie tylko bawią…
Powtarzanie obiegowych haseł stało się chlebem powszednim dla wszelkiego rodzaju propagandzistów. Żarłoczny kapitalizm wyżymający i wywalający na bruk ludzi to mit, taki sam jak obrona wyzyskiwanej klasy robotniczej przez socjalistów wszelkiej maści. Ale żeby to zrozumieć trzeba przejść trochę zarówno w socjaliźmie, jak i w kapitaliźmie. Kto nie ma możliwości porównania niech nie próbuje, bo to tak, jakby sie ślepy wypowiadał o kolorach.
To co opowiadają o korporacjach ludzie, którzy nigdy w nich nie pracowali, lub ci, którzy chcieli tam przeżyć jak w państwowym czebolu mają się do rzeczywistości tak, jak PiS do konserwatyzmu, który według siebie głosi, czyli jak młyn do wody sodowej.
W mitach jest ziarno prawdy
W skrócie – nie twierdzę, że nie ma firm “wyżymających” ludzi, tak jak firm budujących swe imperium na zasadzie sekty. Jedni i drudzy istnieją, podobnie jak sensownie zarządzane przedsiębiorstwa gdzie przyjemnie się pracuje. Tworzenie obrazu “korporacji” na podstawie którejś z tych skrajności to bzdura.
Firmy praktykujące “drapiezny kapitalizm” też żem spotkało, wszystkie były to małe firemki, których szef wyraźnie miał syndrom małego … gdyż co innego można powiedzieć o firmie która musi być SA, chociaż zatrudnia 5 osób. O jednej dużej też żem słyszało, w ostatniej chwili zrezygnowałom z roboty tam na podstawie informacji od ludzi którzy tam pracowali (co ciekawe, niektórzy byli zadowoleni z porządków panujących w firmie, ale mi one nie odpowiadały). Kiedyś na podstawie parytetów uznawałom, że mała firma = szef z małym… + debilne umowy + niskie płace. Dostałom nauczkę, że generalizować nie należy.
Zaskaujące, że autor tekstu jako wady korporacji wymienia zalety – np. ubezpieczenie medyczne. Wiem od ludzi którzy bywają u lekarza częściej, jakie to przydatne, ja jak jużem wspominało nie korzystam, bo nie chce mi się powypełniać papierków do ubezpieczenia, a lekarzy z zasady unikam, poza tym rzut beretem od domu mam sensowną przychodnię z kontraktem NFZ, a do “prywatnego” musiałobym zasuwać na drugi brzeg Wisły. Basenu w firmie nam nie walnęli (ciekawe czy w Polsce w ogóle jest taki biurowiec), karnet na basen mam do aquaparku blisko domu (i daleko od biurowca) i też nie korzystam bo nie mam czasu, rodzina jest równie czasochłonna jak praca.
Tymczasem wady są, ale polityka firmy nie pozwala mi o nich mówić w godzinach pracy. Może walnę jakiś wpisik wieczorem. Pa
Owszem są biurowce z basenami
znam przynajmniej jeden 🙂
A korporacje nie są tak bardzo jednorodne. Istotna jest również kwestia kto ma większy wpływ na zatrudnienie: HR czy menedżerowie merytoryczni. Często jednak menedżerowie i wtedy albo asertywność jest w cenie albo nie. Punkt równowagi między indywidualizmem a umiejętnością pracy zespołowej też jest różnie wyceniany.
Jedni cenią asertywność inni nie. Swoją drogą dobry menedżer zawsze doceni asertywność. W niektórych korporacjach wręcz szkolą z asertywności. Bo trzeba być asertywnym w wewnętrznych stosunkach jak i wobec klienta.
Jakko horror wyobrażam sobie firmę zdominowaną przez zcentralizowany HR narzucającą wzorzec psycho rekrutowanych pracowników. Ale mam nadzieję, że takich nie ma.
W myśl prawa Murphy’ego na pewno jest
W firmach w których żem pracowało, kontakt z HR zaczynał się w momencie podpisywania dokumentów, no jeszcze czasem wcześniej jakaś miła pani podrzucała testy do zrobienia, ale rozmowy “na temat”, w tym kwestie płacowe, ale i projektowe, zależały od managera.
A manager jak każdy – raz trafi się człowiek, raz kaloryfer. Jakoś mi trafiali się głównie ludzie, ale wiem że to wybryk statystyki 🙂
To dziwne
bo zwykle HR robi za sito i odsiewa najpierw życiorysy a potem we wstępnych rozmowach kandydatów aby wielce zapracowani menedżerzy spotkali się tylko z nielicznymi “najlepszymi” kandydatami. Te sito statystycznie działa ok ale czasem odsiewa super kandydatów. 🙂 Gdy menedżerowi na prawdę zależy to bierze sprawę w swoje ręce zlecając HR tylko podstawowe czynności.
Pracowałem w korporacji międzynarodowej w Polsce
w latach dziewięćdziesiątych. Na stanowisku dyrektora, nieważne od czego… Mnie wtedy sporo rzeczy nie bawiło, ale to było dawno i pewnie się zmieniło. Może kiedyś o tym napiszę, ale teraz nie chce mi się do tego wracać, bo dobrze mi poza korporacją.