Wypowiadałem się tutaj na wiele tematów w których nie byłem kompetentny, natomiast teraz zamierzam napisać o czymś, co jest mi znane od podszewki.
Wypowiadałem się tutaj na wiele tematów w których nie byłem kompetentny, natomiast teraz zamierzam napisać o czymś, co jest mi znane od podszewki. Jedną z moich wielu wad jest pewna przypadłość, otóż mając w danej chwili mało pieniędzy, wydawałem ich resztki na różnego rodzaje kursy, studia zaoczne, generalnie na szeroko pojętą edukacje techniczno-humanistyczną. Nie należy się doszukiwać w poprzednim zdaniu fałszywej skromności, intencjonalnie bliżej już do spowiedzi, takiej przez internet. Gdyby spojrzeć na to od strony mechanizmów, to dodatkowe kursy poza studiami dziennymi, czyli naturalnym rytmem edukacji, są jak linux. Raz na rok, przychodzi mi ochota wykasować windowsa i wgrać linuxa. Czemu tak robię ? Po pierwsze charakter, żadne tam zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, choć nienasycona ciekawość z pogranicza, po drugie propaganda. System ten do użytku domowego się nie nadaje, jednak masa ludzi twierdzi, że bycie „pro” wymaga korzystania z tego wolnego systemu i niewspierania korporacji, które chcą przejąć władzę nad światem. Po trzecie, gdy się raz zainstaluje ten system, usuwa się go po tygodniu, powody oczywiste, kto choć raz tego spróbował, po kilku latach prawdopodobnie zainstaluje go ponownie. Powód jest banalny, obiecywanie twórców, że wtedy to nic nie działało, ale teraz już jest wszystko jak powinno.
Studia studiom nierówne. Pierwszy podział to studia prywatne i państwowe. Znaczna większość uczelni prywatnych to dno. Nawet jeśli istnieją uczelnie prywatne, które mają wyższy poziom niż ich publiczne odpowiedniki jak choćby Polsko-Japońska Wyższa Szkoła w Warszawie to i tak kluczem jest świadomość pracodawców. Duże firmy do których chcą się dostać absolwenci szkół technicznych w pierwszym rzucie odrzucają tych po prywatnych, nie przeprowadzając nawet rozmowy kwalifikacyjnej. Kłamstwem jest, że gdy ktoś płaci za studia to wtedy chce się uczyć, gdyż czuje drenaż portfela. Obecna dewaluacja wyższego wykształcenia jest spowodowana kulturą szybciej, skuteczniej. Nie liczy się wiedza, tylko papierek. Krzywdzące byłoby napisanie, że jest to truizm, gdyż są specjaliści, którzy uczestniczą w szkoleniach z pasją, chcąc pogłębiać swoją wiedzę. Jednak dla większości płacenie jest równe z zasypaniem przyszłego pracodawcy różnego rodzaju papierkami, bo skoro pokazania bicepsa podziałało na blachary to analogia powinna działać.
Na studiach prywatnych nigdy nie byłem, wiem jedynie jaki poziom reprezentują ich studenci. Innym kryterium o którym mogę się wypowiedzieć i podeprzeć to własnym doświadczeniem są studia humanistyczne i techniczne. Coraz częściej słyszy się, że studenci po humanistyce muszą się przekwalifikowywać na wykwalifikowanych pracowników fizycznych. To niedopasowanie do zawodu tylko po części wynika z przesycenia rynku. Kluczem do odpowiedzi jest istota studiów humanistycznych a właściwie wypaczenie jej sensu. W zamyśle studia techniczne miały kształcić wąskie grupy specjalistów a te drugie ludzi kreatywnych, twórczych z szeroką, pobieżną wiedzą. Tak to działa na zachodzie w prestiżowych uczelniach, w Polsce jest jak zwykle inaczej. U nich na studiach inżynierskich jest kilka przedmiotów na roku i student może sobie wybierać czego chce się uczyć. W Polsce studentów traktuje się jak kaczki na farmach, gdzie się wpycha rurką żarcie do gardła. Po 10 przedmiotów na semestr i wszystko trzeba zdać. Mnie osobiście taki stan rzeczy odpowiadał, gdyż nigdy nie traktowałem studiów w kategoriach honoru czy innych patetycznych wynalazkach. Zabij lub zostań zabity, poznaj swojego wroga. Oszukiwanie, okłamywanie, ściąganie, zawieranie sojuszy, istny poligon, im większy hardcore tym lepsza zabawa. Tak, więc szkoły techniczne zamiast uczyć specjalistów, paradoksalnie przejęły funkcje szkół humanistycznych ucząc obrotności, poszerzając horyzonty.
Kolejną zasadniczą różnicą między studiami humanistycznymi i technicznymi jest podejście do problemu. Na tych drugich myślenie ukierunkowane jest na jego rozwiązanie. Odpowiednikiem byłoby pisanie takie jak jest na tym portalu, czyli podejście z syntetyczno-analityczne do zagadnienia. W praktyce wygląda to tak, że mamy dziennikarzy, specjalistów i autorytety pełne idiotów, którzy nadają się wyłącznie do bronienia interesów w telewizji. Studia humanistyczne to kołchoz, uczenie się według klucza, powielanie schematów, brak samodzielnego myślenia, analizy, logiki, syntezy.
Czy zatrudnilibyście by panią doktor w wieku 32 lat po dwóch doktoratach z biologii i informatyki na zagranicznych uczelniach, zadbana, kulturalna, pracowita ? Dlaczego w Polsce nie może znaleźć pracy a na zachodzie przyjmują ją z otwartymi rękoma ? W Polsce ludzie nie myślą perspektywicznie, nie mają kapitału, know-how, boją się lepszych od siebie. A przecież człowiek inteligentny powinien otaczać się ludźmi inteligentniejszymi od siebie. Wybierając studia należy pamiętać, że ten kraj jest i będzie Chinami Europy. Wielkim korporacjom nie są potrzebni myśliciele, filozofowie a robole, te bardziej wykształcone nazywające się inżynierami i ci od podawania kawy, roznoszenia długopisów. Kiedyś spotkałem się z przypadkiem, że po rozmowie kwalifikacyjno-technicznej kolega został spytany jaką chciałby pensje. Spanikował i powiedział na poziomie kasjerki w Tesco i go nie przyjęli. Może to i dobrze, że mamy zaszczepioną mentalność niewolników, wtedy nie ma problemu z marzeniami i innymi absurdami. Gdy tylko komuś uda się rozwinąć firmę, zaraz ją sprzedaje. Nic nikomu do tego powiedzą całe zastępy fanatyków wolnego rynku.
Im człowiek głupszy tym bardziej lubi dawać rady. Zwykle rady mają na celu, aby właściciel lepiej się poczuł a hojnie obdarowany mrużył oczy z powodu mądrości, która mu się objawiła. Jeśli ktoś czuje potrzebę wiedzy to zamiast dodatkowych studiów, kursów, weźmie w rączkę książkę od psychologii. Tylko nic z gatunku samorozwoju a jedynie psychologię pisaną przez profesorów prestiżowych uczelni Amerykańskich. Masa ludzi solidnie wykształconych popełnia sporo błędów przy komunikacji z odbiorcami, nie zdając sobie z tego sprawy, torpedując własne wysiłki. Nie piszę tutaj o ciągłym uśmiechaniu się do wykładowców i śmianiu się z ich bardzo zabawnych dowcipów, aby później w domu opowiadać jak ja nienawidzę tych studiów i świata. Generalnie ludzie asertywni, zdyscyplinowani, wykształcenie stanowią tylko 10% populacji i to oni są najbardziej cenieni przez pracodawców a nie nolifey zostające po godzinach w pracy.
Taka rzecz
“po rozmowie kwalifikacyjno-technicznej kolega został spytany jaką chciałby pensje.”
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego w UK czy USA firmy mogą już W OGŁOSZENIU precyzować płacę “x tys. dolarów na rok”, “y tys. funtów plus świadczenia” etc., a u nas nie ma tego w ogłoszeniu, a pytanie pada w rozmowie – ze strony pracodawcy – i weź się zwijaj człowieku, bo
1. powiesz za dużo, to cię nie wezmą,
2. powiesz za mało, to
a) będziesz dostawać kasę nieprzystającą do roboty albo
b) potraktują cię jak kolegę jank’a.
Ja rozumiem, że firma ma trzymać koszty na rozsądnym poziomie i może chcieć tańszego pracownika, ale co jest droższe?
Pracownik zadowolony – wiedział już na etapie rekrutacji, ile będzie dostawać, jego kwalifikacje odpowiadały pracodawcy – dostał pracę i działa?
Czy ten, który jest niezadowolony z otrzymywanej kasy (p. 2a), skorzysta z pierwszej okazji, żeby zmienić pracę, jeszcze nie daj Boże wyjmie z macierzystej firmy klienta (myślę o reklamie, w której często nowa agencja tworzona jest przez ludzi, którzy odchodząc z poprzedniej pracy zabrali ze sobą klientów, żeby mieć za co założyć własną firmę), a na jego miejsce i tak trzeba będzie zatrudnić nowego, powtarzać rekrutację etc.?
Kiedyś były takie badania na
Kiedyś były takie badania na temat szpiegostwa przemysłowego. Wyniki były szokujące, mianowicie znaczna większość przypadków nie była zaplanowana przez kreta w firmie, tylko z powodu czysto personalnej zemsty pracownika. Zresztą to o czym mówisz to nie tylko płaca, ale również to, że jeden pracownik odpowiada za wiele rzeczy, często wykańcza go nie same obowiązki a i stres. Jak teraz znowu otworzą rynki na zachodzie, to będzie płacz, bo exodus. Kolejną rzeczą jest, czemu firmy zagraniczne przychodzą na uczelnie robić rekrutacje, szukać talentów a polskim firmom jest wstyd. To nie jest tak, że jakaś niesprawiedliwość dziejowa dotknęła ten naród, on jest sam sobie winny tych wszystkich krzywd.
No,
z wnioskami to bym się powstrzymał, jest w tym trochę racji, ale nie cała.
Natomiast co do szpiegostwa, to nie wiedziałem, ale żeby się tego bać (szpiegostwo, “wyjmowanie” klientów), to trzeba myśleć o rozwoju, szansach i zagrożeniach firmy w dłuższej perspektywie. A jak tu o takiej myśleć, kiedy środowisko jakby nie bardzo sprzyja? Czyli to, o czym już X razy się tu pisało – niestabilne prawo, uznaniowość decyzji urzędniczych, przewlekłość w sądach i wyroki z czapy. Plus pewnie każdy jeszcze znajdzie coś swojego do dopisania. Co nie znaczy, że nie trzeba próbować – chociaż czasem to trochę jak sikanie pod wiatr :^ P
Ja wiem, że trzeba próbować.
Ja wiem, że trzeba próbować. Chociaż nie spodziewałem się, że będziesz mnie do tego namawiał. No, ale pewnie masz rację uczciwość jest przereklamowana.
Taka rzecz
“po rozmowie kwalifikacyjno-technicznej kolega został spytany jaką chciałby pensje.”
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego w UK czy USA firmy mogą już W OGŁOSZENIU precyzować płacę “x tys. dolarów na rok”, “y tys. funtów plus świadczenia” etc., a u nas nie ma tego w ogłoszeniu, a pytanie pada w rozmowie – ze strony pracodawcy – i weź się zwijaj człowieku, bo
1. powiesz za dużo, to cię nie wezmą,
2. powiesz za mało, to
a) będziesz dostawać kasę nieprzystającą do roboty albo
b) potraktują cię jak kolegę jank’a.
Ja rozumiem, że firma ma trzymać koszty na rozsądnym poziomie i może chcieć tańszego pracownika, ale co jest droższe?
Pracownik zadowolony – wiedział już na etapie rekrutacji, ile będzie dostawać, jego kwalifikacje odpowiadały pracodawcy – dostał pracę i działa?
Czy ten, który jest niezadowolony z otrzymywanej kasy (p. 2a), skorzysta z pierwszej okazji, żeby zmienić pracę, jeszcze nie daj Boże wyjmie z macierzystej firmy klienta (myślę o reklamie, w której często nowa agencja tworzona jest przez ludzi, którzy odchodząc z poprzedniej pracy zabrali ze sobą klientów, żeby mieć za co założyć własną firmę), a na jego miejsce i tak trzeba będzie zatrudnić nowego, powtarzać rekrutację etc.?
Kiedyś były takie badania na
Kiedyś były takie badania na temat szpiegostwa przemysłowego. Wyniki były szokujące, mianowicie znaczna większość przypadków nie była zaplanowana przez kreta w firmie, tylko z powodu czysto personalnej zemsty pracownika. Zresztą to o czym mówisz to nie tylko płaca, ale również to, że jeden pracownik odpowiada za wiele rzeczy, często wykańcza go nie same obowiązki a i stres. Jak teraz znowu otworzą rynki na zachodzie, to będzie płacz, bo exodus. Kolejną rzeczą jest, czemu firmy zagraniczne przychodzą na uczelnie robić rekrutacje, szukać talentów a polskim firmom jest wstyd. To nie jest tak, że jakaś niesprawiedliwość dziejowa dotknęła ten naród, on jest sam sobie winny tych wszystkich krzywd.
No,
z wnioskami to bym się powstrzymał, jest w tym trochę racji, ale nie cała.
Natomiast co do szpiegostwa, to nie wiedziałem, ale żeby się tego bać (szpiegostwo, “wyjmowanie” klientów), to trzeba myśleć o rozwoju, szansach i zagrożeniach firmy w dłuższej perspektywie. A jak tu o takiej myśleć, kiedy środowisko jakby nie bardzo sprzyja? Czyli to, o czym już X razy się tu pisało – niestabilne prawo, uznaniowość decyzji urzędniczych, przewlekłość w sądach i wyroki z czapy. Plus pewnie każdy jeszcze znajdzie coś swojego do dopisania. Co nie znaczy, że nie trzeba próbować – chociaż czasem to trochę jak sikanie pod wiatr :^ P
Ja wiem, że trzeba próbować.
Ja wiem, że trzeba próbować. Chociaż nie spodziewałem się, że będziesz mnie do tego namawiał. No, ale pewnie masz rację uczciwość jest przereklamowana.
Pracy się szuka wtedy
Kiedy się ją ma. Wiem, że nie zawsze się tak udaje, ale taka jest zasada. W tej sytuacji żądasz więcej niż masz w aktualnej. Jeśli to za mało, szukasz nadal. Jeśli wystarczająco, szukasz nadal.
Bo znajdą kogoś, kto krzyknie mniej niż ty i zostaniesz bez pracy.
Oczywiście rzecz jest rujnująca zarówno dla pracownika jak i ostatecznie dla pracodawcy.
Bo w miarę możności odchodzi się z klientami.
Pracy się szuka wtedy
Kiedy się ją ma. Wiem, że nie zawsze się tak udaje, ale taka jest zasada. W tej sytuacji żądasz więcej niż masz w aktualnej. Jeśli to za mało, szukasz nadal. Jeśli wystarczająco, szukasz nadal.
Bo znajdą kogoś, kto krzyknie mniej niż ty i zostaniesz bez pracy.
Oczywiście rzecz jest rujnująca zarówno dla pracownika jak i ostatecznie dla pracodawcy.
Bo w miarę możności odchodzi się z klientami.
człowiek szuka płacy
Talent, wykształcenie, i pracowitość to są tylko wstępne warunki do zrobienia kariery zawodowej czy też osiągnięcia sukcesu finansowego metodą pracy na etacie.
Do tego potrzebna jest jeszcze specjalna osobowość, czyli charakter wiecznego zwycięzcy.
Doskonałe kontakty z ludźmi, szerokie znajomości i pogodne usposobienie też są bardzo wskazane.
Nie jest to jakaś polska specyfika, wszędzie sytuacja jest pod tym względem podobna, jednak u nas utalentowany, sumienny pracownik tyrający za grosze to niemal standard.
Ludziom w takiej sytuacji zawsze doradzam maksymalne opieprzanie się jako jedyny dla nich dostępny model poprawy bilansu praca-płaca, ale zwykle nie chcą posłuchać tej mądrej rady.
Powiedz mi czemu tak jest ?
Powiedz mi czemu tak jest ? Jest cała masa badań dlaczego warto inwestować w pracownika i nikogo to nie obchodzi. Jaką płacę na etacie uważasz za sukces ? I trzecie pytanie dlaczego sporej liczbie ludzi odpowiada praca na etacie za powiedzmy trochę powyżej średniej, zamiast otworzyć własną firmę ?
jest jak jest
1. Jest tak, bo jako kraj tkwimy od zawsze na wstępnym etapie rozwoju kapitału, kiedy to trzeba płacić najmniej jak to tylko możliwe.
2. Płacę można nazwać sukcesem wtedy gdy nie pokrywa jedynie kosztów bieżącego życia ale umożliwia inwestowanie w swoją przyszłość, czyli lokowanie nadwyżki pieniędzy w nieruchomościach, złotych sztabach, arbuzach w Tajlandii, czy w czym jeszcze kto chce.
3. Prowadzenie w Polsce nawet jednoosobowej firmy jest tak ryzykowne i skomplikowane pod względem prawnym że trudno się dziwić temu że większość woli pewniejszy, choć suchy chleb.
Kiedyś nawet ja prowadziłem z sukcesem małą firemkę, a to oznacza że mógł to robić praktycznie każdy. Teraz jest trochę inaczej pod tym względem.
Zadałem pytanie o płace, bo
Zadałem pytanie o płace, bo byłem ciekaw co wymyślisz, aby mi nie udzielić odpowiedzi. Twój tok rozumowania pokrywa się z Robertem Kiyosaki. Chodzi więc o pozyskanie aktywów. Szkoda, że nie wymieniłeś ZUS i OFE.
“Powiedz mi czemu tak jest ?
“Powiedz mi czemu tak jest ? Jest cała masa badań dlaczego warto inwestować w pracownika i nikogo to nie obchodzi”
Nie powiedziałbym, że nikogo. Są tacy, których obchodzi. Co prawda nie jest pod tym względem tak dobrze, jak powinno być, ale cóż… Taka faza rozwoju gospodarki. Nie jesteśmy już na etapie gospodarki wczesnoprzemysłowej, w której inwestycje w pracowników są uważane za niepotrzebne, bo pracodawcy potrzebują ich jedynie jako taniej siły roboczej dla obsługi masowej produkcji. Z drugiej strony nie dotarliśmy jeszcze do etapu gospodarki opartej na “kapitale intelektualnym”, która wymaga od dużej części pracowników bardzo wysokich kwalifikacji i w której opłacalność inwestycji w ludzi jest dla wszystkich oczywista. Zmierzamy w tym kierunku, ale to proces ewolucyjny, który nigdzie nie dokonał się z dnia na dzień i wszędzie wymaga czasu.
“Jaką płacę na etacie uważasz za sukces ?”
Taką, która pozwala na konsumpcję większą niż tylko zaspokojenie podstawowych potrzeb i z której można odłożyć coś na przyszłość.
“I trzecie pytanie dlaczego sporej liczbie ludzi odpowiada praca na etacie za powiedzmy trochę powyżej średniej, zamiast otworzyć własną firmę ?”
Część z nich boi się pewnie ryzyka, a niektórym przeszkadza biurokracja i system podatkowy, które w naszym kraju nie sprzyjają rozwojowi przedsiębiorczości, zwłaszcza tej małej i startującej od zera.
człowiek szuka płacy
Talent, wykształcenie, i pracowitość to są tylko wstępne warunki do zrobienia kariery zawodowej czy też osiągnięcia sukcesu finansowego metodą pracy na etacie.
Do tego potrzebna jest jeszcze specjalna osobowość, czyli charakter wiecznego zwycięzcy.
Doskonałe kontakty z ludźmi, szerokie znajomości i pogodne usposobienie też są bardzo wskazane.
Nie jest to jakaś polska specyfika, wszędzie sytuacja jest pod tym względem podobna, jednak u nas utalentowany, sumienny pracownik tyrający za grosze to niemal standard.
Ludziom w takiej sytuacji zawsze doradzam maksymalne opieprzanie się jako jedyny dla nich dostępny model poprawy bilansu praca-płaca, ale zwykle nie chcą posłuchać tej mądrej rady.
Powiedz mi czemu tak jest ?
Powiedz mi czemu tak jest ? Jest cała masa badań dlaczego warto inwestować w pracownika i nikogo to nie obchodzi. Jaką płacę na etacie uważasz za sukces ? I trzecie pytanie dlaczego sporej liczbie ludzi odpowiada praca na etacie za powiedzmy trochę powyżej średniej, zamiast otworzyć własną firmę ?
jest jak jest
1. Jest tak, bo jako kraj tkwimy od zawsze na wstępnym etapie rozwoju kapitału, kiedy to trzeba płacić najmniej jak to tylko możliwe.
2. Płacę można nazwać sukcesem wtedy gdy nie pokrywa jedynie kosztów bieżącego życia ale umożliwia inwestowanie w swoją przyszłość, czyli lokowanie nadwyżki pieniędzy w nieruchomościach, złotych sztabach, arbuzach w Tajlandii, czy w czym jeszcze kto chce.
3. Prowadzenie w Polsce nawet jednoosobowej firmy jest tak ryzykowne i skomplikowane pod względem prawnym że trudno się dziwić temu że większość woli pewniejszy, choć suchy chleb.
Kiedyś nawet ja prowadziłem z sukcesem małą firemkę, a to oznacza że mógł to robić praktycznie każdy. Teraz jest trochę inaczej pod tym względem.
Zadałem pytanie o płace, bo
Zadałem pytanie o płace, bo byłem ciekaw co wymyślisz, aby mi nie udzielić odpowiedzi. Twój tok rozumowania pokrywa się z Robertem Kiyosaki. Chodzi więc o pozyskanie aktywów. Szkoda, że nie wymieniłeś ZUS i OFE.
“Powiedz mi czemu tak jest ?
“Powiedz mi czemu tak jest ? Jest cała masa badań dlaczego warto inwestować w pracownika i nikogo to nie obchodzi”
Nie powiedziałbym, że nikogo. Są tacy, których obchodzi. Co prawda nie jest pod tym względem tak dobrze, jak powinno być, ale cóż… Taka faza rozwoju gospodarki. Nie jesteśmy już na etapie gospodarki wczesnoprzemysłowej, w której inwestycje w pracowników są uważane za niepotrzebne, bo pracodawcy potrzebują ich jedynie jako taniej siły roboczej dla obsługi masowej produkcji. Z drugiej strony nie dotarliśmy jeszcze do etapu gospodarki opartej na “kapitale intelektualnym”, która wymaga od dużej części pracowników bardzo wysokich kwalifikacji i w której opłacalność inwestycji w ludzi jest dla wszystkich oczywista. Zmierzamy w tym kierunku, ale to proces ewolucyjny, który nigdzie nie dokonał się z dnia na dzień i wszędzie wymaga czasu.
“Jaką płacę na etacie uważasz za sukces ?”
Taką, która pozwala na konsumpcję większą niż tylko zaspokojenie podstawowych potrzeb i z której można odłożyć coś na przyszłość.
“I trzecie pytanie dlaczego sporej liczbie ludzi odpowiada praca na etacie za powiedzmy trochę powyżej średniej, zamiast otworzyć własną firmę ?”
Część z nich boi się pewnie ryzyka, a niektórym przeszkadza biurokracja i system podatkowy, które w naszym kraju nie sprzyjają rozwojowi przedsiębiorczości, zwłaszcza tej małej i startującej od zera.
Rynek pracy w III Rzeczpospolitej
Należał i należy do pracodawców. Teraz w czasie depresji (bo to nie jest kryzys ani nawet recesja) w USA też pracodawcy dyktują warunki.
Kilka lat temu, gdy rynek pracy należał do pracowników, rozmowy o pieniądzach nie były trudne, choć musiały byc rozważne. Niezależnie od sytuacji na rynku pracy, jeśli ktoś potrzebuje pracownika, to potrzebuje, to znaczy, że na to stanowisko posiada pewien budżet.
Na pytanie: A ile chce pan zarabiać? jest zawsze usprawiedliwione kontr-zapytanie: A jaki jest wasz budżet na tę pozycję? Takie podejście nie jest niegrzeczne, jest uważane za inteligentne, pada jakaś odpowiedź a z nią przychodzi pewien pogląd na sprawę. Nie twierdzę, że odpowiedź musi być numeryczna, może być wymijająca, ale jeśli tak, to znaczy, że jest “okno” do negocjacji. Kandydat jest postrzegany jako osoba rozumiejąca mechanizmy i poniekąd staje się partnerem, już na etapie rozmowy kwalifikacyjnej.
Studiowanie niczego jest w USA też bardzo powszechne. O tym więcej pod zapytaniem Zoe.
Pozdrawiam.
W RP 2 i 1/2 fabryka najlepszych samochodów japońskich
,takich, co to same przyspieszają, urządziła nabór kady inżynieryjno- technicznej. Na rozmowę kwalifikacyjną przyszedł doświadczony konstruktor skrzyń biegów, posiadacz kilku patentów, pisze również programy do sterowników ,,automatów”. Jednym słowem całe biuro konstrukcyjne w jednej osobie. Przyniósł ze sobą bagaż doświadczeń – dokumentów.
Przemiły pan od rekrutacji, po obejrzeniu wszystkiego, wydał wyrok: ten przedział wiekowy nas nie interesuje.
Posiadacz patentów i wielkiego doświadczenia miał ponad 40 lat. Tymczasem ,,wielki koncern” na literę T poszukuje młodych, zdolnych jedynie do posługiwania się kluczem pneumatycznym i eleganckiego poruszania po hali produkcyjnej. Oraz zgłaszania, oczywiście darmowych, wniosków racjonalizatorskich – na codziennych odprawach.
EOE
Equal Opportunity Employer.
Żadnej dyskryminacji, ze względu na cokolwiek: płeć, wiek, rasę, pochodzenie, religię, stan cywilny, orientację seksualną, bla bla bla.
Takie piękne założenia. Życie mówi co innego – np. nie zatrudniaj czarnego. Bo jak czarny się nie spisuję i dostanie opieprz od szefa, to idzie do sądu i sądzi o dyskryminację. Biały tego nie robi. W porównaniu z czarnym.
Ale biały też idzie do sądu. Sprawy sądowe to jest normalna część życia. Normalna?
Pojęcia nie miałam, że moja pierwsza, naprawdę dobra i dbająca firma, miała sprawy sądowe wytoczone przez pracowników. Jedną taką gwiazdą była biała techniczka, 100 kg wagi. Były awanse i ona awansu nie dostała, bo była zawodowo słaba i taka powolna. Nikt nie powiedział, że nie spisuje się na tym stanowisku, które ma, ale awans był dla lepszych, normalka.
Zaskarżyła firmę o dyskryminację w związku z jej tuszą. Nie wygrała, bo doszło do porozumienia, choć przed sądem.
Fu!
Uczyłam się od kadrowej, jak przeprowadzać interviews, żeby na prawniczy odcisk nie nadepnąć.
Na amerykańskich aplikacjach o pracę nie ma daty urodzenia, zdjęcia, płci, rasy, stanu rodzinnego. Wielu rzeczy można się domyślić, oczywiście. Interview wyłącznie o sprawy merytoryczne. A każdy ma napisane, że jest wybitnym specjalistą w dziedzinie – tak, jak każda firma ogłaszająca się w Polsce to jest światowy leader w dziedzinie…
Jeśli “przesłuchujesz” aplikanta w wieku dojrzałym, to nie można ani słowem wspomnieć o dacie urodzenia. EOE w tym przypadku działa tak, że choć nie wiesz, ile aplikant ma lat, to jeśli aplikant ma lat ponad 45, to może wytoczyć sprawę o dyskryminację z powodu wieku. Bo aplikant wie.
No to piękna ….paranoja. Nam jeszcze daleko do takiego
,,postępu”. Chociaż gonimy Zachód:-)
Opisałem gdzieś tutaj, jak Cygan przyszedł zatrudnić się w firmie budowlanej.Wszyscy wylegli – pooglądać Cygana – pracusia. Wszyscy też wiedzieli jak to się skończy.Oprócz szefa i szefowej kadr. Cygan został zatrudniony. Pobrał ubranko robocze, jakieś narzędzia i …..tyle go widzieli.
Całkiem nam niedaleko
do takich “równych praw” – w sensie geograficznym. Był kiedyś – rok temu? Dwa lata? taki tekst w “Dużym Formacie” GW o tym, jak w Szwecji procesuje się studentka z dysleksją o dyskryminację – uczelnia nie chciała dać jej magistra O_o z tym że nie mogę znaleźć samego tekstu, ale był autorstwa dziennikarza Polaka mieszkającego w SE od lat, OIDP.
Rynek pracy w III Rzeczpospolitej
Należał i należy do pracodawców. Teraz w czasie depresji (bo to nie jest kryzys ani nawet recesja) w USA też pracodawcy dyktują warunki.
Kilka lat temu, gdy rynek pracy należał do pracowników, rozmowy o pieniądzach nie były trudne, choć musiały byc rozważne. Niezależnie od sytuacji na rynku pracy, jeśli ktoś potrzebuje pracownika, to potrzebuje, to znaczy, że na to stanowisko posiada pewien budżet.
Na pytanie: A ile chce pan zarabiać? jest zawsze usprawiedliwione kontr-zapytanie: A jaki jest wasz budżet na tę pozycję? Takie podejście nie jest niegrzeczne, jest uważane za inteligentne, pada jakaś odpowiedź a z nią przychodzi pewien pogląd na sprawę. Nie twierdzę, że odpowiedź musi być numeryczna, może być wymijająca, ale jeśli tak, to znaczy, że jest “okno” do negocjacji. Kandydat jest postrzegany jako osoba rozumiejąca mechanizmy i poniekąd staje się partnerem, już na etapie rozmowy kwalifikacyjnej.
Studiowanie niczego jest w USA też bardzo powszechne. O tym więcej pod zapytaniem Zoe.
Pozdrawiam.
W RP 2 i 1/2 fabryka najlepszych samochodów japońskich
,takich, co to same przyspieszają, urządziła nabór kady inżynieryjno- technicznej. Na rozmowę kwalifikacyjną przyszedł doświadczony konstruktor skrzyń biegów, posiadacz kilku patentów, pisze również programy do sterowników ,,automatów”. Jednym słowem całe biuro konstrukcyjne w jednej osobie. Przyniósł ze sobą bagaż doświadczeń – dokumentów.
Przemiły pan od rekrutacji, po obejrzeniu wszystkiego, wydał wyrok: ten przedział wiekowy nas nie interesuje.
Posiadacz patentów i wielkiego doświadczenia miał ponad 40 lat. Tymczasem ,,wielki koncern” na literę T poszukuje młodych, zdolnych jedynie do posługiwania się kluczem pneumatycznym i eleganckiego poruszania po hali produkcyjnej. Oraz zgłaszania, oczywiście darmowych, wniosków racjonalizatorskich – na codziennych odprawach.
EOE
Equal Opportunity Employer.
Żadnej dyskryminacji, ze względu na cokolwiek: płeć, wiek, rasę, pochodzenie, religię, stan cywilny, orientację seksualną, bla bla bla.
Takie piękne założenia. Życie mówi co innego – np. nie zatrudniaj czarnego. Bo jak czarny się nie spisuję i dostanie opieprz od szefa, to idzie do sądu i sądzi o dyskryminację. Biały tego nie robi. W porównaniu z czarnym.
Ale biały też idzie do sądu. Sprawy sądowe to jest normalna część życia. Normalna?
Pojęcia nie miałam, że moja pierwsza, naprawdę dobra i dbająca firma, miała sprawy sądowe wytoczone przez pracowników. Jedną taką gwiazdą była biała techniczka, 100 kg wagi. Były awanse i ona awansu nie dostała, bo była zawodowo słaba i taka powolna. Nikt nie powiedział, że nie spisuje się na tym stanowisku, które ma, ale awans był dla lepszych, normalka.
Zaskarżyła firmę o dyskryminację w związku z jej tuszą. Nie wygrała, bo doszło do porozumienia, choć przed sądem.
Fu!
Uczyłam się od kadrowej, jak przeprowadzać interviews, żeby na prawniczy odcisk nie nadepnąć.
Na amerykańskich aplikacjach o pracę nie ma daty urodzenia, zdjęcia, płci, rasy, stanu rodzinnego. Wielu rzeczy można się domyślić, oczywiście. Interview wyłącznie o sprawy merytoryczne. A każdy ma napisane, że jest wybitnym specjalistą w dziedzinie – tak, jak każda firma ogłaszająca się w Polsce to jest światowy leader w dziedzinie…
Jeśli “przesłuchujesz” aplikanta w wieku dojrzałym, to nie można ani słowem wspomnieć o dacie urodzenia. EOE w tym przypadku działa tak, że choć nie wiesz, ile aplikant ma lat, to jeśli aplikant ma lat ponad 45, to może wytoczyć sprawę o dyskryminację z powodu wieku. Bo aplikant wie.
No to piękna ….paranoja. Nam jeszcze daleko do takiego
,,postępu”. Chociaż gonimy Zachód:-)
Opisałem gdzieś tutaj, jak Cygan przyszedł zatrudnić się w firmie budowlanej.Wszyscy wylegli – pooglądać Cygana – pracusia. Wszyscy też wiedzieli jak to się skończy.Oprócz szefa i szefowej kadr. Cygan został zatrudniony. Pobrał ubranko robocze, jakieś narzędzia i …..tyle go widzieli.
Całkiem nam niedaleko
do takich “równych praw” – w sensie geograficznym. Był kiedyś – rok temu? Dwa lata? taki tekst w “Dużym Formacie” GW o tym, jak w Szwecji procesuje się studentka z dysleksją o dyskryminację – uczelnia nie chciała dać jej magistra O_o z tym że nie mogę znaleźć samego tekstu, ale był autorstwa dziennikarza Polaka mieszkającego w SE od lat, OIDP.