Reklama

Mało kto wie albo pamięta o dwóch dość istotnych rzeczach. Po pierwsze kampania do wyborów samorządowych jeszcze oficjalnie nie ruszyła, o czym bezskutecznie przypomina szef PKW Wojciech Hermeliński. Po drugie jak dotąd jedyna wpadka, nie tyle samego Patryka Jakiego, co jego sztabu przepadła w czeluściach Internetu. Kto w ogóle pamięta o co chodziło? O zdjęcie Pragi, ale tej czeskiej, nie dzielnicy Warszawy, które się pojawiło w spocie Jakiego. Zupełnie inaczej sprawy się mają w przypadku Rafała Trzaskowskiego, tutaj nikt niczego nie zapomina i wszyscy mają świeże odcinki kabaretu na bieżąco.

Samospełniająca się przepowiednia zrównująca Trzaskowskiego z Komorowskim realizuje się na naszych oczach każdego dnia. Przed oficjalnym uruchomieniem kampanii Trzaskowski ma na koncie całą serię, mniej i bardziej śmiesznych, a w dużej części żenujących wpadek. Od samego początku, jak tylko zaczął się nieformalny pojedynek głównych kandydatów na prezydenta Warszawy, Trzaskowski nie pozwala o sobie zapomnieć. Gdy się nazwał rodowitym warszawiakiem, Internet natychmiast przypomniał mu kampanię, w której udawał krakusa. Ledwie wspomniał o tym, że Jaki musi wysiąść z rządowej limuzyny, dowiedział się wszystkiego o swoich limuzynach i to w przekroju obejmującym kilka lat wstecz. Groteskowy pomysł z malowaniem ławeczki i rozmowami ze społeczeństwem na tejże ławeczce, doczekał się wysypu memów i lawiny dowcipów. Wszystko to ciągle funkcjonuje w obiegu publicznym, ale największym hitem okazała się ostatnia wypowiedź Trzaskowskiego na temat Centralnego Portu Lotniczego. Zacytuje tę wypowiedź, która zaczęła żyć własnym życiem:

Reklama

PiS chce budować lotnisko w szczerym polu, oparte na gigantomanii. W Berlinie udało się po latach, i będziemy mieli lotnisko, trudno będzie z nim konkurować.

Zaryzykuję taką tezę, że gdyby te słowa wypowiedział na przykład Piotr Wielgucki, to nigdy nie zostałoby to zinterpretowane, jako hołd złożony Niemcom. Powiem więcej, w tej wypowiedzi jest zawarta sensowna treść, nie zgadzam się z tą argumentacją, ale na pewno nie jest to coś pozbawionego logiki. Rzeczywiście przedsięwzięcie jest gigantyczne i niesie za sobą spore ryzyko, również związane z tym, o czym mówi Trzaskowski. Tak gigantyczny port lotniczy pod Warszawą, która z wielu względów nie może konkurować z Berlinem, wcale nie musi się zakończyć polskim sukcesem. Inwestycja z natury rzeczy jest obciążona dużym ryzykiem, tym większym, że Trzaskowski pośpieszył się otwarciem lotniska w Berlinie. Niemcom od wielu lat nie udaje się zakończyć budowy, dokładnie tym samym zorganizowanym, bogatym i uporządkowanym Niemcom. Polski projekt ma być zakończony w 2027 roku, czyli za 9 lat, co oznacza, że obecnej władzy potrzeba jeszcze dwóch kadencji, prócz tej, która trwa. Wystarczy zmiana władzy i polskie lotnisko stanie pod wielkim znakiem zapytania.

W sformułowaniu: „W Berlinie udało się po latach, i będziemy mieli lotnisko, trudno będzie z nim konkurować.”, też nie widzę wielkiej niestosowności. Powiedzenie „będziemy mieli” wcale nie oznacza, że wypowiadający te słowa czuje się Niemcem, to najzwyklejsza w świecie konstrukcja zdania, odnosząca się do pewnego stanu faktycznego, nie do przynależności narodowej. Niczym się to zdanie nie różni od takiego zadania: „18 czerwca będziemy mieli mistrzostwa świata w Rosji”. Dlaczego zatem całkiem niewinne i w sumie dość sensowne zwrócenie uwagi na zagrożenia inwestycyjne, wywołały taką falę śmiechu i oburzenia?

Cała tajemnica tkwi w Trzaskowskim, stało się tak, ponieważ padło to z usta Trzaskowskiego i skojarzenia uruchomiły się same. W przypadku Trzaskowskiego „W Berlinie udało się po latach, i będziemy mieli lotnisko” rzeczywiście znaczy tyle, że członek PO i cała patia myśli dosłownie takimi kategoriami, jak „nasz Berlin”. I jest jeszcze jedna, najważniejsza rzecz. Trzaskowski ma naturalny dar do zaliczania wpadek i do niego już się przykleiła łatka Komorowskiego ze sławetnym „na Mazury macać kury”. Stawiam wszystko co mam, na to, że kampania Trzaskowskiego będzie jedną wielką wpadką i nieustanną beczką śmiechu, tego balastu Trzaskowski z siebie nie zrzuci.

Reklama

16 KOMENTARZE

  1. Budowa, lub jej zaniechanie
    Budowa, lub jej zaniechanie zależy wyłącznie od tego jakie decyzje podejmą nasi odwieczni sojusznicy. Czy potrzebują w tym miejscu bazy przeładunkowej, czy nie. Ostatnio przeważa pogląd, iż raczej chcą mieć coś takiego. Trzaskowski o tym braku możliwości decyzyjnych Polski wie, ale korzysta z okazji by złapać trochę głosów ludzi którym lotniczy harmider i hałas będą przeszkadzać. Gdyby Jaki był uzciwy, to by powiedział, że nikt nie będzie pytał o zdanie jakiegokolwiek burmistrza Warszawy, więc ten temat w kampanii nie istnieje. No, ale podobnie jak Trzaskowski musi udawać głupiego by nie wyciągać trupa z szafy.

  2. Budowa, lub jej zaniechanie
    Budowa, lub jej zaniechanie zależy wyłącznie od tego jakie decyzje podejmą nasi odwieczni sojusznicy. Czy potrzebują w tym miejscu bazy przeładunkowej, czy nie. Ostatnio przeważa pogląd, iż raczej chcą mieć coś takiego. Trzaskowski o tym braku możliwości decyzyjnych Polski wie, ale korzysta z okazji by złapać trochę głosów ludzi którym lotniczy harmider i hałas będą przeszkadzać. Gdyby Jaki był uzciwy, to by powiedział, że nikt nie będzie pytał o zdanie jakiegokolwiek burmistrza Warszawy, więc ten temat w kampanii nie istnieje. No, ale podobnie jak Trzaskowski musi udawać głupiego by nie wyciągać trupa z szafy.

  3. Czaskoski od samego poczatku

    Czaskoski od samego poczatku wie, że od Grześka dostał rolę, która mu nie pasuje ani do życiorysu ani do charakteru ani do temperamentu politycznego. Tym sposobem Grzesiek pozbył się konkurenta w PO…

    widać, że Czaskowski się męczy i poci wypełniając na siłę swój performans, jest sztuczny, niewiarygodny, nie zna realiów warszawskich, nosi piętno kontynuacji polityki HGW…

    … ale to nie będzie przeszkadzało zakompleksionym słoikom, żeby na niego głosowali więc wynik wyborów jest nieprzewidywalny

    Za wikipedią:   "W okresie międzywojennym przyjezdnych nazywano w Warszawie „hunami”, a w latach 70. – „chamami”. W internecie można spotkać opinie, według których wsie i małe miasteczka pozbywają się najmniej obytych i niekulturalnych ludzi, zachęcając ich do wyjazdu do stolicy"

     

    • Pozatym sugeruję więcej

      Pozatym sugeruję więcej zyczliwości do tych "słoików", to też Polacy, a że nie mieli szczęścia (???) urodzić się w wielkim mieści, to żadna ich wina, tak samo żadna zasługa, żeśmy się urodzili w warunkach dających szanse na lepszy start życiowy.

      • ok,

        ok,

        ja z kolei sugeruję więcej życzliwości i szacunku ze strony słoików dla Warszawy i  Warszawiaków (a jest za co)

        bycie Warszawiakiem to wg mnie bardziej stan umysłu (mentalności) niż miejsce urodzenia czy zamieszkiwania

         

        Tekst znaleziony na jednym z forów, autorem jest hrabia_piotr:

        "Nie każdy przyjezdny to "słój". Nie każdy warszawiak to urodzony tutaj i "posiadający" groby na Powązkach na x pokoleń wstecz.

        A czemu? Bo ludzie przebywający na co dzień w Warszawie ludzie dzielą się na 4 grupy:

        1. Warszawiacy – to ludzie, którzy tu mieszkają na stałe, pracują, płacą podatki, interesują się historią i rozwojem miasta, coś działąją w tym kierunku. Warszawa leży im na sercu, nie zamieniliby jej na inne miasto, a jeśli coś im nie pasuje w obecnym stanie, to wolą to zmienić tutaj, niż zmieniać miejsce zamieszkania. Obojętne, czy urodzili się w Warszawie (i ile pokoleń wstecz mają na Powązkach), czy tu przyjechali np. na studia i zostali (np. Bolesław Prus).

        2. Warszawianie – to ludzie, którzy tu mieszkają na stałe, pracują, płacą podatki. Historia i rozwój Warszawy obchodzi ich tyle, co zeszłoroczny śnieg. Są tu "u siebie", ale jeśli coś im za bardzo przeszkadza w codziennym życiu tutaj, a mogą się wyprowadzić, to zrobią to bez wielkiego żalu. Ale na razie tu mieszkają. Do tej grupy też należą i ci, którzy się tu urodzili i ci, co przyjechali tu na pewnym etapie swojego życia. To jest zdecydowana większość.

        3. Słoiki – ludzie, którzy przyjechali do Warszawy i tu studują/pracują, ale nic z siebie nie dają temu miastu. Podatki płacą "u siebie", przysłowiowe obiadki przywożą "od siebie". Jeśli mają samochód, to tankują i ubezpieczają "u siebie", bo tam taniej.

        Nie lubią Warszawy, źle się tu czują i wciąż na nią narzekają. "U siebie" rozpowiadają, jaka to Warszawa jest zła. Cały czas mentalnie są "w delegacji" i swoje życie sprowadzają do formy przetrwalnikowej we wrogim (według siebie) otoczeniu. Sami zatruwają sobie życie, a przy okazji i otoczeniu.

        Miasto Warszawa nie ma z takich ludzi NIC. Ani finansowo, ani kulturowo. W żaden sposób nie przyczyniają się do jej rozwoju.

        4. Kasta polityków i gwiazdeczek. O tych, to nawet nic nie będę pisał. Głównie przez nich Warszawa jest kojarzona z pasożytowaniem na reszcie Polski, blichtrem i lansiarstwem. Oczywiście większość z nich nie pochodzi z Warszawy, ale przyjechała tutaj, bo tylko tu mogą zbijać bąki i lansować się w mediach i tylko to potrafią.

        I teraz wnioski:
        1. Otóż Warszawa rozwija się tylko dzięki pierwszym dwóm grupom. Pozostałe dwie to swego rodzaju pasożyt.
        2. Między grupami 1, 2, i 3 można swobodnie przejść, bo przynależenie do którejkolwiek z nich nie zależy one od miejsca urodzenia, a jedynie od zachowania, postępowania danego człowieka i jego podejścia do miejsca, w którym mieszka."

  4. Czaskoski od samego poczatku

    Czaskoski od samego poczatku wie, że od Grześka dostał rolę, która mu nie pasuje ani do życiorysu ani do charakteru ani do temperamentu politycznego. Tym sposobem Grzesiek pozbył się konkurenta w PO…

    widać, że Czaskowski się męczy i poci wypełniając na siłę swój performans, jest sztuczny, niewiarygodny, nie zna realiów warszawskich, nosi piętno kontynuacji polityki HGW…

    … ale to nie będzie przeszkadzało zakompleksionym słoikom, żeby na niego głosowali więc wynik wyborów jest nieprzewidywalny

    Za wikipedią:   "W okresie międzywojennym przyjezdnych nazywano w Warszawie „hunami”, a w latach 70. – „chamami”. W internecie można spotkać opinie, według których wsie i małe miasteczka pozbywają się najmniej obytych i niekulturalnych ludzi, zachęcając ich do wyjazdu do stolicy"

     

    • Pozatym sugeruję więcej

      Pozatym sugeruję więcej zyczliwości do tych "słoików", to też Polacy, a że nie mieli szczęścia (???) urodzić się w wielkim mieści, to żadna ich wina, tak samo żadna zasługa, żeśmy się urodzili w warunkach dających szanse na lepszy start życiowy.

      • ok,

        ok,

        ja z kolei sugeruję więcej życzliwości i szacunku ze strony słoików dla Warszawy i  Warszawiaków (a jest za co)

        bycie Warszawiakiem to wg mnie bardziej stan umysłu (mentalności) niż miejsce urodzenia czy zamieszkiwania

         

        Tekst znaleziony na jednym z forów, autorem jest hrabia_piotr:

        "Nie każdy przyjezdny to "słój". Nie każdy warszawiak to urodzony tutaj i "posiadający" groby na Powązkach na x pokoleń wstecz.

        A czemu? Bo ludzie przebywający na co dzień w Warszawie ludzie dzielą się na 4 grupy:

        1. Warszawiacy – to ludzie, którzy tu mieszkają na stałe, pracują, płacą podatki, interesują się historią i rozwojem miasta, coś działąją w tym kierunku. Warszawa leży im na sercu, nie zamieniliby jej na inne miasto, a jeśli coś im nie pasuje w obecnym stanie, to wolą to zmienić tutaj, niż zmieniać miejsce zamieszkania. Obojętne, czy urodzili się w Warszawie (i ile pokoleń wstecz mają na Powązkach), czy tu przyjechali np. na studia i zostali (np. Bolesław Prus).

        2. Warszawianie – to ludzie, którzy tu mieszkają na stałe, pracują, płacą podatki. Historia i rozwój Warszawy obchodzi ich tyle, co zeszłoroczny śnieg. Są tu "u siebie", ale jeśli coś im za bardzo przeszkadza w codziennym życiu tutaj, a mogą się wyprowadzić, to zrobią to bez wielkiego żalu. Ale na razie tu mieszkają. Do tej grupy też należą i ci, którzy się tu urodzili i ci, co przyjechali tu na pewnym etapie swojego życia. To jest zdecydowana większość.

        3. Słoiki – ludzie, którzy przyjechali do Warszawy i tu studują/pracują, ale nic z siebie nie dają temu miastu. Podatki płacą "u siebie", przysłowiowe obiadki przywożą "od siebie". Jeśli mają samochód, to tankują i ubezpieczają "u siebie", bo tam taniej.

        Nie lubią Warszawy, źle się tu czują i wciąż na nią narzekają. "U siebie" rozpowiadają, jaka to Warszawa jest zła. Cały czas mentalnie są "w delegacji" i swoje życie sprowadzają do formy przetrwalnikowej we wrogim (według siebie) otoczeniu. Sami zatruwają sobie życie, a przy okazji i otoczeniu.

        Miasto Warszawa nie ma z takich ludzi NIC. Ani finansowo, ani kulturowo. W żaden sposób nie przyczyniają się do jej rozwoju.

        4. Kasta polityków i gwiazdeczek. O tych, to nawet nic nie będę pisał. Głównie przez nich Warszawa jest kojarzona z pasożytowaniem na reszcie Polski, blichtrem i lansiarstwem. Oczywiście większość z nich nie pochodzi z Warszawy, ale przyjechała tutaj, bo tylko tu mogą zbijać bąki i lansować się w mediach i tylko to potrafią.

        I teraz wnioski:
        1. Otóż Warszawa rozwija się tylko dzięki pierwszym dwóm grupom. Pozostałe dwie to swego rodzaju pasożyt.
        2. Między grupami 1, 2, i 3 można swobodnie przejść, bo przynależenie do którejkolwiek z nich nie zależy one od miejsca urodzenia, a jedynie od zachowania, postępowania danego człowieka i jego podejścia do miejsca, w którym mieszka."

  5. Z drugiej strony doskonale

    Z drugiej strony doskonale przecież wiemy, że PO wystawiłaby sprzątaczkę i połowa warszawki poleciała by na nią zagłosować. Z syndromem leminga nie wygra, przynajmniej tak długo jak będą media pokroju TVN i GW, które sterują mózgami mieszkańców dużych miast, tudzież "wykształciuchów".

  6. Z drugiej strony doskonale

    Z drugiej strony doskonale przecież wiemy, że PO wystawiłaby sprzątaczkę i połowa warszawki poleciała by na nią zagłosować. Z syndromem leminga nie wygra, przynajmniej tak długo jak będą media pokroju TVN i GW, które sterują mózgami mieszkańców dużych miast, tudzież "wykształciuchów".

  7. Nie da rady konkurować z

    Nie da rady konkurować z wnukami niemieckich nazistów w produkcji, np. samochodów. Ale da się z powodzeniem w usługach – szczególnie transportowych ! Polacy robią to od lat do tego stopnia rewelacyjnie, że dzieci nazistów niemieckich musiały w końcu wymyślić chwyt poniżej pasa pt. "pracownicy delegowani" aby nam dokopać. Więc warto budować to lotnisko i odebrać potomkom niemieckich nazistów klientów berlińskiego lotniska.

  8. Nie da rady konkurować z

    Nie da rady konkurować z wnukami niemieckich nazistów w produkcji, np. samochodów. Ale da się z powodzeniem w usługach – szczególnie transportowych ! Polacy robią to od lat do tego stopnia rewelacyjnie, że dzieci nazistów niemieckich musiały w końcu wymyślić chwyt poniżej pasa pt. "pracownicy delegowani" aby nam dokopać. Więc warto budować to lotnisko i odebrać potomkom niemieckich nazistów klientów berlińskiego lotniska.