Reklama

Nie ma niespodzianki – Barack Obama został 44. prezydentem Stanów Zjednoczonych.

Nie ma niespodzianki – Barack Obama został 44. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Może zaskakiwać rozmiar jego zwycięstwa – 338 do 162 głosów elektorskich i ponad 5 mln głosów w liczbach bezwzględnych (dane na godzinę 9.30 czasu polskiego).
Przyczyny zwycięstwa są znane i wielokrotnie już, także przeze mnie, opisywane; George W. Bush, Sarah Palin kryzys na Wall Street, wojna w Iraku i Afganistanie, profesjonalna i prawdziwie nowoczesna kampania, która dała z kolei Obamie prawie trzykrotnie większe środki finansowe, media, które jak nigdy dotąd w historii amerykańskich wyborów stanęły po stronie jednego kandydata. I także przebudzenie, analogicznie do Polski, młodych wyborców, a także aktywizacja mniejszości etnicznych w USA – które już wkrótce, w ciągu jednego pokolenia staną się większością tego kraju.Obama skupił wokół siebie najszerszą bazę społeczną, czego nie dokonał do tej pory nikt w historii.

Ważniejsze od tych bezpośrednich przyczyn wygranej kandydata demokratów, są sprawy fundamentalne. Głównym powodem jego zwycięstwa jest to, że USA nie są już krajem dla WASP, ale stają się krajem wielokulturowym i wieloetnicznym, gdzie nie będzie jednej, dominującej grupy rasowej, czy religijnej. To nie Barack Obama zmienia Amerykę – jego wybór jest efektem zachodzących zmian w strukturze społecznej, demograficznej tego państwa.

Reklama

Nie zgadzam się, że Obama jest prezydentem Ameryki B, czyli mniej wykształconych, biednych, czarnych i Latynosów. Nie jest on wprawdzie członkiem establishmentu waszyngtońskiego, czy pupilkiem sektora przemysłowego i militarnego, ale na pewno można go zaliczyć do elit intelektualnych Ameryki. Obama spaja wiele nurtów i wiele oczekiwań społecznych, dlatego będzie miał większy kredyt zaufania, ale i więcej się będzie od niego oczekiwać.

W kampanii wyborczej Baracka Obamy i Johna McCaina, podobnie jak w roku 1960, starły się ze sobą dwie Ameryki. Stara, konserwatywna w stylu i zachowaniach, a także sposobie pojmowania i uprawiania polityki i nowa, ta, która właśnie utożsamiana jest z nowoczesnymi technologiami, nowymi trendami społecznymi, która ma solidne zaplecze intelektualne, wielowarstwowe zaplecze społeczne, a także, co pokazały wyniki w najbogatszym stanie USA, Kalifornii, solidne podstawy ekonomiczne.

W trakcie kampanii wiele napisano o tym, że Obama nie ma doświadczenia politycznego. Nie jest to prawdą. Patrząc na jego drogę życiową i jego wybory, można śmiało stwierdzić, że ten polityk od prawie 30 lat zajmuje się konsekwentnie działalnością społeczną i polityczną. Jego droga i wybory były świadome i pewne. Warto pamiętać, że jego hasło ?change?, zostało po raz pierwszy przedstawione w roku 2004, na konwencji wyborczej Partii Demokratycznej. To wtedy Obama po raz pierwszy zaistniał na ogólnokrajowej scenie politycznej, a jego elektryzujące przemówienie jest pamiętane do dziś i przejdzie do historii amerykańskiej polityki.
Obama dysponuje doskonałym i olbrzymim sztabem ludzi (w samych sprawach międzynarodowych doradzał mu ponoć zespół 300 specjalistów!), a jego ekipa, kierowana przez Davida Axelroda i Davida Plouffe?a przerodzi się w sprawną administrację prezydencką.

Na odnowę Ameryki i jej polityki liczą nie tylko Amerykanie. Cały Świat oczekuje, że Obama dokona rewitalizacji Stanów Zjednoczonych, jej porządku społecznego i ekonomicznego, a także uzdrowi relacje z innymi regionami globu. Oczekuje się, że słynny ?The American Dream? zastąpi mroki neokonserwatyzmu Busha, który, jak to często bywa na prawicy, okazał się moralnym kłamstwem.
Wybór Obamy otwiera wiele nowych możliwości dialogu międzynarodowego, gdzie Amerykanie mogliby powrócić do roli strażnika bezpieczeństwa globalnego, we współpracy z innymi siłami, także NATO i Rosją – a przestaną pełnić rolę żandarma, który jak okazało się w Iraku, działa głównie na rzecz amerykańskich korporacji. Wydaje się, że Obama będzie musiał zmierzyć się z zagadnieniem olbrzymiej korupcji amerykańskiej, związanej z wojną iracką.

Europa i Polska chciałyby odzyskać zaufanie do Ameryki. Nie chodzi tu tylko o sprawy bezpieczeństwa, ale również o zdrowe relacje ekonomiczne i polityczne. Jest jasne, że nie nastąpi to od razu, prezydent Obama będzie musiał najpierw uporać się z problemami wewnętrznymi Stanów Zjednoczonych. Dopiero, kiedy gospodarka amerykańska zostanie postawiona na nogi, będzie można zacząć odbudowywać prestiż USA na Świecie.

Jedno można uznać za pewnik; Stany Zjednoczone utraciły pozycję hegemona, jaką sprawowały od roku 1990, od czasu upadku Związku Radzieckiego. Problemy Bliskiego Wschodu, odbudowa i aspiracje Rosji, jednocząca się Europa i przede wszystkim rozwój Chin i Indii, tworzą wielobiegunową mapę Świata.

Barack Obama będzie musiał prowadzić politykę nie regionalną, jak to czynił Bush, lecz globalną. To uczyni jego kraj bardziej racjonalny i przewidywalny.

Wydaje się, że również relacje z Polską powinny się poprawić. Jak wskazuje słusznie profesor Roman Kuźniar, ekipa demokratyczna w polityce zagranicznej jest bardziej przewidywalna i przyjazna, niż urzędnicy administracji republikańskiej. Nie wykluczone, że w grupie doradców (a może i na stanowiskach w administracji) znajdą się Brzezińscy, ojciec i syn, a także znany skądinąd Ron Asmus?

Nie będę się odnosił do niektórych komentarzy polskich ?specjalistów?, którzy jak mantrę powtarzali bajeczkę o domniemanym rasizmie amerykańskim i możliwości zaistnienia w trakcie wyborów tak zwanego efektu Bradley?a. Inne porównania do polskiej sceny politycznej, szczególnie do jej głównych aktorów, Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Nie ta skala, nie ta liga, nie ta jakość i klasa, o czym mógł się każdy przekonać, słuchając wystąpień Baracka Obamy i pożegnalnego wystąpienia pokonanego Johna McCaina.

Obama nie dał się wtłoczyć w ramy etnicznego kandydata, co próbowała w pewnym momencie robić jego demokratyczna konkurentka, Hilary Clinton (głosem swego męża, Billa).

Nie można jednak zapomnieć, że sen pastora Martina Luthera Kinga, jego marzenie, ziściło się?

Azrael

Reklama

3 KOMENTARZE

  1. hmmmmm
    Piszesz że USA nie są już krajem dla WASP, lecz czy na pewno?
    Barak Obama nie jest “klasycznym” Afroamerykaninem, niema w nim tego śladu, piętna “czarnych braci”, niema w nim krwi niewolników. To tak po prawdzie oliwkowy WASP, wychowany przez białych na białego i przez białych wybrany.
    słucham sobie właśnie co to pan Obama mówił w swoich pierwszych wystąpieniach po wyborach i to co mówi mógłby spokojnie powiedzieć McCain, dominacja białych w US się nie kończy, będzie trwać jeszcze bardzo długo. To oczywiście mój punkt widzenia

  2. hmmmmm
    Piszesz że USA nie są już krajem dla WASP, lecz czy na pewno?
    Barak Obama nie jest “klasycznym” Afroamerykaninem, niema w nim tego śladu, piętna “czarnych braci”, niema w nim krwi niewolników. To tak po prawdzie oliwkowy WASP, wychowany przez białych na białego i przez białych wybrany.
    słucham sobie właśnie co to pan Obama mówił w swoich pierwszych wystąpieniach po wyborach i to co mówi mógłby spokojnie powiedzieć McCain, dominacja białych w US się nie kończy, będzie trwać jeszcze bardzo długo. To oczywiście mój punkt widzenia

  3. hmmmmm
    Piszesz że USA nie są już krajem dla WASP, lecz czy na pewno?
    Barak Obama nie jest “klasycznym” Afroamerykaninem, niema w nim tego śladu, piętna “czarnych braci”, niema w nim krwi niewolników. To tak po prawdzie oliwkowy WASP, wychowany przez białych na białego i przez białych wybrany.
    słucham sobie właśnie co to pan Obama mówił w swoich pierwszych wystąpieniach po wyborach i to co mówi mógłby spokojnie powiedzieć McCain, dominacja białych w US się nie kończy, będzie trwać jeszcze bardzo długo. To oczywiście mój punkt widzenia