Reklama

Generalnie to nie widzę nic śmiesznego w narzędziach, jakimi posługują się bandyci i rozmaici psychopaci. Człowieka można nie tylko zabić, czy przestraszyć, ale po drodze upokorzyć. Nikomu z odrobiną wiedzy i odwagi cywilnej, nie trzeba tłumaczyć, że rozmaite gangi i mafie specjalizują się w tego typu akcjach, jak topienie wrogów w szambie, duszenie starymi szmatami i inne obcinanie członków, które się potem wkłada w usta ofiary. Zatem sam fakt, że przy kamienicy posła Brejzy spłonął sracz, wcale mnie tak bardzo nie śmieszy, chociaż nie ukrywam, że skojarzenia od razu płatają figle. Mało tego, po obrazkach, jakie zobaczyłem z „miejsca zdarzenia” podzielam opinię, że obecność rur gazowych mogła incydentowi nadać skalę potencjalnego zagrożenia i to na dość wysokim poziomie.

Wszystko prawda i nic śmiesznego, a jednak chce mi się śmiać i to bardzo, bo wystarczy się przyjrzeć paru detalom, aby już na tym etapie powiedzieć, że sprawa jest dęta. Kibel przed kamienicą Brejzy zajął się sam, ewentualnie podpalił go albo idiota albo pijany na umór. Po drodze wykluczam też prowokację, z tej prostej przyczyny, że prowokatorzy zawsze zostawiają ślady. Nie było na murze napisów „Nie zajmuj się nagrodami PiS”, nie było żadnych innych symboli, czy pozostawionych liścików. Z relacji świadków wiemy też, że Toi Toi praktycznie sam się dopalił i tylko pod koniec sąsiad posła PO wylał kubełek wody na zgliszcza. Innymi słowy, ani przez moment nie było w kamienicy żadnego zagrożenia, nikogo nie zaalarmowała temperatura, dym, hałas, jedynie jeden z mieszkańców, ranny ptaszek, o godzinie piątej z minutami stwierdził brak prądu i zaczął się rozglądać, czy w innych oknach świecą się światła. I najważniejsze! Brejzie zajęło aż dobę, aby się zorientować, że w ogóle doszło do „zamachu” i dopiero po tym czasie zrobił zadymę.

Reklama

W takich okolicznościach został zorganizowany „zamach” na posła Brejzę z użyciem kibla, resztę dorobił sam poseł i sprzyjające mu media. Oczywiście przeciętny obserwator życia publicznego zna doskonale ten schemat, który się sprzedaje publice – proszę nie wyciągać pochopnych wniosków, okoliczności sprawy zbadają odpowiednie służby. Tysiące razy słyszeliśmy taką połajankę, ale zawsze wtedy, gdy to było wygodne wiadomym siłom. Dziś te same uwagi jakoś nie są kierowane do posła PO, który złamał żelazne zasady i we wszystkich możliwych mediach ogłosił zamach na swoje życie, co więcej złożył zawiadomienie do prokuratury i na policję wskazując próbę zabójstwa jako podstawę zawiadomienia. Wolno mu, również dlatego, że wspomniana wyżej formułka jest jednym z knebli, jakie się stosuje wobec bardziej dociekliwych i myślących, a przede wszystkim odrzucających wersję „fachowców”, co to stwierdzają, że Sekuła popełnił samobójstwo trzykrotnie strzelając sobie ze sztucera w brzuch.

Nie jestem Brejzą i jego wyborcą, w związku z tym daję każdemu prawo do bycia „oszołomem”. Z tym, że takie postawy zawsze i wszędzie są poddawane ostrej krytyce publicznej i szyderstwu, co Brejza wraz z kolegami i koleżankami partyjnymi czynili wielokrotnie i teraz piłeczka do Brejzy wraca. Płonący sracz jako narzędzie zbrodni na pośle Brejzie, sam się układa w symbolikę i metaforę. Ponieważ trafiło na człowieka, który w pełni na to zasłużył, nie mam zamiaru udawać hipokryty i w komedii doszukiwać się powagi. Nawet jeśli są jakieś podstawy, w mojej ocenie minimalne, do nadania tej sprawie poważnej rangi, to nie zamierzam podobnej przysługi pajacującemu Brejzie wyświadczyć. Wszak to Brejza drwił lub co najmniej lekceważył „samobójczą” śmierć Jolanty Brzeskiej, pomimo tego, że w roli członka komisji weryfikacyjnej miał pełen dostęp do dokumentacji i niewiarygodnie idiotycznych kierunków śledztwa przyjętych w sprawie.

Nie lekceważę płonących plastikowych sraczy, jako narzędzi zbrodni i szantażu, rzekłbym nawet, że w określonych okolicznościach są to metody podwójnie niebezpieczne, o czym wspomniałem na początku felietonu. Nikt mnie jednak nie przekona, że z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku kolejnego pajacowania Krzysztofa Brejzy z PO. Znamienne jest też to, że nikt nie mówi o innych mieszkańcach kamienicy, ale trąbi się wyłącznie o tym w jakich mękach mógł zginąć „niebezpieczny polityk”. Brednie, żadnego zamachu i presji nie było, po prostu spalił się Toi Toi. Pajac Brejza w swoim „stylu” odegrał komedię, czyli nagłośnił “zamach” na swoje marne i żałosne, zwłaszcza w wymiarze publicznym, życie.

Reklama

22 KOMENTARZE

  1. …a mnie się to kojarzy z tą

    …a mnie się to kojarzy z tą serią pożarów na wysypiskach? Co najmniej dziwne…

    Utylizacja śmieci jest kosztowna, są duże opłaty… Lepiej jak się śmieci wezmą i podpalą. Z ubezpieczenia może coś skapnie, a strażacy przecież ugaszą – na koszt państwa.

    Z przybytkami typu TOI TOI raczej tak nie jest. Wątpię, żeby ubezpieczenie obejmowało pożar.

    I kto by to podpalał? Chyba nawet piroman od wysypisk z oponami nie zrobiłby czegoś takiego celowo.

    Pożar zabawny nie jest. Żaden. I z człowieka śmiać się nie zamierzam. Ale jak polityk robi paliwo polityczne z płonącego TOI TOI-a… i to z opóźnionym zapłonem – cóż… to już groteska.

  2. …a mnie się to kojarzy z tą

    …a mnie się to kojarzy z tą serią pożarów na wysypiskach? Co najmniej dziwne…

    Utylizacja śmieci jest kosztowna, są duże opłaty… Lepiej jak się śmieci wezmą i podpalą. Z ubezpieczenia może coś skapnie, a strażacy przecież ugaszą – na koszt państwa.

    Z przybytkami typu TOI TOI raczej tak nie jest. Wątpię, żeby ubezpieczenie obejmowało pożar.

    I kto by to podpalał? Chyba nawet piroman od wysypisk z oponami nie zrobiłby czegoś takiego celowo.

    Pożar zabawny nie jest. Żaden. I z człowieka śmiać się nie zamierzam. Ale jak polityk robi paliwo polityczne z płonącego TOI TOI-a… i to z opóźnionym zapłonem – cóż… to już groteska.

  3. Cytat z wpisu Autora:

    Cytat z wpisu Autora:

    "Mało tego, po obrazkach, jakie zobaczyłem z „miejsca zdarzenia” podzielam opinię, że obecność rur gazowych mogła incydentowi nadać skalę potencjalnego zagrożenia i to na dość wysokim poziomie."

    Ten rurarz widoczny na zdjęciach, poprowadzony po elewacji budynku, to nie jest instalacja gazowa. To jest tzw. rurarz skręcany i tego nie można było by zamurowywać, gdyż połączenia muszą być corocznie badane na szczelność, co wynika z art. 62 prawa budowlanego.

    Poza tym gaz dochodzi do budynku poprzez tzw. przyłącze gazowe, zwykle żółta skrzynka, przewodem dużo większej średnicy niż na zdjęciach i dopiero wewnątrz budynku jaet rozprowadzany rurkami spawanymi o mniejszym przekroju.

    Możliwe, że jakiś mieszkaniec budynku np. bada poziom cukru w cukrze i zrobił coś podobnego, albo włam do przyłącza gazowego, o ile w ogóle takowe przyłącze istnieje.

  4. Cytat z wpisu Autora:

    Cytat z wpisu Autora:

    "Mało tego, po obrazkach, jakie zobaczyłem z „miejsca zdarzenia” podzielam opinię, że obecność rur gazowych mogła incydentowi nadać skalę potencjalnego zagrożenia i to na dość wysokim poziomie."

    Ten rurarz widoczny na zdjęciach, poprowadzony po elewacji budynku, to nie jest instalacja gazowa. To jest tzw. rurarz skręcany i tego nie można było by zamurowywać, gdyż połączenia muszą być corocznie badane na szczelność, co wynika z art. 62 prawa budowlanego.

    Poza tym gaz dochodzi do budynku poprzez tzw. przyłącze gazowe, zwykle żółta skrzynka, przewodem dużo większej średnicy niż na zdjęciach i dopiero wewnątrz budynku jaet rozprowadzany rurkami spawanymi o mniejszym przekroju.

    Możliwe, że jakiś mieszkaniec budynku np. bada poziom cukru w cukrze i zrobił coś podobnego, albo włam do przyłącza gazowego, o ile w ogóle takowe przyłącze istnieje.