Pan Ignacy Lajkonik pewnego pięknego dnia jechał autobusem, ponieważ jego samochód akurat czekał na naprawę w zaprzyjaźnionym warsztacie.
Pan Ignacy Lajkonik pewnego pięknego dnia jechał autobusem, ponieważ jego samochód akurat czekał na naprawę w zaprzyjaźnionym warsztacie. Na siedzeniu obok starsza pani kiwała głową, zasypiając nad siatką z zakupami, kierowca autobusu pogwizdywał pod nosem swoją ulubioną melodię. Autobus przy każdym otwarciu i zamknięciu drzwi wesoło mlaskał, dwie dziewczyny jadące ze szkoły opowiadały sobie o swoich i chłopakach i strasznie przy tym chichotały, a mały chłopczyk w puchowej kurteczce, jadący ze swoją Mamą przyglądał im się ciekawie. Panowała miła, odprężająca atmosfera.
I wtedy do autobusu wsiadło dwóch kontrolerów. Krótko ostrzyżeni panowie w identycznych skórzanych kurtkach zdecydowanym ruchem wyciągnęli legitymacje i przypięli je do kołnierzy. Powietrze zgęstniało, dziewczyny zamilkły, kierowca starał się nie patrzeć w lusterko, a autobus trzeszczał ze zdenerwowania. Przy słowach – Poproszę bilety do kontroli – wyraźnie zapachniało siarką.
Kontrolerzy przesuwali się do przodu autobusu, przedzierając bilety. Jeden z nich zwrócił się w kierunku pana Ignacego, który posłusznie podał swój bilet do sprawdzenia. – Dobrze… – mruknął kontroler. Tymczasem drugi pan kontroler dotarł do chłopaka stojącego tuż przed panem Ignacym i zwrócił się do niego – A pan? –. – Co, ja? – spytał chłopak. – Poproszę pański bilet. – Nie mam biletu – odparł chłopak. – Aha, nie ma pan? – Kontroler popatrzył uważnie na chłopca, tak jakby spodziewał się, że ten zacznie uciekać – To poproszę dokumenciki! – Też nie mam. Pan kontroler wyraźnie się zdenerwował – wobec tego pojedzie pan z nami do ostatniego przystanku!
Pan Lajkonik wysiadł na ostatnim przystanku i stanął obok autobusu. Miał dużo czasu, a przez uchylone okna wszystko było świetnie widać i słychać. – Pana nazwisko – zażądał kontroler. – Wawelski – padło w odpowiedzi. Pan kontroler chrząknął podejrzliwie, ale uznał, że pasażer bez biletu ma prawo nazywać się Wawelski, bo zapytał z kolei o imię. – Smok! – odpowiedział niewinnie chłopak.
Pan kontroler bardzo się zdenerwował – Ty szczeniaku, ja cię nauczę jaja sobie ze starszych robić! – wrzasnął rozwścieczony. – Wcale nie robię sobie jaj – odpowiedział Smok Wawelski w przebraniu, po czym zionął ogniem i spopielił obu kontrolerów. Pan Lajkonik trochę się zdziwił, ale po chwili uniósł brwi ze zrozumieniem i poszedł do domu. Po drodze wzdychał, kręcił głową i myślał: "Ach, ci ludzie! Ach, te czasy! Kto jeszcze dzisiaj jest aż tak odpowiedzialny za to, co mówi? No, kto?"
________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net i na blogu www.madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Znam autentyka w podobnym tonie.
Znajomego policja zatrzymała, “papierów” nie miał, na nazwisko za to Mickiewicz, a imieniem skrzywdzili go Adam. Dobrze że zdążył wyjaśnić i po mordzie od władzy nie dostał 🙂
Można powiedzieć,
że jak go złapali, a papierów nie miał, to była to Wielka Improwizacja : )))
Czy żona znajomego ma na imię
Czy żona znajomego ma na imię Joanna? Ciekawe ilu jest w Polsce Adamów Mickiewiczów.
Jeszcze nie był żonaty.
Jak tam z nim teraz, nie wiem, ale przy jego szczęściu…
Znam autentyka w podobnym tonie.
Znajomego policja zatrzymała, “papierów” nie miał, na nazwisko za to Mickiewicz, a imieniem skrzywdzili go Adam. Dobrze że zdążył wyjaśnić i po mordzie od władzy nie dostał 🙂
Można powiedzieć,
że jak go złapali, a papierów nie miał, to była to Wielka Improwizacja : )))
Czy żona znajomego ma na imię
Czy żona znajomego ma na imię Joanna? Ciekawe ilu jest w Polsce Adamów Mickiewiczów.
Jeszcze nie był żonaty.
Jak tam z nim teraz, nie wiem, ale przy jego szczęściu…
To historia oparta na
To historia oparta na faktach?
Do pewnego stopnia
mniej więcej do drugiego akapitu od końca.
To historia oparta na
To historia oparta na faktach?
Do pewnego stopnia
mniej więcej do drugiego akapitu od końca.
🙂
Ale żeby tak symbol narodowy bez biletu jeździł i służby popielił, to nie uchodzi. Wzorem niech będzie prezydent Kropiwnicki, strażnik miejski i bryczka. Ta, co z niej dziś włodarz ogłaszał łodzianom dobrą nowinę.
To trochę tajemnicza sprawa
bo w zasadzie nie wiadomo, czy to symbol się zamaskował jako młody człowiek, jak kosmiczny karaluch w “Men in Black”, czy też młody człowiek zabrnął w wykrętach tak daleko, że chcąc być odpowiedzialnym za słowo, w końcu zionął ogniem jak symbol (jak ten bohater u Mrożka, co to pod wpływem impulsu i presji chwili zyskał znajomość języka obcego).
Kropiwnicki powinien się spopielić ze wstydu. Samodzielnie, bez żadnych smoków.
🙂
Ale żeby tak symbol narodowy bez biletu jeździł i służby popielił, to nie uchodzi. Wzorem niech będzie prezydent Kropiwnicki, strażnik miejski i bryczka. Ta, co z niej dziś włodarz ogłaszał łodzianom dobrą nowinę.
To trochę tajemnicza sprawa
bo w zasadzie nie wiadomo, czy to symbol się zamaskował jako młody człowiek, jak kosmiczny karaluch w “Men in Black”, czy też młody człowiek zabrnął w wykrętach tak daleko, że chcąc być odpowiedzialnym za słowo, w końcu zionął ogniem jak symbol (jak ten bohater u Mrożka, co to pod wpływem impulsu i presji chwili zyskał znajomość języka obcego).
Kropiwnicki powinien się spopielić ze wstydu. Samodzielnie, bez żadnych smoków.