Często tak mi się zdarza, że po wpisie do bloga nie jestem usatysfakcjonowany, mimo że wszystko wygląda OK, tekst dostał (prawie) same szóstki, a mnie coś uwiera. Niedokończony temat?
Często tak mi się zdarza, że po wpisie do bloga nie jestem usatysfakcjonowany, mimo że wszystko wygląda OK, tekst dostał (prawie) same szóstki, a mnie coś uwiera. Niedokończony temat? Coś, co nie zostało rozwinięte, chociaż mogło? Żal, że dla spójności tekstu nie pozwoliłem sobie na dygresję (pasjami lubię)? Bywa, że siedzi taki niepokój jak jakaś drzazga, a czasem trudno nawet ustalić, gdzie siedzi i o co właściwie chodzi.
Tym razem ustaliłem, o co chodzi. W poprzednim tekście o fascynującej mnie muzyce a capella zagnieździłem film z YouTube, jeden z najlepszych moim zdaniem utworów zaśpiewanych przez wokalny oktet Audiofeels – cover zespołu Gnarls Barkley „Crazy” z gościnnym występem znakomitej K8, czyli Kasi Rościńskiej. Jej głos wydał mi się wart dalszych poszukiwań – co jeszcze nagrała? Może można posłuchać jej w innych utworach? A może jakaś płyta? O, na jednym z filmów w YT pojawia się „przypięty” napis – Posłuchaj K8 na płycie Wolny Band „Chwila Wolnego”. Sekundy zajmuje odnalezienie wersji słuchalnej w streamie i… potężne rozczarowanie. Kasię ledwie słychać i w tle… a na pierwszym planie to samo, co w tysiącu innych utworów. Znajdźcie i posłuchajcie. Albo nie, dużej różnicy nie będzie.
Na całe szczęście jest jeszcze MySpace, gdzie Kasia ma swój kącik. Tu można posłuchać kilku utworów K8 i dowiedzieć się, że obecnie przygotowuje ona własny materiał. Na szczęście, ponieważ w mojej opinii obecność w utworach polskich artystów… ekhm… sceny hip-hopowej, nie jest dla Kasi nobilitacją, jakkolwiek ona sama zapewne uważa inaczej, sądząc po nagraniach, w jakich się pojawia. Po prostu jest o klasę lub dwie lepsza od panów, którym dośpiewuje w chórkach lub tle. W każdym razie życzę jej sukcesu na miarę polskiego, a może i międzynarodowego rynku muzycznego, konstatując zarazem, że na drugim planie kryje się być może niejeden taki mistrz, który niekoniecznie dostał swoje 5 minut z przodu, żeby się wybić.
A potem naszła mnie refleksja – jak podobnie, a zarazem inaczej jest w polityce! Owszem, mamy pełno mistrzów drugiego planu, którzy tylko czatują na swoje pięć minut… wróć, którzy czatują, o ile pozwoli im na to dyscyplina i liderzy partyjni – taki już urok systemu partyjnego. Rynek muzyczny też ma swoich potężnych rozgrywających, Wielką Piątkę wytwórni muzycznych, które zapalają i gaszą gwiazdy. Jednak Internet sporo tu zmienił, niszowe dotąd studia i zespoły zyskały nowy zasięg i tam, gdzie publiczność (audytorium) głosuje swoimi pieniędzmi i ilością odsłon, sytuacja poprawiła się znacznie.
To jednak oczywistość, o wiele bardziej interesujący są inni mistrzowie drugiego planu. Ci, którzy na tym drugim planie pozostają i wcale nie zależy im, żeby widnieć na świeczniku. Są wśród nich i tacy, którzy poświęcają swoją pracę temu, żeby na pierwszym planie znaleźli się inni. Na świecie nazywa się ich „kingmakers” – „twórcy królów”. Owszem, są członkami gabinetów, szefami prywatnych korporacji czy publicystami, ale zazwyczaj nie zostają prezydentami ani premierami (swoją drogą, to akurat wiele mówi o tym, gdzie właściwie znajdują się prawdziwe szczyty władzy, nieprawdaż?). Wikipedia określa jako „kingmakers” kilku polityków amerykańskich, wśród których najsławniejszym chyba wydaje się Naczelny Poczmistrz USA James Farley, poza karierą polityczną szef Rady Nadzorczej firmy Coca-Cola Export.
Mimo że nie pchają się na świecznik, o większości panów i pań z tego towarzystwa sporo wiadomo. I tu mam zagwozdkę: co wiadomo o „naszych” kingmakerach? Czy w polskich realiach można tym mianem określać liderów komitetów wyborczych, czy może kogoś innego – przecież oficjalni liderzy nader często sami kandydują (mam na myśli wybory parlamentarne)? A może w ogóle porównywanie demokracji na świecie z demokracją w Polsce nie ma sensu? Uważam, że taka wiedza pomogłaby nie tylko tropicielom powiązań pod hasłem cui bono, ale także wszystkim wyborcom. „Nie powinno się pokazywać społeczeństwu, jak się robi parówki i politykę” – to zdaje się Bismarck. Ale to, co było dobre w XIX wieku, niekoniecznie jest takie w wieku XXI.
Jakby tak zupełnie nudno było,
to byłoby aż za piękne. Umieszczenie w tym zestawie ojca chrzestnego naszej Matki K. świadczy jednak, że może nie tak nudno? Może za słabo wyakcentowałem nad kreską – chodziło mi o przejrzystość rzeczy – kim są kingmakers, jakie interesy reprezentują etc. Nudne? Fajnie by było.
Jakby tak zupełnie nudno było,
to byłoby aż za piękne. Umieszczenie w tym zestawie ojca chrzestnego naszej Matki K. świadczy jednak, że może nie tak nudno? Może za słabo wyakcentowałem nad kreską – chodziło mi o przejrzystość rzeczy – kim są kingmakers, jakie interesy reprezentują etc. Nudne? Fajnie by było.